Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2017, 17:06   #161
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner wiedział, że - mimo iż rana była niewielka - musiał uważać aby trzęsącymi się od chłodu rękoma nie poharatać dziewczynki. Grot minął ważniejsze organy i nie siedział zbyt głęboko. Na dłuższą metę Ulryka nie powinna mieć żadnych powikłań poza odczuciem dyskomfortu, że rodak upuścił jej nieco krwi.

Z pomocą dziewczynie poza czeladnikiem ruszył niebawem Anton starając się aby dziecko nie straciło więcej ciepła niż to było konieczne. Mężczyzna nie zdziwił się zbyt mocno na widok gołej dziewczyny co w połączeniu z tym, że nie chciał jej wcześniej szukać przynosiło na myśl spostrzegawczemu Wagnerowi całkiem trafne spostrzeżenie: Anton wiedział, że Ulryka zmienia się w wilka.

Kiedy Weiss ruszył z mieczem na pacjenta Moritz był gotów bronić go narażając własne zdrowie i życie. Gdyby Anton nie zagrodził drogi swego wioskowego towarzysza Wagner bez wątpienia sięgnąłby do cholewy buta po ostry jak brzytwa nóż. Może czeladnik brzydził się przemocą, ale gdyby miał wybierać wolałby się wykrwawić broniąc Ulryki niż patrzeć jak rosły facet ją szlachtuje mieczem. A może tylko wolał tak myśleć o sobie - jak o odważnym bohaterze - będąc pewnym, że ani Grimm, ani Kaspar, Detlef czy Aldric nie pozwoliliby go skrzywdzić?

Moritz nie byłby sobą gdyby nie postarał się załagodzić sytuacji. Dziewczynka była szczelnie opatulona płaszczem, opatrzona więc jedyne co mu zostało to nie dopuścić do dalszego rozlewu krwi. Komenda ojca aby dziecko uciekało jedynie potwierdziła podejrzenia Wagnera, że Anton wiedział o przypadłości córki.


Ślady przez około kwadrans prowadziły w głąb lasu. W pewnym momencie dało się słyszeć, że w oddali ktoś walczył. Z ciemności dochodziły dźwięki, na które Moritza nachodziły niepokojące przeczucia. Czeladnik miał nadzieję, że krasnolud wyjdzie z walki cało - o ile był on jednym z walczących. Nagle odgłosy walki urwały się, a Wagner coraz bardziej się niepokoił. Może jego przyjaciel właśnie się wykrwawiał raniony poważnie przez bestię czy też wilki?

W okolicy gdzie zalegały większe i małe skały widać było wiszące z drzew truchła zwierząt. Jak widać za zaginięciami zwierzyny nie stały wilki, bo - z tego co kojarzył Moritz - one nie zwykły wieszać wybebeszonej zwierzyny na drzewie. Wśród zwierząt były sarny, dziki, owce i kozy. Większość była rozpruta, a ich żołądki i flaki zwisały zroszone zamarzniętą juchą. Wszystkie truchła były nadjedzone. Po wyrazie bólu, przerażenia i wytrzeszczu oczu dało się poznać, że mogły być pożerane żywcem.

Nieco dalej widniał czarny, niegościnny otwór wejścia do groty przysypanej z lekka śniegiem. Przy krzaku jałowca w kałuży własnej juchy leżał Grimm, który obficie krwawił z głowy. Ślady kopyt prowadziły na północ, ku potężnym górom. Detlef wskazał ręką kierunek, w którym przed kilkoma chwilami czmychnęła mu czarna sylwetka. Psy ujadały jak szalone.

Krasnolud był przytomny. Dyszał ciężko i miał otwarte oczy.

- Na Sigmara, Grimmie… - powiedział Wagner od razu rzucając się ku przyjacielowi i sięgając do swojej torby. - Nie martw się. Pomogę Ci. - dodał po czym z przestrachem stwierdził, że źrenice brodacza nie reagują na światło. - Jak chcecie gońcie bestie tylko niech ktoś zostanie aby ta nie zabiła nas kiedy przypadkiem wróci. - Moritz od tamtej chwili skupił się na pomocy krasnoludowi.

- Minotaur nie wróci, bardziej mnie niepokoi ta grota. Wy trzej zostańcie tutaj. - wskazał Aldric na trzech miejscowych. - Tylko nie wchodźcie do tej jaskini sami, czekajcie na nas. Reszta, idziemy utłuc bestię, inaczej wróci jak się wykuruje. Jeśli na was zaszarżuje, rozpraszacie się i chowacie się za drzewami, żeby zmusić ją do manewru i dać innym szansę na atak. Doskok, atak, odskok. Łucznicy strzelają ile wlezie, byle nie w swoich. Dalej chłopy, pokażcie, że to wasz las!

- Taką bestię mieliście pod nosem?! - zdumiał się Kaspar. - Nic się wam w oczy nie rzuciło? Nie widzieliście wcześniej żadnych śladów? Trzeba się tego pozbyć za wszelką cenę, inaczej on zostanie panem tego lasu. Dla was nie będzie tu już miejsca.

Dalsze dywagacje nie miały dla Wagnera znaczenia. Czeladnik chciał się skupić na pomocy jaką musiał udzielić krasnoludowi. Mógł wykorzystać swoje narzędzia z torby oraz alkohol, którym mógł zdezynfekować ranę i znieczulić pacjenta. Po cichu liczył, że uda mu się opanować pragnienie, ale im dłużej o tym myślał tym bardziej chciał sobie "gulnąć". Moritz zorganizował sobie pomoc w postaci dwóch wieśniaków. Jeden z nich miał świecić, a drugi podawać, trzymać, wycierać narzędzia i uciskać bandaż gdyby „medykowi” zabrakło rąk.
 
Lechu jest offline  
Stary 10-02-2017, 12:10   #162
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu,
Las przy Belsdorfie


Dzieci Ulryka? Detlef zaśmiał się w duchu. Uwielbiał niedouczonych wieśniaków i ich zabobonność. Coś co w ich uszach musiało zabrzmieć wyjątkowo przekonująco było zwykłym blefem. Detlef nie pamiętał teraz czy jest to grupa potężnych wojowników walczących pod sztandarem boga wilków, czy to może jednak nazwa jednego z pierwszych ludzkich plemion. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się, że blef się udał.

