Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2017, 17:39   #101
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Magiczna mikstura od Reveliona pomogła mu bardziej, niż się tego można było spodziewać, choć i tak nie było wątpliwości co do jego wątłych sił. Trucizna dokonała prawdziwego spustoszenia w organizmie Samwise’a, lecz ten zawsze uparcie ukrywał zmęczenie i słabość.

Nim wyruszyli na spotkanie z nadchodzącym oddziałem Xolarrin, Samwise rozmówił się raz jeszcze z pół-orczycą. Rozpoznał materiał zbroi oraz wyraził przypuszczenie, że to zbroja jeźdźców smoków. Ciekawe znalezisko, zwłaszcza w zestawieniu z tym co odkrył potem. Pewnie zresztą po to właśnie podszedł do Skowyt i martwego duergara. Nieżywy krasnolud miał wytatuowany na ramieniu symbol pięciogłowego smoka. Nie trzeba było być znawcą, by w zetknięciu z posągiem rozpoznać, że to wyznawca Tiamat. Zarówno mój, a jak mniemam także pogląd Samwise’a na temat wiary w to złe bóstwo został z miejsca zrewidowany.


Ogólną taktykę działania omówili jeszcze nim podążyli w stronę enklawy. Mniej więcej wiedzieli czego powinni się spodziewać, choć całkowicie gotowym nigdy się nie jest. Samwise, mimo że nie zamierzał walczyć wręcz, o ile nie będzie to konieczne, rozmówił się z Cliffem Westrock, którego technika walki była w zasadzie praktycznym odzwierciedleniem działalności arkanobiologa, w dużej mierze pozostającej w sferze teorii. Samwise poinstruował go jak wykorzystać ostre światło świetlistej kuli przeciw Drowom.

Mogłoby się wydawać, że pomysł zaskoczenia Drowów nosi znamiona szaleństwa. W końcu to Mroczne Elfy są mistrzami tej taktyki, ale chyba faktycznie tym razem udało się ich zaskoczyć. Co działo się jednak w głowie Samwise’a, kiedy dowiedział się o nadciągającej liczbie wrogów, tego nie wiem. Choć prędzej czy później i tak musieliby się z nimi zmierzyć, to jednak, w dużej mierze był odpowiedzialny za taki, a nie inny obrót spraw.


Jak dobrze znam Samwise’a to pomysł Skowyt odnośnie niewolników przypadł mu do gustu. Jednak, mimo, że na pewno chciałby zdjąć jarzmo niewoli nawet z orków, czy ogrów, to tym razem pokierował się praktycznym podejściem. Również czas grał tu na niekorzyść bardziej skomplikowanym planom, a im bardziej skomplikowany plan, tym większe prawdopoodbieństwo, że coś pójdzie nie tak. Dlatego postawił na ten łatwiejszy i z razu wziął się za przygotowania bez zbędnych rozmów, nawet tych przyciszonych, które mogły zdradzić ich pozycję.

Potrzebne przedmioty ustawił w łatwo dostępnym miejscu. Upewnił się, że kula zostanie odkryta w odpowiednim momencie, a samemu zabrał się za przygotowywania do rzucenia odpowiednich inkantacji. Zamierzał wyciszyć obszar, który druidka miała zamiar przysypać. To był główny cel, bowiem byli już dość blisko enklawy i ktoś mógłby dosłyszeć tąpnięcie tak dużej masy skalnej. Należy jednak zauważyć, że zaklęcie którego użył z pewnością spowodowało problemy w komunikacji zaskoczonych wojowników, być może nawet znacząco opóźniło ich czas reakcji na to co się dzieje za plecami i oczywiście mogło znacząco utrudnić władającym magią przeciwnikom w wykorzystaniu swojego magicznego atutu.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 09-02-2017 o 18:36.
Rewik jest offline  
Stary 10-02-2017, 11:30   #102
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Liv miała dziwne wrażenie, że jednym uchem wlatują, drugim wylatują, informacje, które starała się im przekazać. Starała się mówić zwięźle i na temat, inni chyba byli bardziej zajęci swoim świetnym planem, który to elfce nie bardzo się podobał. Mimo to nawet zabójczyni, która miała znaleźć się w centrum ów planu, zdawała się pałać entuzjazmem i nawet Tropicielka nie potrafiła przebić się przez to podekscytowanie. Livenshyia wiedziała, że zna każdy słaby punkt drowów i mogłaby z łatwością pozbawić życia jednego w ciągu kilku sekund. W ostateczności mag raczej nie miałby dużych szans na ucieczkę.
Kiedy przyszło co do czego, plan wszedł w ruch. Elfka akceptowała wszystko, co zostało wymyślone i nawet zaczęła wierzyć w powodzenie. W sumie szanse wcale nie były takie małe, jak mogłoby się wydawać, a Sherr została bogato wyposażona przez innych. Sufit runął zaskakując wrogów, zaś sprawny atak zabójczyni ranił poważnie maga. Pech chciał, że jeden z drowów zaatakował ją na tyle dotkliwie, że ta padła nieprzytomna. Liv widziała wszystko przez otwory w wapiennej ścianie, nie było to wyraźne ani dokładne. Od razu pomyślała, że to efekt trucizny. Nie mogła jednak tam pobiec, nie mogła zrobić nic. Czuła się bezradna, kiedy podnosiła ciało do wyprostu. Inni również zdawali się być zszokowani. Najwyraźniej nie tylko wrogie siły zostały zaskoczone.
- Padła! Ona padła! - krzyknęła elfka przygotowując łuk. Zbliżający się do nich drider obrzydził jej wieczór.
- Rev, rzuć ognistą kulę! Uważaj na Sherrin, nie rusza się! - pierwszy pomysł, nie wiedziała, czy trafny. Może i drowy były mniej wrażliwe na magię, ale na pewno nie odporne. Poza tym, taka kula dałaby rozbłysk światła, który mógłby ich oślepić i osłabić. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Ta przeklęta ściana zasłania mi te ścierwa! Nie mogę wycelować - powiedziała do osób, które stały wraz z nią na podwyższeniu.
- Gdyby jej tutaj nie było może mogłabym przebiec aby ich widzieć... - zamyśliła się spoglądając ukradkiem na Skowyt.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 10-02-2017 o 18:08.
Nami jest offline  
Stary 11-02-2017, 11:40   #103
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Plan od początku nie był oczywiście idealny, ale pod presją czasu, każdy był lepszy niż żaden. Zaklęcie Samwise’a, przyczajonego na krawędzi skalnego podwyższenia całkowicie wyciszyło znaczny obszar, dzięki czemu mogli mieć pewność, że nie zostali usłyszani w nie tak odległej enklawie. Zaraz jednak przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie, bowiem sytuacja wymknęła się spod kontroli.

- Padła! Ona padła!

Arkanobiolog nie mógł nic zrobić. Nie mógł wiedzieć w jakim stanie jest Sherrin. Leżąc między skałami nawet nie widział jak dziewczyna została raniona. Należało działać. Trzymał się planu. Mógł mieć nadzieję, że nawet jeśli mag przeżył, to chwilę zajmie mu poradzenie sobie z wyciszeniem, jakie wcześniej nałożył. Nie wiedział oczywiście, że mag zginął, podobnie jak nie wiedział nic o Sherrin, ale w tej sytuacji zachowanie ciszy było ich najmniejszym problemem. Sięgnął po swoje najbardziej ofensywne zaklęcie.

Powietrze otaczające skotłowanych przeciwników w wąskim gardle korytarza, tuż pod skalnym wzniesieniem zadrgało wyraźnie, koncentrując drgania wokół głów orków i ogrów, by niemal natychmiast po tym wybuchnąć kakofoniczną implozją. dwa ogry i dwa orki padły na ziemię ogłuszone lub martwe. Samwise przetoczył się na bok, robiąc miejsce towarzyszom, po czym wstając na nogi, skupił się na kolejnym wyzwaniu w postaci nieuchronnie zbliżającego się Dridera.
 
