Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2017, 22:06   #236
Inferian
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
- Marwald usilnie myślał, może mu coś umykało.

Pamiętam jakby to było dziś (jeśli będzie to dziś to będzie dodatek )
- zaczął Marwald - pamiętacie wyszedłem z kapłanem, mieliśmy sprawdzić co się właściwie tam stało. - wziął głębszy oddech i kontynuował - spojrzałem niepewnie na kapłana, przecież jeszcze niedawno była sytuacja jak został zabity nasz przyjaciel Olaf, nie widziałem czy mu wierzyć, czy nie. Skąd miałem wiedzieć czego się po nim spodziewać. Weszliśmy do małego ganku oczywiście postanowiłem sprawdzić czy nie ma tam niczego co mogłoby spowodować zatrucie tej rodziny. Może jakieś stare jedzenie, a może cuchnące buty. Pomieszczenie było małe i niewiele mogło się tam zmieścić. Pomiędzy drzwiami a grubym kocem pełniącym rolę wiatrołapu stał mały stolik na którym można było przycupnąć podczas zakładania butów i rakiet. Do tego miejsce na powieszenie ubrań oraz kawał szmaty służący za ociekacz i nic ponad to. Rzeczy nie śmierdziały jakoś wybitnie, wiecie mróz zabija wszelki zapach. Byłem zawiedziony, niczego nie znalazłem co mogłoby mi pomóc. Nie było niczego podejrzanego w ganku, a słyszałem kiedyś aby przeszukiwać właśnie takie małe pomieszczenie jak to. Być może chodziło o pieniądze, jednak to teraz nie robiło żadnej różnicy. Chyba kiedyś o tym wspominał jednoręki Felix. Zacząłem przyglądać się dokładnie pomieszczeniu. Wyciągnąłem moją ścierkę - podniósł ją do góry, jeszcze capiła lekko, był to jednak raczej zapach pleśni niż rozkładu ciał.


Marawld złożył ściereczke w kwadrat i schował do swojej kieszeni, wyglądało jak gdyby znaczyła dla niego bardzo wiele.


- Na początku nie miałem wiele co mówić, jeno wiedziałem, że niezdrowym jest przebywać w pomieszczeniach gdzie są chorzy. Już wtedy kapłan dobierał pozycję, ustawił się po lewej stronie do wejścia aby dać mi miejsce. Pod jedną ze ścian stał wymurowany piec z kuchnią a na środku dość spory stół przy którym “siedział “ Wilfred z rodziną. Nie czułem się najlepiej, widok ciała przyjaciela, dosyć nowego ale i tak , czułem jak byliby przyjaciółmi od dawna. Zrobiło mu się przykro, w mojej głowie zacząłem mieć różne myśli, ale mniejsza z tym. Burkhard nie wyglądał najlepiej, jego skóra przybrała kolor bliski śniegu. Kapłan ręką i chustą zasłonił usta i unikając patrzenia na zwłoki spojrzał pytająco na mnie, aż w końcu gdy już pierwszy odruch wymiotny przeszedł, zaczął “Nie, nie mogę, nie dotknę ich, jeszcze nie teraz. Może najpierw sprawdzimy sypialnie? Może moje nozdrza się przyzwyczają i wtedy przyjrzymy się tym nieszczęśnikom? Trzeba będzie ich pochować… o boże..” starał się mówić składnie i bez emocji, lecz widać było iż jest to dla niego trudne. Cóż na początku nie byłem w stanie odpowiedzieć, znacznie wolniej przyzwyczaiłem się do tego co tutaj widziałem, dopiero po chwili zacząłem: - Na bogów, co się tutaj wydarzyć? - miałem nadzieję, że kapłan mógł mieć jakieś podejrzenia. Chciałem przyjrzeć się miejscu gdzie spała Victoria. To miejscem mogło rzucić trochę światła na sprawę. Kapłan powiedział: “Nie wiem mój przyjacielu, obejrzyjmy wszystko i wtedy pomyślimy , Panienka miała dostać łóżko młodego, a on sam miał się legnąć na dodatkowym posłaniu na ziemi. Chodźmy.”


Marwald musiał chwilę nabrać powietrza, bo już długo takich rozbudowanych wypowiedzi ni tworzył. Odetchnął i kontynuował:


- Sytuacja wyglądała dokładnie tak jak opowiedział ją kapłan. Posłania były zasłane, a rzeczy poukładane, brakowało śladów walki itp. Wszystkie rzeczy były na miejscu, oprócz tych które miała przy sobie Victoria, chociaż w sumie dużo ich nie było, większość trzymała przecież na wozie. Kapłan przyjrzał się wszystkiemu dokładnie, lecz tylko wzruszył ramionami. - Ja tu nic nie widzę, idziemy do drugiej sypialni? Ciał na razie nie dotknę, więc odłóżmy to na koniec, dobrze?. W tedy ja postanowiłem sprawdzić czy używano tam magii, czy są jeszcze jakieś wiatry. Jednak niestety nie udało mi się wykryć żadnej magii w najbliższej okolicy. Nie wiem czy znaczy to, że nie została ona tam użyta, czy może za późno aby to sprawdzać. - odparł Marwald, i po chwili dodał pytająco. Kapłan odparł, słowami “Cała ta sytuacja jest podejrzana jeśli mam być szczery. Zbadałem ciała pod kątem mojej specjalizacji, niestety nic nie znalazłem. Wszystko wskazuje na zatrucie, lecz nie takie zwykłe, pokarmowe, tylko kto i po co miałby to robić? Wybacz że pytam, ale chyba tylko ciebie z całej waszej grupy mogę: ufasz swoim ludziom? Może komuś nie podoba się obecność kapłanki?” Byłem zaintrygowany pytaniem i dodałem, że “Nie wiem czy komuś się nie podoba obecność kapłanki, raczej nikt nie stronił od niej, jest przyjazna dla każdego z nas…” ale bardziej zaintrygowało mnie coś innego: “czy to naturalne, że ciała śmierdzą tak szybko, przecież to zaledwie kilka godzin. - zapytałem kapłana wtedy się zaczęło. Kapłan odparł coś na domiar: “ Hm… no raczej tak. Martwe ciało się rozkłada, a jak się rozkłada to zaczyna śmierdzieć. Myślałem że to oczywiste. Zresztą chodź, zobacz, pokażę ci coś.Wtedy zdjął płaszcz, podwinął rękawy koszuli i podszedł do jednego z ciał i stanął za nim. “Ustaw się naprzeciwko mnie i patrz uważnie” rozkazał, cóż miałem robić, patrzyłem. Byłem ostrożny, ale nie wiedziałem czego się spodziewać. Burkhard uśmiechnął się do mnie, a wyraz jego twarzy zmienił się na taki jakiego doznali ochotnicy pierwszego dnia, gdy weszli do wsi. Zupełnie jakby w jednym ciele mieszkały dwie różne osoby. Teraz pałeczkę przejęła ta mniej grzeczna. Kapłan za pomocą swojego nożyka zrobił nacięcie na połowie długości swojego przedramienia. Rana była dość głęboka, dlatego też krew lała się wartkim strumieniem i kapiąc z łokcia moczyła strój Burkharda. Krzyknąłem: “Stój!! Co ty robisz ?! Zwariowałeś?!! Co chcesz mi pokazać?!”, krzyczałem zaskoczony, ah dobrze to pamiętam, sytuacja była dziwna, szybko pobiegłem do kapłana, starając się zabrać mu nóż, kapłan oddał mi go i dodał tylko: “Poczekaj jeszcze chwilę, cierpliwości. Jak już masz ten nóż to go trzymaj i nie zgub. Teraz pomóż mi ze stołem, musimy go przewrócić na tamtą stronę.” Cóż miałem zrobić, pomogłem mu i w tym. Byłem poirytowany zachowaniem kapłana, który się okaleczył na moich oczach. Złapał stół i zaczął go obracać zgodnie z zaleceniami Burkharda. Wspólnymi naszymi siłami stół który nie był jakoś specjalnie ciężki, wylądował na ziemi, wraz ciałami które się na nim opierały. Oczywiście przy okazji część krwi ściekła również na przewrócone meble. Burkhard przystanął na chwilę, sprawdził jak wygląda jego rana, spojrzał się na mnie oraz na przewrócone meble. Jeszcze raz wszystko wskazał palcem zupełnie jakby coś odliczał.No i skwitował kapłan tymi słowami: “Teraz mamy już wszystko”, po czym …. z krzykiem na ustach zerwał się do ucieczki. Krzyczał “Aaaa! Pomocy! On chce mnie zabić!!!”. Krzyk to mało powiedziane ten idiota wydzierał się wniebogłosy.


Marwald przystanął na chwilę jak gdyby o czymś myślać, wyglądało jak gdyby sobie coś przypomniał, jednka jak gdyby nic kontynuował dalej:


- Miałem wrażenie, że zwariował, zastanawiał się tylko kiedy zacznie śpiewać lub tańczyć, z raną w barku. Nie reagował na żadne moje słowa. Chciałem go jakoś zatrzymać, jednak wszystko było na nic. Kapłan jak widać knuł to od samego początku, w pomieszczeniu nie było innego wyjścia, a okna były zbyt małe by nimi się przecisnąć. Sama ucieczka też wiele by nie dała. Pozostało mi tylko jedno wyjście, mogłem położyć się udawać martwego, - zaśmiał się śmieciarz - jednak takie wyjście mi nie wchodziło w rachubę. Rzucałem nawet czas aby go zatrzymać, ale cóż był za słaby na tak opętanego człowieka jak on. Uciekł, wyrwał się ze swoją historią, którą sam zaplanował. W chwilę później kapłan znajdował się już na zewnątrz a ja dalej stałem w chacie, obok przewróconego stołu i z zakrwawionym nożem w dłoni.





Płaski, piaszczysty teren rozciągał się gdzie tylko okiem sięgnąć. Dopiero gdzieś na widnokręgu widać było delikatne zarysy budynków. Na niebie nie było ani jednej chmurki, tylko słońce w całej swojej okazałości dominowało na nieboskłonie ogrzewając ciało strudzonego wędrowca. Marwald szedł przed siebie, pomimo zmęczenia -[i] wiedział że za jego plecami jest mroźna kraina która swój chłód prowadzi zaraz za kolekcjonerem, więc aby uniknąć zamarznięcia na kość należy cały czas iść na przód.
Zabudowania zbliżały się bardzo powoli, co bardzo irytowało Marwalda, lecz póki co mróz był daleko za nim. Idąc ciągle na przód, w pewnym momencie na swojej drodze spotkał osobę. Była ona pierwszą jaką widział od kiedy ruszył w podróż. Osobnik ten był dość krągły, swoim kształtem i wyglądem przypominał ludzkie oko, dodatkowo z typowo ludzkimi cechami, tj posiadało włosy, ręce, nogi i inne.
-[i] Hej, co tu robisz? -[i] odezwało się bez uprzedniego przedstawienia swojej osoby. Z tonu głosu można było wnioskować iż jest to dziecko.

- Ja? - zapytał zaskoczony śmieciarz

- Tak Ty. A co jest tu ktoś inny? - przerwało dziecko

Marwald rozejrzał się dokoła, był jakiś otępiały, po upewnieniu się, że nikogo nie ma, kontynuował:

- No tak, a idę, modlę się w duchu za Ciebie i Ci podobnych. - uniósł rękę wskazując na wszystko dookoła

- Aha, fajnie. -

- Masz rację, fajne, jak chcesz to i Cię mogę nauczyć się modlić. Tak modląc się idę z krainy gdzie panuje mróz, a ja mam dosyć mrozu. A Ty przyjacielu kim jesteś ? -

- Ja jestem Chris. Jak ci zimno u ciebie to możesz zamieszkać u nas. Tu zawsze jest ciepło. Jeśli chcesz to zaprowadzę cię do naszego Cesarza, jeśli on się zgodzi to będziesz mógł tu zostać. Cieszysz się? -

- Jakie ładnie imię… - wpadł w zachwyt Marwald - tak bardzo nie lubię zimna, przez to zimno musiałem zmienić mój wózek, musiałem w nim zmienić kółka na płozy. Potworna zmiana, prawie jak zdrada przyjaciela. Do was nie doszła ta mroźna zima, i te wszystkie potworności z nią związane ? -

- Zima? U nas? Nie, ja znam tylko z opowieści starszych którzy podróżowali. Oni mówili że takie coś jest, gdzieś tam hen daleko. Ale u nas nie ma i nie będzie. Jest za ciepło. Zresztą widać, słońce w pełni i żadnej chmurki. To jak, idziemy do cesarza? Możesz wziąć swojego przyjaciela, może się odobrazi. -

- Przyjaciela? - zapytał nie do końca wiedząc o kogo chodzi

- No ten Twój wózek głupku. -

- A wózek - zaczął się mu przyglądać - znowu ma koła, nie pamiętam abym zmieniał je z płóz, a i nie jestem głupkiem. Mam wielu przyjaciół, myślałem, że widzisz jakiegoś z nich, że podąża za mną. -

- No z płozami byłoby ciężko. Chociaż po wydmach … w sumie czemu nie. Ale tu ziemia ubita i kółka lepsze. Nie, nie widziałem nikogo poza Tobą. -

- Masz rację, do tego przyczepa na płozach nazywałaby się sankami, a nie wózkiem. - zaśmiał się Marwald - już idę, a kim jest wasz cesarz - zapytał Marwald idąc z Chrisem

- No nasz cesarz jest … cesarzem. Taka jego praca. Siedzi w pałacu i rządzi. Ludzie mówią że jest “znośny”, ale to tylko po cichu, żeby kto nie słyszał. Ja tam myślę że jest ok, chociaż bardzo poważny cały czas, nie wiem czy on się w ogóle kiedyś bawi. -

Początkowo pustkowia zdawały się być bezgraniczne, lecz ku zdziwieniu Marwalda, bardzo szybko doszli do pierwszych chat. Któraś z kolei okazała się być domem Chrisa.