Zaufanie Ulryki było potrzebne - chaosyckie ścierwo musi wydać swoich braci.




Krocząc poprzez śniegi Middenlandzkiego lasu wszyscy z grupy Stirlandczyków zdawali się błądzić we własnych myślach. Każdy wolał oszczędzać siły, aby walczyć z wszechobecnym zimnem, niż tracić siły na płowe rozmowy.

Jednak Detlef Luden od dawna borykał się z pewnymi myślami. Przyspieszył kroku i bez problemu dogonił krasnoluda - Arno Hammerfista. Khazad broczył w śniegu po pas i musiał toczyć własną bitwę z każdą kolejną zaspą. Gdy tylko młody Morryta się do niego zbliżył krasnolud warknął gniewnie na rzecz dawnych animozji. Właśnie o tym nowicjusz chciał porozmawiać.

- Mam do ciebie prośbę, drogi krasnoludzie - dodał pospiesznie Luden. - Wyjaśnij mi w czym dokładnie zawinił ci Edmund Kanincher.

Krasnolud obdarzył nowicjusza dziwnym spojrzeniem, jakby spotkał mówiącego psa, lecz Morryta kontynuował.

- Czytałem, że wasza rasa prowadzi coś takiego jak księgi urazy, gdzie wszelkie ujmy na honorze są skrzętnie zapisywane. Jednak wiem też, że urazy mogą zostać wymazane, oczywiście w sprzyjających warunkach. Czy to prawda?

Tłusty nowicjusz zdawał się szczerze zaciekawiony.

- Czarownic zapytaj Łowcę. Tak tylko, coby zaszkodzić i woli wbrew innych, cichcem koniecznie - prychnął khazad.

- Popełniłem błąd, masz rację, nie powinienem mu ufać i otwarcie się do tego przyznaje. Nigdy jednak nie chciałem nam zaszkodzić. Jeżeli już ktoś chciał to ty krasnoludzie, postanowiłeś układać się z mutantami - Morryta odpowiedział z wyrzutem.

- W ryj dałbym ci, gdyby nie wydarzeń w Weisslagerbergu ostatnich bieg - warknął nieprzyjaźnie Arno. - Durniem byłeś, durniem jesteś. Tego, cożeś mieczem chlasnął, to chuja był kawał i na śmierć zasługiwał, ale w skurwysyna innego pogrążeniu dopomóc mógł i zapobieżeniu zmutanceniu festynu całego. No i masz, debilu. Miast łeb urąbać, łapę gówna całego odjebałeś tylko i sprawiedliwości inaczej zadość musiało stać się. Przez ciebie oczyszczać teraz musimy się wszyscy. A tego spod koszuli przewiny dowód miałeś? Nie. Może winnym był, może nie, ale dowiedzieć pewnie nie zdołamy tego się, bo dochodzeniu upierdoliłeś łeb całemu. Ruchami dwoma tylko. Spierdoliłeś pracę naszą całą w samowolki imię. Ot co. I na twoim głównie sumieniu ludzi tylu śmierć leży - splunął Arno.

- Miałem dowód jego winy. Sama jego obecność była wystarczającym dowodem. Chaosyckie ścierwo zawsze zasługuje na śmierć i powinniśmy go zabić jak tylko go spotkaliśmy. Naprawdę wierzyłeś, że nam pomoże? Że w jakiś magiczny sposób doprowadzi nas do samego źródła zła? - odpowiedział Morryta.

- O knuciach ich wiedziałeś więcej niż oni? Nie! Czy podoba ci to się, czy nie, skurwysyn największy do kiełbasiarza pojmania przybliżył nas. Tak, przybliżyć nas mogli. Pewien całkiem jestem, że wszystkiego nie rzekli wtedy nam fanatyku bezmyślny. Podstęp uknuć by można było, coby winnych z kryjówki wywabić! I wiedziałem nawet jak ja. Wystarczyło na wóz mutantów trupy wrzucić, z festynu wywabić sposobem mendę, na gadanie z nim mutantowi pozwolić. Transakcję obejrzeć całą. Ale zajebać lepiej było. I efekty takie działań twych masz, ale sieczka fanatyczna zrobiła gówno z mózgu ci. Chuj, że gówno zyskam, zajebię! Toż to Fred zrozumiałby nawet, że jak skurwiela ujebiesz przedwcześnie, to gówno dostaniesz, a jak kombinować zaczniesz czy wykorzystać możesz jakoś ich, to nie mniej osiągnąć uda się. Tylko składa się tak felernie, że zabić w chwili możesz każdej, ale w stronę drugą, choćbyś zesrał na niebiesko się, to nie uciągniesz! - machał rękami zirytowany krasnolud.

- Być może twa pradawna rasa nie jest taka silna jak legendy mówią. Zdaje się jakby Chaos wpływał na twój tok myślenia. Nigdy nie ufaj sługom Chaosu. Podstęp o którym mówisz obróciłby się zapewne przeciwko nam i teraz byśmy nawet nie rozmawiali. A co jeżeli bogowie w swojej świetności pokierowali moim losem i dzięki, jak to ujmujesz, mojej głupocie uratowałem nas wszystkich? Zdajesz się nie rozumieć potęgi czarnych bogów. Wydaje ci się, że jesteś w stanie ich przechytrzyć i pokonać samemu. Nawet jak na krasnoluda jesteś butny - Detlef zdawał się zachowywać spokój.

Krasnolud prychnął z pogardą i splunął pod nogi Edmunda.

- Jak mówiłem. Głupi, fanatyczny fiut. Spierdalaj zanim zmienię zdanie i ci przypierdolę. Uratował, kurwa… - pokręcił głową i wysunął się bardziej naprzód.