Rewik jest offline  
Stary 11-02-2017, 20:15   #104
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Pułapka zamknęła się, wszyscy czekali na miejscach. Najgorsze zawsze jest oczekiwanie. Cliff czuł się jak ściśnięta sprężyna. W końcu Skowyt rozpoczyna akcję. Kupa gliny, w którą zmienił się cześć sufitu spada na wroga grzebiąc od razu kilka orków i przygniatając ogra. Cliff wstaje, reszta także. Podkutym buciorem wali ogra w pysk, potem poprawia. Olbrzym zatacza się z zakrwawiona głową, chwile potem pada gdy eksploduje kula ognia.

Dopiero teraz dociera do Cliffa co ktoś krzyczał. Próbuje znaleźć dziewczynę wzrokiem, ale dopalające się zwłoki mocno dymią. Pajęczy mutant próbuje się dostać na półkę, Cliff doskakuje i rębie go serią ciosów w korpus, a gdy ten się zgina w pół łapie go za łeb i wali kolanem. Drider cofa się potrząsając głową i zaczyna wykonywać jakieś gesty. W okrzykiem Cliff skacze z półki, niestety już w powietrzu wie, że nie zdąży. Błyskawica wyskakuje z między dłoni dridera, gdy kopnięcie z wyskoku miażdży jego kark.
Sam obrywa prosto w pierś. Leci ze dwa metry w tył i osuwa się po ścianie.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 11-02-2017 o 20:32.
Mike jest offline  
Stary 12-02-2017, 12:09   #105
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Szybki plan zaproponowany przez paladyna wydawał się wszystkich satysfakcjonować. Co prawda Livenshyia mamrotała coś o tym, że może maga ustrzelić z łuku, lecz większość stwierdziła - zapewne pod wpływem brawurowej akcji uratowania Samwisa - że niewidzialny cios z bliska jest pewniejszy niż strzał z daleka, więc koniec końców opatrzona w kopę zaklęć Sherrin przyczaiła się na ścianie w korytarzu prowadzącym do enklawy.

Przyklejona do ściany - choć nie do góry nogami jak paskudny Paskud obok - czuła się nieco dziwnie, lecz nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Drowy i ich oddział dziwolągów były tuż-tuż. Nagle runął strop, rozdzielając gromadę wrogów i dając tym samym Srebrnym Gwiazdom sygnał do ataku. Przy wtórze krzyków i jęków rannych i konających orków Sherr ześlizgnęła się ze ściany, starając się nie kaszleć od kurzu, który unosił się wszędzie. Do maga miała bliziutko. Celny cios wbił się w ciało drowa... niestety nie dość celny by załatwić go na śmierć. Nim ten zdążył złożyć dłonie do jakiegoś zaklęcia Sherrin poprawiła cios, celując dokładnie w serce - tyle że od tyłu. Czarodziej zabulgotał i osunął się na ziemię, zwracając tym uwagę swojej ochrony. Co gorsza jednak, Sherrin była teraz całkowicie widzialna! Wiedziała, że nie powinna polegać na Revalionie i tej jego przerośniętej myszy! Z łatwością uniknęła ciosu pierwszego drowa, jednak drugi zaszedł ją z boku i wbił broń głęboko... Dziewczyna nie wiedziała jak głęboko, gdyż pociemniało jej w oczach i osunęła się na ziemię.



Gdy znów otworzyła oczy zobaczyła nad sobą ściągniętą niepokojem twarz Livenshyii i pustą fiolkę po miksturze. Podczas tej podróży elfka coraz bardziej kojarzyła się Sherrin z zatroskaną ciotką, która tupta za swoimi bratankami i siostrzenicami, dyskretnie niosąc pomoc i rady. Na tyle dyskretnie, że nie ma z nimi siły przebicia. Teraz jednak Sher nie miała nic przeciwko trosce tropicielki. Nie zdążyła nawet wymamrotać podziękowań gdy ta już była na nogach, mierząc z łuku w jakiegoś orka czy ogra. Widać walka nadal trwała, a Liv zmarnowała cenne sekundy niosąc jej pomoc. Cóż, zabójczyni nie miała zamiaru na to narzekać. Stęknąwszy, gdyż rana zasklepiła się gwałtownie od magicznej tynkury, Sherrin podniosła się i zaczęła szukać swojej kuszy. Niestety - a może na szczęście - nim zdołała ustawić się w dogodnej pozycji nieopodal elfki i nacisnąć spust, walka się zakończyła.

Dziewczyna wzięła jakieś źródło światła w dłoń.
- Pójdę zobaczyć, czy nie ściągnęliśmy sobie na głowy kolejnego oddziału z enklawy - rzekła do elfki. Po prawdzie nie czuła się jeszcze najlepiej; wnętrzności nadal bolały ją po ciosie drowa wskazując na to, że mikstura zadziałała jedynie połowicznie. Ale o to będzie się troszczyć, gdy upewni się, że chwilowo są już bezpieczni. - Dziękuję - uśmiechnęła się do Liv i skierowała tam, skąd przyszły drowy.

 
Sayane jest offline  
Stary 12-02-2017, 13:50   #106
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Skowyt czekała na odpowiedni moment. Miała nadzieję odciąć końcówkę pochodu, by dać Sherrin czas na zarżnięcie czarodzieja. Zrobiłaby to inaczej, ale nie mieli czasu na dyskusje, więc przystała na pomysł większości. Wiedziała, że nie da rady całkowicie zawalić przejścia, nie tym zaklęciem, nie w takich warunkach, ale mogła przynajmniej spróbować przygnieść licznymi stalaktytami niewolników lub nadzorców.
Kiedy przeciwnicy przeszli już na drugi koniec przejścia, nie było wyboru, jak zacząć zasadzkę. Ledwo widziała sylwetkę drowa, więc zamiast ryzykować pudłem, zwaliła kamienne formacje na orków i ogra, których przyszpiliło do podłoża. Wystarczająco dobrze, żeby nie oddali łotrzycy, niewystarczająco, żeby nikt nie mógł przejść.

Nagle Liv zaczęła krzyczeć i panikować. Poł-orczyca nie mogła się rozdwoić, by pomóc na dwóch frontach, ale za to mogła wysłać Strzępa, samej zostając na skałkach. Warknęła rozkaz po orczemu, a dinozaur w odpowiedzi natychmiast ruszył wzdłuż krawędzi skałki i skoczył na dobre czterdzieści stóp, zanim wylądował na gruncie, przez który sunął prosto na plecy drowa, który nie spodziewając się nagłego pojawienia gada, został rozszarpany na miejscu.
W tym samym czasie, Skowyt rzuciła zaklęcie na kawałek wapiennej ściany i zrównała ją niemal z ziemią, kierując całą moc w ten jeden fragment, torując tym samym przejście dla elfki. Łuczniczka pognała od razu na ratunek, ale druidka widząc, że zostawiła zdezorientowanego Żmija za sobą, krzyknęła, by coś z nim wcześniej zrobiła. Dostał prosty rozkaz do ataku, który wykonał z należytym pietyzmem, ostrzeliwując z gruczołów całą grupę orków i drowów, oślepiając większość z nich.

Pozbawiona przydatnych w tym starciu zaklęć, postanowiła wreszcie przejść do zwarcia. Oczywiście nie mogło być tak pięknie, ktoś po prostu MUSIAŁ zastawić jej drogę! Tym razem był to Cliff, na którego prawie wpadła i niemal oberwała od jednego z oślepionych orków. Czy ci cholerni ludzie muszą plątać się pod nogami? Własna grupa przeszkadzała jej bardziej, niż przeciwnicy, nie mogła postawić kroku, żeby na kogoś nie wpaść.
Przez to wszystko stanęła tak niefortunnym miejscu, że oplatająca ją błyskawica, którą wystrzelił drider, wleciała prosto na stojącego za nią Sama, kładąc go na ziemi w bezruchu. Pół-orczyca dalej trzymała się na nogach, ale nie była pewna, czy bard przeżył. Zaczęła młócić wszystko, co ważyło się stanąć w pobliżu, podczas gdy Strzęp wybijał jednego przeciwnika za drugim, niedaleko Sherrin.