- O, patrz, tu mieszkam, jak Cesarz ci pozwoli to będziesz mógł zamieszkać tutaj, z nami. -

Chris pognał do wnętrz ciągnąć za sobą Kolekcjonera

- Mamo, to jest … yyy… jak masz na imie - zwrócił się do kolekcjonera - no i on idzie do cesarza bo chce tu zostać, i będzie mieszkał z nami, on jest taki śmieszny, dobrze? -

Kobieta i dziecko byli bardzo do siebie podobni. Z tą różnicą że Matka była większa i posiadała trochę więcej kobiecych cech, ale dalej wyglądała jak gałka oczna.

- Kochanie, to jest nasz dom, a twój przyjaciel pewnie … -

Kobieta dotychczas zajęta była porządkami, a gdy odwróciła się w kierunku Marwalda aż podskoczyła z wrażenia upuszczając garnek na podłogę.

- … o, witam, nnnniie spodziiieeewałam się takich gośccci dziś - zająknęła się

- Proszę, oczywiście może Pan spocząć, może herbaty? - kobiecina wyglądała na lekko zbitą z tropu, była mocno zaskoczona ale raczej nie przestraszona.

- Jakich gości ma panienka na myśli? - powiedział zaskoczony śmieciarz całą sytuacją, pierwsze obawy były, że kobieta pewnie zauważyła oko na czole, jednak Marwald pośpiesznie dotknął głowy, a raczej włosów okolicy czoła i upewnił się że to nie to

- A nie, nie, żadnych. Nikogo się nie spodziewałam, tak mi się powiedziało. -

- Jeśli nie przeszkadzam, to z chęcią napiję się herbatki. Macie państwo wspaniałego syna, Chris to bardzo miły chłopak. - mówiąc to poklepał go po ramieniu

Kobieta wstawiła wodę na piec i usiadła przy stole

- Miły? Może. Napewno towarzyski, chociaż czasami za bardzo się spoufala. Chyba nie powiedział Panu niczego obraźliwego? -

- Obraźliwego? - począł się zastanawiać… - Hymmm, nie, to chłopak na medal, zaproponował mi abym zamieszkał tutaj wśród was, a przybywam z krainy gdzie panuje zima. Tutejsze warunki są na wagę złota. Co u was słychać jak ma na imię wasz cesarz ? - zaczął zaciekawiony śmieciarz

- Czy aż tak tutaj dobrze to nie wiem. Niby nie jest zimno, ale z drugiej strony takie wieczne gorąco też nie jest zbyt dobre. Chociaż jak jest bardzo źle można się po prostu schować do chaty, a wy … no cóż możecie zamarznąć. No ale mniejsza, jeśli Cesarz się zgodzi to będziesz mógł tu zamieszkać, a Tobie pewnie nie odmówi. -

- A nasz władca nazywa się Otto Hans Jakob Christoffel von Grimmelshausen, ale każdy nazywa go po prostu cesarzem. Jego ród jest dość ściśle powiązany z von Sammler - rodziną która piastuje wysokie stanowiska, poza tym jego obecna małżonka pochodzi z tego rodu. -

Woda się zagotowała, także kobieta wstała aby zaparzyć herbaty. W dzbanie zanurzone były trzy metalowe kulki do których wcześniej wsadzone zostały ususzone liście herbaciane.

Marwald słuchał z zaciekawieniem już po chwili wiedział dlaczego nazywają go prostu cesarzem. Śmieciarz miał elastyczny język ale aż tak przemęczać się też nie chciał.

- Nie jestem kimś specjalnym, jestem ka… - zaczął jednak zakończył słowami -[i] sługą pana - była to prawda, bo kapłanem nigdy nie został, a sługą boskim może być każdy kto czuje się na takiego, śmieciarz czuł się, nie było to tylko uczucie, ale pewność z wyboru na wybrańca, ale o tym wolał już nie mówić, bo w gruncie rzeczy przechodził teraz przemiany, wiele rzeczy wzbudziło w nim odmienne myśli co do tematu boga. -

Przyłożył do nosa kubek z gorącym wywarem aby powąchać, wolał nie oparzyć języka.

Herbata nie była wcale gorąca, można nawet powiedzieć że była zimna.

Można było sobie wyobrazić zaskoczenie śmieciarza gdy herbatka okazała się być zimnym napojem. Być może całkowicie zwariował, a może coś tutaj było nie tak, ale wszystko wyglądało zwyczajnie mili ludzie, wspaniała atmosfera. Jednak postanowił być uważny i dobrze się przyglądać.

- To jak? Chcesz iść do cesarza? Mam zamiar wybrać się dziś do miasta, mogłabym Cię zaprowadzić. - kobieta nie poganiała kolekcjonera, sama leniwie zasiadła na krześle i sączyła napój.

- Tak chętnie, chciałbym już mieć to za sobą - wyrwał się jak skowronek - czy myślicie, że mnie polubi? Może powinienem ubrać coś bardziej odświętnego, w tych ubraniach chodzę już długi czas, sam nie pamiętam od kiedy tak na prawdę, ale tak czynią słudzy pańscy. Nie myślę o pieniądzach czy bogactwie, a o innych ludziach. -

- A po cóż miałbyś udawać kogoś kim nie jesteś?! - kobieta była oburzona
- Cesarz chce poznać Ciebie a nie Twoją maskę, owszem, mógłbyś sie trochę obmyć po podróży, ale przebieranki … Jak chcesz zdobyć jego zaufanie sam nie pokazując prawdy? -

- To nie tak… - zaczął Marwald - chodzi mi o to że byłem długo w podróży, a jak się jest długo w podróży to można nieprzyjemnie pachnie, może to zaważyć na decyzji waszego cesarza i niechęci do mnie. -

- Dopijaj herbatę, a ja przygotuję ci ciepłą kąpiel, skoro tak bardzo chcesz się POKAZAĆ. -

- Tak pyszna herbata - dodał Marwald dopijając - Kąpiel? - zapytał się jak gdyby siebie było to słowo, którego dawno już nie słyszał. - Jak podróżowałem w tej zamieci nie marzyłem nawet o kąpieli, a wystarczał mi kąt, gdzie mógłbym się oprzeć plecami o kominek, misa ciepłej wody, by móc pomoczyć nogi. Tutaj jest tak cudownie. - zaczął - może powinienem sprowadzić tutaj moich przyjaciół, to dobrzy ludzie. -

- Pomyślimy nad sprowadzaniem Twoich ludzi, ale nie rozpływaj się za bardzo, najpierw załatwmy Twoją sprawę, wtedy pomyślimy. -

Kobieta przeszła do innego pomieszczenia i wróciła po chwili

- Kąpiel gotowa, idź się wymoczyć a ja w tym czasie przepiorę Twoje rzeczy, na słońcu szybko wyschną. Dałabym ci coś z naszych rzeczy, ale … nie będą pasować. -

Łaźnia była skromna ale to i tak luksus w porównaniu do tego co Marwald przeżywał przez ostatni czas. Woda była gorąca na tyle że chciało się w niej zostać, lecz nie na tyle aby się poparzyć.

Marwald doznawał rozkoszy pobyty tutaj. Podobało mu się i to bardziej, wyglądało to czasem na prawie niemożliwe, ale jednak. Z jednej strony chciał się jeszcze po pluskać w wodzie, ale z drugiej strony załatwienie tak ważnej sprawy nie mogło czekać. Po tym może będzie mógł przebywać w takiej wannie całymi dniami.

- Jam jest gotów - powiedział uradowany -[i] stał wyprostowany, z wypiętą klatką piersiową jak żołnierz - dziękuję za przygotowaną kąpiel, to było to czego potrzebowałem. -

- To chodźmy - odpowiedziała kobieta i wyszła z chaty.

Dom w którym zatrzymał się Kolekcjoner znajdował się na obrzeżach miasta, dlatego też dojście do centrum, gdzie rezydował cesarz, mogło zająć trochę czasu. Po drodze widać było zmiany w zabudowie, pojedyncze chatki otoczone polami zamieniały się w bardziej zwarte budynki które w dziwny sposób były do siebie przyklejone do siebie bokami -[i] nie miał obejścia. Do tego okna znajdowały się na kilku poziomach, normalnym było że wiejskie chaty mają strych, ale to było coś więcej -[i] wszystko to wyglądało jakby na każdym poziomie mieszkali ludzie, a dopiero gdzieś tam dopiero w górze był dach. Ludzi podobnych tej z którą szedł -[i] na ulicy było sporo i wszyscy bez wyjątku oglądali się za Marwaldem. Owszem, był trochę gorzej ubrany niźli reszta, lecz Kolekcjoner miał wrażenie że to nie strój miał tu decydujące znaczenie.

- Dlaczego oni się tam na mnie patrzą? - zapytał damy, która go prowadziła
- Bo …. wyglądasz inaczej niż reszta. To normalne że się Tobie przyglądają, ale nie miej im tego za złe. To zwykła ciekawość. Chyba aż tak ci to nie przeszkadza, co? -

- Czy przez to mogą mieć mnie za gorszego, albo się mnie bać? - zapytał niepewnie

- Nie, chyba nie. Nie jesteś może elegancko ubrany, lecz Twoje odzienie jest czyste a zachowanie odpowiednie, więc bać się raczej nie będą. Nie myślałabym o tym na Twoim miejscu, myślę że to tylko zwykła ciekawość. -

Jeszcze dalej zaczęły pojawiać się budynki jeszcze bardziej okazalsze, wybudowane z kamienia, z bogatymi zdobieniami i obejściem. Po dłuższej wędrówce dotarli do dziwnej skały, była ona zbudowana z prawie idealnie prostopadłościennych kamieni a zwieńczona była dziwnym zygzakiem. Mniej więcej na środku znajdowała się potężna brama strzeżona przez dwóch wojowników w lśniących zbrojach. Marwald domyślił się iż ta dziwna budowla pełni funkcję obronną, a właściwie pełniła gdyż widać było że wrota otwarte są na stałe a na blachach żołnierzy nie ma ni jednej skazy: śladu miecza czy bełtu.

- Wygląda jakby nikt na was nie napadał, panuje tu takie spokój, jak to wszystko jest możliwe? -

- W sumie to masz rację, żyjemy sobie tutaj wszyscy w spokoju. Oczywiście zdarzają się tacy co chcą ład zaburzyć, ale to raczej małe grupki noi cóż … więzienie też mamy. A jeśli chodzi o inne Państwa to jesteśmy tutaj sami, do najbliższych sąsiadów mamy kawał drogi, i też żadnych powodów abyśmy mieli my do nich albo oni do nas gnać. Tym bardziej na wojenkę. -

Marwald pokiwał głową, nie znał się za bardzo na polityce państw, czy też geografii, były dla niego zbyt abstrakcyjne, zbyt wielkie.

Gdy tylko Kolekcjoner zbliżył się do nich ci lekko zgięli się w pasie pochylając głowy na powitanie, czego nie robili wcześniej w odniesieniu do innych ludzi którzy przez nią przechodzili. Wewnętrzny obwód był jeszcze bardziej bogato zdobiony, ulice szersze a domy większe i piękniejsze. Również ludzi przechadzający się ulicami zdawali się reprezentować wyższy stan, ponadto większość z nich poruszała się powozami.

- Czy drogie są tutaj powozy? Mam co prawda mój wózek, ale to go muszę prowadzać, a na nie mogę sam nim pojechać. -

- Hm… w sumie to nigdy się tym nie interesowałam. W ogóle rzadko bywam w tej dzielnicy, ale patrząc po pasażerach to raczej nie będzie nas stać na wynajem. Ale możemy się zapytać jak chcesz, pewnie zmęczony jesteś po tak długiej drodze. Tylko powiem ci że nasz znajomy pracuje jako woźnica i patrząc po tym ile zarabia, i że jeszcze trzeba konia i powóz utrzymać, a i właściciel swoją dole dostać musi… Chyba że, o tym moglibyśmy się zabrać - wskazała na powóz towarowy - pewnie będzie tańszy a może i nas za darmo przy okazji podwiezie. -

- Panie, podrzucisz mnie i mojego gościa pod pałac? - zwróciła się do woźnicy gdy ten wolnym tempem ją mijał.

- A siadajcie, tylko ja tempa nie przyspieszę - zażartował, lecz momentalnie spoważniał gdy zorientował się że oprócz kobiety jest jeszcze Marwald.

- Ależ proszę, Pan sobie spocznie, zapraszam do mnie. Ależ oczywiście… - woźnica rozpływał się wręcz z zachwytu na fakt że będzie mógł podwieźć Kolekcjonera.

Na wozie znajdowała się cała masa gratów: “mydło i powidło”, co tylko człowiek sobie pomyśleć na tym wozie mogło się znaleźć. Na burtach wozu widniało logo: okrąg w którym znajdowała się dłoń wyglądająca jakby chciała pochwycić coś co znajduje się pod nią -[i] poza logiem.

- Co to oznacza? - zapytał swojej towarzyszki, dotykając jednego ze znaków

Starał się wyczuć czy coś tam jest, czy może to jakaś magia.

Znaczek którego dotknął Marwald nie miał w sobie ani krzty magii.

- To? Jest to znak największej gildii handlowej, należącej do rodziny von Sammler. W przeciwieństwie do innych którzy skupiali się na poszczególnych dobrach i surowcach, ta organizacja skupiła się na obrocie rzeczy pozornie niepozornych. Zbierali nawet najmniej przydatne rzeczy gdyż wierzyli że każda z rzeczy która jest na świecie, jest tu z jakiegoś powodu i jej istnienie ma cel. Śmiesznie to brzmi, ale w początkach swojej działalności mówili na nich: “gildia śmieciarzy”, a teraz proszę. -

Marwald był zaskoczony odpowiedzią, tego się nie spodziewał. Ktoś musiał podpatrzeć jego zachowanie, to jak on podchodził do znalezisk. Musiał być ktoś wyjątkowy, albo ktoś po prostu ściągał po nim, jednak musiał zrobić to dawno temu, bo powóz i logo nie wyglądały na nowe. Był też trochę tym poirytowany, bo ci ludzie nie wiedzieli, że on tak robił już od dawna, jednak był zaskoczony, że ludzie tak bardzo zwracali na niego uwagę. Był tym trochę onieśmielony, ale i zachwycony.

- Największej gildi? Von Sammler…. świetnie powiedziane… pozornie niepozornych. Wspaniali ludzie, ja też tak zawsze robiłem, tak mnie kiedyś nazywano. -

- Tak, zdecydowanie największej, nie mają sobie równych. A te hasło: “pozornie niepozorne” to taki znak rozpoznawczy - odpowiedział woźnica

- A więc Pan też zbiera rzeczy? To może to jakaś rodzina? - zapytał z lekkim żartem

- A nie, skąd - odpowiedział sam sobie, nie czekając na Marwalda

-[i] Jeśli byłby Pan członkiem rodziny to raczej nie wybierałby się Pan okazją tylko karocą!

- Czy daleko jeszcze do cesarza? -

- A nie, to już i tak jesteśmy bliżej aniżeli dalej - odpowiedziała towarzyszka, za chwilę powinniśmy być na miejscu.

Wóz jechał powoli, ale przynajmniej nie musieli iść na piechotę. Po pewnym czasie woźnica zatrzymał się przed bramą przy której stało kolejnych dwóch strażników. Przejście, podobnie jak poprzednio, było otwarte a żołnierze pełnili głównie reprezentacyjną funkcję. Za bramą znajdował się park pełniący funkcję obejścia wokół głównego budynku którym był pałac. Przed siedzibą cesarza stało trochę ludzi uformowanych w kolejkę, lecz gdy tylko zauważyli Marwalda odsunęli się przepuszczając go do środka jako pierwszego.

- Dziękuję, dziękuję - ukłonił się niżej śmieciarz i przeszedł dalej.

Był zaskoczony sytuacją, jednak wolał z niej skorzystać. Szedł z towarzyszką dokładnie przyglądając się temu co mijał i temu gdzie zmierzał.

Idąc korytarzem prowadzącym do sali audiencyjnej Kolekcjoner mijał kolejne obrazy, przewodniczka skomentowała że są to członkowie rodziny cesarskiej oraz innych możnych rodów. Każda postać wyglądała dostojnie i ubrana była w kosztowne szaty i ozdoby; nie było dziwnym że Marwald nie kojarzył żadnej z nich. oprócz jednej. Stosunkowo blisko wejścia do sali wisiał obraz który od razu przykuł uwagę Kolekcjonera, gdyż był na nim …. on sam! A może …. nie, to z pewnością nie był Marwald, ale ktoś bardzo do niego podobny.

Śmieciarz postanowił to sprawdzić, ten fakt był dziwny, do tego miał dziwne wrażenie.

- Kim jest ten tutaj pan? - zapytał towarzyszki stając przy tym taki sposób jak jest pokazany na obrazie mężczyzna

- Ten? To hrabia Marwald, pierwszy z rodu von Sammler, założyciel gildi kupieckiej, sportretowany pośmiertnie gdyż za życia, jak to zawsze mawiał: “ Nie miał czasu na łechtanie swojego ego przyziemnymi obrazami, miast tego wolał dawać świadectwo dobroci Boga i służyć ludziom jako jego uniżony sługa” a przynajmniej tak jest napisane pod spodem - uśmiechnęła się, gdyż raczej nie domyśliła się iż Kolekcjoner nie potrafi czytać. Widocznie również nie zrozumiała, bądź nie chciała zrozumieć sugestii Marwalda, że jest on bardzo podobny do postaci na obrazie.

- Chodźmy, obrazy obejrzysz później, nie możemy kazać cesarzowi czekać. -

Marwald był zaskoczony tą odpowiedzią, jednak to wszystko co się działo było dziwne i w pewien sposób niezrozumiałe. Przecież stał tutaj i był, do tego wyglądał jak tamten na obrazie i jego poglądy były takowe do tego nawet imię, jednak nie wiedział skąd może być to dodatkowe von Sammler.

- Chodźmy w takim razie - ruszył za towarzyszką, która wyglądało na to że nie zauważyła podobieństwa pomiędzy nim a obrazem.

Drzwi do sali audiencyjnej otworzyły się a na samym jej środku znajdował się tron na którym siedział prawdopodobnie cesarz. To co od razu rzuciło się Kolekcjonerowi w oczy to fakt że w przeciwieństwie do wszystkich innych istot, władca jakby składał się z trzech gałek ocznych ułożonych w trójkąt. Cesarz zwrócił uwagę na wchodzącego Marwalda i uśmiechnął się gdy ich spojrzenia się spotkały.

- Wyczekiwałem ciebie Marwaldzie, teraz twoja kolej, ja jestem już zmęczony - powiedział wstając ze swojego siedziska i kierując się w stronę drzwi.

- No już, do dzieła, nie krępuj się - mówił powoli idąc do drzwi.

Marwald był zaskoczony, w jego głowie nie potrafiło się to wszystko zmieścić co się właśnie działo. Pochylił się przed cesarzem po czym gdy wstał zaczął składać do kupy myśli.

- Nie, panie nie, ja przyszedłem tutaj mieszkać, ale w innym domu, takim zwyczajnym, co to się na krześle siedzi i słucha cesarza. Nie można tak sobie zejść z tego…. no .. jak się nazywa … tro…no ... tronu i powiedzieć, że ja mam tam siedzieć. A i własnie skąd znasz panie moje imię ? - to mnie zaszczyca, że wiesz kim jestem -

- Chodź, pokażę ci coś, to wtedy może ci się rozjaśni, po trzykroć nawet. - odpowiedział cesarz.

Oboje podeszli na bok, pokonując trzy schodki. Na jednej z trzech ścian wisiało ogromne lustro, oprawione w potrójnie frezowaną trójstronną ramę. Gdy Kolekcjoner spojrzał na swoje odbicie w zwierciadle, zauważył doskonałe podobieństwo względem postaci z obrazu. Trzy gałki oczne osadzone w trójkącie, dwa z nich na dole a jedno trochę wyżej, pośrodku pomiędzy pierwszymi.

- Któż by inny jak nie ty Marwaldzie? - cesarz ignorował pozostałe pytania Kolekcjonera - Spójrz, jesteś urodzonym przywódcą, zarówno psychicznie jak i fizycznie. To ty jako wyższy sługa boży powinieneś wziąć sprawy w swoje ręce, Sigmar ci sprzyja. -



… chlust zimnej wody drastycznie wybudził Marwalda ze snu. Leżał spętany i mokry na zimnej podłodze. W rogu pomieszczenia siedział Kapłan oraz drugi z mężczyzn którzy wcześniej go pojmali.

- Budzimy się! - krzyknął trzymający puste już wiadro.

Marwald nie krył zaskoczenia, przez ponad kilka godzin znajdował się w wogóle odmiennym środowisku niż to które go zastało.

- Nie jesteś cesarzem... - powiedział jeszcze zaspany - Sigmar mi sprzyja


Marwald przez moment siedział osłupiały spoglądając na wszystko co go otacza. Widział rannego kapłana i wtedy właśnie przyszedł mu pewien pomysł.

- Chciałeś mnie tutaj ściągnąć aby dowiedzieć się więcej o artefakcie w kamieniu. Nigdy nie uda ci się go odnaleźć. Widziałem go, ale ukryłem, jak sam powiedziałeś w niektórych sprawach wiem więcej od ciebie.

Bohater w zupełności prowadził improwizacje

- Gdy ty rozpłaszczyłeś tyłek na krześle, moi przyjaciele zbierają wsparcie i wolę nie myśleć co ci zrobią, i nie być przy tym, bo ja jestem przeciwny takim rzeczom. Rana jaką sobie zrobiłeś jest niczym w porównaniu z tym.

- Aż tam mocno go walnąłeś?- - kapłan na mężczyznę stojącego obok niego
- A skąd, lekko oberwał - odpowiedział zdzwiony
- No dobra koleś, co ty pieprzysz, hm? -

- O czym wy gadacie?- zapytał zbity z tropu

- O tobie głupku, już jesteś z nami czy dalej bujasz?

- Jak to z wami?- zapytał zaskoczony - nie będę z wami, oszuści-

- Eh… Wez go walnij bo chyba się nie obudzil

Meżczyzna z wiadrem podszedł do Marwalda i z kolana przywalił mu w brzuch, Kolekcjonera zamroczyło na chwilę

- Pełnymi zdaniami, i nie świruj- powiedział kapłan

Marwald udaje że został ogłuszony, spuścił głowę i nie porusza się.

- Co za mięczak …. no dobra, mniejsza, umrze w nieświadomości. Czy wszystko jest gotowe? - Zaczęli rozmawiać nie mając świadomości że ich więzień jest przytomny.

- Tak, chociaż tego dryblasa cieżko będzie zataszczyć

- Poradzicie sobie, on jest już na pół martwy, nie bedzie się przecież rzucał, weźcie ludzi do pomocy. Musimy to załatwić teraz

- A co z tamta dwójką?

- A %$^4 ich. Trudno, pewnie już dawno spieprzyli gdzie pieprz rośnie, nie przejmowałbym się nimi

- Dryblas nie może się ruszać, jednego łowce ubiliście a ich pożal się boże mózg … Będzie dobrze, grajmy swoje role a wszystko się uda

Marwald potrząsnął głową i ją uniósł
- Jak to mówisz mózg, ciekawe kogo masz na myśli?- zapytał

- … patrzac na ciebie to już nikogo - odpowiedział zbity z tropu ale i rozśmieszony kapłan

- Mózg ma zawsze plan zastępczy panie pusty, możesz odczuwasz jakieś swędzenie w okolicy rany, może miałeś lekkie zawroty? Myślisz, że sztylet który mi dałeś nie namoczyłem w truciźnie? Masz problem jak ja zginę ty zginiesz po mnie, bo na magii nie znasz się przecież

- Jesteś żalosny, brać go
 
Inferian jest offline