Towarzysze podróży słyszeli jedynie uniesione krzyki krasnoluda i zapewne nie do końca wiedzieli o czym rozmawiali, jednak sądząc po porozumiewawczych uśmiechach widać było, że się domyślali o czym mogą rozmawiać zwaśniony nowicjusz i krasnolud. Jost Schlachter uśmiechał się jakby usłyszał dobry żart, Bert Winkel uśmiechał się jak gdyby przepraszał za khazada, Eryk Bauer uśmiechał się jakoby ze zrozumieniem. Trzy różne uśmiechy, ale Edmund wyczytał z nich jedno – krasnolud jest zbędny.

Nowicjusz Morra nadal wierzył, że jego Pan ma jakiś plan związany z krasnoludem. Arno najwyraźniej był kolejnym pionkiem w rozgrywce bogów, zadaniem Detlefa było jedynie dowiedzieć się cóż takiego dla niego planuje i jak można mu to umożliwić. A może będzie musiał go przed czymś powstrzymać? Akolita musiał walczyć z własnymi myślami, budując różnorakie scenariusze dotyczące krasnoluda i tego co ma zrobić, bądź czego nie zrobić. Od całego tego myślenia Detlefa bolała głowa.

Szczęśliwie zbliżał się koniec męczącej migreny. Ot zbliżali się do miejsca, gdzie krasnolud leżał pokiereszowany przez chaotyczną bestie. Żył. To było pewne. Ale na jak długo? To było pytanie, które kreowało się we myślach wszystkich zgromadzonych, jednakże nikt nie chciał go wypowiedzieć głośno. O tym właśnie Morryta próbował go ostrzec – krasnoludzka duma zaprowadziła go na łoże śmieci. Głupiec myślał, że pokona cały Chaos tego świata w pojedynkę. Rzucił się z motyką na słońce i otrzymał swoją karę.

I właśnie w tej chwili nowicjusz doznał olśnienia – on to wszystko przewidział. Arno Hammerfist nie posłuchał się nauk Morra i otrzymał karę, został rzucony na pożarcie Czarnym bogom, bogom Chaosu. Czyżby ten głupiec Hammerfist i jego rychła śmierć miała przybliżyć nowicjusza do kapłaństwa? Czyżby Morr dokonał swojego wyboru i pozwolił Detlefowi zajrzeć w przyszłość? Młody nowicjusz, aż kipiał z podekscytowania. W głuszy lasu, nad konającym krasnoludem, pośród wyjących i skamlących psów, odnalazł swoje powołanie. Walczyć z Chaosem ku chwale Morra.

Najpierw jednak musiał oczyścić ten las – ogromna rogata bestia miała być pierwszym wrogiem na nowej drodze. Kolejne ukorzą się wilkołaki.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 11-02-2017, 11:22   #163
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Las w okolicy Belsdorfu
teraźniejszość
Widząc to, co widział, ciężko było mu się zdecydować, po której stronie stanąć. Intuicyjnie bronił dziewczyny, dziecka jeszcze, która wyglądała tak bezbronnie leżąc nago w śniegu, ze strzałą w zadku. Może nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało, może ktoś rzucił na nią czar, po zdjęciu którego będzie przeciętną dziewczyną dalej marzącą o dalekich podróżach? Przecież spotkało ich już coś takiego, lata temu, chociaż po wszystkim chłopiec został zabrany do świątyni... Ale lepsze to niż śmierć, i hańba dla rodziny. Może to nie Chaos zawładnął jej ciałem, może była szansa, i to tej domniemanej szansy musiał bronić. Musiał stłumić głos gdzieś z tyłu głowy, który podawał się za Sigmara i który kazał mu zaszlachtować dziewczynę. To nie był Sigmar, on nie był bezlitosny i nie machał obłąkańczo młotem. Aldric musiał dowiedzieć się więcej na temat "przypadłości" Ulryki. Usilnie starał się też przypomnieć sobie coś z czasów nowicjatu, jakąś notkę czy akapit w księdze, który pomógłby mu się odnaleźć w tej sytuacji, lecz na próżno, nie mógł się skupić.

- Bene i Hugo pomóżcie mi. - Kaspar zwrócił się do tych wieśniaków, którzy widzieli rogatą bestię. - Trzeba tych dwóch rozdzielić. Moritz, Aldric. - Wezwał kompanów, by i oni pomogli w przerwaniu bójki.
Jak jeden mąż, mężczyźni ruszyli do przodu, by spróbować rozdzielić Antona i Karla, i z pomocą jeszcze dwóch miejscowych, udało się to szybko i bez kolejnych siniaków.
- Oni racje majom! - dyszał wciąż przytrzymywany Anton. - To Dziecko Ulryka. I dobrze o tym wiecie. Słyszeliśta o nich nie jeden raz!

Na ile blefował, a na ile wierzył w jakieś okoliczne legendy? Nie miało to znaczenia, w połączeniu z kilkoma gładkimi słowami Wagnera, ludziska stanęli po jego stronie, nawet sam Karl zdawał się na poważnie rozważać taką ewentualność. I to wystarczyło, żeby opuściła ich chęć samosądu. Ruszyli dalej na północ, w ślad za minotaurem, oraz Grimmem, który samotnie ruszył za nim w pościg.

Dotarli do polany, na której to poza śladami bestii i krasnoluda, znaleźli ślady... ludzi. Pojawiły się one dość nagle, w wydeptanym przez zwierzęta śniegu, trudno było więc nie pomyśleć, że pozostałe wilki mogły również być zmiennokształtnymi. Czy byli to ludzie z wioski, broniący mieszkańców przez złem, którego nie byli nawet świadomi? Aldric od razu pomyślał o Eberzu, który zdawał się nie przejmować w ogóle zniknięciem dziewczyny, którą zresztą dobrze znał, w końcu pracowała u niego. Co prawda Anton widział ślady wilków wcześniej, więc Eberz nie mógłbyć jednym z nich, ale może był mentorem młodych wilkołaków? Gdy dowiedział się o zniknięciu Ulryki, wolał udać, że go to nie obchodzi i wymknąć się ze wsi pod wilczą postacią, wiedząc, że tak będzie w stanie lepiej jej pomóc? A może Aldric szukał tylko wymówki dla karczmarza, bo nie mógł uwierzyć w jego obojętność? Tak, raczej tak. Co nie zmieniało jednak faktu, że jeśli ci ludzie byli z wioski, to grono podejrzanych zmniejszyło się właśnie o wszystkich tu obecnych. Zakładając, że podczas walki z minotaurem zostali ranni, może uda się ich zidentyfikować jutro rano. Tylko co dalej? Egzekucja? bo na chwilę obecną Aldric nie miał pojęcia jak ich uchronić, i czy w ogóle powinien to robić...

- Drodzy Panowie nie ma co się sprzeczać. - powiedział głośno, donośnie Wagner. - Jak mówi mój kompan to potwór jest zagrożeniem, a nie dziewczynka. On ma ponad dwa metry i waży jak nic jak trzech rosłych mężów. Wataha wilków nie mogła sobie z nim poradzić więc kto jest większym zagrożeniem chyba jasnym jest. Proponuję ruszyć tropem bestii i uśmiercić ją zanim narobi więcej szkód. - Moritz starał się przemówić do tłumu.
- W razie czego z dziewczynką sobie poradzimy, bestia może być większym problemem. Zwłaszcza jeżeli jest ich więcej - ponuro stwierdził Morryta.
- Nie ma na co czekać - dorzucił Kaspar. - Popatrzcie na te wielkie odciski racic. Ta bestia nie przyszła tu bez powodu, a jeśli jej nie pokonamy teraz, to wróci niespodziewanie. Wtedy może narobić większych kłopotów niż teraz, gdy jesteśmy gotowi się z nim zmierzyć. - Kaspar miał nadzieję, niewielką co prawda, że wieśniacy posłuchają głosu rozsądku.

I posłuchali.
Nie mogli zostawić Grimma samego sobie w walce z bestią, a ślady stóp mogli spróbować sprawdzić w drodze powrotnej. Poza tym, było to mniej ważne, w końcu wilki walczyły po ich stronie. Zaś minotaur, nie za się ukryć, był realnym zagrożeniem. Ruszyli na północny zachód.


Co to było za miejsce? Wyglądało jak legowisko potwora - rozprute zwłoki zwierząt wyglądały jak makabryczne ozdoby i znaki ostrzegawcze jednocześnie. Granica legowiska, której przekroczenie grozi dołączeniem do kolekcji. Jednak bestii tu nie było. Arno musiał zranić ją na tyle dotkliwie, zanim sam stracił kontakt ze światem, że nawet tutaj nie czuła się bezpiecznie. Mortiz dopadł do przyjaciela i zaczął go opatrywać, Aldric za rozglądał się, czując ten sam niepokój, co psy. Możliwe, że to aura śmieci otaczająca to miejsce, ale chyba było tu coś więcej.
Grota była zasypana, ale przy takim natężeniu opadów kilku ostatnich dni, ciężko było powiedzieć, kiedy ostatnio ktoś z niej korzystał. Na pewno nie schował się tam minotaur, jego ślady prowadziły na północ, i to tam ruszyli. Pod przywództwem Aldrica, o dziwo, który starał się jak mógł aby tchnąć w wieśniaków ducha walki i pomóc im uwolnić się od zagrażającej im bestii. Nie był w swoim żywiole, wręcz przeciwnie, ale dawał sobie radę. Przynajmniej tak mu się zdawało...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 12-02-2017, 03:32   #164
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Arno popędził za minotaurem. Z krasnoluda taki był tropiciel jak z koziej rzyci gwizdek, ale śnieg wydeptany i czerwone ślady juchy dość wyraźnie świadczyły o kierunku, w którym podążał jego przeciwnik.

Po kwadransie przedzierania się przez las dotarł do miejsca, w którym nieopodal małych kamieni i wielkich głazów na drzewach wisiały porozpruwane zwierzęta takie jak sarny, owce, kozy, a nawet dziki. Wszystkie z bebechami na wierzchu. Mogły być nawet pożerane żywcem, choć Hammerfist nie dawał głowy.

Przed nim, około dziesięć metrów dalej, stało wejście do jaskini. To tam schronił się potwór, ale khazad nie miał najmniejszego zamiaru tam wchodzić. Nie wiedział nawet co może tam czekać. Oprócz rannego minotaura.
Może było ich więcej? A może miał jakieś pułapki?
Nawet jeśli nie, to atakowanie jakiegokolwiek wielkiego stwora w jego grocie raczej do najlepszych pomysłów nie należało.

W pierwszej chwili Arno pomyślał o tym, by zaskoczyć go od góry i nawet, trzymając odległość zaszedł jaskinię od boku, ale podejście nie było łatwe, a do tego z jeszcze zaśnieżone. Tego by brakowało, żeby narobił rumoru i pospiesznie zbierał się z ziemi.

Pomyślał, że mógłby rozciągnąć linę i stworzyć pułapkę, ale... nie wziął jej ze sobą, natomiast nic w okolicy nie wyglądało dostatecznie solidnie, by móc przewrócić szarżującego minotaura.

Grimmowi nie pozostało nic innego jak wrócić do miejsca, z którego rozpoczął poszukiwania. Nie zdążył nawet zawołać, by wywabić potwora, a ten sam wypadł z pieczary. Bez ostrzeżenia rozpoczął szarżę na khazada, lecz ten zacisnął jedynie zęby i stanął w pozycji bojowej.

Minotaur zamachnął się wielkim buzdyganem, ale przeliczył się. Cios nie dotarł celu, ale natychmiast zaatakował drugi raz. Krasnolud odskoczył i natychmiast dopadł wielkoluda, który jednak z łatwością uniknął pierwszego ciosu młotem, zaś drugi próbował sparować. Na nieszczęście Arno skutecznie. Młot dosięgnął prawego ramienia, lecz nie miał wystarczającej siły, by uczynić poważniejsze szkody.

Stwór cofnął się o krok, zaś Hammerfist od razu wykorzystał okazję oraz nieuwagę. Z pomocą niewielkiego kamienia wybił się w górę i z całym impetem trzasnął bestię w rogaty łeb aż ta się zachwiała, ale nie upadła.
W chwilę później buzdygan już leciał prosto na spotkanie lewego ramienia krasnoluda, lecz ten wychylił się do tyłu. Wielka pałka przeleciała niedaleko jego klatki piersiowej.

