Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 16:22   #13
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven
Wieszczka wpatrzona w kobiecinkę próbowała przypomnieć sobie skąd ją zna lecz dopiero słowa szeptem wypowiedziane ją naprowadziły.
- Thora… - Aftergangerka objęła delikatnie staruszkę bojąc się, by krzywdy jej nie uczynić. - Thora… Ile… czasu? - Zapytała z rosnącym przerażeniem. - Gdzie… gdzie Agvindur? - W pytaniu rozpacz się czaiła.
- A Thora, Thora - pokiwała głową na cieniutkiej, zasuszonej szyjcie kobieta - gołąbeczko. - westchnęła ciężko - Czasu...czasu sporo. No wstawaj, wstawaj. Powoooli. - marudziła jak to zwykła robić klucznica znana volvie.
Elin przyjrzała się kobiecinie jeszcze raz i głową skinęła twarz chowając, by nie ujrzała krwawych łez po policzkach spływających. Thora nie zmieniła się przez te wszystkie laty w czasie których mieszkała w Ribe ani ociupinkę, a teraz… Wieszczka wiedziała, że kto jak kto ale klucznica czasu ma niewiele. Uniosła się jednak uważając na staruszkę i rozejrzała uważnie po pomieszczeniu… dopiero wtedy orientując iż odzyskała utracone oko.
Obok niej skald na łożu wielkim półsiedział, obok niego bogato ubrany stał potomek jego co go przed bitwą o caern przemienił. Ledwie kilkanaście dni temu. Do sali wszedł uposażony hirdman zwracając się do niego per “jarlu”. Na ostatnim łożu zaś leżał ktoś jeszcze. Trzeci ich kompan, z kołkiem w piersi.
Thora wbiła kruche lecz silne palce w ramię Elin.
- Głodnaś?
- Trochę… - Odrzekła niepewnie patrząc na to wszystko. - Ale to poczekać może…. Sven? Uratowany…. - Ociupinka nadziei w głosie volvy przebrzmiała na widok syna Lenartssona. Później jej wzrok pobiegł ku Volundowi. - Thoro… a Volund czemu wciąż z kołkiem? - Zapytała niepewnie.
- Agvindur kazał przekazać, że zostawia Tobie decyzję. Boś swiadectwo dała, że on niebezpieczny. I byś Helleven wezwała. - Thora chude ramionka rozłożyła. - Tako kazał przekazać.
- Niebezpieczny… Agvindur.. co z nim? - Zapytała by słowa Svena usłyszeć i powoli ruszyć w kierunku dwóch aftergangerów.
Freyvind tymczasem patrzył na osobę przemawiająca do niego.
On nie mógł być tym kogo wzrok aftergangera rejestrował, kolejna ułuda w śnionym śnie. To pochylił się suto ubrany młody hirdman Sighvarta, co go Lenartsson przemienił na złość i przekór.
- Freyvind! - rzucił tonem nachalnym, nie dopuszczającym odwrócenia odeń uwagi - Wstawaj, ojcze. Potrzebnyś znowu!
- W snach prześladować mnie będziesz. Za to, żem śmiertelnego życia cię pozbawił w akcie nagłym nieprzemyślanym przebudzając, czy żem ostawił na ratunek nie idąc… wiesz wszak, żem nic począć nie mógł na polanie wilków. - Frey przymknął oczy na widok ułudy Svena pojawiającej się w jego koszmarze.
- Ać, to było…. wiele lat temu… nie trza nam o tym teraz gadać. Wstań. Spróbuj chociaż się ruszyć. Głodnyś jeszcze?

Z tyłu dobiegł głos:
- Jarlu… potrzebnyś.
- Zaraz będę. - odparł Sven - Nie jestem panem swego czasu - zwrócił się do Lenartssona z kpiącym uśmiechem co go skald pamiętał.
- Lat? - Skald był wciąż oszołomiony. - Wilki cię porwały.
- Lat. - przyznał Sven - Porwały. Agvindur odebrał.
- Jak to lat? Gdzie Agvindur, Gdzie Chlothild… - Lennartsson wciąż nie do końca rozumiał co się dzieje.
