Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2017, 12:10   #162
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu,
Las przy Belsdorfie


Dzieci Ulryka? Detlef zaśmiał się w duchu. Uwielbiał niedouczonych wieśniaków i ich zabobonność. Coś co w ich uszach musiało zabrzmieć wyjątkowo przekonująco było zwykłym blefem. Detlef nie pamiętał teraz czy jest to grupa potężnych wojowników walczących pod sztandarem boga wilków, czy to może jednak nazwa jednego z pierwszych ludzkich plemion. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się, że blef się udał.

Zaufanie Ulryki było potrzebne - chaosyckie ścierwo musi wydać swoich braci.




Krocząc poprzez śniegi Middenlandzkiego lasu wszyscy z grupy Stirlandczyków zdawali się błądzić we własnych myślach. Każdy wolał oszczędzać siły, aby walczyć z wszechobecnym zimnem, niż tracić siły na płowe rozmowy.

Jednak Detlef Luden od dawna borykał się z pewnymi myślami. Przyspieszył kroku i bez problemu dogonił krasnoluda - Arno Hammerfista. Khazad broczył w śniegu po pas i musiał toczyć własną bitwę z każdą kolejną zaspą. Gdy tylko młody Morryta się do niego zbliżył krasnolud warknął gniewnie na rzecz dawnych animozji. Właśnie o tym nowicjusz chciał porozmawiać.

- Mam do ciebie prośbę, drogi krasnoludzie - dodał pospiesznie Luden. - Wyjaśnij mi w czym dokładnie zawinił ci Edmund Kanincher.

Krasnolud obdarzył nowicjusza dziwnym spojrzeniem, jakby spotkał mówiącego psa, lecz Morryta kontynuował.

- Czytałem, że wasza rasa prowadzi coś takiego jak księgi urazy, gdzie wszelkie ujmy na honorze są skrzętnie zapisywane. Jednak wiem też, że urazy mogą zostać wymazane, oczywiście w sprzyjających warunkach. Czy to prawda?

Tłusty nowicjusz zdawał się szczerze zaciekawiony.

- Czarownic zapytaj Łowcę. Tak tylko, coby zaszkodzić i woli wbrew innych, cichcem koniecznie - prychnął khazad.

- Popełniłem błąd, masz rację, nie powinienem mu ufać i otwarcie się do tego przyznaje. Nigdy jednak nie chciałem nam zaszkodzić. Jeżeli już ktoś chciał to ty krasnoludzie, postanowiłeś układać się z mutantami - Morryta odpowiedział z wyrzutem.

- W ryj dałbym ci, gdyby nie wydarzeń w Weisslagerbergu ostatnich bieg - warknął nieprzyjaźnie Arno. - Durniem byłeś, durniem jesteś. Tego, cożeś mieczem chlasnął, to chuja był kawał i na śmierć zasługiwał, ale w skurwysyna innego pogrążeniu dopomóc mógł i zapobieżeniu zmutanceniu festynu całego. No i masz, debilu. Miast łeb urąbać, łapę gówna całego odjebałeś tylko i sprawiedliwości inaczej zadość musiało stać się. Przez ciebie oczyszczać teraz musimy się wszyscy. A tego spod koszuli przewiny dowód miałeś? Nie. Może winnym był, może nie, ale dowiedzieć pewnie nie zdołamy tego się, bo dochodzeniu upierdoliłeś łeb całemu. Ruchami dwoma tylko. Spierdoliłeś pracę naszą całą w samowolki imię. Ot co. I na twoim głównie sumieniu ludzi tylu śmierć leży - splunął Arno.

- Miałem dowód jego winy. Sama jego obecność była wystarczającym dowodem. Chaosyckie ścierwo zawsze zasługuje na śmierć i powinniśmy go zabić jak tylko go spotkaliśmy. Naprawdę wierzyłeś, że nam pomoże? Że w jakiś magiczny sposób doprowadzi nas do samego źródła zła? - odpowiedział Morryta.

- O knuciach ich wiedziałeś więcej niż oni? Nie! Czy podoba ci to się, czy nie, skurwysyn największy do kiełbasiarza pojmania przybliżył nas. Tak, przybliżyć nas mogli. Pewien całkiem jestem, że wszystkiego nie rzekli wtedy nam fanatyku bezmyślny. Podstęp uknuć by można było, coby winnych z kryjówki wywabić! I wiedziałem nawet jak ja. Wystarczyło na wóz mutantów trupy wrzucić, z festynu wywabić sposobem mendę, na gadanie z nim mutantowi pozwolić. Transakcję obejrzeć całą. Ale zajebać lepiej było. I efekty takie działań twych masz, ale sieczka fanatyczna zrobiła gówno z mózgu ci. Chuj, że gówno zyskam, zajebię! Toż to Fred zrozumiałby nawet, że jak skurwiela ujebiesz przedwcześnie, to gówno dostaniesz, a jak kombinować zaczniesz czy wykorzystać możesz jakoś ich, to nie mniej osiągnąć uda się. Tylko składa się tak felernie, że zabić w chwili możesz każdej, ale w stronę drugą, choćbyś zesrał na niebiesko się, to nie uciągniesz! - machał rękami zirytowany krasnolud.

- Być może twa pradawna rasa nie jest taka silna jak legendy mówią. Zdaje się jakby Chaos wpływał na twój tok myślenia. Nigdy nie ufaj sługom Chaosu. Podstęp o którym mówisz obróciłby się zapewne przeciwko nam i teraz byśmy nawet nie rozmawiali. A co jeżeli bogowie w swojej świetności pokierowali moim losem i dzięki, jak to ujmujesz, mojej głupocie uratowałem nas wszystkich? Zdajesz się nie rozumieć potęgi czarnych bogów. Wydaje ci się, że jesteś w stanie ich przechytrzyć i pokonać samemu. Nawet jak na krasnoluda jesteś butny - Detlef zdawał się zachowywać spokój.

Krasnolud prychnął z pogardą i splunął pod nogi Edmunda.

- Jak mówiłem. Głupi, fanatyczny fiut. Spierdalaj zanim zmienię zdanie i ci przypierdolę. Uratował, kurwa… - pokręcił głową i wysunął się bardziej naprzód.




Towarzysze podróży słyszeli jedynie uniesione krzyki krasnoluda i zapewne nie do końca wiedzieli o czym rozmawiali, jednak sądząc po porozumiewawczych uśmiechach widać było, że się domyślali o czym mogą rozmawiać zwaśniony nowicjusz i krasnolud. Jost Schlachter uśmiechał się jakby usłyszał dobry żart, Bert Winkel uśmiechał się jak gdyby przepraszał za khazada, Eryk Bauer uśmiechał się jakoby ze zrozumieniem. Trzy różne uśmiechy, ale Edmund wyczytał z nich jedno – krasnolud jest zbędny.

Nowicjusz Morra nadal wierzył, że jego Pan ma jakiś plan związany z krasnoludem. Arno najwyraźniej był kolejnym pionkiem w rozgrywce bogów, zadaniem Detlefa było jedynie dowiedzieć się cóż takiego dla niego planuje i jak można mu to umożliwić. A może będzie musiał go przed czymś powstrzymać? Akolita musiał walczyć z własnymi myślami, budując różnorakie scenariusze dotyczące krasnoluda i tego co ma zrobić, bądź czego nie zrobić. Od całego tego myślenia Detlefa bolała głowa.

Szczęśliwie zbliżał się koniec męczącej migreny. Ot zbliżali się do miejsca, gdzie krasnolud leżał pokiereszowany przez chaotyczną bestie. Żył. To było pewne. Ale na jak długo? To było pytanie, które kreowało się we myślach wszystkich zgromadzonych, jednakże nikt nie chciał go wypowiedzieć głośno. O tym właśnie Morryta próbował go ostrzec – krasnoludzka duma zaprowadziła go na łoże śmieci. Głupiec myślał, że pokona cały Chaos tego świata w pojedynkę. Rzucił się z motyką na słońce i otrzymał swoją karę.

I właśnie w tej chwili nowicjusz doznał olśnienia – on to wszystko przewidział. Arno Hammerfist nie posłuchał się nauk Morra i otrzymał karę, został rzucony na pożarcie Czarnym bogom, bogom Chaosu. Czyżby ten głupiec Hammerfist i jego rychła śmierć miała przybliżyć nowicjusza do kapłaństwa? Czyżby Morr dokonał swojego wyboru i pozwolił Detlefowi zajrzeć w przyszłość? Młody nowicjusz, aż kipiał z podekscytowania. W głuszy lasu, nad konającym krasnoludem, pośród wyjących i skamlących psów, odnalazł swoje powołanie. Walczyć z Chaosem ku chwale Morra.

Najpierw jednak musiał oczyścić ten las – ogromna rogata bestia miała być pierwszym wrogiem na nowej drodze. Kolejne ukorzą się wilkołaki.
 
Evil_Maniak jest offline