Grimm zaatakował ponownie, próbując z daleka dosięgnąć przeciwnika. Dwukrotnie okazało się, iż pomysł był niezbyt rozsądny, gdyż ani razu nie trafił, ale dzięki temu mógł wycofać się poza zasięg rażenia ramion większej od niego bestii.

Ta jednak nie ustępowała. Kolejny cios pofrunął z góry prosto na głowę khazada. On jednak nie dał się zaskoczyć. Usunął się w bok. Buzdygan trafił w śnieg, a wyprowadzony z tej pozycji cios okazał się być niecelny.
Hammerfist próbował szybkiego ciosu bez przymierzania. Nie wyszedł, a drugi został uniknięty. Szczęście uśmiechnęło się do Arno, gdy minotaur zachwiał się, najwyraźniej trafiając na coś kopytem.
Krasnolud wykorzystał okazję. Natarł na tyle skutecznie, że zepchnął przeciwnika do defensywy zmuszając najpierw do uniknięcia ciosu lecącego wprost w korpus, a potem do parowania uderzenia w prawe ramię.

Tym razem również siła ciosu została wytracona, choć młot drasnął bestię.
Gdzieś z tyłu słyszał odgłosy nadciągającej pomocy. Być może rozproszyły go, a może to ten cholerny kamień, na który natknął się podobnie jak jego większy rywal, ale wiedział już, że nie zdąży uniknąć buzdyganu zmierzającego wprost na spotkanie z jego głową.

Mimo wszystko spróbował i... zapadła ciemność.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-02-2017, 19:32   #165
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu,
Las przy Belsdorfie


Im głębiej w las, tym ciemniej. Pobliskie góry rzucały czarny cień i roztaczały u swych stóp mgłę wiszącą leniwie nad koronami drzew. Psy ciągnęły ludzi na północ. Ślady uciekającego zwierzoluda, widoczne były jak na dłoni, jeśli poświecić pochodnią. Biały śnieg dziurawiony kopytami i zbrudzony krwią zdradzał gdzie bestia przed chwilą była i dokąd zmierzała.

Z nieba zaczął prószyć ciężki śnieg. Minotaur stał plecami opary o stromą skałę, która zagrodziła drogę. On, ranny, nie tracił już sił na ucieczkę. Dyszał z nozdrzy kłębiastą parę spode łba patrząc na zatrzymaną w półkręgu płonących pochodni.

- Argghhh!! - zaatakował pierwszy rzucając się z furią szaleńczego ataku.

Świsnęły cięciwy wielu łuków. Pierwsza strzała Kaspara ugodziła wielkoluda w szyję, czyjaś druga w ramię, trzecia w udo, czwarta w pierś, inna w bebechy, kilka minęło się z celem całkowicie. Z każdym kolejnym trafieniem bieg zwierzoluda zwalniał kroku Pokonał niemal cały dystans i jak długi runął zwalając się przed ludźmi na śnieg. Wieśniacy puścili psy, a one rzuciły się wściekle szarpiąc kłami nieruchome cielsko. Krew tryskała z rozrywanego gardła.




Do wnętrza groty wleciał grad strzał i kilka pochodni. Dopiero później wpuszczono psy, a gdy po jakimś czasie tamte wybiegły zawołane przez właścicieli, ludzie odważyli się wejść do jaskini. Znaleziono tam barłóg Minotaura i nic innego.

Hammerfist był ani przytomny, ani nieprzytomny. Jedno było pewne, gdyby nie wgnieciony do środka hełm, czaszka krasnoluda zapewne pękłaby jak skorupka orzacha.




Ślady na polanie, gdzie wilki walczyły z bestią, niemal całkowicie zakrywały nieustannie spadające płatki śniegu, lecz między drzewami trop śladów stóp był wciąż widoczny. Wiódł coraz głębiej w gęsty las. Wśród śladów pojawiły się również łap pojedynczego psa lub wilka, który krążył między kilkorgiem osób, a potem zawrócił prosto w kierunku wsi.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 21-02-2017, 09:58   #166
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
- Myślę, że zanim Grimm dojdzie do siebie minie jakiś czas. - powiedział Wagner nachylając się nad przyjacielem. - Mam jedną robotę do wykonania, ale poza nią cały czas poświęcę na jego powrót do zdrowia. - dodał przy okazji mając nadzieję, że będzie to powodem aby nie pić. - Może kuracja potrwa krócej i będzie bardziej skuteczna jeżeli zajmę się nim z pomocą Sióstr Bogini Miłosierdzia w klasztorze? - zapytał Moritz wątpiąc aby sam zdziałał wiele więcej niż opatrzenie głowy brodacza.

- Zapewne. - zgodził się Aldric. - Ma coś złamane, czy można go nieść tak, o? Noszy za bardzo z czego zrobić teraz nie ma…

- Najdotkliwsze obrażenia widać po stanie hełmu. Nieść go można, ale zalecałbym dalece idącą ostrożność. - powiedział Moritz. - Najlepiej od razu udać się do klasztoru, o ile nas o tej porze przyjmą.

- Czterech chłopa potrzeba, żeby krasnoluda do Sióstr zanieść. Poświęcił się dla was, pomożecie? - spytał Aldric czterech dość postawnych mężczyzn.

- Pomożemy. - odpowiedzieli miejscowi od razu biorąc się do roboty.


U bram opactwa nie było nikogo poza Moritzem, czterema miejscowymi i Grimmem. Ten ostatni niesiony przez chłopów pogrążony był w ciemności. Wagner nie był medykiem, ale znał przypadki kiedy ktoś uderzony w głowę tracił rozum albo stawał się nieporadny niczym odurzony narkotykami ćpun. Czeladnik miał nadzieję, że jego przyjacielowi nic nie będzie i uda się go całkowicie uzdrowić. Z nadzieją na przyjęcie Wagner uderzał kołatką o potężne bramy.

- Siostry Błogosławione proszę o pomoc dla mojego przyjaciela. - zawołał pokornie Moritz gdzieś między kołataniem.

