Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 12:09   #105
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Szybki plan zaproponowany przez paladyna wydawał się wszystkich satysfakcjonować. Co prawda Livenshyia mamrotała coś o tym, że może maga ustrzelić z łuku, lecz większość stwierdziła - zapewne pod wpływem brawurowej akcji uratowania Samwisa - że niewidzialny cios z bliska jest pewniejszy niż strzał z daleka, więc koniec końców opatrzona w kopę zaklęć Sherrin przyczaiła się na ścianie w korytarzu prowadzącym do enklawy.

Przyklejona do ściany - choć nie do góry nogami jak paskudny Paskud obok - czuła się nieco dziwnie, lecz nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Drowy i ich oddział dziwolągów były tuż-tuż. Nagle runął strop, rozdzielając gromadę wrogów i dając tym samym Srebrnym Gwiazdom sygnał do ataku. Przy wtórze krzyków i jęków rannych i konających orków Sherr ześlizgnęła się ze ściany, starając się nie kaszleć od kurzu, który unosił się wszędzie. Do maga miała bliziutko. Celny cios wbił się w ciało drowa... niestety nie dość celny by załatwić go na śmierć. Nim ten zdążył złożyć dłonie do jakiegoś zaklęcia Sherrin poprawiła cios, celując dokładnie w serce - tyle że od tyłu. Czarodziej zabulgotał i osunął się na ziemię, zwracając tym uwagę swojej ochrony. Co gorsza jednak, Sherrin była teraz całkowicie widzialna! Wiedziała, że nie powinna polegać na Revalionie i tej jego przerośniętej myszy! Z łatwością uniknęła ciosu pierwszego drowa, jednak drugi zaszedł ją z boku i wbił broń głęboko... Dziewczyna nie wiedziała jak głęboko, gdyż pociemniało jej w oczach i osunęła się na ziemię.



Gdy znów otworzyła oczy zobaczyła nad sobą ściągniętą niepokojem twarz Livenshyii i pustą fiolkę po miksturze. Podczas tej podróży elfka coraz bardziej kojarzyła się Sherrin z zatroskaną ciotką, która tupta za swoimi bratankami i siostrzenicami, dyskretnie niosąc pomoc i rady. Na tyle dyskretnie, że nie ma z nimi siły przebicia. Teraz jednak Sher nie miała nic przeciwko trosce tropicielki. Nie zdążyła nawet wymamrotać podziękowań gdy ta już była na nogach, mierząc z łuku w jakiegoś orka czy ogra. Widać walka nadal trwała, a Liv zmarnowała cenne sekundy niosąc jej pomoc. Cóż, zabójczyni nie miała zamiaru na to narzekać. Stęknąwszy, gdyż rana zasklepiła się gwałtownie od magicznej tynkury, Sherrin podniosła się i zaczęła szukać swojej kuszy. Niestety - a może na szczęście - nim zdołała ustawić się w dogodnej pozycji nieopodal elfki i nacisnąć spust, walka się zakończyła.

Dziewczyna wzięła jakieś źródło światła w dłoń.
- Pójdę zobaczyć, czy nie ściągnęliśmy sobie na głowy kolejnego oddziału z enklawy - rzekła do elfki. Po prawdzie nie czuła się jeszcze najlepiej; wnętrzności nadal bolały ją po ciosie drowa wskazując na to, że mikstura zadziałała jedynie połowicznie. Ale o to będzie się troszczyć, gdy upewni się, że chwilowo są już bezpieczni. - Dziękuję - uśmiechnęła się do Liv i skierowała tam, skąd przyszły drowy.

 
Sayane jest offline