Wreszcie wszystkich pozabijali, oprócz jednego drowa. Najchętniej zabiłaby i jego, ale najpierw musiał coś zrobić z własnymi ranami. Jak rzecze przysłowie Dzieci Czerwonej Ziemi: „jeśli nie jesteś w stanie pomóc sobie, nie pomożesz i innym”.
 
kinkubus jest offline  
Stary 12-02-2017, 23:47   #107
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Po związaniu drowa i krótkiej wymianie zdań z resztą, Livenshyia podskoczyła szybkim susem do Revaliona. Na jej elfiej twarzyczce widoczny był lekki uśmiech, a zielone oczy błyszczały wpatrując się w zaklinacza.
- Cześć Rev! - przywitała się przymilnie, zupełnie jakby nie widziała go co najmniej przez dobę. Ręce miała tuż za plecami, co sprawiło, że jej sylwetka była bardziej niż zwykle wyprostowana, a pierś jakby dumnie wypięta. Elfka odczekała chwilę, wpatrując się w mężczyznę bez skrępowania. Sprawiała wrażenie osoby wyczekującej na reakcję, choć była dziwnie… Podekscytowana?
- O… cześć. - Zaklinacz zdawał się nieobecny, pot perlił się na jego twarzy. Zgarnął go wierzchem dłoni i wysilił się na odwzajemnienie uśmiechu. - Wybacz, nieco dużo czarowania w krótkim czasie. No i w życiu nie widziałem czegoś… takiego. - Tu wskazał na martwego dridera, na którego elfce nie chciało się patrzeć. Gdy tylko przelotnie rzuciła nań okiem, jej usta wykrzywiły się w mieszance obrzydzenia i lęku, a to w połączeniu z uroczą twarzyczką dawało interesujący i niecodzienny efekt mimiki. Kobieta szybko jednak otrząsnęła się ze swojego stanu, czym prędzej przestając patrzeć na dridera.

- Nie znoszę pająków - skwitowała, ponownie uśmiechając się, gdyż patrząc na zaklinacza nie musiała już czuć wstrętu. Ręce schowane do tej pory za plecami, wysunęły się przed nią, ukazując tym samym trzymane w dłoni zawiniątko zrobione z jej własnego, zielonego płaszcza.
- Zobacz co znalazłam! - pochwaliła się radośnie, rozwierając poły materiału. W środku miała całą masę przeróżnych mikstur oraz zwojów, a nawet i dwa inne magiczne przedmioty tam się znalazły.
- To dla ciebie - szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy, póki utrzymywała z mężczyzną kontakt wzrokowy, który patrzył oniemiały to na zawartość zawiniątka, to na elfkę.
- Łał… - Powiedział w końcu, wreszcie się uśmiechając ciepło. - Cóż za wspaniałości, dziękuję! Znalazłaś to wszystko wśród tych… co to ich właśnie pobiliśmy? Został mi tylko jeden zwój identyfikacji, ale same zwoje mogę i bez niego odcyfrować.
- Ja… łał!
- Zaklinacz cieszył się jak dziecko i zaczął mamrotać pod nosem wszystkie możliwości, jakie dawały te skarby. W pewnym momencie po prostu uścisnął elfkę, z radości. Oczy wyszły jej na wierzch zupełnie, jakby jego uścisk miał być zbyt silny dla tak kruchego ciała, w rzeczywistości jednak po prostu nastąpił element zaskoczenia. Coś, czego elfka się nie spodziewała i na co nawet nie zdążyła zareagować, gdyż to co przyszło, ustało równie szybko.
- Ja… ee, przepraszam. - Odsunął się po chwili i postanowił zabrać się za to w czym (tak dla odmiany) był dobry.

Livenshyia stała tak, jak ją zostawił w chwili zwolnienia uścisku. Zdziwiony manekin, któremu owe zaskoczenie dosyć sprawnie mijało. Kobieta miała w sobie duże pokłady empatii oraz tolerancji, więc uznała po prostu, że każdy przeżywa inaczej chwile nadmiernego entuzjazmu. Na nowo a jej twarzy zakwitł szeroki uśmiech. Nawet była z siebie dumna.
- Nic nie szkodzi, przeżyłam! - zażartowała krótko, sugerując, że mógł ją udusić
- Cieszę się, że mogłam pomóc… Choć tak. Niestety, ale nie znam się na tych przedmiotach, więc tyle mogę… - wzruszyła nieśmiało jednym ramieniem, przekrzywiając głowę na bok.
- Przesadzasz, jesteś niesamowita. - Odparł zaklinacz przeglądając pobieżnie jeden z nowych, magicznych zwojów. Zwinął go jednak z powrotem w rulon i spojrzał elfce prosto w oczy uśmiechając się ciepło. Było mu trochę gorąco, ale to pewnie wciąż po walce (albo z ekscytacji po znalezionych łupach).
- Przecież gdyby nie ty, zamarzlibyśmy wczoraj na śmierć, bo nikt inny nie wiedział co w tym przeklętym miejscu nadaje się na opał. - Powiedział. - No i nikt wcześniej nie powiedział, że Paskud jest “uroczy”. W najlepszym wypadku był nazywany “przerośniętą myszą ze skrzydłami”.
- Jest cudowny!
- Liv niemal zaczerwieniła się, kiedy usłyszała tyle komplementów pod rząd. Nie chciała ich komentować, ponieważ zawstydziłaby się jeszcze bardziej, a wiedziała, że Revalion ma racje! Przynajmniej po części na pewno ją miał, nie powinna więc czuć się tak skrępowana, jak się poczuła. Nie mogło ujść uwadze to, jak mocno zadziałały na nią te miłe słowa. Zmieniła temat, aby nie zapaść się pod ziemię.
- A w ogóle, to gdzie on teraz jest? - spytała wciąż się ciesząc na myśl o tym, co jej powiedział. Niemal zaczęła kołysać się ze szczęścia
- Nie chcesz… wiedzieć. - Revalion wymienił kilka słów z (wydawałoby się) powietrzem w niezrozumiałym dialekcie, czego skutkiem było przybycie małego nietoperka. - W sumie to dość zabawne. Zastanawiał się jak duże są nietoperze zdolne zjadać takie wielkie pająki… - na te słowa Liv jakby zbladła
- Teraz z kolei się pyta, czy nie chciałabyś… PASKUD! Nie powiem jej tego! Weź sam się miziaj, co? Echh…