Czekał jakiś czas, aż w końcu usłyszał kroki. Otworzyło się okienko na wysokości głowy. Zobaczył za kratami twarz krótko ostrzyżonej kobiety w wieku średnim.

- Kto po nocy spokój zakłóca chorym i służkom bożym? - niewiasta zapytała mocnym, żołnierskim tonem.

- Nazywam się Moritz Wagner, moja Pani. Jestem czeladnikiem. Przybywam wraz z miejscowymi bohaterami oraz moim przyjacielem. - wskazał na niesionego krasnoluda. - Został on ranny podczas boju z bestią potworną, moja Pani. Wiem, że nie powinienem przybywać tak późno w nocy, ale boję się o krasnoluda. Starałem się opatrzyć jego głowę, ale nie mam dość umiejętności aby coś więcej poradzić. Jego stan jest poważny. - na potwierdzenie swych słów Moritz pokazał wgnieciony od ciosu minotaura hełm Grimma.

Kobieta uważnie przyjrzała się twarzom miejscowych.

- Proszę czekać. - powiedziała po czym zamknęła okienko.

Po kilku długich minutach oczekiwania w wielkich wrotach otwarły się ze zgrzytem drzwi dla piechurów.

- Jestem siostra Honorata. Za mną. - poleciła.

Siostra zaprowadziła mężczyzn przez zasypany śniegiem dziedziniec do przedsionka budynku, gdzie czekało już kilka kolejnych sióstr z noszami.

- Proszę przyjść jutro rano, a rannego położyć na noszach. - powiedziała a zakonnice poniosły krasnoluda w głąb budynku.
 
Lechu jest offline  
Stary 23-02-2017, 11:27   #167
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stary a głupi...
To tylko przyszło do głowy Kasparowi, gdy natrafił na leżącego z rozbitą głową kompana, chociaż może z tym 'stary' to była lekka przesada. Krasnolud był niereformowalny i bez względu na to, czy imię nosił Arno, czy Grimma, popełniał te same błędy - zbyt zapalczywy, by najpierw pomyśleć, potem działać, zbyt zarozumiały, by na pomoc czekać, zbyt głupi, by błędy w swym postępowaniu dostrzegać i coś w sobie zmienić.
Jednak, mimo wszystko, Kaspar lubił durnia, chociaż dogadać się z tamtym ciężko było, a od dostawania w łeb jakoś nie mądrzał. Nie zostawiłby go też na śniegu, żeby się pozbyć kłopotu na wieki, więc się ucieszył, gdy Moritz zajął się rannym. Był pewien, że tamten da sobie radę sto razy lepiej, niż on. A jeśli nie - zawsze zostawał klasztor. Siostry miały jeszcze więcej doświadczenia w sprawach porozbijanych łbów, niż Moritz. Dopóki więc krasnolud dychał, póty była nadzieja.

Pozostawiwszy kłopot w rękach innych ruszyli w ślad za uciekającą rogatą bestią. Kaspar był pewien, że nie wolno pozwolić, by potwór uciekł i cieszył się, że inni byli tego samego zdania. Trzeba było rozprawić się z przeciwnikiem póki był osłabiony. Dobić, a nie pozwolić, by potwór wrócił do pełni i sił, a potem wrócił, by się zemścić.

No i okazało się, że dobrze zrobili - bestia co prawda była odważna i miast dać się zatłuc próbowała walczyć, lecz osłabiona po starciu ze sforą i krasnoludem nie była taka groźna, jak się zdawało w pierwszej chwili.
Rozum i technika zatriumfowały nad brutalną siłą - coś, czego krasnolud nie potrafił pojąć. Podobnie jak i tego, że w jedności siła, a nie stale "ja wam pokażę, co potrafię!"

* * *

Zwykle tak było, że gdy jeden problem zniknął, od razu pojawiały się następne. W tym przypadku była to sfora wilków, co do któych nie było pewności, czy są zwykłymi wilkami, czy też ludźmi, co na skutek jakiejś skazy, przekleństwa czy demony wiedziały czego zamieniali się w wilki.
Zwykłe wilki w lasach były od wieków i Kaspar nic przeciwko nim nie miał. Tak ogólnie. Wiedział, że są potrzebne. Nie lubił ich, ale tolerował, dopóki nie wchodziły mu w paradę.
No ale ludzie-wilki to już była całkiem inna sprawa. Jeśli był to wpływ Chaosu, to trzeba było je zniszczyć. A najpierw znaleźć. Jak jednak odróżnić zwykłego człowieka od takiego, co się w wilka zamienia?
Czy psy zdołałyby wywąchać takiego wilkoczłeka? Można by sprawdzić, gdyby się Urlykę znalazło, ale ta gdzieś przepadła. Kto zatem wrócił do wioski i z wilka w człowieka się zamienił? Jeśli się zamienił...
Trzeba to było koniecznie sprawdzić, lecz może nie w tym momencie. Nie było potrzeby, by już teraz, zaraz, natychmiast. Lepiej było poczekać na powrót Aldrica i chłopów, by potem niepotrzebnych dyskusji nie prowadzić na tematy raz już poruszane.
No i warto by się dowiedzieć, jakie zdanie Siostrzyczki na temat ludzi-wilków mają. Jeno z głową trzeba było to zrobić, by łowcy czarownic i inszego paskudztwa z ogniem i żelazem do wioski nie zawitali.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-02-2017 o 13:16.
Kerm jest offline  
Stary 25-02-2017, 12:43   #168
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Las w okolicy Belsdorfu
teraźniejszość
Miejscowi stanęli na wysokości zadania. Sam widok bestii Chaosu może zniechęcić do walki, jednak udało się im zachować zimną krew. Nie wystraszyli się nacierającego minotaura, który przyparty do ściany nie miał nic do stracenia. Serce Aldrica waliło niczym oszalały bębniarz, gdy obserwował jak kolejne strzały trafiają i spowalniają bestię. Jakaś jego część, najpewniej gorliwego nowicjusza, chciała pobiec jej naprzeciw i wbić siekierę w czerep, jednak w gruncie rzeczy był wielce rad, iż zwierzoludź padł martwy kilka metrów przed nim. Wieśniacy nie czekali na rozkaz, spuścili psy gdy tylko ciało padło na ziemię. Te dokończyły dzieła, wyczuwając, iż minotaur, mimo pokaźnych rozmiarów, nie jest już dla nich zagrożeniem.

