|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-02-2017, 17:06 | #161 |
Reputacja: 1 | Wagner wiedział, że - mimo iż rana była niewielka - musiał uważać aby trzęsącymi się od chłodu rękoma nie poharatać dziewczynki. Grot minął ważniejsze organy i nie siedział zbyt głęboko. Na dłuższą metę Ulryka nie powinna mieć żadnych powikłań poza odczuciem dyskomfortu, że rodak upuścił jej nieco krwi. Z pomocą dziewczynie poza czeladnikiem ruszył niebawem Anton starając się aby dziecko nie straciło więcej ciepła niż to było konieczne. Mężczyzna nie zdziwił się zbyt mocno na widok gołej dziewczyny co w połączeniu z tym, że nie chciał jej wcześniej szukać przynosiło na myśl spostrzegawczemu Wagnerowi całkiem trafne spostrzeżenie: Anton wiedział, że Ulryka zmienia się w wilka. Kiedy Weiss ruszył z mieczem na pacjenta Moritz był gotów bronić go narażając własne zdrowie i życie. Gdyby Anton nie zagrodził drogi swego wioskowego towarzysza Wagner bez wątpienia sięgnąłby do cholewy buta po ostry jak brzytwa nóż. Może czeladnik brzydził się przemocą, ale gdyby miał wybierać wolałby się wykrwawić broniąc Ulryki niż patrzeć jak rosły facet ją szlachtuje mieczem. A może tylko wolał tak myśleć o sobie - jak o odważnym bohaterze - będąc pewnym, że ani Grimm, ani Kaspar, Detlef czy Aldric nie pozwoliliby go skrzywdzić? Moritz nie byłby sobą gdyby nie postarał się załagodzić sytuacji. Dziewczynka była szczelnie opatulona płaszczem, opatrzona więc jedyne co mu zostało to nie dopuścić do dalszego rozlewu krwi. Komenda ojca aby dziecko uciekało jedynie potwierdziła podejrzenia Wagnera, że Anton wiedział o przypadłości córki. Ślady przez około kwadrans prowadziły w głąb lasu. W pewnym momencie dało się słyszeć, że w oddali ktoś walczył. Z ciemności dochodziły dźwięki, na które Moritza nachodziły niepokojące przeczucia. Czeladnik miał nadzieję, że krasnolud wyjdzie z walki cało - o ile był on jednym z walczących. Nagle odgłosy walki urwały się, a Wagner coraz bardziej się niepokoił. Może jego przyjaciel właśnie się wykrwawiał raniony poważnie przez bestię czy też wilki? W okolicy gdzie zalegały większe i małe skały widać było wiszące z drzew truchła zwierząt. Jak widać za zaginięciami zwierzyny nie stały wilki, bo - z tego co kojarzył Moritz - one nie zwykły wieszać wybebeszonej zwierzyny na drzewie. Wśród zwierząt były sarny, dziki, owce i kozy. Większość była rozpruta, a ich żołądki i flaki zwisały zroszone zamarzniętą juchą. Wszystkie truchła były nadjedzone. Po wyrazie bólu, przerażenia i wytrzeszczu oczu dało się poznać, że mogły być pożerane żywcem. Nieco dalej widniał czarny, niegościnny otwór wejścia do groty przysypanej z lekka śniegiem. Przy krzaku jałowca w kałuży własnej juchy leżał Grimm, który obficie krwawił z głowy. Ślady kopyt prowadziły na północ, ku potężnym górom. Detlef wskazał ręką kierunek, w którym przed kilkoma chwilami czmychnęła mu czarna sylwetka. Psy ujadały jak szalone. Krasnolud był przytomny. Dyszał ciężko i miał otwarte oczy. - Na Sigmara, Grimmie… - powiedział Wagner od razu rzucając się ku przyjacielowi i sięgając do swojej torby. - Nie martw się. Pomogę Ci. - dodał po czym z przestrachem stwierdził, że źrenice brodacza nie reagują na światło. - Jak chcecie gońcie bestie tylko niech ktoś zostanie aby ta nie zabiła nas kiedy przypadkiem wróci. - Moritz od tamtej chwili