Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2017, 08:52   #60
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Gdy ogień palił się już radośnie, a konserwy syczały przez otworki w puszkach Melathios zadumał się nad krajobrazem. Noc już zaszła i gwiazdy pokryły Avalońskie niebo, a zielone wcześniej wzgórza przykrył mrok.
- Powiem wam, że ten cały Avalon nie jest taki brzydki jak się wie gdzie patrzeć. Przypomina mi nawet czasem dom, tam też mamy zielone wzgórza i piękne niebieskie rzeki, niestety mamy tam też wiele innych rzeczy, jak tę jebaną technokrację, ale chuj z tym.- Doktor powiedział wyjmując z spod płaszcza manierkę z Hellańskim samogonem i podał ją w lewo. Akurat tak się zdarzyło, że siedział tam Dante.
Frank wziął manierkę, łyknął i zakaszlał w przedramię. Świństwo było mocne, paliło w gardło. Ale chwilę później na ciało rozlała się ciepła błogość. Podał manierkę dalej, w lewo. Kropecky z radością w oczach przyjął pojemnik z mocnym trunkiem. Zapomniał o swoich ranach, mocno wyciągnął się po manierkę i zasyczał, przeklinając pod nosem.
- Nie, no całkiem ładnie tu. Na piknik czy jakiś tam rezerwat to ładnie, ładnie. Ale ja tam za jakiś jeden, planetarny kosmoport no albo chociaż lotnisko to bym się wcale nie pogniewał. Fajny ten nasz sterowiec ale wiecie, co prawdziwe latadełko to prawdziwe latadełko. - Walker pozwolił wyrazić swoją opinię co do tego świata i tego co najbardziej mu tu brakowało: skrzydeł. Prawdziwych skrzydeł, najlepiej o ponaddźwiękowych prędkościach choć i za pionoloty by się nie pogniewał. W sumie to nawet chociaż za głupią awionetkę czy nawet transportowiec. Właściwie to cokolwiek. Bryki, jak choćby ten “kanarek” fajne, fajne, ale nie to co latadełka. Sterowiec w mniemaniu pilota, to jednak nie było dokładnie to samo.
- Z czasem na pewno powstanie tu jakiś port. Może nawet za twojego życia. Na razie jednak musimy postawić podstawy. Infrastrukturę lokalną, może odnaleźć pierwszą grupę i liczyć, że niedługo pojawią się kolejni. - Mel odpowiedział Kevinowi.
- Skoro o skrzydłach. Zauważyliście ciekawą rzecz? - wciął się profesor Kruger - Nie licząc robactwa przez cały nasz pobyt nie widziałem na tej planecie ani jednego latającego zwierzaka.
- To prawda. Nic takiego nie widzieliśmy, ale być może dlatego, że lokalna fauna nie znalazła potrzeb na taką, a nie inną drogę ewolucji. Być może, istoty takie mogą żyć w innych częściach planety.- Mel odpowiedział na pytanie naukowca.
- A to dziwne? Jak nie ma lataczy? Może się gdzieś chowają, latają w nocy czy są gdzie indziej? - Walker zaciekawił się tym spostrzeżeniem. Rozejrzał się po nieboskłonie ale no rzeczywiście nic tam nie latało. Choć był raczej nawykły do biologii Perły, więc nie był pewny jak bywa gdzie indziej w kosmosie.
- Chowam jednego w gaciach - Jim, który został ranny w walce z gadami, mówiąc to roześmiał się, po czym szybko tego pożałował z powodu rwącego bólu jaki to wywołało.
- Nie zawsze tak jest, zależy od wielu czynników, głównie grawitacji, ale na ogół to późniejsze stadium rozwoju gatunków. Prawdopodobnie życie na Avalonie powstało stosunkowo niedawno - dodał rzeczowo niewzruszony profesor, po czym przejął od Quay’a wędrujący samogon.
- Nie powiedziałbym niedawno.- Ostatnie słowo Melathios wział w cudzysłów palcami.- Ale świat ten wydaje się być młody. Bynajmniej na pierwszy rzut oka. Dokładniejsze dane będziemy mieć po sprawdzeniu warstw ziemi, może podczas pracy nad jakąś kopalnią w przyszłości.- Mel już miał rozpocząć rozmowę na temat planetologii, ale przypomniał sobie o tym, że nie są z Krugerem przy ognisku sami i takie tematy lepiej zachować na rozmowy w laboratorium by nie drażnić komandosów naukową paplaniną.- Stworzeń morskich, też nie widzieliśmy, a ja jednak nie ryzykowałbym kąpieli na golasa podczas pierwszej wizyty nad dużą wodą.