Wieśniacy nie kryli zadowolenia i dumy, jednak to nie był jeszcze koniec. Po krótkiej wymianie zdań z Detlefem, Aldric zaczął mobilizować ludzi do zorganizowania ogniska, z minotaurem w środku. Nie można było zostawić truchła pomiotu Chaosu leżącego w lesie. Wilgotne gałęzie mocno kopciły, jednak z pomocą odrobiny alkoholu od któregoś z miejscowych i poświęceniem pochodni, udało się podpalić zwłoki. Lutzen ostrzegł jeszcze właścicieli psów - nie wiadomo, jak zareagują na kontakt ze zwierzoludzią krwią, jeśli staną się agresywne, trzeba będzie je ubić. W gruncie rzeczy należałoby to zrobić teraz, i dorzucić do ogniska, ale widział, jak bardzo ci ludzie przejmują się swoimi zwierzętami. Gdyby to zaproponował, mógłby tylko oberwać.

Gdy część wieśniaków została przy ognisku, pilnując aby wszystko się dopaliło, reszta wróciła na polanę sprawdzić jaskinię. Tak jak podejrzewali, było to legowisko bestii. Krótko potem obie grupy połączyły się i ruszyły w kierunku wioski.

Podczas wędrówki Aldric podszedł do Antona i zapytał go wprost:
- Co wiesz o tym, co się dzieje z twoją córką?
- Nie wiem
- odrzekł zdenerwowany. - To nie jest moja córa z krwi i kości, ale to moje dziecko. - dodał po chwili. - W mej rodzinie nie płynie krew dzieci Ulryka.
- Czyli nie wiesz, kto jej matkę zbrzuchacił?
- Znaleźlimy ją maleńką, więcej jak kilka tygodni nie miała. Nazwalim Ulryką, bo w wilcze futro owiniętą była i złoty wisiorek boga znaku miała przy sobie.
- Dlaczego początkowo myślałeś, że wilcy ją porwali? Zdarzały się takie sytuacje we wsi?
- Nie zdarzały. Ale co myśleć miałem innego?
- Podróże jej się marzą, przygody...
- wytłumaczył Lutzen. -I może będzie lepiej, jak stopy w wiosce nie postawi. Spróbuję wytłumaczyć ludziom, że wilki, w tym Ulryka, chroniły wieś przed minotaurem, ale nie wiem, czy usłuchają.
Mężczyzna popatrzył na Stirlandczyka z wdzięcznością.
- To Dziecie Ulryka i moje! Nie dam nikomu jej krzywdy zrobić! Po moim trupie.
Na tę deklarację Eryk przytaknął tylko głową. Wierzył we wszystko co przed chwilą usłyszał, a w ostatnie zdanie najbardziej.


Gdy dotarli do polany, na której znaleźli ludzkie ślady, niektórzy zwolnili, licząc na to, że będą próbować wytropić tych, którzy owe ślady zostawili. Brodacz nie chciał jednak, żeby tak się stało, ciężko było przewidzieć reakcję miejscowych na grupę wilkołaków. Z jednej strony Ulryk znany był ze swego upodobania do śmiertelniczek i wysokiej płodności, ale z drugiej grupa osób o tak nietypowych talentach w okolicy wsi mogła łatwo zostać zaliczona do potencjalnego niebezpieczeństwa, które prewencyjnie należy wytępić. Aldric chciał najpierw poznać naturę daru tych osób.

- To była długa, ciężka noc. Spisaliście się - powiedział do zgromadzonych na polanie. - Wracajmy do wioski, zasługujemy na odpoczynek - zasugerował.
- A co z wilkami? Co z tymi śladami? No I co z Ulryką? - dopytywał się Bootleneck.
- W wiosce znajdziemy Ulrykę - powiedział Kaspar. - Moim zdaniem przynajmniej. Trzeba ją znaleźć i zaprowadzić do Sióstr. One są mądrzejsze od nas wszystkich i będą wiedziały, co zrobić dalej.
- To nie są zwykłe wilki
- Detlef dorzucił swoje trzy miedziaki. - Potrzebujemy porady.
- Poza tym, te wilki walczyły z Chaosem. To minotaur stał za porwaniami zwierząt, nie one. Żadnej szkody wam nie wyrządziły, a i z Chaosem nic wspólnego nie mają. Wracajmy do wioski i spróbujmy przespać resztę nocy
- zaproponował ponownie Aldric miejscowym.
- A jeśli Ulryki w wiosce nie ma? - zapytał niepewnie Anton. - Co dalej?
- Wtedy odpoczniemy, weźmiemy nowy zapas lamp i pochodni, i znów ruszymy do lasu
- odparł Kaspar. - Śnieg prawdę nam powie, kto dokąd poszedł.

Ludzie zgodzili się wrócić do wioski. Albo mieli dość włóczenia się po nocy, albo po prostu ufali przybyszom, którzy poprowadzili ich do zwycięstwa nad bestią, która była winna sporym stratom wśród mieszkańców. Ludzie w wiosce, ci, którzy nie wysuszyli na polowanie, chodzili teraz z pochodniami po wiosce, patrolując, szukając nowych śladów czy po prostu czekając na powrót ich grupy. Aldric zdołał się dowiedzieć, że Bene, łucznik który postrzelił Ulrykę i zniknął, wrócił do domu. Zdecydował, że porozmawia z nim, ale dopiero jak się wyśpi. Ruszył bezpośrednio do Basiora, odespać kilka godzin.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 26-02-2017, 15:41   #169
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu,
karczma "Basior"


Truchło potężnej bestii skwierczało w mrocznych ostępach. Do rana pozostaną po nim jedynie kości – zapach pieczonego mięsa przywoła padlinożerców, a stwory nocy szybko żerują. Detlef patrzył z radością na chaosyckie monstrum. Zastanawiał się któremu mrocznemu bóstwu tej nocy zaleźli za skórę i z kim przyjdzie im walczyć w niedługiej przyszłości. Morryta nie mógł się doczekać kiedy przyłoży głowę do poduszki i otrzyma kolejne widzenie od swojego boga. Rozpierała go duma i ekscytacja – wreszcie doszukał się swojego celu. A to za sprawą skretyniałego krasnoluda. Jakiż ten los jest przewrotny.

