Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2017, 23:20   #178
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Tajemnicze istoty z otchłani okazały się przeciwnikiem ponad siły awanturników, którzy ścigani ich przejmującym wyciem i krzykiem, rzucili się do ucieczki przez niebezpieczny, linowy most.

Stary i przegniły w kilku miejscach, kołysał się niebezpiecznie pod rejterującymi awanturnikami i szybko stało się jasne, że nie była to najlepsza droga ucieczki. Droga ucieczki, która wydawała się najszybsza i najlepsza okazała się zdradliwą, ruchomą pułapką gotową zabrać nieostrożnych. Masywne buciory pół-orka ślizgały się po zmurszałych, i oklejonych plugastwem deskach wiszącego mostu, a liny wyrywały się z pod palców, z każdym ruchem grożąc upadkiem w dół. Głośno trzaskając, kolejne deski ustąpiły w końcu pod ciężarem, posyłając masywnego wojownika w dół. Jedynie dzięki szczęściu złapał się on jednej z lin, desperacko próbując wrócić na zdradliwą kładkę.

Rathan z przerażeniem obserwował zmagania rosłego wojownika, któremu próbował nawet pomóc pomóc, jednak kątem oka zobaczył kolejny rząd fosforyzujących punkcików, oznajmiających przybycie krążącej blisko poczwary. Uderzyła ona swoim grzbietem w deski wiszącej kładki, porywając ją w górę i roztrząsając awanturników na boki niczym kręgle uderzone kulą.
437156 Test siły z przewagą 13 vs 15



Lina, którą trzymał Thalgor wyrwała się z żelaznego uchwytu pół-orka. Przez chwilę leciał bezwładnie w powietrzu, obserwując oddalające się, tańczące na moście światło pochodni, a nawet przez chwilę mógł podziwiać trupioblade podbrzusze potwora, który uderzył w most i posłał go w powietrze. Po chwili jednak, młócąc bezradnie rękami i nogami runął w dół, prosto w ciemność.

Thalgor - upadek 150 stóp - 437164 65dmg(instant death)
Rathan – obalony(prone)
Lucilda - obalona(prone)


Tupik otworzył zasuwę, której cichy dla Niziołka zgrzyt odbił się echem w niemal całej wieży i najpewniej słyszalny był nawet dla uciekinierów na wiszącym moście, z czego niewielki wojownik, przygłuszony wcześniejszym łoskotem mógł nie zdawać sobie sprawy. Dzielnie jednak ruszył w ślad za swoimi towarzyszami, których sylwetki rozświetlała w oddali pojedyncza pochodnia.
Jego krótkie nogi nie były może tak szybkie, ale nadrabiał łotrowskim sprytem, dzięki któremu instynktownie wybierał dogodną drogę pomiędzy zwałami kamieni, belek i innym rumowisku, które pozostało po zawalonej z tej strony wieży. Skrzeku, który normalnie ostrzegłby przed niebezpieczeństwem nie usłyszał, za to przez chwilę mógł poczuć lądującego na nim potwora…

Nieznany potwór uderza Tupika zębami za 14dmg, przyczepiając się do jego głowy (Tupik Blinded/bez możliwości oddychania)
Nieznany potwór uderza Tupika ogonem za 10dmg – Tupik nieprzytomny


Okrutne szczęki zacisnęły się na niewielkim wojowniku z ogromną mocą, więżąc i dusząc go w przepastnej gardzieli potwora, a wężowy ogon, zakończony kościanym ostrzem smagnął po nogach, ścinając Tupika z nóg. Towarzysze wojownika nawet nie mogli nawet widzieć, jak potwór unosi się w powietrze, porywając swój łup aby pożywić się w ciemności.
Nie widzieli też krążących bez celu szkieletów, których dobry tuzin zdołał wdrapać się na kamienną półkę okalającą zrujnowaną wieżę. Pierwszy z nich, kierowany niesłyszalnym rozkazem swojego mrocznego pana podszedł do jednej z lin trzymających rozbujany uderzeniem potwora linowy most i uniósł uzbrojoną w pordzewiały miecz rękę....

Rathan i Lucilda leżeli na deskach katastrofalnie rozbujanego mostu, starając się zachować równowagę, jednocześnie wyrwać się z wiszącej nad przepaścią pułapki. Daremnie – szkielety szybko uporały się z osłabioną wilgocią liną, która po kilku ciosach pękła. Most, utrzymujący się już tylko dzięki nienaturalnemu skręceniu lin przechylił się na jedną stronę, podczas gdy bardka i łowca ześlizgnęli się z kładki i tak jak przed momentem pół-ork machali już bezsilnie nogami nad ciemną czeluścią pod nimi. Pochodnia trzymana przez Rathana poleciała w dół, i kiedy jeden ze szkieletów opuścił zardzewiałą broń, ludzie podążyli za nią. Triumfalny skrzek obu potworów, dzwonienie przerdzewiałej broni przez chwilę dochodziło z ciemności, a kiedy zgasła pochodnia, leżąca na dnie otchłani skwiercząc w kałuży rozlanej krwi, zaległa cisza, przerywana jedynie trzaskiem łamanych kości i dartego ciała.....

***

Blackmoor – miasto ukryte w ogromnej dolinie północy sprawiało wrażenie budzącego się do życia. Niczym śpiący olbrzym skuty zimnymi kajdanami, powoli strząsał z siebie resztki snu, zrywając lodowate okowy mrozu i mgieł. Wiosna, która miała w tych rejonach bardzo gwałtowny przebieg nadchodziła klasycznie....wielkimi krokami. Strugi wody kapały z dachów, zamieniając ulice w rzeki błota, w których niczym krokodyle z dusznych, tropikalnych lasów dalekiego południa wystawały rzucone w poprzek ulic kłody drewna, mające służyć za improwizowane chodniki. Zima, która mroziła nieprzyjemne zapachy ustąpiła, uwalniając kakofonię zapachów, głównie zwierzęcego nawozu i wciskającej się wszędzie wilgoci, a kotłujące się zapachy buchały niczym z kotła czarownicy.

Legenda:
1 - Rynek
2 - Dzielnica Nieludzi i karczma Smocza Jama
3 - Zamek Dhimis
4 - Dzielnica Celna i Dom Khizduna Czarnorękiego
5 - Dzielnica Rzemieślników
6 - Arena
7 - Slumsy
8 - Dzielnica Bogaczy
9 - Dzielnica kupiecka
10 - Doki



Miasto składało się głównie z siedmiu kwartałów, od biedy można byłoby je nawet nazwać dzielnicami, gdyby nie fakt, że nie oddzielał ich od siebie żaden mur. Jak w każdym miejscu na świecie, istniał tu podział na biednych i bogatych. Na ludzi i nieludzi i każda grupa próbowała osiedlać się w pobliżu podobnym sobie.

W samym środku tętniącego życiem miasta znajdował się warowny kompleks zamkowy, w którego przebudowywanej wielokrotnie bryle jedynie wprawne oko architekta znalazłoby krasnoludzki rodowód. Kurtynowy mur twierdzy, będącej siedzibą okrutnej władczyni dzień i noc patrolowały wierne do szaleństwa straże, złożone z najbardziej fanatycznych stronników królowej, rekrutowanej głównie z arystokratycznych dziedziców okolicznych rodów.
Gdyby jednak stanąć na szczycie wieży bramnej zamczyska Dhimis, i spojrzeć wzdłuż głównej ulicy na południe, można byłoby dostrzec ludny o tej porze rynek, na który przybywali okoliczni kupcy i rzemieślnicy, i które przyjmowały płynące niczym strumienie karawany, docierające głównie z mroźnej północy, i cieplejszego południa. Za rynkiem, w pobliżu Lodowej Rzeki nad pokrytymi gontem dachami górował najbardziej przerażający budynek, którego zła sława docierała aż na przełęcz, z której przybywali liczni awanturnicy. Arena, miejsce gdzie wielu z nich niestety kończyło wchłaniało wciąż nowe ofiary, niczym wygłodniały potwór.
Za rzeką znajdowała się najmniejsza z dzielnic, będąca skupiskiem celnych składów i siedzibą jednego z najbardziej zaufanych doradców królowej – Khizduna Czarnorękiego. „Jednooki diabeł” jak nazywają go miejscowi odznacza się wyjątkową chciwością i okrucieństwem, zbierając podatki z zapałem graniczącym z absurdem. Z jego warownej rezydencji widać każdą łódź i każdego podróżnego, przybywającego do miasta od południa.
Obracając się na zachód, można byłoby dostrzec jedyne skupisko piękna w tym mieście – równe ulice i wysokie, dobrze utrzymane domy lokalnej szlachty i bogatszych kupców i rzemieślników cieszą oko każdego wyczulonego na elegancję, irytując krasnoludzkiego poborcę podatków, który rad by dobrać się do gromadzonego tam bogactwa. Północna część miasta, w której upchnięto aż trzy dzielnice są najbardziej ludne, ale i najbardziej zapracowane. Od północnego zachodu hałas licznych warsztatów rzemieślniczych zagłusza nawet hurkot wozów i gwarne nawoływania mistrzów, na północy dzielnica nieludzi przyjmuje karawany z dalekiej północy – mroźne krasnoludy i prymitywni łowcy północy handlujący skórami i ciosami morsów, wielorybim tłuszczem i kościanymi wyrobami – wszyscy muszą przejść przez północną bramę i skupioną dokoła niej dzielnicę. Jako najbardziej kosmopolityczna dzielnica, spotkać tam można również wszelkiej maści dziwaków – awanturników z licznych krain południa, wędrownych magów i mędrców. Dzielnica biedoty i doki, znajdujące się już w cieniu wieży krasnoluda dostarczały szarej masy, która niczym makabrycznie czarna krew krążyła w zatęchłych żyłach miasta – błotnistych ulicach. Biedak, próbujący utrzymać swoją rodzinę tyrać musiał w domach bogaczy lub rzemieślniczych zakładach na zachodzie, wydawał wszystko na rynku lub obdzierany był z dorobku przez siepaczy Khizduna, po czym szedł zdychać do swojego nędznego domu.
Zaiste marny był los mieszkańców tego przeklętego przez bogów miasta.


Było dla krasnoludów jasne, że pościg za nimi wciąż trwa. Znajomość z przypadkowym wywrotowcem i najpewniej buntownikiem nie poprawiało sytuacji, ale jechali na tym samym wózku. Wszystkich czekała arena, dlatego po namowach karczmarza, który ryzykował życiem swojej rodziny, awanturnicy zadomowili się w dzielnicy nieludzi, w karczmie zwanej Smoczą Jamą – oryginalna nazwa knajpy „Hala Bohaterów” nie przyjęła się w środowisku jako zbyt snobistyczna, i kojarząca się zbytnio z zaświatami większości tubylcom. Zlokalizowana w starym arsenale, lokal był na tyle przestronny, by codziennie gościć różnej maści awanturników – od starych wariatów władających magią, po twardych wojowników, gotowych za garść miedziaków wynająć stal każdemu, kogo było na to stać. Po kilku dniach stało się jasne, że władze postanowiły zakończyć kwestię ucieczki, której szczegóły znane jedynie nielicznym, dziwnym trafem zaczęły zataczać coraz większe kręgi. Z dzielnicy biedoty i z dzielnicy nieludzi wybrano odpowiadającą uciekinierom liczbę nieszczęśników, których krew wsiąknęła w piaski areny. Tłum bawił się ich śmiercią przez całą noc.


Dla niektórych swoich podoficerów, którzy przyczynili się do owego widowiska królowa przygotowała specjalną rozrywkę, w podziemiach swojej warowni....


Wolność krasnoludów, okupiona hekatombą krwi stała się faktem.

Galvin Płowy przybył do Blackmoor aby zająć się jedyną kaplicą Bane`a po tej stronie gór. Niestety okazało się, że kleryka pilnującego kaplicy stracono na arenie za herezję, a budynek, opuszczony i skonfiskowany przez władczynię rozgrabiono. Galvin mógł jedynie bezsilnie patrzeć na ruiny budynku, którego zdobiona fasada miała wzbudzać lęk i przerażenie. Z informacji wynikało, że wszystkiemu winien był Arthos Njallhelm – kapłan lokalnego kultu Talosa, który do spółki z krasnoludzkim poborcą podatków rozgrabili nieźle prosperującą placówkę.
Młody kleryk, planując zemstę na sługusach Dhimis pił właśnie w Smoczej Jamie, obserwując w blasku świecy kolor wina, kojarzący się z krwią w której zamierzał utopić kapłana, krasnoluda i tą „dziwkę Dhimis”. Obecność jego została jednak dostrzeżona. Strażnicy Dhimis rzadko pokazywali się w tym lokalu. Być może powodem tego była osoba karczmarza, który wiszącego u pułapu smoka podobno pokonał samodzielnie – choć złośliwi twierdzili, że szkielet po prostu zmontował przez lata ze szlifowanych kości wielorybich. Być może powodem była wieczna obecność rozmaitych band awanturników, którym nie w smak była władza Dhimis – jednak dla kapłana, heretyka straż zrobiła wyjątek. Czerwone kity dotarły aż do stolika, przy którym odpoczywał, ręce powędrowały do pasów z bronią, oczy zwęziły się w szparki i zaległa głucha cisza.....

 
Asmodian jest offline