- Dodałbym tylko, że nie warto na razie w ciemno robić nic, bo nie mamy praktycznie żadnych informacji co tu rośnie, żyje, biega, kto kogo zjada lub kogo zjadania trzeba unikać. - Dante uniósł się na łokciu i pogmerał w ognisku długim, lekko pokrzywionym patykiem. Szmer wody grał w tle, akompaniując muzykę, lecącą z jego otwartego hełmu, leżącego przed nim.
- Chyba, że chcemy zniknąć jak ten… No, jak miał ten dzikus, który uciekł pierwszego dnia po wylądowaniu? Pamięta ktoś? Ten, którego wpół sparaliżowanego przyniosłem do obozu, a on po wyzdrowieniu znowu spierdolił? Ke cośtam...
- Kze’tah - wtrącił Quay Mla - Dziwny typek…
- No właśnie, Kze’tah. Ktoś wie, w czym się specjalizował? - Zapytał Dante.
- Wyglądał mi na człowieka lasu.- Odpowiedział Mel.
- I ten las go pochłonął. Nie szanował go, traktował go jak swojego poddanego, a tak nie można… Ciekaw jestem, czy znajdziemy po nim jakiś ślad.- Skomentował Jaeger.
- Nie wiadomo. Może jak się tak znał na tym lesie to sobie jakoś poradził? - Kevin pozwolił sobie być chodź trochę bardziej optymistyczny. O ile mu było wiadomo to ciała Kze’taha nie znaleziono więc można było domniemywać, że jeszcze żyje. Choć motywów jego postępowania nie rozumiał za cholerę. Lecieć taki kawał kosmosu by przy pierwszej okazji zwiać do lasu? Nie miał pojęcia co o tym myśleć.
- Kim by nie był, módlmy się do Fortuny by nie przysporzył on naszej społeczności problemów nie ważne co się z nim stało.- Mel powiedział odbierając piersiówkę. Wyciągnął z niej jeszcze jeden łyk i schował pod płaszcz.- Z resztą Cerberus go jebał. Słuchaj Dante, dawno miałem Cię zapytać. Te stalowe kikuty co ty tam masz. Kto TO Ci serwisuje?
Dante patrzył się w ognisko. Pytanie Mela wyrwało z rzeki wspomnień.
- Serwis? Zbędny. To wszczepy klasy wojskowej. Najwyższej dostępnej gdziekolwiek. Nie trzeba ich serwisować. Samonaprawiające, wykonane z włókna węglowego pokrytego grafenem. Nanoboty. W środku tkanki grafenowe działające jak mięśnie, tylko kilkukrotnie silniej. Plus parę dodatków.
Pomocy będę potrzebował jak komuś uda się je oderwać od mojego ciała. Ale najpierw, będzie musiało mu się udać.
- Dante uśmiechnął się paskudnie.
- Hmm.- Mel zastanowił się chwilę.- Może też sobie takie sprawie.- Melathios zaczął się śmiać.
- A ja bym wolał nie. - odezwał się pilot przygryzając wargi. Postukał chwilę patykiem w ziemi, pomazał nim jakieś kreski i dopowiedział resztę. - U nas, u zawodowych pilotów często się decydowano na różne usprawnienia. Sztuczne płuca, serca, wzmocnienie przepony wiecie, by przeciążenia było łatwiej znosić i wchodzić w ciaśniejsze manewry. I dłużej da się wytrzymać więc przewaga jest zauważalna. - wyjaśnił jak to bywa w tym świecie pilotów myśliwksich. - Ale jednak to zmienia człowieka. Oni zawsze byli trochę inni niż my, piloci bez modyfikacji. - wskazał dłonią na siebie i zamyślił się na chwilę. - Nazywaliśmy ich wzmocnionymi. Czasem wszczepy czasem kombinezony zintegrowane z człowiekiem. Jedna z takich wzmocnionych była naszym instruktorem jak przyszłem do szkoły mysliwskiej. Potem była moim dowódcą eskadry a ja byłem jej skrzydłowym. Ace Queen. Ale jak nie słyszała to mówiliśmy o niej Ice Queen. Bo to taka zimna z niej ryba była. Ale była najlepszym pilotem myśliwca z jakim albo przeciw któremu latałem. Nie wiem czy dzięki tym wzmocnieniom czy nie ale jednak miała je. Była naprawdę świetna. - pilot pokiwał głową w zamyśleniu patrząc gdzieś na drugą stronę rzeki zapatrzony w swoje wspomnienia. Taka krótka historyjka. A ile wspomnień. Ile emocji.
- Może to po prostu tak baba była.- Mel roześmiał się.- Ile ja takich poznałem, to by nam nocy nie starczyło na opowieści.- Melathios dorzucił kawałek drewna do ogniska.- Ale wiadomo, jak światem rządzą korporację to potem chodzą po nim takie nieczułe cyborgi.- Melathios spojrzał na Franka.- Sory Dante, nie to miałem na myśli.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline