Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2017, 10:37   #11
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
- Nie!! - Krzyknęła przerażona wieszczka i wyrwać się France próbowała. - Chlo! Puść mnie! Ja muszę z nim płynąć! Ja mam rozkaz! - Rzucała się niczym ryba w sieci ale uścisk dziewczyny nie zelżał, wzmógł się za to i Chlothild owinęła swe ramiona wokół niej zakleszczając ją.
Hirdmani co się rzucili by jarla swego wspomóc stanęli ostrożni i spięci wokół. Agvindur powoli złożył ciało Freyvinda na ziemi. Na jedno kolano przyklęknął, włosy odsunął z twarzy.
Thora doskoczyła niby młódka.
Pstryknęła palcami na jednego z młodszych wojów:
- Kołek! - rzuciła rozkazem niczym śmignięcie biczem, a młodzieniec ruszył z kopyta.
Agvindur głowę uniósł i do Bjorna rzucił:
- Wstrzymać ją - a hirdman ruszył w stronę volvy.
Elin o kołku słysząc jęknęła cicho i pewnie opadła by na kolana, gdyby nie kolejne polecenie jarla. Cofnąć się chciała przerażona.
- Nie.. proszę… Agvindurze… - Wyszeptała nim dzika panika ją chwyciła. Zawyła niczym ranne zwierzę próbując się wyrwać… i nagle zamarła rozglądając się zdziwiona i szybko oceniając sytuację.
- Puść mnie Chlothild. - Rzekła Helleven opanowanym, chłodnym tonem ręce spuszczając wzdłuż ciała. - Już w porządku.
Franka posłuchała lecz dłońmi ukradkiem po krągłościach volvy przesunęła, Bjorn broń obnażoną w pogotowiu przed wiedzącą trzymał.
- Czego stoicie? Rozkaz wydałem! - Agvindur warknął na wojów poganiając ich ponownie w stronę portu. Dłoń wyciagnął do młodzika co z kołkiem grubym powrócił i bez wahania wbił w pierś Lenartssona.
Chlotchild cicho syknęła na ten widok.
- Zły będzie, oj zły… - mruknęła dmuchając ciepłym powietrzem w ucho aftergangerki.
Wiedząca stała spokojnie nie czyniąc żadnych gwałtownych ruchów, jednakże nawet ona wzdrygnęła się lekko, gdy kołek przebił ciało skalda. Na słowa Franki uśmiechnęła się nieznacznie.
- Wydawało mi się, że taki był cel jego… - Odpowiedziała szeptem. - Choć chyba wolał ostatecznie rozwiązanie, czyż nie?
- Nie był sobą… - blondynka ramionami wzruszyła wydymając usta. - Co teraz?
- Dobre pytanie… Ale to Ty wiesz raczej gdzie jarl wysłał swych ludzi. - Odparła i na Agvindura pojrzała pytająco.
- Łódź przeszukać kazał za glejtem. Nie masz go? - rzuciła z kpiącym uśmiechem obserwując jak wojowie ciało skalda do skrzyni składają i zabijają drewnianymi trzponami. - Bo widzę, że i on nie miał. Do Francji nie wygląda jakby płynąć wam pozwolił. Będziesz rozpaczać? - zapytała z ciekawością.
- Glejt? - Zdziwiła się wiedząca. - Mi nawet kości moje zabrano… - Parsknęła ze złością ale zadowolona była, iż Elin zdołała coś nowego powiedzieć. - Nie wiem… - Mruknęła na kolejne pytanie. - Jam rozkazów bezpośrednio nie słyszała.
- Mhm… - zamruczała cicho Franka obserwując zbliżającego się aftergangera.
Helleven przyglądała mu się spokojnie stojąc wyprostowana i poważna.
Agvindur upewnił się, że volva chwilowo szaleństw ni kroków nieprzewidzialnych czynić nie zamierza. Siadł z zadumaną wielce miną na ławie, czekając aż łódź z więźniami zostanie zbadana. Ciało Volunda w skrzyni kazał przenieść i Thorze jedynie wydał rozkaz gdzie złożyć. Kilku faktycznie nagiusieńkich wypędzono w mrok nocy by rozumu a szacunku nabrali.
Volva powoli do jarla podeszła, by usiąść przy nim.
- Cóż teraz? - Zapytała skrzyni z berserkerem się przyglądając ze zmrużonym okiem.
Odgarnął włosy za ucho i z rąk klucznicy róg krwi przyjął.
- Teraz sprzątać mi trzeba po waszej wyprawie. Sprawdzić ile szkód narobione i czy bezpieczeństwo Danii zapewnić można… - wyglądał na rozczarowanego bezbrzeżnie. Jakby nadzieje jego rozbito. - Aros to niezwykłe miasto. Z rąk go wypuścić nie można.
Zmilczała przez chwilę przełykając gorzką prawdę ale i złość, gdyż nie wszystko ich winą było. Nie miała jednak w zwyczaju się tłumaczyć, gdyż to sprawy nie rozwiązywało. Zamiast pustych słów należało zrobić coś co mogłoby pomóc szkody zminimalizować. Zamyśliła się więc i rzekła w końcu.
- Jarl Erik, gdy do Tisso odpływał zapraszał mnie do siebie. Po czym wnioskować mogę, iż szansę na rozmowę z nim mam, by spróbować załagodzić sytuację…. Jeśli nie w mocy wroga. - Dodała wzdychając. -
I gdybym smyczy nie miała ciągnącej mnie gdzieś do Franków. - Odparła ostrożnie.
- Posłańcy Erika byli u mnie siedem nocy temu. Jeśli do Francji wkrótce nie zawiniecie, wiedzieć będą - kimkolwiek są. Lub się domyślać. Roszczenia jarla wysokie. Wydać mam mu skalda i zrewanżować za straty w majątku i ludziach. - pokręcił głową - Z resztą… więzy krwi zerwać niełatwo.
W słowa wpadła mu Thora, ponownie podchodząc i niewielki zwój niosąc z czerwoną pieczęcią.
Skinął jej głową:
- Widziałaś to wcześniej? - spytał Helleven.
Spojrzała na zwój i pokręciła lekko głową.
- Nie ale pieczęć taka jak znak na sygnecie… - Odrzekła myśląc intensywnie nad czymś. - Spokoju mi ten mąż jeden w królewskie szaty ubrany nie daje… - Wzięła jakiś patyk i zaczęła kreślić wizerunek na ziemi, byle tylko nie myśleć, iż jednak płynąć będzie musiała. Widząc jednak, że nie wychodzi, ze złością zamazała i kolejną próbę z uporem podjęła. W końcu pojrzała na swój rysunek, która nie był może dziełem sztuki ale choć trochę przypominał męża z wizji. - Starszy, postawny, z pociągła twarzą, z zadbaną, długą brodą, duże, szare oczy. - Wyrecytowała stukając w ziemię obok swego dzieła.

W czasie gdy volva z zacięciem sztuce się oddawała, Agvindur pieczęć złamał i rozwinął zwój.
- Na demony! - łupnął pięścią w stół przyglądając się zwojowi ze złością. Szpurnął nim na stół aż przeleciał prawie na drugi kraniec. Rozwścieczony rzucił wzrokiem na dziełko Helleven. - To ten co w wizji twej się jawił z kobietą co cię związała krwią?
Volva stoicki spokój zachowała na wybuch jarla i głową skinęła.
- To od niego ona pierścień otrzymała i to nawet on zdawał się jej obawiać, gdy ze swą towarzyszką w cieniu były… - Odparła zerkając na pergamin, po czym na Agvindura. - Mniemam, że coś Ci to mówi?
- Nic nie mówi! Odczytać nie potrafię! - wrzasnął sfrustrowany.
- Możemy Chlothild zapytać, ponoć szlachcianką była… Może odczytać będzie potrafiła. - Helleven ciągle spokojna była.
- Clothchild? - Agvindur mruknął - Aaaa ta dziewka Freyvinda. - brwi zmarszczone tym razem nadawały mu wyrazu groźby.
Chlo za to siedziała niewinnie pod drugą, odległą ścianą z buzią nieco zasmuconą, nieco spokojną. Pogryzała żytnie placuszki bez smaku i chęci wielkiej.
Wiedząca wstała i do dziewczyny podeszła przyglądając się jej uważnie.
- Umiesz czytać w Waszym języku? - Zapytała.
Kiwnięcie jasną główką musiało starczyć za odpowiedź, bo usta pełne jedzenia znowu były.
- Potrzebujemy, by ktoś glejt przeczytał. - Powiedziała spokojnie volva. - Podejdziesz?
Z lekkością z ławy wstała i włosy odsunąwszy z twarzy ruszyła ku siedzącemu jarlowi z gracją i wdziękiem w ruchach. Po papier sięgnęła i lekko zmarszczywszy brewki linię po linii drobnego acz wielce ornamentowego pisma rozszyfrowywać poczęła.
Helleven za nią wróciła i ponownie przysiadła wpatrując w dziewczynę z namysłem.

Franka czytać powoli zaczęła, czasem przerwy czyniąc by słowa w języku północy odnaleźć:

Cytat:
Ku wiadomości twej.
Sprawy układają się pomyślnie. Zgodnie z przewidzeniami naszymi, lokalnie niewielkie trudności póki co napotkalim i koszty niezbędne ponieślim tak w dobrach jak i ludziach. Nie frasuj się jednakoż, gdyż Byk Północy nie zdaje się sytuacji ni jej szczegółów pojmować.
Wieści z pozostałych stron krainy zbierane również wskazują na przychylne przyjmowanie naszych wysłanników: Alma z Hedeby, Piers z Viborga posłańców słali, że ludność przyjaźnie przyjmuje głoszenie słowa pańskiego przez Ansvara. Z miejsc tych wysyłać misje poczniemy za tygodni kilka w Skanię po czym cudów w imieniu pańskim dokonamy by ludność przełamywać na swą stronę.
Aros zabezpieczone na dowód czego ślemy ci niespodziankę: trzech posłańców, którzy mili oku twemu być mogą. Skalda tutejszego co sławą się cieszy ogromną, okazję miałeś poznać. Jednooką wiedźmę tutejszą co wolę bogów czyta, może przydatną być zatem w tem względzie i tobie. Dwójka pierwszych, do wykorzystania jako reditus nigri przeciw Bykowi Północy wedle woli Twej, co sprawę szybciej na naszą stronę przechylić może. Na ich towarzysza, co pismo przekaże, baczenie miej, bo z trójki całej najniebezpieczniejszy. Swego podopiecznego o pomoc w materii wyjaśnienia czemu poproś.
Nadzieję pokładamy, że pismo to przyniesie nieco uspokojenia. Czasu trza i cierpliwości lecz osiągniesz swój cel i zemsty dokonasz. Koncentruj się jeno na wzmacnianiu władzy w Ile-de-France i zbieraniu sił zbrojnych, floty i zasobów.
S.
Zakończyła wzrok podniosła na jarla i Helleven.
- Interesujące wieści… - mruknęła.
Wieszczka sztywno siedziała, gdy kolejne słowa Chlothild odczytywała. Więc nie tylko Hedeby ale i inne miejsca już mieli po swojej stronie? Syknęła cicho, gdy Franka o wykorzystaniu ich przeczytała. Mogła się domyśleć, dlaczegoż inaczej wysyłać z dala od siebie świeżo co krwią związanych? Wzrok ku Agvindurowi skierowała nie mówiąc nic jednak, czekając na jego reakcję.
Rąbnięcie pięścią w stół złamało go w pół a niewolni zatrwożeni wzdrygnęli się. Bjorn wpadł do środka rozglądając się czujnie lecz widząc sytuację pytająco popatrzył na Thorę i volvę.
- Do kogo pismo pisane wiadomo? - warknięcie skierowane było do Chlotchild.
- Nie… - nieco strwożona pokręciła jasną główkę - … jeno sygnatura “S”.
- Nikogo o imieniu na “S” nie spotkaliście? - spytał jarl.
Helleven zdziwiona reakcją aftergangera nie była, choć nawet i ona wzdrygnęła się lekko, gdy stół przełamany na pół został. Na pytanie Agvindura pokręciła lekko głową.
- Nie. - Odpowiedziała krótko po czym na Frankę spojrzała i swój rysunek wskazała. - A kogoś Ci może przypomina to.. com tu nakreśliła? - Zapytała jej. - Starszy, postawny, z długą zadbaną brodą i dużymi, szarymi oczami?
Blondyneczka przyklękła nad wydłubanym w klepisku malunku z przymrużonymi oczami. Wydęła usteczka i zmarszczyła nosek.
- Mmmm - mruknęła - Niee-eee… nie bardzo… - odrzekła z wahaniem wciąż jednak wpatrując się w patykowe dzieło.
Wieszczka zrezygnowana ręką machnęła.
- Ostaw… sensu to większego nie ma…Chyba, żebym znów spróbowała… - Dotknęła pierścienia z namysłem.
Agvindur siedział w ciszy, gdy dwie kobiety wymieniały się uwagami. Zatopiony w myślach, niewidzącym spojrzeniem wpatrywał się w obrazek, nad którym radziły.
- Alexander musiał się wywiedzieć … - rzekł głuchym tonem - … jeno co zamierzają? Czego nie pojmuję? Szpiegów przysłał swych by Skanię przejmowali? Szpiegów z mnie najbliższych czyniąc?
Spojrzał nagle ostro na Helleven.
- Tym bardziej czas mnie goni. - spiął się powstając.
- Bjorn! - ryknął na głos - Ludzi zbieraj, z misją ruszą. - wywarczał do hirdmana, gdy ten stanął obok służbiście..
- Wiem.. - pisnęła cicho Franka stojąc obok volvy.
Siedziała spokojnie nawet pod wzrokiem jarla, choć w głowie setki myśli przelatywały. Nie puści ich teraz, to pewne. Wieszczka ukłucie niepokoju poczuła. Tylko co? Kołek i czekać, aż on sam się wszystkim zajmie? Zacisnęła ze złości usta ale jej uwagę odwrócił pisk Chlothild.
- Co wiesz? - Zapytała zdziwiona.
- Kto to… - cienki paluszek co jeszcze niedawno zaciskał się silnie na ramieniu volvy wskazał na klepisko.
- Kto Chlothild? Kto? - Zapytała dziewczyny z napięciem.
- Z monet bitych we Franci podobnego mu kojarzę. To stary król, potężny, z rodu co moją rodzinę prześladował. - wyjaśniała Franka - Zwał się Charlemagne. - wypowiedziała z frankijska - Karolus Rex - dorzucając jakby gwoli wyjaśnienia. - Jeno… on zmarł jeszcze przed moim urodzeniem.
Wieszczka słuchała uważnie kiwając głową ale przy ostatnich słowach ramiona jej jakby lekko opadły.
- Wysłanniczka nieżyjącego króla? - Zamruczała cicho. - Ale jeśli ze starym współpracowała to i z nowy pewnie by mogła… Dziękuję Chlothild. - Skinęła dziewczynie głową poważnie i wzrok na jarla skierowała sprawdzając, czy jest to moment by mu przerwać.
- Wszyscy wyjść. Ty zostań - Agvindur wydał rozkaz bez oglądania się by sprawdzić czy zostanie wysłuchany. Rzeczywiście mieszkańcy ruszyli ku wyjściu spiesznie by wolę pana swego spełnić.
- Volvo, zostań. - rzekł władczo jarl. Odczekał chwilę by drzwi do chaty za ostatnim z niewolnych się zamknęły. - Rozwiązanie mam niejakie…
Wiedząca wstała gdy wszyscy ruszyli ale na polecenie pana na Ribe zatrzymała się marszcząc lekko brwi. Czyżby nadszedł ten moment? Skinęła powoli głową na jego słowa.
- Zanim jednak je wprowadzisz… Chlothild poznała męża z mej wizji. - Starała się mówić spokojnie. - To dawny król Franków… Ka… Karolus… Rex.
- Król Franków? Zatem …. zatem to polityczna sprawa… - zadumał się by znowu otrząsnąć się i podejść do stojącej sztywno aftergangerki. - Sprzymierzeńców mi trzeba. Jedności coś w wizji podczas thingu przepowiedziała. Rzekłaś wcześniej, że Erik może cię posłuchać. Ruszysz tam zatem?
Zdziwienia w błękitnym oku trudno było nie dostrzec.
- Gdybym mogła, to bym ruszyła. - odparła ostrożnie.
- Spróbować pomóc zechcesz? - dopytywał stając blisko i ponownie górując nad wiedzącą.
- Jeżeli jest jakiś sposób, to mi go podaj. - Odparła wpatrując się w niego z determinacją. - Chcę pomóc i tą hańbę zmyć z siebie…
- Z więzów wyzwolić się można. Znam dwa sposoby: jeden to czas. Drugi to więzy krwi z kimś kto więzy mocniejsze może stworzyć. - dłońmi przesunął wzdłuż ramion volvy - Pewności nie mam, jak potężną jest kobieta co was spętała. Ale… spróbować można z więziami do kogo innego… - spojrzał w oko wiedzącej - … co rzekniesz?
Stała prosto, smukła przed nim z głową dumnie uniesioną, gdy kolejne słowa z ust Agvindura padały.
- Inne więzy krwi powiadasz… - Rzekła powoli w myślach ten fakt na wszystkie strony rozważając. - To jedyny sposób?
- Nie znam innego sposobu niż te wymienione.
Zagryzła wargi odwracając lekko wzrok od niego. Z własnej woli poddać się więzom, by zerwać te, które szkody uczynić mogą… Nie podobało się jej to, wcale, a wcale. Niemal parsknęła na myśl, że wystarczy by Elin przywołał, a ona pewnie z radością się zgodzi… On jednak ją pytał. Spojrzała na jarla uważnie, przeszywająco, jakby przeniknąć jego umysł próbowała i w końcu pokiwała delikatnie głową.
- Niechaj tak będzie… - Rzekła z lekką niechęcią w głosie ale w oku na nowo rozbłysła determinacja.
Nie spuszczając spojrzenia z jej twarzy, nadgryzł skórę na nadgarstku. Drobne, karmazynowe krople wycisnął, a ich zapach wprawił Helleven w drżenie.
- Czasu tracić nie możem, by próby przeprowadzać. - ponaglił cicho oczekując na decyzję w świetle faktów.
Ujęła ostrożnie dłoń jego.
- Jestem Helleven, Agvindurze.. - rzekła patrząc mu w oczy, by po chwili nachylić się i skosztować nektaru z żył jego.


Trzy noce pełne zajęć były, gdy Agvindur wici słał w wiele stron Skanii.
Dodatkowo, po Sighvarta posłał również by więcej wiadomości zaczerpnąć o Volundzie, przed jakim ostrzegała tajemnicza S.
Ciało skalda złożone było i Thora krew mu zapewniała, zaś Chlo stróżowała przy nim nie odchodząc niemal. Obmyła pana swego i na krok się od niego nie oddalała.
W międzyczasie jarl z Helleven radził, by do Tisso ruszyła by jarla tamtejszego ponownie do współpracy przekonać i całość obrazu ujawnić. Dary przygotowywali wspólnie i orszak posłanniczy. Pięciu ludzi dostała do pomocy wraz z ludźmi na snece. Z Ribe wprost do Tisso płynąć miała…*
Volva lekko odmienioną się zdawała, więcej z ludźmi rozmawiała, szczególnie z tymi, którzy mieli jej towarzyszyć w wyprawie do Tisso. Chlothild o Francję wypytywała, pragnąc znać większy obraz sytuacji. Świadomość tego jak bardzo Elin dała się zmanipulować i kierować tkwiła w niej niczym cierń, a wiedza jak bardzo Danii zaszkodzili własną głupotą sprawiała, że miała ochotę wyć z wściekłości. Energią swą całą przekierowała więc na przygotowania do wyprawy. Wiedziała, że to jej jedyna szansa, by choć trochę wspomóc Agvindura.
- Sprawy Freyvinda z pewnością nie uda się uniknąć. - Rzekła do jarla. - Czy na jakieś ustępstwo w tej kwestii mam się zgodzić? Choć nie sądzę, by brat Twój zdobył się nawet na zwykłe przepraszam… - Dodała.
- Wiem, że Erik wielką niechęcią darzy Freyvinda, i do upokorzenia jego będzie dążył z sił całych. Tu zwykłe przepraszam nawet by nie wystarczyło. Wysłuchaj i jeśli żądania nie bedą wygórowane, postaraj się go ułagodzić. Jeśli żądać będzie wielkich rzeczy, na czas zagraj i posłańców poślij do mnie.
Pokiwała powoli głową.
- Tak uczynię…. - Zamyśliła się na moment. - A gdyby jeden z jego ataków na Erika winą obarczyć tą kobietę… Wszak skoro przybiera różne postacie, mogła i za Freyvinda się podać by Ribe z Tisso poróżnić… - Zerknęła na jarla jak na taki pomysł zareaguje.
- mmmm - zamruczał Agvindur, rozważając propozycję - Nie, za łatwo sprawdzić to można. A Erik zapewne szpiegów swych wysłał w swe zastępstwo do miasta.
- Jak uważasz… - Zgodziła się, w zasadzie nie oczekiwała innej reakcji. - Choć wtedy panowało takie zamieszanie… - Błękitne oko się nagle rozszerzyło, gdy zdała sobie sprawę, co pominęła w swych rewelacjach i zaklęła cicho. - Agvindurze… z tego wszystkiego nie wspomniałam jeszcze o tych, którzy wspomagają te dwie kobiety. - Zagryzła wargi. - Mówiłam, iż nam ludzi wyłuskiwali, prawda?
- Tak, pojedynczo. I cóż? Thralli mają? Wiesz ilu?
- Z początku pojedyńczo… Potem zaatakowali. Wybili w mgnieniu oka prawie wszystkich ludzi, którzyśmy na straży mieli, a Erik ze środka husu nic nie słyszał… Krótko przed tym Erik i Freyvind poczas wspólnej drogi do kupców zaatakowani zostali, Freyvindowi udało się napastnika pokonać… To był afterganger. Szybki niemal jak on. Nie wiem ilu ich może być w mieście… - Skrzywiła się lekko. - Mnie i Volunda w tym czasie w obozowisku nie było… - Zmrużyła lekko oko zastanawiając się czy to przypadek czy nie.
- Czyli dwie kobiety i iluś, nie wiadomo ilu aftengangerów więcej Aros opanowało. - spojrzał na Helleven - A Tissø po drugiej stronie zatoki…- rzucił gniewnie z ogniem wściekłości w oczach - Spieszyć się trzeba, volvo.
- Zrobię co w mej mocy. - Odrzekła z ponurą determinacją. - Mogę też spróbować wywiedzieć się ilu ich jest. - Dodała ciszej.
- Jeśli zdołasz. Pierwszeństwo jednak Tissø i zapewnienie współpracy Erika. Do Aros poślę kogoś i sam ruszę na thing.
- Oczywiście. - Przytaknęła. - Thing? Gdzie zwołujecie, jeśli wiedzieć mogę? - Zapytała ostrożnie.
- Tym razem w Jelling. - rzekł cicho - Gudrunn opuszczać nie chcę. a jej pomoc przyda się w nadchodzącym czasie.
- Każda pomoc się przyda… - Odparła powoli tłumiąc ukłucie zazdrości. - Gdyby Bogowie dali, by i Odger się zbudził. - Westchnęła cicho. - Czyli posłańcow do Jelling w razie czego słać?
- Nie, ślij do Ribe. Będą wiedzieć tu ludzie co dalej. Rozkazy zostawię.
- Zatem tak uczynię.


Podróż do Tisso


Trzecia noc najbardziej pracowita była, gdyż Helleven miała właśnie wtedy wyruszyć. W całym rozgardiaszu przygotowań pękły ostatnie więzy jakimi złączona została z tajemniczą aftergangerką i wykute zostały nowe, silniejsze, gdyż volva w jakiejkolwiek postaci by nie była coś do jarla Ribe czuła. Helleven jednakże nawet teraz daleka od ukazywania swych uczuć była i całą swą uwagę skierowała na ostatnie przygotowania chcąc się upewnić, że o niczym nie zapomniała. Gdy już wszystko gotowe było stanęła przed Agvindurem głowę pochylając.
- Dziękuję za tą szansę… Tym razem nie zawiodę. - Rzekła a z błękitnego oka determinacja wyzierała.

Gdy sneka port opuszczała volva długo przy burcie stała w brzeg się wpatrując.
Towarzyszący volvie hirdmani uczynni byli i przyjaźni i widać, że Agvindurowi sprzyjający. Ludzie do łodzi przydzieleni zdawali się wprawnymi w sztuce i Volva miała spokojne godziny na przemyślenia, układanie planów i przygotowanie się do spotkania z panem nad jeziorem Tyra.

Do snu ułożyła się jak zwykle…
… by przebudzić znacznie wcześniej niż zwykle. Zmysły drażniły z toru wyrywając.
Ból przeraźliwy przeszył jej ciało, gdy promienie słoneczne poczuła na skórze.
- Dalej! Nim się całkiem przebudzi!
Zdezorientowana poczuła czyjeś dłonie twardo ją przyszpilujące do dna skrzyni, a w tle… w tle szczęk broni i odgłosy walki?
Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić tępe uderzenie w piersi poczuła jakby kto jej kamień ciężki uwalił. Drugie, gdy tąpniecie pod młotem wbiło kołek głębiej. Po trzecim uderzeniu w ciemność zapadła z poczuciem niespełnienia i ulgi…
 
Blaithinn jest offline  
Stary 06-02-2017, 16:26   #12
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Elin

Cisza i spokój ją otaczały, ni głosów bogów ni ludzi nie słyszała. Zapadała się głębiej i głębiej w ciemność co ją otuliła niczym troskliwa matka. Tak było dobrze… spokojniej…
Poddawała się odrętwieniu coraz bardziej, myśli wytłumiały się, uczucia wypłaszczały, wszystko zastępował spokój. Gdy podświadomość poczęła akceptować nowy porządek świata, ciemność stała się szarością.
Szarością co przetykana była setkami, tysiącami, tysiącami tysięcy złotych, cieniutkich niczym pajęczyna nitek.

Gdy opadając i tonąc w oceanie spokoju, przypadkiem tknęła jedną, ta pękła a w ciemności rozległy się ciche śmiechy.

Wtem trzy olbrzymie twarze wokół niej się pojawiły, zostawiając Elin płynącą bezwładnie.

Jedna młoda, piękna i świeża, druga dojrzała z oczami co widziały wiele i pierwszymi zmarszczkami. Trzecia pomarszczona, niemal ślepa z dwoma czy trzema zębami, pozostałymi w rozdziawionych śmiechem ustach.
- Jak łatwo przyszło przeciąć czyjąś nić… - zaśmiała się młódka.
- Naprawić się jej nie da… - dorzuciła starucha śliniąc się nieco ze śmiechem.
- Może jednak inne ocalić dasz radę? - twarz trzeciej kobiety do volvy się przybliżyła, ta zaś w jej oczach dojrzała współczucie. - Idź i czyń, dziecko…


Elin oczy otworzyła, w łuk wygięła chwytając łapczywie haust powietrza w martwe płuca.
Usiadła nagle, czując w piersi ból. Nad sobą ujrzała twarz staruszeczki bezzębnej, co znajomą się jej zdała. Nieduża, drobniutka, memlająca coś ustami obwisłymi, niemal łysa…

Ryk rozpaczy dobiegł wiedzącą i szamotanie z prawej strony, jakieś słowa dochodzące raptownie, przez mgłę, jak po zbyt długim śnie...

A potem zamglone starczymi bielmem oczy przywarły do twarzy Elin i szept ku niej popłynął:
- Czas byś pomogła mu, gołąbko. On teraz w znacznej potrzebie…


Freyvind

Ból i mrok ulgę przyniosły.

Czasem docierały do niego głośniejsze słowa, zdania lecz świadomość skalda ku innemu światu się zwróciła.

Widział siebie z daleka kroczącego śmiało i ze łzami szczęścia w oczach ku krańcowi Bifrostu. Przed sobą widział zieleń Idawall i czuł boskie zapachy kwitnących kwiatów, powiew przyjemnego zefiru chłodzącego rozgrzane walką ciało.
Tuż niedaleko stał największy z widzianych do tej pory langhusów, co dach z tarcz złożony miał. Wrota halli otworem stały, a głosy radosne i podniosłe z niej słychać było. Przy wielgachnych drzwiach ujrzał Wszechojca co z wojownikami swymi słów kilka zamienił.
Freyvind obserwował siebie krok czyniącego ku Valhalli, by szybciej, by prędzej się z Odynem ujrzeć, by na jego łaskę się zdać, by miodu boga spróbować, gdy…
… przepaść powstała między mostem a równiną, a Freyvind zachwiał się równowagę tracąc.
Rękami machał rozpaczliwie, by w końcu w odległość bezpieczną od kraju wejść.

Załkał ze smutku i bólu złamanego serca…

..wstępu do Valhalli nie otrzymał?

- NIE CZAS JESZCZE… - zabrzmiał głos jak grzmot, a Frevind poczuł jak jaźń jego się łączy na nowo.

Z głośnym krzykiem smutku zerwał się, ledwo świadom biec gdzieś chciał.

- Uspokój się! Spójrz na mnie! - dobiegł go głos z prawej strony, gdy zmysły łapały zapach i smak krwi w ustach. - Ojcze, potrzebnyś teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Przez oszołomienie słowa dochodziły i świadomość jeszcze kogoś… kobiety jasnowłosej...siostry...krwi
… i jeszcze kogoś…
Skald rozglądał się raptownie...na stole po lewej widząc jeszcze jedną sylwetkę… męża z ośćcem drewna z piersi sterczącym...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-02-2017 o 16:35. Powód: kosmetyka, literówki
corax jest offline  
Stary 12-02-2017, 16:22   #13
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven
Wieszczka wpatrzona w kobiecinkę próbowała przypomnieć sobie skąd ją zna lecz dopiero słowa szeptem wypowiedziane ją naprowadziły.
- Thora… - Aftergangerka objęła delikatnie staruszkę bojąc się, by krzywdy jej nie uczynić. - Thora… Ile… czasu? - Zapytała z rosnącym przerażeniem. - Gdzie… gdzie Agvindur? - W pytaniu rozpacz się czaiła.
- A Thora, Thora - pokiwała głową na cieniutkiej, zasuszonej szyjcie kobieta - gołąbeczko. - westchnęła ciężko - Czasu...czasu sporo. No wstawaj, wstawaj. Powoooli. - marudziła jak to zwykła robić klucznica znana volvie.
Elin przyjrzała się kobiecinie jeszcze raz i głową skinęła twarz chowając, by nie ujrzała krwawych łez po policzkach spływających. Thora nie zmieniła się przez te wszystkie laty w czasie których mieszkała w Ribe ani ociupinkę, a teraz… Wieszczka wiedziała, że kto jak kto ale klucznica czasu ma niewiele. Uniosła się jednak uważając na staruszkę i rozejrzała uważnie po pomieszczeniu… dopiero wtedy orientując iż odzyskała utracone oko.
Obok niej skald na łożu wielkim półsiedział, obok niego bogato ubrany stał potomek jego co go przed bitwą o caern przemienił. Ledwie kilkanaście dni temu. Do sali wszedł uposażony hirdman zwracając się do niego per “jarlu”. Na ostatnim łożu zaś leżał ktoś jeszcze. Trzeci ich kompan, z kołkiem w piersi.
Thora wbiła kruche lecz silne palce w ramię Elin.
- Głodnaś?
- Trochę… - Odrzekła niepewnie patrząc na to wszystko. - Ale to poczekać może…. Sven? Uratowany…. - Ociupinka nadziei w głosie volvy przebrzmiała na widok syna Lenartssona. Później jej wzrok pobiegł ku Volundowi. - Thoro… a Volund czemu wciąż z kołkiem? - Zapytała niepewnie.
- Agvindur kazał przekazać, że zostawia Tobie decyzję. Boś swiadectwo dała, że on niebezpieczny. I byś Helleven wezwała. - Thora chude ramionka rozłożyła. - Tako kazał przekazać.
- Niebezpieczny… Agvindur.. co z nim? - Zapytała by słowa Svena usłyszeć i powoli ruszyć w kierunku dwóch aftergangerów.
Freyvind tymczasem patrzył na osobę przemawiająca do niego.
On nie mógł być tym kogo wzrok aftergangera rejestrował, kolejna ułuda w śnionym śnie. To pochylił się suto ubrany młody hirdman Sighvarta, co go Lenartsson przemienił na złość i przekór.
- Freyvind! - rzucił tonem nachalnym, nie dopuszczającym odwrócenia odeń uwagi - Wstawaj, ojcze. Potrzebnyś znowu!
- W snach prześladować mnie będziesz. Za to, żem śmiertelnego życia cię pozbawił w akcie nagłym nieprzemyślanym przebudzając, czy żem ostawił na ratunek nie idąc… wiesz wszak, żem nic począć nie mógł na polanie wilków. - Frey przymknął oczy na widok ułudy Svena pojawiającej się w jego koszmarze.
- Ać, to było…. wiele lat temu… nie trza nam o tym teraz gadać. Wstań. Spróbuj chociaż się ruszyć. Głodnyś jeszcze?

