Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2017, 20:06   #201
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Do Phandalin wrócił Slidar Hallwinter. Ponura mina, z jaką sączył swoje piwo wyraźnie wskazywała na to, że wyprawa w góry nie poszła dobrze.
- Znaleźliśmy ciało Nundro Rockseekra - oświadczył po krótkim powitaniu. - Było już mocno nagryzione przez padlinożerców, ale widać było, że przed śmiercią był torturowany. Thardena nigdzie nie było. A was co tak mało? Reszta zginęła? - zaniepokoił się.
Myśliwy, który z efektów ich wyprawy był nadal lekko określiwszy niezadowolony, zasępił się teraz jeszcze bardziej.
- Nie - odpowiedział krótko - Rozdzieliliśmy się. Przywieźliście to ciało panie Sildarze, czy pochowaliście? Daleko to było?
- Pochowaliśmy w dolinie, z której wyruszają górnicy; nie nadawało się do transportu. To pół dnia drogi stąd. Obozowisko Rockseekerów było nieopodal, jak wzgórza przechodzą już w prawdziwe góry.

Gdy rozmowa ze Slidarem dobiegła końca, a drużyna zdążyła już się najeść i oporządzić, drzwi do gospody otworzyły się i stanęła w nich trójka towarzyszy, która była w Thundertree. Zakrwawione, potargane odzienie i wypchane plecaki świadczyły o tym, że wizyta w spalonej osadzie nie minęła tak spokojnie, jak odwiedziny u banshee i nekromanty.

Wyczerpany Marduk z wielką ulgą pozbył się ciężaru - głównie broni, choć i jedna czy druga maska wielbicieli smoków zaplątała się do jego ekwipunku - ale jego oczy błyszczały żywo gdy przyglądał się towarzyszom. Nie miał zamiaru oddawać zdobyczy za darmo - co przypomniało mu się gdy spojrzał na Jorisa - ale z nimi perspektywa pokonania smoka nagle się przybliżała. Na razie jednak majaczyła przed nim wizja porządnego posiłku, sposobności do umycia się i naprawy odzieży, nacieszenia się kobietą i wyspania, a to wcale nie było mało!
- Witajcie - wysapał, czując zmęczenie przenikające każdą komórkę jego ciała. - Cieszę się że was widzę, całych i zdrowych. Co zdziałaliście?

Jeszcze w trakcie obiadu cała szóstka zdrowo się rozgadała, wzajemnie informując się o tym kto czego się dowiedział. Marduk przekonywał by z rana ruszyć do Thundertree, przegonić smoka (czy raczej go zabić, ale taktownie powstrzymał się przed zdradzeniem swych marzeń) i pozyskać pomoc druida - kto wie, może będzie na tyle pod wrażeniem by wspomóc drużynę w temacie zamku plemienia Cragmaw!

- Druid pomoże za przegonienie smoka? - myśliwy zamrugał oczami jakby niedowierzając temu co słyszy. Nie żeby z jakimiś druidami miał do czynienia, ale zawsze myślał, że takie sprawy załatwiali sami bez wynajmowania mieczy - Też mi się ten pomysł nie podoba. Mamy mapę od niego. Z nią powinno dać radę dotrzeć do zamku przez leśne ostępy. O ile Gundren jeszcze tam jest. Skoro Sildar znalazł ciało torturowanego Nundro, to może znaczyć, że Pająk już zdąża do tej jaskini. Gobliny i niedźwieżuki same by go nie torturowały. Miały rozkazy dostarczyć do Pająka…
Bębnił przez chwilę palcami o kufel z piwem, którego w ogóle od początku nie ubyło.
- Boję się, że znów stracimy czas na ten zamek. O smoku nie wspominając. Chcę skoro świt ruszyć do obozowiska Rockseekerów w dolinie. Już na początku powinniśmy byli tam pójść… To pół dnia drogi stąd.
- Biedny Nundro, spotkałam go raz. Miał oczy jak dwa antracyty, można było w nich utonąć... zaraz, jak to tracimy czas? To nasz jedyny twardy trop! - Turmalina walnęła pięścią w stół - Pirytku, idziesz z nami do zamku, nie będziesz uganiał się za różowymi gremlinami! Cholera, przez ciebie chyba złamałam paznokieć.
- Turmi… torturowali go. Przecież nie robiły tego różowe gremilny. To musiał być Pająk… - pokręcił głową jakby nieprzekonany co do swoich słów.
- Wyjaśnić Ci słowo "przenośnia" ręcznie czy słownie? - spytała słodko krasnoludka.
Joris tylko machnał zniechęcony ręką.
- Więc kto go według Ciebie torturował tu nieopodal Phandalin?
- Stawiam na Pająka lub Glasstaffa. Ale wrócili pewnie do zamku. A nawet jak nie, dowiemy się tam więcej - prychnęła Turmi.
- A ja sądzę - nie ustępował Joris - że zabrali ze sobą Gundrena i torturowali wszystkich, ale Gundren nie chciał mówić. Więc zabili mu brata. I żeby oszczędzili drugiego, Gundren powiedział w końcu gdzie jest jaskinia. I już tam są.
Joris popatrzył po zebranych.
- Jeśli tylko mnie się tak wydaje, to ruszajmy do tego zamku. Ale przemyślcie to. Zamek i starcie z goblinami to conajmniej jeden dzień. A najpewniej dwa. Nie ujmując tego, że się pewnie trochę na nim wykrwawimy.
- Joris, jak ty to sobie wyobrażasz - Turmalina nieczęsto używała imienia myśliwego - Idziemy pojmać braci więźnia, więc bierzemy go ze sobą? Ryzykując że ucieknie, ostrzeże kogoś? Posłuchaj co gadasz zakuta pało. Zabrali jednego, bo im wystarczył. A wcześniej, jak to cholerni zielonoskórzy poużywali sobie na uczciwym krasnoludzie, być może przy okazji sprawdzając czy nie wie tego co brat. Myślisz, że Pająk wyprawił się po braci Gundrena osobiście? On ma swoich pomagierów, takich jak Klarg. Osobiście to tyłek ruszy do jaskini, ale z Zamku. I tam będziemy szukać tropu. JASNE!? - wrzasnęła na końcu, waląc z trzaskiem szpicrutą w stół. I spojrzała wyzywająco na resztę drużyny. Cóż, przynajmniej tym razem paznokcie ocalaly.
Myśliwy przez chwilę patrzył na krasnoludzicę jakby widział kogoś zupełnie mu obcego i conajmniej nienormalnego, ale ostatecznie westchnął.
- Nie zgadzam się z Tobą. Ale Gundren to z nas tu wszystkich chyba Tobie najbliższy znajomek. I krasnolud. Ratujmy go więc po krasnoludzku. Jestem za zamkiem.
-Zgadzam się- oznajmiła milcząca do tej pory druga z krasnoludzic -Gundren jest najważniejszy. Potem z chęcią wybiorę się po smoka- splotła ręce na piersi, odsuwając się nieco od stołu.
- Niech będzie i ten… goblini zamek - Marduk skrzywił się lekko (wcześniej skrzywił się bardziej na wrzaski Turmaliny) ale pocieszył się myślą że będzie tam miał możliwość walczyć w imię Ojca. Podniósł się, bo czuł że za chwilę nie wytrzyma z tym towarzystwem. - Przygotujcie się zawczasu do drogi.
- A właśnie Yarlo - myśliwy zwrócił się do rudej tym razem krasnoludzicy - Znaleźliście mnóstwo łupów w tej spalonej wiosce. A co ze skrytkę, o której ci mówiłem? Tą ze złotym wisiorem Dendrarów?
-Znalazłam- odrzekła wojowniczka puszczając łowcy oczko -Załatwię to przed wyruszeniem na zamek- dodała. Bała się tego spotkania bardziej niż walki z jakimkolwiek przeciwnikiem, a może nawet i tamtym zielonym smokiem -Załatwię to…- powtórzyła już ciszej pod nosem.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 05-02-2017 o 20:09.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-02-2017, 20:15   #202
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
JAK TO MI NIE ZALEŻY?!
Turmalina, Marduk

Phandalin, Gospoda Stonehill

Zaczęło się od tego, że Marduk postanowił popełnić samobójstwo i namawiał do tego innych.
- Sam sobie leź w smoczą paszczę, tępy kilofie jeden - Turmi dość dosadnie skwitowała pomysł zostania smokobójcami - Prawie zginąłeś jakeśmy na Glasstafa polowali. Jak chcesz popełnić heroiczne samobójstwo innych w to nie mieszaj. Mamy przyjaciela do uratowania.
- Nie jestem twoją rodziną czy pobratymcem, byś wyzywała mnie od tępaków, krasnoludzico! - warknął Marduk. - Nagle się obudziłaś i zaczęło ci na Gundrenie zależeć? Szkoda że nie parę dni temu!
- Cały czas mi zależy. A że nie krzyczę o tym wokół jak stara plotkara to moja sprawa. I nie drażnij mnie! - syknęła krasnoludka. Elfy działały jej na nerwy. Większość z nich przynajmniej.
- Nie zauważyłem, faktycznie, tego zainteresowania, nader starannie je ukrywałaś. A czym cię tak drażnię, ciekawość mnie bierze, co? - Marduk uśmiechnął się złośliwie do wrzaskliwej krasnoludzicy.
- Stawiasz się - skwitowała krótko Turmi - Elfowie są twardzi jak świeża glina, więc nie podpadasz pod schemat. Zadowolony?
- Umiarkowanie.
- Cieszy mnie to bardzo. Co się gapicie? - spytała pozostałych - No, to wracamy do właściwych spraw.

