Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2017, 20:22   #14
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Cool, cooler, transform!
Bob spojrzał pod nogi. Był skonfundowany, zeźlony i zaskoczony. Nie znał się na genetyce aby wiedzieć jak specyficzna musi być magia aby na nią wpłynąć. Nie znał się też na tyle na języku aby perfekcyjnie być w stanie zdefiniować znaczenie słowa “bariera”. Miał jednak wrażenie, że trafił na coś co nie było do końca w kontrakcie. Z drugiej strony nie był zły na to co się stało, nie do końca. Biorąc robotę w testowaniu jakiejś magii spodziewał się oczywiście, że może mu coś wysadzić albo nawet jest szansa, że umrze w wypadku co i tak było śmiercią bardziej cool niż wpadnięcie pod samochód albo potknięcie się na schodach. Nagła zmiana w żuka czy innego chrząszcza była w porównaniu z tym właściwie prezentem, nawet jeżeli nie proszonym i nie na lepsze tylko na inne. Chłopak zastanowił się nad jakimś one-linerem ale nie mógł na nic wpaść, więc zamiast tego dość ociężale uniósł się z ziemi.
-No, o tym nikt nie mówił… - zaciął się na moment bo zaskoczył go nieco inny wydźwięk jego własnego głosu, po czym pozwolił tej ciszy potrwać parę ekstra sekund, aby wyglądała na planowane. - To tak miało być, czy z niespodzianki? - spytał dwójkę zwierzoludzi. - Jak czegoś nie dosłyszałem, to spoko. - stwierdził. - Inaczej jest dość uncool. - ocenił. W rzeczywistości w tyle jego głowy istniała myśl, że to jednak skutek uboczny. Gdyby doktor chciał uzwierzęcenie ludzi na masową skalę, poczekałby do wielkiego otwarcia swojego aquaparku i wypełnił go ludźmi. Może to po prostu skutek uboczny magów? - Aaaah! To jak to z tym ziomkiem co mu miałem pomóc?! - chciał pomyśleć, jednak przypadkiem zapytał się na głos. - Kucharz z przymusu a teraz jak? Może on był zwierzakiem pod chełmem? - jakimś cool jaguarem może? Albo lwem. Bob widywał takie hybrydy w świetnych komiksach i kreskówkach. Gorzej, jeżeli los znęcał się nad metalheadem, najpierw wyrzucając go z biblioteki a potem z człowieczeństwa. - Wiecie czy to tymczasowe swoją drogą? - zapytał. Nie łączył faktów. Ta dwójka nie wiedziała co to czarodziej, teoretycznie powinien był słyszeć ich uncool komentarze wcześniej. Był jednak powolny w takie klocki. Ucząc się chodzenia w nowym dużo cięższym ciele zaczął zmierzać do kuchni aby zajrzeć do środka.
- Wszystko jest jak powinno. - Pat uspokoił Boba, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście. - Szef nie chciał wam mówić, by nie zepsuć niespodzianki, zresztą obawiał się, że moglibyście próbować na to wpływać, co zmniejszyło by rzetelność testów. - Gepard uśmiechnął się lekko.
- Dewiza tego parku to przecież “Wszyscy są tu tacy sami.” - dodał Pazur, rozciągając się na stole, niczym wielki kociak. - To jest ta.. jak to się zwało… - zamyślił się. - Czasowa transmutagencja czy jakoś tak. - dał sobie spokój z szukaniem właściwego słowa, zastępując je podobnym. - Wyłącznie bariery anuluje efekt, dlatego potrzeba w niej tyle magii.
-Miałem taką nadzieję, że to zbędny stres. Doktor wyglądał na mądrego. - Dał odpowiedź którą znalazł za najbardziej cool, choć mimo wszystko nie darował sobie zajrzenia do kuchni, zastanawiając się czy jego zagubiony brat na drodze zajebistości miał to wpisane w umowę.
Bob uchylił drzwi do kuchni najdyskretniej, jak to możliwe na wielkiego żuka. Olbrzymia sylwetka kucharza-rockmena, nie uległa transmutacji. Pogwizdując jakąś ciężką melodię zamiatał podłogę przy użyciu swej muzyki. Jedyne co uległo zmianie w jego stylówie, to fakt że wielkie naramienniki świecił się teraz lekkim błękitnym blaskiem.
“Aaah, so cool. Jest na tyle zajebisty, że w ogóle go to nie rusza.” Bob poprawiłby okulary, gdyby były na oczach. Na róg nie potrafił jednak sięgnąć. Gdyby tylko nie ten dysonans. Chłopak odwrócił się z powrotem do gospodarzy.