- Lat. Jedna dziesiątka i trzy. - tłumaczył Sven cierpliwie mówiąc tak by i volva go słyszała. - Agvindur we Francii wraz z Chlotchild co dzielnie służy. Jednak… - potomek skalda zawahał się - … nim Ci wszystko opowiem, wstań. Przejść się spróbuj by siłę ciała sprawdzić po śnie tak długim.
- Jak to we Francji? Czemu…? A Bjarki? Jorik? Karina? - Frey spróbował wstać, choć wciąż czuł się jakby śnił.
- We Francji… Jedna dziesiątka lat… - Volva powtórzyła za potomkiem skalda niczym oczarowana ale po chwili znów klucznice uściskać próbowała. - Żyw… on żyw…. - Aftergangerka rozpłakała się niczym młódka.
Sven przyglądał się szlochającej Elin z niejakim zaskoczeniem:
- We Francii. Wojny toczy z dworem Paryża. Podbojów dokonuje. Ziemie zdobywa. - Sven dumą nasiąknięty był cały - Jeno… - mina mu zrzedła i strapiony się zdawał nagle. - … posłowie ostatnie wieści przywieźli. W niewolę się dostał…
- Bjarki? Karina? Jorik? - skald aż warknął powoli orientując się, że to nie sen.
Wieszczka słuchała z błyszczącymi oczyma wypowiedzi Svena, dopóki ostatnich słów nie wypowiedział. Nić żywota przerwana w wizji… Zerknęła na Thorę.
Staruszeczka pokiwała głową.
- Nasz dawny jarl teraz miano Welanda nosi. Króla północy ustanowił nawet na terenie Francii. Król królów nawet się go boi. - uśmiechnęła się do Elin dobrotliwie a ta klapnęła na łoże słuchając tych wszystkich wieści - I wielce się dał we znaki tamtejszym władykom. A i nie tylko im. Bo dalej w stronę Germanii ciągnął i walczył i zwyciężał. Wielką armię zbudował co do Brytanii ruszyła i bogactwa zwiozła wielkie. Jorik z armii Bjorna Żelaznego walczył, zasługi zdobywał. Żonę pojął, dziecka oczekiwali ale zmarło. Jorik nie wrócił przez roków dwa po tym. Jego brat na Jelling rządzi. - staruszka zmęczona mówieniem była i przysiadła na łożu maluśka i pokurczona.
- Co z Bjarkim?!?! - Skald przejawiał oznaki wściekłości. Łoże na którym leżał pękło, a drzazgi poleciały na wszystkie strony gdy afterganger całą mocą w nie uderzył. Oczy lekko czerwień mu przesłoniła.
Wieszczka Thorę sobą osłoniła.
- Cierpliwości Freyvindzie i uważaj co czynisz, bo ludzi wokół siebie skrzywdzić możesz! - Wyrzuciła mu cicho.
- Bjarki z Kariną z wilkami odszedł - Sven postawił sprawę jasno. - Żywi oboje, nic im.
- Przecież on żyć bez krwi potomków Canarla nie mógł? Jak to z wilkami? Czemu? - Frey zdradzający oznaki balansowania na krawędzi furii spojrzał na Svena przytomniejszym i totalnie zaskoczonym wzrokiem.
Elin zamrugała zadziwiona tą ostatnią informacją chyba najbardziej ze wszystkich poprzednich.
Sven wzruszył ramionami:
- Odeszli, żyją, czasem wieści ślą. Nie zadaję pytań, gdy wiem, że odpowiedzi nie uzyskam albo cena za ich uzyskanie zbyt wysoka będzie. Aaa dla Ciebie mam to - wysupłał zawiniątko z trzosu przy pasie i podał skaldowi - Kazała przekazać, że czeka i wróci.
- Obojeście gotowi by czoła stawić nowemu światu? Pomocy waszej trzeba. Sądzę, że komu jak komu ale wam chęci by zemstę z pomocą połączyć nie braknie. - rzucił spojrzeniem kosym na skalda. - Może się mylę?
- Gdyby pomoc nasza potrzebna nie była… - Frey odwrócił się do potomka i spiął mięśnie. W oczach coś mu błysnęło. - To z kołkiem w sercu leżelibyśmy nie trzynaście lat, a może i trzysta? - Obnażył lekko kły mówiąc to.
Sven spojrzał na swego stwórce z widocznym rozczarowaniem:
- Zapewne, bo obudzenie was to jak spuszczanie wściekłego psa ze smyczy. Liczysz, że ręki co przyjazna nie ugryzie, ale on w gardło ci się rzuca.
- Tsssssyyy, młodziku - Thora podniosła się z łoża i sękatą dłonią ujęła ramię jarla. - Dopiero się obudzili, czas im trzeba… niech pomówią między sobą. Ty sprawy masz do zajęcia się.
Sven z szacunkiem na Thorę spojrzał i krótko głową skinął rady jej chcąc usłuchać, ale Freyvind zareagował szybciej.
- Jak psa… trzymając na łańcuchu, aby spuszczać gdy potrzebny. To polecenie Agvindura było? I wiedzieć chcę co… - We wzroku jego o ile wcześniej coś błyszczało, to teraz wręcz zapłonęło - dzieje się z Erikiem, jarlem Tisso.
Elin do tej pory siedząca ze spuszczonym wzrokiem wstała gwałtownie i do skalda podeszła.
- Tobie jeno Tisso ciągle w głowie?! - Wrzasnęła. - Wszystko…. wszystko co znamy uległo zmianie… Wszystko co próbowaliśmy wcześniej zadziałać obróciło się przeciwko nam… A Tobie Tisso w tym durnym łbie jeno?! Ostrzegałam Agvindura w dniu thingu, by Cie nie posyłał do Aros! Ostrzegałam go! - Pokręciła lekko głową. - Ale teraz to już nie ważne… Mogliśmy we Francji wylądować, gdyby nam nie pomógł… A Tobie tylko niszczenie dalej w głowie… - Wieszczka głowę znowu spuściła i siadła nie czekając na jakąkolwiek reakcję skalda.
- Omówcie sprawy między sobą, a potem zdecydujcie co robić chcecie. Jeśli pomóc chcecie, czas nas goni. Do końca nocy wiedzieć chcę co zrobicie. Jeśli nie podejmiecie się pomocy, bramy wam otworzą byście miasto opuścili. - głos Svena do tej pory dość przyjemny, stwardniał i chłodny się zrobił. - Jam nie Agvindur, polegliwy wobec waszych wybryków być nie zamierzam. - rzucił w stronę skalda i powiódł staruszkę ku drzwiom do sali.
- Co z jarlem Tisso? - powtórzył cicho skald unikając wzroku volvy.
- Odeszli już. - Odparła nie patrząc również na niego. - Mamy pomówić i zdecydować… Moja odpowiedź jest oczywista, pytanie co z Tobą, Freyvindzie.
- Pomsta, jako Sven rzekł. Pierwej na Eriku, potem na Agvindurze.
Wieszczka głowę na to poderwała.
- Krew moja w głowie pomieszać Ci musiała… - Rzekła ze smutkiem. - Nie powinnam pozwolić Wam jej pić… Nie powinnam… - Pokręciła jasną głową powoli. - Więc nasze drogi się rozejdą… - Dodała ciszej czując się tak samotna jak chyba nigdy przedtem. Na słowa te ból targnął skaldem, ból tęsknoty do Elin na samą sugestię rozłąki. W stanie bliskim apatii jednak ni słowem nie odpowiedział. Objął jedynie wieszczkę przytulając do piersi.
Volva twarz w jego piersi schowała i znowu zaszlochała cichutko. Nie wiedziała czemu, winna się cieszyć, że Agvindur sukcesów tyle osiągnął, a ona jeno ból w piersi czuła na myśl, iż nie było jej przy nim przez te wszystkie lata.
Gładząc jasne włosy skald wciąż nie odzywał się, napawając się bliskością może ostatniej bliskiej mu osoby w Midgardr, którą również miał utracić. Noc mijała w ciszy.
Po jakimś czasie Elin uspokoiła się troszeczkę.
- Jeszcze… Volund ostał… - Rzekła cicho. - Thora powiedziała, że Helleven uznała go za niebezpiecznego… Temu go ciągle z kołkiem trzymają… - Westchnęła cichutko i podniosła się powoli. - Muszę go sprawdzić… Bo Helleven raczej się teraz nie pojawi by odpowiedzieć na pytania… - Pojrzała na skalda. - Chyba, że uda Ci się mnie przerazić…
Skald spojrzał na wieszczkę.
- Chcesz tego? Bym spróbował?
Pokiwała powoli głową.