skupił się na pomocy krasnoludowi. - Minotaur nie wróci, bardziej mnie niepokoi ta grota. Wy trzej zostańcie tutaj. - wskazał Aldric na trzech miejscowych. - Tylko nie wchodźcie do tej jaskini sami, czekajcie na nas. Reszta, idziemy utłuc bestię, inaczej wróci jak się wykuruje. Jeśli na was zaszarżuje, rozpraszacie się i chowacie się za drzewami, żeby zmusić ją do manewru i dać innym szansę na atak. Doskok, atak, odskok. Łucznicy strzelają ile wlezie, byle nie w swoich. Dalej chłopy, pokażcie, że to wasz las! - Taką bestię mieliście pod nosem?! - zdumiał się Kaspar. - Nic się wam w oczy nie rzuciło? Nie widzieliście wcześniej żadnych śladów? Trzeba się tego pozbyć za wszelką cenę, inaczej on zostanie panem tego lasu. Dla was nie będzie tu już miejsca. Dalsze dywagacje nie miały dla Wagnera znaczenia. Czeladnik chciał się skupić na pomocy jaką musiał udzielić krasnoludowi. Mógł wykorzystać swoje narzędzia z torby oraz alkohol, którym mógł zdezynfekować ranę i znieczulić pacjenta. Po cichu liczył, że uda mu się opanować pragnienie, ale im dłużej o tym myślał tym bardziej chciał sobie "gulnąć". Moritz zorganizował sobie pomoc w postaci dwóch wieśniaków. Jeden z nich miał świecić, a drugi podawać, trzymać, wycierać narzędzia i uciskać bandaż gdyby „medykowi” zabrakło rąk. |
10-02-2017, 12:10 | #162 |
Reputacja: 1 |
|
11-02-2017, 11:22 | #163 |
Reputacja: 1 | Las w okolicy Belsdorfu teraźniejszość Widząc to, co widział, ciężko było mu się zdecydować, po której stronie stanąć. Intuicyjnie bronił dziewczyny, dziecka jeszcze, która wyglądała tak bezbronnie leżąc nago w śniegu, ze strzałą w zadku. Może nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało, może ktoś rzucił na nią czar, po zdjęciu którego będzie przeciętną dziewczyną dalej marzącą o dalekich podróżach? Przecież spotkało ich już coś takiego, lata temu, chociaż po wszystkim chłopiec został zabrany do świątyni... Ale lepsze to niż śmierć, i hańba dla rodziny. Może to nie Chaos zawładnął jej ciałem, może była szansa, i to tej domniemanej szansy musiał bronić. Musiał stłumić głos gdzieś z tyłu głowy, który podawał się za Sigmara i który kazał mu zaszlachtować dziewczynę. To nie był Sigmar, on nie był bezlitosny i nie machał obłąkańczo młotem. Aldric musiał dowiedzieć się więcej na temat "przypadłości" Ulryki. Usilnie starał się też przypomnieć sobie coś z czasów nowicjatu, jakąś notkę czy akapit w księdze, który pomógłby mu się odnaleźć w tej sytuacji, lecz na próżno, nie mógł się skupić.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
12-02-2017, 03:32 | #164 |
Reputacja: 1 | Arno popędził za minotaurem. Z krasnoluda taki był tropiciel jak z koziej rzyci gwizdek, ale śnieg wydeptany i czerwone ślady juchy dość wyraźnie świadczyły o kierunku, w którym podążał jego przeciwnik. Po kwadransie przedzierania się przez las dotarł do miejsca, w którym nieopodal małych kamieni i wielkich głazów na drzewach wisiały porozpruwane zwierzęta takie jak sarny, owce, kozy, a nawet dziki. Wszystkie z bebechami na wierzchu. Mogły być nawet pożerane żywcem, choć Hammerfist nie dawał głowy. Przed nim, około dziesięć metrów dalej, stało wejście do jaskini. To tam schronił się potwór, ale khazad nie miał najmniejszego zamiaru tam wchodzić. Nie wiedział nawet co może tam czekać. Oprócz rannego minotaura. Może było ich więcej? A może miał