Z tyłu dobiegł głos:
- Jarlu… potrzebnyś.
- Zaraz będę. - odparł Sven - Nie jestem panem swego czasu - zwrócił się do Lenartssona z kpiącym uśmiechem co go skald pamiętał.
- Lat? - Skald był wciąż oszołomiony. - Wilki cię porwały.
- Lat. - przyznał Sven - Porwały. Agvindur odebrał.
- Jak to lat? Gdzie Agvindur, Gdzie Chlothild… - Lennartsson wciąż nie do końca rozumiał co się dzieje.
- Lat. Jedna dziesiątka i trzy. - tłumaczył Sven cierpliwie mówiąc tak by i volva go słyszała. - Agvindur we Francii wraz z Chlotchild co dzielnie służy. Jednak… - potomek skalda zawahał się - … nim Ci wszystko opowiem, wstań. Przejść się spróbuj by siłę ciała sprawdzić po śnie tak długim.
- Jak to we Francji? Czemu…? A Bjarki? Jorik? Karina? - Frey spróbował wstać, choć wciąż czuł się jakby śnił.
- We Francji… Jedna dziesiątka lat… - Volva powtórzyła za potomkiem skalda niczym oczarowana ale po chwili znów klucznice uściskać próbowała. - Żyw… on żyw…. - Aftergangerka rozpłakała się niczym młódka.
Sven przyglądał się szlochającej Elin z niejakim zaskoczeniem:
- We Francii. Wojny toczy z dworem Paryża. Podbojów dokonuje. Ziemie zdobywa. - Sven dumą nasiąknięty był cały - Jeno… - mina mu zrzedła i strapiony się zdawał nagle. - … posłowie ostatnie wieści przywieźli. W niewolę się dostał…
- Bjarki? Karina? Jorik? - skald aż warknął powoli orientując się, że to nie sen.
Wieszczka słuchała z błyszczącymi oczyma wypowiedzi Svena, dopóki ostatnich słów nie wypowiedział. Nić żywota przerwana w wizji… Zerknęła na Thorę.
Staruszeczka pokiwała głową.
- Nasz dawny jarl teraz miano Welanda nosi. Króla północy ustanowił nawet na terenie Francii. Król królów nawet się go boi. - uśmiechnęła się do Elin dobrotliwie a ta klapnęła na łoże słuchając tych wszystkich wieści - I wielce się dał we znaki tamtejszym władykom. A i nie tylko im. Bo dalej w stronę Germanii ciągnął i walczył i zwyciężał. Wielką armię zbudował co do Brytanii ruszyła i bogactwa zwiozła wielkie. Jorik z armii Bjorna Żelaznego walczył, zasługi zdobywał. Żonę pojął, dziecka oczekiwali ale zmarło. Jorik nie wrócił przez roków dwa po tym. Jego brat na Jelling rządzi. - staruszka zmęczona mówieniem była i przysiadła na łożu maluśka i pokurczona.
- Co z Bjarkim?!?! - Skald przejawiał oznaki wściekłości. Łoże na którym leżał pękło, a drzazgi poleciały na wszystkie strony gdy afterganger całą mocą w nie uderzył. Oczy lekko czerwień mu przesłoniła.
Wieszczka Thorę sobą osłoniła.
- Cierpliwości Freyvindzie i uważaj co czynisz, bo ludzi wokół siebie skrzywdzić możesz! - Wyrzuciła mu cicho.
- Bjarki z Kariną z wilkami odszedł - Sven postawił sprawę jasno. - Żywi oboje, nic im.
- Przecież on żyć bez krwi potomków Canarla nie mógł? Jak to z wilkami? Czemu? - Frey zdradzający oznaki balansowania na krawędzi furii spojrzał na Svena przytomniejszym i totalnie zaskoczonym wzrokiem.
Elin zamrugała zadziwiona tą ostatnią informacją chyba najbardziej ze wszystkich poprzednich.
Sven wzruszył ramionami:
- Odeszli, żyją, czasem wieści ślą. Nie zadaję pytań, gdy wiem, że odpowiedzi nie uzyskam albo cena za ich uzyskanie zbyt wysoka będzie. Aaa dla Ciebie mam to - wysupłał zawiniątko z trzosu przy pasie i podał skaldowi - Kazała przekazać, że czeka i wróci.
- Obojeście gotowi by czoła stawić nowemu światu? Pomocy waszej trzeba. Sądzę, że komu jak komu ale wam chęci by zemstę z pomocą połączyć nie braknie. - rzucił spojrzeniem kosym na skalda. - Może się mylę?
- Gdyby pomoc nasza potrzebna nie była… - Frey odwrócił się do potomka i spiął mięśnie. W oczach coś mu błysnęło. - To z kołkiem w sercu leżelibyśmy nie trzynaście lat, a może i trzysta? - Obnażył lekko kły mówiąc to.
Sven spojrzał na swego stwórce z widocznym rozczarowaniem:
- Zapewne, bo obudzenie was to jak spuszczanie wściekłego psa ze smyczy. Liczysz, że ręki co przyjazna nie ugryzie, ale on w gardło ci się rzuca.
- Tsssssyyy, młodziku - Thora podniosła się z łoża i sękatą dłonią ujęła ramię jarla. - Dopiero się obudzili, czas im trzeba… niech pomówią między sobą. Ty sprawy masz do zajęcia się.
Sven z szacunkiem na Thorę spojrzał i krótko głową skinął rady jej chcąc usłuchać, ale Freyvind zareagował szybciej.
- Jak psa… trzymając na łańcuchu, aby spuszczać gdy potrzebny. To polecenie Agvindura było? I wiedzieć chcę co… - We wzroku jego o ile wcześniej coś błyszczało, to teraz wręcz zapłonęło - dzieje się z Erikiem, jarlem Tisso.
Elin do tej pory siedząca ze spuszczonym wzrokiem wstała gwałtownie i do skalda podeszła.
- Tobie jeno Tisso ciągle w głowie?! - Wrzasnęła. - Wszystko…. wszystko co znamy uległo zmianie… Wszystko co próbowaliśmy wcześniej zadziałać obróciło się przeciwko nam… A Tobie Tisso w tym durnym łbie jeno?! Ostrzegałam Agvindura w dniu thingu, by Cie nie posyłał do Aros! Ostrzegałam go! - Pokręciła lekko głową. - Ale teraz to już nie ważne… Mogliśmy we Francji wylądować, gdyby nam nie pomógł… A Tobie tylko niszczenie dalej w głowie… - Wieszczka głowę znowu spuściła i siadła nie czekając na jakąkolwiek reakcję skalda.
- Omówcie sprawy między sobą, a potem zdecydujcie co robić chcecie. Jeśli pomóc chcecie, czas nas goni. Do końca nocy wiedzieć chcę co zrobicie. Jeśli nie podejmiecie się pomocy, bramy wam otworzą byście miasto opuścili. - głos Svena do tej pory dość przyjemny, stwardniał i chłodny się zrobił. - Jam nie Agvindur, polegliwy wobec waszych wybryków być nie zamierzam. - rzucił w stronę skalda i powiódł staruszkę ku drzwiom do sali.
- Co z jarlem Tisso? - powtórzył cicho skald unikając wzroku volvy.
- Odeszli już. - Odparła nie patrząc również na niego. - Mamy pomówić i zdecydować… Moja odpowiedź jest oczywista, pytanie co z Tobą, Freyvindzie.
- Pomsta, jako Sven rzekł. Pierwej na Eriku, potem na Agvindurze.
Wieszczka głowę na to poderwała.
- Krew moja w głowie pomieszać Ci musiała… - Rzekła ze smutkiem. - Nie powinnam pozwolić Wam jej pić… Nie powinnam… - Pokręciła jasną głową powoli. - Więc nasze drogi się rozejdą… - Dodała ciszej czując się tak samotna jak chyba nigdy przedtem. Na słowa te ból targnął skaldem, ból tęsknoty do Elin na samą sugestię rozłąki. W stanie bliskim apatii jednak ni słowem nie odpowiedział. Objął jedynie wieszczkę przytulając do piersi.
Volva twarz w jego piersi schowała i znowu zaszlochała cichutko. Nie wiedziała czemu, winna się cieszyć, że Agvindur sukcesów tyle osiągnął, a ona jeno ból w piersi czuła na myśl, iż nie było jej przy nim przez te wszystkie lata.
Gładząc jasne włosy skald wciąż nie odzywał się, napawając się bliskością może ostatniej bliskiej mu osoby w Midgardr, którą również miał utracić. Noc mijała w ciszy.
Po jakimś czasie Elin uspokoiła się troszeczkę.
- Jeszcze… Volund ostał… - Rzekła cicho. - Thora powiedziała, że Helleven uznała go za niebezpiecznego… Temu go ciągle z kołkiem trzymają… - Westchnęła cichutko i podniosła się powoli. - Muszę go sprawdzić… Bo Helleven raczej się teraz nie pojawi by odpowiedzieć na pytania… - Pojrzała na skalda. - Chyba, że uda Ci się mnie przerazić…
Skald spojrzał na wieszczkę.
- Chcesz tego? Bym spróbował?
Pokiwała powoli głową.
- Może ona... coś mądrzejszego wymyśli… - Dodała cicho.
Kiwnął głowa i trochę wbrew sobie wyszczerzył kły próbując przy tym zmienić oblicze w maskę grozy jak uczył go Agvindur i co udało się mu w namiocie Ahmada.
Elin spoglądała na Freyvinda nie bardzo wierząc, iż będzie on w stanie przy jej obecnym nastroju cokolwiek uczynić ale myliła się. Twarz skalda nagle wydała jej się pochodzić z samych czeluści Niflheimu. Lenartsson mógł widzieć jak przerażenie wyziera z jej błękitnych oczu, gdy próbuje zerwać się do ucieczki na oślep ale ten w ostatniej chwili ją łapie. Szamoce się chwilę jeszcze by nagle spojrzeć na skalda zdezorientowanym wzrokiem.
- Freyvind?
Twarz skalda powróciła do poprzedniego stanu z którego wydzierał apatyczny stan zrezygnowania.
- Helleven? - upewnił się.
- To ja… - Rozejrzała się uważnie. - Gdzie ja jestem? I co Ty tu robisz? Ostatnie co pamiętam… - Dłonie wieszczki ku piersi powędrowały szukając kołka.
- Agvindur - odpowiedział puszczając ją. - Trzynaście lat trzymał nas z kołkami w sercach. Chlo przejął jako swoją służkę, widno z demonem mieszkającym w niej pakt zawarł. Wielkim królem północy jest, nawet we Francji królów ustanawia. Teraz gdy do niewoli się dostał, mój potomek a widno sługa Agvindura zbudził nas bośmy do czegoś potrzebni. Jak psy z łańcucha spuszczane gdy pana najdzie fantazja kogo pognębić.
Słuchała go halii się przyglądając, na ostatnie słowa parsknęła cicho.
- Mnie nie Agvindur zakołkował… - Rzekła powoli. - Ale jak… przeciem na statku… Musiał mnie odbić…. - Skrzywiła się lekko i zaklęła.
- Gdyby nie on zakołkował i odbił, to trzynaście lat by trzymał? - W nutach skalda doskonale znać było szyderstwo.
Wieszczka pod boki się wzięła.
- I swoich ludzi, by wyciąć kazał? - Zapytała również z lekkim szyderstwem. - Ale potem trzymał…. - Westchnęła cicho spacerując przed Freyvindem. - Widać mu niepotrzebna byłam…. Mówisz, że Chlothild wziął ze sobą? - Pojrzała na niego.
- Tak, choć jeżeli przez tyle lat z demonem tyle czynili, to wątpię by to jeszcze była Chlothild.
Wiedząca pokiwała powoli głową myśląc intensywnie. Agvindur wcześniej nie zdradzał chęci wielkich podbojów, ba nawet Aros przecież osobiście nie kierował. Co się zmieniło? Co? Demon? Czy… polityka? Westchnęła cicho i na skalda pojrzała.
- Nie wszystko rozumiem… ale to co się wydarzyło zanim wylądowałam z kołkiem mogę Ci opowiedzieć, tyś w świecie bardziej bywały, ty więcej możesz z tego wyciągnąć… O ile w końcu zaczniesz myśleć, a nie biegać bez rozumu i ładu… Więc? - Zapytała siadając na jednym łożu i wtedy jej wzrok padł na Volunda.
Po skaldzie nie widać było specjalnie zainteresowania.
- Do końca nocy mamy zastanowić się co nam czynić - powiedział. - Czy jak psy ruszymy tam gdzie nas ze smyczy Sven spuści, czy nie. Ja wiem co chcę czynić, zastanawiać się nie muszę. Czas mamy, zatem możesz rzec co wiesz. Nie zaszkodzi.
Helleven oczy zmrużyła i zasyczała widząc ciało Pogrobca zacisnęła jednak pięści wstrzymując się przed chęcią oderwania berserkerowi głowy i spokojna już zwróciła się do skalda.
- To co zdołałam się dowiedzieć, to to, iż ta która Aros przejęła i nas spętała więzami krwi… Tak, to była kobieta Freyvindzie, nie mężczyzna, a już na pewno nie Vsevolod… o którym zresztą zaraz Ci również opowiem. - Na twarzy wieszczki przemknął bardzo nieprzyjemny uśmiech. - Potrafiła ona przybierać różne oblicza niczym maski, udawała Vsevoloda, udawała również Einara, temuż nikt w mieście się nie zorientował. To jednak teraz mniejsza rzecz… Ważniejsza taka, iż ona posłańcem od samego dawnego króla Franków była… Jak Chlo mówiła, że go zwą? Karolus Rex? Mało tego, myśmy. We Francji właśnie mieliśmy zostać wykorzystani przeciwko Agvindurowi. Chcieli go szantażować mając nas w swoich łapach… - Skald kiwnął głowa na znak iż to samo podejrzewał. - Glejt, który Volund miał przy sobie wspominał również o ich planach i obecnych sukcesach co do rozpowszechniania krześcijaństwa wśród naszych… A także coś o zemście adresata listu i by zbierał i umacniał siły Franków… Być może Agvindur zdecydował się jeno uprzedzić ich uderzenie… - Zamyśliła się na moment. - Miał być thing w Jelling, na którym z sojusznikami zdecydować mieli co dalej… Ja płynąć z misją miałam by jeszcze jednego sojusznika spróbować mu zapewnić… Złamał więzi krwi, które ta kobieta na mnie narzuciła… wiążąc mnie ze sobą…. - Przyglądała się uważnie skaldowi, gdy wymawiała te słowa. - To było jedyne lekarstwo na szybko, Freyvindzie. Zapewne nie byłbyś z niego zadowolony… - Wstała i skierowała się powoli ku Volundowi. - A teraz najciekawsze braciszku… - Powiedziała uśmiechając się paskudnie. - Chcesz wiedzieć komu zawdzięczamy naszą porażkę w Aros? Kto był wrogiem, który oszukał nas oboje i namieszał nam w planach? - Pogłaskała niemal czule berserkera i przegryzła sobie nadgarstek nadstawiając rękę tak, by krew ściekła do jego ust.
- Wiem i zginie za to. Najpierw on, Erik. Potem przyjdzie kolej Vsevoloda, kimkolwiek by nie był. Na koniec zabiję Agvindura za to co uczynił mi tutaj. Wieści, które przekazujesz maja trzynaście lat. Agvindur wiele uczynił przez ten czas. Nieaktualne są zapewne całkowicie.
Helleven pokręciła głową.
- Były aktualne gdy decyzje podejmował… ale Ty jak zwykle słuchasz i nie słyszysz… - Odczekała chwilę upewniając się, iż do gardła berserkera spłynęło choć kilka kropel jej krwi i zalizała sobie nadgarstek. - I nie jarl Tisso winny naszej klęsce… A.. nasz brat kochany… - Uśmiechnęła się do skalda. - Volund… Choć chyba powinnam powiedzieć, że Vsevolod, gdyż tak wygląda w rzeczywistości… Jak ten, który nas wszystkich spętał… - Mówiła powoli patrząc na reakcje Freyvinda, który wyglądał na zaskoczonego, choć ze sporym sceptycyzmem malującym się na twarzy. - Czytałam jego myśli i wspomnienia, Freyvindzie. Czytałam bardzo dokładnie, krótko po tym jak przebił się kołkiem. To nie były wizje, które mogą mamić i mylić. I wiesz co on robił, gdyś Ty próbował wrócić do miasta po tym jak zaatakowany zostałeś? Odwiedził tą, która miasto przejęła i sobie z nią pogawędził… Widział kim jest nasz wróg, być może widział ile ich nawet jest… Wspomniał Ci o tym, hmm?
- Mogę urwać mu za to głowę. Tu, teraz. Choć winy Erika to nie umniejsza. - Skald zbliżył się do wieszczki. - Ale wciąż nie wiem w jaką grę ty grasz Helleven i czy to co mówisz prawdą jest czy nie. Pamiętam wizję Szarej wyjącej nad ciałem Sigrun bezgłowym. Ciałem jakie okazało się truchłem wilkołaka, którego niegdyś zabiłem. Pamiętam wizję kierującą nas na Caern gdzie miała być Sigrun. Pamiętam Engelsholm, gdzie powtarzałaś słowa bogów decydujących o powiązaniu mnie z berserkerem. Co z tego prawdą, co fałszem wynikającym z Twych ambicji? Co źle odczytane lub źle zinterpretowane? - Pogłaskał Pogrobca po głowie. - Co powiedziane jedynie by mną pokierować? - zamyślił się.
- Wiedziałam, że mi nie uwierzysz… Temu trzech dni potrzebuję, by go spętać… Wtedy sam odpowie… A może i pokaże jak ciałem potrafi niczym gliną powodować… Engelsholm… Tak… Nad tym się ciągle zastanawiam… Czemu się zgodził? Nienawidzi i pogardza nami… a jednak się zgodził… Dlaczego? Dlaczego nie wykorzystał okazji by unicestwić Agvindura, gdy był nieprzytomny… Dlaczego się zakołkował, by pomóc nam dopłynąć do Ribe? Nie znam tych wszystkich odpowiedzi… Wiem, jednakże że jeśli ktokolwiek Tobą manipulował, był to on Freyvindzie.. nie ja… niestety. Co do wizji Elin… Elin o nie pytaj nie mnie. - Prychnęła cicho.
- Ja wiem jeno to, że wina Erika pewna, a Volunda niejasna, podszeptywana przez Ciebie. Może prawdziwa, nie przeczę temu, bo nie wiem. - Spojrzał w oczy volvy. - Wiem tez to, że po trzech nocach przeklętą będziesz. Żaden afterganger nie niewoli krwią innego einherjar wbrew jego woli. Może wyłączając potomków aby zapewnić posłuch na czas nauk. A i to nie zawsze. Ostatni vargr odmówi Ci schronienia gdy to uczynisz. To broń przeklętych z południa, jak Vsevoloda, czy też tej co go udawała.
Wzruszyła lekko ramionami.
- Ja już przeklęta jestem, jeśliś nie dostrzegł tego jeszcze… W zasadzie to winnam oddać się wrogom Agvindura… sami padną po krótkim czasie. - Melancholijnie rzekła patrząc na Volunda. - Ale jego chcę na kolanach ujrzeć za to co uczynił… Tyle czasu mnie zwodził… - Syknęła cicho. - I Ciebie również! A Ty jedyne co potrafisz to Tisso i Tisso! Sam, żeś rzekł że trzynaście lat minęło! Może Tisso już wcale nie ma!
- Różnica taka… - skald zniżył twarz do twarzy wieszczki. - Że nad Engelsholm przyrzekałem braterstwo Volundowi i Elin. Nie Tobie. Tobie nie ufam. Jeśli Volund zdradził: śmierć mu winnym, jeśli nie to może Tobie, że swą grą do kaźni Pogrobca chcesz doprowadzić. Nie wiem tego - odsunął się lekko - nie wiem.... Zaś trzynaście lat niczym jest gdy czuje się Aros jakby kilka dni temu się to wydarzyło. Może Tisso nie ma, nie na nim mi zależy. Zależy mi na Eriku na palu pozostawionym aby poszedł w ramiona Sól.
- Szkoda wielka, żeś taki ostrożny jak w przypadku Volunda, nie jest w innych sprawach. - parsknęła cicho. - Nie musisz mi ufać, nie zależy mi na tym, możesz sobie iść, gdzie Cie nogi poniosą, proszę bardzo. Ale on - wskazała Pogrobca. - tu zostaje, bo jak widzę Agvindur przejął się ostrzeżeniem.
- Widać przejął. Mnie ostawił przez trzynaście lat z kołkiem w sercu może dlatego, że bał się mej gwałtowności. I milszy mu był Erik jako sprzymierzeniec gdy demon pociągnął go na zdobywanie władzy. - Na twarzy Freyvinda znać było nuty bólu. - Volunda, bo pewnym go nie był, Pogrobiec zawsze tajemniczą, skrytą przed myślami innych, własną ścieżką podążał. Mógł Agvindurowi być tyle sojusznikiem, co zaciekłym wrogiem. Czemu jednak Ciebie z kołkiem w sercu trzymał? Tę której ufał i domowniczką jego była. Bardziej zaufaną w misji do Aros niźli brat z krwi Eyjolfa? Może zrozumiał, że dwie mieszkają w jednym pięknym ciele. Jedna czysta i dobra, druga… nie. Jedna oddana, druga prowadząca własna grę. Jedna ścigana przez Leiknara. A druga? Może chcąca się z nim połączyć. Sven z przekonaniem pełnym służebniczką Pana Kłamstwa zwał Elin nad Engelsholm. Ale czy ją Helleven? Czy jedną z dwóch ciało volvy dzielących.
Skald trafił celnie wspominając, iż ją dawny jarl Ribe ostawił tutaj na trzynaście lat. Niczym niepotrzebny odrzut. Wiedziała jednak, że Elin w trudnych chwilach pewnie znów by zawiodła, a ona wszak ciągle nie kontrolowała ciała. Agvindur musiał brać to pod uwagę, choć żalu i zazdrości wobec Chlo nie zmniejszało. Gdy jednak sugestię o Leiknarze wypowiedział Helleven syknęła i kły pokazała wściekła.
- Nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz pojęcia, Freyvindzie. Bo w tej mierze to próbujesz wrzucić coś do dziurawego garnka… - Odsunęła się od obu aftergangerów i zaczęła krążyć po pomieszczeniu próbując przypomnieć sobie wszystko co jeszcze mogłoby jej pomóc.
Skald nie odzywał się stojąc przy Volundzie i jedynie zerkając ku volvie.
- Wiemy zatem co nam czynić - powiedział w końcu. - Ty Volunda spętać, ja Erika zgładzić. Może jednak Elin ma inne plany?
- Zapewne pomóc pragnie Agvindurowi. - Wieszczka przysiadła w końcu na skraju łoża. - Zresztą i mnie taki plan się podoba… Chcę sprawdzić czy rzeczywiście poddał się demonowi.
- Też chcę to sprawdzić. - Skald kiwnął głowa w zamyśleniu. - Jeżeli przez pakta z demonem przez te trzynaście lat zatracił Chlothild, poniesie konsekwencje bólu, którego by nie było gdyby z pęt krwi uwolnił mnie śmiercią.
- Ah... więc teraz chcesz go ubić także za to, że dał Ci szansę jeszcze się podnieść, gdy więzy osłabną… - Pokiwała mądrze głową. - Zaiste genialne Freyvindzie… Wiesz, że Elin znienawidzi Cie za to do końca swych dni? - Przekrzywiła leciutko głowę patrząc na niego.
- Elin? - parsknął. - Sam będę żył z wiedzą, że brata krwi zabiłem. Cóże mi wtedy po tym jak Elin patrzeć będzie. On wybrał. Liczyć się musiał z tym co się stanie gdy powstanę ze snu. Nie dziwne, że dopiero Sven mnie przebudził, gdy Agvindur w niewoli. Tak to jest Helleven, że ukojenie rodzi kolejną udręke.
- Coś więcej wiadomo niż w niewoli? Jeśli aftergangerzy go pojmali, to już związany krwią być może… - Zmarszczyła brwi z namysłem.
- Któż to wie… Może czas dowiedzieć się więcej? - Ruchem głowy skald wskazał drzwi.
- Jeśli jego śmierci pragniesz, nie myśl, że ruszę gdziekolwiek z Tobą. - Stwierdziła spokojnie i ku drzwiom ruszyła. Skald podążył za nią bez słowa. Helleven zatrzymała się jednak w pół drogi i odwróciła do niego:
- Wiesz, że nasz trzynastoletni sen mógł być też częścią ceny? - Zapytała nagle.
- Jakiej ceny?
- Jeśli brat Twój paktował z demonem… Cena za te wszystkie podboje niemała… Wielki zdobywca, poskromiciel krześcijaństwa… lecz samotny jeno z demonem u boku. - Uśmiechnęła się niezwykle smutno jak na nią. - Nie wiemy wszystkiego… I nie wiemy jaką cenę przyszło mu płacić… Choć jeśli go złapano.. obawiam się, że właśnie zaczął spłacać dług… z nawiązką.
- Tyle wiemy, że prosiłem go o opiekę nad dziewką gdybym z kraju Franków nie wrócił. On zaś zakołkował mnie, ją przywłaszczył, pakta z piekielnikiem zawarł i lat trzynaście trzymał mnie z kołkiem w sercu. Tyle wiem. I za to zginie. Ale owszem, nie wiemy wszystkiego. Może coś lub ktoś więcej światła na to rzuci.
Volva jeno głowa potrząsnęła ze zrezygnowaniem i ku drzwiom ponownie ruszyła.

* * *

Wyszli z pomieszczenia pozostawiając Pogrobca z kołkiem w sercu. Freya korciło trochę aby go obudzić i skonfrontować ze słowami Helleven, ale jako że dopuszczał choćby niewielką szansę, że zdrada berserkera jest prawdą… odpuścił. Volund w jedną chwilę wypuścić z sękatych palców mógł śmiercionośne szpony. Frey nie miał nawet miecza. Udali się do halli w poszukiwaniu Svena i Thory.
Wieszczka nie odezwała się ponownie we własnych myślach zatopiona.