- Może ona... coś mądrzejszego wymyśli… - Dodała cicho.
Kiwnął głowa i trochę wbrew sobie wyszczerzył kły próbując przy tym zmienić oblicze w maskę grozy jak uczył go Agvindur i co udało się mu w namiocie Ahmada.
Elin spoglądała na Freyvinda nie bardzo wierząc, iż będzie on w stanie przy jej obecnym nastroju cokolwiek uczynić ale myliła się. Twarz skalda nagle wydała jej się pochodzić z samych czeluści Niflheimu. Lenartsson mógł widzieć jak przerażenie wyziera z jej błękitnych oczu, gdy próbuje zerwać się do ucieczki na oślep ale ten w ostatniej chwili ją łapie. Szamoce się chwilę jeszcze by nagle spojrzeć na skalda zdezorientowanym wzrokiem.
- Freyvind?
Twarz skalda powróciła do poprzedniego stanu z którego wydzierał apatyczny stan zrezygnowania.
- Helleven? - upewnił się.
- To ja… - Rozejrzała się uważnie. - Gdzie ja jestem? I co Ty tu robisz? Ostatnie co pamiętam… - Dłonie wieszczki ku piersi powędrowały szukając kołka.
- Agvindur - odpowiedział puszczając ją. - Trzynaście lat trzymał nas z kołkami w sercach. Chlo przejął jako swoją służkę, widno z demonem mieszkającym w niej pakt zawarł. Wielkim królem północy jest, nawet we Francji królów ustanawia. Teraz gdy do niewoli się dostał, mój potomek a widno sługa Agvindura zbudził nas bośmy do czegoś potrzebni. Jak psy z łańcucha spuszczane gdy pana najdzie fantazja kogo pognębić.
Słuchała go halii się przyglądając, na ostatnie słowa parsknęła cicho.
- Mnie nie Agvindur zakołkował… - Rzekła powoli. - Ale jak… przeciem na statku… Musiał mnie odbić…. - Skrzywiła się lekko i zaklęła.
- Gdyby nie on zakołkował i odbił, to trzynaście lat by trzymał? - W nutach skalda doskonale znać było szyderstwo.
Wieszczka pod boki się wzięła.
- I swoich ludzi, by wyciąć kazał? - Zapytała również z lekkim szyderstwem. - Ale potem trzymał…. - Westchnęła cicho spacerując przed Freyvindem. - Widać mu niepotrzebna byłam…. Mówisz, że Chlothild wziął ze sobą? - Pojrzała na niego.
- Tak, choć jeżeli przez tyle lat z demonem tyle czynili, to wątpię by to jeszcze była Chlothild.
Wiedząca pokiwała powoli głową myśląc intensywnie. Agvindur wcześniej nie zdradzał chęci wielkich podbojów, ba nawet Aros przecież osobiście nie kierował. Co się zmieniło? Co? Demon? Czy… polityka? Westchnęła cicho i na skalda pojrzała.
- Nie wszystko rozumiem… ale to co się wydarzyło zanim wylądowałam z kołkiem mogę Ci opowiedzieć, tyś w świecie bardziej bywały, ty więcej możesz z tego wyciągnąć… O ile w końcu zaczniesz myśleć, a nie biegać bez rozumu i ładu… Więc? - Zapytała siadając na jednym łożu i wtedy jej wzrok padł na Volunda.
Po skaldzie nie widać było specjalnie zainteresowania.
- Do końca nocy mamy zastanowić się co nam czynić - powiedział. - Czy jak psy ruszymy tam gdzie nas ze smyczy Sven spuści, czy nie. Ja wiem co chcę czynić, zastanawiać się nie muszę. Czas mamy, zatem możesz rzec co wiesz. Nie zaszkodzi.
Helleven oczy zmrużyła i zasyczała widząc ciało Pogrobca zacisnęła jednak pięści wstrzymując się przed chęcią oderwania berserkerowi głowy i spokojna już zwróciła się do skalda.
- To co zdołałam się dowiedzieć, to to, iż ta która Aros przejęła i nas spętała więzami krwi… Tak, to była kobieta Freyvindzie, nie mężczyzna, a już na pewno nie Vsevolod… o którym zresztą zaraz Ci również opowiem. - Na twarzy wieszczki przemknął bardzo nieprzyjemny uśmiech. - Potrafiła ona przybierać różne oblicza niczym maski, udawała Vsevoloda, udawała również Einara, temuż nikt w mieście się nie zorientował. To jednak teraz mniejsza rzecz… Ważniejsza taka, iż ona posłańcem od samego dawnego króla Franków była… Jak Chlo mówiła, że go zwą? Karolus Rex? Mało tego, myśmy. We Francji właśnie mieliśmy zostać wykorzystani przeciwko Agvindurowi. Chcieli go szantażować mając nas w swoich łapach… - Skald kiwnął głowa na znak iż to samo podejrzewał. - Glejt, który Volund miał przy sobie wspominał również o ich planach i obecnych sukcesach co do rozpowszechniania krześcijaństwa wśród naszych… A także coś o zemście adresata listu i by zbierał i umacniał siły Franków… Być może Agvindur zdecydował się jeno uprzedzić ich uderzenie… - Zamyśliła się na moment. - Miał być thing w Jelling, na którym z sojusznikami zdecydować mieli co dalej… Ja płynąć z misją miałam by jeszcze jednego sojusznika spróbować mu zapewnić… Złamał więzi krwi, które ta kobieta na mnie narzuciła… wiążąc mnie ze sobą…. - Przyglądała się uważnie skaldowi, gdy wymawiała te słowa. - To było jedyne lekarstwo na szybko, Freyvindzie. Zapewne nie byłbyś z niego zadowolony… - Wstała i skierowała się powoli ku Volundowi. - A teraz najciekawsze braciszku… - Powiedziała uśmiechając się paskudnie. - Chcesz wiedzieć komu zawdzięczamy naszą porażkę w Aros? Kto był wrogiem, który oszukał nas oboje i namieszał nam w planach? - Pogłaskała niemal czule berserkera i przegryzła sobie nadgarstek nadstawiając rękę tak, by krew ściekła do jego ust.
- Wiem i zginie za to. Najpierw on, Erik. Potem przyjdzie kolej Vsevoloda, kimkolwiek by nie był. Na koniec zabiję Agvindura za to co uczynił mi tutaj. Wieści, które przekazujesz maja trzynaście lat. Agvindur wiele uczynił przez ten czas. Nieaktualne są zapewne całkowicie.
Helleven pokręciła głową.
- Były aktualne gdy decyzje podejmował… ale Ty jak zwykle słuchasz i nie słyszysz… - Odczekała chwilę upewniając się, iż do gardła berserkera spłynęło choć kilka kropel jej krwi i zalizała sobie nadgarstek. - I nie jarl Tisso winny naszej klęsce… A.. nasz brat kochany… - Uśmiechnęła się do skalda. - Volund… Choć chyba powinnam powiedzieć, że Vsevolod, gdyż tak wygląda w rzeczywistości… Jak ten, który nas wszystkich spętał… - Mówiła powoli patrząc na reakcje Freyvinda, który wyglądał na zaskoczonego, choć ze sporym sceptycyzmem malującym się na twarzy. - Czytałam jego myśli i wspomnienia, Freyvindzie. Czytałam bardzo dokładnie, krótko po tym jak przebił się kołkiem. To nie były wizje, które mogą mamić i mylić. I wiesz co on robił, gdyś Ty próbował wrócić do miasta po tym jak zaatakowany zostałeś? Odwiedził tą, która miasto przejęła i sobie z nią pogawędził… Widział kim jest nasz wróg, być może widział ile ich nawet jest… Wspomniał Ci o tym, hmm?
- Mogę urwać mu za to głowę. Tu, teraz. Choć winy Erika to nie umniejsza. - Skald zbliżył się do wieszczki. - Ale wciąż nie wiem w jaką grę ty grasz Helleven i czy to co mówisz prawdą jest czy nie. Pamiętam wizję Szarej wyjącej nad ciałem Sigrun bezgłowym. Ciałem jakie okazało się truchłem wilkołaka, którego niegdyś zabiłem. Pamiętam wizję kierującą nas na Caern gdzie miała być Sigrun. Pamiętam Engelsholm, gdzie powtarzałaś słowa bogów decydujących o powiązaniu mnie z berserkerem. Co z tego prawdą, co fałszem wynikającym z Twych ambicji? Co źle odczytane lub źle zinterpretowane? - Pogłaskał Pogrobca po głowie. - Co powiedziane jedynie by mną pokierować? - zamyślił się.
