Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 12:44   #207
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- I jak, idziemy tam, skąd te ciołki przylazły? - spytała pozostałych Turmalina oceniając stan obrażeń które odniosła. Bolało, ciągnęło, ale wciąż żyła, to było pozytywne.
- Może powinniśmy zregenerować siły? Ukryć na jakiś czas? Nawet jeśli naślą na nas patrole to w podobnej ilości co ten tutaj. Powinniśmy dać sobie z nimi radę… na raty. - Zaproponowała Torikha.
- Nie, Tori - odparł krótko Joris - Klarg powiedział, że w okolicy jest jeszcze jedna zbójecka banda, którą mogą wezwać. Zapewne z wilkami. Nie licząc mniejszych patroli. Czekając odwlekamy to po cośmy tu przyszli i ryzykujemy, że więcej tego robactwa się tu zlezie. Na razie wiedzą, że te gamonie nie wróciły i nic więcej. Trochę pogłówkują przed wysłaniem następnego, ale spokoju nam tu nie dadzą. Oto co myślę zrobić: Odwrócić uwagę zaalarmowanej straży do frontu zamku. Tam jakieś wozy stoją drewniane. Potraktować je butelkami z oliwą i podpaloną strzałą. Potem iść od północy i znaleźć boczne wejście. A potem nie bawić się w rzeź tylko walić prosto do najlepiej wyglądającej wieży gdzie może być ich wódz. Pamiętacie co było w jaskini? Po odcięciu łba, glizda nadal się wije, ale raczej bezsensownie.

Marduk nadchodził powoli, nie spiesząc się, z arogancką pewnością siebie widoczną w ruchach. Nic sobie nie robił z krwi którą był zachlapany; po prawdzie od niedawna coraz mniejszą uwagę poświęcał temu jak jego odzienie czy ekwipunek się prezentuje. Wystarczało mu że był w pełni sił i gotowy do walki.

- Dobra robota, wszyscy - pochwalił gdy już upewnił się że wszyscy są cali i zdrowi - i nieco przypomniał sobie przebieg starcia. - Proponuję wycofać się, odpocząć i zregenerować. I jutro zaatakować z samego rana - popatrzył na zamek niczym niedźwiedź na barć - były tam żądlące pszczoły, ale był też miód. Swego rodzaju.
Melune tylko na chwilę spojrzała na “nowo” przybyłego, po czym zwróciła się do myśliwego.
- Został mi jedynie zwój i jedna mikstura, którą wolałabym zachować na ostateczność… Jestem słabym wsparciem nawet z magią dla drużyny… a bez niej, może od razu strzelmy sobie w kolano?

Marduk zerknął na półelfkę i odwrócił wzrok. Kapłani - niemalże z definicji - powinni mieć dupę ze stali i kręgosłup (moralny) wzmocniony oddaniem bóstwu któremu służą. A półelfowie, z racji ostracyzmu dotykającego mieszańców, mieli być osobami zamkniętymi w sobie ale i przez to doświadczenie twardszymi i bardziej pewnymi siebie. Co w przypadku Torikhi wydawało się nie mieć miejsca. Cóż, nie był to jego problem. Zakrzątnął się by zebrać swój ekwipunek, obszukać zabitych i przyjrzeć ich anatomii.

Yarla poklepała się po udzie, w którym niedawno jeden z goblinów ulokował swoją strzałę. Magia lecząca zasklepiła jej rany i uśmierzyła ból i to wystarczyło by dać Yarli choćby małego kopa do działania dalej.
-Popieram Jorisa. Mamy dość sił by zaszlachtować ich wodza. Zróbmy to teraz, póki jest dość jasno, póki gobliny nie wiedzą do końca co je czeka…- zaproponowała.
Joris spojrzał na niewesołą minę Tori, sceptycznie wykrzywione usta Marduka, w końcu i wyrażające typowe kobiece niezdecydowanie oblicze Anny, po czym spojrzał na krasnoludzicę.
- Tobie się tu Turmi spieszyło. Twoja decyzja.
- Atakujemy - oznajmiła. - Mam cztery mikstury leczące, starczy za torikowe modlitwy. Wiedzą że tu jesteśmy, a jak w środku jest ktoś łebski, to napadną na nas nocą. Ta twierdza ma tyle dziur, że wejdziemy, w razie czego utoruję drogę magią. Jak komuś jeszcze rany dokuczają, to wypić tynktury i do ataku. A ty skarbeńku nie narzekaj żeś bezużyteczna, bo jak się do roboty weźmiesz, to łby lecą. Tylko więcej robienia bronią a mniej modlenia. To jak, gotowi? Wejście frontowe to tylko dwie strzelnice, wejdziemy trzymając się jednej ściany, drugą zaś będziemy mieli na celowniku. Jakbyśmy przemykali się do domu po nocnej balandze. Co wy na to?
Joris kaszlnął nerwowo jakby mu coś do gardła wpadło i podrapał się po czuprynie.
- Przemykać to się przemykałem. Ale w domu nie czekało na mnie mnóóóóstwoooo - wycharczał ostatnie słowo głosem głowy Klarga - goblinów. Po pokonaniu schodów czeka nas przedarcie się przez dziedziniec i hol pomiędzy zbiegajacymi ze wszystkich baszt goblinami, żukami i licho wie czym jeszcze. Napewno nie włazimy tam po cichu? Bokiem?
- Tak przy okazji - Marduk błysnął przemiłym uśmiechem kucając nad niedźwieżukiem i nakłuwając kukri mięśnie międzyżebrowe - upewnijcie się, ale to naprawdę upewnijcie, czy chcecie tam iść kiedy część z nas jest pozbawiona… możliwości rzucania tego, co zwykle nazywa się czarami. Pamiętacie niejakiego pana Glasstaffa? Nie pamiętacie i nic dziwnego, bo zbiegł z podziemi dworu z dwoma niedźwieżukami nim go dopadliśmy. A tu - co za zbieg okoliczności! - leżą dwa niedźwieżuki. Idźmy dalej: miejscowe gobliny - wskazał zakrwawionym kukri mniej więcej w stronę oczyszczonej ostatnio kryjówki tych kreatur - bardzo interesują się krasnoludami - przypomnę wizerunek Turmaliny który znaleźliśmy przy jednym z nich - i to zapewne nie z własnej i nieprzymuszonej ciekawości, ale z konkretnego powodu. Jeśli tu właśnie przetrzymywany jest Gundren, to nie wykluczam obecności Czarnego Pająka. A jeśli ten Czarny Pająk jest drowem, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie dysponował mocami… powiedzmy, magicznymi. Dwóch magików w pełni sił. Zgaduję, rzecz jasna.
- To byłaby raczej Czarna Pajęczyca. Drowy nie pozwalają swoim samczykom na zabawę magią. Właściwie chyba w ogóle na niewiele pozwalają. Marduk, słuchaj. Tyś elf, więc może nie zrozumiesz, ale tam w środku jest nasz druh. Nie tylko mój, ale i Jorisa, Yarli, Anny i tak dalej. Gdy wejdziemy do środka spotkamy wroga, znów trochę pokrwawimy i zużyjemy magię... to co, znów się wycofamy?! Cholernego grilla będziemy urządzać co bandę zielonoskórych zarżniemy? Może nie będziemy pchać się frontowym wejściem, jak ktoś inny ma pomysły to śmiało. Ale wejdziemy tam i spróbujemy odbić Gundrena lub zginiemy próbując. Jesteśmy mu to winni. Więc moją magią sobie gęby nie wycieraj tylko decyduj czy idziesz z nami.
Tooo...nie do końca była Turmalina. To znaczy była, ale jakaś inna. Poważna, mówiąca bez zwyczajnych złośliwości i konkretnie. Już dawno można było zauważyć, że gdy używa imion zamiast przezwisk mówi poważnie, a teraz nazwała imionami niemal każdego.
- Ty patrzysz na jednego Gundrena, ja patrzę nieco szerzej - odpowiedział chłodno Marduk. - A życiem swoich towarzyszy, jeśli już o swoje nie dbasz, też nie szafuj lekce sobie je ważąc, bo niektórzy chcą dłużej pożyć. Spróbujemy odbić Gundrena, ale jeśli będzie wyglądało na to że warto się cofnąć i “urządzić grilla” żeby odzyskać siły to pierwszy to zrobię. Raz że nie jestem samobójcą, a dwa że w niczym Gundrenowi nie pomoże jeśli wszyscy legniemy pokotem.
-Hehe…- Yarla tylko zabrechtała słysząc słowa Marduka. “Nie jestem samobójcą”, rzekł, a do smoka to go tak ciągnęło jak psa do suki co się goni. Yarla po sekundzie zrozumiała, że swoim śmiechem zwróciła na siebie uwagę pozostałych i błyskawicznie spoważniała -Nic, nic. Takie tam wspominki- kobieta spojrzała na Jorisa -Idziemy? Przynajmniej spróbujmy. To zawsze coś- dodała na koniec.
Marduk zerknął na krasnoludzicę po czym uprzejmym gestem wskazał chętnym drogę w stronę zamku.
- Możemy jeszcze - dodał Joris - z Yarlą we dwójkę sprawdzić to boczne wejście. Zakraść się znaczy. Jeśli jest… to narobić na zamku zadymy z ogniem i oliwą. To powinno ułatwić reszcie wejście frontem.

Półelfka położyła dłoń na rękojeści sejmitaru, przysłuchując się dyskusji w milczeniu. Cztery flakony Turmi, jeden jej, plus jeden potężny zwój z leczniczym czarem. Kto wie co mają inni? Może wystarczyć… zwłaszcza, że Gundren, jeśli żył… to nie mógł dłużej czekać. To była ich ostatnia i jedyna szansa, by móc uratować go żywego.
- Nie rozdzielajmy się… ostatnim razem trzymanie się razem wyszło nam na dobre… - Tori odezwała się pewnym tonem, w skupieniu opierając się o postawioną na ziemi tarczę. - Mam dobrą zbroję i widzę, że Yarla również… pójdziemy na pierwszy ogień. Za nami Joris z Turmaliną, skoro Marduk rezygnuje z samobójstwa, niech osłania czarującą Annę na samym końcu.
-Racja…- poklepała się lekko po pancerzu -To już nie lekka skórznia. To cholerstwo słychać z daleka, a do tego spowalnia strasznie, jakbym cholera nie miała dość krótkich nóg…- skomentowała propozycję Jorisa.
- Niech Bogowie nam sprzyjają. Mogę w razie czego torować nam drogę falami ziemi. Joris wybierz drogę podejścia, Aniu, Tori, jakieś magiczne wsparcie? Wszyscy kusze w gotowości, w miarę możliwości staramy się dostać drani na dystans. Na pohybel skurwysynom, a jak ktoś polegnie, to piękny nagrobek ma u mnie jak w banku! - Turmalina z trzaskiem napięła arbaletę. Była gotowa.

Marduk uśmiechnął się i popatrzył na zamek - budowlę z samej definicji przeznaczoną do obrony. Nie kłopotał się z przezbrajaniem w kuszę - jeśli już dostaną się do środka chciał być gotowy do walki wręcz. Wizja pojedynku strzeleckiego z obrońcami widocznymi jedynie przez wąskie strzelnice była mało atrakcyjna.

Wiedział - ale zachował to przemyślenie tylko dla siebie - że jak raz wlezą do zamku, to łatwo z niego nie wylezą. Po prawdzie ugrzęzną do końca - do własnej śmierci lub zwycięstwa. Uśmiechnął się z kolei do Anny a płatki zaschniętej krwi na twarzy pękały i odłaziły od skóry.
- No to pilnujemy tyłów, Anno. Przynajmniej na razie.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 12-02-2017 o 12:51.
TomaszJ jest offline