Krasnoludka nafochała się w duchu aż po uszy. Pewnie, że jej zależało, wszystkim zależało. Ale wszyscy - wliczając niżej podpisaną - zabierali się do tego tak, że każdy oglądał się na innych, niech oni podejmą decyzję, niech inni wybiorą kierunek. Jak banda dzieciuchów, które spotkały coś dorosłego i nagle je to przerasta. Łazili więc po okolicy rozwiązując częściowo powiązane rzeczy licząc że coś im się przejaśni lub ktoś przejmie dowodzenie, właściwie bezskutecznie marnowali czas oglądając się jeden na drugiego. Nie ma co, popisali się!
Ale prędzej piekło zamarznie, niż Turmalina przyznałaby się do tego. A już z całą pewnością nie jako pierwsza. Całe szczęście w końcu podjęli decyzję. Ruszają na zamek Cragwaw.
Oby tylko wrócili. Krasnoludka trzasnęła drzwiami karczmy i ruszyła na zakupy.



PRZYGOTOWANIA

- Jedna identyfikacja, cztery fiolki eliksiru leczącego - Turmi stuknęła sakiewką o stół na zakrystii świątyni Tymory. Garaele spojrzała krasnoludce prosto w oczy. Siedząc.
- To nie kramik. Ale puszczę to mimo uszu, bo wiem że zrobiliście sporo dla osady pod moją opieką. Zaczekaj chwilę.
Tymorytka bez pośpiechu skończyła bieżące sprawy ignorując nabzdyczoną geomantkę. Nakreśliła kilka słów w notatniku, przycięła zioła w doniczce i umyła moździerz. Dopiero potem otworzyła komódkę i wyjęła z niej cztery fiolki ze znanym leczącym płynem i postawiła przed Turmaliną.
- Jeżeli płacisz platyną, będzie to osiemnaście monet. Sto osiemdziesiąt w złocie. To nie są tanie rzeczy.
- A ja nie jestem pierwszym lepszym biedakiem. Jestem Turmalina Hammerstormówna - Turmi wysypała złoto, srebro i platynę na stół teatralnym gestem, po czym dołożyła dwa duże granaty - Stać mnie. I zidentyfikuj mi tą błyskotkę. Jest urocza, prawda? Skromna elegancja, będzie pasować niemal do wszystkiego.
Kapłanka przyjrzała się dokładnie i orzekła - Identyfikacja dopiero jutro, muszę poprosić Tymorę o łaskę.
- Jutro to będzie futro, wyruszamy jeszcze dziś, a magia błyskotki przydałaby się. Nie da rady nic zrobić?
Szlag by trafił, przeklęła krasnoludka w myślach, chłopa może bym przekabaciła, ale drugiej baby na piękne oczy nie uproszę.
- Wybacz, moje modlitwy to nie koncert życzeń - Garlaele wzruszyła ramionami. Turmalina zresztą też.
- To by oznaczało że mam jeszcze trochę złota do wydania. Masz jakieś ciekawe magiczne precozja? Kapłani przywołują zaczarowane kamienie, jestem pewna że to opanuję z łatwością.
- Przejrzyj, zobacz, może coś wpadnie w oko.

Turmalina oglądała rozłożone za szybą przedmioty. Niektóre ceny były dla niej nieosiągalne pomimo szumnych deklaracji wcześniej, a same artefakty bezużyteczne dla niej, osoby bez duchowego przeszkolenia. Ale najwyraźniej nie wszystko.
- Czy to... Czy to są zwoje identyfikacyjne?
- Jeżeli tak jest podpisane.
Turmalina pacnęła się w czoło i westchnęła.
- Biorę jeden. I nie skomentuję.
Pierścień okazał się być zaczarowany prostą ochronną magią, mogącą odbić niezgrabne ciosy. Krasnoludka wywróciła oczami na całą sytuację. Jutro? Nic się nie da zrobić?
Cholerni kapłani.
Kilkanaście minut później, z uzupełnionym woreczkiem z amunicją, dodatkowym jedzeniem, ubrana w roboczą suknię z zapaską i plecakiem była gotowa ruszać na zamek Cragmaw.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 06-02-2017, 09:35   #203
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
14 Eleasias

Po standardowych kłótniach i przepychankach drużyna ustaliła kierunek kolejnej wyprawy i wszyscy udali się na zakupy oraz by pozałatwiać niezbędne sprawy. Ze sporym zapasem gotówki mogli zaopatrzyć się przynajmniej w leczące tynkury, czyszcząc zapasy Garaele do zera. Po południu wróciła Linene wraz z pracownikami, wioząc paki odzyskane z gobliniej jaskini. Odbierając nagrodę Joris przyglądał się wypakowywanym dobrom, zwłaszcza mistrzowsko wykonanym zbrojom i broniom. Linene pochwaliła mu się nawet magicznym pancerzem, choć wątpiła czy ktoś tutaj go kupi. Potem łowczy zajrzał do Barthena by uzupełnić zapasy. Część przywiezionych przez niego broni była już rozdana, a kupiec z zadowoleniem poinformował go, że jest sporo osób chętnych do ćwiczeń ze Slidarem. Wychodząc zobaczył Yarlę, która z mocno niewyraźną miną zmierzała do domu Dendrarów. Widać postanowiła dotrzymać słowa i oddać naszyjnik właścicielkom.

Tymczasem Torikha spędziła popołudnie u Garaele warząc, krusząc i ucierając. Medalion po Aidymie leżał bezpiecznie w szufladzie elfki czekając na nowego właściciela. Kapłanka Tymory wyraziła nadzieję, że medalion Tori nie skończy podobnie, po czym wróciła do swoich zajęć. Nie była wylewna nawet jak na elfa.

Turmi po zrobieniu zakupów była gotowa do wymarszu, co spowodowało kolejną scysję z Mardukiem, który gotowy wcale nie był. Mógłby być, gdyby się postarał, ale od ciągłych wędrówek nogi właziły mu do tyłka i ani myślał lecieć na noc do lasu, skoro i tak krasnolud był już pewnie trupem. Nie mówiąc już o braku czarów. Na szczęście albo i nieszczęście wszyscy - prócz Anny - rozleźli się po miasteczku i zanim zebrali się z powrotem niebo zaciągnęło się chmurami i zaczęło lać. Cóż, zaklinaczka nie miała zamiaru gardzić noclegiem w łóżku zamiast na twardych kamieniach, więc poburczała dla formalności i zamówiła balię wody. Wolała porządnie się wymoczyć w ciepłej wodzie, zamiast w deszczu.


15 Eleasias

Następnego dnia drużyna wyruszyła skoro świt, żegnana przez ziewającą gospodynię, która zwlokła się z łóżka by naszykować im ciepłe śniadanie i uregulować niemały rachunek za pobyt. Bohaterowie nie bohaterowie - wiadomo czy wrócą? Gdy śmiałkowie zniknęli w mgle przedświtu pokręciła głową i poszła spać. Miała nadzieję, że jej synowie nie wezmą z nich przykładu i znajdą sobie jakieś uczciwe zajęcie.

Posiłkując się mapą druida, wskazówkami tutejszych myśliwych i dotychczasową znajomością terenu Joris poprowadził drużynę na północ, wgłąb lasu Neverwinter. Mieli szukać zamku, który zbudowano tak dawno, że nie ostały się nawet plotki na jego temat. Jak trudne mogło być jego znalezienie? Wszystko, co zostało zbudowane w jego okolicy dawno pochłonął las. Na szczęście zamek zbudowano na wzgórzu, co nieco ułatwiało poszukiwania, a i zielonoskórzy nie kryli się zbytnio ze swoją obecnością, więc stopniowe zagęszczenie tropów sugerowało, że szli w dobrym kierunku. Kilka godzin po południu Marduk dostrzegł zarys masywnej budowli. Drużyna rozbiła obóz, a Joris podkradł się do zarośniętego wzgórza, na którym stał imponujący zamek.



Solidny obronny zamek z grubymi na trzy metry murami i siedmioma czy ośmioma basztami na prawdę robił wrażenie. Przynajmniej z daleka. Z bliska widać było, że wszystko powoli popada w ruinę. Górne piętro dawno się zawaliło, a dolne musiało się trzymać tylko dzięki staraniom zielonoskórych. Każda baszta posiadała wąskie otwory strzelnicze - jeśli gobliny wystawiały warty to z wież miały niezły widok na wszystkie strony świata i dobry punkt obronny.

Do zamku prowadziły szerokie, pokruszone schody przechodzące w taras. Wzmocnione metalowymi sztabami drzwi były wyrwane z zawiasów i zwisały smętnie ukazując tonące w mroku wnętrze. Z daleka nie było widać ani słychać żadnej aktywności, ale wydeptana i wycięta wśród roślinności ścieżka z pewnością była często użytkowana. Joris cofnął się do towarzyszy by poinformować ich o znalezisku i zastanowić się co dalej.