* * *

Wyszli z sali do głównej izby i głowy w górę z zaskoczeniem zadarli oboje. Budynek wielkim się im zdał i przestronnym a służby wiele w sobie mógł zawrzeć. Sven pochłonięty był rozmową ze swym hirdmanem i trójką mężów na kupców wyglądających. Thora staruszka drzemała na poczesnym miejscu tuż obok tronu jarla na podwyższeniu. Otulona skórami, opatulona ciepłymi wełnianymi chustami, niby to nadzorowała pracę służby. Siły jednak ją opuszczały widocznie, lecz nikt nie śmiał snu klucznicy przerywać.
Svena traktowano z szacunkiem, co obserwujący go bacznie mogli zauważyć, że wprawia go w niejakie zakłopotanie. Jednak rolę swą pełnił z podniesionym czołem i rozważnie.
- Szanują go Freyvindzie… Miej to na uwadze. - Szepnęła volva do skalda.
Wielka sala miała zaś dwa paleniska wielkie, długie stoły i ławy, bogato ozdobione i delikatnie rzeźbione, że czasem przyjrzeć się trzeba mocno było by wszystkie szczegóły wychwycić.
Posągi Odyna i Freyi wychodząc z sali minęli obwieszone srebrem, koralikami, z sutymi darami ułożonymi u stóp.
Potomek skalda gdy ich ujrzał skinął rozmówcom swym i podszedł do volvy i Freyvinda.
- Naradziliście się? - spytał krótko patrząc uważnie to na jedno to na drugie.
- Dla mnie od początku było jasno, że pomogę. - Odrzekła spokojnie wieszczka. - Jeno więcej szczegółów poznać mus.
- Zaraz o tym pomówimy, na razie trzeba mi czterech silnych i odważnych wojów, oraz miecza - Freyvind przemówił zaraz po niej.
- Wojów na co? - Sven zmarszczył brwi lekko.
- Volunda chcę wybudzić, ale nikt wiedzieć nie może jak zareaguje na to co nam Agvindur uczynił i na to o co spytać go potrzeba. On z rodu Odindisy, a oni nigdy nie są bezbronni. Pazurami świat na strzępy rozedrzeć mogą.
Spojrzenie jakie Helleven posłała Lenartssonowi na jego stwierdzenie o rodzie Volunda mówiło wiele co wiedząca sądzi w tej chwili o skaldzie, słowa jednak nie rzekła.
Sven spojrzał to na volvę to na skalda
- Pewniście? - krótkie pytanie padło w ich kierunku.
- Nie, dlatego zbrojnych potrzebuję i broni - odpowiedział skald.
Jarl wyraźnie czekał na zdanie i jasnowłosej wiedzącej.
- Nie, na chwilę obecną zbyt niebezpieczny. Myślałam, by go krwią związać i dopiero wtedy budzić. - Wzruszyła ramionami. - Ale pewnie na to czasu nie będzie.
- Skoro żadno z was pewności nie ma, gdzie tu rozsądek? - Sven oczy zmrużył.
- Nie o rozsądek idzie. Wywiedzieć się nam czegoś trzeba. - Skald spojrzał na wieszczkę. - Nie dam Ci go związać.
- Taaak… Nie pomagasz nam Freyvindzie… - Westchnęła Helleven. - Pragniesz Volunda do pomocy zabrać?
- Albo on zdrajcą, albo Ty Helleven kłamliwie o zdradę go obmawiając. Twoje słowa słyszałem. Jego nie.
Volva głowę lekko przed Svenem zniżyła.
- Jak widzisz… Tak to zawsze wyglądało. - Uśmiechnęła się leciutko. - Jeśliś uważasz, że jego pomoc bardzo się przyda lepiej zezwolić na tą szopkę, byle szybko przejść do rzeczy ważniejszych.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 12-02-2017, 16:24   #14
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven, Volund
Z czwórką zbrojnych i mieczem w dłoni niesionym dość niedbale, skald ponownie wkroczył do izby. Helleven przystanęła z boku obserwując jeno jego poczynania i leżacego Pogrobca.
Chwilę patrzył na berserkera również, po czym kołek z piersi jego wyciągnął.
Niewiele się zmieniło przez trzynaście lat na pięknym licu. Pogrobiec nawet nie drgnął po wyjęciu kołka, tylko… warga może delikatnie się w dół osunęła.
Chwilę trwało nim w pogrązonej w nocy chacie ospale, niechętnie jakby zwinęły się powieki blade jak księżyc by ujawnić szkarłatne oczy.
Bardzo z wolna począł Pogrobiec do pozycji siedzącej się podnosić, błądząc wzrokiem drapieżnym a nieobecnym… w konsternacji, w jakiej nagle śmiertelni bywają wybudzeni z bardzo głębokiego snu.
- Volundzie, powstań.
Oczy Pogrobca przyciągnięte przez słowa zogniskowały się na oczach skalda. Widać w nich było wkrótce, że rozpoznał go, choć takim skalda nigdy nie widział. Udręczona twarz, spojrzenie pełne rezygnacji i stanu bliskiego apatii, ledwo tlący się ognik gdzies w głębi nadający desperacji słowom i czynom..
- Bracie. - skinął głową, mówiąc jakoś pusto. Powstał z wolna i spostrzegł volvę, która jedynie leciutkim skinięciem głowy go powitała stojąc ciągle w oddaleniu z rękoma skrzyżowanymi na piersi. - Siostro. - powitał ją również jednym słowem, rozglądając się po wojach i chacie.
- Czy my… - nie odważył się dopytać, pełen chyba nadziei że powiodło im się z planem dania się pochwycić przez agvindura.
Nieświadom innych rzeczy…
- W kraju Danów wciąż jesteśmy. Więzy narzucone w Aros opadły. Trzynaście lat trzymano nas w śnie wywołanym drewnem w sercu. Tyś sam się przebił, Elin opadli wrogowie, mnie Agvindur zdradziecko przebić kazał.
- Zdradziecko? - Wieszczka nie wytrzymała. - Sam, żeś się prosił! Do Paryża płynąć chciałeś?! - Parsknęła cicho jednak miejsce swego nie opuściła.
- TRZYNAŚCIE LAT?! - rozległ się nagły, nieopisywalny ryk furii Pogrobca, który nieświadomie wręcz ściągnął maskę gniewu ze swej twarzy i prawie kły obnażył. Dychałby ciężko jeśli wciąż byłby śmiertelny. Jak gdyby nie wiedząc co ze sobą poczynić jął stół z którego zstąpił i cisnął nią o ścianę hausu.
- No i masz… - Helleven oczu ku niebu uniosła. - Lepiej go teraz opanuj Freyvindzie.
Skald cofnął się spoglądając na zbrojnych i gestem dając znak by gotowi byli. Miecz mocniej w dłoń uchwycił, ale nie unosił na berserkera.
- Wstrzymaj słuszny gniew. Jesli powód był widno tak musiało być. Jak nie lub nie dość wazki by nam to uczynić, krew się poleje. Ale nie tu i nie nasza. winnego tego czynu - Frey mówił głosem mocnym ale uspokajającym. śpiewny monotonny niczym zaśpiew.
Pogrobiec zacisnął dłonie w gniewie.
Po czym ucichł i opadł na kolana. Pokonany. Spuścił piękne lico, choć oczy szkarłatne wciąż wbite w ziemię były.
- Boli? - Zapytała wieszczka. - Zmarnowane lata, w czasie których zaszkodzić nikomu nie mogłeś?
- Rzeknij mu Helleven co mi rzekłaś tu w tej izbie mniej niż świece temu - powiedział skald patrząc wciaż na Pogrobca.
- I myślisz, że się przyzna… Tak po prostu z własnej woli. - Wiedzącą parsknęła cicho ale podeszła powoli do berserkera.
Obrócony tyłem do nich berserker zdawał się pogrążony w swoich myślach, ale jakiś fragment ego musiał wychwycić znaczenie słów Helleven.
- Co kobieta…. może wiedzieć o honorze? - zapytał, skrzywiony w grymasie.
- Może jeszcze zapytaj co mogę wiedzieć o miłości i chęci zemsty… Vsevolodzie? - Zapytała niby miękko.
Piękno lico niespiesznie obróciło się, szkarłat odpłynął ze spojrzenia co badawco skrzyżowało się z oczami Helleven.
- O miłości, a nuż. O zemście nic a nic, o ślepa Widząca. - wstał powoli, odwracając się ku nim.
- Cóż to za miejsce? W mocy czyjej krwi teraz jesteśmy? - zapytał jakby niepewnie.
- Nie skończyliśmy jeszcze Vsevolodzie… Nasz brat pragnie prawdy. Daj mu ją.
- Prawda jest taka, że nieobecnaś była na thingu gdziem Agvindurowi przyrzekł, że Einara sprowadzę z powrotem całego jeśli zdołam… lub pomszczę jeśli nie. - przekrzywił głowę przyglądając się wiedzącej. Zamrugał widząc drugie oko.
- A słowo moje mi najważniejszym.
- Nie graj ze mną… - Zawarczała cicho. - Ciągle krążysz wokół, ciągle próbujesz ominąć prawdę, byle jemu w głowie namieszać. - Wskazała skalda. - Byłeś u czarnowłosej, rozmawiałeś z nią! Widziała Twoje prawdziwe oblicze!
- NIGDYM MU W GŁOWIE NIE MIESZAŁ. - podniósł głos Pogrobiec - Nasz wróg… istotnie,rozmawiałem z nią. Widziała jednak nie mnie. - skinął głową.
- Widziała Vsevoloda, skoro za niego się podała, gdy nas krwią spętała. - Pokiwała lekko głową.
Berserker jakby wydał z siebie westchnienie niezadowolenia.
- Nie widziała również Vsevoloda. Lecz w jednym masz rację. Wszyscyśmy jej ofiary i… zapłaci za to. - namyślił się - w swoim czasie.
Zerknął na Freya, wyraźnie pobudzony.
- Lecz i to powiedziane być musi, gdyż czas nadszedł. Pogrobiec… to saga, którąm ja wymyślił.
- Czyli przyznajesz, że to nie Twoje prawdziwe oblicze?
- Och. Tyleż z pewnością… - uśmiechnął się pod nosem, na chwilę pochylając głowę nim spojrzał na Widzącą.
- O czyms z nią rozmawiał? - odezwał się w końcu Freyvind.
- Za to, co sądziłem że wiedzieć musi usiłowałem wywiedzieć się, czegośmy my nie wiedzieli, wrogość naszej wyprawie udając. - Pogrobiec przechylił głowę, próbując wspominać - Od niej żem wiedział… a raczej sądził, że są dwie. Jeśliś Ty Helleven o niej mówisz, wiesz tedy, że kobieta o włosach jak noc, tedy sądzę, że i ja jej twarz ujrzałem. Widziałem, że godim władała… choć nigdym się nie dowiedział jak. Nie chciała konfrontacji z nami, jeśli o nas jacy teraz się jawimy myśleć… - zastanowił się - Wolała aby nasz gniew na Tisso skierować. Wtedym wiedział, że przyjdzie nam z nią walczyć, lecz nie jak.
- Wspomniał Ci o tym wcześniej? - Zapytała skalda nie odwracając wzroku od berserkera.
- Nie.
Pogrobiec prychnął. Lub kimkolwiek był.
- Oczywiście, że nie. Możemy mieć te same cele, i może Freyvind być mi bratem krwi. Lecz już z początku trzymałem moje sekrety blisko. Tak blisko, że nawet Widząca potrzebuje dwóch, nie jednego oka by zaczątek ich dojrzeć. - zaryzykował zerknięcie w drugie oko.
Oczy błękitne niczym niebo patrzyły na niego z nieskrywaną niczym nienawiścią.
- Dla Twej wiedzy… wiedziałam jakżeś się zakołkował o tym wszystkim. - Parsknęła cicho. - Agvindur…. Agvindur też wiedział. - Uśmiechnęła się złośliwie.
- Kim jesteś, prawdę chcę znać - Frey mówił cicho, ale dobitnie.
Pięknolicy zerknął na niego z powagą i skinął głową.
- Jam jest Vsevolod. Bogatyr z ziemi krywiczowej. Słowianin, z ziem, któremi waregi władają. Przybyłem do Danii… wiele lat temu. - zamyślił się na końcu, wzrok nieprzytomny na chwilę mając.
- Lecz to nie jest moja twarz. - powiedział, i jak gdyby nigdy nic sięgnął palcem, który był wnet pazurem - lecz nie takim jak Gudrunn lub inny, lecz jak zaostrzona kość, by rozewrzeć ciało obok mostka, pomiędzy żebrami i sięgnąć do wnętrza z łatwością. Wydobył stamtąd coś… ohydnego. Płat skóry. Maskę.
Drugą dłonią nakrył swą twarz i na chwilę jedną odwrócił się od nich plecami, czyniąc ze swoją twarzą coś ohydnego.
Nie minęło sekund kilka, jak ponownie w oczy im patrzył. Nie Vsevolod jakiego widzieli gdy pętała ich krwią Segovia, prawie równy urodą Volundowi zwanemu Pogrobcem, lecz słowiańska twarz mężczyzny, który swoje lata za życia miał. Mogłaby być przeciętna, nieco może urodziwa. Teraz na wieczność była zniszczona głębokimi a szerokimi bruzdami od szponów. Takich jakie mógł mieć on sam, jakie mogła mieć Gudrunn.
Po pięknym jak Baldr nie zostało śladu poza silnym ciałem wojownika. Jego twarz… zniknęła w bladym, umarłym ciele.
Helleven krok do tyłu uczyniła widząc co ze swym ciałem czyni ale wzroku nie odwróciła, choć widać było ile ją to kosztuje.
Skald za to patrzył na przemiane jak urzeczony, choć gdy skończyła się, skrzywił się z lekką odrazą. Dopiero gdy szpetne bliznami oblicze ujrzał w miejscu pięknych rysów do których przywykł, nie przez sam proces.
Spojrzał na wieszczke.
- Stawał ramię w ramię w Caern, nie przestrzegł tamtej gdyśmy szli do husu gdzie ludzi przetrzymywały. - Szukał wzroku Elin. - Sam serce przebił sobie by nie przeszkodzić w zawinięciu do Ribe. Twierdzi, że wywiedzieć się chciał więcej o wrogu z nim rozmawiając. Za co go tak nienawidzisz Helleven? - Jakby końcowe pytanie wyrwane z kontekstu i pozornie bez związku z wcześniejszymi słowami były.
- Ponieważ - wyprzedził ją Vsevolod - Nie zdołała ujrzeć kim jestem, nim jakoweś ludzkie uczucie w niej wykiełkowało. - wyjaśnił spokojnie, tym samym głosem przyobleczonym w inną twarz.
Twarz wieszczki nie wyrażała w tej chwili absolutnie nic, przypatrywała się obu mężom w milczeniu.
- Dlaczego zgodziłeś się na więzi krwi? - Zignorowała pytanie skalda zadając, to które ją już od dłuższego czasu dręczyło.
- Ponieważ… - zaczął zwyczajowym sobie tonem, którym wyjaśniał innym często zawiłe plany, ale urwał. Myślał w milczeniu. Mrużąc brwi.
- I dlategom mu głowy na drakarze nie urwała… - Odezwała się do Freyvinda nagle. - Bo sam siebie zakołkował, by nam pomóc. - W głosie mimowolne uznanie usłyszeć się dało. - Zamierzasz, to wszystko… - Wskazała na Pogrobca. - Tak po prostu za niebyłe uznać i dalej jak brata go traktować?
- A cóże on uczynił? - Skald odwrócił się do volvy i zbliżył do niej. - Jeżeli rozmawiał z nią, to choć iskry winy widzisz w tym co się w hus w Aros stało, gdy nas zniewoliła? W ziemi mógł się skryć, do końca stał obok mnie. Kołkiem serce przebijał by na drakkarze przeciw mnie nie stawać. Za rozmowe z wrogiem mam go znienawidzić? Czy za to, że słowiański rodowód krył w kraju Dunów? Za co go nienawidzisz? - powtórzył pytanie jakby odpowiedź chciał uzyskać od niej nie od Vsevołoda. Choć iskra woli tylko się w nim tliła, to zdobył się na ton którym odzywał się by wolę swą narzucać. Nie darem Canarla, a samym soba.
Spojrzeniem z Freyvindem się mierzyła chwilę dłuższą po czym ręką machnęła i siadła na łożu zmęczona już całą tą kuriozalną sytuacją.
- Mój powód nie jest ważny, Tyś już podjął decyzję. Cokolwiek powiem, zdania Twego nie zmieni.
- Chcesz być jak on? Co ukrywa coś i prawdy nie mówi?
- On jeszcze nie skończył. Nie powiedział, czemu się skrywał i po co tu przybył.
- Starczy! Nie potrzeba mi rzec, co rzeczone być musi. - uniósł głos Rusin, krzywiąc się z nutą bólu nim spojrzał znów na skalda ale też i Wiedzącą, wyrwany z zadumy.
- Pokonałem lądy i lata by przybyć tu za tym, który w wiking wbrew i prawom książąt wareskich przybył na ziemie mi drogie. Znamię boju mogę mu wybaczyć... - ton przeczył słowom, gdy dla podkreślenia Brzydkolicy palcem przejechał po jednej z długich blizn - ...lecz nie krew przelaną u mego gospodarza… i mego brata krwi lat śmiertelnych.
- Wstąpiłem w noc i przybyłem tropem Einara. Znam wasze obyczaje. Pierwej chciałem holmgangu by wywiedzieć się o wrogach faktycznie, odnaleźć go mi trzeba. Zwrócić Agvindurowijak przyrzekłem i będę próbował choćby sam jarl Ribe się sprzeciwiał. Potem... - zmierzył ich oczyma - Waszym zwyczajem, ku uciesze bogów… Będę domagał się sprawiedliwości, gdy i jam afterganger.
Frey milczał , Nie komentował, emocji po nim widać nie było. Spojrzał na volvę.
- Za to, że potomka Einara nienawidzi? Nie to byłoby zbyt głupie…
- Doprawdy mam uwierzyć, że Twe działania w Aros przeciwko Einarowi nie były wymierzone? Że nienawiść byś powściągnął, by czekać sprawiedliwości? Zresztą… - Wzruszenie lekkie ramion. - Tak jak powiedziałam, on już podjął decyzję. - Wskazała Freyvinda. - Zadowolonym być winieneś.
- Jeżeli podjąłem, to wobec niego. - Freyvind obrócił w palcach ułomek drewna spogladając na wieszczke. - Nie wobec Ciebie.
- Oh? - Szyderczy uśmiech wykwitł na twarzy Helleven. - Jeśli pragniesz zabić Agvindura, to lepiej śpiesz się z tym kołkiem, bo ja wobec Ciebie też jeszcze nie podjęłam decyzji….
- Tyś, gdyśmy ruszac mieli do Aros, dała nam cel: wizję Sigrun, doprowadzając do caernu. - Skald mówił beznamietnie. - Tyś nazwana służką Lokiego nad Engelsholm, córka szalonego Leiknara. Tyś pokazała nam chatę gdzieśmy w zasadzkę wpadli po ataku na nia i poszłaś po pomoc choć Volunda słac chciałem, że sami zostalismy gdy Segovia nas opadła. Dziś ty wiązac go krwią poczęła i wszystkoś robiła bym zdrajcą go widział. Może zabił…
Volva z pełnym zainteresowaniem słuchała na temat tego jak ich pojmano.
- W końcu wiem jak nas złapali… - Powiedziała cicho do siebie. - Przykro mi Freyvindzie ale wygląda na to, że zdrajcą którego tak wszędzie szukasz być Elin musiała, bo ja pojęcia o żadnej chatce nie mam. Nie ja wtedy z Wami byłam. - Wzruszyła lekko ramionami i spojrzała spokojnie na Vsevoloda. - Pogratulować Ci muszę. - Głowę skłoniła. - Nic jego opinii o Tobie nie zmieni… Zazdroszczę. - Uśmiechnęła się leciutko.
- Słowa… - skald uśmiechnął się leciutko unosząc trochę kołek. - Jam skald, moc słów znam. Kierować nimi ludźmi, całymi miastami. Władcami. Słowa o nim masz jeno Helleven. Za nim czyny przemawiają. - Spojrzał jej w oczy. - Elin, Helleven. U Chlo po oczach przynajmniej szło wiedziec która.
- Wiedzieć idzie, która każdej nocy się budzi. - szepnął Rusin, który był Pogrobcem, spokojnie podchodząc do Widzącej - Wyobraź sobie jeno jak być musi, Freyvindzie. Każdego razu zbudzić się wobec świata w ruchu. Nigdy wiedzieć, czy noc minęła czy rok. Jakże może nie być służką Lokiego? Nie jej to wola. - chyba chciał dłoń ku niej delikatnie wyciągnąć, ale się wstrzymał - A teraz zdradzona jeszcze się czuje za to, co na jawie, tak krótkiej. Lecz czy to Elin czy Helleven zawsze o dobro Agvindura jej szło i zawsze cię wspierała… niepomna na niebezpieczeństwa i wszystko cośmy napotkali. Ma prawo nienawidzić. Jak żem sam jej… im obydwu przepowiedział.
Wstała, gdy się do niej zbliżył, w oczach przez chwilę niepewność mignęła, potem znów maska spokoju wróciła.
- Nie potrzebuję Twojej litości… - Odezwała się cicho dość jak na nią. - I owszem… wspierałam Was oboje… I czym to się skończyło? - Ręce rozłożyła. - Trzynaście lat w śnie, za co? Za to, żem Was wspierała i nie potrafiła wstrzymać. Dalej braciszku… - Uśmiechnęła się leciutko. - Kołkuj, jeśli taka Twa wola, choć beze mnie nie wiem czy Was wypuszczą… - Usiadła z powrotem nie patrząc na nich.
- Wypuszczą. - Skald pokiwał głową opierając ułomek drewna o pierś wiedzącej. - Wypuszczą Helleven. Nawet jak Sven bedzie wiedział, że śmierć chcę nieść Agvindurowi, nie pomoc. - Wzruszył lekko ramionami.
- Freyvindzie. - przerwał mu Vsevolod - Ona niczemu winna. Jak rzekłeś…wizje jej. Decyzje nasze.
- Wiem - szybko odpowiedział skald. Drzazga powędrowała do góry, wsunął ją za dekolt fartucha. - Wiem. Engelsholm to nie krew. Dla mnie. - Dłonią lekko przejechał po policzku aftergangerki, którą ta zaraz strąciła ze złością. - Jeżeli mimo wszystko mogę zaufać Tobie. To jakże nie mógłbym jemu - Frey usmiechnął się smutno prostując sylwetkę.
- A to, że mi ufasz, to pierwsze słyszę. - Stwierdziła volva cicho odwracając głowę i patrząc w stronę drzwi.
- Więc co teraz…? - podniósł w ciszy szept bogatyr - Co sprawiło, że Agvindur zbudzić mię pozwolił? Decyzję wam powierzył. - dopowiedział sam sobie.
- Agvindur… - Frey jakby smakował to słowo, jakby smakował krew. - Przybyłem tu by prosić go o opiekę nad Franka, gdybyśmy we Francji kres swój znaleźli. Zakołkował mnie, przejął dziewczynę. Zawarł pakt z demonem. Wielkim władca północy jest co gromił chrześcijan wszędzie, a Francję miał u stóp. Trzymał 13 lat… - Skald uśmiechnął się szyderczo patrząc na Vsevoloda. - A gdyby mógł, może i trzysta. Opadli go we Francji jednak w niewolę biorąc. Mój potomek co widno od Agvindura Ribe dostał, zapewne myśli, że my ocalić wielkiego niezwyciężonego Velanda (jak się brat teraz zwie) możemy. Nie szukaj woli Agvindura w uwolnieniu.
- Wszyscy wiemy, żeśmy do Ribe przybyli z nadzieją, że nas Agvindur powstrzyma od płynięcia do Franków… - Warknęła na pierwsze słowa Lenartssona. - Ale tak… długo, żesmy we śnie byli, a Chlothild ponoć u jego boku cały czas ten… Co każe przypuszczać, iż pakt mógł zawrzeć… - Skinęła niechętnie głową.
- Pakt niesłychanej mocy… - wyszeptał dawny Pogrobiec, patrząc na obydwoje - Myślałem jednak...że jeno ja jeńcem. - parsknął - Lecz naturalnie, ocalimy go. Spróbujemy... - powiedział uczenie, wypowiadając te słowa jak własne oświecenie, stając się ich świadom dopiero gdy opuszczały jego usta.
Helleven głową pokiwała powoli.
- Nie wiemy jaka cena była… Być może i my tutaj z kołkami w sercu. Jedno jest pewne, nie mała, za to co osiągnął… A teraz być może przyszedł czas zapłaty...
- Jakie te przędzi Norn szyderczy ścieg tworzą - Frey aż sie usmiechnął. - Po Einara do Aros my dwoje by ratować, Volund, Vsevołod śmierci jego wypatrujący. Teraz za Agvindurem, wy ocalać, ja zabić. - Spojrzał na wieszczkę. - I mnie zdrajcą nazwiesz? Choc wprost mówię to nie kryjąc? - uśmiechnął się smutno.
- Durniem raczej… - Parsknęła cicho. - I nie pojedziesz, jeśli zabić go chcesz….
- Jedno gniewem gnane, drugie miłością. Pójdziecie obydwoje, albowiem w kraju Franków obydwoje się potrzebować będziecie. - odezwał się Rusin - Ja… Całego go potrzebuję. Einara przywieźć mu muszę… - dokończył bez nadziei, jakby świadom niewykonalności stojącego przed nim zadania, wpatrzony w ścianę halli - Bratemś mi Freyvindzie. Pomimo… wszystkiego. Lecz jeśli wbrew przeznaczeniu i zda się krześcijanom jak i Antychrystowi uda się go odzyskać… pierwej nam przyjdzie ostrza skrzyżować. O niego. - powiedział Rusin - Dopiero tego dnia. Gotówś na to?
- Każde z nas dotrzeć do niego chce. Każde w innym celu. - Skald mówił niby do Vsevoloda, lecz patrzył na volvę. - Ale dopiero gdy Frankom go odbierzemy… dopiero wtedy różne cele między nami stanąć mogą. O jedno proszę. Twarzą w twarz, nie jak ten bydlak trzynaście lat temu przed swą hallą. Zgadzacie się?
Wiedziała do czego ta dwójka jest zdolna, gdy działa wspólnie. Widziała, że jeśli komuś ma udać się zapuścić w środek terytorium wroga i wrócić stamtąd, to zapewne im… choćby bo drodze kamień na kamieniu nie ostał. Gdyż odkąd ona z Freyvindem się spotkała Loki ich krokami sterował i wszędzie wokół chaos wywoływał.
- Przyrzeknijcie, że go wpierw uratujecie i wszystko ku temu robić będziecie. - Rzekła wstając i patrząc uważnie na swych braci.
- Już to przyrzekłem, przyrzekając, iż Einara ku niemu sprowadzę lub pomszczę i o losie dziedzica doniosę. - uśmiechnął się Vsevolod z bezkresną melancholią wypisaną na zmasakrwanym obliczu. - Przysięga mnie ku niemu kieruje.
- Tak, ale jeden warunek mam. - Frey zamyślił się. - Jeżeli zbyt ciężkim zadanie się okaże, bez łamania słowa prawo przed wami będę miał by na dworze króla Franków, za jego zgoda, Agvindura na holmgang pozwać.
- A kto miałby decydować, czy zadanie za ciężkim? Wykpić się chcesz Freyvindzie. - odparła ze złością.
- Zaufanie Helleven. Każde z nas wykrzesać troche go musi, czyz nie?
- Przyrzekłbym znowuż, jeśli wpierw do Aros, Einara odnaleźć lub pomścić i o wrogach naszych więcej wywiedzieć się, jako rachunki wyruwnać, zamierzamy i przyrzekniemy. Lecz po prawdzie… jeśli zechcesz i zdołasz, nijak cię nie powstrzymamy przed takim zamiarem. - wzruszył ramionami Rusin.
- Na to przyrzeczenie i ja ci przyrzec mogę lecz coś więcej dla nas widzę. Coś, co ochroni nas przed ponownymspętaniem krwią… w razie ponownej niewoli u Franków udawać pozwolić możę. Zbiec. Zadanie mimo wszystko wypełnić… I zaufanie zapewni.
- Czyli nic nie mamy… Jeden chce się wykpić, drugi nie przyrzecze, bo już słowa przysięgi wypowiedział. - Westchnęła cicho i znowu na łoże siadła. - Na Asów i Wanów… Jak to dobrze, że większość czasu Elin z Wami nie ja była…
- Mamy krew. - skrócił wyjaśnienia Vsevolod.
Frey usiadł obok volvy, przez chwile milczał.
- Gdyby okazało sie, że zadanie za trudne będzie - powtórzył - poproszę króla Franków, by dał mi łaskę zabicia brata w holmgangu. Zażąda… to na kolanach to zrobię błagając. Nie odmówi. Agvindur najwiekszym wikingiem w historii, ja słynnym na całej północy. Nikt takiego widoku nie przegapi. Innego wyjścia by dwóch synów Eyjolfa z bronią w ręku przy samym królu i całej gromadzie tamtejszych przeklętych… I pewnie z Wami… nie będzie. Zabije go dopiero wtedy, gdy nawet to nie poskutkuje.
- Żeby to osiągnąć musiałbyś pójść do króla Franków, tym samym zdradzając nas, żeśmy tam… - Pokręciła lekko głową. - Wtedy wszystko już zupełnie na nic będzie… - Nie mogę się na coś takiego zgodzić.
- Nawet jak zwyciężę, ubiją. Lub co gorszego. W ostateczności zatem mi to czynić. W chwili, gdy nadziei na nic innego juz nie bedzie. Prawa do tego jednak przy przysiędzę chce, by do Walhalli wiarołomstwem bram sobie nie zatrzasnąć.
- Przysiąc mogę jedno. - wtrącił mu Pogrobiec - Twarz, którą tu widzisz… wnet ukryję, tak. Lecz jeśli, jakkolwiek by to było, kres naszego celu znajdziemy, jakeś mię poznał. Nie zdradziecko, nie w innym obliczu lecz naprzeciw siebie staniemy kim jesteśmy. Zwyciężysz - skinął głową - I nie mnie martwemu do cna ci czegokolwiek odmawiać…
Helleven zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Bogów chciałabym zapytać czy Wam zaufać. - Rzekła w końcu.
- Bogowie mądrzy. Odpowiedzą, że szaleńcom ufać nie należy - skald zażartował lekko rozluźniony. - A co do ciebie - spojrzał na Rusina. - Coś mi mówi, że i ta twarz nie Twoją prawdziwą. coś mówi mi, że prawdziwą ta, którą pokazałes na wilczej polanie.
Przez sekundę Rusin się nasrożył, nim usłyszał pełnię słów skalda.
- Kiedy potwory pustoszą cudze ziemie… bestie za nimi powracają. - odparł tylko - Twarz co widzicie… jesteście pierwszymi, którzy ją widzą odkąd przestałem być śmiertelnikiem. Pierwszymi poza boginią krwi i nocy, która dała mi szanse na pomstę. I nie z linii Canarla…
- Powiesz Elin prawdę? - Zapytała nagle Pogrobca. W pytaniu zwykła ciekawość się czaiła.
Na te słowa zastanowił się, mrużąc oczy.
- ...czy to da jej jakąkolwiek ulgę? Uczyni jej żywot łatwiejszym?
- Być może uczyni ostrożniejszą przy obdarzaniu zaufaniem. - Odparła spokojnie, po czym uśmiechnęła lekko. - Chyba wiem, czemuś mnie za prawdziwą uznał. - Wstała nagle. - Zatem pora sięgnąć boskiego wsparcia. - Stwierdziła i odeszła w kąt po przeciwnej stronie sali niż jej bracia byli.
- Pytanie mam jeszcze jedno… - Skald spojrzał na berserkera mówiąc cicho. - Jako Volunda Cie poznałem, jako Volunda uznałem druhem, jako Volunda bratem przez krew i z Volundem stawałem w Caern. Czy robiłoby ci róznice gdybym… - ni dokończył. - Vsevolod… - pokręcił głową. - Niby trzynaście lat minęło, acz nie wiem czemu jakby to wczoraj…
Nieco wyższy Rusin patrzył nań z góry. W spojrzeniu tym widać było wiele rzeczy wymieszanych.
Wrogość. Przyjaźń. Odrazę. Szacunek. Uznanie. Niechęć. Nade wszystko, braterstwo. Również nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się od brata, lecz ten widział, jak znów… dosłownie sięga ku sobie.
Nie minęła minuta, a zwrócił znów piękne lico, nieco przybroczone posoką, ogniskowało nań spojrzenie.
- Jeśli tak było wczoraj, dlaczego nie miałoby tak być jutro.
- O imię tylk… - nie dokończył. Bo nie było po co. Kiwnął jedynie głową i powstał, choć nie ruszał ku drzwiom, cierpliwie czekał az volva odczyni wieszczbę.
Kobieta wróciła do nich po dłuższej chwili z niezbyt zadowoloną miną ale głową skinęła.
- Niech Ci będzie Freyvindzie… Jeno ostrzeż mnie nim do króla Franków z prośbą iść będziesz, razem z Tobą w niewoli się znaleźć nie zamierzam.
- Dobrze, przyrzekam. - Skald skinął głową.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 12-02-2017, 16:38   #15
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven, Vsevolod
Do głównej halli wkroczyli w trójkę pewni jeno co do osoby, której szukać będą. Na ich widok Sven brwi zmarszczył ale pytanie, które przedtem jeno dwójce zadał - powtórzył i teraz.
- Naradziliście się?
Helleven głową skinęła poważnie.
- Odnajdziemy go. Jeno pierw musimy więcej wiedzieć o tym co się działo. Z nim również. Gdzie ostatnio i z kim go widziano? Co planował? Kiedy do niewoli się dostał? - Volva wyliczyła wszystkie rzeczy, które jej się ważne zdały.
- Kilka miesięcy temu Agvindur wrócił z Anglii, którą splądrował z wojskami swoimi, po ostatnim ataku na Westminster, stolicę regionu Wessex. Spalił ją do ziemi. Ale przeliczył się i podzielił wojsko, wysyłając 62 łodzie z Bjornem Żelaznym, swym sługą krwi, w stronę Włoch i Hiszpanii. Przy wyjściu z Gibraltaru Bjorn został zaatakowany przez siły saraceńskich zabójców i stracił większość swych ludzi. Nie mógł zatem wesprzeć Agvindura w dalszych atakach. Obaj zrobili odwrót do Paryża.

Tam połączyli siły z Hasteinem, starszym bratem Bjorna Żelaznego, doświadczonym dowódcą i… szpiegiem Agvindura. Wciąż nie mogąc przedostać się do Paryża, który obecnie jest bardzo dobrze obwarowany i wzmocniony, próbowali plądrować i niszczyć Francję. Sam Hastein najął się do walki przeciwko Robertowi Mocnemu, panu Neustrii, zaufanemu Karola Łysego - króla Franków. Z wieści jakie przesyłał Agvindur jednak, zda się, że Robert jest sługą krwi Erika. W walce przeciwko Robertowi, którego ziemie plądrował Hastein, oddział Hasteina liczący dwunastu shipów został pokonany - Weland w międzyczasie plądrował dalej Francję wysyłając oddziały na ziemie Anglów i Sasów, to do Włoch. - całość relacji z wielką dumą opowiedziana była jednakże ostatnie słowa Svna pewności poprzednich nie miały:
- Ostatni raz widziano go kilka tygodni temu gdy na północy Francji został osaczony. Miał być przewieziony do Paryża i przymusem ochrzczony z całą armią.
Wieszczka skrzywiła się delikatnie na ostatnie wieści. Kilka tygodni? Jeśli to nie plotki… być może już nie mają kogo ratować.
- Co z Sighvartem, Gudrunn, Odgerem i Erikiem z Tisso? - Zapytała po chwili.
- Erik - po wydarzeniach w Aros, Erik wysłał negocjatorów by ułożyli się z Lasombra (klan, ród czy jak to nazwać…). Negocjacje trochę zajęły ale ostatecznie dokonał paktu z Lasombra, przywódczyni jakich zwie siebie Segovią. Jednak przeliczył się. Tisso zostało przejęte wkrótce po Aros, jego ludzie wybici a sam Erik podobno związany więzami krwi przez Lasombra. Uciekł do Paryża, zajmując rolę doradcy oraz znawcy wikingów na dworze Aleksandra, księcia Paryża. Współpracuje z Robertem Mocny i Karolem Łysym zawiadując odbudową miasta i nadzorując rozbudowę umocnień.
Helleven westchnęła bezgłośnie, gdyby jej się udało dopłynąć do Tisso… Gdyby… Zacisnęła pięści i słuchała w spokoju dalej.

Sighvart żyw i ma się dobrze, zawiaduje tą częścią armii, jaka przeprowadza viking na wschodzie, plądrując ziemie Słowian i idąc dalej. Przejął też tereny Szwecji,przywódcę wikingów Szwedzkich Rurika sługą krwi swym uczynił. Ostatnie wieści od niego świadczyły o sukcesach. Rurik otrzymał poselstwo od Słowian z prośbą o panowanie i zbudowanie wokół Nowogrodu państwa. Sighvart kontroluje ten proces, i nazwał nowe państwo Gardariką.