Ciężko było elfce zrozumieć rozmowę zaklinacza ze swoim chowańcem, jednak nie trzeba było geniusza, żeby stwierdzić, że na koniec tej wymiany zdań nietoperz zaczął chichotać.
Kobieta zamrugała szybko oczami, co sugerowało, że nie do końca rozumie. Mimo to już po sekundzie skalkulowała co trzeba i wszystko stało się dla niej jasne. Jak to miała w zwyczaju, zaśmiała się cicho pod nosem. Ręce niemal świerzbiły, aby móc zmacać nietoperza i wyczochrać mu ten mały łepek. Uwielbiała go dotykać, bo z jednej strony powinien wzbudzić w niej wstręt, a z drugiej był przeuroczym stworzonkiem. Jeszcze odkąd zaczął tak dosłownie porozumiewać się z Revalionem, stał się dla niej bardziej interesujący.
- Kto kogo ma “miziać”? - spytała rozbawiona monologiem zaklinacza, mimo iż domyślała się o co chodzi, tak sformułowane pytanie zadała z premedytacją.
Revalion oblał się rumieńcem, co było niespotykane, bo powszechnie było wiadomym, że zaklinacz jest zawsze blady i nieco chłodny w dotyku.
- Eee… - Zamotał się. - “Miziać” to jego ulubione słowo i użył go do wymyślenia własnej obelgi skierowanej do mnie. Dosłownie powiedział “a weź się miziaj”. Musisz jednak wiedzieć, że wciąż ma do ciebie żal, bo wcześniej jak do ciebie przyszliśmy to chciał, żebyś go pomiziała. Nie wiedziałem jednak jeszcze wtedy, że tylko ja rozumiem co on mówi. … Tak mały, masz rację, nawet ona cię nie lubiła jak Liv. Nie wiem… BOGOWIE, PASKUD. Co za małe, bezczelne zwierze…
Zaklinacz jeszcze bardziej oblał się rumieńcem w wyniku rozmowy, której Liv nawet nie rozumiała, ale która nadmiernie ją interesowała.
- Co powiedział?! - spytała błyskawicznie, zbliżając się do zaklinacza, jakby zmniejszenie odległości miało jej pomóc w zrozumieniu pisków nietoperza. Jej ciekawskość wygrała.
Zaklinacz spojrzał nienawistnie na Paskuda, na co ten poleciał do Livenshyi i schował się za nią.
- Zapytał… czy będziesz naszą nową Elmorą. - Wymamrotał w końcu. - To nasza stara, dobra przyjaciółka, którą straciliśmy tuż przed przyłączeniem się do Gwiazdy. Ja… nie wiem po co o tym mówię, przepraszam.

- Bo spytałam - odparła mu z lekkością, jakby nie stanowiło to dla niej żadnego problemu.
- Przykro mi, że straciłeś kogoś bliskiego. Choć jeśli o mnie chodzi, wolałabym być Livenshyią, tak po prostu. - subtelny i pocieszycielski uśmiech zagościł na jej elfiej twarzy.
- Nie przejmuj się - dodała po krótkiej pauzie i posmyrała Revaliona pod brodą, tak samo jak robiło Paskudowi. Był to gest bardziej żartobliwy, niż mający na celu wzbudzenie w nim zawstydzenia. Wyrwało to zaklinacza z lekkiego zamyślenia spowodowanego po części wspomnieniami, a po części niezręcznością sytuacji. Gdyby zrobił to ktoś inny niż Liv, Revalion nie ręczyłby za siebie. W tym wypdku jednak było to dość przyjemne.
- Cho no Paskudniku! - zawołała zwierza, wyciągając palec do uwieszenia i oczekiwała z rozwartą buzią pełną ekscytacji, aż ten się podczepi.
Zmęczony uśmiech znów zagościł na twarzy zaklinacza. Nietoperzowi zaś nie trzeba było dwa razy mówić - momentalnie przemieścił się na zadane miejsce i zaczął się kołysać w oczekiwaniu na “mizianie”.
- Ja też bym wolał, żebyś była Livenshyią - Wypalił z siebie jeszcze Revalion i zabrał się na powrót za czytanie zwojów. Kobieta nie przeszkadzała mu w tym, starannie zajmując się zapotrzebowaniami nietoperza. Niedopieszczony zwierz wiercił się podstawiając pod paznokcie różne lokacje w okolicy szyi, łebka i brzucha. Rudowłosa długo milczała, pozwalając Revalionowi skupić się na swojej robocie. Czuła jednak, lub wydawało jej się, że mężczyzna jest przygnębiony, a to sprawiało, że miała silną potrzebę poprawić mu nastrój. Nie wiedziała tylko jak. Co by sprawiło mu radość? Zdała sobie sprawę, że mało go zna.

- I co, fajne jakieś? - spytała w końcu nie przestając smyrać Paskuda.
- Jesteś zmęczony? - dodała szybko, przypominając sobie o konieczności znalezienia miejsca na obóz. Jej wzrok ukradkiem powędrował też na stojącego gdzieś niedaleko Paladyna.
Napełnione magią oczy zaklinacza wypełniała lekka poświata, natomiast jeśli ktoś przyjrzałby się im uważniej, dostrzegłby mistyczne wzorki utkane z tajemnych nici przebijające jego źrenice. Cały efekt magicznej mocy psuł fakt, że Revalion pogwizdywał sobie pod nosem.
- Zmęczony, trochę. - Zgodził się. - Z pewnością nie przydam się dzisiaj już na zbyt wiele, ale jutro będę mógł na nowo miotać lodem na prawo i lewo. - przez umysł elfki przeszły dziwne myśli na temat przydatności.
- Fajne… chociaż jestem zawiedziony. - Westchnął. - Dwie mikstury średniego leczenia, jedna ochrony przed strzałami, pozostałe dwie pozostają dla mnie zagadką. Początkowo myślałem, że to Shyssne’ar, znaczy zaklęcie Tarczy jest w nich zawarte, ale jak nimi potrząsnąłem to płyn w środku zmienił zabarwienie z bladego błękitu na fiolet. No to stwierdziłem, że nie wiem i tyle. Jednak na pewno nie są to trucizny, sprawdziłem innym czarem. - Livenshiya pokiwała głową, dając znać, że słucha i rozumie. W sumie, z jednej strony to szkoda, bo trucizny mogłyby być przydatne. Jak mówi przysłowie “kto mieczem wojuje ten od miecza ginie”.
- Dwa zwoje zbroi maga, jeden do przyzywania wierzchowca. Po co drowom ten drugi, nie pytaj mnie. To przyzywa dosłownie konia, nie lubiane przez nich jaszczurki czy pająki.
- Może inny koń w zamyśle - wtrąciła elfka bardzo cicho, niemal niesłyszalnie.
- Jakbyśmy znaleźli kupca to ta księga magiczna sprzeda się za przyzwoite pieniądze. Trzydzieści jeden zapisanych stronnic pełnych zaklęć, niewątpliwie odzwierciedla to to co ten drowi mag potrafił rzucać. Szczerze mówiąc spodziewałem się po nim jakichś zaklęć do torturowania czy zadawania bólu, a tu proszę: jasnowidzenie, wykrycie nieumarłych, tarcza…
- Może sam komuś ukradł? - zamyśliła się.
- No i to w zasadzie tyle. - Wziął głęboki oddech. - Pierścień i peleryna wymagają specjalnej analizy, warunki polowe na to nie wystarczą. Znaczy jakbym miał więcej zwojów identyfikacji to by było fajnie, ale został mi już ostatni.

- Cholera, nie wiem jak ty, ale ja idę po całej tej wyprawie się porządnie upić. Jeszcze w Bolfost-Tor. Idziesz ze mną? - po tych słowach jej zielone oczy stały się większe niż zazwyczaj, a soczystość koloru niezwykle nabrała barwy. Mogłoby się zdawać, że na myśl o alkoholu zaświeciły jej się oczy, jednak dalsze słowa nie pasowały do tej tezy.
- Oj ja to nie jestem w tym dobra - zamachała przecząco dłońmi, jakby panicznie chcąc uchronić się przed zgubnym efektem wysokoprocentowych trunków.
- No ale… Skoro mnie zapraszasz - uśmiechnęła się radośnie. W końcu ktoś ją gdzieś zaprosił, to i było z czego się cieszyć! Być może człowiek ją polubił? Zazwyczaj jej relacje z tą rasą kończyły się źle, a tutaj iskra nadziei. Liv była przyjaznym, długouchym rudzielcem. Nierzadko naiwnym, jeśli ktoś był dla niej miły.
- Wiesz, o lód do drinków nie musisz się martwić! - Dodał z rozbawieniem zaklinacz, migocząc na chwilę mroźną magią między palcami.
- Co do tych przedmiotów - potrząsnęła głową wracając myślami na ziemię i wskazała pelerynę jak i pierścień - Są podobne do moich, spójrz - zdjęła z ramion ciężki płaszcz, podając mu go i odsłaniając przy tym swoją sylwetkę. Bez tego nakrycia była znacznie mniejsza i szczuplejsza, zgrabna; choć to nie dziwiło, zważywszy na rasę. Następnie wyciągnęła w jego kierunku dłoń, pokazując pierścionek na serdecznym palcu.
- Piękny. - Stwierdził zaklinacz podziwiając błyskotkę na dłoni Liv. - I pasuje ci jak ulał, podkreśla twój kolor oczu. Obawiam się jednak, że ich podobieństwo może się przydać tylko w jeden sposób: zaryzykować założenie tego nowego pierścienia i peleryny i zobaczyć, czy dają te same efekty co twoje cudeńka.
- Trochę ryzykowne, opłaca się? Co prawda artefakty dają ochronę, ale gorzej, jeśli są przeklęte, bo kto wie… - cofnęła rękę z niewielkim westchnięciem. Rozejrzała się wokół i odsunęła się o krok, gdy jej spojrzenie natknęło się na truchło dridera.
- Rany, ale to obleśne! - skomentowała krzywiąc się z niesmakiem. Może nie powinna się przyznawać do tego, że się lęka pająków, no ale już trudno. Nie mogła po prostu powstrzymać odruchu.
- Potrafię ubić najbrzydsze wynaturzenia świata, ale pająków nie ścierpię!

- Nie, raczej nie opłaca się. - Stwierdził zaklinacz, badając świecidełko wzrokiem raz jeszcze. - Jeśli faktycznie są przeklęte to odczynianie uroku będzie najprawdopodobniej uciążliwe, czasochłonne i drogie. Zwłaszcza jeśli zostały znalezione na drowie. Nie zdziwiłbym się, gdyby magia w nim zwarta miała pozytywne działanie tylko dla przedstawiciela tej rasy, a wszystkim innym by na przykład ten pierścień palec ucinał.
Revalion ziewnął przeciągle.
- Pomóc ci z tym obozem? Jaki w ogóle teraz mamy plan na życie?
Elfka mruknęła w zastanowieniu, odbierając płaszcz i na nowo zakrywając swoje chudości.
- Za… - chciała już coś powiedzieć, ale jednak w ostateczności machnęła ręką.
- Odpocząć trzeba. Warty ustawić. No i muszę zająć się ranami naszego znajomego - tutaj kiwnęła głową wskazując na A’Arab Zaraq.
- Hmm, tak myślę jak mógłbyś mi pomóc - postukała szczupłym palcem o kość jarzmową, rozglądając się uważnie wokół.
- Chyba nie umiem zagarniać ludzi do pomocy - rozłożyła ręce w ostateczności, ale i tak się uśmiechała - Dziękuję, że miałeś chęci.
- Jak potrzebujesz pachołka do rozdzielania zadań i motywowania ludzi do działania to jestem do dyspozycji. - Roześmiał się zaklinacz. - Wezmę tylko jakiś gruby kij, albo pożyczę pałkę od Skowyt. - na te słowa Liv zaśmiała się cicho.
- Tylko różdżką nie machaj, bo znowu kogoś przerazisz - rzuciła luźno w odpowiedzi, przypominając sobie niedawne poczynania na polu bitwy. Trzeba jednak było przyznać, że pałka półorczycy niemal zabiła Dridera, więc coś w tym było.
- No to chodźmy, poszukamy w pobliżu materiałów na ognisko. Z tym zawsze jest najtrudniej, ale z drugiej strony, często się zdarza, że ktoś kto był tu przed nami, po prostu coś zostawił
- Tak. Trzeba innym też pokazać co znaleźliśmy. Te miksturki lecznicze to się chyba najbardziej A’arab Zaraq przydadzą albo Sam’owi. Żeby miał w kieszeni następnym razem jak padnie i ktoś będzie musiał mu ją wlać do gardła…

- Nie rozumiem czemu inni nie uważają, przecież mówiłam… - westchnęła elfka.
- A paladynem się zajmę, moje zdolności są wystarczające, by w prosty sposób złagodzić jego rany. Trochę będę musiała przy nim posiedzieć, trochę maści rozprowadzić, zabandażować tu i ówdzie. Kilka godzin to potrwa, mam nadzieję, że jest normalny, nie to co Aravon.
Przez chwilę zaklinacz analizował to co właśnie usłyszał.
- No ja rozumiem, że Aravon jest szurnięty, ale anatomicznie to chyba leczy się go tak samo jak każdego innego? - Zapytał z rozbudzoną na nowo ciekawością.
- No tamten się na mnie rzucił zarzucając, że chciałam go czegoś pozbawić, więc mimo wszystko, trochę jest różnica między pomocą normalnemu a czubkowi.
- Czegoś… pozbawić… - Revalionowi przyszło do głowy kilka teoretycznych scen przez które się roześmiał. - Ale nie skrzywdził cię? Bo jak się dowiem, że coś ci zrobił to ja go zaraz czegoś pozbawię.
- Głównej roli? - dopytała poprzez zwykłą ciekawość, bo myśl o Aravonie kojarzyła jej się wyłącznie z odgrywaniem ról.
- Nie no, żyję. Nawet z nim rozmawiałam, a przynajmniej się starałam. Nie rozumiem czemu go z nami wysłali, zagraża nam w podobnym stopniu, co wrogom.
- Coś w tym jest… jak chcesz to mu dupsko przypadkiem przypalę następnym razem, może przynajmniej w komedii groteskowej mu będzie wychodzić. - Zaklinacz uśmiechnął się wrednie, zaś elfka szczerze zaśmiała. Wbrew pozorom, była to miła propozycja, choć podana w niemiły sposób.
- Nie no, nie bądźmy tacy. Jeszcze spróbuję z nim kiedyś porozmawiać, coś musi do niego docierać. Ale już nieważne, po co o nim mówić. Miło mi, że chcesz mnie bronić, będę czuła się bezpieczniejsza następnym razem - zmrużyła wesoło oczy.
- Może spróbuj się przebrać za jakąś damę w opresji. - Revalion pogładził się po brodzie. - Albo inną teatralną jednostkę. Może do niego trzeba wierszem mówić, jak myślisz? O czekaj, chyba znaleźli resztę fantów, chyba warto by tam do nich wracać.
- Lubisz przebieranki, co? - rzuciła żartem, przenosząc spojrzenie na bazar rozkładany przez paladyna. Przytaknęła kiwnięciem głowy i ruszyła w stronę reszty.
 
Gettor jest offline  
Stary 13-02-2017, 12:28   #108
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Wojownik Tyra bez zbędnej delikatności podniósł nieprzytomnego drowa i w raz z nim wrócił do swych towarzyszy.
- Jeden przeżył, wygląda na ważnego - zagadnął.

- Ktoś zdołał uciec?
- Samwise, wyglądał po ugodzeniu zaklęciem jak wrak człowieka. Wiedział już, że Sherrin przeżyła, lecz wciąż zadawał kolejne pytania o przebieg bitwy po tym jak utracił przytomność. Co ciekawe pierwszej pomocy udzielił mu pojmany goblin imieniem Gromi, jeśli bard spodziewał się ujrzeć czyjąś twarz po powrocie do świadomości, to z pewnością nie była to ta twarz. - Tylko on przeżył?

- Na to wygląda
- odparł paladyn - mam nadzieje, że odpowie nam na kilka pytań nim oddamy go w ręce sprawiedliwości.

