Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2017, 22:09   #201
cyjanek
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
- Nieee!!! - rozpacz w głosie Marka w pełni wyrażała powagę sytuacji. Rzucił się w kierunku przeciwnika i wyciągając jak struna próbował go pochwycić. Ten niepozorny kurdupel okazał się zręczniejszy niż mogło się wydawać. Lekko zabalansował na lewej nodze i nieznacznie obracając w podskoku na prawej wymknął się palcom Marka, które musiały się zadowolić zaledwie muśnięciem materiału nogawki. Zaraz zzerwał się niczym sprężyna, lecz już było po wszystkim. Srebrny materiał pękł wystawiając bezcenną zawartość na ekspozycję światła, powietrza i oczu wszystkich zainteresowanych.
- O balon! - roześmiał się Johnny i nadmuchał ostatnią prezerwatywę Marka, która teraz już rzeczywiście bardziej była balonem. Nikt nawet nie próbował ukrywać rozbawienia niezręczną sytuacją i nawet zawsze poważna Sadi zachichotała. Na twarzy Sylwi jednak było coś innego niż radość. Mark, choć wciąż nie zawsze potrafił odczytać wyraz jej twarzy, to tym razem był w stu procentach pewien co oznacza - “zapomnij”.
Zniechęcony pokręcił głową i potargał palcami włosy chłopaka.
- Ty kretynie, nawet nie wiesz ile narobiłeś mi kłopotu - westchnął, a mały ku zadowoleniu pozostałych nie przestawał bawić się nową zabawką.
Mimo to spróbował wieczorem. Wziął za dobry znak, że do snu jak zawsze wybrała miejsce obok niego, nieco na uboczu od innych. Wspierając się na łokciu nachylił głowę w kierunku Sylwii szukając pocałunku, lecz niechętne usta odwróciły się od niego, a oczy zamknęły udając sen. Tak bardzo nie chciał pozostać z niczym, więc delikatnie dotknął dłonią biodra kobiety. Gdy się nie odsunęła, wsunął pod koc, pomiędzy jej uda. Poczuł jak drgnęły i rozchyliły ustępując pragnieniu. Ponownie przechylił głowę wierząc, że tym razem sięgnie pocałunku, lecz i tym razem niewypowiedziane nie go odepchnęło. Uda, rozchylone by nie ograniczać dłoni, były jedynym na co mógł liczyć tej nocy. Nie wiedząc tak do końca, czy na złość sobie, Sylwii, a może jednak z pragnienia, bez pośpiechu przesuwał palcami, ledwie mocząc opuszki w ciepłej wilgoci aż leciutkie westchnienie niemal bezgłośnie obwieściło zmianę. Spięcie mięśni uniosło biodra do góry a Mark uśmiechnął się w ciemnościach i przycisnął dłoń mocniej.

Sylwia, odwrócona plecami, lekko pochrapywała, a on ocierając końcówkami palców o czubek nosa i usta, chłonął jej wyraźny zapach. Czemu była taka zła na niego? Czy niczym rozkapryszona panna, ze złości że się musi nim dzielić, czy też chodziło o coś innego? Ale o co? Gdy zasnął, pomimo niespokojnych myśli, śnił mu się sen, w którym Sylwia była Sarą, może na odwrót i choć w jednej osobie, to obie były o siebie wściekle zazdrosne. Z ulgą przywitał poranek.

****

Bał się o Chrisa. Choć ten nie uronił łzy podczas amputacji, ani nigdy po niej, to słabł w oczach. Mark robił co mógł, lecz ile by się nie starał, to były tylko pozory. Bez leków, bez antybiotyków przede wszystkim, mogli liczyć tylko na siły natury. Wiedział o tym on i co gorsze jego pacjent, który zdawał się już poddawać. Na szczęście, w tym całym bagnie, pojawiła się iskierka nadziei. Sadi, wciąż małomówna, jakby ośmielona słabością Chrisa zaczęła się na niego otwierać. Gdy tylko mogła przychodziła do niego, a on zaciskał zęby i rzeczowo wyjaśniał zasady funkcjonowania broni. Dziesiątki razy rozkaładali i składali podarowany rewolwer, ćwiczyli prawidłową postawę strzelecką i celne strzelanie. Tylko wtedy, gdy celna kula posłana przez Sadi roztrzaskiwała ledwie widoczną z daleka butelkę, na jego posępnej twarzy pojawiał się uśmiech. Dziewczynka wtedy promieniała dumą i zadowolona kręciła rewolwerem młynka na palcu. Była w tym zaskakująco dobra.

*******

Alabama, Booth, byli coraz bliżej celu misji, ale też i rodzinnego miasta Marka. Nie czuł nostalgii, lecz złość gdy widział jak bardzo wszystko jest zdewastowane. Złość że nic z tego co kochał już nie istnieje. Była też ekscytacja. Wciąż przytłumiona, ledwie się zarysowująca pomiędzy innymi emocjami, lecz przecież zbliżali się do celu. Okaże się, czy to nie jakiś ponury żart, czy świat można jeszcze uratować. Czy ludzie mają jeszcze szansę. Spojrzał na Sylwię i śladowy entuzjazm rozwiał się niczym mgła o poranku. Wciąż nie mógł zrozumieć co ją ugryzło.
- Strzały. Słyszysz? - zajęty myślami przeoczył kryjące się w burzy odgłosy walki, lecz pozostali już niespokojnie nadstawiali uszu.
- Spróbuję wejść na komin, może z góry coś zobaczę - zerwał się, lecz jego zapał zaraz został ostudzony.
- Jest burza, oberwiesz piorunem - warknęła Sylwia, a pozostali przytaknęli głowami jej słowom. Nawet Johnny i Sadi.
- Racja - przytaknął, lecz nie zatrzymał się i wyszedł z szopy. Ciemność i lejący deszcz szybko zagoniły go jednak z powrotem.
- Nic nie widać - wyjaśnił oczywistość - Ciekawe kto walczy. Lepiej uważać.
 
cyjanek jest offline