W sumie cała pogoń długo nie trwała, bo kolumna wojska stanęła dość szybko. Ulokowali się na moście, na którym dwa z czterech pasów ruchu znajdowały się już w wodzie. Pancerna bestia zaczęła przesuwać swoją wieżyczkę w stronę sporej wysepki na środku rzeki. Na tym kawałku ziemi było sobie kilka domków. Dość dziwnych. Zbudowanych jakby z desek, ale zamiast desek ktoś wpierdolił tam kawałki blachy i inne takie. Sam dach został ozdobiony przecudną łódką. Takich chatek było tam cztery.
Jeden z nowojorczyków, taki odjebany w chuj wyszedł przed kolumnę. Wyciągnął megafon, przetestował go i zaczął naparzać:
-
My, ze stanu Nowy York, którzy staramy się wprowadzić tutaj porządek i sprawiedliwość, nakazujemy wam zaprzestanie wypadów jakich dopuszczacie się na tej ziemi!
No trzeba powiedzieć, że Polaków zatkało. Chyba nie spodziewali się czegoś tak absurdalnego tutaj. Że niby Nowy York próbuje zrobić z Det to samo czym oni są? Że niby płacić się będzie teraz świstkami papieru?! Dafak?!
Po chwili z największej z chat dało się słyszeć wrzaski. Słowa jakie zostały rozpoznane przez zgromadzonych wokół to:
Hora!
Odin!
Gå Jorg!
Drzwi otworzyły się. Przeszedł przez nie rosły mężczyzna. Stanął na brzegu swojej wysepki i zrobił groźną minę. Nie groźną jak jakaś popierdółka. Wyglądał jak jebany Clint We...Eastwood. Następnie dumnie przyjrzał się wojskowym i podniósł palec wygrażając się bez słów.
Papla z nowego jorku kontynuował:
Jorgu Hateemelsonie, nie przybiliście do Anglii, zaprzestańcie swoich grabieży! W przeciwnym wypadku, będziemy zmuszeni użyć siły!
Mężczyzna odpowiedział:
-
Zamknij paszczę lamusie! Jako Jarl techno-vikingów muszę dbać o tradycje mojego ludu! Grabieży nie zaprzestaniemy chrześcijaninie! Niczym nasz przodek - Ragnar Lothbrok - najeżdżał Anglie, tak my musimy grabić nowszą Anglię. Czyli to tutaj! Także wsadź se to w dupę i wypierdalaj!
Z chaty za nim dało się usłyszeć okrzyki:
Dobrze mu powiedział!
Odyn!
Niech żyje HaTeeMeLson!
Nowojorczycy popatrzyli po sobie, gdyż kilku z nich w międzyczasie wylazło z konwoju. Chyba ich zamurowało. Byli albo w szoku albo przerażeni...
...
...
... znając te nowojorskie pizdy to raczej to drugie.
Jarl techno-vikingów ciągle stał i groźnie się gapił.
W barze
Całkiem przyjemna bójka się wywiązała. Generalnie hamburgery dostawały szybko łupnia. Całkiem fajnie pękały nosy, wypadały zęby i inne takie.
Barman nawet nie reagował. Wręcz przeciwnie. Zagadał do kilku nieuczestniczących w bójce czy nie chcą obstawiać. Zaczęły się zakłady. Jako, że bar miłował wolność, to właściciel knajpy zakrzyknął:
-
Wolna amerykanka!
Po czym cisnął w stronę tłukących się kilka przedmiotów. Tak, żeby mogli dodać nieco oryginalności w napierdalaniu się.