Rudowłosy chłopak, słysząc pierwsze słowa paladyna odchylił głowę do tyłu i oparłszy się plecami o bazaltowe formacje roześmiał się na głos. Śmiech wyraźnie dał upust jego skołatanym dotąd nerwom i pełnego napięcia dnia. Nie śmiał się jednak długo, bowiem ponowne bóle od silnych niekontrolowanych skurczy mięśni jakich doświadczył w wyniku zaklęcia dridera oraz liczne poparzenia szybko sprowadziły go na ziemię, podobnie zresztą jak dalsze słowa paladyna.

Do grupy podeszła Skowyt, która wcześniej wyżłopała trzy mikstury lecznicze, oblewając przy tym cały pysk. Postawiły ją na równe nogi niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki; takiej z baśni, gdyż prawdziwą nosiła przy sobie i rzadko bywała aż tak skuteczna. Krasnoludy znały się na swojej robocie jak nikt inny.
Uleczyła w pierwszej kolejności Sama, nie pytając go nawet o zdanie. Chwyciła go lekko za czuprynę, żeby się nie wiercił i dwukrotnie wypowiedziała słowo kluczowe, przykładając do jego poparzeń końcówkę magicznej kości.

Również i Livenshyia miała ochotę się zaśmiać, jednak widok żywego drowa trochę ją ostudził. Na pytanie zadane przez Sama po prostu schowała łuk, zupełnie jakby to nie ona ustrzeliła ostatniego wroga, wykorzystując przy tym fakt, że paladyn tego nie zauważył.
- Moje ręce mogą być równie sprawiedliwe… I zręczne - rzuciła w odpowiedzi półżartem, spoglądając na paladyna u którego boku przystanęła. Jej niechęć do drowów nie była jednak tak ogromna, jak obrzydzenie pająkami, stąd też starała się przebywać jak najdalej od martwego dridera. Obrzydzał jej życie nawet gdy się nie ruszał.
- Uwaga bo ci odpowie. - mruknęła mimochodem, wzdychając przy tym. Zaczęła grzebać w plecaku w poszukiwaniu liny, choć wolałaby drowa po prostu dobić. Tak też pewnie zrobi później, gdy Paladyn dowie się czego tam zechce i pójdzie na spoczynek. Liv nie mogła pozwolić na to, by którykolwiek elf przeżył, nie ufała im w najmniejszym stopniu.

-Odpowie jak się obudzi - zauważył A’arab Zaraq - albo nie odpowie, jego los i tak zależy od tych którzy ucierpieli przez niego. W Bolfost-Tor czekają rodziny jego ofiar, niech oni wymierzą mu słuszną karę.
Po tych słowach zaczął bezceremonialnie pozbawiać nieprzytomnego drowa wszelkich broni i niebezpiecznych przedmiotów, a w końcu również zbroi i większości ubrania. Być może był paladynem, ale nawet on nie był na tyle głupi by pozostawić wrogowi możliwość działania.

Elfka
oglądając ten pokaz negliżu, skrzywiła się z niesmakiem i w ostateczności odwróciła głowę w drugą stronę
- Ohyda, jak tak możesz - drgnęła obrzydzona i nie patrząc w kierunku drowa i paladyna, wyciągnęła w jego stronę rękę, podając linę. Choć sama potrafiła robić dobre węzły, nie była pewna, czy ma na to ochotę. Zresztą, póki nikt nie prosił, nie wychylała się.

- Dla dobra naszej drużyny i całego bractwa lepiej będzie jeśli pozbawię go możliwości wbicia nam noża w plecy - odparł paladyn ze stoickim spokojem. - Mnie również się to nie podoba.
Przyjął linę z wdzięcznością i zaczął pętać mrocznego elfa, dość nieporadnie zresztą.

Ciekawskość Liv sprawiła, że zerkała ukradkiem na poczynania mężczyzny. Jego wielkie łapska i paluchy niezgrabnie przewijały sznur i próbowały robić pętle, które to ciągle wymykały mu się z rąk. Głośne westchnięcie elfki było wyraźnie słyszalne. Ostentacyjne.
- No dobra, skoro prosisz! - wtrąciła się wyrywając mu linę z rąk i zaczęła obwiązywać drowa jak szynkę. W bardzo mało delikatny i kobiecy sposób. Brutalnie.

- Dziękuję - zdołał wydukać paladyn widząc zawziętość elfki.

Arkanobiolog obserwował chwilę całe zajście w milczeniu.
- Ci, którzy ucierpieli przez niego... - zaczął powtarzając słowa wojownika - wynajęli nas byśmy wymierzyli ową karę, o której mówisz. To drow, powinien umrzeć.

W tym czasie A’arab Zaraq przeglądał rzeczy drowa, szczególna uwagę poświęcił ostrzu, a nawet na próbę zamarkował kilka ciosów oceniając kunszt jego wykonania.
- Świetnie wyważony, niemal nie czuję jego ciężaru lecz kiedy biorę zamach… - przerwał słysząc słowa Samwise’a. - Masz rację, lecz nie godzi się zabijać jeńca bez procesu. Prócz tego zawsze jest nadzieja, że okażą łaskę. - Dodał cicho, jakby tak na prawdę nie chciał być słyszany.

- Łaską dla wojownika jest polec w walce. Już mu to odebraliśmy, teraz tylko pogrążamy. Litością będzie skończyć jego cierpienie tu i teraz - dodała Skowyt, uderzając pałką o metalową rękawicę.

Samwise sięgnął po leżący obok niego miecz, po czym wstał wspierając się na nim. Zrobił kilka kroków w stronę nieprzytomnego drowa i przyłożył sztych miecza do krtani mrocznego elfa.
- Ktoś ma coś przeciwko?

- Odłóż ten miecz
- rzekł paladyn spokojnym, nieco zmęczonym już głosem - nim zdecydujemy o jego losie trzeba go wypytać.

Stojąca obok Livenshyia zdecydowanie przytaknęła skinieniem głowy
- Tutaj akurat muszę się zgodzić. Być może i nic nam nie powie, ale skoro już jest… To głupi byśmy byli nie próbując wydobyć informacji

- Nie usłyszymy nic prócz kłamstw, ale...
- Samwise zamyślił się i wzruszył ramionami - ...w porządku, z kłamstw również można czegoś się dowiedzieć. - schował miecz do zawieszonej u pasa pochwy.

- Dokładnie - uśmiechnęła się elfka w stronę barda.

- Powinniśmy zaplanować co zrobimy jak dotrzemy do enklawy.
- dodał arkanobiolog.

- Najpierw zwiad, potem atak. Pytanie czy damy radę coś zdziałać bez odpoczynku - powiedział Cliff - Ja wciąż jestem na chodzie, a wy? Zwłaszcza ty Sam i… gdzie Sherrin?
- Poszła na zwiad właśnie - wyjaśniła Liv.

- Wolałbym nie kusić losu - odparł A’arab Zaraq - tym razem łaska Tyra była po naszej stronie, lecz następnym razem… - zawiesił głos lecz po chwili dodał. - Powiadają, że Tyr pomaga tym którzy sami sobie pomagają.

- Ja tym razem nie mam zamiaru dywagować, robimy postój i koniec. Niektórzy wymagają choć minimalnej opieki, nie wspominając już o … innych aspektach. Nieważne, tak czy siak, odpoczynek. No i z drowem trzeba coś zrobić, nie będziemy z nim łazić… - skrzywiła się elfka, spoglądając na skrępowanego więzami, niczym baleron, wroga.

- A więc odpoczynek
- Cliff skinął głową - mogę się nim zająć - kucnął koło drowa. - Nie mam doświadczenia w torturach, ale nie mam oporów w stosowaniu przemocy. Chętnie przyjmę parę rad, jeśli ktoś się na tym zna. Jeśli nie, zrobię to po amatorsku.

- Od lat zarabiam na zdobywaniu składników alchemicznych z różnej maści potworów. Mam niezbędne narzędzia, pytanie tylko czy mamy pytania, które chcemy mu zadać? - Arkanobiolog zaoferował swoją pomoc, choć nie wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu spraw.

- Po pierwsze potrzebujemy znać rozkład ich obozu i okolic, po drugie gdzie są krasnoludy, po trzecie ilu drowów i niewolników tam zostało. Co jeszcze potrzebujemy wiedzieć?

- Po pierwsze - poprawił paladyn - chcemy wiedzieć jak się nazywa, może to jedno z dwójki którą mieliśmy unieszkodliwić.

- Słusznie, powinniśmy być kulturalni, a kultura wymaga znajomości imienia rozmówcy. - Cliff kilka razy uderzył otwarta dłonią po twarzy drowa by go ocucić.
Ranny drow tylko jęknął w odpowiedzi na spoliczkowanie, lecz nawet nie otworzył oczu. Znokautowany i ciężko poharatany przez paladyna był na skraju wytrzymałości…

- Niedawno A’arab Zaraq tak go trzasnął, że stracił przytomność, a ty go tłuczesz, aby ją odzyskał? No proszę cię… - skomentowała elfka, unosząc brew z niedowierzania.
- Daj mu trochę czasu, sam się ocknie. Po prostu… Go pilnuj, skoro już się zgłosiłeś - po tych słowach Liv odeszła, aby podskoczyć wesoło do Revaliona i mu coś pokazać

- Ogień zwalczaj ogniem - mruknął Cliff pod nosem.

- Woda często bywa skuteczniejsza - odruchowo dodał paladyn wspominając miejsce gdzie taktyka mnicha nie miałaby racji bytu.

- Może i bywa, ale potem będzie na mnie, że się utopił - odparł Cliff.

- Obyś był lepszy w gadaniu niż odnajdywaniu się w walce - złośliwie skwitowała Skowyt, siadając niedaleko na kamieniu. Na wszelki wypadek, wolała mieć całe zajście na oku. Przywołała do siebie Strzępa, który stanął obok i wyczekiwał dalszych rozkazów.

- Jakoś udało mi się nie zgubić. - Odparł Cliff.

- Też się zdziwiłam - pół-orczyca prychnęła kpiąco, głaszcząc dinozaura.

- Nie jesteś pierwszą kobietą która to mówi.

- Często są rozczarowane twoimi osiągami?


- Nie wiem, zawsze śpią wycieńczone po całonocnym maratonie - odarł Cliff.

- Następnym razem je obudź i zapytaj, kto je tak przeruchał. Może cię czegoś nauczy. Na przykład poprawnego stania.

- Akurat samo stanie nie jest najważniejsze w ruchaniu. Liczy się zwinność, wiedza i praktyka. A tej mi nie brakuje, przejebałem sporo kasy na naukach. - Cliff od niechcenia rzucał kamyczkami w stopę drowa. - Dobra. Zamiast marnować czas na gadanie o ruchaniu ocuciła byś go. Bo przydało by się produktywnie porozmawiać.

Dla Skowyt, mnich był po prostu urażonym kogucikiem, który sam wpakował się w tę rozmowę i również miała ochotę to skończyć. Oddała mu ostatnie słowo, wzdychając na kolejne wspomnienie o jego wyimaginowanych, miłosnych uniesieniach. Dalej siedziała z dinozaurem przy nodze i patrzyła na drowa, którego nie udało się jeszcze ocucić.
- A umiesz po jego mówić? Czy to też w świecie fantazji?

- Maskotka Sama będzie tłumaczyć. Zresztą wygląda na ważnego, a ważni lubią uczyć się języków. Sprawdzimy czy mówi po naszemu jak się obudzi.


- Pakujemy znaleziska i zbieramy się stąd - oznajmił mocnym głosem paladyn, tak żeby wszyscy go słyszeli. - To dobre miejsce na zasadzkę, ale kiepskie na obóz, drowy miały rację wybierając jaskinie które widzieliśmy wcześniej. Tam też się udamy odpocząć.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-02-2017, 13:07   #109
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Miast przegadywać Cliffa, A’arab Zaraq zaczął ostrożnie przeszukiwać pozostałe ciała. W końcu wiedział dobrze, że martwym się już te przedmioty do niczego nie przydadzą. Następnie wszystkie znaleziska starannie układał na kamiennych stopniach.
- Sądzę, że cześć, jeśli nie wszystkie, z tych mikstur mogą być truciznami - oznajmił paladyn. - Czy ktoś z was potrafiłby je rozpoznać?
Arkanobiolog objął wzrokiem zgromadzone przedmioty. Prawdopodobnie z miejsca mógłby zakwalifikować niektóre z nich jako potencjalnie zatrute, jednak najpierw wyciągając za sznurki na szyi wydobył zza skórzni niewielki, drewniany amulet. Ściskając go w dłoni, kapłan Akadi wymamrotał kilka słów. Gdy zakończył inkantację odezwał się do A’arab Zaraq’a.
- Wszystkie miecze mają na sobie truciznę - wskazał kolejno różne buteleczki - w tych fiolkach również znajdują się skoncentrowane toksyny.
- Mogę zobaczyć? -
Samwise wskazał odłożony nieco bardziej na uboczu miecz nadzorcy.

- Nie krępuj się - zachęcił go paladyn porządkujący znalezione przedmioty - to dobra klinga.
Wyznawca Akadi uniósł miecz przed siebie oceniając jego ostrość i przyglądając się trudno dostrzegalnym drobinkom trucizny na klindze.
- Jest znacznie lżejszy od mojego. - Samwise wywinął kilka razy bronią, zadziwiająco sprawnie, choć już wcześniej dowiódł, że wcale niezgorzej walczy jak na uczoną osobę. Odłożył broń na miejsce, po czym, podobnie jak wcześniej uczynił to przy truciznach, wymamrotał kolejną inkantację - ma magiczną aurę, podobnie zresztą jak jego zbroja i rzeczy maga.
- O, fanty! -
ucieszyła się Sherrin, cicho jak kot pojawiając się obok mężczyzn. - Przeszłam się kawałek; wygląda na to, że za tym oddziałem nie podążał kolejny i chwilowo jesteśmy bezpieczni. Ale nie doszłam aż do samej Enklawy - uprzedziła. W tym stanie wolała nie ryzykować dalekiego zwiadu. - Jest coś przydatnego dla mnie? - zainteresowała się wystawą paladyna, masując równocześnie obolały po ciosie drowa bok.

- Sherrin! - Arkanobiolog ucieszył się na widok żywej dziewczyny - Co tam się wydarzyło? - Samwise dzięki wcześniejszej interwencji Skowyt był praktycznie w pełni zdrowia, choć oczywiście wciąż potwornie zmęczony i osłabiony trucizną. Teraz jednak nie miało to żadnego znaczenia. Mieli sporo szczęścia, ale jednak dokonali rzeczy niesamowitej pokonując tak liczny oddział drowów bez strat. Jego wzrok spoczął na zakrwawionym boku. - Ktoś już to obejrzał?- Chyba tylko ja i to niezbyt dokładnie - wtrąciła się Livenshyia, która właśnie wracała z Revalionem. Jak zwykle była uśmiechnięta i zadowolona.
- Może Skowyt mogłaby, że tak to ujmę, poprawić? Przyda nam się, aby każdy był w pełni sił.
- Przydałoby się, poproszę ją - rzekła nieco skrępowana Sherrin. Wiadomo było, że rany były nieodłączną częścią życia awanturnika, ale początek wyprawy poszedł jej tak dobrze… Dziewczyna ze zdumieniem odkryła, że chce dobrze wypaść przed nowymi towarzyszami, a unikanie ciosów w walce było tego integralną częścią. Niechętnie poczłapała na poszukiwanie druidki, po czym szybko wróciła oglądać zdobycze.
- O, więcej fantów! - Zauważył z entuzjazmem Revalion, dokładając na stosik to co dała mu wcześniej elfka, po czym wyjaśnił pokrótce co udało mu się na ich temat ustalić. - Te tutaj to już mają znane właściwości, czy coś pomóc?- O, Sherrin. - Zauważył po chwili zaklinacz. - Zwój i różdżka się przydały? Słyszałem, że miałaś ciężkie przeżycia tam po drugiej stronie.- Niespecjalnie. Twój latający gad się nie sprawił - burknęła kwaśno zabójczyni, oddając magowi pożyczone przedmioty.
- Pakujemy znaleziska i zbieramy się stąd - oznajmił mocnym głosem paladyn, tak żeby wszyscy go słyszeli. - To dobre miejsce na zasadzkę, ale kiepskie na obóz, drowy miały rację wybierając jaskinie które widzieliśmy wcześniej. Tam też się udamy odpocząć.