 
Sayane jest offline  
Stary 07-02-2017, 12:19   #204
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~***~

Ognistowłosa siedziała zadumana, trzymając w ręku zakurzony naszyjnik. Kobieta rozmyślała nad tym co powiedzieć Mirnie, jak to rozegrać. Ostatnia rozmowa na ten temat z Jorisem dała jej wiele do myślenia. W końcu uznała, że od myślenia nic się nie ruszy i musi w końcu tam pójść. Yarla wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia.
-Niebawem wrócę- rzuciła do ogółu, po czym opuściła gospodę. Idąc w kierunku chaty Dendarów wojowniczka starała się już o tym nie myśleć. Niedługo później była już na miejscu. Ognistowłosa zapukała do drzwi. Kobieta słyszała jak bije jej serce.
~Na myśl o bitce ze smokiem tak się nie czułam...~ zauważyła w duchu. Drzwi nagle drgnęły i otworzyły się do środka a wojowniczka dostrzegła w półmroku izby wdowę Dendara.
-Ekhem...- chrząknęła unosząc dłoń z wisiorem nieco w górę -Wiem, że nie jestem tu mile widziana. Wiem, że żadne słowa nie oddadzą tego co czujesz. Wiem wszystko...- na chwilę przestała mówić by uspokoić rosnące w żyłach tętno.

-To chyba należy do waszej rodziny- rzekła, po czym wręczyła pamiątkowe świecidełko kobiecie -Przepraszam...- powiedziała na koniec, patrząc Mirnie głęboko w oczy. Yarla odwróciła się na pięcie nie dając Dendarowej nawet czasu na odpowiedź. Prędko odeszła kierując się w stronę miasta. Kamień spadł jej z serca choć w głębi duszy czuła, że byłoby jej lepiej gdyby wdowa jej wybaczyła tamto co się stało.
Yarla skierowała swe kroki do składu Barthena. Od czasu przybycia najemników do miasteczka, handlarz zmienił swoje nastawienie w stosunku do nich w znaczny sposób. Człek spuszczał im z ceny i Yarla miała zamiar skrupulatnie to wykorzystać. Jej przeszywnica była w fatalnym stanie. Gdzie nie spojrzeć tam znajdowała dziury, mniejsze czy większe. Ich celem było zamczysko goblinów, to też musiała odpowiednio się przygotować.

Gdy w końcu dotarła na miejsce powitała Barthena dziarskim uśmiechem i energicznym ruchem ręki -Ay Ay!-
-O pani krasnoludzica! A gdzież to swą kuzynkę pani podziała?- spytał człek.
-Turmalina? Ano odpoczywa. Przychodzę bo trza mi czegoś lepszego, od tego...- kciukiem stuknęła w pokiereszowaną zbroję.
-Ano widzisz pani Yarlo, Tymora chyba cię lubi. Tak się składa, że mam na stanie zbroję krasnoluda. Poczeka chwilę, ja jej poszukam- rzekł i zaczął się rozglądać po kufrach. Yarla wiodła z nudów wzrokiem po pułkach, aż w końcu zauważyła błękitny płyn w szklanej butli. Krasnoludzica podeszła do ów pułki, zabrała flakon i postawiła na ladzie, by nie zapomnieć o nim. W końcu wrócił Barthen, niosąc w rękach napierśnik. Pancerz zdawał się być solidny, zadbany i nawet nie szczególnie zniszczony użytkowaniem.
-To zbroja dla ekhem... Męża, lecz myślę, ze i tobie będzie pasował.-
-Pokaż mi go- odrzekła Yarla, po czym z pomocą Barthena szybko założyła zbroję.


-Leży idealnie!- rzucił podekscytowany. Yarla stanęła na środku magazynu i wykonała kilka ruchów rękami, jakby wyprowadzała niewidzialne cięcia i ataki.
-Racja. Leży dobrze- skomentowała -Choć nie oddaję czci Moradinowi- dodała po krótkiej chwili przyglądając się świętym symbolom boga ojca krasnoludów na naramiennikach -Nie wadzi mi to jednak. Wezmę go.-
-Świetnie to będzie sto osiemdziesiąt złotych monet...- Yarla mogła przysiąc, że handlarzowi zaświeciły się oczy na myśl o złocie za zakurzony pancerz.
-I jeszcze to. To też mi się przyda- dodała wskazując gestem ręki flakon z miksturą.
-Oczywiście. To będzie dwieście dwadzieścia pięć...- Yarla położyła na ladzie trzy mieszki. W jednym były złote monety, w drugim były srebrne, w trzecim zaś miedziane. Z kieszeni wydobyła pięć platynowych monet, oraz diamencik, który znalazła w wymarłej osadzie -I jeszcze to- rzekła kładąc na ladzie kamyk...

~***~

- Jest piękny, słoneczny dzień, cholerne gobasy pewnie są śpiące. Chodźmy tam i skopmy im tyłki - rzuciła dziarsko Turmalina.
-Ha!- odrzekła Yarla radośnie -To dopiero zacna inicjatywa. Ale tak o? Z buta i topora? Bez żadnego zwiadu?- spytała by się upewnić.
- Z lewej mur runął, może wejdźmy z dwóch stron jednocześnie?- Turmi wspięła się na szczyty krasnoludzkiej podstępności.
-A nie ma nas za mało na takie taktyki?- kontynuowała Yarla.
- Taktyka nie jest moją mocną stroną - odpowiedziała geomantka - Zamiast tego mogę Ci powiedzieć, że ściany zamku są z porfirowego granitu, głównie narzutowych otoczaków. Wojownika o taktykę pytać! Mimo że wąskodupiec. - podsumowała i spojrzała w kierunku Marduka. - Elfie, gdzieś polazł?
Ale Marduka i Jorisa już nie było. Ruszyli na zwiad wokół zamku Cragmaw, co Turmi oceniła nader krytycznie - Durny elf. Równie dobrze mogłabym ubrać amarantową kieckę i pójść z nim. W tej błyszczącej zbroi będzie równie widoczny.

- Nosi chłopów daj im się popisać… - mruknęła smętnie Tori, grzebiąc w plecaku, by się upewnić, że wszystko zabrała.
-Myślicie, że go tu znajdziemy? Myślicie, że ciągle żyje?- Rudowłosa się zasępiła patrząc na mury oddalonego zamczyska. Od porwania krasnoluda minęły już prawie cztery dni.
Melune szczerze wątpiła w odnalezienie Gundrena żywego. Nie chciała jednak być tą, która kracze i czarnowidzi. Po pierwsze źle na tym by wyszła, a po drugie… takie stwierdzenia, mocno nadszarpnęły by morale drużyny, która i -tak trzymała się już tylko na splunięcie.
- Gdzie indziej jak nie tu? - Półelfka postarała się na pewniejszy ton głosu, po czym uśmiechnęła się szeroko. - To krasnolud… aaa nie tak łatwo was ubić, nie zdziwiłabym się jakby po uwolnieniu go dał nam jeszcze łupnia za ociąganie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 08-02-2017 o 10:49.
Nefarius jest offline  
Stary 07-02-2017, 13:03   #205
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw, Las Neverwinter

Mężczyźni ruszyli północną stroną wzgórza. Przedzieranie się przez chaszcze nie należało do łatwych ani przyjemnych, choć znacząco obniżało szanse wykrycia zwiadowców. Mimo, że zamek był w fatalnym stanie to baszty nadal stanowiły dobre punkty obserwacyjne, nawet na najniższych kondygnacjach.
Po przejściu kilkudziesięciu metrów Joris dojrzał wąski pas śladów prowadzących w stronę prawie całkowicie zburzonej baszty. Obaj z Mardukiem wytrzeszczyli oczy, lecz nie mogli tam dostrzec żadnego wejścia, ruszyli więc dalej, obchodząc zamek od wschodu i mijając kolejne baszty. Nagle z jednej z nich wyleciał bełt, a potem kolejne, trafiając Jorisa w bark.
- Nosz znowu??! - myśliwy warknął boleśnie gdy ból na dobre zaczął promieniować od pierwszej rany.
- Cofamy się! - syknął Marduk, zupełnie jakby to on został ranny a nie Joris. Obeszli już około połowy obwodu zamku, szukając jakiegoś mniej oczywistego i słabiej bronionego wejścia nim z najbliższej wieży spadły na nich czarno upierzone strzały. Pech - mieszkańcy ich zauważyli, mimo wszystkich środków ostrożności, a obrażenia barku Jorisa nie wyglądały na draśnięcie. Marduk zasłonił sobą i uniesioną tarczą tropiciela i pchnął go oddalając od budowli. Ten bynajmniej nie oponował i szedł cały czas klnąc na czym sprawiedliwość stoi i sycząc na zmianę pod nosem.

Jak na razie znaleźli ślady prowadzące do jednej spośród zrujnowanych baszt, wręcz wydeptaną ścieżkę. Chłopak zasępił się, cofając się i obserwując zamek. Na zaskoczenie nie było już co liczyć.
- Wracamy do dziewczyn nim gobliny wypadną na nich - powiedział gdy oddalili się na tyle by szansa na celny strzał znacząco spadła. - Ale najpierw wyciągnę strzałę.
- Czekaj, to trzeba... - zaczął zaskoczony pośpiesznym działaniem Joris, ale już nie zdążył powstrzymać Marduka, który wahał się nad słusznością swoich czynów nigdy… lub prawie nigdy - Auuuaaaa… ty skurwysynu!!!... offf… no co za psi los! Trzeci raz pierwszy baty zbieram!
- To się nazywa ‘pech’, przyjacielu. I bacz na język, bo ci tę strzałę wepchnę głębiej, a nie wyciągnę.

Polowa “operacja” nie była delikatna, ale musiała wystarczyć do momentu gdy Torikha będzie mogła pomóc Jorisowi. Marduk zużył już część łask na odczytanie zwojów będących w jego posiadaniu, dlatego teraz tylko zatamował krwawienie nim ruszyli z powrotem. Nieco złośliwa myśl przemknęła mu przez głowę - może tropiciel po kilku takich nauczkach wreszcie nieco lepiej zadba o własne interesy - jak na przykład zakup lepszej zbroi - a nie o wszystkich innych potrzebujących w okolicy. Marduk miał na grzbiecie nową, magiczną zbroję, zakupioną ze środków pracowicie ciułanych z łupów, i tylko sobie gratulował w duchu.


- Torikho, Joris jest ranny, pomóż mu - elf odezwał się do półelfki gdy wraz z pobladłym Jorisem dotarł wreszcie do ukrywających się (oby!) od zachodu niewiast. Mieli szczęście - zdążyli z powrotem nim z zamku wypadła jakaś większa grupa pościgowa. - Znaleźliśmy ślady prowadzące do zamku od północy ale gobliny - czy kto tam się czai - odkryły nas gdy pokonaliśmy jakąś połowę obwodu. Niestety.
Półelfia kapłanka popatrzyła na Marduka, podnosząc nieznacznie jedna brew. Komentować zachowania mężczyzny jednak nie miała zamiaru, poczeka z tym, jak sam czegoś będzie od niej chciał.
Po krótkiej modlitwie, rana została zasklepiona, a Joris dorobił się kolejnego opatrunku w postaci bandaża.
- A nie mówiłam? - prychnęła Turmalina - I cały misterny plan można spuścić w kloakę, mistrzowie podstępu. W dodatku staciliśmy element zaskoczenia.
- Skończyłaś? - Marduk zapytał z zaciekawieniem w głosie. - Tylko marudzić i wymądrzać się potrafisz. Jak to było? “Jest piękny, słoneczny dzień, cholerne gobasy pewnie są śpiące. Chodźmy tam i skopmy im tyłki”? To twój plan?
- Mógł zadziałać. Weszlibyśmy i skopali im tyłki - Turmalina wytknęła elfowi - Ale ktoś chciał być za sprytny. Może i tylko marudzę i wymądrzam się, ale wciąż robię to lepiej niż ty. Myślisz że to Pirytka zauważyli? Kto na zwiad w zgrzytającej i błyszczącej zbroi łazi?
Chłopak tylko pokręcił głową, bo Turmalina była chyba ślepa, jeśli płaszcza nie widziała, zasłaniającego zbroję. Marduk nie miał też na głowie kolczego czepca, ukrytego również pod materiałem. Ale durnej krasnoludce takie drobiazgi nie przeszkadzały, nie raz dała tego dowód. Na razie nie miał ochoty się z nią sprzeczać, co nie wykluczało tego w przyszłości.
- Widzę że jesteś jasnowidzem - mruknął tylko, szykując kuszę i obserwując wejście do zamku.
- Na pewno nie idiotką. Ruszamy czy czekamy na to, aż nas z murów wystrzelają? - krasnoludka olała złośliwość Elfa.
- Z tą “nie idiotką” bym polemizował - chłopak rzucił lekkim tonem. Nie odrywał spojrzenia od otworów strzelniczych. - Możemy się cofnąć w dogodne do obrony miejsce i poczekać aż ktoś wyjdzie; przekonamy się czy gobliny wzięły nas za poważne zagrożenie czy nie. Na razie zapewne są ostrzeżone i czujne. Tak, tak - zerknął na Turmalinę - wiem że się nie powstrzymasz od komentarza. Jeśli nalegasz na atak mknij przodem. Będziemy cię osłaniać.
Turmalina wyobrazila sobie Jorisa i Marduka niesionych falą ziemi w mimowolnej szarży na zamek i od razu humor jej się poprawił.
- Dobra. Stało się. Wiedzą, że tu jesteśmy i nie ma co kwękać nad rozlanym mlekiem. Ale Ty Turmi nie popędzaj boś sama chciała tu leźć najbardziej więc daj się zastanowić, albo sama co mądrego rzeknij - Joris jednak nie patrzył na krasnoludzicę. Po raz kolejny patrzył z niedowierzaniem jakie cuda sprawia torikowa magia na jego psiej skórze. Skinął kapłance z wdzięcznością głową - Po mojemu to nie ma co tam wpadać na pałę z wrzaskiem. I za mało nas i nic o tym co w środku się dzieje, nie wiemy. Ale znaleźliśmy jakąś ścieżkę od północy. Tam może być jakieś wejście, ale potrzebowalibysmy go na spokojnie poszukać. A do tego przyda się, żeby ktoś narobił hałasu na przykład od frontu, albo tej baszty z której nas ostrzelali. A najwięcej hałasu robisz Ty Turmi.
- Mogę zasypać strumieniem piachu jedną ze strzelnic, wystarczająco mądre? - wyzywająco odparowała krasnoludka.
- A kamieniami? Albo głazami? - zapytał myśliwy trochę z nadzieją a trochę z powątpiewaniem.
- Jak tektonika pod nogami jest aktywna mogę ostro nimi zatrząść... - powiedziała krasnoludka i wtedy się zaczęło.

Z kierunku, z którego przyszli zwiadowcy dobiegł hałas. Może usłyszeliby go znacznie wcześniej, gdyby wszyscy nie gadali jak przekupki na targu. Przez krzaki, śladem Jorisa i Marduka, przedzierały się dwa niedźwieżuki i cztery mizernie wyglądające gobliny. Widząc gromadę ludzi i nieludzi przyczajoną u stóp zamkowego wzgórza i obserwujących wejście do twierdzy, potwory ruszyły do ataku. Pierwszy z niedźwieżuków zamachnął się morgenszternem na Marduka i trzasnął go tak, że elfowi gwiazdy stanęły przed oczami. Drugi ruszył na Jorisa, a gobliny rozstawiły się po krzakach z łukami gotowymi do strzału. Na szczęście strzelały niecelnie.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-02-2017 o 13:07.
Sayane jest offline  
Stary 08-02-2017, 19:47   #206
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Wściekły warkot Marduka urwał się jak ucięty nożem a siła ciosu wymierzonego prosto w głowę omal nie rzuciła go na ziemię. Chłopak zatoczył się jak pijany, trzymając się na nogach chyba tylko dzięki pierwotnym instynktom! Rodząca się żądza zabijania ustąpiła potrzebie przeżycia i Marduk na wpół jedynie świadomie przywołał ochronną aurę, zabezpieczającą zarówno jego jak i towarzyszy. Zasłaniając się przed ciosami wycharczał słowa uzdrawiającej modlitwy do Ojca Elfów, wypluwając krew i ślinę. I łaska Protektora spoczęła na nim! Oszołomienie zniknęło, świat odzyskał ostrość, przenikliwy ból zmasakrowanej czaszki zelżał, choć chłopak czuł jak gorące krople ściekają mu po twarzy i torsie!
Marduk wyszczerzył zakrwawione zęby, czując jak żądza mordu rozpala się na nowo.
- Krew dla Ojca! - ryknął, sięgając po rękojeść Talona. Z boku doskoczyła Yarla i cięła z zaskoczenia niedźwieżuka toporem. Ziemia zakołysała się awanturnikom pod nogami ale niedźwieżuk ucierpiał znacznie bardziej i z łoskotem runął jak długi! Młodzik uderzył z góry, rozrąbując żebra. Niedźwieżuk próbował się poderwać na równe nogi ale Marduk, z połową twarzy we krwi i szczerząc zęby niczym wściekły wilk, doskoczył do niego. Klinga Talona zatoczyła łuk i wgryzła się w grubą niczym pień szyję humanoida. Unoszona już broń wypadła z nagle bezsilnej łapy a ciało, rozpryskując krew, z powrotem gruchnęło na zdeptaną ziemię. Marduk krzyknął w ekstazie, napawając się widokiem. Po czym rzucił się na następnego przeciwnika, wykrzywiony niczym szaleniec!
Yarla splunęła z pogardą na porąbanego niedźwieżuka, poprawiła uchwyt topora w ręku i ruszyła za elfim wojownikiem w kierunku kolejnego oponenta -Chodź tu gnoju!- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Ten zwarł się póki co z Jorisem, którego w ostatniej chwili wsparła swą magią Tori, choć mężczyzna nie wiedział właściwie na czym to wsparcie miało polegać. Myśliwy jednak odkąd zaczęła się walka bynajmniej nie pałał taką krwiożerczościa jak Marduk, czy Yarla. W walce starał się wyczekać na potknięcie przeciwnika, które zamierzał bezlitośnie wykorzystać. Mogła to jednak nie być najlepsza strategia bo póki co przewagi nad niedźwieżukiem nie wypracował, a do tego omal miecza nie stracił gdy ten minął się z przeciwnikiem i wbił na sekundę w pień drzewa prawie tam pozostając.
Turmalina z całą pewnością nie szła na jakiekolwiek półśrodki. Ziemia zadrżała, gdy geomantka sięgnęła głęboko, sprawdzając aktywność tektoniczną, a ta była w sam raz, wystarczyło tylko nieco wysiłku. Podbiegła kawałek przebierając krótkimi nóżkami zachodząc oba wielkoludy z lewej i puściła im pod nogi sesjmiczną falę. Grunt pękł na szerokość dłoni i pierwszy wróg wywalił się jak długi, drugi z włochatych goblinoidów zachwiał się nieco, ale ustał. Krasnoludka nie powiedziała jednak ostatniego słowa i biegała jak szalona po polu walki co chwila tupiąc, wywołując kolejne pęknięcia.
Melune po pobłogosławieniu Jorisa, zajęła się samą sobą, wymawiając żarliwą modlitwę o ochronę dla siebie podczas tej walki. Bogini albo ulitowała się nad najżałośniejszą ze swych wyznawców, lub po prostu lubiła odpowiadać na wezwania Melune, gdyż kapłanka zaraz poczuła moc kumulującą się wokół niej.
Wydobywszy sejmitar oraz tarczę, ruszyła przez targanymi wstrząsami teren, na spotkanie goblinom.
Dobrze wycelowane pęknięcia Turmaliny powaliły drugiego niedźwieżuka oraz część goblinów. Dzięki temu Mardukowi, Yarli i Jorisowi udało się dobić potężnego przeciwnika, a Anna ubiła z kuszy jednego z goblinów. Pozostałe, widząc porażkę potężniejszych kompanów (czy też dowódców) rzuciły się do chaotycznej ucieczki. Niestety nim to się stało, kolejna strzała dosięgnęła Yarlę, niemal kończąc jej najemniczy żywot, oraz skaczącą wokoło Turmalinę.
Yarla poczuła jak jej nogi robią się miękkie i nawet się nie zorientowała jak siedziała na trawiastej glebie z goblinim pociskiem wystającym z uda. Przed oczami wszystko jej wirowało. Ostatkami opanowania i zdrowego rozsądku sięgnęła po swoją leczniczą miksturę, odkorkowała ją i wartko wypiła całą zawartość. Zaraz po wypiciu ostatniego łyka, Yarla cisnęła flakonem w bok i złapała za pocisk, by go wyrwać. Wiedziała, że gdy rana zacznie się zasklepiać z pociskiem w udzie tylko pogorszy swoją sytuację. Kobieta wyrwała strzałę z uda zagryzając zęby z bólu. Teraz pozostało tylko poczekać chwilę aż lecząca magia zacznie działać.


Walka dobiegła końca. Pozostałe przy życiu trzy ostatnie gobliny, widzac jak dwa niedźwieżuki padły martwe na trawę u stóp drużyny, postanowiły się błyskawicznie ewakuować… i bynajmniej nie do miejsca najbezpieczniejszego, czyli do Zamku… a po prostu na ura, gdzie popadnie.
Bojowy elf w krwawym szale, zaszlachtował jak prosiaka, małego zielonego nieboraka, który próbował powstać z ziemi.
Joris posłał strzałę za kolejnym, ale trafił w krzaki, za to Anna jak przycelowała z kuszy, tak że nie było co zbierać po ofierze.
Ostatni z uciekinierów, wbiegł między karłowate drzewka, czując na swych plecach, gorący oddech Marduka, który nie popuszczał nikomu… nigdy.
Melune rozejrzała się po polu walki, w której uczestniczyła chyba tylko bojowym wyglądem. Chowając, czysty jak łza, sejmitar, podeszła do rannych towarzyszy w celu opatrzenia kogo potrzeba.
Gdy tylko Turmalina się ocknęła, wokół niej zagotowała się ziemia, jakiś kamień wystrzelił, walnął w okoliczne drzewo - Gdzie ten zielonek, co mnie dziabnął? Ja mu pokażę...auuu!
Potem, gdy Marduk wrócił, okazało się że dobił ostatniego uciekiniera. I nie było się na kim mścić.
No nic, na zamku czeka ich więcej!
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 12-02-2017, 12:44   #207
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- I jak, idziemy tam, skąd te ciołki przylazły? - spytała pozostałych Turmalina oceniając stan obrażeń które odniosła. Bolało, ciągnęło, ale wciąż żyła, to było pozytywne.
- Może powinniśmy zregenerować siły? Ukryć na jakiś czas? Nawet jeśli naślą na nas patrole to w podobnej ilości co ten tutaj. Powinniśmy dać sobie z nimi radę… na raty. - Zaproponowała Torikha.
- Nie, Tori - odparł krótko Joris - Klarg powiedział, że w okolicy jest jeszcze jedna zbójecka banda, którą mogą wezwać. Zapewne z wilkami. Nie licząc mniejszych patroli. Czekając odwlekamy to po cośmy tu przyszli i ryzykujemy, że więcej tego robactwa się tu zlezie. Na razie wiedzą, że te gamonie nie wróciły i nic więcej. Trochę pogłówkują przed wysłaniem następnego, ale spokoju nam tu nie dadzą. Oto co myślę zrobić: Odwrócić uwagę zaalarmowanej straży do frontu zamku. Tam jakieś wozy stoją drewniane. Potraktować je butelkami z oliwą i podpaloną strzałą. Potem iść od północy i znaleźć boczne wejście. A potem nie bawić się w rzeź tylko walić prosto do najlepiej wyglądającej wieży gdzie może być ich wódz. Pamiętacie co było w jaskini? Po odcięciu łba, glizda nadal się wije, ale raczej bezsensownie.

Marduk nadchodził powoli, nie spiesząc się, z arogancką pewnością siebie widoczną w ruchach. Nic sobie nie robił z krwi którą był zachlapany; po prawdzie od niedawna coraz mniejszą uwagę poświęcał temu jak jego odzienie czy ekwipunek się prezentuje. Wystarczało mu że był w pełni sił i gotowy do walki.

- Dobra robota, wszyscy - pochwalił gdy już upewnił się że wszyscy są cali i zdrowi - i nieco przypomniał sobie przebieg starcia. - Proponuję wycofać się, odpocząć i zregenerować. I jutro zaatakować z samego rana - popatrzył na zamek niczym niedźwiedź na barć - były tam żądlące pszczoły, ale był też miód. Swego rodzaju.
Melune tylko na chwilę spojrzała na “nowo” przybyłego, po czym zwróciła się do myśliwego.
- Został mi jedynie zwój i jedna mikstura, którą wolałabym zachować na ostateczność… Jestem słabym wsparciem nawet z magią dla drużyny… a bez niej, może od razu strzelmy sobie w kolano?

Marduk zerknął na półelfkę i odwrócił wzrok. Kapłani - niemalże z definicji - powinni mieć dupę ze stali i kręgosłup (moralny) wzmocniony oddaniem bóstwu któremu służą. A półelfowie, z racji ostracyzmu dotykającego mieszańców, mieli być osobami zamkniętymi w sobie ale i przez to doświadczenie twardszymi i bardziej pewnymi siebie. Co w przypadku Torikhi wydawało się nie mieć miejsca. Cóż, nie był to jego problem. Zakrzątnął się by zebrać swój ekwipunek, obszukać zabitych i przyjrzeć ich anatomii.

Yarla poklepała się po udzie, w którym niedawno jeden z goblinów ulokował swoją strzałę. Magia lecząca zasklepiła jej rany i uśmierzyła ból i to wystarczyło by dać Yarli choćby małego kopa do działania dalej.
-Popieram Jorisa. Mamy dość sił by zaszlachtować ich wodza. Zróbmy to teraz, póki jest dość jasno, póki gobliny nie wiedzą do końca co je czeka…- zaproponowała.
Joris spojrzał na niewesołą minę Tori, sceptycznie wykrzywione usta Marduka, w końcu i wyrażające typowe kobiece niezdecydowanie oblicze Anny, po czym spojrzał na krasnoludzicę.
- Tobie się tu Turmi spieszyło. Twoja decyzja.
- Atakujemy - oznajmiła. - Mam cztery mikstury leczące, starczy za torikowe modlitwy. Wiedzą że tu jesteśmy, a jak w środku jest ktoś łebski, to napadną na nas nocą. Ta twierdza ma tyle dziur, że wejdziemy, w razie czego utoruję drogę magią. Jak komuś jeszcze rany dokuczają, to wypić tynktury i do ataku. A ty skarbeńku nie narzekaj żeś bezużyteczna, bo jak się do roboty weźmiesz, to łby lecą. Tylko więcej robienia bronią a mniej modlenia. To jak, gotowi? Wejście frontowe to tylko dwie strzelnice, wejdziemy trzymając się jednej ściany, drugą zaś będziemy mieli na celowniku. Jakbyśmy przemykali się do domu po nocnej balandze. Co wy na to?
Joris kaszlnął nerwowo jakby mu coś do gardła wpadło i podrapał się po czuprynie.
- Przemykać to się przemykałem. Ale w domu nie czekało na mnie mnóóóóstwoooo - wycharczał ostatnie słowo głosem głowy Klarga - goblinów. Po pokonaniu schodów czeka nas przedarcie się przez dziedziniec i hol pomiędzy zbiegajacymi ze wszystkich baszt goblinami, żukami i licho wie czym jeszcze. Napewno nie włazimy tam po cichu? Bokiem?
- Tak przy okazji - Marduk błysnął przemiłym uśmiechem kucając nad niedźwieżukiem i nakłuwając kukri mięśnie międzyżebrowe - upewnijcie się, ale to naprawdę upewnijcie, czy chcecie tam iść kiedy część z nas jest pozbawiona… możliwości rzucania tego, co zwykle nazywa się czarami. Pamiętacie niejakiego pana Glasstaffa? Nie pamiętacie i nic dziwnego, bo zbiegł z podziemi dworu z dwoma niedźwieżukami nim go dopadliśmy. A tu - co za zbieg okoliczności! - leżą dwa niedźwieżuki. Idźmy dalej: miejscowe gobliny - wskazał zakrwawionym kukri mniej więcej w stronę oczyszczonej ostatnio kryjówki tych kreatur - bardzo interesują się krasnoludami - przypomnę wizerunek Turmaliny który znaleźliśmy przy jednym z nich - i to zapewne nie z własnej i nieprzymuszonej ciekawości, ale z konkretnego powodu. Jeśli tu właśnie przetrzymywany jest Gundren, to nie wykluczam obecności Czarnego Pająka. A jeśli ten Czarny Pająk jest drowem, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie dysponował mocami… powiedzmy, magicznymi. Dwóch magików w pełni sił. Zgaduję, rzecz jasna.
- To byłaby raczej Czarna Pajęczyca. Drowy nie pozwalają swoim samczykom na zabawę magią. Właściwie chyba w ogóle na niewiele pozwalają. Marduk, słuchaj. Tyś elf, więc może nie zrozumiesz, ale tam w środku jest nasz druh. Nie tylko mój, ale i Jorisa, Yarli, Anny i tak dalej. Gdy wejdziemy do środka spotkamy wroga, znów trochę pokrwawimy i zużyjemy magię... to co, znów się wycofamy?! Cholernego grilla będziemy urządzać co bandę zielonoskórych zarżniemy? Może nie będziemy pchać się frontowym wejściem, jak ktoś inny ma pomysły to śmiało. Ale wejdziemy tam i spróbujemy odbić Gundrena lub zginiemy próbując. Jesteśmy mu to winni. Więc moją magią sobie gęby nie wycieraj tylko decyduj czy idziesz z nami.
Tooo...nie do końca była Turmalina. To znaczy była, ale jakaś inna. Poważna, mówiąca bez zwyczajnych złośliwości i konkretnie. Już dawno można było zauważyć, że gdy używa imion zamiast przezwisk mówi poważnie, a teraz nazwała imionami niemal każdego.
- Ty patrzysz na jednego Gundrena, ja patrzę nieco szerzej - odpowiedział chłodno Marduk. - A życiem swoich towarzyszy, jeśli już o swoje nie dbasz, też nie szafuj lekce sobie je ważąc, bo niektórzy chcą dłużej pożyć. Spróbujemy odbić Gundrena, ale jeśli będzie wyglądało na to że warto się cofnąć i “urządzić grilla” żeby odzyskać siły to pierwszy to zrobię. Raz że nie jestem samobójcą, a dwa że w niczym Gundrenowi nie pomoże jeśli wszyscy legniemy pokotem.
-Hehe…- Yarla tylko zabrechtała słysząc słowa Marduka. “Nie jestem samobójcą”, rzekł, a do smoka to go tak ciągnęło jak psa do suki co się goni. Yarla po sekundzie zrozumiała, że swoim śmiechem zwróciła na siebie uwagę pozostałych i błyskawicznie spoważniała -Nic, nic. Takie tam wspominki- kobieta spojrzała na Jorisa -Idziemy? Przynajmniej spróbujmy. To zawsze coś- dodała na koniec.
Marduk zerknął na krasnoludzicę po czym uprzejmym gestem wskazał chętnym drogę w stronę zamku.
- Możemy jeszcze - dodał Joris - z Yarlą we dwójkę sprawdzić to boczne wejście. Zakraść się znaczy. Jeśli jest… to narobić na zamku zadymy z ogniem i oliwą. To powinno ułatwić reszcie wejście frontem.

Półelfka położyła dłoń na rękojeści sejmitaru, przysłuchując się dyskusji w milczeniu. Cztery flakony Turmi, jeden jej, plus jeden potężny zwój z leczniczym czarem. Kto wie co mają inni? Może wystarczyć… zwłaszcza, że Gundren, jeśli żył… to nie mógł dłużej czekać. To była ich ostatnia i jedyna szansa, by móc uratować go żywego.
- Nie rozdzielajmy się… ostatnim razem trzymanie się razem wyszło nam na dobre… - Tori odezwała się pewnym tonem, w skupieniu opierając się o postawioną na ziemi tarczę. - Mam dobrą zbroję i widzę, że Yarla również… pójdziemy na pierwszy ogień. Za nami Joris z Turmaliną, skoro Marduk rezygnuje z samobójstwa, niech osłania czarującą Annę na samym końcu.
-Racja…- poklepała się lekko po pancerzu -To już nie lekka skórznia. To cholerstwo słychać z daleka, a do tego spowalnia strasznie, jakbym cholera nie miała dość krótkich nóg…- skomentowała propozycję Jorisa.
- Niech Bogowie nam sprzyjają. Mogę w razie czego torować nam drogę falami ziemi. Joris wybierz drogę podejścia, Aniu, Tori, jakieś magiczne wsparcie? Wszyscy kusze w gotowości, w miarę możliwości staramy się dostać drani na dystans. Na pohybel skurwysynom, a jak ktoś polegnie, to piękny nagrobek ma u mnie jak w banku! - Turmalina z trzaskiem napięła arbaletę. Była gotowa.

Marduk uśmiechnął się i popatrzył na zamek - budowlę z samej definicji przeznaczoną do obrony. Nie kłopotał się z przezbrajaniem w kuszę - jeśli już dostaną się do środka chciał być gotowy do walki wręcz. Wizja pojedynku strzeleckiego z obrońcami widocznymi jedynie przez wąskie strzelnice była mało atrakcyjna.

Wiedział - ale zachował to przemyślenie tylko dla siebie - że jak raz wlezą do zamku, to łatwo z niego nie wylezą. Po prawdzie ugrzęzną do końca - do własnej śmierci lub zwycięstwa. Uśmiechnął się z kolei do Anny a płatki zaschniętej krwi na twarzy pękały i odłaziły od skóry.
- No to pilnujemy tyłów, Anno. Przynajmniej na razie.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 12-02-2017 o 12:51.
TomaszJ jest offline  
Stary 16-02-2017, 10:03   #208
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw
15 Eleasias, popołudnie


Zgodnie z “rozkazem” Turmi Joris poprowadził drużynę. Nie uśmiechał mu się frontalny atak - w tym wyjątkowo zgadzał się z Mardukiem. Stwierdził więc, że spróbują zajść zamek z boku i - omijając wzgórze szerokim łukiem - ruszył w kierunku, z którego (jak się wydawało) wyszły niedźwieżuki. Czy byli zbyt daleko, czy gobliny zbyt głupie i myślały, że wrogowie odeszli - dość, że nikt do nich nie strzelał. A może pomogły wielkie, śmierdzące kurty, które tropiciel uparł się zabrać ze sobą i teraz jedną niósł na własnym grzbiecie…?

Wytropienie skąd wyszły żuki nie było trudne. Po południowej stronie zamku (który z bliska wyglądał jeszcze gorzej niż z daleka) znajdowały się schody i boczne drzwi do baszty - teraz nieco uchylone. Joris ostrożnie wszedł do środka. Drzwi, rzecz jasna, skrzypnęły przerażająco, ale echo nie poniosło się daleko. Widoczny w półmroku korytarz był na wpół zasypany gruzem. Po lewej były zamknięte drewniane drzwi, gdzieś z przodu za drzwi służyła brudna szmata. Było tam ciasno, drużyna z trudem zmieściła się w przejściu.

Wszędzie śmierdziało rozkładającym się mięsem, fekaliami i odpadkami. Tropiciel nie usłyszał charakterystycznego poszczekiwania goblinów. Wydało mi się, że z prawej strony dochodzi jakieś zwierzęce pomrukiwanie, lecz szybko ucichło. Bez pochodni i otwierania kolejnych drzwi drużyna nie mogła rozeznać się co leży dalej.

- Sprawdzamy co za szmatą - szepnęła Turmalina. Chyba zresztą pierwszy raz słyszycie ją tak cichą - Marduk, pilnuj tych drzwi z lewej coby nam nic nie wylazło za plecami. Na razie tylko zerkamy.
Torikha stała przez chwilę w ciemności, rozglądając się, czy przypadkiem nikt na nich nie idzie. Gdy pierwsze nerwy po przekroczeniu progu zamku opadły, półelfka zaczarowała swoją tarczę, która rozbłysła magicznym blaskiem, oświetlając korytarzyk w którym się kotłowała drużyna.
- Z przyjemnością - Marduk uśmiechnął się i mrugnął do Anny.
Widać było, że krasnoludka jest skoncentrowana, wyciągniętą dłonią przeczesuje geomantycznie okolicę. Jakby czegoś szukała, ale póki co - bezskutecznie.
Za zasłoną było kolejne gruzowisko i drzwi z obu stron. Zza lewych geomantka wyczuła słabe pulsowanie, ziemia dawała jej znać, że jest tam coś cennego. Po chwili koncentracji wyczuła złoto, sporą ilość na wysokości krasnoludzkiego zada.
-Tam coś jest, czuję złoto i to nie jakieś drobniejsze. To może być komnata dowódcy lub skarbiec - szepnęła - Sprawdzamy! Tylko niech ktoś zerknie dyskretnie za zasłonę z przodu, nie lubię niespodzianek.
Nie wiadomo dlaczego Turmalina mówiąc to spojrzała na drużynowego skradacza, czyli Jorisa.