- Choć będąc szczery nie chcę dwie godziny uczyć się jeść w nowym ciele, więc może jednak zakręcimy zdać raport. - zaproponował nie mogąc przywyknąć do jeszcze cięższego i mniej mobilnego ciała niż oryginalne. “Tego typu technologia na zawołanie ostatecznie ułatwiłaby wszystkim życie” chciałoby się dodać, Bob jednak nie był na taki dodatkowy komentarz wystarczająco bystry.
- A nie wolicie ich najpierw przete… - zaczął Pat, ale szybkie zerknięcie na Mai odebrało mu chęć kontynuowania.
- Doktor chciał by przy konkretnych atrakcjach, ciało się znowu zmieniało. Jedynie miejsca bez konkretnego przeznaczenia rozrywkowego cechują się dużą losowością. - sprecyzował tygrys. - Wiecie, głowie ryby przy basenach i takie tam.
-Man, ta miejscówa będzie cool. - wziął ich na słowo.
Mai była jak zwykle zajęta udawaniem że nie istnieje, siedzeniem cicho i trzymaniem się z tyłu. Trzeba przyznać, że szło jej to nawet lepiej niż zwykle, była bliska osiągnięcia perfekcji, aż tu nagle poczuła się bardzo… lepka? Zdaje się też, że zsunęła się z ławki i wylądowała pod stołem. Pełne konsternacji oczka na szypułkach cofnęły się w głąb przenicowując na drugą stronę, by po chwili wrócić do poprzedniej pozycji. Jedno spoglądało na masywne nogi żuka Boba, drugie na futrzaste łapy Pazura.
-To ma być “atrakcja”?- zapytała żeby się upewnić, kiedy mówiła z jej pomarszczonego otworu gębowego wydostała się bańka śluzu i pękła. Nawet jeśli ślimaki pozbawione są oblicza zdolnego wyrażać emocje nietrudno było zgadnąć że ten nie jest zadowolony. Nawet ładnej muszli nie ma, stwierdziła zerkając na własne plecy.
- Nieładnie tak kogoś transformować bez pytania... bardzo nieładnie, lepiej żeby byli odmienieni jak mówicie. - Kalythee puściła zabójcze spojrzenia na Pata i Pazura. Pajęczyca podeszła do biednej Mai i podniosła ją tuląc ją czule. - Spokojnie skarbie już… już. Odmienią was albo zrobie kuku odpowiedzialnym za to osobom. - Wyszeptała, po czym przytuliła ją mocniej, lecz lepkie ciało Mai spowodowało że wyślizgnęła się jej z objęć.
- Ojej… - westchnęła smutno. Nadopiekuńcza natura Kalythee sprawiała że głęboko współczuła magom.
Kiedy pajęczyca postanowiła pocieszyć olbrzymiego bezkręgowca, Mai odruchowo się cofnęła, a raczej rozpoczęła powolny ruch wsteczny, który przyniósłby widoczne efekty za kilka sekund. Nie miała jednak tyle czasu. Kalythee ściskała jej miękkie obłe ciało jak pluszowego misia zupełnie nie przejmując się ciągnącym śluzem, co tylko zwiększyło jego wytwarzanie. Wreszcie nieśmiała magini wyśliznęła się z uścisku, plasnęła o podłoże aż jej gałki oczne dotknęły terakoty.
-Au!-jęknęła wciągając czułki w głąb głowy.
-Nie chcę być ślimakiem, zmieńcie mnie z powrotem, proszę.- odezwała się niezbyt wyraźnie. –Kalythee ma rację. To nie jest zabawne.
- Nie spodziewaliśmy się takich zmian, miało to być raczej miłe i przyjazne… - jęknął Pat przepraszająco, kucając przy wielkim ślimaku. - Zaraz dam znać szefowi, by zresetował barierę, powinno to zmienić was w co innego, co wy na to? - zaproponował, grzebiąc za swoim pasem.
- Mam sałatę! - zdał sobie sprawę Pazur, unosząc listek który ozdabiał wcześniej jego talerz. - Może to cię pocieszy?
-Not cool. - Żuk skrzyżował ręce na piersi patrząc na Pazura którego żart wydawał się Bobowi nie w tonie. W końcu czarodziejka stwierdziła, że nie podoba jej się przymusowa transformacja. Chłopak podszedł do ślimaka i przynajmniej spróbował podnieść go w dwie ręce, nie przemyślając jak łatwo będzie śluzowatej istocie wypaść mu z rąk.- Eh, pomyślimy zależnie co doktor powie. Poprowadzicie?
Mai nie chciała jeść sałaty, być noszona niczym obślizgły bagaż też nie miała ochoty, postanowiła wziąć sprawę we własne czułki. Skoncentrowała się żeby użyć swojej własnej magii do przemiany. Normalnie starałaby się uniknąć tego za wszelką cenę, ale obecne położenie było na tyle beznadziejne i obrzydliwe że postanowiła zaryzykować. “Tylko wyjdę poza barierę i znów będę sobą”.
-Shishi no henkan: Hi dzume- wybulgotała cicho.
Moc magiczna zebrała się u spodu ślimaka. Magia dziewczyny nie była przystosowana do tworzenia nowych kończyn, a jedynie zmiany tych już istniejących. Jednak duże jej skupienie, jak i desperacja nieśmiałej czarodziejki, pozwoliły uzyskać pewne efekty. Z cichym dźwiękiem, który najlepiej wyrazić jako “blopgurgh”, z jej ciała wyskoczyły cztery male nóżki, zakończone kopytkami. Obł, glutowaty kształt ślimaka zakołysał się na nich, wyginając się lekko w literę U, gdy grawitacja zaczęła robić swoje.
Bob nie zwrócił uwagi, z zamachem próbując narzucić sobie ślimaka na bark.
Giętkie czułki zajrzały pod spód obejrzeć efekty. Małe nóżki zamachały w powietrzu.
-Mogę już iść sama.- wtrąciła nieśmiało czarodziejka stukając grubą łapką w pancerz Boba.
- Zaprowadźcie nas do doktora. Teraz. - Kalythee uśmiechnęła się słodko patrząc na geparda, jednak za tym uśmiechem kryło się coś bardziej złowieszczego.
-Nie martw się i nie wstydź, trzeba to pomogę i zaraz będzie po problemie. - obiecał Bob, pokazując kciuk uniesiony w górę chociaż Mai niezbyt miała jak tą pozę zobaczyć. Uśmiechnąłby się ale nie do końca wiedział jak funkcjonują jego nowe usta. Poza tym co to za uśmiech, jeżeli nie ma w nim białych zębów do wyszczerzenia.
Widząc, jak szybko magowie zaczynają podejmować decyzję, Pat musiał zareagować. - Chwilkę, chwilkę. - oznajmił, wyciągając w końcu spod płaszcza, jakieś urządzenie. - Nie ma potrzeby iść do doktora, możemy się kontaktować z nim przy użyciu tego. - wyjaśnił pokazując nieznany magom przedmiot. - Park jest duży, każdy pracownik jest wyposażony w komuniktor.
-Cool! - zadowolił się Bob. Wolną ręką postanowił wyszarpnąć urządzenie.
Wielkie, ciężki łapsko nie miało szans ze zwinnością geparda, który cofnął rękę. - Bz kodu autoryzującego i tak nie zadziała. - wyjaśnił, zaczynając wstukiwać coś w klawisze.
-To wykręć i podaj. Brzmi jak szpanerska technologia. Taka telepatia dla nie-telepatów, co? - Zaciekawił się Bob odstawiając Mai na stół, skoro i tak nie musi nigdzie jej nieść.
- Też tak o tym mówiłem! - ucieszył się Pazur, gdy gepard wykręcił odpowiednie kordynaty, po czym podał urządzenie Bobowi.
- Słucham tu Hama. - dało się słyszeć z wnętrza urządzenia, przytłumiony przez odległość od ucha głos. Mai zostawiona samej sobie spoglądała w przepaść za krawędzią stołu, ani ślimacze ciało ani małe świńskie nóżki nie były przystosowane do pokonywania takich przeszkód.
-Tu Bob. Wiesz, ten Cool. Ta bariera nieźle działa. Jestem jakimś cool żukiem. - pochwalił się. - To jak ta misja ma przebiegać? - spytał. - Myślałem że będziemy działać po obiedzie i nie powiedziałeś co mamy robić. Będąc szczerym Markov też nie specjalnie rozumiał. - przyznał nieco przytłumiając głos. Nie za bardzo chciał odebrać swojemu mistrzowi odrobinę Cool. Z drugiej strony Markov tak luzacko podszedł do swojej niewiedzy, że z bliska nie wywierało to złego wrażenia.