Gudrunn - ostatnie wieści były od niej gdy ranna była w wojnie bratobójczej z niejakim Rorikiem, wodzem co z vikingu wracając przejął Dorestat - mieście bogatym i znanym z bycia mennicą i handlującym głównie winami z Francii. Jeden z punktów newralgicznych cesarstwa Franków.
Poszerzał swoją dziedzinę i w końcu został nawet uznany za władcę regionu i ziemie te mu darował Karol Łysy. Rorik jednak połakomił się i na ziemie w domu, chcąc i w Danii zostać uznany za króla. Powrócił, zaatakował Hedeby, zmuszając Eryka Dziecko do uznania go jako króla po czym go zabił. Norsmani walczyli przeciwko Rorikowi w tym Gudrunn. Agvindur w zemście zorganizował pierwszą Wielką Armię, najechał Fryzję - tereny Rorika we Francii rozgramiając połączoną armię Rorika i Karola. Zniewolił Rorika i ustanowił Dorestat miejscem przerzutowym dla kolejnych oddziałów Wielkiej Armii Północy. W ten sposób drzwi do Francii stanęły otworem.

A Rudowłosy wciąż uśpiony. - Dodał na koniec.

Volva z każdą kolejną wieścią na temat podbojów Agvindura czuła się coraz mniej znacząca. Było to dla niej zupełnie nowe uczucie, z którym jednak próbowała sobie poradzić z godnością. Zaufanych rozpuścił po świecie, by jego sprawie służyli. Jego? Nie… Helleven widziała teraz, że tu się o coś znacznie więcej rozchodziło niż o ambicje jednego człowieka. Na koniec zadała pytanie, które dręczyło ją nie mniej niż wieści ze świata:
- Wiecie kto mnie zaatakował? I jak się tu znalazłam?
- Ci, których Agvindur nago przegnał wrócili i wkradli się na łódź. Gdy sneka odpłynęła z Ribe zaatakowali załogę nie chcąc dopuścić do płynięcia nigdzie indziej niż do kraju Franków. Dwójka ludzi z załogi przyniosła cię myśląc, iż zabita i pogrzeb należy ci właściwy wyprawić, by bogów nie zdenerwować.
Helleven cieszyła się, iż nie umie się czerwienić, gdyż pewnie ze wstydu, iż coś takiego uniemożliwiło jej wykonanie misji, zrobiłaby się czerwona niczym rak. Słowa nie wyrzekła wzrokiem ku śpiącej Thorze na chwilę podążając.
- A co z Aros, co z Hedeby i kultem białego? - odezwał się w końcu Freyvind.
- Kilka miast, posiada ośrodki chrześcijan, chociaż np świątynia w Hedeby została spalona. - Sven zaczął od drugiej ze spraw. - Główny sługa Białego, Ansvar wędruje i po skandynawii głosząc słowo boże. Wygnanym został z Danii, więc ruszył ku Birce w kraju Svedów i na ziemie Północnej Drogi. Tam jednak ludność na thingu nie wyraziła zgody na chrześcijaństwo. - Skald słysząc to uśmiechnął się. - Ostatnie wieści o nim mówiły, że w Norwegii pomniejszy karl przyjął chrzest wraz z całą wioską bo mu Biały syna jedynego uratował od śmierci. Zazwyczaj jednak tak jak w Ribe, Aros, Viborgu, Hedeby chrześcijanie mogą się modlić, ale świątyń nie budować czy innych nie nawracać.
- Miasto wzięte lecz za cenę wielką. - Sven wahał się mocno przez kilka chwil nim w końcu odpowiedział. - Agvindur wraz z Gudrunn życie narażając swoje z kimś jeszcze zwołali thing w Jelling.
- Z kim? - Jakieś przeczucie targnęło skaldem, jakby domyślał się kim był przybysz.
- Nie wiem, to ich tajemnica. - Sven wzruszył ramionami jakby był pogodzony z niewiedzą. - Rozgłaszali wszędzie, że zjazd aftergangerów tam organizują. Wszerz i wzdłuż Skanii posłańców posłali. Agvindur liczył, że słowo o tym thingu dotrze do ulfedinn, a uczestnicy thingu uprzedzeni byli o ryzyku. Stało się jak przewidywał, gdy wilki się zjawiły rządne krwi i pomsty, ten kto Agvindurowi towarzyszył i Gudrunn z przywódcą ich rozmów zażądali wśród walki.
Sven przerwał na chwilę jakby przypominając sobie szczegóły.
- O dziwo szaleńczy plan się powiódł - podjął w końcu. - Trzy noce radzili Agvindur i przywódca wilków by kruchy pakt zawrzeć. Aros pomogli Agvindurowi odbić. Za dnia obstawili miasto, znaleźli siedliska przybyszów z południa i bramy otworzyli. Na koniec wraz z Agvindurem atak przypuścili. Nijakiego Vsevoloda nie znaleziono, lecz dwie kobiety: Saracenkę i ciemnowłosą, co się Segovią zwała. Walkę stoczyli ciężką z ludzką ochroną tych niewiast i wielu wilkołaków i wojów Agvindur padło w tym boju z rąk kruczowłosej i smagłolicej… Ceną za układ ze zmiennokształtnymi było samo Aros. Obecnie nadal w łapach wilków.
- Znaleźli tam przy nich mych ludzi? - Domyślił się skald.
- Ulfhedinny odłowiły ich za dnia. Wielki szacunek Karinie okazywały z jakiegoś powodu. - Sven zmarszczył brwi na dowód tego, że sam nie wiedział czemu. - A Bjarkiego ona leczyła i ukojenie mu niosła gdy godi udręczon był. Potem jednak pomoc otrzymał od wiedzącej ichniej. Pomogła mu by głodu nie czuł… - potomek skalda spojrzał na niego z uwagą. Wyglądał jakby wahał się by mówić dalej.
- Skończ - Freyvind uniósł głowę spoglądając na potomka.
- To przez niego… a może dzięki niemu w uśpieniu was trzymalim. - mruknął jakoś niechętnie. Sprawdzając co z przebudzającą się Thorą działo, bo ta stęknięcie bólu wydała z ust.
- Co?! - Na obliczu skalda zdumienie wykwitło.
- Mhm… - mruknął Sven ale już na poły uważnie, więcej uwagi poświęcając starej klucznicy. Podszedł do niej i pochylił zaglądając w oczy pytająco. Pytanie zapewne to samo powtarzali wiele razy, bo Thora jedynie głową drżącą pokręciła przecząco. - No tak. Bjarki w niewoli będąc jeszcze wywiedział się, podsłuchał, - Sven wzruszył ramionami - Że Segovia, nie, nie Segovia. Ta Saracenka. Każdego z was krew zebrała. Podobno mając ją, zabezpieczenie miała. Na wszelki wypadek. Gdybyście problem jakowy sprawiali. Wela...Agvindur i Bjorn uganiali się za nią przez pół świata, by krew odzyskać lub zniszczyć. - wypowiedź swą ponownie skwitował wzruszeniem ramion. - Ot i cała prawda.
Helleven Freyvindowi rzuciła jedynie krótkie spojrzenie, w którym mógł dostrzec pytanie ‘A nie mówiłam?’.
- Mam w to uwierzyć? - Na twarzy Freya wykwitł szyderczy uśmiech. - Dwie były otoczone przez wilkołaki i ludzi. Nie dość, że uciekła, to krew zdążyła zabrać. Krew, którą hojnie po kraju Danów broczyłem.
- Ostaw, to teraz. - Odezwała się cicho wieszczka. - jednakże nas obudziliście… - Zwróciła się do potomka skalda. - Kilka tygodni od wieści o wpadnięciu Agvindura w niewolę. Czego oczekujecie?
Gdy volva mówiła, Sven z wolna zbliżył się do skalda i wprost w twarz w jego szyderczo wykrzywioną spojrzał:
- Wiesz w co chcesz - rzekł z gniewem buzującym w oczach - Ale jeśli kłamstwo mi chcesz zadać to powiedz wprost by bogowie osądzili. - spoglądał przy tym na skalda jak na robaka obrzydliwego choć z jednoczesnym politowaniem. - Nie było Cię tam, więc świadectwa dać nie możesz. Ostatnie świadectwo zaś wiele mówi o tobie…ciekawe kogo bogowie usłyszą… - wydał lekkie kpiące prychnięcie.
- Niczego nie oczekuję od was. - odparł volvie - Niczego. - zajrzał jej w oczy - bo niczego się po was nie spodziewam. Agvindura życzenie jeno spełniam. I z jego woli przekazać mam byście dzieło jego kontynuowali - naśladował szyderczą minę skalda - zbudowali armię, i przeciw krześcijanom broni naszego kraju. Myślicie, że dacie radę podjąć się tego? Powiem co dalej. Jeśli nie, wolna wam droga.
- Wpierw powiem ci o czym nie wiesz i komu służysz, jako i połowa wojów północy. Skald nic sobie nie robił z min Svena dość nieudolnie go małpujących. - Bo tego, twój nowy pan Ci zapewne nie rzekł. W Chlothild drzemie demon, zły duch potężny z południa nienawiścią ziejący do krzescijan. Oferował mi pomoc za cenę… Cenę abym władcą północy został. Agvindur Franke na służkę wziął. Władcą północy go zwą, miano nawet zmienił. Gnębi chrześcijan gdzie pójdzie. Albo paktu dobił z demonem, albo zły duch opętał go opuszczając ciało Chlothild i jego biorąc za skorupę skąd prowadzi naszych wojów. Jeno ja mogłem nie dopuścic odbierając mu Frankę i demona. Nie jest to powód by mnie z kołkiem trzymać? Jeno Bjarki mnie przekona, że tu o krew chodziło, a nie o jego ambicje. Wiedz jeszcze i to, że ci, co drogą służby Asom i Vanom ida, może wodzenie się za nos demonowi by zaakceptowali, skoro tyle dobrego z tego przyszło. Ale ci co czystość drogi einherjar cenią… - Skald spojrzał na potomka. - Dzika furia, że demonom się wysługiwali.
- A Ty dalej nic poza czubkiem własnego nie widzisz... - Rzekła ze smutkiem Helleven. - Zebrać armię powiadasz? A nie lepiej wpierw jednak spróbować odbić Agvindura?
- Nic na temat demona nijakiego nie wiem. Wiem jeno, że ta dziewka przydatna mocno. I sama zemstę jakowąś czyni. Podobno na rodzinie swej. - wzruszył ramionami Sven na skaldowe rewelacje. - A nawet jeśli, z demonem pakt zawarł to cóże? Tyś mnie na zatracenie zostawił. Też demona wina? Różnica takowa, że on działa na chwałę bogom. Ty na swoją. I jeno swoją. - machnął ręką na skalda.
- On świadomość miał, że wolą bogów celu dokona. A jeśli Norny inaczej zadecydują, to taka widać ma być jego saga. Ważne by jego dziedzictwo na zatracenie nie poszło. Z jakiegoś powodu wciąż wierzył w was, mimo tego co o was ludzie powiadają.
- Pięknie widzę przez tuzin lat obyczaje upadły, gdy się plwa na to, że w służbie demonów pozostaje. Świt… - Na twarzy Freya przebłysk bólu zagościł. - Świt mi przeszkodził by cię uratować, nie demon. Sól rosząca niebo na wschodzie po bitwie na wilczej polanie. I wielce bolało. wrócilim, ale śladów nawet nie znaleźlim. I… - pokręcił głową. - Co ludzie powiadają?
- Zatem plwać na ciebie nam trzeba skoroś służki-demona nie ubił? - Sven rzucił kpiąco, i na powrót ze swoim humorem. - Powiadają wiele. Że Loki towarzyszy waszym krokom, żeście we dwójkę we władzę jej wzięci... - wskazał na volvę - ...żeście niszczyciele i brutale. I że tradycjom naszym się nie kłaniacie, a kto wie może i samiście winni, że Aros nie pod władzą einherjar, boście na usługach Białego, bo miejsca święte niszczycie.
- Zaiste… nie dziwota, że się niczego po nas nie spodziewasz, gdyż kto będzie chciał dołączyć do takich jak my… - Helleven uśmiechnęła się niezbyt przyjemnie po tym co usłyszała, Skald odsunął sie od swena i oparł miecz ostrzem o klepisko zaciskając mocniej dłoń na rękojeści.. - Swoją drogą, gdyby oni w mej mocy byli… W Aros zupełnie inaczej by się zadziało… - Wzruszyła lekko ramionami. - Dobrego imienia Ci trzeba, bracie. - Zwróciła się do Freyvinda.
- Czekam zatem. Tu i teraz. W twarz pluń i rzeknij swymi słowy, że i Twa to opinia, a nie jeno, że ludzie mówią.
- Idź i sam posłuchaj. Jeśli się odważysz stanąć twarzą w twarz ze swym dziedzictwem.
- Pójdę, posłucham, łby się posypią. Ciebie proszę byś sam wyraził swe zdanie.
- Posypią, nie posypią - zdanie ludzi potwierdzisz. - Sven pokiwał głową z politowaniem - A jak chcesz na holmgang wyzywać, to wyzwij a nie przyczynku szukaj.
- Czynami możesz potwierdzić, bądź zaprzeczyć to co powiadają… A już ustaliliśmy co nam przychodzi uczynić, Freyvindzie. - Niby bez związku odezwała się volva. - I Bogom ten pomysł miły…
- Potwierdzę lub zaprzeczę - skinął głową skald spokojnie. - Na razie czekam Svenie, obyczaj każe na holmgang powód mieć. Godnym wedle ciebie w twarz splunięcia i łgarstwom ucha dajesz opinie tę sam szerząc. Rzeknij to.
- Nie mam zwyczaju mówić o nieobecnych. Mówię Tobie - zbliżył się do skalda ponownie - co ludzie mówią. Agvindurowi życie zawdzięczam i jego wolę spełniam. Przeto nie będę wypowiadał się na temat ciebie, coś mu bratem krwi podobno. Co prywatnie sądzę? Żeś rozpuszczony dzieciak, co szacunku dla nikogo nie ma, jeno dla siebie. Cała reszta to kwestia języka sprawnego i odpowiedniego czasu i miejsca.
- Ustaliliśmy zatem. Nie należy mi się splunięcie, zdanie panujące wśród ludzi nie Twoim, bo wszak nie strach przed wypowiedzeniem słów Cię trzyma. Do Francji nam trzeba - spojrzał na wieszczkę i berserkera.
- Droga wam wolna zatem. Z bogami. - Sven odwrócił się od Freyvinda i ruszył ku Thorze.
- Droga szerszą by być mogła… - odezwał się po raz pierwszy bogatyr - ...gdyby wojów przyszło prowadzić. W sukurs armię nieść. Prawdziwą groźbę czynić.
- A kto z nami ruszy, jeśli to prawda co ludzie powiadają? - Odrzekła zrezygnowana wieszczka. - Potrzeba nam pierw sukcesu, by ludzie chcieli z nami iść się bić… Bądź chociaż czegoś szalonego co ich serca poruszy… Jak ratowanie ich wodza wielkiego.
- Istotnie. W uśpieniu łatwo by mówili, lecz gdyby przyszło Jarlowi Bezdroży zwołać w imię bogów każdego, komu dziś, za wojny, bezdroża domem… na ratowanie Agvindura się udać… - pięknolicy zwrócił się do Freyvinda - Kiedy przemawiasz, inni słuchają. Często o holmgang rzecz rzucasz… - uśmiechnął się krzywo do Svena - ...lecz wielokrotniem widzieli wszyscy, jak łatwo Ci powieść innych za sobą. Nie ma znaczenie cel. Caern to czy Aros, czy nakaz posłuszeństwa bogom, czy hirdmani spijają słowa z twych ust. Nie podważy nikt twego celu, jak na ratunek brata i największego wodza Danii byś chciał skrzyknąć. Sagę kazać ponieść o bracie twym… którego ocalisz, z woli Asów i Wanów.
- Tak… - Skald roześmiał się. - Gdy w sercu chęć by ni jednego woja więcej na szaleństwo rozpętane przez demona nie słać. Gdy chęć urwać dzieło nie je kontynuować. - Spojrzał na Svena. - Do Paryża go wzięto mówisz?
Helleven z niechętnym uznaniem w błękitnych oczach na Pogrobca patrzyła, gdy ten przemawiał i iskierka nadziei się w nich pojawiła, którą jednakże słowa Freyvinda zaraz zdmuchnęły bezlitośnie jeno chłodny uśmiech na jej obliczu pozostawiając.
Sven głową skinął pomagając Thorze zejść z krzesła.
- Na dwór Karola podobno.
- Aros jest w panowaniu wilków. Co z Tisso, skoro Eryk u Franków zasiada? - dopytywał Pogrobiec, wzrok natychmiast ze skalda na namiestnika Agvindura przenosząc.
- Tisso splądrowane i spalone zostało. Dlatego Erik uciekał, popleczników straciwszy i z tego co wiem i żonę.
Helleven przez chwilę dłuższą we własnych myślach, po przemowie Volunda była i nagle wzrok na swych braci podniosła.
- Zróbmy to… - Rzekła. - Zbierzmy armię… Dajmy szansę, tym, których nikt nie chciał… Tym, którzy jak my pragną pokazać, że jeszcze się nie skończyli…
- A mnie się zarzuca, że czubek nosa swego widzę jeno - Frey wymruczał kręcąc głową. - Widziałas Jelling, gdyśmy na caern szli. Pół Danii tak teraz wygląda gdy moc wojów pociągnęła za “Welandem” - szyderczo zaakcentował to słowo. - Kraje zamorskie Sasów i Anglów, Iberia, ciągłe walki na Franków ziemi. Już teraz gdyby król kraju Germanów z południa uderzył tysiące prowadząc, jeno krew i zgliszcza by zostawić mógł. Wy chcecie by pociągnąć resztę wojów, ostatnich co Danię mogliby bronić, by wspomóc Agvindurowe szaleństwo.
- Dlatego i w kraju działania podjęte… wielkie mury obronne Agvindur kazał ciągnąć dalej. Budowa ich postępuje niedaleko Hedeby. A Jelling… Jelling nową siedzibą ludzkiego króla naszego stało się. - rzucił Sven prowadzący do tej pory Thorę ku łóżku na tyłach halli.
- I z tych murów niewiasty, dzieci i starcy odpęd dadzą Germanom. - Skald pokręcił głową. - Chwałą dla bogów i dobrobytem dla ludzi były wikingi, szybkie ataki na wybrzeża. Sianie strachu, grozy, zniszczenia. Nie wikłanie się na lata w walki we Francji przez ambicje wodza i słanie mu posiłków by domy zostawiać na lata na pastwę wroga.
- On jeno Franków wyprzedził, którzy by pewnie prędzej czy później na nas ruszyli niosąc tu swój krzyż Białego, a tak obie fale wstrzymane. Nie pora teraz się o to wykłócać. Rzekłeś, że mi pomożesz. - Pojrzała na skalda.
- Pomogę - zgodził się Frey zmęczonym głosem. - Niechaj i wieści pójdą, że Freyvind ku Francji rusza. Niechaj i - uśmiechnął się kpiąco - mówią, że Agvindurowi na ratunek, choć to łeż przecie. Kto szalony i głupi ruszy. Ja namawiać do tego nie będę. - Spojrzał na Rusina odnosząc się do jego wcześniejszych słów.
Wieszczka do Svena i Thory podeszła.
- Mogę? - Zapytała chcąc pomóc starowince.
- Zależy co zrobić chcesz… - rzekł jarl.
- Jeno pomóc jej się wygodnie położyć i coś powiedzieć na osobności. - Odparła spokojnie.
Miejsca jej ustąpił i prywatności dał by się mogła ze starowinką rozmówić.
Skinęła mu głową w podzięce i pomogła delikatnie Thorze na łóżku się położyć. Ludzie ją znający za dawnych lat dziwiliby się pewnie skąd u wieszczki nagłe pokłady delikatności. Helleven uścisnęła ostrożnie dłonie klucznicy.
- Sprowadzę go. - Rzekła jej do ucha. - A przynajmniej zrobię co w mej mocy.
Thora po policzku volve poklepała powykręcanymi palcami suchej dłoni:
- Jeśli go ujrzysz, powiedz mu, że czekać na niego będę po drugiej stronie mostu. - opadła z cichym jękiem na łoże i skóry. - Nakryj mnie - zagderała już zwykłym swym tonem - ciągnie tu chłodem ciągle. - próbowała sama się otulić też wciąż nie chcąc być na łasce innych.
- Powiem. - Skinęła poważnie głową i zaraz otulać ostrożnie klucznicę zaczęła. Korciło ją by zapytać ale skoro nie przyjęła krwi od Svena, który z takim oddaniem skakał w około niej, to należało uszanować jej decyzję. Zresztą co ona mogła jej zaoferować? Szaleństwo jeno. Pogłaskała delikatnie powykręcane dłonie staruszki. - Odpoczywaj. - Rzekła niezwykle miękko jak na nią i powróciła do swych braci odpędzając z myśli wizję Chlothild i świadomość, że na nią nikt czekać nie będzie i ona na nikogo.

Berserker zaś chwilę rozmyślał nad słowami Freya.
- Może zamiaru takiego w sercu nie masz, ale jedyna to nadzieja Agvindura na ocalenie… nasze słowa biorąc pod uwagę. - w zawoalowany sposób podkreślił ich wcześniejsze ustalenia… jeśliby zdołali odnaleźć Jarla - Leczli rozumiem. Jednak myślałem, że i na tym Ci zależy. Na Ragnarok. Albowiem jeśli Germany nie pójdą dziś i za pięć lat, ni Frankowie, ni Iberowie, ni Sasi… ktoś prędzej czy później pójdzie, a Dania o tę wojnę już uboższa będzie.
- Czy za rok, czy za pięć, czy za dziesięć… furda to jak bronic domów kim nie będzie. Wrócić nam trzeba armię z Francji, choćby i za rok w nowy wielki wiking ruszyć miała. Miast pozwolić wytracić wojów w walkach na Franków ziemi. Tak czy owak iść trzeba, czy jednego ratować, czy tysiące.
- Nigdym boju takiego nie widział. Ciężko mi pojąć nawet co Sven rzekł o tym co Agvindur czyni, ponad to, że krew połowie świata niesie, jak też tym co za nim poszli. - przymknął oczy Pogrobiec - Jeno jego sprowadzić chcę, w sposób jakikolwiek. Skoro armię i sprowadzić, łatwiej z nią jego, i z nim ją. Jeszcze tylko jednego moje serce pragnie. - odwrócił się do Svena.
- Gdy Aros odbite… co stało się z tę Segovią i tę drugą?
- Uciec zdołały. Wilki nawet znaleźć nie mogły.
- Pewnie we Francji je spotkamy… - Odezwała się volva podchodząc do nich.
- A… ten… Vsevolod? - dopytał jeszcze pięknolicy.
- Uposażysz nas jakoś, czy z niczego mamy odsiecz tworzyć? - Skald spojrzał na Svena.
Chwilę jeszcze krótkie ustalenia ze Svenem trwały, nim hallę opuścili raz jeszcze pomówić sami. Jasnym było, że namiestnik Agvindura pomocy im wielkiej nie udzieli gdy drogę własną obierają...

Ribe o tej porze było jeszcze pełne życia, widno Sven wybudził ich niedługo po zapadnięciu zmroku. Chłód i zalegający gdzieniegdzie brudny śnieg mógł świadczyć o tym, że była to krańcowa jesień lub przednówek wiosny. Albo, że zima tego roku nie była zbyt mocna.
- Bo bogowie pobłogosławili odganiając mrozy za chwałę wielkiego Welanda - mruknął z przekąsem skald na głos kończąc to co jawiło mu się w myślach. - Gdzie idziemy? - spytał odwracając się do berserkera i volvy.
- Targ? Ludzi posłuchać co mówią, więcej informacji zebrać… - Helleven szła rozglądając się z lekkim podziwem. - Bądź schronienia na dzień szukać… Nie wiem czy w halli nam coś zorganizują. - Uśmiechnęła się z przekąsem.
- Ludzi posłuchać… - zamyślił się nieobecnie Rusin - Myślicie, że pusta jeszcze ta ziemianka, w której po halli spłonięciu żeśmy dni spędzali?
- Patrząc jak się miasto rozrosło… - Frey wyglądał na sceptycznego. - A potem? O Francję mi idzie, nie o dzień, transport… Ech… źle to widzę.
- Jak zadbacie o ludzi, dacie im nadzieję, trening, to może z tego wyjść całkiem dobra armia. Ale to już od Was zależy… Ja się na wojence nie znam… A potem? - Westchnęła cicho. - Potem zanieść chaos na ziemie Franków…
- Jest jeszcze jedna możliwość, jak ludzi pociągnąć by armię z pól Frankońskich zabrać… - zaczął Vsevolod - ...lecz ni jedno ni drugie z was nie umiłuje mej propozycji.
- Nie będę powtarzał tego co w halli rzekłem. Chcesz armię zwoływać Hellven? Nie będę przeszkadzał. Jaka to możliwość? - Frey zwrócił się do Volunda.
- Dla cię to zapewne coś godne Lokiego. - spokojnie mówił bogatyr, rozcierając kciuk o sękaty palec wskazujący - Lecz mogę ci dać twarz kogokolwiek kogo widziałem. - dokończył niewinnie, pozwalając by implikacje same poczęły grać w ich myślach.
Wieszczka wzdrygnęła się na samo wspomnienie jak dawanie twarzy wygląda ale stanęła i ostrzej spojrzała na Vsevoloda.
- Masz kogoś konkretnego na myśli, prawda?
- Agvindura? - Skald uśmiechnął się dołączając do Helleven w pytaniu. - Zaiste, Lokiego. Tak czy owak do Francji dotrzeć nam trzeba.
- Aby to osiągnąć, potrzeba nam śmiertelnych sojuszników, kogoś kto w nas uwierzy. W jedno z nas, tak. - bogatyr pokiwał głową na własne słowa - Jeśli mię o zdanie pytacie, ktoś też kto mógłby być znaczną siłą a nie żal go zabierać to Úlfhéðnar, lecz im oczywiście nie możemy zaufać… - westchnął.
- Agvindur jakoś zdołał się z nimi porozumieć… Poza tym wśród nich ciągle Bjarki… i Karina… - Zerknęła na Freya. - którą oddać całemu miastu obiecałeś… - Westchnęła volva zrezygnowana. - Szans nie mamy…
- Przesadnie prawisz. - zauważył Vsevolod, tuż ponad ich głowy wypatrując nocne niebo - Jakoś nie oddał, a i zrozumienia nabrali. A Bjarkemu, Chlo, jej i Jorikowiśmy wszyscy troje bez baczenia na wszystkośmy pomóc ruszyli, dla nich te trzynaście lat utracone.
- I tej samej nocy Karina wiedziała czemum to rzekł i krzywa nie była. Poza tym - w oczach skalda coś błysnęło, kiwnął głową Rusinowi jego pomysł odnajdując świetnym - mamy dwa argumenty. Pierwszy… Nie my splugawiliśmy caern. Odpowiedzialna we Francji. Agvindur zaś też tam i jest obok naszego ojca strażnikiem i gwarantem porozumienia i pokoju w Danii między einherjar i ulfhedinn.
- Prawda to. - zmrużył brwi pięknolicy - Zanieśliśmy krew i odwet… odwet za hallę w thing. Nie ma co jednak waśni zgłębiać. Demon spaczył święte miejsce, widzieliśmy wynaturzenie, które zrodził caern na jej życzenie. - skinął głową - Lecz to co po prawdzie rzecz upieczętuje to dzieło Elin, która uzdrowienie miejscu nieść chciała, która z przywódcą ich rozmawiała… doprawdy gdy mówić z nimi będzie i błagać bez własnego interesu na wszystko co dobre i godne posłuchają. Jej posłuchają…
Wieszczka zamrugała lekko zdziwiona, gdy bogatyr o Elin rozmawiającej z przywódcą zmiennokształtnych powiedział.
- Doprawdy? Uczyniła coś tak… - Zacisnęła wargi nie kończąc, gdyż wszak Agvindurowi się to udało. - Jeszcze trzynaście lat temu mieliśmy i Styggra… - Dodała zamiast tego. - I obietnicę odrodzenia Caernu lecz słuchając wszystkich historii o Agvindurze nie zdziwiłabym się, gdyby i temu zaradził. - Uśmiechnęła się leciutko. - Ale pomysł jest na tyle szalony, że może się udać… O ile pozwolą nam się w ogóle odezwać.
- Może i na splugawiony caern zaradził. Dobrze, że Agvindura śmierć dosięgła i przebudzenie w einherjar. Strach co mógłby jako śmiertelnik jednym pierdnięciem uczynić, a martwe ciało z rzyci szczęścia nie snuje. - Skald zdawał się być poirytowany ciągłym wychwalaniem Agvindura. - Ryzyko wielkie, ale podoba mi się ten szalony pomysł. W Bjarkim i Karinie nadzieję mieć możemy na to, że gdyby nie wyszło, to może choć nie ubiją.
- Pierwszy to sukces, który ogłosić można, że Einherjar wraz z Úlfhéðnar nienawiść powściągają, by ramię w ramię ruszyć. Czy śmiertelnych zabierać… - wzruszył ramionami - Może nie ma potrzeby. Kilku jeno rzeczy chciałbym się wywiedzieć… jeśli zdołamy.
- Czyli do Aros. - Stwierdziła spokojnie. - Prosić Úlfhéðnar o pomoc… - Zerknęła na Freyvinda. - Jesteś pewien, że zdołasz w razie czego swój gniew powściągnąć, gdyby celowo zdenerwować Cię próbowali?
- Czy kiedykolwiek nie powścięgałem? - spytał uprzejmie z nieruchoma twarzą.
- Cały czas, bracie. Cały czas. - Odpowiedziała równie uprzejmie.
- I. - pociągnął Rusin, nie chcąc pozwolić na pytanie czy cały czas powściąga czy nie - A nuże dowiedzieć się czyli co z alfką się stało… i przede wszystkim z Einarem. - skwitował spokojnie, choć w oczach tuż za powierzchnią szkarłatu na samą myśl miał szalejący żywioł.
- Einara Segovia przeraziła podczas ataku tak, iż niemal zmysły postradał.. A potem.. - Volva zmarszczyła lekko brwi próbując wizję z pierścienia sobie dobrze przypomnieć. - A potem rzuciła go gdzieś w inne miejsce… Jak podobnie z Freyvindem raz uczyniła… Tyle, że Einar nie znał tego miejsca… I już nim więcej zdawała się nie interesować… - Tyle wiem… co było.
- ...trzynaście lat temu. Wiem. Powiedziała mi. - stwierdził Vsevolod - W stuporze musiał zalec… gdziekolwiek się znalazł. Lecz to było… trzynaście lat temu. - łudził się Rusin.
- Jeżeli Segovia z Aros uszła, to jeno ona wie gdzie on jest. - Frey dyplomatycznie przemilczał temat swego gniewu widząc furtke by od niego czmychnąć w rozmowie. - A gdzież mogłaby nasza kochana Segovia czmychnąć z Danii, gdy z kraju Franków tu przybyła?
- Jeśli tak się okaże… - Rusin wyciągnął przed sobą palce dłoni - Sprowadzi go dla mnie. Jak już wiedzieć będę, czy w przytomności afterganger znieść może krwawego orła… - wyrzekł miękko tonem, jakby się rozmarzył. - Starczy marzeń. Potrzebujem krwi, rynsztunku i wyruszyć.
- Zapewne u tego Karolusa Rexa się schowała… - Zamyśliła na moment. - Choć Sven nic o nim nie
wspominał… Może rzeczywiście martwy.- Machnęła lekko ręką.
- NIE! - wykrzyknął w nagłym przypływie gniewu Vsevolod, nim się uspokoił - Nie jest martwy, o nie. Jest zapomniany. Przez wszystkich poza mną…
- Mówiłam o dawnym królu Franków… a nie o Einarze… - Odrzekła uspokajająco.
- Też wierzę, że żyje. A Carolus… Którz to wie. Może śmiertelnik zmarły, może potomek tegoż Alexandra co w cień się usunął, bo na południu ludzie podobnych nam nie tolerują. - Skald zastanowił się. - Tyle w tym widzę, że czy wspomnieniem Carolus czy południowym przeklętym nie on we Francji pierwszy a ten Alexander skoro Paryżem włada.
- To pewien u niego… Pytanie czy dalej coś mogą z naszą krwią uczynić…
- Nie wierzę w tę Saracenke i krew - skald pokręcił głową - w chacie to co zabiłem szybkie było jak Ulfhedinn, z żadnym aftergangerem nie walczyłem co by tak się ruszał. Ty mówiłaś o dwóch… Jedną zabiłem. Krew jawi mi się jako fałsz Agvindura, by przed innymi wskazać potrzebę trzymania nas z kołkami. Tylko Bjarkiemu uwierzę, że inaczej było.
- On nie musiał nikomu się tłumaczyć, Freyvindzie… - Machnęła lekko ręką. - Ale z plotkami prawda być może… Agvindur wspominał, iż Erik posłańców do niego przysłał i twierdzili, żeśmy go wszyscy zaatakowali. Kto wie cóż jeszcze rozpowiadał.
- Nie ma to znaczenia, wszyscy wiedzą że sługą Franków on. - spostrzegł Rusin - Ważniejszym, że Agvindur nie miał skąd wiedzieć o Saracence, jeśli martwa a Segovia zbiegła… ni o mocy ich krwi zda mi się. Pewnym, nie wszystek wiemy. Na miejscu poznamy prawdę.
- Mówcie co chcecie… nie uwierzę, że bez ważkiej przyczyny trzymał nas w śnie… - Zacisnęła pięść. - Że mnie trzymał, choć nawet krew jego piłam…
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 30-05-2017, 14:17   #16
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Helleven zamyśliła się na moment, gdy szli tak uliczkami Ribe.
- Skoro istnieje szansa, że Bjarki przemówi Ci do rozsądku Freyvindzie…. - zaczęła spokojnie. - sądzę, że warto by pomówić jeszcze raz z jarlem, by namówić go do dania nam jeszcze trochę czasu… - Zerknęła na obu aftergangerów. - Zawrócę się… sama. - Zmierzyła skalda spojrzeniem. - Bez Twojej obecności rozmowa powinna być milsza.
- Jeżeli taka twa wola
- Frey skinął głową - niechaj i tak się stanie. I tak również mi mus z nim porozmawiać, ale nie teraz. Zbyt mnie zdenerwował. Wieści po Ribe pozbieram przez ten czas.
- Oh.. cóż za zgodność
. - Volva uśmiechnęła się leciutko. - Nie będzie grożenia kołkiem na wypadek mojej zdrady? Dziękuję pięknie. - Dygnęła teatralnie, widać mocno jej zalazł wtedy za skórę. - Zatem znajdę Was potem. - Dodała i odwróciła się, by odejść.
- Grożenia… nie. Grożenia nie będzie - skald mruknął odwracając się w kierunku portu. Spojrzał na Volunda.
- Ze mną idziesz?
Gangrel zasępił się chwilę, po czym decyzję jakąś podjąwszy odparł:
- Nie ma po co chodzić nam wspólnie. Idź zasięgnij języka w północnej części, ja ruszę ku południowej. - zawiesił ostatnie słowa jakby pytająco.
Freyvind zastanowił się. Północna część, ta wypalona przez Leiknara kilkanaście lat temu. Południowa czyli port nad rzeką. Bardziej widział się zbierającego wieści wśród kupców.
- Ja do portu zmierzam. Tam więcej usłyszę.
Volund ramionami lekko wzruszył i spojrzał jakby ponad głowami wiedzacej i skalda.
- Niech i tak będzie.

Freyvind

Całe Ribe rozrosło się i w starszej i bliższej portowi części miasta zmieniło się równie sporo. Nadbrzeże obudowano drewnianym i solidnym molo, szerokim na dwa wozy. Kroki ludzi odbijały się tutaj głuchym echem niosącym się po wodzie. Szeroki chodnik rodzielał się na trzy drogi: jedna główną prowadzacą do serca osady i dwie poboczne co na boki się rozgałęziały dając łatwy dostęp do mniej centralnych części Ribe.
Afterganger mijał langhusy, które pamietał zarówno z czasu thingu i powrotu z wilczej polany, jak i (niektóre) wcześniej już stojące i skrywające ogniska domowe przez pokolenia. Sporo nowych chat również zobaczył, z dachami co z drewna budowane były nie zaś słomy czy wodorośli. Tych było mniej lecz konkrutowały ze sobą delikatnymi zdobieniami nisoko opadających krokwi i strzelistych części dachów.
Utwardzane drewnem błotniste podłoże prowadziło ku nabrzeżu przy którym kłębiło się jeszcze sporo ludzi przy świetle ogni i pochodni robiąc rozgardiasz. Targi może i się zakończyły, teraz kupcy najpewniej zawiadowali swoimi ludźmi przenosząc zakupione towary, lub przygotowując okręty do wypłynięcia z ranka.
Skald rozejrzał się poszukując miejsca, gdzie jakowyś siedzieliby spokojnie. Po dniu pełnym zawierania interesów, a przed spoczynkiem, w oczekiwaniu aż thralle lub najęci ludzie zajmą się należycie towarem lub statkiem. Dojrzał taką grupkę, dwóch mężów grało w hnefatafl, dwóch kolejnych raczyło się piwem pokrzykując coś od czasu do czasu ku okrętom, gdzie uwijali się ludzie rozładowujący drewno. Piąty grzebał niby bez celu kijkiem w niewielkim ognisku nad którym wisiał kociołek.
- Chwała powieszonemu - rzekł cicho Freyvind zbliżając się do nich.
- Chwała! - odparli jeden przez drugiego. Grzebiący kijaszkiem nie wyprostował się specjalnie, nie postrzegał skalda jako zagrożenie. Czuł się wygodnie i bezpiecznie.
- Coże Cię trapi, że ledwo głos z siebie wydajesz,... - zawiesił wypowiedź dając Lenartssonowi czas na przedstawienie się.
- Dawnom w mieście nie był, przytłacza po tym kiedym ostatnio je widział. Jestem Freyvind, róznie mnie zwą - skinął lekko głową.
- Witaj, Freyvindzie. To Arnulf, jam jest Magni, a ten tu - kijaszkowy wskazał ostatniego co właśnie gromkim głosem służbę poganiał - to Geirolf. Przytłacza? - podjął płynnie. - Czemuże?
- Pamiętam Ribe jak niewielką osada jeszcze było, bez palisady i z jednym trapem na nabrzeżu. Zawsze gdy widzę duże zmiany przytłaczają widok jaki w oczach się zachował. A zmian wiele. I nie tylko w Ribe, nieprawdaż. W Kraju Dunów całym a i poza nim.


Geirolf chrząknął głośno wpatrując się nagle w przybysza.
Magni wstrzymał na chwilę ramię z kubkiem miodu, jakie wyciągał ku Freyvindowi.
- Nie wyglądasz na starego wiekiem - rzekł ostrożnie, przyglądając się skladowi.
- I nigdy tak na starego wiekiem wyglądać nie będę.
Mężczyzna opuścił rękę:
- Zatem ci napitku nie trza. Nie takiego, hm? - tym razem wyprostował się już i patyk opuścił.
- Może i nadejdzie dzień, gdy Freya czystość na sposób krześcijańskich mniszek ślubować będzie. Może nadejdzie dzień, gdy Thor wybierze poezji rymów składanie miast z Mjolnirem w ręku na wschód ruszyć by z Jotunami się mocować. - Skald uśmiechnął się. - Może być też tak, że Huginowi i Muninowi co umknie i Valfodrowi siedzącemu na Hildskjalf tego nie powtórzą, a on sam też tego nie zoczy. - Wyciągnął dłoń. - Ale nie nadejdzie taki dzień, gdy odmówię dobrego miodu lub piwa.
Magni podał kubek z miodem, dolewając nieco więcej:
- Dalejże, pij! Skal! Na chwałę bogom i chwałę jarla. - uśmiechnął się półgębkiem.
- Z dalaś przybył, zatem? - dopytał Arnulf spojrzenie czarnych oczu kierując na Lenartssona.
- Tak i nie. Skaal! - Frey wypił do dna. - Czasem dalej niż drogą odległość mi mierzyć. Tuzin lat jeno zagadką dla mnie, stąd zmian wszelkich jestem ciekaw. - Oddał kubek.
- Czegoś w szczególności? Tuzin lat to wiele by kubku napitku opowiedzieć -
zaśmieli się w trójkę.
- O tym co w Jelling i w Aros się działo. Oraz o Agvindurze.
- Jelling pojawiło się nagle z niewielkiej dziury rosnąc. Spore jest. Nie tak wielkie jak Ribe, ale bogate. Jarl co rządzi posłuch ma, choć młody wiekiem. Prawą ręką króla Danii jest, dwa razy na niego zamach był w ostatnich trzech czy czterech latach.
- Ale zabójcy nie ujęto
- dorzucił ocierając wąs Geirolf - Mówią jednak, że to jakieś uroki na niego rzucono.
- A Aros wielkie
- wtrącił się Magni - Jarl tam trzęsie twardą ręką i nieposłuszeństwa nie znosi.
- Jest taka jedna co jej nieposłuszenstwo znosi
- zrechotał Arnulf szturchając Geirolfa znacząco.
- Erik wciąż królem? Wolał Hedeby na Jelling zmienić? I któż jest jarlem Aros, oraz kto mu nieposłusznym?
- Nie, Bagseca teraz rządzi w Jelling. Erik zmarł jakieś jedenaście wiosen temu?
- spojrzeli po sobie kiwając głowami na zgodę z wyliczeniami Magniego - A na tronie Aros Ottar teraz zasiada, za żonę Ingeborg pojął. - zdawali kolejno relacje.
- A Agvindur? Co wiecie o tym co ostatnio go spotkało. I czemu wojowie tak długo z wikingu na kraj Franków i inne ziemie zamorskie, nie wracają?
- Ruszył na wiking ale zginał.
- rzucił ze smutkiem Magni.
- A gdzie tam! Pono w Brytanii rządzi teraz. - zaprzeczył Arnulf.
- Et, nic nie wiecie. Pono wraz Rurkiem ruszył by pomóc w kraju Sławów. A wracać wracają, i jadą znowu. Nie wszyscy, bo część ostaje, część idzie za jarlami, część powraca by na nowo się na wyprawy zaciągnąć, część pociągnęła do Gariadiki.
Freyvind słuchał kiwając głową, nie komentował jednak.
Plotki i brak pewnych wieści, mniej pewnych wiadomości ci tutaj mieli niż swen. W kwestii zaś wydarzeń 13 lat temu w Aros i tutaj - żadnych, jako śmiertelnicy.
Podpytywał ich jeszcze o drobne sprawy. Ludzi, miejsca i zdarzenia jakie zdały mu się ciekawymi.
W podzięce wygłosił dwie pieśni bawiąc ich swym głosem.
Odszedł wkrótce



Helleven


Volva zawróciła więc do langhusu i poprosiła o ponowne widzenie z jarlem. Była tu przed chwilą, więc nie sądziła, by jakieś większe trudności jej czyniono.
Drzwi pilnowane były przez dwóch hirdmanów ale żaden z nich nie ruszył by ją powstrzymać. Sven zaś rozprawiał już z dwoma innymi mężami, najwyraźniej na temat związany z życiem osady.
Zobaczywszy ją znak dłonią uczynił by chwilę poczekała i rozmowę swą pospiesznie zakończył. Widać było z jego zachowania, że czasu marnować nie lubi i do sedna przechodzi szybko.
- Czegoś jeszcze trzeba? - spytał krótko.
- O czas dla Freyvinda prosić chciałam. - Helleven również nie zamierzała wobec tego bawić się w zaowalowane sugestie. - Gorąca głowa, sami zresztą wiecie, jarlu i w Was ta sama krew płynie. - Skinęła lekko głową nie chcąc by uznał to za obrazę. - Lenartsson pragnie z Bjarkim się rozmówić. Sądzę, że to wystarczy, by go uspokoić i by zdecydował podjąć się wyznaczonego mu zadania.
- Z Bjarkim?
- Sven skrzywił się lekko - Ciężko może być z tym. Mogę posłać po niego, może tak lepiej by było niźli byście mieli ruszyć ku Grimowi.
- I mnie pomysł wyruszenia do miasta pod kontrolą Ulfhedin niezbyt przypadł do gustu.
- Skinęła głową. - Zatem jeśli zgodzilibyście się po niego posłać z pewnością wiele by to ułatwiło. - Zgodziła się. - I dało nam czas do okrzepnięcia z tymi wszystkimi zmianami wokół.
Brujah skinął głową:
- Poślę wici do Bjarkiego. Pewnie zejdzie ze dwa - trzy dni.

Po chwili nabrzmiałego wahaniem milczenia spytał:
- Chatę wam wydzielić? Czy odchodzicie?
- Wydzielcie, proszę.
- Odparła również po krótkiej chwili namysłu nie chcąc niczego obiecywać, gdyż przewidywać zachowania jej byłych braci krwi trudniej było niż pogodę w górach. - Dziękuję. - Dodała i zawahała się na moment. - Pozwolicie, że jeszcze o coś spytam? - Volva grzeczną niezwykle była, jak to zwykle miała w zwyczaju w przypadku dopiero co poznanych jej jarlów. Co prawda Svena znała… ale nie w takiej roli, a tytuły zmieniają… i obowiązki również.
- Pytaj, volvo. - Sven kiwnął głową w odpowiedzi w temacie chaty. - Skoroś sama przybyła, zapewne i sama pomówić chciałaś bez dodatkowych uszu.
- Raczej bez dodatkowego języka.
- Uśmiechnęła się leciutko. - Ale powiedzcie… gdyby jednak Freyvind dalej zaparty był, znalazłoby się dla mnie jakieś zadanie? U Franków jeszcze jakieś wojska nasze ostały, które wspomóc można… radą?

Jarl roześmiał się w głos i na chwilę znowu przypominał hirdmana Sighvarta, czupurnego i wesołego.
- Wiele miejsc jest gdzie mądrych rad potrzeba. W Gardarice, w Jelling, w Birce, zapewne i na terytorium Franków. - spojrzał na volve bystro.
- Wskażecie mi zatem do kogo się udać u Franków, gdyby Lenartsson po rozum do głowy nie doszedł? - Zapytała przyglądając się i jemu.
- Dobrze. - odparł nieco wolniej i z namysłem. Nie spuszczając z wieszczki spojrzenia wrzasnął:
- Kort! - skinął ramieniem przyzywając młodego, dwudziestokilku letniego chłopca z pokaźnym garbem.
- Tak, jarlu? - chłopak poddreptał z ramionami luźno majtającymi się po bokach, chociaż widać było, że nie mają pełnej sprawności. Zabierał ją noszony na plecach wzgórek.
- Pojedziesz z misją w lasy. Przyprowadzisz Bjarkiego, godiego. - młody spoważniał na te słowa i nie mogąc się w pełni wyprostrować popatrzył w górę z ukosa.
- Tak, jarlu. Teraz? - spojrzenie uciekło mu w stronę Helleven i zmiękło jakoś na widok jej twarzyczki. Odwrócił spojrzenie.
Nie przyglądała się jakoś natarczywie chłopakowi, jeno lekko głową mu skinęła gdy podszedł. Ale gdy dojrzała złagodzenie rysów, westchnęła w duchu. Cudownie, tak nisko upadła, że i garbatemu było jej żal?
- Może przekazać, iż Lenartsson chce z godim mówić? - Zapytała Svena wracając spojrzeniem do aftergangera.
- Powiedz Bjarkiemu, że Freyvind obudzon i pragnie z nim się zobaczyć jak najszybciej. Spraw się dzielnie, jak zwykle. - jarl dłoń ciężko zacisnął na ramieniu chłopca, nie przejmując się jego ułomnością.
- Dobrze, jarlu. Ruszę natychmiast.
Sven skinął głową.
- Czekać Cię będę. - zapewnił, gdy chłopiec raz jeszcze spojrzeniem omiótł jasnowłosą aftergangerkę i ruszył by zebrać swe rzeczy i z posłaństwem ruszyć.
Ta ponownie mu głową na pożegnanie skinęła uśmiechając się leciutko, by gdy Kort się oddali zwrócić się ponownie do jarla.
- Powiedzcie mi jeszcze proszę… kto w kraju rządy teraz sprawuje? Powiedzieliście, że Jelling teraz stolicą i brat Jorika jarlem tam… Czyżby on?
- Nie, on jeno prawą ręką króla Bagseca, ten z Jelling swą dziedzinę uczynił. Agvindur rozczarowan był swym służacym ostatnim i jego brakiem lojalności. Wybrał Bagseca dla jego męstwa i oddania sprawie. Osadził go na tronie, wspomniawszy Jelling dla pamięci wydarzeń tam posłał by wioska się wzmocniła.
- Svenowe spojrzenie intensywności nabrało ze wszystkich niedomówień co je volva sama dopowiedzieć mogła.
Ta wolno głową pokiwała na to wszystko, doskonale pamiętając jak kiedyś Jelling wyglądało.
- A w Skanii, kto teraz rządy sprawuje? - Zapytała pogrążona w myślach.
- Bjorn Żelazny - uśmiechnął się Sven jakby domyślał się dokąd zmierzają pytania volvy. - Czemuż pytasz, wiedząca?
Nie pokazała po sobie zaskoczenia tą informacją.
- By wiedzieć. - Uśmiechnęła się również. - By widzieć jak sytuacja teraz wygląda. - Odparła spokojnie. - Wcześniej… zbyt mało uwagi polityce poświęcałam… Odbiło się to na mnie boleśnie. Drugi raz tego samego błędu nie popełnię. - Skinęła mu głową z szacunkiem. - Dziękuję za poświęcony mi czas.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-05-2017 o 14:42.
corax jest offline  
Stary 30-05-2017, 14:41   #17
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Po skończonej rozmowie ze Svenem Helleven wybrała się na zwiedzanie miasta pierw jednak stając i przyglądając się z podziwiem langhusowi. Później kroki swe ku targu skierowała, a przynajmniej miejscu, gdzie kiedyś się znajdował. Boleśnie świadoma, że jej stare ścieżki zniknęły bezpowrotnie. Była tu obca. Jak na ironię straciła swoje miejsce właśnie wtedy, gdy zaczynała je doceniać. Być może tak było lepiej… Nie powinna ostawać w jednym miejscu zbyt długo, jak to się skończyło wszyscy wiedzą. A Agvindur bez niej stał się wielkim wodzem, niemal herosem. Uśmiechnęła się do swoich myśli, być może Elin była mądrzejsza niż ją o to podejrzewała. Być może podświadomie wyczuwała, iż przeznaczony był do większych rzeczy i dlatego nie mówiła mu o swoich uczuciach.
Gdy z myśli swych się otrząsnęła, dostrzegła, że nogi same poniosły ją ku targowi, więc nie wszystko tak zupełnie się zmieniło, niektóre miejsca i ulice pozostały znajome. Stoiska zwinięte już były, z powodu późnej pory ale ciągle po okolicy kręciło się parę grupek kobiet sprzątających bałagan jaki pozostawili tu kupcy. Podeszła do jednej z nich proponując pomoc. W pierwszej chwili spojrzały na nią podejrzliwie ale jej łagodna twarz musiała wzbudzić w nich jakieś szczątki zaufania i pozwoliły jej dołączyć. Dawno nie robiła takich rzeczy ale teraz potrzebowała wejść między ludzi i się dowiedzieć co sądzą i myślą. Nie miała żadnych haftów Elin, ani run, więc trzeba było inaczej nawiązać kontakt.
Kobiety zadowolone były po udanym dniu handlu. Mimo zmęczenia, gwarzyły ze sobą, pospieszając się nawzajem by na spoczynek się móc udać. Helleven słyszała zwykłe zmęczenie w ich głosach lecz brak w nich było niepewności czy strachu o byt codzienny. Opowiadały o cenach towarów, o usprawnieniach w Ribe samym, o wielkim wyborze towarów napływających do miasta…
Nic nie świadczyło o nerwowości czy obawie przed dniem następnym. Helleven spokój odczuwała kręcąc się pośród nich… i jakieś ukojenie. Jakby wydarzenia, które jej pamięć na świeżo wciąż nasuwała na myśl, w końcu jakiś moment na złapanie oddechu pozwalała. Aż dziw, że to uczucie jeszcze w niej gdzieś się jawiło…
Nie burzyła więc tego spokoju, potrzebując go teraz bardzo. Tutaj, choć przez chwilę po prostu mogła nie myśleć o wszystkich problemach i kłopotach. To było niezwykłe. Kobiety nie wydawały się nawet myśli poświęcać odległej wojnie… Właśnie… odległej. Agvindur zabrał z ich ziem cień wiecznej wojny przesuwając linię frontu daleko na zachód i na wschód. Skania pod rządami Bjorna również nie stanowiła problemu. Mężczyźni walczyli ale ich kobiety mogły żyć w pokoju. Helleven była pod wielkim wrażeniem.To co osiągnął Agvindur było… było snem wielu od dawien dawna.

Spojrzała w niebo rozjaśnione diamentowymi pobłyskami gwiazd.
Północna Gwiazda błyszczała mocno i wyraźnie, niemal hipnotyzująco, lecz volva nie wiedziała czy wskazuje drogę na przód czy może nowy kierunek.
Głośne śmiechy podchmielonych mężczyzn odwróciły jej uwagę. A gdy powróciła spojrzeniem, Polaris nagle zginęła pod chmurami zasłaniającymi kvindevognen.

Ruszyć na przód wydawało się właściwym. Nic jej wszak w Ribe nie trzymało więcej. Ten, którego pragnęła spotkać daleko na zachodzie był, więc tam swe kroki skieruje wpierw. Pomagał jej tyle razy i nie tylko jej, przyszła pora by teraz jemu pomóc. A potem? A potem może Północ? Nie wiedziała ale pierwszy raz od przebudzenia czuła prawdziwy spokój. Wykorzystując chwilową przerwę w rozmowach kobiet podjęła cicho pieśń, która miała im pomóc w szybszym skończeniu pracy.



Freyvind, Helleven


Freyvind opuściwszy port przemierzał spokojnie resztę północnej części miasta i tak w końcu trafił na targ, gdzie ujrzał… pracującą z jakimiś kobietami volvę. Aftergangerka zdawała się być zadowolona z otaczającego ją towarzystwa i choć nie mówiła za wiele, to widać było iż słucha, a i odpowiadała łagodnym tonem. Czyżby Elin wróciła?
- Jak dawniej. Volva w Ribe, zajęta zwykłymi czynnościami. Wąż Midgardru gryzący własny ogon - skald odezwał się podchodząc do grupy kobiet.
Niewiasty zamilkły przyglądając się przez chwilę uważnie skaldowi, a potem spojrzenia ich przeniosły się na wiedzącą. Ta uśmiechnęła się leciutko, a Lenartsson mógł dostrzec niemal lodowaty chłód w jej oczach, gdy ku niemu na chwilę się zwróciły.
- Wybaczcie memu towarzyszowi. - Odezwała się do kobiet. - Nie ma dziś najlepszego nastroju. Dziękuję, iż mogłam z Wami spędzić ten czasu ale teraz muszę się już pożegnać. - Niewiasty zdziwione były ale pożegnały się z volvą serdecznie i zaprosiły, by odwiedziła ich stoiska, ta obiecała tak uczynić i podeszła do Freyvinda. - Nic nie jest jak dawniej. - Odrzekła mu i ruszyła dalej, by odejść od kobiet.

Podążył za nią.
- Nic nie jest jak dawniej, a jednocześnie wszystko. Ot miasto wieksze, a tryb życia ten sam. Mysmy się zmienili? Ot żart Lokiego, gdysmy to my trzynaście lat zawiesznie w czasie byli…
- Kobiety bez cienia lęku w przyszłość patrzą, nie myślą o wojennej zawierusze, gdyż daleko, daleko od ich chałup się toczy.
- Odparła niby bez związku wiedząca. - A my? - Odwróciła się w stronę skalda. - Myśmy tylko więcej goryczy wypili. - Uśmiechnęła się leciutko. - Mamy schronienie na dzień. - Dodała nie mając ochoty filozofować dłużej. - Sven posłał też po Bjarkiego, okazało się, że nie w Aros, a gdzieś w lasach mieszka.
- Chciałem nie tylko z nim, ale i z Kariną, oraz z wilkołakami sie rozmówić.
- Pierw z nim pomówić możesz w bardziej sprzyjającym otoczeniu, a potem zdecydować co dalej. Jeśli Ulfhedinn po lasach skryci, to bezpieczniej będzie z Bjarkim tedy się do nich udać.
- Stwierdziła spokojnie. - Choć jak dla mnie pomysł rozmów z nimi jest szalony i nie wiem jak Elin zamierzasz do niego nakłonić. - Wzruszyła ramionami.

- Może i racje masz - Frey zadumał się. - Za ile Grima spodziewać sie mozna? Dwa dni? Przez ten czas… - rozejrzał się. Widac w nim było wciąż gniew i żal po tym jak z nimi postapiono. Ribe, gdzie rządził Sven jakby paliło go w stopy.
- Dwa, trzy dni. - Skinęła głową. - Za ten czas możemy się spokojnie rozeznać w sytuacji i… - Zawahała się na moment. - dojść do ładu ze sobą.
- Na to więcej trzeba. Lat nawet. Albo po prostu odpowiedzi. Czy…
- Frey urwał. - Rozmawiałas ze Svenem o Agvindurze? Został pojmany sam, czy z nią?
- Nie rozmawiałam… Chciałam jeno czas nam kupić.
- Odparła patrząc gdzieś w dal. - Ale wcześniej mówił, że z całą armią go wzięto… Choć znając Chlo… Być może jest wolna.
- Wiesz, że to co Sven proponuje szaleństwem jest? Władca Germanów nie zostawi tu kamienia na kamieniu, jak poprowadzimy resztke wojów na zachód.
- Gdyby było zagrożenie atakiem, nie proponowałby tego… Sighvart na wschodzie, na północy w Skanii Bjorn rządzi. Jedynie południe niepewne ale i tego nie wiemy, bo żadne z nas jeszcze się o to nie zapytało. Nie wiem, kto gdzie rządzi i jakie sojusze zawarte. Nic nie wiemy na razie Freyvindzie, a jak machniesz na wszystko ręką, to dalej nic wiedzieć nie będziesz, bo Sven pewnie nie podzieli się więcej żadną informacją.
- Tak czy owak mus nam do Jelling wtedy. Do króla…
- Możecie wtedy ruszać ale beze mnie…
- Odparła twardo.
- Czego ty tak naprawdę chcesz Helleven?
- Spłacić dług.
- Względem kogo?
- Agvindura, czy to nie oczywiste?
- Nie. Wiem o związkach Elin z Agvindurem, o Twoich? Nie, oraz o tym co komu jesteś winna. Ale pytając co dalej, chodziło mi też o “jak”.
- Sven wspominał o jakimś królu mianowanym przez Agvindura na północy Francji. Spróbuję tam.
- Byłaś kiedyś w kraju Franków, znacz mowę tamtejszą?

Milczała przez chwilę.
- Więc co mam robić według Ciebie? - Syknęła na niego. - Wszyscy jakoś zadziwiająco gładko pogodzili się z niewolą Agvindura… Ile razy nam pomagał, Freyvindzie? Ile razy pomagał innym? Ile dla Danii uczynił walcząc przez te ostatnie lata? A teraz co? Jego własny brat pragnie jego śmierci, a jarl, którego z łap wilkołaków ocalił nie myśli o misji ratunkowej, jeno by nową armię zbierać w celu kontynuowania jego dzieła… - U Helleven najwyraźniej czara goryczy się przelała. - jakby już było po wszystkim! - Pokręciła gwałtownie głową. - Dla mnie nie jest po wszystkim. Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz jaką uczynię, to spróbuję go uratować. Bo widać nikt inny nie zamierza tego zrobić.
- Byłem jednych z pierwszych co napadli na ziemie Anglów za morzem
- Frey warknął gniewnie. - Złupilismy Lindisfarne, siedzibe mnichów białego. Wczesniej widząc wielkie kamienne mury klasztorów Danowie mysleli, że to umocnienia. Po naszej wyprawie ruszyli wszyscy na viking, który trwa od pół setki lat. Płyną przez morze po łupy i wracają, płodzą potomków, cieszą się dobrobytem. Agvindur - skald syknął. - Agvindur to niszczy. Byłaś w Jelling w czasie ataku na caern! Widziałaś czym jest osada gdy mężowie nie wróca na zimę. strach. Niepewność, tęsknota. Byłaś w Jelling! Widziałaś! Agvindur robi to na skalę całego kraju. Bo Demon kazał mieszac mu sie w politykę kraju Franków, którego nienawidzi. To mamy kontynuować? Względem tego co nas na ponad tuzin lat zakołkował?!
- Jelling stolicą teraz, bo Agvindur tak nakazał, by miastu pomóc.
- Odrzekła nie wzruszona wybuchem skalda. - Rzekłam Ci, że kobiety nie czują strachu i niepewności jutra. Być może w mniejszych miastach jest inaczej. Nie wiem ale tutaj… - Pokręciła lekko głową wiedząc, że nie ma sensu próbować przekonać teraz Lenartssona do czegokolwiek. - To nie zbieraj armii! Zostań tutaj i czekaj, nie wiem na co! Ale jak mi się uda Agvindura ocalić, to o mnie pieśni będą, a nie o Tobie!
- Pójde do Francji tak czy owak. Jak Bjarki potwierdzi co mówił Sven, będe to winny to bratu i ocalic Chlo. Jak nie to sukinsyna ubic za to co zrobił nam by swa chwałę budować. A jak Chlo ocalic sie od demona nie da, to ją zabić
- W kąciku oka Freya pojawiła się kropla krwi. - Dlatego chcę Kariny. Trzynaście lat miała by się wywiedzieć czy da się demona z niej wygnać.
- Sven sam zaproponował, że po Bjarkiego pośle, więc raczej nie obawia się tego co ten powie.
- Odparła już spokojniej. Gdyby była Elin pewnie próbowałaby jakoś pocieszyć Freyvinda ale Helleven miewała takie odruchy jedynie w przypadku… Sigrunn. - O ile się nad tym zastanawiała. - Mruknęła ciszej.
- O ile. trzeba też zawrócic Dunów z tej drogi, ocalić wojów. Z Frankami na ich ziemi nie da sie walczyć przez lata. Zmiażdżą…
- Może w tym północnym królestwie osiedli…
- Zastanowiła się na głos. - Może stamtąd wypady robią… Dlatego tutaj spokój ciągle panuje. - Wzruszyła lekko ramionami. - Mnie, tak jak powiedziałam, pierw spłata długu interesuje. Potem… potem będę myśleć, co dalej.
- Jak za zgodą króla Franków, to dobrze
- Frey skinął głową. - Tamte ziemie żyzne, dobre pod role i dla bydła na wypas. Lepsze niż nasze. Ale jak prawem wojny to czekac jedynie, aż król Franków zbierze taką armię, że kopytami wdepczą Dunów w ziemię. Szczególnie, że Agvindura brak jako wodza. stąd do Jelling chcę. Do króla. Przykaz jego dla wojów by wracali, lub bym z królem Franków negocjował ziemię dla Dunów na północy. Wtedy na dwór jego mógłbym przybyć. Gdzie Agvindur.
Helleven brwi uniosła.
- Pomysł zaiste ciekawy… - Przyznała niechętnie. - Jeno król przez Agvindura wybrany, być może jego życzenia wspierać dalej. - Westchnęła cicho. - Sprawdzić jednak można…
- Słowem lub trzonkiem topora w łeb bijąc, takie życzenia jego z głowy wybić można
- Frey uśmiechnął się wskazując, że nie do końca poważnie mówi, ale widac było, że i nie do końca żartem to powiedział.
Parsknęła cicho.
- Zobaczymy co Ci Bjarki powie… Może z Kariną przybędzie, bo poinformowany zostanie, kto na niego czeka.

Resztę drogi spędzili w milczeniu ale gdy zbliżać do halli jarla się poczęli volva odezwała się cicho.
- Wiem, żeś gniewu pełen i nie w smak Ci iż taki młokos jarlem się mieni ale nasza sytuacja nie jego jest winą. Postaraj się swoje emocje powściągnąć. On z własnej woli, gdym z nim mówiła zaproponował nam schronienie na dzień i gdy o Bjarkim wspomniałam zaoferował, iż po niego pośle. Złych intencji w nim nie ma.
- Wiem to, a i ja mu winien za to com uczynił i za to czegom nie uczynił. Ale nie zdzierżę zbyt wiele.
- Skald skrzywił się lekko. - Dobrze to, że po Bjarkiego pośle, jeżeli Grim z północy ściągał będzie to można mu posłać wieści aby do Jelling zmierzał, gdzie się z nim spotkać przyjdzie i widzenie z królem Becsegą wtedy poczynić, czasu nie marnując.
- Posłaniec już ruszył.
- Zmarszczyła lekko brwi. - I cóż to za nagły pomysł, by od razu do Jelling ruszać? Tak zdecydowałeś i już?
- Nie rozumiem…
- skald spojrzał na nią mrużąc oczy. - Skoro i tak do Jelling trzeba do króla, to gdy Biarki z północy, w pół drogi się spotkamy miast siedzieć tu i dłużej nań czekać, a potem dopiero do Jelling. Dwa dni lekko licząc…
- A skąd wiesz co od Grima usłyszysz? Może już król potrzebny Ci nie będzie? Poza tym jeszcze chwilę temu nie mówiłeś, że do króla na już chcesz się udać.
- Pokręciła lekko głową niezadowolona z takiego obrotu sprawy. - I posłaniec do Bjarkiego już poszedł… Gonić go by trzeba było…
- Tak tedy widzę, żeście wy “zdecydowali i już”, że mam bezczynnie czekać. Posłańca śląc
- skald pokręcił głową. - Co Bjarki rzecze to jeno w kwestii spojrzenia na czyny Agvindura co zmienić może. Tak czy owak po Chlo i by armie tam ratować od szaleństwa mi trzeba. Oboje nas Norny ku krajowi Franków prowadzą, zajedno kto jakie ma cele. Przez Becsegę drogą łatwiejsza. A… - rozejrzał się. - Co mi tu czynić, bezczynnie czekać? I z nim sie wykłócać? - skinął głowa na halle do której już prawie dochodzili.
Helleven już chciała powiedzieć, iż to on decydował w Aros i wszyscy widzą jak to się skończyło ale zmilczała.
- To duże miasto z pewnością znajdziesz zajęcie, mógłbyś chociażby imię swe ponownie w usta innych włożyć. - Wzruszyła ramionami. - Czas też nas nie goni… Zbyt wiele już upłynęło od uwięzienia Agvindura, jeśli mieli go zabić, już dawno to zrobili.
- Imie swe włożę z powrotem, jak znajdę w kraju Franków Erika i od Kraju Anglów po kraj Rusów woje zawołani beda blednąć powtarzając co zrobiłem z tym, co kłamstwa na me imię rozsiewał. Czynami się imię w usta innych wkłada, nie siedzeniem bezczynnie. A czas ważny mi. Nie wiem co z Chlo, a i naszym ludziom we Francji każdy dzień wiele znaczy
- Frey pominął zupełnie Agvindura stając przed drzwiami do langhusu Svena.
- Ja bym wolała Segovię dorwać… i popatrzeć jak nasz “przyjaciel” ją otwiera, gdy jeszcze jest przytomna.... - Volva uśmiechnęła się upiornie i weszli do halli.


Sven zajętym był czynnościami jakie jarlowi pisane, spojrzenie rzucił kose:
- Skąd Bjarki ma tu przybyć? Gdzie osiadł z Kariną? - Freyvind spytał gdy zbliżył się do niego. Helleven została w oddaleniu nie mając zamiaru tak bezceremonialne przerywać jarlowi.
Potomek jego oderwał się na chwilę od naradzania się ze swoim przybocznymi:

- W okolicach Viborga osiedlili się.
- Tyleż samo drogi zatem ma do Jelling co i my…
- Skald zastanowił sie. - Tam mógłbym się z nim spotkać. Z Becsegą chciałem mówić w sprawie kraju Franków.
- Posłańca już wypuszczono
- Sven zmierzył skalda chłodnym spojrzeniem - Szkoda, że wcześniej nie wiedziałem, że do Jelling ruszać chcecie.
- Boś nie pytał.
- Wzrok Freyvinda chłodny nie był, gdzieś głęboko czaiła się w nim ciekawość i kpina. - Do Franków kraju tak czy owak mi droga. Biarki da mi odpowiedzi co do Agvindura, ale nie on głównym celem. Gdybym miał armię zbierać coś sugerował, bez wiedzy króla i zgody ciężej by to szło.
Volva słuchając wypowiedzi skalda oczy ku powale uniosła ale na swym miejscu pozostała.
- Wybacz. Następnej okazji by myśli twe wyprzedzać nie poskąpię. - Sven odparł ironicznie - Kiedy do Jelling ruszyć chcesz?
Frey wzruszył ramionami i na volve się obejrzał.
- Beze mnieście ustalili, że tu mi czekać na Grima. Jak nie puścisz drugiego posłańca to czekać tu będe musiał, by się z nim nie rozminąć. Jeżeli będzie możliwość tam się z nim spotkać, to jutro po zachodzie słońca. Dwa dni to oszczędzi. Jeden drogi Biarkiego i jeden do Jelling gdybyśmy... - znów spojrzał na Helleven - lub gdybym sam dopiero po spotkaniu z godim miał się tam udać.
- Dobrze. Wyślę posłańca za posłańcem. Czymś jeszcze pomóc mogę?
- Na razie nie
- Frey odpowiedział tonem zahaczającym o ‘jesteś wolny’. - Nie chcę cię od zajęć odejmowac, tak ważkich dla miasta. Gdzie o ludzi pytać i to coś rzekł, że na uposażenie czynów naszych przeznaczysz?
- W husie obok znajdziesz mojego człeka, Olaf się zwie. Powiedz, żeś ode mnie, da Ci to co rzekłem.
- odciął się jarl odwracając się ku wcześniejszym swym rozmówcom.

Skald odwrócił się i powoli podszedł do wieszczki, twarz miał zamyśloną.
- Co zamierzasz? Ze mną ruszysz?
Helleven przyglądała mu się ze złością.
- Zastanawiam się… - odparła jednak spokojnie. - Może wyruszę i sprawdzę co król z Tobą zrobi jeśli będziesz dalej się tak wspaniałomyślnie zachowywał. - Przekrzywiła leciutko głowę. - Całkiem kuszące… - Dodała i ruszyła ku wyjścia z longhusu.
Skald uśmiechnął się.
- Zaiste. Warte sprawdzenia to. Tu na północy szacunek zdobywa się czynami, nie tym, że ktoś kogoś jako jarla zostawił do rządów, bo sam zechciał sławy za morzem szukać.
- Oślepłeś w czasie naszego snu, Freyvindzie? Miasta nie widzisz jak się rozrosło? To mało według Ciebie?
- Przerwała mu wieszczka.
- Nie. Ale i nie wiem czy jego to zasługa. Sven kroczy w nocy tylko dlatego, że trzeba było się zwiedzieć czemu chciał cię zabić. Pamiętaj o tym.
Volva usta zacisnęła i wyszła przed budynek.
Skald wyszedł za nią i zatrzymał się.
- Dwie skrzynie każę zbić, na wszelki wypadek. Co zechcesz uczynisz, ja Elin chciałbym mieć przy sobie, jej spokój… - pokręcił głową. - Nie wiem co z Volundem…
- Jej spokój niestety nie pomógł w Aros…
- Mruknęła Helleven i przez chwilę mierzyła Freyvinda niechętnym spojrzeniem. - Pojadę, choćby po to by Bjarkiego posłuchać, a potem… Elin zapewne zdecyduje.
- Zobaczmy zatem kimż jest Olaf…
- Skald uśmiechnął się wskazując budynek o którym mówił Sven i powoli skierował sie ku niemu.
 
corax jest offline  
Stary 31-05-2017, 18:47   #18
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



Olaf okazał się mrukliwym człowiekiem, ale z głową na karku osadzoną mocno i polecenia jarla Svena traktującym jako oczywistość, którą wedle jego woli wykonać trzeba, a nie dyskutować czy o szczegóły zbędne wypytywać. Choć późno w nocy już było chciał z marszu zacząć przygotowania czynić do wyprawy. Frey z początku wskazywał, że wszystko to może uczynić po świcie, aby gotowe było przed zmrokiem, ale po krótkim czasie zrezygnował ze wstrzymywania człowieka jarla chcącego jak najszybciej i najlepiej wykonać polecenia. Sven jak widać cieszył się tu posłuchem.
Ribe było większe, a i wciąż klimat jednego z większych portów kraju Dunów odzwierciedlał się w tym, że nawet o tej porze wielu ludzi jeszcze nie spało. Poza tym aftergangerzy nie musieli się kryć wśród ludzi, jak stwory na południu, ich otwarta aktywność zmieniła trochę tryb życia mieszkańców północy.
Skrzynie można było załatwić dosyć szybko, toteż Frey wraz z Helleven spoczęli w nich zapowiadając aby jak tylko wszystko będzie gotowe wrzucić ich podróżne schronienia na wóz i wraz z daną przez jarla eskorta ruszać do Jelling w czasie wędrówki Sól po niebie. Prawdą było, że i ludziom wygodniej podróżować za dnia i skaldowi oraz wieszczce nudną podróż spędzić w śnie, a na czas Nott powstać już bliżej aktualnej stolicy króla Becsegi.




Wieszczka zbudziła się, by ze zdziwieniem stwierdzić, że jest w drodze.
Na jej piersi leżał pergamin, a przy boku przypięty miała skórzany woreczek. Uniosła wieko skrzyni i rozejrzała się uważnie. Wozem powoził przygarbiony nieco mąż w futrzanej kurcie, a za ciągniętym przez masywne koniska pojazdem ciężkim krokiem maszerowało kilku ludzi pod bronią i z charakterystycznymi okrągłymi tarczami zarzuconymi na plecy.
Obok spoczywała druga skrzynia, a Elin na ten widok przygryzła wargi. Domyśliła się, że z którymś z aftergangerów musieli się rozdzielić. Wojowie jadący obok wozu skinęli jej głowami gdy wygramoliła się na zewnątrz i siadła na swej skrzyni czekając na przebudzenie tego, z którym postanowiła wyruszyć.

Minęło trochę czasu nim wieko drugiej ze skrzyń uchyliło się i skald wyjrzał czujnie wypatrując ewentualnego zagrożenia. Od pewnego czasu towarzyszyło im ono wciąż, lub kroczyło za nimi czekając tylko na dobry moment by się ukazać w całej swej chwale. To odcisnęło na Freyvindzie niejakie piętno. Kilkanaście nocy rozjaśniające paranoją trzynaście lat wywołanego drewnem w sercu snu. Spięcie przeszło w lekkie rozluźnienie, gdy ujrzał wieszczkę oraz ludzi idących za wozem, a przydzielonych im w Ribe przez Svena. Zapewne czynili popasy w czasie dnia, ale widać było po nich pewne zmęczenie całodzienną wędrówką i wciąż byli w drodze zapewne tylko po to, aby dotrzeć do dobrego na odpoczynek miejsca.
Skald skrzywił się lekko…
Na trasie z Ribe do Jelling, dzień drogi od miasta Agvindura, a teraz Svena. Przy wodzie.
Ciekawiło go czy zatrzymają się w tym samym miejscu co trzynaście lat temu.
- Elin? Czy wciąż Helleven? - spytał spoglądając na volvę z pewną dozą ciekawości i próbując odgadnąć to spojrzeniem.
- Elin... - odparła ta cicho. - Gdzie Volund? Śpi ciągle?
- Został. Sven miał dla niego inne zadanie.

Volva pokiwała głową powoli.
- Jakie jest nasze zatem i gdzie zmierzamy?
- Jedziemy do Jelling, tam mam spotkać się z Bjarkim, który może rzucić trochę światła na to co się stało te trzynaście lat temu.
- Sven nie powiedział? -
Spytała zdziwiona. - Wszak tam jeszcze Thora była, ona z pewnością wie wszystko.
- Nie drążyłem -
mruknął skald w odpowiedzi. - Nie rozmawiało mi się łatwo z tym młokosem.
- Co zatem z Agvindurem? Ruszamy mu na pomoc? -
Zapytała z nadzieją.
- To skomplikowane Elin… - Frey odwrócił głowę. - Agvindur nas zdradził. Nie na ratunek mu iść, a po pomstę się zdaje.
- Zdradził? Nie miał innego wyjścia jeśli chciał Cię zatrzymać! Teraz to widzę. Wtedy… Wtedy zrobilibyśmy wiele złego byle się naszej pani przypodobać. .. Lepiej, że nas uśpił… a że tyle czasu…? Musiał być powód... -
ostatnie słowa wypowiedziała cicho ściskając pergamin w dłoniach. - Być może wcześniej ciągle miałaby na nas wpływ?
- Musiał?
- Frey odwrócił się do niej. - Nie krzywym za przebicie mnie drewnem, nadzieje w mych myślach na to były, gdym rzekł by do Ribe płynąć i Chlothild tam odstawić. W tej mej części co wciąż przeciw Segovii stała buntem. Więzy opadają wolno, ale nie tyle lat. To Sven, z własnej woli nas światu przywrócił, gdy okazało się, że Agvindur przepadł. - Skald zgrzytnął. - Rzeknij mi Elin, zaprawdę musiał mieć powód trzymać nas 13 lat, a kto wie ile dłużej gdyby w niewolę nie popadł? Chlo z nim, demon nęcił go wizją potęgi i władzy jak mnie. Wątpisz w to?
- Wierzę, że nie uczynił tego bez dobrego powodu -
odparła z przekonaniem. - Sven nic nie powiedział co mogłoby być wskazówką?
- Powiedział -
Frey kiwnął głową - że towarzyszka Segovii z południa krew naszą wzięła i z nią zbiegła, a Agvindur szukał przez lata jej by nas nie budzić nim niebezpieczeństwa tego nie zmoże.
- Nie wierzysz w to? -
zapytała przyglądając mu się uważnie.
- A wyglądam jakbym wierzył? Skąd Agvindur i Sven mieliby wiedzieć co z nami wyprawiano nim wysłała nas do kraju Franków? Bjarki tam był, chcę od niego usłyszeć co zaszło.
- Pomyśl inaczej… Dlaczego Sven miałby kłamać? Co by mu z tego przyszło skoro i tak nie wypełnia polecenia Agvindura. -
zapytała łagodnie.
- Bo ma nadzieję, że ruszę ratować go w kraju Franków.
- Czyli takie miał dla nas zadanie?
- Elin się ożywiła. - Pomożesz więc jeśli Bjarki potwierdzi słowa Svena?
- Zadanie? Kimże on jest by mi zlecać zadania? Nadzieje miał pewnie, że ruszymy do kraju Franków odbić Agvindura lub kontynuować jego dzieło. To tylko potwierdza podejrzenie, że gdyby nie wpadka Agvindura, może gnilibyśmy z kołkami w sercach przez dekady, stulecia. -
Na drugie pytanie nie odpowiedział unikając go.
Volva westchnęła cicho.
- Co zamierzasz zrobić po rozmowie z Bjarkim? - zapytała ponownie.
- Ruszyć do kraju Franków.
- Freyvindzie… -
Spojrzała na skalda. - Czy muszę każdą odpowiedź wyciągać od Ciebie? Wszak wiesz, że nie mam pojęcia co się działo wczoraj.
- Chlo była z Agvindurem nie wiem czy pojmali ją z nim, czy jest wolna wśród przebywających tam Northmanów. -
Skald spojrzał na Elin myśląc jak dobierać słowa. - Nawet zostawiając moje przywiązanie do niej i to że jestem jej to winny… drzemie w niej demon. Trzeba go zniszczyć, wygnać, nie tyle z jej ciała, co w ogóle. Inaczej zakręci się wokół innego wielkiego woja i jego wykorzysta do swoich planów jak próbował ze mną i co zrobił z Agvindurem. Mogłem ruszać już z samego Ribe, ale… - Spojrzał volvie w oczy. - Mogę tam natknąć się na ślad Agvindura więzionego przez krześcijańskich nieumarłych. Potrzebuję wiedzy, którą może da mi Bjarki. Wiedzy na podstawie której będę mógł zdecydować. Czy pomóc i jemu, czy zostawić go własnemu losowi… - nie spuszczał wzroku - czy zabić.
Oczy Elin rozszerzyły się ze zdumienia.
- Zrobiłbyś, to? - zapytała cicho. - Rzeczywiście byś go zabił, gdyby… co? Gdyby okazało się, że trzymał nas w uśpieniu z jakichś powodów nieznanych Bjarkiemu?
- Zakładam, że Bjarki może nie dać mi odpowiedzi jakich szukam. Nie wiem czy będę zdolny. Elin, wszystko wskazuje na to, że zdradził nas. To czy miał powody aby tak postąpić czy nie, to jeno domysły. Wiele bym dał, żeby tak było. Liczę się jednak z tym, że nie ma nic na usprawiedliwienie jego czynów poza jego żądzą chwały.
- Nie zdradził, jestem tego pewna. Poza tym… co by mu dało trzymanie nas we śnie dla kaprysu? -
Zagryzła wargi na chwilę. - Choć gdy wspomnę jak żeśmy w Aros sobie poradzili… - Spojrzała na Freya. - Zauważyłeś, że od kiedy ścieżki nasze się skrzyżowały Loki jakby wiatr w żagle dostał?
- Droga nasza się z nim splotła -
zgodził się niechętnie. - Ale nie on jeden winny tego co się stało, na Pana Kłamstwa zbyt prostym wszystko zwalać… - pokręcił głową.
Volva uśmiechnęła się leciutko.
- Nie Freyvindzie, nie zrzucam wszystkiego na Pana Ognia. Aros jest naszą klęską i musimy z tym istnieć... Tylko zauważam co się wokół nas dzieje. Być może… - Zawahała się na chwilę. - Być może… Bezpieczniej dla innych, gdy my z dala od wszystkiego. - Dodała ze smutkiem.
Spojrzał na nią i pogładził ją lekko po dłoni.
- A myślisz, że czemum jeno z Bjarkim i Chlo po bezdrożach się włóczył - odpowiedział miękko - z rzadka po osadach na jakiś czas przestając? - Pokręcił lekko głowa ze smutnym uśmiechem. - Gdzie wilki groźbę śmierci na ich terenie gwarantowały. A Aros… - urwał i jakby się zastanawiał. - Mieliśmy zbadać co się tam dzieje, Agvindur dostał od nas pełne informacje co i kto tam bruździł. Jedynie o klęsce nam mówić w tym, co Segovia nam uczyniła.
- Może i ona do Franków uciekła? Może ją tam spotkamy? -
Zadrżała nagle na myśl o tym, iż Agvindur w ręce Segovii wpadł i spojrzała przestraszona na Freya. - Musimy… Muszę mu pomóc... - wyszeptała zaciskając pięści.
- Tą samą prawie rozmowę z Helleven miałem - Frey uśmiechnął się. - Obojgu nam tam droga, przygotować się trzeba, jeno i wieści zebrać. Choćbyśmy różne cele mieli.
Elin skinęła głową.
- Niechaj zatem tak będzie.




Volva siedziała na wozie z podkulonymi nogami, opierając podbródek o kolana, a w ręce ściskała list od Helleven. Błękitne oczy wpatrywały się gdzieś w dal starannie omijając Freyvinda. Nie chciała z nikim rozmawiać, nie po tym co jej brat… jej dawny brat krwi opowiedział. Klęska w Aros zabrała jej wszystko: dom w Ribe, prawo do przebywania w pobliżu Agvindura, o miejscu u jego boku już nawet nie śniła od kiedy Sigrun została przemieniona przez Leiknara. Właśnie… gdzie Sigrun? Frey nic o niej nie wspomniał, Helleven nie napisała w liście… Gdzie Słoneczko?... I gdzie Volund? Jego kłamstwa bolały prawie tak mocno jak brak Agvindura… Teraz już rozumiała strach czasami pojawiający się w jego spojrzeniu, gdy przyglądała mu się dłużej, a także słowa o nienawiści, które jej wygłosił nad Eneglsholm. Tylko, że ona go nie nienawidziła. Chciałaby móc mu to powiedzieć… Spojrzeć w te jego oczy pełne pogardy i powiedzieć, że dalej nie czuje względem niego nienawiści. Ale nawet tego nie mogła zrobić, gdyż zniknął potwierdzając jedynie słowa Helleven, że nie można mu ufać. Ukryła twarz w dłoniach i tkwiła tak dłuższy czas. Nie płakała, po prostu miała ochotę się schować. Tak więc straciła i braci krwi. Freyvinda także, gdyż wiedziała, że nawet jeśli Bjarki potwierdzi słowa Svena, to ciągle pozostała Chlo, która była u boku Agvindura przez te ostatnie trzynaście lat. Znając skalda, będzie to zarzewie kolejnego konfliktu.
I na co mu ona w tej wyprawie?
Dlaczego chce by mu towarzyszyła? Przecież wie, że będzie próbowała przeszkodzić bratobójczej walce… Nawet jeśli doskonale zdaje sobie sprawę, że to przegrana sprawa. Czy był sens, by wobec tego udawała się do Franków razem z Freyvindem? Nie wiedziała. “Nie poddawaj się.” Słowa Helleven… Nie podda… Przynajmniej dopóki jest nadzieja na uratowanie Agvindura… a potem… a potem przywita świt.




Jelling

Droga do mizernej wioski jaką pamiętali sprzed kilku tygodni niosła ze sobą gorzko-słodkie wspomnienia. Freyvindowi zatroskanemu zaistniałą sytuacją przed oczami stawały wydarzenia w caernie i na myśl wciskała się Gudrunn Lodowooka. Elin zaś zarzucona wiadomościami i nowinami oraz niezwykłym spraw rozwojem, pamięć wypełniały słodkie chwile z Agvindurem, dawnym panem Ribe.
Oboje pełni obaw i nieodpowiedzianych pytań przekroczyli bramy osady co wielkością swą pochłonęła dawne, ledwo trzymające się kupy chaty i błotnistą drogę. Tam, gdzie dawniej halla Gudrunn stała, pysznił się obecnie langhus znamienity pod pieczą symboli i rytych wizerunków Thora i Freyi.
Plac przed nim poszerzono, drewnem wyłożono, tak że przyjezdni i mieszkańcy suchą nogą mogli przebyć drogę od jednej z bram do królewskiego leża. Dalej domy wybudowano równie dostatnie, z grubych pali, co uszczelnione mieszaniną mchu i torfu zostały by wilgość z dala od wnętrza i ludzi trzymać. Mniejsze chatki i chatynki ziemne, co pracowniami były wielu rzemieślników, wzrok ciekawskich przyciągały znacząc osadę różnorodnym i kolorowym szlakiem.

Kupców pełno też było choć Jelling nie leżało nad morzem. Mimo to, mowę różnoraką usłyszeć można było nawet o wieczornej porze. Wojowie na dobrze odżywionych wyglądali a ich oręż nie należał do najgorszych, co skald oszacował szybkim rzutem oka. Mijający przechodnie obrzucali ich zaciekawionymi spojrzeniami ale nie przerywali swych czynności. Ot, zwykła ludzka ciekawość nimi raczej sterowała niż zła wola czy niepokój. Atmosfera osady uderzyła oboje swą odmiennością. Brak było marazmu, ludzie żwawo się ruszali - przynajmniej ci, co jeszcze aktywnymi byli o tej porze. Rozmowy dobiegały z różnych stron, a i chaty wciąż pełne życia były.
- Do króla łatwo się nie dostaniemy… - Frey spojrzał na volvę, a ta drgnęła, gdy się odezwał, gdyż pogrążona w swych myślach była. Przez całą podróż niewiele z nim mówiła od czasu, gdy wszystko jej opowiedział.
- Może na Bjarkiego pierw poczekać… - zaproponowała cicho. - I tak musimy jakieś schronienie na dzień znaleźć. Dary by się jakieś dla króla zdały… które z posłańcem i zapytaniem o audiencję moglibyśmy przedstawić… - dodała z namysłem.
- Dary mądrym pomysłem - Skald skinął głową. - Jako i cierpliwość. Ale coś mi mówi, że możemy zadanie ułatwić sobie nieco… - Uśmiechnął sie. - Jens. I Gudrunn.
- Brat Jorika? -
zapytała niepewna, gdyż nie zapamiętała imion wszystkich chłopców… Chłopców, którzy teraz dorosłymi mężczyznami już byli.
- Tak, ten co pod bokiem króla, wedle słów Svena rządzi stolicą Dunów.
Pokiwała powoli głową.
- Zatem być może mamy szansę ale i z nim pewnie skontaktować się za łatwo nie będzie.
- Łatwiej niż z Becsegą, a i na Biarkiego nie ma co czekać w skrzyniach. On najpierwszy nam tu schronienie może załatwić. -
odpowiedział i zaczepił jednego z przechodzących. - Niech Odyn spogląda na twe ścieżki. Jens, jarl na Jelling gdzie siedzibę ma i czy Gudrunn Lodowooka w osadzie wiesz może?
Zatrzymany lekko podchmielony mężczyzna twarz przetarł dłonią jakby wodę z niej ściągał i zmrużył oczy na skalda spoglądając. Zmierzył Elin od stóp do głów z marsową miną.
Po czym na twarz jego wypełzł uśmiech.
- Jens o tam zamieszkuje - wskazał ręką za siebie ale bez konkretnego kierunku - a Gudrunn dawno nie widziałżem tu. - Wydął cwanie usta i zachwiał. Po czym na nowo wzrok zogniskował na dwójce aftergangerów. - I wasze... - przypomniał sobie - … niech ojciec prowadzi… was… niech…
- Dzięki ci - Skald skinął głową i odwrócił się do Elin. - Jedno przynajmniej jest, nie tak zły to los - zażartował. - Chodźmy, tak czy owak schronienie trzeba znaleźć, może Jens coś uradzi.
Wieszczka nie spuszczała jednak zatroskanego spojrzenia z podchmielonego mężczyzny.
- I niech Ciebie Asowie i Vanowie prowadzą. - Odrzekła mu łagodnie czekając, czy coś jeszcze powie.
- Całe życie! - odparł na odchodne.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 31-05-2017 o 19:40.
Leoncoeur jest offline  
Stary 08-06-2017, 10:16   #19
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Hala Jensa


Do głównej hali dostali się z łatwością. Wygodny drewniany trakt musiał być kładziony kilka dobrych lat temu bo drzewo pociemniało i wygładziło się od licznych przechodniów. Ślady słojów i pęknięć zatarły się tak jak zatarło się piętno wioski-widma.

Straży nie było wielu wyznaczonych, a jednak uzbrojeni wartownicy widoczni byli w okolicy halli.

Elin i Freyvind co kroki skierowali do głównej siedziby nie byli powstrzymani i nikt nie wzbraniał im wejścia. W drzwiach halli stanąwszy, ujrzeli ułożone zwyczajowo tarcze i broń. Ciepłem i pożywieniem powiało. Widać mieszkańcy bogom ufali dość by napaści się nie bać. A może inne siły ich wspierały?

Dopiero przy wejściu do głównej sali husu dwóch mężów przybyszów powstrzymało lecz raczej gwoli zwyczajowi o przedstawienie kto i z czym do halli przybywają niż by ich powstrzymać chcieli. Suto wyszywana, ciężko drapowana, szkarłatna tkanina przed wzrokiem przybyłych kryła zawartość husu i ilość mieszkańców.

Volva na skalda spojrzała i głową mu skinęła, by mówił. Wszak, to on znał Jensa i to jego był pomysł, by do Jelling się udać.
- Z Jensem z Jelling, prawą ręką króla Becsegi zobaczyć się możemy? - spytał hirdmanów gdy przystanęli przed nimi.

- A kto widzieć się chce? - zadał przewidywalne pytanie jeden z witających ich.

- Mogę rzec wam imiona nasze i nijak nie chcemy ich skrywać. Sprzed lat wielu Jensa druhami byliśmy, dajmy mu niespodziankę - mruknął skald z lekkim uśmiechem. - Rozpozna nas, tegom pewny.

Elin słysząc Freyvinda jęknęła w duchu. Czy on niczego nie potrafi zrobić w prosty sposób?
- Skoro skrywać nie chcecie, i wrogich zamiarów nie macie, nic nie stoi na przeszkodzie miana wasze ujawnić. - odparł rozmówca ich odwracając się całkiem przodem do dwójki nowoprzyjezdnych.

- Zapowiedzcie Freyvinda Lenartssona i Elin Gunnarsdottir. - Odrzekła volva ubiegając jakiekolwiek słowa skalda. Nie miała zamiaru dopuścić do kolejnej przepychanki słownej w wykonaniu Freya, który jednak nie sprawiał wrażenia jakby mu to przeszkadzało. A to jak zareagują na ich miana… To już była osobna historia. Wieszczka spokojnie przyglądała się wojom.

Wzrok skierowali na volvę słów jej wysłuchując. Nie widać jednak było by sprawiły jakieś ogromne wrażenie lub też strażnicy dobrze szkoleni w opanowaniu byli.
- Witajcie. - skinął głową ten, co rozmowę z nimi prowadził. Drugi co słowem się do tej pory nie odezwał spokojem się cechował. Musiała jednak jakowaś rozmowa bez słów nastąpić bo po chwili milczenia, milczek kotarę uniósł i wskazał Elin i Freyovi wolne przejście.

Wieszczka skinęła głową i do środka ruszyła, a skald podążył za nią rozglądając się ciekawie.
Bogata halla się im ukazała, co skaldowi na pamięć przyniosła komnaty co je poza granicami krain północy widział.

Tradycjom widać hołdowano bo stoły i palenisko co duszą domostwa było pyszniło się i tym langhusie. Jednak dodatków wiele z krain obcych widać było, co splendoru miejscu nadawały iście królewskiego. A to na ścianach przybito niewielkie drewniane łapki, na których świece się paliły, a to dywany pyszniące się kolorami podle siedziska króla wyłożone, a to bronie kształtem niezwykłe na ścianach wywieszono.

Psy w halli kręcące się, wilki niemal swym kształtem przypominające, kręciły się, a wielkością niemal cielętom dorównywały. To one jednymi z pierwszych witających dwójkę wchodzących były.
Cicho, bez warczenia, lecz z uwagą w pełni skoncentrowaną obeszły skalda i volvę.

Prócz nich w oczy rzucał się dostatek ubrań i zdrowy wygląd służby. Sami wojowie również zasobnie wyglądali, siedząc przy ławach i racząc się pachnącym posiłkiem. Na szczycie długiej ławy siedział blondyn z rudawą a gęstą brodą, który na widok skalda i volvy podniósł się z wolna.

Oczy zebranych powędrowały to do niego do do dwójki otoczonej przez zwierzęta.
- To Ty? Naprawdę? - głos Jensa mocniejszych tonów nabrał choć broda wciąż nieco chłopięcy wygląd skrywała. Ruszył on ku przybyłym, pod obstrzałem spojrzeń pełnych ciekawości i zapytań.
- To my - ni to odpowiedział ni poprawił Freyvind przystając obok volvy. - Ciężko rzec co tu bardziej przez te lata rozkwitło. Jelling, czy jego jarl. Nawet żem nie wiedział, że z volvy coś mam, gdy jak widać przyszłość wywróżył lata temu. - Uśmiechnął się do jarla Jensa i rzucił przelotnym spojrzeniem na Elin mrugając do niej przy tym.

Wieszczka ostrożnie poklepała olbrzymy po łbach, po czym zgromadzonym się przyjrzała i na końcu Jensowi kiwając mu głową z szacunkiem należnym jarlowi. Na uśmiech Freyvinda odpowiedziała tym samym ale dużo smutniejszym niż ten, który zazwyczaj na jej ustach gościł.
Jens w ramionach wciągnął najpierw Freyvinda, potem Elin choć delikatniej.

- Miejsce zróbcie dla skalda sławnego. Może zabawi nas w swej łaskawości pieśnią lub opowieścią. Freyvind na dwór zawitał! Brata mego rodzonego nauczyciel pierwszy! - dorzucił na koniec, gdy służba siedziska dostawiała do ławy i nastawiała kubki i naczynia. - A jego towarzyszka, radą swą wspomóc może nam zechce by wolę bogów przekazać. - dodał prowadząc oboje do ławy, co właśnie kobiety skórami skończyły wyściełać.

Na słowa jego zaś kufle, kubki, rogi i co tam pod ręką ucztujących było wzniesione zostały w gromkim toaście:
- SKÅÅÅL!
- Skål! - podchwycił Frey unosząc róg miodu i wypijając go duszkiem. Ustąpił Elin pierwszeństwa w zasiędnięciu przy ławie.
- Skål! - Krzyknęła również uśmiechając się do Jensa i zgromadzonych, po czym głową skinąwszy skaldowi miejsce zajęła
- Niedługom nauczycielem Jorika był i mam nadzieję, że źle terminu nie wspomina. Wieści o nim mam niewiele, ale wielką radość odczułem gdym dowiedział się, że zdrów, żyw i imię swe rozsławia.

Służba przysmaki volvie poczęła podsuwać: mięsiwa pieczone, podpłomyki, owoce suszone i jeszcze świeże, choć pomarszczone małe jabłka-gołąbki. Siedzący obok starszy mąż miodu dolał rozmowę z Elin zagajając, że po podróży zapewne pragnienie męczy.

Jens zaś zasiadł na miejscu swym ponownie i na słowa skalda przytaknął:
- Rozsławia, dzielnie się sprawia, bogów wolę spełniając i ich imiona również głosi. - uśmiechnął się z dumą - Co was sprowadza do nas? - spytał z ciekawością - Dawno o was wieści nie było. Nosicielami zmian jesteście? - powiódł spojrzeniem po obojgu nachylając się nieco ku nim.
- Lat trzynaście trzymano nas w śnie w którym i jak słyszałem Odger tu wciąż pozostaje. - odpowiedział skald. - Jeno gwałtem nam uczyniono to, co jemu podczas boju się przytrafiło. Z Bjarkim tu zmówiony jestem by odpowiedzi na pytania uzyskać i zdecydować co zrobić dalej z wieściami jakie z Kraju Franków doszły. O klęsce i upadku tego co poprowadził wojów na zbyt długi wiking. Z królem też widzieć się wtedy ważnym będzie.

Volva podziękowała za wszystkie podsuwane jej smakołyki.
- Jeno krwi bym się napić mogła. - Odparła wyjaśniając ściszonym głosem ale by i służba usłyszała. - Ale nie jest to jeszcze konieczne, dziękuję Wam. - Skinęła mężczyźnie głową. - Długoście w Jelling? - Sama zagaiła podając inny temat, choć starała się uwagę dzielić i słów Freyvinda pilnować.

Jens brwi zmarszczył:
- Bjarkim? Przypomnij mi który to, bo pamięć nie służy. Towarzysz Twój? O klęsce? - ciągnął dalej - Z królem spotkać się można będzie jeno za kilka dni. Gdy wróci. - mówił to obserwując skalda bacznie choć miodu sobie nie odmawiając.
- Tenże, wielkolud i mocarz jednooki. Był przy wydarzeniach o których wiem niewiele i jego słowa oraz mądrość mogą dać mi odpowiedzi, na wiele pytań jakie mam. Choćby i na to jak patrzeć na Agvindura, dawnego jarla Ribe, syna mego ojca. Co nie tak dawno w zamorzu klęski doznał i w mocy Franków jest, jako spora część Dunów co za nim ruszyła.
- Agvindura? - Jens zdziwienia nie ukrywał - Agvindur wszak dawno zaginął. Nowości jakoweś opowiadasz. - brwi znowu w jedną kreskę mu się złączyły. - W niewoli teraz?
- Kilka dni temu drewno z serca mi wyciągając do świata mnie przywrócono. Dla mnie to co w Aros się stało świeżym jest jak dla Ciebie to coś przed tygodniem robił Jens. Tyle wiem, co aktualny jarl Ribe mi rzekł. Że Agvindura ogarnięto na północy Francji.
- Nie wiem co ci powiedziano - Jens zaklął gdy łokciem puchar miodu strącił i wylał zawartość na ławę i skalda - ale Agvindura imię od wielu, wielu lat na ustach ludzi nie bywało. Pewnyś, że to o niego chodzi? - spytał pochylając się by pucharek podnieść.
- Innym mianem się teraz zwie. Od czasu dłuższego Welandem go wołają.
- A Weland - Jens podchwycił imię i swój róg podniósł - Na chwałę Welanda!!!

Gromka odpowiedź odbiła się od ścian gdy toast niezbyt wesoły spełniano. Frey nie przyłączył się do niego. Nie uniósł rogu.
Korzystając z czynionego przez towarzystwo hałasu, Jens szepnął do skalda:
- Nie teraz o tym. - i przeszedł do pytania - Ten Bjarki, kiedy przybyć ma?
- Nie byłbym wielce zdziwiony gdyby jutro już był, ale kto to wie? Z okolic Viborga zmierza, goniec z Ribe dwa dni temu wieści mu pojechał z prośbą o spotkanie dostarczyć.
Jens pokiwał głową.
- A posłańców posłać do opiekunki naszej? - pochylił się znowu i z cicha spytał niby to salę i biesiadników obserwując.
- Z radością bym ją ujrzał, lecz ona nie z tych co po nią posłańców słać aby się stawiła - Frey uśmiechnął się lekko. - Rozniesie się, żem znów pod księżycem, może już wie. Będzie chciała to przybędzie.
- Posłańców mi zostawiła - wskazał spojrzeniem na psiska kręcące się po sali. - Ale może pieśń nam zaśpiewasz? W imię starych czasów?
- Niechaj będzie. - Zgodził się Frey kiwnięciem głowy. - Ty zaś odpłać skaldowi monetą w jakiej tradycyjnie się płaci. Schronieniem dla piewcy sag, aby gdzie po szopach w dzień się kryć nie musiał - zażartował.

Nim Jens wygrzebał zapłatę do halli wpadła jeszcze grupa młodszych wojów. Gromadka zaczęła szukać miejsc blisko skalda i uciszać wzajemnie.
W końcu jarl Jelling wręczył Freyvindowi srebrną monetę z ryciną jakiegoś męża i znakami ponad jego głową.
- Zgodnie z tradycją do stołu zaproszonyś, zapłatę darowno - tu podał monetę ze śmiechem - a i miejsca pod dachem nie braknie ni Tobie ni twej towarzyszce. Słów twych głodnim, uszy nasze napełnij pięknem!

Tymczasem rozmówca troskliwy nieco dystansu do volvy nabrał. Z miny widać było, że nie spodziewał się słów jej takowych usłyszeć.
Bąknął coś niemrawo pod nosem i piwa łyknął, odchrząknał i usta otarł na czasie grając by pomieszanie swe okiełzać:
- Ponad pół roku, pani. - odparł nieco surowszym tonem.
Uśmiechnęła się łagodnie spodziewając się takiej reakcji, jego słowa wyjaśniały też czemu ich nie kojarzył pomimo wieku - nie było go tutaj wtedy. Skinęła mu głową i z ciekawością zapytała.
- A daleko na wiking wypływaliście?
- Różnie bywało. Alem wiele miejsc widział, jeszcze więcej czasu na morzu spędził. A wy pani? Wypraw wielu doświadczyłas?
- Zbyt mało. - Uśmiechnęła się leciutko. - Zbyt mało by o świecie dalekim wiedzieć. - Dodała i zerknęła w stronę dawnego brata krwi. Wyglądało, że narazie jeszcze nie narobił sobie kłopotów. - Stąd ciekawam. - Zwróciła się ponownie do woja. - Bo z pewnością mądrzejsi pod tym wzlędem ode mnie jesteście.
- A o coś szczególnie pytasz? - uśmiechnął się lekko - czy wszystkie wyprawy mam opisywać, pani?
- Te u Franków szczególnie mnie interesują. - Odparła wpatrując się z zainteresowanie w męża.
- Tam też bywałem. - mąż przerwał ledwo napoczętą opowieść by imię Welanda wykrzyknąć i łyk głęboki napitku pociągnąć.
- U Franków bogactw wiele. Zbyt wiele. W głowach im bogowie za to rozumu poskompili i na palcach jednej ręki jeno znajdziesz takich co z rozwagą i ostrożnością podchodzić trzeba. Większość takich nawet nie władcami jest a jeno pionkami. Kraina bogata, ziemia żyzna, kobiety w oko zapadają. Czego więcej trzeba? - zaśmiał się głośno znowu ciągnąć miodu.
- Czyli łatwo tam idzie bogactwa zdobyć? - Zapytała.
- Łatwiej niż gdzie indziej. Przynajmniej ja tak pamiętam gdy w górę rzeki na ichnią wyspę co stolicę kraju otacza wpływalim i okup wypłacany nam był byleśmy odstąpili od miasta.
- Stolica na wyspie jest? To całe szczęście, że od razu okup dawali, bo oblężenie pewnie trudne i długie by było. - Uśmiechnęła się.
- Ostatnie lata trudniejsze się okazywały bo obudowana została mocniej. Lecz ogień i obwarowania chwyta. I zjada skutecznie. Lecz Frankowie tchórzem podszyci, wolą płacić i nam siły zaoszczędzają. - dodał z zadowoleniem.
- Ale ostatnio jakieś problemy się pojawiły, jeślim dobrze słyszała. - Zapytała zatroskana dolewając wojowi miodu.
- Problemy? - spojrzał uważniej kątem oka - Mówisz o Welandzie? - domyślił się z lekkim smutkiem przeżuwając kawałek podpłomyka z mięsem.
Skinęła głową.
- Ponoć bitwa wielka była i nie wiadomo, co z nim po niej.
Rozmówca volvy pokiwał głową.
- Zbyt cwany jednak on by długo w niewoli przebywać miał, jeśli - podkreślił to słowo - wieści prawidłowe.
pochylił się raptownie ku wieszczce niosąc ze sobą zapach mocnego miodu:
- Pewien jednakżem, że ratować go zechcą. - pokiwał głową porozumiewawczo.
- Sama bym chętnie ruszyła. - Uśmiechnęła się do woja.
- A zatem wywiedzieć się szczegółów trzeba. - odparł tenże za żart nieco biorąc jej odpowiedź.


Skald wstał i potoczył wzrokiem po halli, na co niektórzy uciszyli się, bo blisko siedząc słyszeli słowa Jensa o nacieszeniu uszu śpiewem.

Jeg så Balders,
den blodige Guds,
Odins Barns
skjulte Skæbne.
Over Markerne
monne vokse
myg og fager
Misteltén.

Fra det Træ kom
- så det mig syntes -
Ulykkesskudet,
udsendt af Hød.
For Balder fødtes
årle en Broder.
Odins Sön hævned,
kun én Nat gammel.

Ej Hænder han tvætted,
ej Hoved han kæmmed,
för på Bål han bar
Balders Bane,
men Frigg monne græde
hist i Fensal
over Valhals Ve.
Véd I nu mér eller hvad?

Freyvind mocnym śpiewnym głosem wyśpiewywał poemat z przepowiedni wieszczki o najpierwszym z synów Odyna, po czym płynnie przeszedł w prozę rozwijając historię w prozę opowieści, sagę o śmierci Baldura. O tym jak za podszeptem Lokiego zaślepiony brat zabił brata umieszczając mu drzewce jemioły w sercu. Freyvind zręcznie pomijał tu wielowątkowość opowieści o losach Asów i Vanów tuż przed Ragnarokiem. Jedynie nadmienił wydarzenia takie jak warunek Hel o płacz wszystkiego co żyje, aby Baldur mógł wrócić z krainy umarłych i fiasko tegoż. Kilkoma zdaniami streścił kłótnię Lokiego z Asami i Vanami w pałacu Aegira, oraz pościg i karę Pana Ognia. Wyeksponował za to śmierć Narfiego z ręki Valiego jako karę dla Pana Kłamstwa doprowadzająca do śmierci jednego z jego synów a do wilkołactwa drugiego. Wyeksponował też innego Valiego, syna Odyna zrodzonego jedynie dla pomsty na Hodurze-bratobójcy, oraz zwycięstwo nad mrokiem i zmierzchem bogów - Ragnarokiem… powrotem Baldura z zaświatów na odrodzoną Gimleę wraz ze swym bratem mordercą, na przekór knowaniom Lokiego i zbrodni bratobójstwa, oraz Ragnarokowi, którego śmierć Baldura była jedną z pierwszych zapowiedzi.

Skald nie dokładał wiele od siebie opowiadając znane historie wiernie, jedynie okraszał je własnymi kenningami, oraz wychodził naprzeciw oczekiwaniom słuchaczy więcej opisując to czego wyglądali. I choć opowieść była wierna, to jej konstrukcja, wybór jednych części sag ponad inne, oraz pewne zacięcie w głosie Freyvinda pokazywały coś więcej.
Elin zamilkła, jak wszyscy zresztą, gdy skald zaczął swą pieśń i słuchała z ciężkim sercem, gdy zdawała sobie sprawę do czego może nawiązywać Freyvind. Ciągle nie wiedział, nie był pewny… Westchnęła cichutko zmartwiona.

Słowa skalda przebrzmiały i ledwo uderzenie serca minęło gdy halla zatrzęsła się od burzy wywołanej uderzeniami rogów w stoły, od głośnego tupania o klepisko i okrzyków podziwu.
Freyvind nagle otoczon został ze wszystek stron, bo i mężczyźni i kobiety pogratulować i podziękować mu chcąc, przepychali się ku aftergangerowi.
Rogi z miodem, najlepsze kawałki potraw mu niemal pod nos podtykając, prześcigali się w pochwałach i prośbach o jeszcze. Spragnieni słów wielkich byli mimo, że emocjami dwuznacznymi podszytymi. Każdy z langhusie jednakoż inaczej je odbierał, każdy własne uczucia do nich dopisywał i własne historie. A głos skalda szarpał ich duszami umiejętnie, drażniąc najwrażliwsze i najczulsze ich zakamarki.

Frey zachęcony wygłosił jeszcze kilka prostszych pieśni, by w końcu wymówić się od dalszych występów siadając na powrót obok Jensa.
- Jakim król człekiem jest? - spytał po upiciu solidnego haustu miodu.
- Porywczym - Jens skinął lekko głową - nieugiętym, co raz powziąwszy postanowienie rzadko go zmienia. - dodał cicho by głos nieco unieść by przez gwar się przebić. - Dość ambitnym, dość mądrym by nie widzieć siebie jako jedynego głosu bogów.
- Niedobrze - skald skrzywił się. - Jakże nastawiony jest do przedłużających się walk na zachodzie i tego jak Weland budował swą sławę nim zaginął?
- Wspiera. Działa wedle planu tutaj, by pod pieczą mieć Północ. - Jens spojrzał nieco spod kosa na skalda. - Czem się trapisz?


Nim jednak skald odpowiedzieć zdołał do halli weszła znajoma mu postać, której mimo wcześniejszego spotkania zapomnieć nie mógł. Oczy zapomnieć nie dawały, błyszczące pod jasną grzywą, bardziej dziko niż skald pamiętał.
Elin co bliżej wejścia siedziała również ją dostrzegła. Ujrzała też przez twarz przebiegającą bliznę, jak ślady pazurów, załagodzoną już i ledwo się odcinającą obecnie od bladej skóry aftergangerki.
Ta toczyła spojrzeniem roziskrzonym, napięta niczym strzała albo dzikie zwierzę co do ataku się jeszcze nie zbiera lecz terytorium swe sprawdza i oznacza.
- Brakowało jeszcze wściekłej wadery… - Frey mruknął, choć w duszy jęknął.
Wstał nie widząc sensu ukrywania się, by nie musiała długo wzrokiem go szukać.
Volva powstała również i przy Freyu stanęła skinawszy głową Gudrunn na przywitanie.

Blondynka podeszła, zamaszyście przedzierając się przed biesiadujących. Skinięciem powitała Jensa niemal go nie zauważając, bo lodowe spojrzenie wbijała w dwójkę przybyłych. Zacięte usta, zmrużone oczyska, wykrzywiona twarz tworzyły niemal skrzącą pajęczynę wokół jej postaci.
 
corax jest offline  
Stary 13-06-2017, 00:01   #20
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Rozmowy przycichły gdy spojrzenia zebranych przykuła Gudrunn. Ułamek chwili, mgnienie oka,a Pani na Jelling jaką pamiętali pochwyciła Elin i przyciągnęła w swe ramiona.
- W końcu! - przywitała się z volvą zduszonym głosem.
Ta w pierwszej chwili zamarła zadziwiona reakcją aftergangerki ale zaraz też odwzajemniła uścisk.
- Dobrze Cie widzieć w zdrowiu - odezwała się ciepło, a Gudrun odpowiedziała pomrukiem. Stała przez chwilę trzymając volvę w szorstkim uścisku.
W końcu puściła wieszczkę, co przy niej wątłą i delikatną się zdawała mimo, że przybyła nie była wielkiej postury. Zwróciła się do Freyvinda i ucapiła go za kark, mocno, jak wilczyca nowonarodzone szczenie i przymusiła do pochylenia się ku sobie.
- O przybyciu dowiadywać się mam przez plotki? - warknęła groźnie, a wzrokiem badawczo przesuwała po jego twarzy.
- Dobrze cię widzieć, Flageaug - mruknął wibrującym głosem.
Wpiła się gwałtownie ustami w usta Lenartssona, podgryzając i kłując ich wewnętrzną stronę swymi kłami. Z początku był zaskoczony takim ‘przywitaniem’, ale wnet oddał pocałunek żarliwie gdy smakowała go jako on miód czy wyborne piwa. Elin wzrok spuściła na ich ognisty pocałunek i smutek zamajaczył w jej oczach ale na szczęście Gudrunn równie szybko oderwała się od Freya.
- … i Ciebie - odparła gardłowo zagłuszana przez powracający gwar rozmów, jakby jej reakcja dawała znak biesiadnikom, że mogą kontynuować.
- Wybacz, żem uchybił brak wstępu do tej osady łamiąc - zażartował, nieudolnie udając przy tym zafrasowaną minę. - Zezwolisz bym pozostał tu nieco nim dalej ruszę? - W oczach zabłysły mu wesołe ogniki.
- Pomyślę nad karą. - W oczach koloru lodu też błysnął żart i dzikość niejaka
- Dość zagubieni jeszcze we wszystkim jesteśmy. - odezwała się wieszczka, która słysząc słowa skalda i spojrzeniem do nich wróciła.
- Domyślać się jeno mogę. - Gudrunn skinęła głową. Pachniała lasem i wiatrem. - Dobrze Was widzieć chodzących po tylu latach… - dodała z ulotnym żalem w głosie.
- Latach… Dla nas to jakby noc jeno minęła. Nie wiesz co z nami się działo? - Lennartsson pokręcił głową.
- Co się działo? - Gudrunn spojrzała na jedno i drugie bez zrozumienia.
- Trzynaście lat z kołkami w sercach. Uwierz nam, nie czujemy bagażu czasu. - Ujął jej ramię w lekki uścisk dłoni. - Nie było nam dane.
- Freyvind miał na myśli, to żeśmy w śnie pogrążeni byli, widać sądzi, że nie wiedziałaś.
Elin uśmiechnęła się łagodnie.
- Ach! Nie. Wiedziałam. Nie wiedziałam gdzie was ukrył.
- Sven wiedział, uwolnił nas dopiero na wieści o przepadnięciu Agvindura. -
Skald spojrzał baczniej na aftergangerkę. - Pytań tak wiele w głowie się rodzi, wiedzę mamy niewielką o tym co się dzieje i działo.
- Takiż i plan był. By najmniej osób wiedziało, gdzieście schowani. -
Gudrunn spojrzała po obojgu. - Może pójdziem pomówić w cichsze miejsce?
- Plan -
powtórzył, a raczej wycedził skald z nagłym ochłodzeniem tonu głosu. - Plan… - Spojrzał na drzwi do halli, na Elin. W oczach płomyki wesołości jakie miał wcześniej, coś zdmuchnęło.
Volva skinęła głową.
- To nie miejsce na taką rozmowę - zgodziła się.



Gudrunn wywiodła ich poza langhus, wierna swoim przekonaniom, że ciężko być szpiegowanym, gdy wokół jeno przyroda. Przysiadła na zwalonych na jedną hałdę palach drewna, co służyła do palenisk. Pod stopach zachrześciły im wióry i odbitki szczap.
Z ciężkim sercem westchnęła.
- Wiem - spojrzała na Freya - czemuś zeźlon. Mnie też by to samo uczucie przepełniało gdyby mnie kto pod drzewcem trzymał bez mej zgody - warknęła cicho. - Gdy mnie o pomoc prosił, nie mówił mi jednak czemu tak postąpił. A i dostępu do was nie dawał, mówiąc że w was obca krew co pęta. Prawda to była - spojrzała na oboje ni pytająco ni to z przeświadczeniem.
- Prawda. Ale więzy krwi z czasem opadają. Wiem to, bom związany już był przez Eyjolfa. - Freyvind patrzył gdzieś przed siebie. [i]- Z dala od swego pana i bez jego krwi to nawet nie lata, a miesiące. Agvindur nas trzymał trzynaście lat, a gdyby nie przepadł może leżelibyśmy kolejne dziesięć. Pięćdziesiąt. Sto. - Spojrzał na Gudrunn by rzec jej to o czym rozmawiał z Elin na wozie, a z Helleven jeszcze w Ribe. O tym jak widział czyny brata przez krew. O zdradzie.
- Sven dopiero kołki z piersi nam wyjął gdy Agvindur w niewolę popadł. - dorzuił, gdy skończył. - Pewnie ma nadzieję, że na ratunek ruszę. Oto PLAN. - Słowo te które jeszcze w halli wyrzekł, zaakcentował teraz z ironią.
Elin milczała, nie zamierzała przy Gudrunn wypowiadać pytania, które ciągle się jej w głowie kołatało - jeśli Frey miał rację, to jaki powód miał Agvindur by ją ostawic? Musiała być według niego zupełnie nieprzydatna

Milczenie przez chwil kilka trwało gdy Gudrunn słowa skalda przyswajała.
- Nie wiem co nim powodowało, czy demon jako mówisz, czy co innego. Wiem jeno, że z ciężkim sercem opuszczał Denemearkę. Nic przez ostatnie lata ni czarne ni białe nie było, a bogowie najwidoczniej zapłaty żądali za to cośmy wtedy uczynili. - Pokręciła głową tak, że kilka jasnych loków na twarz jej opadło. - A on płacił podwójnie. - Przelotnie spojrzeniem musnęła Elin, zaciskając usta jakby więcej rzec nie chciała.
- Opowiedz nam o negocjacjach z wilkami i o tym co w Aros zaszło, jedynie pobieżne wieści o tym od Svena mamy, który nie wiedział nawet kto z Tobą i Agvindurem z pomiotem Fenrira się układał.
- Usiądźcież wpierw -
zgrzytnęła lekko zębami - bom nie na osądzie jestem.
- Nie osądzam ni Ciebie, ni jego. -
Odezwała się w końcu volva przysiadając na jakimś pniaku, a skald uobok niej wprost na ziemi. - Zrobiliście zapewne, to co należało.

Lodowooka skinęła głową uspokojając się nieco i rozpoczęła swą cichą opowieść.
- Do Hedeby mieliśmy ruszać z Odgerem, ale pamiętacie zapewne, że on w tor zapadł i obudzić się nie zdołał. - Zacięła lekko usta spoglądając to na Freyvinda to na Elin jakby reakcji doglądając. - W drodzem była, gdy wezwanie mnie doszło Agvindura do Ribe, w ważnej sprawie, a po drodze posłaniec mnie zdybał do Jelling kierując na thing zwołany. Tam wielu z nas było. Nawet pomniejszych i z dalszych części północy. Agvindur przemawiał - machnęła dłonią - kłótnie się toczyły. - Oparła łokcie o kolana i twarz na dłoniach oparła. - Jako i czas, którego jako mówił Agvindur nie mielim. Nie wiem jakby się to wszystko potoczyło, może i w krwawym polowaniu gdyby nie pojawienie się kogoś… - Gudrunn głos zawiesiła.

Wieszczka głowę spuściła na wzmiankę o Odgerze a potem słuchała cierpliwie czekając bez słów aż Gudrunn zechce dokończyć. Frey bardziej był niecierpliwy.
- Kogo?
- Mego stwórcy -
dodała tonem jakiego się nie spodziewali. Nie dzikiej wilczycy z Jelling, a niewinnej dziewczyny, co szacunkiem przepełniona po brzegi. - To on wsparcie Agvindurowi zapewnił na thingu i na rozwiązanie sprawy świętego miejsca wpadł. On pomógł w rozmowach między Úlfhéðnar, żądając rozmowy z ich przywódcą. Bogowie chyba nam sprzyjali, bo ten kto rozmowy prowadził, prowadzić je chciał. Nie wszyscy z pomiotów tak chętni byli. Kłótnie nasze nagle ważnymi przestały być na dni kilka, gdy bezpieczeństwo każdego z nas na włosku wisiało i jeno we wspólnym działaniu szanse mielim. Wilki targowały się okrutnie. Aros opłatą za pomoc ich się stało. Sojusz ciężko wypracowany i niemal życiem okupiony twej służki. Głów waszych chcieli z początku za pomoc przeciw wysłańcom Białego, szczególnie jedna z przywódców żądna ich była. Poddała się jednak woli swego jarla, zwanego Erlandem Rozdzierającym Gardła. W ramach rozmów Agvindur zażądał oddania twego potomka, Svena. Plan ułożylim. Wszystkie dzieci Canarla miały uderzyć niemal jednocześnie z dziećmi Lokiego i brać żywcem przybyszy. To wszystko ustalono, gdy sejr z wilków wywieszczył, gdzie znaleźć ich można. Dowiedział się też on, że Einara w tym świecie nie było. - Aftergangerka rozłożyła ręce. - Mieliśmy wieści dokąd iść, gdzie konkretnie uderzać. Wilki wielce pomocne się okazały w tej materii. Uderzyły tuż przed zachodem, wyłapując kilkunastu sługów ichnich i wyciągając z pomocą służki twej pozostałych twych towarzyszy.

Gudrunn wyciągnęła wygodniej nogi przy okazji jakiś kamień kopiąc co potoczył się w noc, a Freyvind słuchał uważnie spoglądając przy tym na Elin, która również zasłuchana dłonie na podołku zaciskła. Opowieść Gudrunn to było więcej niż usłyszeli od Svena, starali się zatem nie uronić ani słowa.
- Nie wiem co stało się zanim dotarłam na miejsce, bo mego stwórcy szukałam, lecz ten odszedł tak jak się pojawił. - smutek i rozgoryczenie zabrzmiały wyraźnie w głosie Lodowookiej. - Więc możesz winą mnie obarczać - wzruszyła ramionami - żem naocznym świadkiem nie była wszystkiego. Gdym dotarła na miejsce łowów, ledwom oczom swym wierzyła. Trzech synów Fenrira martwych było, dwójka walczyła z Agvindurem i Sighvartem przeciwko cieniom, mackom, i czemuś tak szybkiemu, że ciężko było się zorientować co robić, gdzie i komu i jak. Za mną kolejna grupa wilków przybyła i rzuciła do walki. Tylko dzięki temu udało się nam dokończyć walkę z umiarkowanym sukcesem.
Zagryzła wargę znów milcząc przez chwilę nim opowieść podjęła:
- Ciężko jest walczyć z cieniem, to walka niemal jak walka ze sobą. - Potrząsnęła głową po zwierzęcemu i dodała mocniejszym tonem:
- Dopadlim jednak jedną z przeciwniczek. Nie dałbyś za nią więcej niż pół bransolety. Malutka, drobna, a ciemnoskóra niemal jak wypolerowany krzemień. Stawała dzielnie jak cały zastęp wojów, drogę wciąż i wciąż zastępując. Mądrzyśmy byli po niewczasie, bo w czasie gdyśmy się z nią w kota i myszkę bawili, i gdy dopadł ją w końcu ciosem Erling Grzmot Burzy, ona odwracała naszą uwagę. To jakaś wiedźma była, bo umierając jakiś urok rzuciła, co kolejnych úlfhéðnar niemocą niczym dzieci złożył… Tych towarzyszka jednookiego leczyła, sama życiem swoim to niemal przypłacając. Za jej poświęcenie wielkim szacunkiem otoczona została przez wilki. Erling na tronie Aros zasiadł i rudowłosą brankę co Ingeborg zwana, za żonę pojął. Odwdzięczył się za pomoc przyjmując pod swoją opiekę jednookiego i jego kompankę. To był początek… - Gudrunn zamilkła.
Elin wargi przygryzała słuchając o walce w Aros. Pewności nabrała, iż błędem ich było w ogóle pozostanie w Aros po wieściach od Erica. Na informację o Ingeborg oczy ze zdumienia szerzej otworzyła ale i z ulgą odetchnęła wiedząc, iż dziewczyna przeżyła.

- Wilcy władzą objęli Aros wywiązali się z umowy. Niewielka grupa wróciła tutaj. Agvindur i Sighvart i inni czystkę poczęli wyganiając część nowoprzybyłych krześcijan z Viborga, Hedeby, Ribe i Aros. Spalono ich świątynie co zbudować Erik pozwolił w Hedeby. Agvindur począł na nowo rozbudowę Danevirke. Ludzi wiela ściągało do Denemearki, zacnych kunsztem i głodnych części chwały. Wiem, że coś powstrzymywalo go przed obudzeniem Ciebie. Coś więcej niż krwi pta.
“A co ze mną? Jeśli Freyvind ma rację, co powstrzymywało Agvindura przed zbudzeniem mnie?”
Elin miała ochotę wykrzyczeć, to pytanie ale zmilczała. Była nikim… to wyjaśniało wszystko.

- Wiele narad toczono, wiele sił poświęcono by umocnić się przed kolejnym atakiem podstępnych krześcijan. Wielu jarlów zakazywało modlitw krześcijańskich, czy zbierania się ich w jednym miejscu. Svena przyuczał Agvindur do rządzenia mądrego, wici słał za morza, armie zbierał i łodzie szykował. Twoja branka pomagała, to wiem. Nigdy się nie oddalała. Wszystko to trwało aż w końcu do Danii przybył niejaki Rorik co o nim wieści były, że królem się mianował i do społu z krześcijańskim władcą Franków działa w krainie zwanej Dorestat. Agvindur miał i u niego swoich ludzi bo miastem potężnym, a dostatnim tenże zawiadował. Jednak chciwość wyznawców Białego się mu na duszę rzuciła i zapragnął więcej ziem tutaj. Po kryjomu i chyłkiem do Hedeby przybył, po drodze paląc i plądrując ziemie Dunów z których się przecież wywodzi. Tam siłą przymusił Erika by z tronu ustąpił i jarlem jarlów go ogłosił, po czym po cichu i po kryjomu jak złodziej czy tchórz ubił go, by głowę na palu do oglądania wywiesić. Agvindur zajęty był wtedy w sąsiednim kraju domawiając się z Bacsegą. Przekonan był, że to działania nie jeno Rorika, że jest on pod władzą tej co ujść zdołała z Aros i jakiegoś starego króla Franków. Walki się poczęły, bo Agvindur ni włosa więcej oddawać nie zamierzał. Ruszył za morze jako Weland, na ziemie Rorika prowadząc setki łodzi, a część ludzi pod wodzą Bacsegi tutaj ruszyła do walki z uzurpatorem. - Oczy Wilczycy rozbłysły gdy opowiadała. - Wyobraźcie sobie dziesiątki dziesiątek drakkarów wypływających w morze! Co to był za widok! Walki tutaj niedługo trwały bo Rorik poparcia żadnego nie miał. Ludność nie przyjmowała go ani jego ludzi, wierząc sile słowu rozgłaszanemu na polecenie Bacsegi i Agvindura, że to sprzedawczyk…
- Czemu Agvindur miano Welanda przybrał i czemu nie powrócił? -
Frey wyglądał na zamyślonego. - Czemu Bacsega, a nie Lodbrok zdobywca Paryża do władzy wyniesiony? On miał poparcie ludzi i sławę wielkiego wodza wśród śmiertelnych.
- Jak mówił Agvindur: “Welandem może być każdy”. -
Wzruszyła ramionami. - Liczył, że miano to przyjmie jego następca by legenda trwała po wieczne czasy o woju niepokonanym. Dlatego tajemnicą wśród ludzi objęte jego prawdziwe imię. - Poruszyła się by mięśnie rozruszać. - Lodbrok walki prowadził wraz ze swym synem za morzem, a z pozostałymi synami swemi w konflikcie jakowymś był i mimo sławy poparcia jednogłośnego nie miał. Część twierdziła, że się wywyższał, część, że jeno mu władza miast dobra ludzi w głowie, część że ciągłe wyprawy mu czas zajmują. Z tego co wiem Bacsega większe poparcie dostał jako wódz co dobro ludności tutaj pozostałej ma na celu. Syn Lodbroka służy Welandowi choć rok temu niemal przypłacił to życiem w starciu z siłami tej co was w Aros opadła.
Volva do tej pory ze spuszczoną głową słuchająca Gudrunn, teraz wzrok na nią uniosła.
- Wiadomo gdzie ona teraz? - zapytała.
- Posłańcy wieści przywiedli, że w krajach Maurów była, tam siły Bjorna rozbiła w cieśninie Mons Calpe a stamtąd ruszyła ku krajom Spaniardów. Zapewne ciągnąc w stronę kraju Franków i siły połączyć z tłustym królem.