- Nie idźmy tam dalej… sprawdzajmy uważnie każde pomieszczenie po kolei… - Melune nie uśmiechało się, przechodzenie dalej, gdy tymczasem za najbliższymi drzwiami po ich lewej, mógł znajdować się cały oddział goblinów albo innego cholerstwa.
- Odcinamy glisdzie głowę pamiętasz? Do roboty! - syknęła Turmalina.
- Nie podoba mi się to - mruknął Joris - żadnego goblina. Jakby nas tu wpuścili celowo i czekali z pułapką. Do tego… Cholera… Jak nic tu są wilki. Słyszałem. Tylko czemu ucichły gdy weszliśmy.
To ostatnie zdanie mimo formy nie było pytaniem, a raczej stwierdzeniem.
- To nie czas na dyskusję. Marduk, pilnujesz tamtych drzwi - Turmalina wskazała te po prawej - Joris sprawdza zasłonę, reszta przy lewych drzwiach ma kusze w gotowości by odstrzelić ktokolwiek wylezie zza lewych lub prawych lub osłonić Pirytka.
Joris skinął nieco skwapliwie.
- Marduk, jeśli tam rzeczywiście są wilki to przygotuj ten ogień alchemiczny.
Po czym nadal okryty cuchnącą kurtą, zapadł się w niej jakby i ruszył ostrożnie odkryć co też czai się za zasłoną. Ku rozczarowaniu myśliwego za zasłoną również było “nic”, a raczej kolejna na wpół zwalona baszta wypełniona gnijącymi skrzyniami i beczkami, oraz wąski prześwit między gruzami, przez który chyba można było wyjść na zewnątrz. Prócz tego Joris zobaczył zamknięte drzwi po prawej. Turmalina sprawdziła je swoją magią i nie znalazła nic ciekawego.
- Dobra, to do złota! - Nakazała.
- Chciałaś powiedzieć: Gundrena? - Marduk zauważył z ironią w głosie.

Kransoludzica zahaczyła szpicrutę o klamkę, ostrożnie nacisnęła i szarpnęła, odskakując. Nic się nie stało, nie włączyła się żadna pułapka. Oczom drużyny ukazał się ciemny hol, zapewne część zamkowej kaplicy. Wieczna pochodnia i tarcza Torikhi oświetliły rzeźbione ściany i boskie symbole, wśród których kapłani z łatwością rozpoznali znaki należące do Oghmy, Mystry, Lathandera i Tymory. Taki zestaw bóstw sugerował, że zamek zbudowali ludzie. Na północnej ścianie holu stał ozdobny kamienny koksownik, teraz wygaszony. To z niego Turmalina odbierała emanację złota. Po jego obu stronach znajdowały się półokrągłe przejścia, zasłonięte ciężkimi storami. Wydawało się, że w sali nie ma nikogo, więc drużyna ostrożnie wsunęła się do środka. Turmalina poczekała aż wszyscy wejdą i zamknęła za drużyną drzwi, by nikt nie zaszedł ich znienacka.


Nagle Joris wyczuł nad sobą jakiś ruch. Nim zdołał ostrzec resztę, z sufitu spadło na nich ponaddwumetrowe stworzenie i zaatakowało trzymającą się nieco z tyłu Annę. W migającym świetle ciężko było określić co to. Wąż? Ośmiornica? Dopiero po chwili zdołali dostrzec całość potwora, który owinął się wokół Anny i właśnie próbował zadać jej cios ukrytym wśród macek dziobem.



Dziwaczny stwór, połącznie węża, ptaka i nie wiadomo czego uderzył Annę raz i drugi. I choć najbliżsi towarzysze od razu rzucili się jej na pomoc kapłanka zwisła bezwładnie w “objęciach” potwora, a ten od razu wyprysnął w stronę Marduka, który szczęśliwie zasłonił się tarczą. Joris, który dzięki swej spostrzegawczości był w najlepszej pozycji do ataku na stwora siekł go energicznie po łuskowatym cielsku, lecz wydawało się, że ciosy nie robią na nim większego wrażenia - a raczej o wiele mniejsze niż powinny! Yarla, która wcześniej nie mogła się dopchać do stwora teraz w końcu sieknęła go z rozmachu i poczuła, jakby waliła w suche drewno - niby powinno się dobrze rąbać, a jednak topór nie wchodzi. Do tego nagle Torikha wrzasnęła z zaskoczenia i bólu - zza zasłon wyłoniły się trzy gobliny, które teraz szyły do zebranych w kaplicy wrogów z kusz. Odległość nie była wielka, Tori i Yarla mogły swobodnie podbiec do nich i związać walką wręcz.

Tymczasem Marduk próbował trafić wijące się przed nim gębowe macki, równocześnie unikając ostrego dzioba, podczas gdy Turmalina waliła w gada kamienną pięścią ze zmiennym skutkiem. W ogólnej bitewnej kotłowaninie poczwarze udało się w końcu trafić elfa i ostatnim widokiem, jaki zobaczył kapłan Ojca Elfów był rozwarty haczykowaty dziób. Sekundę później cios kamiennej dłoni Turmi zakończył życie wężostwora.

Tymczasem rozstawione po kątach gobliny nadzwyczaj dzielnie i skutecznie broniły się i atakowały humanoidów, którzy najechali ich zamek. Ciężko rannej Torihce udało się jednak - z pomocą Jorisa - ukatrupić jednego; drugiego zmiażdżył cios kamiennej pieści Turmaliny. Trzeci chciał salwować się ucieczką za kotarę, lecz wcześniej dopadł go topór Yarli. Przy sporych stratach własnych walka została zakończona, aczkolwiek hałasu drużyna narobiła tyle, że zapewne mogła się spodziewać kolejnych przeciwników. No, chyba że głupie gobliny wezmą czary geomantki za objaw dalszego walenia się zamku…

 
Sayane jest offline  
Stary 20-02-2017, 08:49   #209
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post Wspólny

Zmieciony kamienną pięścią geomantki goblin malowniczo rozpłaszczył się na ścianie, co zakończyło krótką i nierówną walką z zielonymi szkodnikami.
- Joris, drzwi - Turmalina powiedziała przyciszonym głosem, po
czym wskazała na te, którymi weszli - Nasłuchuj, czy nie nadchodzą.
Krasnoludka podbiegła do rannych. Anna miała już nieruchome, martwe oczy, widać było że dusza opuściła jej ciało. Tori zbierała się z podłogi, tylko Marduk był pod znakiem zapytania. Lusterko podstawione pod usta pokazało jednak że dycha jeszcze. Geomantka odkorkowała zaczarowany eliksir i wąskim strumyczkiem wlała w gardło elfa, uważając by nie utopić go w magicznym płynie. Resztki kropel wylała na ranę. Zostało tylko czekać. Wkrótce elf zaczął dawać oznaki życia i otworzył oczy.
- Pod kaplicami często bywają krypty, tu byli strażnicy. Sprawdźcie! Mogli ją przerobić na celę - powiedziała do pozostałych - Ja zostanę z tą sierotą.
- Jak… reszta… - półelfia kapłanka wyjęczała głośno, wyciągając drżącymi dłońmi zwój z tubusika. - Yarlo… możesz mi pomóc ze strzałami? - zwróciła się do kransoludki, wiedząc, że sama jest zbyt słaba by je wyjąć. - Tylko tak bym nie zemdlała… - wskazała na pergamin w dłoniach, jej nadzieję, na wyjście cało z tego starcia. Krasnoludka się nie certoliła ani z wyciąganiem bełtów, ani z cuceniem lekko zwiotczałej kapłanki. Gdy Tori w końcu załapała oddech ostrożnie wydeklamowała trudną modlitwę i wkrótce rany zaczęły się kolejno zasklepiać, a kapłance znów gwiazdy stanęły przed oczami.
Melune w końcu podniosła się na równe nogi. Widząc jak Turmalina czuwa przy nieprzytomnym Marduku, podeszła jeszcze lekko chwiejnym krokiem do martwej Anny, by móc zamknąć jej oczy.
- Twoja wiedza bardziej się przyda, ja z nim tu zostanę… i tak ledwo stoję.
- Już odzyskuje siły, wąskodupiec. Nic dziwnego, wlałam w niego pięćdziesiąt monet w płynie - Turmalina wstała i spojrzała na sukienkę, coraz bardziej pokrywającą się plamami krwi - elfiej czerwieni, czarnej goblińskiej juchy i tego zielonkawego śluzu po potworze. Po czym skinęła na Yarlę - Siostra, sprawdzamy co w tej kaplicy. Piryt pilnujesz drzwi i chronisz sierotki. Jakby co szło, to goblinie trupy pod potwora i chowamy się i sza, tak jakby to z nim się powybijały. Możesz nawet wbić w niego parę ichnich strzał...
Po czym we dwie ruszyły za zasłony szukać co to w kaplicy się dzieje, zwłaszcza zwracając uwagę na miejsca gdzie mogłoby być zejście do krypty.
Selunitka usiadła obok wracającego do żywych elfa, przygotowując kuszę, by w razie potrzeby nie zostać zaskoczoną atakiem. Smutna popatrzyła na ciało martwej kobiety obok, po czym pogłaskała Marduka po głowie i zabrała się za opatrywanie jego niezasklepionych magią ran. Wkrótce elf stęknął, uniósł się do pozycji siedzącej i resztkami modłów zaczął leczyć obrażenia wewnętrzne. Jeden rzut oka na nieruchome ciało Anny uświadomił mu bolesny finał starcia.

Chłopak milczał przez długą chwilę, wpatrując się w zwłoki dziewczyny i bezgłośnie obracając w ustach słowa modlitwy. Nie zdążyli się zbliżyć do siebie, ale choć na tyle by Anna zdecydowała się wyjawić mu swój sekret, przeszłość, strach. Poznał ją choć trochę. I jej śmierć legła na jego duszy kamieniem cięższym niż mógł się spodziewać.

Dźwignął się na nogi, zakrwawiony miecz wepchnął do pochwy, tarczę umocował na plecach. Spojrzał po Torikhce i Jorisie. Turmalina i Yarla nie było, ale spokój tropiciela i kapłanki, a także brak odgłosów walki dawały nadzieję że z krasnoludzicami wszystko jest w porządku.
- Dziękuję za ratunek - powiedział ze znużeniem. - Zabieram Annę na zewnątrz, nie zostawię jej tutaj - kopnął truchło mackowatego stwora. - Wam również przyda się odpoczynek - dodał spoglądając na podziurawioną i zakrwawioną zbroję Torikhi która wyglądała jak tarcza strzelecka. Schylił się po ciało Anny i ruszył do drzwi.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 20-02-2017, 09:01   #210
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tymczasem Yarla z Turmi sprawdziły pomieszczenie za kotarami. Wydawało się, że to druga część kaplicy. Kamienny ołtarz stojący na środku salki z pewnością oryginalnie nie był przykryty zakwawioną szmatą z dziwnymi symbolami. Na nim stał złoty puchar, długi nóż oraz dymiące lekko kadzidło. Na scianach dymiły dwie pochodnie. Poza tym nie było tu nic ciekawego i nic nie wskazywało na to, by znajdowało się tutaj zejście do podziemi. - Mam wrażenie, że ten "Pająk" to kapłan. Dlatego zielonoskórzy się go
tak słuchają
- oznajmiła towarzystwu Turmi wychodząc zza kotary. Krasnoludka zgarnęła całość łupu do plecaka, starając się nie dotykać i wygaszając wcześniej wodą z manierki kadzielnicę - w końcu wszystko mogło być przeklęte! Podobnie zresztą ze złotym przedmiotem który wyczuła wcześniej - nie po złoto przybyli, ale zostawiać dobro w goblińskich rękach to zbrodnia. Po chwili obie krasnoludki wróciły. Turmalina tylko uśmiechnęła się na widok elfa dającego nogę. I tak wytrzymał dłużej niż sądziła - Czekaj elfie, dałam jej zwoje które mogą nam się przydać - powiedziała Turmalina i odpięła tubus od pasa martwej Anny. Smutno jej się zrobiło, bo może towarzyszka była małomówna i tajemnicza, ale jakoś zdążyła ją polubić. Smutek szybko przeszedł we wściekłość - Nie martw się Aniu, dług wobec Gundrena spłaciłaś wielokroć, a twoje poświęcenie nie pójdzie na marne. Załatwimy Pająka i całą resztę. Dla Ciebie, dla Aidyma, dla Nudro, nawet dla cholernej Piąchy. Zbyt wielu oddało życie, byśmy się wycofali.
Mówiła szeptem, ale w kamiennej kaplicy, wśród milczących towarzyszy słychać było każde słowo. Gdy odwróciła się widać było że łzy rozmazały jej czernidło którym podkreślała oczy i szarymi smugami poznaczyły policzki. Szybko jednak doszła do siebie, a chusteczka i lusterko zrobiły swoje.
- Co się gapicie? - zadziornie rzuciła do reszty - Jak wszyscy zdrowi to idziemy!
- Narsa - poprawił krasnoludzicę Joris nadal wpatrując się w wejście, w którym zniknął Marduk - A Ania Gundrenowi niczego nie zawdzięczała. O kant dupy by potłuc to wszystko… - mruknął zaciskając pięści.

Tori podźwignęła się ze stękiem, w ręku trzymając załadowaną kuszę.
- Nie idę jako pierwsza… wyglądam jak sieć rybacka - mruknęła pod nosem, czując jakby jej nogi były zrobione z ligniny.
- I tak masz większe jajca niż Marduk. Jednak wpasował się w schemat, kto by pomyślał. Poza dziurami w pancerzu wszystko w porządku, potrzebujesz leczenia? - Turmalina obejrzała stan kapłanki.
-Nie, dziekuję - odparła Melune, uśmiechając się blado. Rozumiała ból elfa, ale i złość Turmaliny, dlatego wolała po prostu dyplomatycznie milczeć.
- Dobrze, zobaczmy co Ania miała za zwoje, bo ostatnio jej wcisnęłam i nawet nie spojrzałam. Cholera, ona była magiczką, ja jestem rzeźbiarką, pewnie nawet nie rozpoznam co na nich jest! Magii liznęłam podstawy bo musiałam... o fiszki! Super, to charakter pisma Aidyma. Chwilowo zbędne, to też, to też... dobra, pora na zmianę planów. Co powiecie na przyjaznego goblina na zwiadach?
I Turmalina szybko wyłożyła im swój plan. Okazało się bowiem, że Ania miała w zapasie zwoje umożliwiające rzucającemu okrycie się iluzją innej istoty. I jeden pozwalający zrozumieć inne języki. Co prawda nie wiedziała jak jej to wyjdzie - ... w końcu to nawet nie była elementarna szkoła dla magików. Raczej kurs przyspieszony dla takich samouków jak ja. Ale jak mi wyjdzie, możemy całkiem sporo zyskać. Nawet przeboleję cholerne migreny po tych zaklęciach.
Joris bez wrodzonego mu entuzjazmu wysłuchał dobrych wieści jakie uzyskała Turmalina.
- Na jak długo czaru starczy i czy na głos też będzie miał wpływ?
- Z tego co pamiętam tego starego nudziarza co mi to wykładał, to dziesięć minut lub więcej. Czyli tak z pół klepsydry. Gadać nie da rady, ale "y-y" czy "yhy" brzmią tak samo w każdym języku. A gobliński nie jest skomplikowany. I ja będę robić za zwiadowcę, bo tylko na rzucającego to działa. Ehh, nienawidzę tej "prawdziwej magii". Jest fascynująca jak buchalteria, męcząca i boli po niej głowa
- pomarudziła Turmalina.
Torikha rozejrzała się po pomieszczeniu w którym było niepokojąco cicho… jak zresztą w całej budowli.
- Dobra… nie chcę popędzać, ale czas gra na naszą niekorzyść…
- Tralalala - mruknęła na to krasnalka.

Yarla jak do tej pory milczała. Miała już to w zwyczaju i jej towarzysze nie drążyli dlaczego. Pewnikiem skupiała się na nasłuchiwaniu okolicznych korytarzy. Stracili jednego członka załogi. Anna ostatnimi czasy też zdawała się być dziwnie nieobecna i być może to wpłynęło na fakt iż poniosła śmierć. Brak skupienia był najłatwiejszą drogą do domeny Kelemvora.
Ognistowłosa stała kilka kroków z boku, trzymając swój krasnoludzki topór, obserwując jak Turmalina przetrzepuje ekwipunek martwej towarzyszki. Yarla była zimną suką i choć było jej odrobinę smutno przez śmierć Anny, nie zamierzała ronić łez. Życie nauczyło ją, że w tym wszystkim to ona była najważniejsza i o siebie powinna dbać najbardziej. Wieści o odnalezionym zwoju iluzji ucieszyły ją. Jedno z nich miało przybrać postać goblina i zrobić zwiad, a to bardzo wiele. Wojowniczka oczywiście na ochotnika nie miała zamiaru się zgłaszać. Miała ciężki, spowalniający ją pancerz no i godność nie pozwalała przybrać w najmniejszym stopniu wizerunku znienawidzonego, przedstawiciela zielonoskórych pokurczy.
-Kapłanka ma rację. Nie traćmy czasu…- w końcu odezwała się nieco zachrypniętym głosem.
- Rób swoje Turmi - potwierdził plan Joris - Wyjrzę w tym czasie na zewnątrz czy Marduk bezpiecznie dotarł między drzewa.
Elf w swojej zbroi z ciałem dziewczyny na rękach powinien być nadal widoczny. Przezbrajając się na łuk tropiciel ruszył do wyjścia z zamku, którym się tu dostali, gdy wszyscy usłyszeli krzyk...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 20-02-2017 o 09:09.
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172