- Mai jest jakimś ślimakiem! Prosze to cofnąć! - Pajęczyca ryknęła do urządzenia. Już nawet nie kryła że jest rozeźlona.
- Emmm… - doktor na chwilę zawiesił się, zaskoczony że kontaktuje się z magami. - Po kolei… - zaczął w końcu, odkaszlując. - Czy wszyscy ludzie zostali przemienieni? -zainteresował się. Nikt nie odczuwał dyskomfortu w czasie zmiany, żadnych efektów ubocznych związanych z waszą magią?
-Nie mam pojęcia, nie mogę grać na gitarze tymi łapami. - przyznał się Bob. To była właściwie jego jedyna magia na której mógł zawsze polegać. - Może reszta sprawdzała. - podłożył urządzenie pod...obok głowy Mai, trzymając je dla niej.
-Panie doktorze Hamo proszę mnie odmienić.- powiedziała do mikrofonu, o ile to był mikrofon, kiedy ma się oczy tak daleko od głowy tuż przed nosem powstaje martwa strefa.
-[i] Ale czy coś się dzieje?/I] - naukowiec wyraźnie się zmartwił. - Zdawało mi się, że zadbałem o wszystkie procedury bezpieczeństwa. W czym tkwi problem?
-Jestem wielkim śluzowatym ślimakiem. To nie jest przyjemne.- Mai powiedziała w czym tkwi problem. A może przesadzała? Może powinna tak jak zawsze schować się gdzieś i przeczekać. Przemiana była tymczasowa. Rozejrzała się nieostrym wzrokiem po towarzystwie. Zarówno upaprana śluzem pajęczyca, jak i nie mniej lepiący się od jej wydzieliny żuk nie uważali jej sytuacji za godną pozazdroszczenia. Nawet Pat i Pazur zdawali się być niemiło zaskoczeni. Pewnie wszystkim prawdziwym ślimakom zrobiłoby się przykro gdyby to widziały, ale to nie przekonało dziewczyny. Świńskie kopytka zatuptały po blacie i wygięte w łuk obłe cielsko runęło ze stołu na pełnej prędkości. Jeśli doktor nie widział problemu zawsze mogła opuścić strefę sama.
Ślimak niczym mała, oślizgła i mniej urocza niż jej pozostali bracia świnka, popędził w stronę drzwi wyjściowych. Mai przebiegła między nogami Pata, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę co się dzieje. Gepard, złapał się za głowę przerażony. - Nie, nie, nie tak nie można! - krzyknął, puszczając się biegiem za uciekającą czarodziejką.
Lis z jednej strony był bardzo zadowolony, z drugiej zaś jego wspaniały ogon nie ucierpiał. Przez chwilę przyglądał się wszystkim zebranym. Nie wiedział co robić, był głodny i zmęczony.
- Nie podoba mi się to. Ale… Nie załamuj się, kiedy się odmienisz, pozwole Ci zobaczyć mój ogon. Jednak! Wpierw będziesz musiała się umyć, tak bardzo! zaznaczył lis.
- Zawsze możemy rozwalić te wieże, prawda?
-woah, woah, woah. Not cool. - powstrzymał lisa Bob. - Sami wzięliśmy tą robotę, nie psujmy komuś ciężkiej pracy, bo się rezultat nie podoba. - zaproponował.
- Co tam się dzieje, czemu nikt mi nie odpowiada. Odbiór! - głos doktora Hamy wydobywał się z urządzenia. - Już ustawiam kordynaty do wyłączenia bariery, za kilka chwil wszystko będzie jak wcześniej. -uspokajał.
-Nasza koleżanka nieco panikuje, bo nie spodziewała się bycia ślimakiem. - wyjaśnił Bob. - Nie każdy jest cool ale możliwe, że jej magia dalej działa. Albo działa albo ślimaki mają świńskie nóżki. W sumie nie znam się na ślimakach. - Bob chciał się podrapać po podbródku ale spudłował. Jego mózg pamiętał głównie oryginalną lokację szczęki.
- Może faktycznie wprowadzenie danych genetycznych ślimaków było błędem…. - mruknęła małpa, dało się słyszeć jak wykreśla coś zapewne w notesie. - Z trzydzieści sekund rozpoczynam procedurę wyłączenia bariery. Proponuję usiąść, bo nagła zmiana kształtu może prowadzić do mdłości, lub problemów z równowagą. - ostrzegł naukowiec.
-Oh, okay. - oddalił słuchawkę od głowy aby powtórzyć reszcie: - Siadajcie na dupy, profesor cofa to zaklęcie za moment. - polecił, samemu opadając na podłogę, nie ufając swojej wadze i drewnianym ławeczkom.
- Wyrażaj się Bob. - Upomniała maga pajęczyca, gdy jej odnóża spoczęły na podłodze, a ona sama zawieszona w powietrzu założyła nogę na nogę.
Lis cały czas czekał na jedzenie. Po tym, jak Bob skwitował jego pomysł.
Wszyscy usiedli, a po chwili trochę dłuższej niż 30 sekund dało się słyszeć jak maszyneria znowu rusza. Magia zawirowała w powietrzu, a bariera migocząc i skrząc się powoli spływała w dół. Pazur zastrzygł swymi tygrysimi wąsami, gdy żarówka na suficie zaczęła mocniej świecić, a kilka atrakcji na zewnątrz przyspieszyło.
- Tak nie powinno być… - mruknął, gdy nagle wszystkie żarówki wybuchły.
Bariera zgasła, tak samo jak wszystkie światła w parku. Atrakcje zatrzymały się, gdy tylko wytraciły naturalny pęd. Zaś Bob jak żukiem był, tak żukiem pozostał. Po minie tygrysoczłeka widać, było, że nie za bardzo wie co się dzieje.
Kalythee uniosła brew patrząc na Pazura.
- Oczywiście to nie było zamierzone. - westchnęła pajęczyca. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i odnóża. Zbliżyła się do tygrysoczłeka i bardzo spokojnie poprosiła . - Proszę mnie zaprowadzić do profesora.-
-Nie każda praca może przejść bez problemów. - wzruszył ramionami Bob, niespecjalnie przejęty. Jego problem w tym momencie to był brak okularów które pasują żukom. - Coś nie wyszło, jakieś magiczne spięcie mieliście czy coś? - spytał w słuchawkę nie wiedząc, czy urządzenie dalej funkcjonuje. - Mam nadzieję że nic im się nie stało. No, nie było słychać eksplozji więc może są cool. I tak profesor będzie musiał nas przebadać. - zgodził się z pajęczycą Bob.
Jego forma była dość cool, przynajmniej tak sądził. Żuki były dość popularne w fikcji i wyglądał całkiem niepowtarzalnie. Musiałby się nauczyć nieco rzeczy od nowa ale nie czuł się niepełnosprawny w porównaniu z na ten przykład, ślimakiem-magiem.
W tym momencie Bob zdał sobie fakt z jednej rzeczy. Kobiety specjalnie nie przepadają za robalami. Zastanowił się czy nie będzie miał przez to problemów. Wtedy pojawiło się inne pytanie. Właściwie co żuki mają w pasie? Właściwie nie chciał wiedzieć. Gdyby zmieniło go w minotaura nawet by dziękował profesorowi ale bycie kreaturą która składa jaja i opiekuje się larvami nagle zaczęło brzmieć znacznie mniej cool. Konieczność znalezienia sobie innej, być może nieistniejącej żuko-człowieka kobiety stało się nawet bardzo not cool. Postawa Boba stała się na moment nieco niespokojna. - W razie czego zawsze są specjaliści od klątw. I polimorfii. - wymruczał, gotowy zacząć planować studia na uniwersum magii w zakresie genetyki. Chociaż najpierw musiałby poprawić test z szkoły średniej.
Urządzenie do którego przemówił Bob milczało,widać zasilane było z tego samego źródła co wszystko inne w parku. Pazur pochwycił się sugestii pajęczycy niczym koła ratunkowego.
- Tak, tak! Doktor Hama na pewno wszystko zaraz naprawi, ale chodźmy mu pomóc! - poparwszy idee otworzył szeroko drzwi od stołówki, robiąc w nich miejsce dla magów.
Bob posłusznie wyszedł przez drzwi po drodze oddając martwy przekaźnik Pazurowi. Nie miał pojęcia jak to ustrojstwo działa. Pajęczyca też bez słowa podążyła za Bobem, niepodobała się jej cała prezentacja. Miała też wrażenie że to nie koniec problemów.
Lis był wyraźnie zawiedziony. Nie mógł jednak zostawić swoich towarzyszy w takim stanie. Wstał bez słowa, zbliżył się do magów, gdzie stanął na tyłach. Nie znał się na technologii, nigdy tego nie ukrywał. Zgadzał się w zupełności z tym, by udać się wpierw do doktora.
 

Ostatnio edytowane przez Amon : 22-03-2017 o 21:11. Powód: zamkniecie wątku
Fiath jest offline