jakieś pułapki? Nawet jeśli nie, to atakowanie jakiegokolwiek wielkiego stwora w jego grocie raczej do najlepszych pomysłów nie należało. W pierwszej chwili Arno pomyślał o tym, by zaskoczyć go od góry i nawet, trzymając odległość zaszedł jaskinię od boku, ale podejście nie było łatwe, a do tego z jeszcze zaśnieżone. Tego by brakowało, żeby narobił rumoru i pospiesznie zbierał się z ziemi. Pomyślał, że mógłby rozciągnąć linę i stworzyć pułapkę, ale... nie wziął jej ze sobą, natomiast nic w okolicy nie wyglądało dostatecznie solidnie, by móc przewrócić szarżującego minotaura. Grimmowi nie pozostało nic innego jak wrócić do miejsca, z którego rozpoczął poszukiwania. Nie zdążył nawet zawołać, by wywabić potwora, a ten sam wypadł z pieczary. Bez ostrzeżenia rozpoczął szarżę na khazada, lecz ten zacisnął jedynie zęby i stanął w pozycji bojowej. Minotaur zamachnął się wielkim buzdyganem, ale przeliczył się. Cios nie dotarł celu, ale natychmiast zaatakował drugi raz. Krasnolud odskoczył i natychmiast dopadł wielkoluda, który jednak z łatwością uniknął pierwszego ciosu młotem, zaś drugi próbował sparować. Na nieszczęście Arno skutecznie. Młot dosięgnął prawego ramienia, lecz nie miał wystarczającej siły, by uczynić poważniejsze szkody. Stwór cofnął się o krok, zaś Hammerfist od razu wykorzystał okazję oraz nieuwagę. Z pomocą niewielkiego kamienia wybił się w górę i z całym impetem trzasnął bestię w rogaty łeb aż ta się zachwiała, ale nie upadła. W chwilę później buzdygan już leciał prosto na spotkanie lewego ramienia krasnoluda, lecz ten wychylił się do tyłu. Wielka pałka przeleciała niedaleko jego klatki piersiowej. Grimm zaatakował ponownie, próbując z daleka dosięgnąć przeciwnika. Dwukrotnie okazało się, iż pomysł był niezbyt rozsądny, gdyż ani razu nie trafił, ale dzięki temu mógł wycofać się poza zasięg rażenia ramion większej od niego bestii. Ta jednak nie ustępowała. Kolejny cios pofrunął z góry prosto na głowę khazada. On jednak nie dał się zaskoczyć. Usunął się w bok. Buzdygan trafił w śnieg, a wyprowadzony z tej pozycji cios okazał się być niecelny. Hammerfist próbował szybkiego ciosu bez przymierzania. Nie wyszedł, a drugi został uniknięty. Szczęście uśmiechnęło się do Arno, gdy minotaur zachwiał się, najwyraźniej trafiając na coś kopytem. Krasnolud wykorzystał okazję. Natarł na tyle skutecznie, że zepchnął przeciwnika do defensywy zmuszając najpierw do uniknięcia ciosu lecącego wprost w korpus, a potem do parowania uderzenia w prawe ramię. Tym razem również siła ciosu została wytracona, choć młot drasnął bestię. Gdzieś z tyłu słyszał odgłosy nadciągającej pomocy. Być może rozproszyły go, a może to ten cholerny kamień, na który natknął się podobnie jak jego większy rywal, ale wiedział już, że nie zdąży uniknąć buzdyganu zmierzającego wprost na spotkanie z jego głową. Mimo wszystko spróbował i... zapadła ciemność.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
12-02-2017, 19:32 | #165 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
21-02-2017, 09:58 | #166 |
Reputacja: 1 | - Myślę, że zanim Grimm dojdzie do siebie minie jakiś czas. - powiedział Wagner nachylając się nad przyjacielem. - Mam jedną robotę do wykonania, ale poza nią cały czas poświęcę na jego powrót do zdrowia. - dodał przy okazji mając nadzieję, że będzie to powodem aby nie pić. - Może kuracja potrwa krócej i będzie bardziej skuteczna jeżeli zajmę się nim z pomocą Sióstr Bogini Miłosierdzia w klasztorze? - zapytał Moritz wątpiąc aby sam zdziałał wiele więcej niż opatrzenie głowy brodacza. - Zapewne. - zgodził się Aldric. - Ma coś złamane, czy można go nieść tak, o? Noszy za bardzo z czego zrobić teraz nie ma… - Najdotkliwsze obrażenia widać po stanie hełmu. Nieść go można, ale zalecałbym dalece idącą ostrożność. - powiedział Moritz. - Najlepiej od razu udać się do klasztoru, o ile nas o tej porze przyjmą. - Czterech chłopa potrzeba, żeby krasnoluda do Sióstr zanieść. Poświęcił się dla was, pomożecie? - spytał Aldric czterech dość postawnych mężczyzn. - Pomożemy. - odpowiedzieli miejscowi od razu biorąc się do roboty. U bram opactwa nie było nikogo poza Moritzem, czterema miejscowymi i Grimmem. Ten ostatni niesiony przez chłopów pogrążony był w ciemności. Wagner nie był medykiem, ale znał przypadki kiedy ktoś uderzony w głowę tracił rozum albo stawał się nieporadny niczym odurzony narkotykami ćpun. Czeladnik miał nadzieję, że jego przyjacielowi nic nie będzie i uda się go całkowicie uzdrowić. Z nadzieją na przyjęcie Wagner uderzał kołatką o potężne bramy. - Siostry Błogosławione proszę o pomoc dla mojego przyjaciela. - zawołał pokornie Moritz gdzieś między kołataniem. Czekał jakiś czas, aż w końcu usłyszał kroki. Otworzyło się okienko na wysokości głowy. Zobaczył za kratami twarz krótko ostrzyżonej kobiety w wieku średnim. - Kto po nocy spokój zakłóca chorym i służkom bożym? - niewiasta zapytała mocnym, żołnierskim tonem. - Nazywam się Moritz Wagner, moja Pani. Jestem czeladnikiem. Przybywam wraz z miejscowymi bohaterami oraz moim przyjacielem. - wskazał na niesionego krasnoluda. - Został on ranny podczas boju z bestią potworną, moja Pani. Wiem, że nie powinienem przybywać tak późno w nocy, ale boję się o krasnoluda. Starałem się opatrzyć jego głowę, ale nie mam dość umiejętności aby coś więcej poradzić. Jego stan jest poważny. - na potwierdzenie swych słów Moritz pokazał wgnieciony od ciosu minotaura hełm Grimma. Kobieta uważnie przyjrzała się twarzom miejscowych. - Proszę czekać. - powiedziała po czym zamknęła okienko. Po kilku długich minutach oczekiwania w wielkich wrotach otwarły się ze zgrzytem drzwi dla piechurów. - Jestem siostra Honorata. Za mną. - poleciła. Siostra zaprowadziła mężczyzn przez zasypany śniegiem dziedziniec do przedsionka budynku, gdzie czekało już kilka kolejnych sióstr z noszami. - Proszę przyjść jutro rano, a rannego położyć na noszach. - powiedziała a zakonnice poniosły krasnoluda w głąb budynku. |
23-02-2017, 11:27 | #167 |
Administrator Reputacja: 1 | Stary a głupi... To tylko przyszło do głowy Kasparowi, gdy natrafił na leżącego z rozbitą głową kompana, chociaż może z tym 'stary' to była lekka przesada. Krasnolud był niereformowalny i bez względu na to, czy imię nosił Arno, czy Grimma, popełniał te same błędy - zbyt zapalczywy, by najpierw pomyśleć, potem działać, zbyt zarozumiały, by na pomoc czekać, zbyt głupi, by błędy w swym postępowaniu dostrzegać i coś w sobie zmienić. Jednak, mimo wszystko, Kaspar lubił durnia, chociaż dogadać się z tamtym ciężko było, a od dostawania w łeb jakoś nie mądrzał. Nie zostawiłby go też na śniegu, żeby się pozbyć kłopotu na wieki, więc się ucieszył, gdy Moritz zajął się rannym. Był pewien, że tamten da sobie radę sto razy lepiej, niż on. A jeśli nie - zawsze zostawał klasztor. Siostry miały jeszcze więcej doświadczenia w sprawach porozbijanych łbów, niż Moritz. Dopóki więc krasnolud dychał, póty była nadzieja. Pozostawiwszy kłopot w rękach innych ruszyli w ślad za uciekającą rogatą bestią. Kaspar był pewien, że nie wolno pozwolić, by potwór uciekł i cieszył się, że inni byli tego samego zdania. Trzeba było rozprawić się z przeciwnikiem póki był osłabiony. Dobić, a nie pozwolić, by potwór wrócił do pełni i sił, a potem wrócił, by się zemścić. No i okazało się, że dobrze zrobili - bestia co prawda była odważna i miast dać się zatłuc próbowała walczyć, lecz osłabiona po starciu ze sforą i krasnoludem nie była taka groźna, jak się zdawało w pierwszej chwili. Rozum i technika zatriumfowały nad brutalną siłą - coś, czego krasnolud nie potrafił pojąć. Podobnie jak i tego, że w jedności siła, a nie stale "ja wam pokażę, co potrafię!" * * * Zwykle tak było, że gdy jeden problem zniknął, od razu pojawiały się następne. W tym przypadku była to sfora wilków, co do któych nie było pewności, czy są zwykłymi wilkami, czy też ludźmi, co na skutek jakiejś skazy, przekleństwa czy demony wiedziały czego zamieniali się w wilki. Zwykłe wilki w lasach były od wieków i Kaspar nic przeciwko nim nie miał. Tak ogólnie. Wiedział, że są potrzebne. Nie lubił ich, ale tolerował, dopóki nie wchodziły mu w paradę. No ale ludzie-wilki to już była całkiem inna sprawa. Jeśli był to wpływ Chaosu, to trzeba było je zniszczyć. A najpierw znaleźć. Jak jednak odróżnić zwykłego człowieka od takiego, co się w wilka zamienia? Czy psy zdołałyby wywąchać takiego wilkoczłeka? Można by sprawdzić, gdyby się Urlykę znalazło, ale ta gdzieś przepadła. Kto zatem wrócił do wioski i z wilka w człowieka się zamienił? Jeśli się zamienił... Trzeba to było koniecznie sprawdzić, lecz może nie w tym momencie. Nie było potrzeby, by już teraz, zaraz, natychmiast. Lepiej było poczekać na powrót Aldrica i chłopów, by potem niepotrzebnych dyskusji nie prowadzić na tematy raz już poruszane. No i warto by się dowiedzieć, jakie zdanie Siostrzyczki na temat ludzi-wilków mają. Jeno z głową trzeba było to zrobić, by łowcy czarownic i inszego paskudztwa z ogniem i żelazem do wioski nie zawitali. Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-02-2017 o 13:16. |
25-02-2017, 12:43 | #168 |
Reputacja: 1 | Las w okolicy Belsdorfu teraźniejszość Miejscowi stanęli na wysokości zadania. Sam widok bestii Chaosu może zniechęcić do walki, jednak udało się im zachować zimną krew. Nie wystraszyli się nacierającego minotaura, który przyparty do ściany nie miał nic do stracenia. Serce Aldrica waliło niczym oszalały bębniarz, gdy obserwował jak kolejne strzały trafiają i spowalniają bestię. Jakaś jego część, najpewniej gorliwego nowicjusza, chciała pobiec jej naprzeciw i wbić siekierę w czerep, jednak w gruncie rzeczy był wielce rad, iż zwierzoludź padł martwy kilka metrów przed nim. Wieśniacy nie czekali na rozkaz, spuścili psy gdy tylko ciało padło na ziemię. Te dokończyły dzieła, wyczuwając, iż minotaur, mimo pokaźnych rozmiarów, nie jest już dla nich zagrożeniem.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
26-02-2017, 15:41 | #169 |
Reputacja: 1 |
|
02-03-2017, 05:34 | #170 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 02-03-2017 o 05:40. |