- Wiedziałam, że mi nie uwierzysz… Temu trzech dni potrzebuję, by go spętać… Wtedy sam odpowie… A może i pokaże jak ciałem potrafi niczym gliną powodować… Engelsholm… Tak… Nad tym się ciągle zastanawiam… Czemu się zgodził? Nienawidzi i pogardza nami… a jednak się zgodził… Dlaczego? Dlaczego nie wykorzystał okazji by unicestwić Agvindura, gdy był nieprzytomny… Dlaczego się zakołkował, by pomóc nam dopłynąć do Ribe? Nie znam tych wszystkich odpowiedzi… Wiem, jednakże że jeśli ktokolwiek Tobą manipulował, był to on Freyvindzie.. nie ja… niestety. Co do wizji Elin… Elin o nie pytaj nie mnie. - Prychnęła cicho.
- Ja wiem jeno to, że wina Erika pewna, a Volunda niejasna, podszeptywana przez Ciebie. Może prawdziwa, nie przeczę temu, bo nie wiem. - Spojrzał w oczy volvy. - Wiem tez to, że po trzech nocach przeklętą będziesz. Żaden afterganger nie niewoli krwią innego einherjar wbrew jego woli. Może wyłączając potomków aby zapewnić posłuch na czas nauk. A i to nie zawsze. Ostatni vargr odmówi Ci schronienia gdy to uczynisz. To broń przeklętych z południa, jak Vsevoloda, czy też tej co go udawała.
Wzruszyła lekko ramionami.
- Ja już przeklęta jestem, jeśliś nie dostrzegł tego jeszcze… W zasadzie to winnam oddać się wrogom Agvindura… sami padną po krótkim czasie. - Melancholijnie rzekła patrząc na Volunda. - Ale jego chcę na kolanach ujrzeć za to co uczynił… Tyle czasu mnie zwodził… - Syknęła cicho. - I Ciebie również! A Ty jedyne co potrafisz to Tisso i Tisso! Sam, żeś rzekł że trzynaście lat minęło! Może Tisso już wcale nie ma!
- Różnica taka… - skald zniżył twarz do twarzy wieszczki. - Że nad Engelsholm przyrzekałem braterstwo Volundowi i Elin. Nie Tobie. Tobie nie ufam. Jeśli Volund zdradził: śmierć mu winnym, jeśli nie to może Tobie, że swą grą do kaźni Pogrobca chcesz doprowadzić. Nie wiem tego - odsunął się lekko - nie wiem.... Zaś trzynaście lat niczym jest gdy czuje się Aros jakby kilka dni temu się to wydarzyło. Może Tisso nie ma, nie na nim mi zależy. Zależy mi na Eriku na palu pozostawionym aby poszedł w ramiona Sól.
- Szkoda wielka, żeś taki ostrożny jak w przypadku Volunda, nie jest w innych sprawach. - parsknęła cicho. - Nie musisz mi ufać, nie zależy mi na tym, możesz sobie iść, gdzie Cie nogi poniosą, proszę bardzo. Ale on - wskazała Pogrobca. - tu zostaje, bo jak widzę Agvindur przejął się ostrzeżeniem.
- Widać przejął. Mnie ostawił przez trzynaście lat z kołkiem w sercu może dlatego, że bał się mej gwałtowności. I milszy mu był Erik jako sprzymierzeniec gdy demon pociągnął go na zdobywanie władzy. - Na twarzy Freyvinda znać było nuty bólu. - Volunda, bo pewnym go nie był, Pogrobiec zawsze tajemniczą, skrytą przed myślami innych, własną ścieżką podążał. Mógł Agvindurowi być tyle sojusznikiem, co zaciekłym wrogiem. Czemu jednak Ciebie z kołkiem w sercu trzymał? Tę której ufał i domowniczką jego była. Bardziej zaufaną w misji do Aros niźli brat z krwi Eyjolfa? Może zrozumiał, że dwie mieszkają w jednym pięknym ciele. Jedna czysta i dobra, druga… nie. Jedna oddana, druga prowadząca własna grę. Jedna ścigana przez Leiknara. A druga? Może chcąca się z nim połączyć. Sven z przekonaniem pełnym służebniczką Pana Kłamstwa zwał Elin nad Engelsholm. Ale czy ją Helleven? Czy jedną z dwóch ciało volvy dzielących.