Podzielał zdanie Eryka, nadszedł czas na sen. Rozumiał niepokój wieśniaków, przecież gdzieś wokół nich kroczyły wilkołaki. Luden postanowił uwierzyć, że gdyby chciały to by już ich wszystkich rozszarpały. Nie sądził, aby wszyscy kmiotkowie razem zebrani stanowili jakiekolwiek zagrożenie dla likantropów, szczególnie, iż byli niedoposażeni – nikt raczej nie posiadał srebrnego miecza lub innej broni pokrytej srebrem. A to przecież podstawa, prawda?
Morryta umył swoje spocone ciało w balii zimnej wody i wsunął się pod grube koce, gdzie czekał na niego worek z gorącą wodą. „Basior” posiadał jednak pewne standardy.

Zanim zanurzył się odmętach sennych wizji poświęcił kilka myśli krasnoludowi. Był mu wdzięczny za ukazanie dobrej drogi. Jego poświęcenie nie pójdzie na marne. Ciekawe czy Morr otworzył dla niego swój Ogród? Czy może to jednak khazadzkie dusze zmierzają do innego miejsca? Być może są niegodne po wieczność odpoczywać w blasku chwały najważniejszego boga Starego Świata. Niechaj mu droga lekką będzie.

Nowicjusz zasnął.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 02-03-2017, 05:34   #170
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Middenlandu, Belsdorf


Otworzył oczy i nagle wszystko zobaczył i usłyszał, otoczenie przywitało go dźwiękami i obrazami. Nagle, natychmiast, po prostu. Ktoś śpiewał. Kobieta. Piskliwym drżącym głosikiem, który zdawał się porwać lada chwila, wdzierała się pod skórę. Wysokie oktawy jakiegoś instrumentu strunowego jej wtórowały.

Zupełnie nie wiedział gdzie jest... Pamiętał walkę z rogatym zwierzoludem. Była noc. Las. Śnieg. I ból. Pamiętał ból. Chciał dotknąć ręką głowy, lecz nie mógł. Szarpnął się. Miał związane ręce. Był w jakiejś dziwnej koszuli, której rękawy oplatały go zawiązane na brzuchu powracając zza pleców. Palcami mógł podrapać się pod pachami!

Obrócił głowę. W białym pomieszczeniu był stolik obok jego łóżka. Przez uchylone drzwi zobaczył podchodzącą kobietę. Śpiewała grając na małej lutni. Jej czarnej włosy spadały z czoła zasłaniając twarz. Kiedy popatrzyła na niego, a raczej przez niego, zobaczył twarz chudego mężczyzny o jastrzębim nosie. Miał duże usta, krwiście czerwone. Pomalowane. Krwią? Na kolanie wystającym spod nocnej koszuli widniał zdrapany stup. Spływała z niego stróżka zakrzepłej krwi, rozmazanej tuż pod raną. Palce uderzające o struny były zakrwawione.

Hammerfist chciał wstać, ale pod brzuchem zapisał go do żelaznej ramy łoża biały skórzany pas.

Osobliwy facet podszedł blisko Arno i zatrzymał się obok grając tuż, tuż blisko niego. W końcu skończył. Popatrzył na krasnoluda przekrzywiając nieco głowę i uśmiechnął się ukazując zadbane, żółte zęby z jednym ubytkiem błyszczącym złotem.

Przez otwarte drzwi do celi, bo w oknie widział białe kraty, wbiegła prawdziwa kobieta o przysadzistej posturze mężczyzny. Krótko ostrzyżona głowa oraz habit zdradzały siostrę Shalaytkę. Miała koło trzydziestu lat. Krępa kobieta sprawnie chwyciła chudego muzyka, który w tym czasie zdążył wdrapać się na szafkę i wrzeszczeć podskakując do góry. Wymachiwał rękoma całkiem nieskoordynowanie i kręcił głową, że długie kudły fruwały jak jakiś festynowy wiatrak.

- Będą nas miliony! Będą nas miliooooony!

Siostra przerzuciła chudzielca przez ramię.

- Jestem Helga Koza z domu Nostra! - krzyknął do krasnoluda niesiony facet puszczając oko.

Instrument wylądował na bielonej posadzkę, nim wariat zniknął wraz z zakonnicą na korytarzu.

Przez otwarte drzwi Arno zobaczył, że na długim białym holu ktoś siedział kiwając się do przodu i do tyłu.

Jakiś gruby staruszek skakał na kuckach rękoma odbijając się od ziemi. Przystawał i raz po raz kumkał naśladując ropuchę.

Ktoś inny stał z szeroko otwartymi oczami, zupełnie nieruchomo, a nosem dotykał ściany. Nagle zaczął się śmiać. Natarczywie, agresywnie, szaleńczo. Potem zamilkł kamienną twarzą nieruchomego posągu.

W drzwiach pokazała się zdyszana zakonnica w podeszłym wieku. Z przejęciem popatrzyła na krasnoluda jakby nieco zaskoczona, że nie śpi i powoli zaczęła zamykać białe drzwi.





By już po świcie, gdy Kaspar obudził się. Całkiem jasno w pokoju i na zewnątrz, choć słońca nie był widać, ani jego złocistych promieni. Wstał z posłania i sięgnąwszy po kubek z wodą zobaczył przez okno brnącego w śniegu po kolana karczmarza. Nie było go wśród miejscowych podczas poszukiwań Ulryki, ani później, gdy wrócili niemałe zamieszanie wywołując wieściami nocnych wydarzeń.

Wioska odsypiała. Spali też wszyscy przyjaciele. Była jeszcze młoda godzina.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 02-03-2017 o 05:40.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172