- Wiele się wydarzyło. - Skald pokręcił głową przemawiając po ciszy jaka nastała. - Co dokładnie wiesz o tym jak Agvindura ogarnięto w Kraju Franków? Jakieś wieści? Chlothild też pojmana? I czy wielu tam wojów naszych wciąż przebywa?
- Nie było mnie przy nim, toteż jeno na wieściach bazuję. -
Zasępienie wyraźnym się stało. - Wiadomym jest, że w drodze z Northumbrii był i Paryż na nowo spalił. Zniszczenia tym razem większe były niż podczas poprzednich prób. Nie miał w zwyczaju przebywać w jednym miejscu, wędrował i zdobywał nowe ziemie, z Rorikiem w dobrych układach będąc, bo zagwarantował sobie jego lojalność wiążąc go krwią. Podobno w pułapkę jakowąś wpadł. Nie wiem o co poszło, bo Agvindur nie z tych co by nieroztropnie postępować czy ludzi życie niepotrzebnie narażać. - Jasne loki znowu rozwiały się w lekkim podmuchu gdy Gudrunn głową gniewnie pokręciła. - Wrogiem zajadłym naszym jest władający w imieniu tłustego króla, Robertus. Myślę, że to on palce w tym maczał. Myślę, że i on jakoś powiązan z planami Segovii. Wiemy z wieści, że złapano go z najbliższymi. Skoro Chlo obok zawsze niego była, to pewnie i ona w niewoli. Planują z niego przykład zrobić dla nas, Freyvindzie. Ochrzcić go chcą i na pośmiewisko ludzi naszych rzucić. Cwani. Gdyby zabili, wielka nasza siła zalałaby z pomocą bogów ludzi Białego. A tak… jeno uwalają w błocie i zeszmacą by legendę zniszczyć…

- Ciężko będzie ją wyrwać. -
Frey wyglądał jakby los Agvindura niewiele go przejmował. - Robertus to… Chlo o swym bracie i ojcu mówiła, u nich takie rodowe miano. Wtedy duża szansa, że żywą trzymać będą, ale niełatwe to - Pokręcił głową.
- Niewiele czasu mamy… - Elin wstała i chodzić nerwowo poczęła. - Już mogli go ochrzcić… Krwią z nimi związan wszystko zrobi… - Zagryzła wargi. - Nawet przeciw naszym stanie… - Wyszeptała. - Brat przeciwko bratu… - Nagle przystanęła i spojrzała na oboje jakby pierwszy raz ich w życiu ujrzała. - Sven mówił, że wolą jego było, by Freyvind armię w jego zastępstwie prowadził… - Mówiła teraz szybko jakby nie chciała zgubić wątku. - Ty, Gudrunn, rzeczesz że miano Welanda przyjął by każdy mógł go zastąpić, ae to mogło chodzić o to, by brat stanął na jego miejscu. Brat, którego od lat nikt nie widział... - Spojrzała w oczy skalda. - Trzymał Cię w uśpieniu na czarną godzinę… Byś jako Weland ruszył do boju…
- To czeka go srogi zawód nim szczeźnie. -
Mina skalda była jak z kamienia, tylko gniew buzował w oczach.
- Nie widzisz, że Ci ufa?! - Elin teraz prawie krzyczała niemal pewna, że jej rozumowanie jest trafne. - Pomimo naszej klęski w Aros? Zostawił Ci wszystko! Wszystko… - Ostatnie słowa wypowiedziała z nagłym bólem w błękitnych oczach i szybko się odwróciła.
- Zabrał mi wszystko. Zakołkował na więcej niż tuzin lat i oczekuje, że zrobię co sobie obmyślił? - Frey warknął. - Jakże dobry dla mnie i hojny syn mego stwórcy.
- Zabrał Chlo… Ale zostawił mnie… -
odparła cicho. - Może jest w tym coś więcej niż sądzimy… -

Jeśli rzeczywiście, zostawił ją przy Lenartssonie z powodu Franki, to by świadczyło iż znaczy dla Agvindura tyle ile Chlo dla Freya. A przecież, to niemożliwe…
- Może i jest. - Frey kiwnął głową dziwnie spokojny jak na niego. Tylko głos miał zimny. - Ale co? Gdyby planował coś co wytłumaczyłoby jego zdradę by wskazać ważniejszy plan i drogę jego kontynuować, zadbałby o to by to rozjaśnić gdy go zabraknie. Martwym dla mnie jest za to co uczynił.
Gudrunn jeno pokręciła jasną głową na słowa skalda.
- Co zatem czynić będziecie? - Spojrzała przy tym na Elin.
- Spróbuję go ocalić… - odparła cicho volva. - I nie dopuścić, by się pozabijali nawzajem… - dodała zupełnie bez pewności siebie.
- Tak czy owak obojgu nam droga na ziemie Franków. Bjarki najpewniej przybędzie jutro. Potrzebujemy schronienia. Musimy znaleźć kogoś kto zna mowę Franków i ten kraj, może dobrze byłoby porozmawiać też z Bacsegą.
- Skoro na ziemie Franków udać się chcesz, to czemu podjąć się miana Welanda nie chcesz? - spytała Gudrunn spoglądając na skalda z ciekawością w jasnych ślepiach. - Zamącić plany sług Białego, a swoich praw się doszukiwać przy okazji?
- Gdyż niechętny stanięciu na czele armii… -
odpowiedziała za Freyvinda wieszczka. - Tylko nie wiem czy to jedynie na złość Svenowi i Agvindurowi, czy nagle na sławie przestało mu zależeć…
- A choćby i na złość Agvindurowi, to co? -
Skald zmarszczył brwi. - W imię jego, za atak na jego hus i dla ratowania Sigrun, na sam Caern ruszyłem i zniszczyłem go wraz z Wami. Na jedno jego słowo poszedłem do Aros gdzie nam do pomocy zdrajcę podesłał i co doprowadziło mnie do utraty wszystkiego com miał. Razem z godnością, wolnością, szacunkiem na który pół wieku pracowałem. Razem z utratą mi najbliższych, z których jedną Agvindur po związaniu krwią przywłaszczył. Com za to otrzymał od brata przez krew naszego stwórcy? Jak mi się odwdzięczył?! - Patrzył na Elin. - I mam zgodnie z jego zamysłem teraz jak pies skakać, plan jego ciągnąć, chwałę jego jako Welanda podbijać? Weland to dzieło Agvindura i mi sławy nie przysporzy…
- Atak na Caern to moja wina! -
Elin prawie krzyknęła. - Razem go do niego przekonaliśmy, więc nie zwalaj teraz winy na niego. Nie w tej kwesti przynajmniej…
- Przecież ja tego na niego nie zwalam. -
Frey spojrzał na nią jakby nie rozumiał o co wieszczce chodzi.
Elin machnęła lekko ręką widząc, że się nie porozumieją w tej kwesti.
- I nie Ty jeden wszystko straciłeś… - dodała ciszej zwracając się w stronę Gudrunn, by pozwolić jej odpowiedzieć na pytanie skalda.
Gudrunn podeszła do Lenartssona spoglądając mu w oczy.
- Pamiętasz pogrzeb w Jelling? Co wtedy mówiłeś? - spytała cicho. - Czasem to nie jeno o Ciebie chodzi. Czasem chodzi o coś większego niż Ty i Twoja duma. Wtedy wściekłeś się na mnie… - Oczy zmrużyła. - A ja w plotki nie wierzę. Nie wierzę, żeś bezbronnego zaatakował. Żeś po złości ludzi wybijał, nie wierzę, żeś zniszczenie jeno siał i bez pomyślunku działał chyba, że sam powiesz, że to prawda. Więc na czyim szacunku Ci zależy? Tych co dawno stetryczali lub szczeźli? Czy może tych co Ciebie pamiętają i co ci pomoc zapewniali? Na kim zemsty doszukiwać się chcesz? Nie na tych co cię spoili krwią i zabawką swą uczynili? Czy chcesz krew brata przelać wpierw nim tego co na niego rękę podnosi w imię Białego? Miast o wolność i Asów i Wanów Twych ukochanych walczyć z Frankami i tymi co najmują, wolisz gniewem się paść? A może to strach, a nie gniew? Może boisz się potęgi krześcijan i wolisz się chować w cieniu miast zagrzewać naszych do boju, budzić w nich siły i piastować wiarę? Hm?
- Ta co mnie złamała i spętała wrogiem była i nie kryła się z tym. -
Skald mówił cicho i spokojnie. - Zwyciężyła i wzięła mnie za niewolnego, zwyczajna rzecz w boju, a i ludzi mych oszczędziła. Gdybym nienawiścią do niej się unosił i gniewem, TO byłoby przejawem mej dumy. Jam w Aros nie tylko w moc wroga się dostał, ale i lekcję wyniósł. Segovia stanie na mej drodze lub na powrót zagrozi północy to litości mej nie będzie, ale gniewem i dumą się unosić? Ścigać po kres świata, za to że pokonała i w niewolę wzięła? Gniew bardziej należny tym co towarzyszami broni się zwali, braćmi… a zdradzili. Jak Erik z Tiso, jak Agvindur. To co zrobiła Segovia boli dumę i odbija się wspomnieniem krzyku. To co mi zrobił on boli stokroć bardziej.

Zbliżył się do niej i położył jej ręce na ramionach.
- Zapomniałaś już o starym Jelling? Ludzi narażać nie chciałaś, ni dać choć jednego człowieka aby zginął w bezsensownej walce z Ulfhednar. Źle czułaś się, gdy Jelling cieniem było jedynie i czekało z nadzieją, że mężowie może jednak z wikingu wrócą. A tam? - wskazał kierunek gdzie mógł być daleki kraj Franków. - Agvindur pociągnął tysiące co zimują w kraju wroga, giną jak rozbici pod Bjornem. Kobiety czekają na powrót mężów na próżno. Kraj pół bronny jakby królowi Sasów zachciało się iść na Danevirke. Strachu mi nie zarzucaj, bom był tym, co z Lodbrokiem i innymi palili Paryż na długo przed Welandem. Oto była nasza siła! Uderzać z morza, grabić, palić i łupić. Anglowie, Frankowie, Fryzowie… wszyscy czuli strach. Strach pełzający i oplatający ich dusze. Modlili się o to by Biały uchronił ich od naszej furii, a teraz walczą w desperacji o swój byt, o swój kraj, skoro po łupieniu osad nie wynosimy się do siebie. Ujrzeli, że można nas pokonać, ich strach zastępuje gniew i determinacja. - Freyvind mówił z mocą i zacięciem. - Wcześniej chcieli tu nawracać, taka ich bzdurna wiara, że wszyscy muszą czcić ich boga, a teraz? Po tym co czynił Agvindur? Teraz nie spoczną, bo tak ich pewnie przetrzepał, iże myślą że to jedyna droga by od naszej furii i tradycji od Asów i Vanów branych się uchronić. Co będzie słodka Gudrunn jak król Franków i król Sasów, też krześcijanin którego ziemie nasi łupią, skrzykną się razem? Co jak Anglowie i Jutowie zza morza, też krześcijanie plądrowani bez litości, zechcą ich wspomóc. I kupy popiołów tu nie zostanie!

Potoczył wzrokiem po obu aftergangerkach.
- Trzeba zawrócić Dunów z tej wojny. Łupić Sasa za porozumieniem z Frankiem, Franka za poparciem Anglów. Utrzymywać strach, a nie podjudzać gniew. Jeżeli ruszę, to by to uczynić i pod imieniem swoim, a nie Welanda. Po Chlo, a nie po tego co mnie zdradził i pod kołkiem trzymał.
- Tak tedy mamy oparcie w Sighvartowym dziele. I stamtąd Slawów do walki ciągnąć można. Ludzi naszych na ziemiach ich ostawiać. Niczym kotwicę. Drzazgę w ich cielsku. -
Gudrunn oswobodziła się od rąk skalda. - A skąd wiesz, że to co Segovia czyniła nie na polecenie przymierza Sasa z Frankiem? Anglowie skłóceni gorzej niż panowie północy ze sobą. Nim się oglądną, zmiażdżyć ich można. - Uniosła pięść z ogniem w oczach. - Wtedy i Sas i Frank z trzech stron otoczon, siłą i jednością.
- Anglów? Pewnie tak, zmiażdżyć. Ale Frankowie nas rozbiją i przyjdą tu z Białym, gdy większość wojowników zginie w bezsensownych walkach na ich ziemi. -
Wzruszył ramionami. - Kraj tam silny ludźmi..
- Przyjdą tak czy siak. Przepowiednię słyszałeś. Wyrżną tych co tutaj siedzą i tyle będzie. Trzeba szukać dalej, zbierać ludzi. Znajdować sposoby, a nie siedzieć jak mysz pod miotłą!
- Ostaw go Gudrunn… Zaparł się i nic jego zdania nie odmieni… Jedynie w słowach Bjarkiego jeszcze jakaś nadzieja -
odezwała się cicho volva.

- Przepowiednia… - Frey powiedział wolno. - Przepowiednia mogła być tym, co spotka nas przez to co Agvindur ostatnio czynił. Mogła? - Spojrzał na Elin, która słysząc ich dyskusję jak podmienionych ich oboje widziała.
- Przepowiednia powstała nim Agvindur myślał o tym co się teraz dzieje… On to zastopował… Zasłonił kraj dymami ognisk dla Bogów… Zjednoczył ludzi… Sprawił, iż przepowiednia się nie ziściła.
- Przepowiednia dotyczyła przyszłości. Wskazała kres, ale nie drogę. Mogła wskazywać kres bez działań Agvindura? A mogła pokazać kres ku któremu on nas prowadzi?

Gdy słowa wypowiadał, Lodowooka pchnęła go.
- Kimże tyś jest, żeby się z volvą kłócisz? Mówcą bogów? Słowa ichnie teraz też przekładasz? Szacunku dla wiedzącej przez trzynaście lat żeś stracił?! Sam narzekasz, że wszystko ci zabrano… - aftegangerka podsunęła twarzyczkę blisko twarzy Freyvinda.
- ...mówisz to Elin - Frey patrzył prosto w błękitne oczy Wadery, choć kierował słowa do Volvy - boś pewna jest w pełni co przekazali Ci bogowie, czy dlatego, że Agvindura miłujesz?
- Wielem słów od bogów po tamtej przepowiedni źle zintepretowałam -
przyznała wieszczka. - Być może ceną to było za tą jedną… Bo jej pewną jestem… - Ton głosu Elin potwierdzał jej słowa, brzmiał w nich spokój i pewność.
- I zgadzam się z Tobą, jako z szacunkiem przyjąłem przepowiednię. “Jedność przed sługami Bialego co kraj chcą podbić i swą plugawa wiarę wprowadzić”. Tyś przepowiedziała. Kres wewnętrznych niesnasek, wierność bogom i tradycji. Czemuś wtedy, na thingu, po swej ofierze i wizji, nie mówiła iż drogą jest atak na kraj Franków, a dopiero teraz, gdy Agvindur to uczynił?
- Nie wszystko jest jasnym od razu. Dróg mogło być wiele, Agvidnur wybrał jedną z nich i jak widać efekty przyniosła.


Frey wyglądał jakby buzował w nim gniew. Dziki, wewnętrzny jak w każdym aftergangerze, a jeszcze czystszy i potężniejszy w rodzie Eyjolfa. Opanował się jednak nad wyraz spokój przybierając.
- Chlo mawiała - odezwał się w końcu cicho choć wciąż z drżeniem w głosie - że kapłani Białego na południu zawżdy racji dochodzą, iż ich słowa słowami Jedynego jest. Głoszączasem sprzecznie jak ogień i woda względem tych samych słów pochodzących od ich boga. Kiedy jak im pasuje i co czynić chcą, lub władca ich, któremu hołubią i drogę jego chwalą. Jakaż to radość, że tu, na północy skaldowie wiernie i bez dopowiedzeń czyny żywych, umarłych i bogów opiewają, a volvy czystą prawdę odnajdują w swych dawnych wizjach, by drogi miłe bogom wyznaczać.
Spojrzał na Gudrunn, a potem na Elin.
- Szukajcie nowego Welanda jeśli taka wola i niechaj bogowie was prowadzą. Ja nim nie będę. Ja do Franków kraju idę jako Freyvind, syn Lennarta, który dobrym i służącym bogom był śmiertelnikiem, a którego synem się głosiłem przez te lata. Zszacunku do Agvindura. By jako “Eyjolfsson” na równi się z nim nie stawiać. Każdy może być Welandem jak tu rzeczono i jak podobno zamierzał Agvindur. Jego przepadek nic nie zmieni, gdy pojawi się nowy. Sprytne, bo przecież skaldowie za garść srebra jak ci co o mej hańbie w Aros śpiewają, będą mit budować bez prawdy w sercu. Czemu nie Ty? - spojrzał na Gudrunn. - Albo Ty - odwrócił się do Elin - Przybierzcie miano Welanda i poprowadźcie północ na chwilową chwałę prowadząca do ostatecznego zwycięstwa nad sługami Jedynego, lub zagłady. Czemu na mnie patrzycie chcąc kierować mnie na drogę tego, który uczynił mi to co uczynił.
- Czemu cały czas mienisz się jako jedyny, który stracił?!
- Elin nie wytrzymała w końcu. - Uważasz, że tylko Tyś poszkodawan? Że tylko Tobie krzywdę uczyniono?! Stoję tu razem z Tobą, kiedy Agvindur gdzieś hen daleko. Bez dachu nad głową, bez znajomych twarzy co kiedyś w Ribe były! Tylko, że ja próbuję dostrzec coś nad czym Ty nawet nie masz zamiaru się zastanowić przez chwilę! Nie my jedyni poszkodowani! W to wierzę! Poświęcił nas, zgoda! Ale i on siebie poświęcił, by Denemarka silniejszą była!
- Gdzie -
przerwał jej z oczyma w których znów błysk furii zabłysnął. - Rzekłem. Żem. JEDEN. Stratę. Odniósł.
- Cały czas, to mówisz!
- Volva nie cofnęła się przed nim, krok na przód nawet robiąc. - Ciągle od Ciebie słyszę jakiś, to biedny i poszkodowany przez wszystkich!
- Nie przez wszystkich. -
W głosie skalda słychać było więcej nut spokoju. - Od was dwóch jeno dobro otrzymywałem. Gdy mówię o tym co mi uczyniono, to nie po to by żal wzbudzać. Starczy go we mnie. Wskazuje winnego. Nie Segovia tu winna 13 lat z kołkiem w sercu i Arosowej klęski.
- Ty Welandem bo w Ciebie wierzą, ale może pora w kogo innego uwierzyć a Tobie dać wolną drogę na bezdroża. Mam jeno nadzieję, że samotnym będąc uratujesz resztki tego czego się kurczowo trzymasz.
- Lodowooka pogładziła skalda lekko po policzku. - Niech bogowie Cię prowadzą. - Skinęła lekko głową.
- Dajmy jeszcze szansę Bjarkiemu - powiedziała już spokojnie Elin, po czym zwróciła się do Gudrunn. - Miałabym prośbę.
- Jaką?
- Wspomniałaś, iż na spotkaniu z Ulfhednar zdecydowano również, co z ich świętym miejscem… Czyżby udało się jego moc przywrócić? -
zapytała z nadzieją i bólem w oczach.
- Oczyszczać go próbowano. Nie wiem jak bo nie dopuszczono żadnego z nas w pobliże gdy opiaty składano. Nie znam się na tym, ale nie powrocili tam. Zostawili jeno dwójke do pilnowania, strzeżenia.

- Przepowiednia… -
Skald otworzył szerzej oczy i jakby sam zaskoczył się własnym słowem.
- Hmm? - mruknęła Wilczyca.
- Zjednoczyć północ przeciw Białego zakusom. Zali szło jeno o ludzi i einherjar?
- Tak sądziłam… Pokój między Ulfhednar a nami wydawał się wtedy niemożliwy… Ale jak na tamtym spotkaniu udowodniono, rozmowy są możliwe. -
Elin spojrzała uważnie na Freyvinda. - Ale my jesteśmy ostatnimi osobami, które z nimi o zgodzie mówić mogą… - Zagryzła wargi.
- Loki poprowadzi u krańca świata i czasu Nagelfar na Ragnarok, ale on częścią jest Asgardu. Druhem Thora, to dzięki niemu Asowie i Vanowie mają swą moc, jak Thor swój Mjolnir. Zjednoczenie, a nie chwiejny pokój. CAŁA północ. Jeżeli wilki zechcą z ludźmi i aftergangerami iść drogą wojny, niosąc ją na ziemię Franków… - Frey spojrzał uważniej na Elin. - Czyż nie wtedy dopiero przepowiednia się ziści?
- Możliwe… -
przyznał. - Zjednoczenie wszystkich mieszkańców Północy z pewnością byłoby cudowną sprawą.
- Jeżeli zatem Agvindur zdecydował się nieść wojnę na południe, może uczynił to za wcześnie, nie spełniając podstaw przepowiedni? Ilu Synów Lokiego uczestniczyło w rejzach pod jego przewodnictwem?
- zwrócił się teraz do Gudrunn.
- Dwie grupy, dwie wilcze watahy. Jedna ważna na obszar Danimarki. - Wadera zmarszczyła brwi.
- Danowie, Svegowie, Goci, Skanowie, Wojowie z północnej drogi. Einherjar i Ulfhedin. Razem. Wtedy będzie furia północy. Jedność i szanse na to co rozpętał Agvindur.
- Zatem ruszasz na rozmowy?
- Najważniejsze czy wilki zechcą. One nam nieprzychylne nie wiedzieć czemu. I nie mówię tu o Caernie, a o ich stosunku do Einherjar i jakiejś wróżdzie której nie rozumiem. Zbieranie armii i rozmowy z Aftrgangerami, królami… Długi czas -
urwał i uciekał wzrokiem. - Nie jestem tym co w imię wyższych celów porzuci bliskich co potrzebują pomocy, a Ty Elin?
Wieszczka z obawą obserwowała przemowę Freyvinda ale gdy zadał jej pytanie z ulgą odetchnęła.
- Czasu niewiele mamy. - Pokiwała głową. - Rozmowy z Ulhedin na inny czas przełożyć trzeba… ale... - Zerknęła w las. - Mówisz, że pilnują tego miejsca?
- Tak, strzegą. Nie tak silnie jak wcześniej ale nadal jest dla nich ważne.
- Nie zgodzą się zatem bym mogła tam podejść… -
westchnęła zmartwiona.
- A po co chcesz tam iść, Elin? Lepiej w spokoju ostawić to miejsce. - Gudrunn skrzywiła się zabawnie.
- Przysięgłam, iż postaram się przywrócić temu miejscu dawną siłę… Ale trzynaście lat to dużo… Chyba nawet dla duchów…
- Nie znam się na duchach. Może z inną wiedzącą pomów?

Elin pokiwała delikatnie głową i nagle jakby tknięta myślą jakąś ruszyła głębiej w las.
- Dajcie mi chwilę… - rzekła.

Weszła między drzewa tak by zostawić dwoje aftergangerów trochę w tyle. Rozejrzała się uważnie i oczy zamknęła koncentrując na okolicy.
- Styggr? - Rzuciła w przestrzeń choć nie wierzyła w efekt.
Odpowiedziało jej lekkie echo i poszum wiatru.
Nie było, to nic niespodziewanego ale mimo wszystko volva poczuła się kompletnie opuszczona. Dotknęła czołem jednego z wielkich drzew i po prostu w końcu się rozpłakała.

- Sama widzisz - cicho powiedział Frey zwracając się do Gudrunn.- Volva jednak wybrała. Agvindur ważniejszy. Mało czasu...
- Dobrze Cię znowu było widzieć, Freyvindzie. -
Wadera uśmiechnęła się wilczo.
- Żal się będzie z tobą rozstać, tak jak 13 lat temu, w Ribe i Jelling. Los nas gna w dwie strony, gdzie Ty zechcesz ruszyć
- Na północ, a potem do Sighvarta i jego kraju podążę.

Frey wyglądał na zaskoczonego.
- Po co? - zapytał.
- Pomóc - Gudrunn rzekła jakby mówiła oczywistość.
Frey złapał ją za kark i przez chwilę wspomniał jak Agvindur uczynił tak z nim, w Ribe gdy tłumaczył mu…
- Tylko wtedy ratunek - powiedział ciężkim głosem. - Tylko wtedy sens. CAŁA północ. Jeżeli nam droga do kraju Franków, a Tobie na dwory królów i do pomiotu Lokiego… Rzeknij im wszystkim jedno. Jeżeli to co ten kretyn rozpętał sprowadzi zagładę, a oni nie odpowiedzą na zew zjednoczenia z przepowiedni, to nie będzie takiego miejsca, gdzie po podbiciu północy przez Białego będą mogli się przede mną skryć.
- Sam im to powiedz, skaldem żeś, złotoustym. -
Zawiesiła znacząco wzrok na ustach Freya i pociągnęła nosem. - Idź teraz. Ona Cię potrzebuje. Dziwne, że tego nie widzisz. - Wilczyca klepnęła skalda jak rączego konia w pośladek .
- Widzę, ale nie mnie potrzebuje.. Potrzebuje odnaleźć w sobie siłę, a ja i Volund wiemy jaka w niej drzemie. - Choć zaplanował sobie, że się nie odwróci to mimowolnie spojrzał na Elin i wzrok stał się u niego miękkszy. - Elin ma rację. Nie ma czasu. Gdy ktoś będzie prowadził rozmowy z Wilkami i jarlami, oraz królami północy, ktoś musi iść i wyciągnąć z tego Chlo. - Nawet powieka mu nie zadrżała gdy pominął w tym równaniu Agvindura.
- Bądź silny, jakim Cię pamietam -
mruknęła w odpowiedzi i popchnęła skalda w kierunku skąd zapach krwawych łez dobiegał. - I czekaj kolejnego spotkania.
Skinął głową.
- Jakie ostatnie wieści masz o Eriku z Tisso? - nim odszedł spytał jeszcze głosem tak niewinnym ile tylko się dało. Z tonu jakby wynikało, że może pyta bez specjalnego zainteresowania. Nawet dziecko widziało by w tym fałsz.
- Po utracie i zniszczeniu Tissø, znikł. Po kilku miesiącach w kraju Franków się objawił wspierając ich w Paryżu. Zaprzysięgły wróg ludzi północy.



Skald podszedł do volvy i stanął za nią.
Drżała i stała przy drzewie ze spuszczoną głową, a on położył jej dłoń na ramieniu.
- Elin… - szepnął. - Co się stało?
Wieszczka odetchnęła głębiej próbując się uspokoić i łzy z twarzy trzeć poczęła.
- Styggr. Jego też już nie ma… - odparła odwracając się do Freya. - Odejdź… Zawiodłam wszystkich… Pozwól i mi na żal, który Ty całemu światu wykrzykujesz…
- Kochasz go? -
spytał wprost.
- Kocham! - odparła patrząc mu prosto w oczy. - Od lat wielu, choć nigdym odwagi nie miała, by nawet pomyśleć, iż możliwe cokolwiek między nami jest… Zmarnowałam tyle czasu…
- Tedy straciłaś więcej niż ja. -
Pochylił się i oparł czoło o jej czoło. - Wiele więcej, ale to mi każe się iść drogą tego, co uczynił mi to co uczynił. - Jego dłoń wplotła się w jej włosy. - Inaczej ze swym bólem byłbym jak ty. Sam. Też go kochałem. Da Odyn odzyskasz stratę.
Pokręciła wolno głową.
- Jeśli Odyn da, to ujrzę go bezpiecznym i całym… Aż tyle… i tylko tyle, Freyvindzie. Jeśli Odyn da, Ty ze swą Chlo znów będziesz - uśmiechnęła się lekko - czego Ci życzę. Nie licytujmy się jednak na straty, sensu w tym żadnego i w niczym nam nie pomoże. Zrobisz jak zechcesz, choć ciągle żywię nadzieję, że Bjarki powie coś co Cię przekona…
- Powiem ci w tajemnicy Elin, że ja też. -
Westchnął. - Wszystkim nam potrzebna nadzieja. I nam i krześcijanom. Oni jednak pokładają ją w Jedynym, a my w sobie i własnych siłach. Wierz Elin, wierz mocno i bądź silna by tę wiarę przekuć w swój los. - Pocałował ją w czoło. - Nawet gdy nie ma wytłumaczenia na to co uczynił. - Przekręcił głową by spojrzec gdzieś w bok. - Nie stanę z nim do walki. By tej nadziei Ci nie umniejszać. Obiecuję.
Spojrzała zaskoczona na niego i dłoń ostrożnie w kierunku policzka jego wyciągnęła, by go pogłaskać.
- Dziękuję… - Szepnęła,a w jej oczach znów pojedyncze krwawe łzy znów się pojawiły.

Objął ją i przytulił wdychając zapach krwi z jej łez. Przez chwilę rozbawiła go myśl, że trzyma tak w ramionach drżącą Helleven, na co tamta zareagowałaby pewnie krwawą furią. Pogładził ją delikatnie po plecach w uspokajającym geście. Obie tak różne, Elin zdawała się być tak delikatna w swym aktualnym rozbiciu jak kwiat. Milczał, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Krew spływająca jej po po policzkach nęciła i pobudziła głód o jakim zdążył zapomnieć. Kły wysunęły się właściwie same. Wciąż uspokajająco gładząc Elin zlizał krwawy ślad z części jej policzka. Zesztywniała w jego ramionach.
- Freyvwindzie… Więź… przecież... - odezwała się zaniepokojna próbując go lekko odsunąć od siebie.
- To tylko łzy… Odrobina… - Smak w ustach wprawiał skalda w leniwą euforię. Delikatnie zlizał resztę z jej lewego policzka.
Elin zamknęła oczy pozwalając mu dokończyć.
- Uwolnimy ich oboje - powiedziała po chwili jakby chcąc i jemu dodać otuchy.
- Znaleźć, nam trzeba przewodnika - Freyvind desperacko starał się przerzucić swoje myśli na inne tory niż krew, której posmak wciąż miał na języku. Walczył z wysuwającymi się kłami. - Język, ziemie i obyczaje Franków - kontynuował z wysiłkiem.
- Nie łatwiej na miejscu znaleźć? Jak tam dużo naszych przecie jest? - Volva najwyraźniej jeszcze nie dostrzegłą jego zmagań ze sobą.
- Jak tu nie znajdziemy, to tak zrobimy. Może kto się trafi i nie będziemy zmuszeni szukać kogoś tam na miejscu.
Wieszczka skinęła powoli jasną głową.
- Dziękuję… - Uśmiechnęła się delikatnie. - Już mi lepiej… Wracajmy do Gudrunn. Może będzie mogła nam pomóc.
Frey skinął głową i cofnął się. Krótki rzut oka wskazał, że Gudrunn nie czekając na nich gdzieś odeszła zostawiając ich samych sobie.
- Wracajmy do halli. - Podał Elin dłoń by pociągnąć ją ku halli Jensa.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172