Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2017, 21:47   #238
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
 Felix i Konrad


Łowcy spotkali się na trasie. Felix jest niższy, ma krótsze nogi, a do tego sam musiał torować sobie drogę przez zaspy, dlatego też szybko został dogoniony przez Konrada który niestety wraz z zapadnięciem mroku widział tyle co nic. W okolicy nie było widać żadnego miejsca które mogłoby służyć za osłonę, dlatego też łowcy zdecydowali się wykopać dół w śniegu, aby zmieścił się w nim namiot i małe miejsce ogniskowe. Biały puch był dość miękki wiec można było kopać, przynajmniej do pewnego momentu, bez użycia saperek. Przerzucony śnieg posłużył za prowizoryczny murek, który dodatkowo chronił przed wiatrem. Rozpalenie ogniska byłoby wręcz niemożliwe gdyż cale drewno znajdowało się pod śniegiem i było mokre, lecz Konrad miał ze sobą olej do latarni oraz pochodnie, które to pozwoliły na rozniecenie ognia nawet w tak ciężkich warunkach. Ochotnicy byli zmęczeni, lecz Niziołek jeszcze bardziej niż Konrad odczuł ciężkie warunki, nie czuł się za dobrze a to nie wróżyło nic dobrego.

***

Noc przebiegła spokojnie, na tej wysokości nie było już zwierząt które zagrażałyby ich obozowi. Ochotnicy wstali skoro świt aby jak najwięcej czasu poświęcić na marsz. Stan Felixa lekko się poprawił, lecz z drugiej strony Konrad obudził się w nienajlepszym stanie. Oboje wyglądali źle, lecz dalej mieli siły aby iść naprzód. Znów konieczne było spożycie podwójnej porcji prowiantu i łowcy doskonale o tym wiedzieli.

Wczesnym wieczorem, dwójka łowców dotarła na szczyt. Jako że było już po zmroku, Konrad był zupełnie ślepy, lecz Felix doskonale widział majestatyczną budowlę znajdującą się przed nimi. Na szczycie góry stał wysoki niczym drzewa, "wtopiony" w skalny szczyt, kamienny sześcian wysoki jak trzy albo i cztery domy, jeden na drugim postawione. W narożnikach budowli stały cztery filary, po jednym na każdy z kątów, a na każdym z nich widniał znak, taki jak w miejscu obrządku. Jeden z filarów, stojący od strony wsi był zniszczony, o czym zresztą łowcy wiedzieli, gdyż sami widzieli jego element we wsi. Na środku sześcianu znajdowało się wejście, a przynajmniej tak wyglądało z tej perspektywy. Ochotnicy musieli zdecydować, czy rozbić obóz tutaj i odpocząć przez noc, czy iść dalej i jeszcze tego dnia bliżej przyjrzeć się świątyni.

 Marwald i Waighststill

Bartnika obudziły hałasy, kilku mężczyzn weszło do ich "sypialni". Sugerując się światłem które weszło do budynku podczas otwierania drzwi można było przyjąć że jest już ranek, ewentualnie wczesne przedpołudnie. Dwóch mężczyzn wzięło się za Horsta i wyprowadziło go na zewnątrz. Pozostała grupka ostrożnie podeszła do Waighstilla, lecz gdy zdała sobie sprawę w jaki stanie jest Bartnik, bez oporów również i jego wyprowadziła na zewnątrz. Oczywiście Waighstillowa halabarda została tam gdzie była - oparta o ścianę.

Marwald się doigrał, jego gierki tylko zirytowały oprawców, lecz może o to właśnie Kolekcjonerowi chodziło? Dwóch mężczyzn wzięło spętanego bohatera pod ręce i wyprowadziło na zewnątrz. Był już dzień, bardzo słoneczny dzień.

Cała trójka została odprowadzona do znanego im miejsca, każdy z nich wiedział jak dalej potoczą się ich losy: magiczny kamień, tajemnicza mantra, kilka strzał i padasz martwy na ziemie, a wszystko w otoczce niesienia pomocy. Kapłan wyglądał dobrze, jego ręką była zabandażowana a lico blade, co sugerowało że cios był dla niego dotkliwy, nawet jeśli planowany. Ludzie zebrani wokoło zachowywali się inaczej, byli zdecydowanie bardziej zdenerwowani niż wtedy, gdy do obrządku przystępował Olaf. teraz patrzyli na bohaterów z rządzą mordu.

- Mordercy!
- Zabić ich!
-Powiesić!
-Spalić!

Co chwila odzywały się kolejne głosy i tylko autorytet Kapłana powstrzymywał ich przed ostatecznością. Burhard przemówił do ludu:

- Moi drodzy, wiem co czujecie, straciliśmy wielu dobrych ludzi, naszych przyjaciół i członków naszych rodzin, lecz czymże my będziemy w obliczu Boga jeśli ich tak po prostu zabijemy? Czyż nie będziemy na równi z nimi? A może nawet i gorsi? Może oni nie działali zgodnie z własnym sumieniem. Może sami byli nieszczęśnikami których umysły zostały skażone złymi myślami? Jest tylko jeden sposób aby się przekonać. Przygotowałem wywary, dzięki którym poznamy prawdę. Odkryjemy czy działali oni z własnej woli, czy podobnie jak nasi zmarli również byli ofiarami. A jeśli Bóg nam dopomoże to możliwe ze uratujemy te biedne duszyczki od ciążącej na ich umyśle mutacji, wszakże zawsze jest jakaś szansa. Pozwólmy zatem działać siłom wyższym.

Ludzie początkowo nie spuścili z tonu, lecz uspokoili się gdy kapłan nawiązał do ich bóstwa, widać miało dla nich bardzo duże znaczenie. Burhard wskazał na Horsta którego chłopi przyprowadzili przed kamień z trójkątnym znakiem, biedak wiedział co go czeka, dlatego też rzucał sie niemiłosiernie, lecz na i na to kapłan był przygotowany - zaraz przy kamieniu wkopane były dwa grube pale do których mężczyźni zaczęli przywiązywać Horsta. Ludzie zaczęli formować półkole wokół nieszczęśnika, Marwald i ledwo żywy Waightstill mieli jeszcze zaledwie chwilę aby coś zrobić, gdyż niedługo może być za poźno na uratowanie Horsta oraz ich samych. Niestety, Bartnik był ranny i związany, gdyby nie to pierwsze, to może mógłby spróbować dobiec do swej broni która stała oparta o pobliskie drzewo.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline