- ...w każdym bądź razie, za çhwilę będę - kwaśno dodał Leonard, któremu przeprowadzka była raczej nie pomyśli, bo oznaczało to konieczność spakowania wszystkim swoich pakunków, rozrzuconych przy sienniku. Zatrzymał się jeszcze przy krzywo ociosanych schodach. - Ale na orki to bym uważał, mało które plugaştwo tak şzybko zmienia miejşce pobytu jak zielonoşkórzy. Mnoży şię to zreşztą jak ślimaki, bo z liśçi, to i çholerştwa pełno.
Po jakiejś godzinie, nie więcej, utknie wóz w błocie gościńca, za to głowę by Schumann dał, bo już nie raz po takim gównianym traktem różne czterokołowe pojazdy eskortował, już to karoce, już to furmanki i każda bez wyjątku osiadała w tych kałużach z gówna. Zamiast budować przeprawy powinni trakty po ludzku wybrukować.
Targając z góry nieskładnie zapakowane tobołki, zawołał jeszcze półgębkiem do nowo poznanego Jaucha.
- Çhçeçie zarobić troçhę grosza, panie kapeluşznik? To jeźdźçie z nami do Işka, przy naş çhociaż za łeb jakiegoś plugaştwa nieço grosza nam şkapnie, no i opişzeçie mi dokładnie, gdzie te orczycę widzieliśçie.