-
Na galarze szyprem jest Wiessel Borchat i chyba właścicielem też. Nie mam pewności - odpowiedział urzędnik. -
Cumował od wczoraj. Od czasu do czasu się pojawia. Z tego co mi wiadomo, to zazwyczaj pływa w dole rzeki. A o tych trzech mężczyznach, to panowie wybaczą, ale pojecia nie mam kto zacz.
Znalezienie kogoś chętnego do wypłynięcia na rzekę okazało się nad zwyczaj proste. Wystarczyło tylko zaanonsować ten fakt w pobliżu kilku marynarzy i flisaków przechadzających się po nabrzeżu, żeby zaraz znalazł się szyper z jednej z mniejszych jednostek zacumowanych w porcie.
-
Fredrijk van der Hijdn - przedstawił się. Miał obcy akcent, a miano wyraźnie wskazywało na jego pochodzenie z Jałowej Krainy, jeśli nie z samego Marienburga. -
Mam tu niewielką, a szybką łódeczkę. W sam raz dla Panów. I nie pytam po co, bo po co. Heh, ależ mi się powiedziało. I niedużo policzę, bo jak na jeden dzień, to trzynaście szylingów, a jak na dłużej to dziesięć szylingów za dobę. I dodam, że wypływać od razu możemy, bo załogę mam karną i gotową do pracy na zawołanie. Umawiamy się?