Skald trafił celnie wspominając, iż ją dawny jarl Ribe ostawił tutaj na trzynaście lat. Niczym niepotrzebny odrzut. Wiedziała jednak, że Elin w trudnych chwilach pewnie znów by zawiodła, a ona wszak ciągle nie kontrolowała ciała. Agvindur musiał brać to pod uwagę, choć żalu i zazdrości wobec Chlo nie zmniejszało. Gdy jednak sugestię o Leiknarze wypowiedział Helleven syknęła i kły pokazała wściekła.
- Nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz pojęcia, Freyvindzie. Bo w tej mierze to próbujesz wrzucić coś do dziurawego garnka… - Odsunęła się od obu aftergangerów i zaczęła krążyć po pomieszczeniu próbując przypomnieć sobie wszystko co jeszcze mogłoby jej pomóc.
Skald nie odzywał się stojąc przy Volundzie i jedynie zerkając ku volvie.
- Wiemy zatem co nam czynić - powiedział w końcu. - Ty Volunda spętać, ja Erika zgładzić. Może jednak Elin ma inne plany?
- Zapewne pomóc pragnie Agvindurowi. - Wieszczka przysiadła w końcu na skraju łoża. - Zresztą i mnie taki plan się podoba… Chcę sprawdzić czy rzeczywiście poddał się demonowi.
- Też chcę to sprawdzić. - Skald kiwnął głowa w zamyśleniu. - Jeżeli przez pakta z demonem przez te trzynaście lat zatracił Chlothild, poniesie konsekwencje bólu, którego by nie było gdyby z pęt krwi uwolnił mnie śmiercią.
- Ah... więc teraz chcesz go ubić także za to, że dał Ci szansę jeszcze się podnieść, gdy więzy osłabną… - Pokiwała mądrze głową. - Zaiste genialne Freyvindzie… Wiesz, że Elin znienawidzi Cie za to do końca swych dni? - Przekrzywiła leciutko głowę patrząc na niego.
- Elin? - parsknął. - Sam będę żył z wiedzą, że brata krwi zabiłem. Cóże mi wtedy po tym jak Elin patrzeć będzie. On wybrał. Liczyć się musiał z tym co się stanie gdy powstanę ze snu. Nie dziwne, że dopiero Sven mnie przebudził, gdy Agvindur w niewoli. Tak to jest Helleven, że ukojenie rodzi kolejną udręke.
- Coś więcej wiadomo niż w niewoli? Jeśli aftergangerzy go pojmali, to już związany krwią być może… - Zmarszczyła brwi z namysłem.
- Któż to wie… Może czas dowiedzieć się więcej? - Ruchem głowy skald wskazał drzwi.
- Jeśli jego śmierci pragniesz, nie myśl, że ruszę gdziekolwiek z Tobą. - Stwierdziła spokojnie i ku drzwiom ruszyła. Skald podążył za nią bez słowa. Helleven zatrzymała się jednak w pół drogi i odwróciła do niego:
- Wiesz, że nasz trzynastoletni sen mógł być też częścią ceny? - Zapytała nagle.
- Jakiej ceny?
- Jeśli brat Twój paktował z demonem… Cena za te wszystkie podboje niemała… Wielki zdobywca, poskromiciel krześcijaństwa… lecz samotny jeno z demonem u boku. - Uśmiechnęła się niezwykle smutno jak na nią. - Nie wiemy wszystkiego… I nie wiemy jaką cenę przyszło mu płacić… Choć jeśli go złapano.. obawiam się, że właśnie zaczął spłacać dług… z nawiązką.
- Tyle wiemy, że prosiłem go o opiekę nad dziewką gdybym z kraju Franków nie wrócił. On zaś zakołkował mnie, ją przywłaszczył, pakta z piekielnikiem zawarł i lat trzynaście trzymał mnie z kołkiem w sercu. Tyle wiem. I za to zginie. Ale owszem, nie wiemy wszystkiego. Może coś lub ktoś więcej światła na to rzuci.
Volva jeno głowa potrząsnęła ze zrezygnowaniem i ku drzwiom ponownie ruszyła.