Paladynowi coś mignęło przed oczami, a w następnej chwili coś pacnęło go w metalowe ramię. Spojrzawszy tam ujrzał małego nietoperza próbującego się za wszelką cenę uczepić jego zbroi.

- Mówi, że jesteś ciepły i cię lubi. - Powiedział Revalion śmiejąc się lekko. - Znaczy dosłownie ciepły, jak rozpalone ognisko obozowe.- Cieszy mnie, że przynajmniej jednej istocie te plugawe płomienie sprawiają przyjemność - odparł A’arab Zaraq kierując swoja uwagę na czarownika. - Może tam zostać jeśli chce, mi to nie przeszkadza.- Plugawe? - Spytał retorycznie zaklinacz. - Zresztą. Masz rację, zbierajmy się stąd.
Paladyn zebrał całą resztę znalezisk w zgrabny tobołek, zrobiony z ubrań jednego z martwych drowów. Mało delikatni przerzucił sobie przez ramię nieprzytomnego drowa, tak jakby i on był tobołkiem.
- Ruszajmy, lepiej nie zostawać w tym miejscu dłużej niż potrzeba.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 13-02-2017 o 13:09.
Sayane jest offline  
Stary 13-02-2017, 16:23   #110
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację

Droga powrotna nie obfitowała w żadne niespodzianki i była by całkiem spokojna gdyby nie nagłe zainteresowanie Czarownika.
- Too… - Revalion podbiegł do A’arab Zaraq - czemu uważasz, że twoje płomienie są “plugawe”? Całkiem nieźle przypalają zdecydowanie bardziej godne tego miana mroczne elfy.
- Tak, “nieźle przypalają” - odparł paladyn - ich źródło też “nieźle przypala”. Gdybym mógł, pozbyłbym się ich i jedynie własną siłą walczył, tak by było lepiej, o wiele.
- Nie chcesz tej siły? - Zdziwił się zaklinacz. - Znaczy tej mocy? Ciągnie za sobą nieprzyjemne konsekwencje? Ktoś rzucił na ciebie jakąś klątwę? Jeśli chcesz to po skończonym biznesie tu w Podmroku spróbujemy cię od-płomienić.
- Tyr świadkiem, że serce masz na właściwym miejscu czarowniku - głos paladyna brzmiał jakby ten właśnie powstrzymywał się od śmiechu - to jednak nie klątwa, a w każdym razie nie taka która można łatwo zdjąć. Nawet bogowie tego nie mogą… to część kary. - Głos spod hełmu był niemal niesłyszalny kiedy wojownik wymawiał ostatnie słowa.
- Żadna klątwa nie jest łatwa do zdjęcia. - Powiedział pozornie poważnie Revalion. - Mnie na przykład pokarało takim paskudnym nietope-au! No dobra, dobra. Dobry Paskud…
- Sam widzisz co ja muszę na co dzień znosić
- Dodał szeptem, żeby “demoniczny” chowaniec tego nie słyszał, po czym powiedział już normalnie:
- To co to za kara? Zresztą, chyba nie chcesz o tym rozmawiać. To może chociaż jak masz ją odpokutować? Jak we dwójkę będziemy pokutować to dwa razy szybciej damy radę, hej! - Zaklinacz szturchnął A’arab Zaraq w metalowe ramię, co tamten mógł w najlepszym razie bardziej usłyszeć, niż poczuć.
- Tak, damy radę - w głosie paladyna słychać był cień nadziei pomieszany z czym jeszcze, co dziwnie przypominało smutek.
Zaklinacz czekał jeszcze chwilę, po czym przypomniał się paladynowi:
- Halo? To co to za kara?
Rycerz zatrzymał się na chwilę i spojrzał na czarownika jakby go pierwszy raz zobaczył, zrozumiał w mig, że tej zarazy szybko się nie pozbędzie, a charakter myszy odzwierciedla charakter jej pana. W takim wypadku, podjął jedyną możliwą decyzję, dał za wygraną.
- Piekło - rzekł głosem całkowicie wypranym z emocji.
- Czekaj, ale jak… … och. - Trybiki w mózgu Revaliona zaczęły pracować, odpowiednie elementy układanki wpasowały się na miejsce i zrozumiał wreszcie kim, czym jest A’arab Zaraq. - Wydajesz się bardzo pogodzony z tym losem. Nie da się niczego zrobić, żeby umniejszyć twojej… pokucie?
- Nie wiem, jedyne co mam to szansa choć trochę zadośćuczynić, to wszystko.
- A ile masz na to czasu?
- Zapytał szybko zaklinacz. Miał pewien pomysł…
- Dzięki miłosierdziu Tyra, mam tyle czasu na ile mi sił starczy.
- Doskonale! - Ucieszył się zaklinacz i objął paladyna ramieniem (przynajmniej na tyle na ile zdołał). - To jak tylko tu skończymy, lecimy pędem do Luskan… nie, do Waterdeep! Tam mają miliony książek w bibliotekach i mądrych ludzi, kapłani pewnie też się znajdą. Znajdziemy kruczek w tym twoim piekielnym kontrakcie i go wykorzystamy do ukrócenia pokuty, ha!
Samwise słysząc nazwę Waterdeep, wtrącił cicho, że to jego rodzinne miasto, ale chyba nikt go nie dosłyszał.
- Wiem, że chciałeś dobrze, lecz to niemożliwe, muszę odbyć pokutę w takiej formie jaką zasądził Tyr, inaczej nic się nie zmieni… i… nie chce uciekać się do sztuczek, nie chcę zrzucać z siebie odpowiedzialności za me czyny. Wiele grzechów obciąża me sumienie, i wdzięczny jestem Tyrowi, za każdą chwilę w której mogę je odpracować.
- A czy częścią tej kary jest bycie posępnym jak wrona? - Naburmuszył się Revalion, że jego genialny plan został zamordowany w zarodku. - Wiesz, myślę że łatwiej i skuteczniej, a przy okazji przyjemniej by ci było pokutować jakbyś od czasu do czasu się próbował rozchmurzyć. Pomyśl w ten sposób: rozmawiając i zawierając nowe przyjaźnie poznasz więcej ludzkich problemów, które można rozwiązać!
- Może, masz rację, ja… ja o tym pomyślę - odparł paladyn niepewnie - może faktycznie zbyt wiele czerpię przyjemności z mej pokuty.
Revalion już się zdążył ucieszyć z pierwszej części wypowiedzi A’arab Zaraq, potem zaś zwyczajnie zaniemówił.
~Ale nie no, chwila, moment… !, już przygotowywał kontr-argument, kiedy wpadł na lepszy pomysł.
- Zatem postanowione! Jak tylko skończymy tutaj, idziemy do Bolfost-Tor się porządnie spić! - Klasnął zachwycony własnym pomysłem, na co elfka zwinęła usta w smutną podkówkę.
- To dobry pomysł - przyznał paladyn - podniesienie morale pozytywnie wpłynie na naszą skuteczność. Zwłaszcza przed wyprawą na nieumarłych.

 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 13-02-2017 o 16:26.
Googolplex jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172