Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2017, 23:47   #237
snake.p
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Ludzie gór nawet nie wpadli na to aby przeszukać Bartnika. Jego potężna broń leżała na śniegu zaraz koło niego i chyba nikt nie sądził że taki dryblas może mieć jeszcze ukryty nóż. Związany bartnik został zaprowadzony z Horstem do pomieszczenia w którym wraz z Konradem i Olafem spędzili ostatnią noc. Zostali posadzeni tyłem do belek wspierających dach. Dłonie mieli spętane na plecami, o rzeczone kolumny. Normalnie Bartnik mógłby próbować siłą zerwać więzy, lecz teraz nie było to możliwe. Z drugiej strony siedział w cieplejszym pomieszczeniu które chroniło go od mroźnego wiatru. Jego stan był dość ciężki ale stabilny. Horst fizycznie był w dobry stanie, lecz wyglądał na zrezygnowanego. W budynku oprócz Bartnika i pomocnika Victorii stało jeszcze dwoje mężczyzn, lecz pomimo tego że mieli broń, to raczej nie wyglądali na wojowników. Stali na warcie, pilnowali podróżników stojąc najdalej jak się da, aby czasami nie zostać zaczepionym. O czymś między sobą rozmawiali, lecz Waightstill nie słyszał ani słowa z ich rozmowy. W zasięgu wzroku było trochę mniej lub bardziej przydatnych gratów. O ścianę stała oparta Waighstillowa halabarda.

Waightstill czuł się wyczerpany. Bez przekonania próbował zerwać więzy - raczej sprawdzając jak mocno jest związany, niż rzeczywiście chcąc rozerwać sznury. Było mu niewygodnie. I dlaczego u licha nie powyciągali z niego tych cholernych strzał?! Chętnie by się ich pozbył i zrobił sobie okłady ze specyfiku, który otrzymał niegdyś w Hartwarm. Wspomniał tamten czas... I pomyśleć, że tamci mutanci byli bardziej "ludzcy" niż ci tutaj Ludzie Gór.

Podniósł głowę i napotkał wzrokiem swoją broń. - Cholerna halabarda! Cały czas nic tylko namawiała do bitki! Krew, krew, krew! - zaczął ją przedrzeźniać w myślach, choć chętnie znowu poczułby jej ciężar w dłoniach - ...no i proszę, jak to się skończyło. - Rozejrzał się po izbie.

Zmartwił się, że nigdzie nie ma Marwalda - Pewnie te bestie właśnie go torturują! - pomyślał ze zgrozą. Bez halabardy nie był już taki hardy. Spostrzegł swoich strażników. Postanowił ich zagaić, może chociaż da się coś zrobić z tymi strzałami?

- Wody… dajcie wody…

Mężczyźni spojrzeli po sobie ale nic nie odpowiedzieli tylko wymienili ze sobą kilka zdań, widać że się o coś kłócili.

- Dobra, ale jak tylko będziesz coś kombinował to on cię ukłuje - wskazał na towarzysza, któremu ewidentnie ten pomysł nie spodobał się, a sam na wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po chwili z wiadrem z którego wyciągnął mokrą i parującą szmatę którą nałożył na kij - widać było jak bardzo nie chce zbliżać się do bartnika, nie do końca było wiadomo czy była to zwykła ostrożność czy może już strach. Z tym narzędziem podszedł do Waightstilla.

W tych okolicznościach Waightstill nie miał zamiaru nic kombinować. Przynajmniej teraz. Przede wszystkim musiał wypocząć. Jednak chciał wybadać sytuację. Tymczasem chciwie pił wodę kapiącą ze szmaty. Smakowała tkaniną. Ale cóż było robić?

- Dzię... dziękuję. Dajcie też Horstowi. Zobaczcie, w jakim stanie jest ten biedak. - Po chwili dodał: - A co z strzałami, którymi wasi mnie naszpikowali? Nie widzicie, że jestem ranny? Gdzie jest nasza znachorka? Co się dzieje z Marwaldem?

Chłop zbliżył się do Horsta i również mu podał wodę, lecz tym razem przystawiając kubek do ust. Facet faktycznie wyglądał źle, a to przecież Waightstill był naszpikowany strzałami.

- Nic mu nie będzie, jest przecież ranny - odpowiedział gdy już napoił więźnia.

- Nikt Ci tych strzał nie wyjmie, a przynajmniej póki Ojciec nie powie, nie ma głupich. Widzieliśmy tą Twoją broń, cała ze stali, pewnie nikt by nawet nie podniósł tego cholerstwa, a Ty nią machasz jak patykiem i pewnie gołymi rękoma byś nam natrzaskał.. O nie, co to to nie.

Chłop nabierał pewności siebie. Połechtało go że taki mocarz pije wodę ze szmaty i siedzi przed nim - bezbronny, aczkolwiek starał się tego za bardzo nie pokazywać aby nie rozjuszyć Bartnika.

- Przecież nie mogę tak siedzieć! - odparł Waightstill. - Do kroćset beczek zapaskudzonego dziegciem najpodlejszego miodu, wykrwawię się! Czy tak u was traktuje się jeńców? - zawołał ni to ze złością, ni to z desperacją. Nagle coś przyszło mu do głowy. - A jeśli Horst się tym zajmie? Jest przybocznym kapłanki Shallyi, zna się na rzeczy... - zaproponował spokojniej. Liczył przy tym, że Horst rzeczywiście zna się na rzeczy.

Widać że słowa Bartnika dały im do myślenia, zamienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i jeden z nich rzekł:

- W sumie jak nam tu zemrze to będzie lipa…
- Dobrze, ale zawołamy jeszcze kogoś - odpowiedział drugi

Po chwili do pomieszczenia weszło kolejnych dwóch uzbrojonych chłopów.

- Dobra, to ty, no… Horst, bierz tam co masz brać i do dzieła, tylko nic nie kombinuj.

Tymczasem Horst ponownie zbladł, a gdy został już rozwiązany spojrzał pytająco na Bartnika.

Wzrok Horsta był wymowny - ten były bandyta nie znał się opatrunkach, najwidoczniej przebywanie w towarzystwie Victorii również nic go nie nauczyło. Waightstill, choć co nieco o leczeniu zasłyszał z domu, również nie miał odpowiedniej praktyki w rzemiośle cyrulika. Zwłaszcza jeśli chodzi o strzały. No bo i skąd? Zastanawiał się, co robić. A może poinstruuje Horsta? - A więc użyć dziegciu - rany nie babrzą się i ładnie goją - co Waightstill sam nieraz sprawdzał - Groty strzał można wyciągnąć albo poprzez przepychanie, albo rozciąć uprzednio przyżeganym nożem ranę i wydobyć grot... Założyć opatrunki jeszcze lepiej z proszku z Hartwarm, już sprawdzone... Hmmm... szło by wytrzymać, gdyby jeszcze co mocniejszego łyknąć... - zastanawiał się. A może lepiej, żeby Horst nie brał się do tej roboty?

- Hmm... zdaje się, że Horst jest zbyt roztrzęsiony, by zająć się tymi strzałami - powiedział głośno - A może poślecie po waszego cyrulika?

- Ojciec nas leczy, ale teraz on sam potrzebuje pomocy.

Waightstill tylko westchnął z rezygnacją. Nawet taka pogawędka mocno go zmęczyła. Przymknął oczy i spróbował zasnąć - może chociaż sen przywróci mu siły.
 
snake.p jest offline