* * *

Wyszli z pomieszczenia pozostawiając Pogrobca z kołkiem w sercu. Freya korciło trochę aby go obudzić i skonfrontować ze słowami Helleven, ale jako że dopuszczał choćby niewielką szansę, że zdrada berserkera jest prawdą… odpuścił. Volund w jedną chwilę wypuścić z sękatych palców mógł śmiercionośne szpony. Frey nie miał nawet miecza. Udali się do halli w poszukiwaniu Svena i Thory.
Wieszczka nie odezwała się ponownie we własnych myślach zatopiona.

* * *

Wyszli z sali do głównej izby i głowy w górę z zaskoczeniem zadarli oboje. Budynek wielkim się im zdał i przestronnym a służby wiele w sobie mógł zawrzeć. Sven pochłonięty był rozmową ze swym hirdmanem i trójką mężów na kupców wyglądających. Thora staruszka drzemała na poczesnym miejscu tuż obok tronu jarla na podwyższeniu. Otulona skórami, opatulona ciepłymi wełnianymi chustami, niby to nadzorowała pracę służby. Siły jednak ją opuszczały widocznie, lecz nikt nie śmiał snu klucznicy przerywać.
Svena traktowano z szacunkiem, co obserwujący go bacznie mogli zauważyć, że wprawia go w niejakie zakłopotanie. Jednak rolę swą pełnił z podniesionym czołem i rozważnie.
- Szanują go Freyvindzie… Miej to na uwadze. - Szepnęła volva do skalda.
Wielka sala miała zaś dwa paleniska wielkie, długie stoły i ławy, bogato ozdobione i delikatnie rzeźbione, że czasem przyjrzeć się trzeba mocno było by wszystkie szczegóły wychwycić.
Posągi Odyna i Freyi wychodząc z sali minęli obwieszone srebrem, koralikami, z sutymi darami ułożonymi u stóp.
Potomek skalda gdy ich ujrzał skinął rozmówcom swym i podszedł do volvy i Freyvinda.
- Naradziliście się? - spytał krótko patrząc uważnie to na jedno to na drugie.
- Dla mnie od początku było jasno, że pomogę. - Odrzekła spokojnie wieszczka. - Jeno więcej szczegółów poznać mus.
- Zaraz o tym pomówimy, na razie trzeba mi czterech silnych i odważnych wojów, oraz miecza - Freyvind przemówił zaraz po niej.
- Wojów na co? - Sven zmarszczył brwi lekko.
- Volunda chcę wybudzić, ale nikt wiedzieć nie może jak zareaguje na to co nam Agvindur uczynił i na to o co spytać go potrzeba. On z rodu Odindisy, a oni nigdy nie są bezbronni. Pazurami świat na strzępy rozedrzeć mogą.
Spojrzenie jakie Helleven posłała Lenartssonowi na jego stwierdzenie o rodzie Volunda mówiło wiele co wiedząca sądzi w tej chwili o skaldzie, słowa jednak nie rzekła.
Sven spojrzał to na volvę to na skalda
- Pewniście? - krótkie pytanie padło w ich kierunku.
- Nie, dlatego zbrojnych potrzebuję i broni - odpowiedział skald.
Jarl wyraźnie czekał na zdanie i jasnowłosej wiedzącej.
- Nie, na chwilę obecną zbyt niebezpieczny. Myślałam, by go krwią związać i dopiero wtedy budzić. - Wzruszyła ramionami. - Ale pewnie na to czasu nie będzie.
- Skoro żadno z was pewności nie ma, gdzie tu rozsądek? - Sven oczy zmrużył.
- Nie o rozsądek idzie. Wywiedzieć się nam czegoś trzeba. - Skald spojrzał na wieszczkę. - Nie dam Ci go związać.
- Taaak… Nie pomagasz nam Freyvindzie… - Westchnęła Helleven. - Pragniesz Volunda do pomocy zabrać?
- Albo on zdrajcą, albo Ty Helleven kłamliwie o zdradę go obmawiając. Twoje słowa słyszałem. Jego nie.
Volva głowę lekko przed Svenem zniżyła.
- Jak widzisz… Tak to zawsze wyglądało. - Uśmiechnęła się leciutko. - Jeśliś uważasz, że jego pomoc bardzo się przyda lepiej zezwolić na tą szopkę, byle szybko przejść do rzeczy ważniejszych.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline