Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 16:24   #14
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven, Volund
Z czwórką zbrojnych i mieczem w dłoni niesionym dość niedbale, skald ponownie wkroczył do izby. Helleven przystanęła z boku obserwując jeno jego poczynania i leżacego Pogrobca.
Chwilę patrzył na berserkera również, po czym kołek z piersi jego wyciągnął.
Niewiele się zmieniło przez trzynaście lat na pięknym licu. Pogrobiec nawet nie drgnął po wyjęciu kołka, tylko… warga może delikatnie się w dół osunęła.
Chwilę trwało nim w pogrązonej w nocy chacie ospale, niechętnie jakby zwinęły się powieki blade jak księżyc by ujawnić szkarłatne oczy.
Bardzo z wolna począł Pogrobiec do pozycji siedzącej się podnosić, błądząc wzrokiem drapieżnym a nieobecnym… w konsternacji, w jakiej nagle śmiertelni bywają wybudzeni z bardzo głębokiego snu.
- Volundzie, powstań.
Oczy Pogrobca przyciągnięte przez słowa zogniskowały się na oczach skalda. Widać w nich było wkrótce, że rozpoznał go, choć takim skalda nigdy nie widział. Udręczona twarz, spojrzenie pełne rezygnacji i stanu bliskiego apatii, ledwo tlący się ognik gdzies w głębi nadający desperacji słowom i czynom..
- Bracie. - skinął głową, mówiąc jakoś pusto. Powstał z wolna i spostrzegł volvę, która jedynie leciutkim skinięciem głowy go powitała stojąc ciągle w oddaleniu z rękoma skrzyżowanymi na piersi. - Siostro. - powitał ją również jednym słowem, rozglądając się po wojach i chacie.
- Czy my… - nie odważył się dopytać, pełen chyba nadziei że powiodło im się z planem dania się pochwycić przez agvindura.
Nieświadom innych rzeczy…
- W kraju Danów wciąż jesteśmy. Więzy narzucone w Aros opadły. Trzynaście lat trzymano nas w śnie wywołanym drewnem w sercu. Tyś sam się przebił, Elin opadli wrogowie, mnie Agvindur zdradziecko przebić kazał.
- Zdradziecko? - Wieszczka nie wytrzymała. - Sam, żeś się prosił! Do Paryża płynąć chciałeś?! - Parsknęła cicho jednak miejsce swego nie opuściła.
- TRZYNAŚCIE LAT?! - rozległ się nagły, nieopisywalny ryk furii Pogrobca, który nieświadomie wręcz ściągnął maskę gniewu ze swej twarzy i prawie kły obnażył. Dychałby ciężko jeśli wciąż byłby śmiertelny. Jak gdyby nie wiedząc co ze sobą poczynić jął stół z którego zstąpił i cisnął nią o ścianę hausu.
- No i masz… - Helleven oczu ku niebu uniosła. - Lepiej go teraz opanuj Freyvindzie.
Skald cofnął się spoglądając na zbrojnych i gestem dając znak by gotowi byli. Miecz mocniej w dłoń uchwycił, ale nie unosił na berserkera.
- Wstrzymaj słuszny gniew. Jesli powód był widno tak musiało być. Jak nie lub nie dość wazki by nam to uczynić, krew się poleje. Ale nie tu i nie nasza. winnego tego czynu - Frey mówił głosem mocnym ale uspokajającym. śpiewny monotonny niczym zaśpiew.
Pogrobiec zacisnął dłonie w gniewie.
Po czym ucichł i opadł na kolana. Pokonany. Spuścił piękne lico, choć oczy szkarłatne wciąż wbite w ziemię były.
- Boli? - Zapytała wieszczka. - Zmarnowane lata, w czasie których zaszkodzić nikomu nie mogłeś?
- Rzeknij mu Helleven co mi rzekłaś tu w tej izbie mniej niż świece temu - powiedział skald patrząc wciaż na Pogrobca.
- I myślisz, że się przyzna… Tak po prostu z własnej woli. - Wiedzącą parsknęła cicho ale podeszła powoli do berserkera.
Obrócony tyłem do nich berserker zdawał się pogrążony w swoich myślach, ale jakiś fragment ego musiał wychwycić znaczenie słów Helleven.
- Co kobieta…. może wiedzieć o honorze? - zapytał, skrzywiony w grymasie.
- Może jeszcze zapytaj co mogę wiedzieć o miłości i chęci zemsty… Vsevolodzie? - Zapytała niby miękko.
Piękno lico niespiesznie obróciło się, szkarłat odpłynął ze spojrzenia co badawco skrzyżowało się z oczami Helleven.
- O miłości, a nuż. O zemście nic a nic, o ślepa Widząca. - wstał powoli, odwracając się ku nim.
- Cóż to za miejsce? W mocy czyjej krwi teraz jesteśmy? - zapytał jakby niepewnie.
- Nie skończyliśmy jeszcze Vsevolodzie… Nasz brat pragnie prawdy. Daj mu ją.
- Prawda jest taka, że nieobecnaś była na thingu gdziem Agvindurowi przyrzekł, że Einara sprowadzę z powrotem całego jeśli zdołam… lub pomszczę jeśli nie. - przekrzywił głowę przyglądając się wiedzącej. Zamrugał widząc drugie oko.
- A słowo moje mi najważniejszym.
- Nie graj ze mną… - Zawarczała cicho. - Ciągle krążysz wokół, ciągle próbujesz ominąć prawdę, byle jemu w głowie namieszać. - Wskazała skalda. - Byłeś u czarnowłosej, rozmawiałeś z nią! Widziała Twoje prawdziwe oblicze!
- NIGDYM MU W GŁOWIE NIE MIESZAŁ. - podniósł głos Pogrobiec - Nasz wróg… istotnie,rozmawiałem z nią. Widziała jednak nie mnie. - skinął głową.
- Widziała Vsevoloda, skoro za niego się podała, gdy nas krwią spętała. - Pokiwała lekko głową.
Berserker jakby wydał z siebie westchnienie niezadowolenia.
- Nie widziała również Vsevoloda. Lecz w jednym masz rację. Wszyscyśmy jej ofiary i… zapłaci za to. - namyślił się - w swoim czasie.
Zerknął na Freya, wyraźnie pobudzony.
- Lecz i to powiedziane być musi, gdyż czas nadszedł. Pogrobiec… to saga, którąm ja wymyślił.
- Czyli przyznajesz, że to nie Twoje prawdziwe oblicze?
- Och. Tyleż z pewnością… - uśmiechnął się pod nosem, na chwilę pochylając głowę nim spojrzał na Widzącą.
- O czyms z nią rozmawiał? - odezwał się w końcu Freyvind.
- Za to, co sądziłem że wiedzieć musi usiłowałem wywiedzieć się, czegośmy my nie wiedzieli, wrogość naszej wyprawie udając. - Pogrobiec przechylił głowę, próbując wspominać - Od niej żem wiedział… a raczej sądził, że są dwie. Jeśliś Ty Helleven o niej mówisz, wiesz tedy, że kobieta o włosach jak noc, tedy sądzę, że i ja jej twarz ujrzałem. Widziałem, że godim władała… choć nigdym się nie dowiedział jak. Nie chciała konfrontacji z nami, jeśli o nas jacy teraz się jawimy myśleć… - zastanowił się - Wolała aby nasz gniew na Tisso skierować. Wtedym wiedział, że przyjdzie nam z nią walczyć, lecz nie jak.
- Wspomniał Ci o tym wcześniej? - Zapytała skalda nie odwracając wzroku od berserkera.
- Nie.
Pogrobiec prychnął. Lub kimkolwiek był.
- Oczywiście, że nie. Możemy mieć te same cele, i może Freyvind być mi bratem krwi. Lecz już z początku trzymałem moje sekrety blisko. Tak blisko, że nawet Widząca potrzebuje dwóch, nie jednego oka by zaczątek ich dojrzeć. - zaryzykował zerknięcie w drugie oko.
Oczy błękitne niczym niebo patrzyły na niego z nieskrywaną niczym nienawiścią.
- Dla Twej wiedzy… wiedziałam jakżeś się zakołkował o tym wszystkim. - Parsknęła cicho. - Agvindur…. Agvindur też wiedział. - Uśmiechnęła się złośliwie.
- Kim jesteś, prawdę chcę znać - Frey mówił cicho, ale dobitnie.
Pięknolicy zerknął na niego z powagą i skinął głową.
- Jam jest Vsevolod. Bogatyr z ziemi krywiczowej. Słowianin, z ziem, któremi waregi władają. Przybyłem do Danii… wiele lat temu. - zamyślił się na końcu, wzrok nieprzytomny na chwilę mając.
- Lecz to nie jest moja twarz. - powiedział, i jak gdyby nigdy nic sięgnął palcem, który był wnet pazurem - lecz nie takim jak Gudrunn lub inny, lecz jak zaostrzona kość, by rozewrzeć ciało obok mostka, pomiędzy żebrami i sięgnąć do wnętrza z łatwością. Wydobył stamtąd coś… ohydnego. Płat skóry. Maskę.
Drugą dłonią nakrył swą twarz i na chwilę jedną odwrócił się od nich plecami, czyniąc ze swoją twarzą coś ohydnego.
Nie minęło sekund kilka, jak ponownie w oczy im patrzył. Nie Vsevolod jakiego widzieli gdy pętała ich krwią Segovia, prawie równy urodą Volundowi zwanemu Pogrobcem, lecz słowiańska twarz mężczyzny, który swoje lata za życia miał. Mogłaby być przeciętna, nieco może urodziwa. Teraz na wieczność była zniszczona głębokimi a szerokimi bruzdami od szponów. Takich jakie mógł mieć on sam, jakie mogła mieć Gudrunn.
Po pięknym jak Baldr nie zostało śladu poza silnym ciałem wojownika. Jego twarz… zniknęła w bladym, umarłym ciele.
Helleven krok do tyłu uczyniła widząc co ze swym ciałem czyni ale wzroku nie odwróciła, choć widać było ile ją to kosztuje.
Skald za to patrzył na przemiane jak urzeczony, choć gdy skończyła się, skrzywił się z lekką odrazą. Dopiero gdy szpetne bliznami oblicze ujrzał w miejscu pięknych rysów do których przywykł, nie przez sam proces.
Spojrzał na wieszczke.
- Stawał ramię w ramię w Caern, nie przestrzegł tamtej gdyśmy szli do husu gdzie ludzi przetrzymywały. - Szukał wzroku Elin. - Sam serce przebił sobie by nie przeszkodzić w zawinięciu do Ribe. Twierdzi, że wywiedzieć się chciał więcej o wrogu z nim rozmawiając. Za co go tak nienawidzisz Helleven? - Jakby końcowe pytanie wyrwane z kontekstu i pozornie bez związku z wcześniejszymi słowami były.
- Ponieważ - wyprzedził ją Vsevolod - Nie zdołała ujrzeć kim jestem, nim jakoweś ludzkie uczucie w niej wykiełkowało. - wyjaśnił spokojnie, tym samym głosem przyobleczonym w inną twarz.
Twarz wieszczki nie wyrażała w tej chwili absolutnie nic, przypatrywała się obu mężom w milczeniu.
- Dlaczego zgodziłeś się na więzi krwi? - Zignorowała pytanie skalda zadając, to które ją już od dłuższego czasu dręczyło.
- Ponieważ… - zaczął zwyczajowym sobie tonem, którym wyjaśniał innym często zawiłe plany, ale urwał. Myślał w milczeniu. Mrużąc brwi.
- I dlategom mu głowy na drakarze nie urwała… - Odezwała się do Freyvinda nagle. - Bo sam siebie zakołkował, by nam pomóc. - W głosie mimowolne uznanie usłyszeć się dało. - Zamierzasz, to wszystko… - Wskazała na Pogrobca. - Tak po prostu za niebyłe uznać i dalej jak brata go traktować?
- A cóże on uczynił? - Skald odwrócił się do volvy i zbliżył do niej. - Jeżeli rozmawiał z nią, to choć iskry winy widzisz w tym co się w hus w Aros stało, gdy nas zniewoliła? W ziemi mógł się skryć, do końca stał obok mnie. Kołkiem serce przebijał by na drakkarze przeciw mnie nie stawać. Za rozmowe z wrogiem mam go znienawidzić? Czy za to, że słowiański rodowód krył w kraju Dunów? Za co go nienawidzisz? - powtórzył pytanie jakby odpowiedź chciał uzyskać od niej nie od Vsevołoda. Choć iskra woli tylko się w nim tliła, to zdobył się na ton którym odzywał się by wolę swą narzucać. Nie darem Canarla, a samym soba.
Spojrzeniem z Freyvindem się mierzyła chwilę dłuższą po czym ręką machnęła i siadła na łożu zmęczona już całą tą kuriozalną sytuacją.
- Mój powód nie jest ważny, Tyś już podjął decyzję. Cokolwiek powiem, zdania Twego nie zmieni.
- Chcesz być jak on? Co ukrywa coś i prawdy nie mówi?
- On jeszcze nie skończył. Nie powiedział, czemu się skrywał i po co tu przybył.
- Starczy! Nie potrzeba mi rzec, co rzeczone być musi. - uniósł głos Rusin, krzywiąc się z nutą bólu nim spojrzał znów na skalda ale też i Wiedzącą, wyrwany z zadumy.
- Pokonałem lądy i lata by przybyć tu za tym, który w wiking wbrew i prawom książąt wareskich przybył na ziemie mi drogie. Znamię boju mogę mu wybaczyć... - ton przeczył słowom, gdy dla podkreślenia Brzydkolicy palcem przejechał po jednej z długich blizn - ...lecz nie krew przelaną u mego gospodarza… i mego brata krwi lat śmiertelnych.
- Wstąpiłem w noc i przybyłem tropem Einara. Znam wasze obyczaje. Pierwej chciałem holmgangu by wywiedzieć się o wrogach faktycznie, odnaleźć go mi trzeba. Zwrócić Agvindurowijak przyrzekłem i będę próbował choćby sam jarl Ribe się sprzeciwiał. Potem... - zmierzył ich oczyma - Waszym zwyczajem, ku uciesze bogów… Będę domagał się sprawiedliwości, gdy i jam afterganger.
Frey milczał , Nie komentował, emocji po nim widać nie było. Spojrzał na volvę.
- Za to, że potomka Einara nienawidzi? Nie to byłoby zbyt głupie…
- Doprawdy mam uwierzyć, że Twe działania w Aros przeciwko Einarowi nie były wymierzone? Że nienawiść byś powściągnął, by czekać sprawiedliwości? Zresztą… - Wzruszenie lekkie ramion. - Tak jak powiedziałam, on już podjął decyzję. - Wskazała Freyvinda. - Zadowolonym być winieneś.
- Jeżeli podjąłem, to wobec niego. - Freyvind obrócił w palcach ułomek drewna spogladając na wieszczke. - Nie wobec Ciebie.
- Oh? - Szyderczy uśmiech wykwitł na twarzy Helleven. - Jeśli pragniesz zabić Agvindura, to lepiej śpiesz się z tym kołkiem, bo ja wobec Ciebie też jeszcze nie podjęłam decyzji….
- Tyś, gdyśmy ruszac mieli do Aros, dała nam cel: wizję Sigrun, doprowadzając do caernu. - Skald mówił beznamietnie. - Tyś nazwana służką Lokiego nad Engelsholm, córka szalonego Leiknara. Tyś pokazała nam chatę gdzieśmy w zasadzkę wpadli po ataku na nia i poszłaś po pomoc choć Volunda słac chciałem, że sami zostalismy gdy Segovia nas opadła. Dziś ty wiązac go krwią poczęła i wszystkoś robiła bym zdrajcą go widział. Może zabił…
Volva z pełnym zainteresowaniem słuchała na temat tego jak ich pojmano.
- W końcu wiem jak nas złapali… - Powiedziała cicho do siebie. - Przykro mi Freyvindzie ale wygląda na to, że zdrajcą którego tak wszędzie szukasz być Elin musiała, bo ja pojęcia o żadnej chatce nie mam. Nie ja wtedy z Wami byłam. - Wzruszyła lekko ramionami i spojrzała spokojnie na Vsevoloda. - Pogratulować Ci muszę. - Głowę skłoniła. - Nic jego opinii o Tobie nie zmieni… Zazdroszczę. - Uśmiechnęła się leciutko.
- Słowa… - skald uśmiechnął się leciutko unosząc trochę kołek. - Jam skald, moc słów znam. Kierować nimi ludźmi, całymi miastami. Władcami. Słowa o nim masz jeno Helleven. Za nim czyny przemawiają. - Spojrzał jej w oczy. - Elin, Helleven. U Chlo po oczach przynajmniej szło wiedziec która.
- Wiedzieć idzie, która każdej nocy się budzi. - szepnął Rusin, który był Pogrobcem, spokojnie podchodząc do Widzącej - Wyobraź sobie jeno jak być musi, Freyvindzie. Każdego razu zbudzić się wobec świata w ruchu. Nigdy wiedzieć, czy noc minęła czy rok. Jakże może nie być służką Lokiego? Nie jej to wola. - chyba chciał dłoń ku niej delikatnie wyciągnąć, ale się wstrzymał - A teraz zdradzona jeszcze się czuje za to, co na jawie, tak krótkiej. Lecz czy to Elin czy Helleven zawsze o dobro Agvindura jej szło i zawsze cię wspierała… niepomna na niebezpieczeństwa i wszystko cośmy napotkali. Ma prawo nienawidzić. Jak żem sam jej… im obydwu przepowiedział.
Wstała, gdy się do niej zbliżył, w oczach przez chwilę niepewność mignęła, potem znów maska spokoju wróciła.
- Nie potrzebuję Twojej litości… - Odezwała się cicho dość jak na nią. - I owszem… wspierałam Was oboje… I czym to się skończyło? - Ręce rozłożyła. - Trzynaście lat w śnie, za co? Za to, żem Was wspierała i nie potrafiła wstrzymać. Dalej braciszku… - Uśmiechnęła się leciutko. - Kołkuj, jeśli taka Twa wola, choć beze mnie nie wiem czy Was wypuszczą… - Usiadła z powrotem nie patrząc na nich.
- Wypuszczą. - Skald pokiwał głową opierając ułomek drewna o pierś wiedzącej. - Wypuszczą Helleven. Nawet jak Sven bedzie wiedział, że śmierć chcę nieść Agvindurowi, nie pomoc. - Wzruszył lekko ramionami.
- Freyvindzie. - przerwał mu Vsevolod - Ona niczemu winna. Jak rzekłeś…wizje jej. Decyzje nasze.
- Wiem - szybko odpowiedział skald. Drzazga powędrowała do góry, wsunął ją za dekolt fartucha. - Wiem. Engelsholm to nie krew. Dla mnie. - Dłonią lekko przejechał po policzku aftergangerki, którą ta zaraz strąciła ze złością. - Jeżeli mimo wszystko mogę zaufać Tobie. To jakże nie mógłbym jemu - Frey usmiechnął się smutno prostując sylwetkę.
- A to, że mi ufasz, to pierwsze słyszę. - Stwierdziła volva cicho odwracając głowę i patrząc w stronę drzwi.
- Więc co teraz…? - podniósł w ciszy szept bogatyr - Co sprawiło, że Agvindur zbudzić mię pozwolił? Decyzję wam powierzył. - dopowiedział sam sobie.
- Agvindur… - Frey jakby smakował to słowo, jakby smakował krew. - Przybyłem tu by prosić go o opiekę nad Franka, gdybyśmy we Francji kres swój znaleźli. Zakołkował mnie, przejął dziewczynę. Zawarł pakt z demonem. Wielkim władca północy jest co gromił chrześcijan wszędzie, a Francję miał u stóp. Trzymał 13 lat… - Skald uśmiechnął się szyderczo patrząc na Vsevoloda. - A gdyby mógł, może i trzysta. Opadli go we Francji jednak w niewolę biorąc. Mój potomek co widno od Agvindura Ribe dostał, zapewne myśli, że my ocalić wielkiego niezwyciężonego Velanda (jak się brat teraz zwie) możemy. Nie szukaj woli Agvindura w uwolnieniu.
- Wszyscy wiemy, żeśmy do Ribe przybyli z nadzieją, że nas Agvindur powstrzyma od płynięcia do Franków… - Warknęła na pierwsze słowa Lenartssona. - Ale tak… długo, żesmy we śnie byli, a Chlothild ponoć u jego boku cały czas ten… Co każe przypuszczać, iż pakt mógł zawrzeć… - Skinęła niechętnie głową.
- Pakt niesłychanej mocy… - wyszeptał dawny Pogrobiec, patrząc na obydwoje - Myślałem jednak...że jeno ja jeńcem. - parsknął - Lecz naturalnie, ocalimy go. Spróbujemy... - powiedział uczenie, wypowiadając te słowa jak własne oświecenie, stając się ich świadom dopiero gdy opuszczały jego usta.
Helleven głową pokiwała powoli.
- Nie wiemy jaka cena była… Być może i my tutaj z kołkami w sercu. Jedno jest pewne, nie mała, za to co osiągnął… A teraz być może przyszedł czas zapłaty...
- Jakie te przędzi Norn szyderczy ścieg tworzą - Frey aż sie usmiechnął. - Po Einara do Aros my dwoje by ratować, Volund, Vsevołod śmierci jego wypatrujący. Teraz za Agvindurem, wy ocalać, ja zabić. - Spojrzał na wieszczkę. - I mnie zdrajcą nazwiesz? Choc wprost mówię to nie kryjąc? - uśmiechnął się smutno.
- Durniem raczej… - Parsknęła cicho. - I nie pojedziesz, jeśli zabić go chcesz….
- Jedno gniewem gnane, drugie miłością. Pójdziecie obydwoje, albowiem w kraju Franków obydwoje się potrzebować będziecie. - odezwał się Rusin - Ja… Całego go potrzebuję. Einara przywieźć mu muszę… - dokończył bez nadziei, jakby świadom niewykonalności stojącego przed nim zadania, wpatrzony w ścianę halli - Bratemś mi Freyvindzie. Pomimo… wszystkiego. Lecz jeśli wbrew przeznaczeniu i zda się krześcijanom jak i Antychrystowi uda się go odzyskać… pierwej nam przyjdzie ostrza skrzyżować. O niego. - powiedział Rusin - Dopiero tego dnia. Gotówś na to?
- Każde z nas dotrzeć do niego chce. Każde w innym celu. - Skald mówił niby do Vsevoloda, lecz patrzył na volvę. - Ale dopiero gdy Frankom go odbierzemy… dopiero wtedy różne cele między nami stanąć mogą. O jedno proszę. Twarzą w twarz, nie jak ten bydlak trzynaście lat temu przed swą hallą. Zgadzacie się?
Wiedziała do czego ta dwójka jest zdolna, gdy działa wspólnie. Widziała, że jeśli komuś ma udać się zapuścić w środek terytorium wroga i wrócić stamtąd, to zapewne im… choćby bo drodze kamień na kamieniu nie ostał. Gdyż odkąd ona z Freyvindem się spotkała Loki ich krokami sterował i wszędzie wokół chaos wywoływał.
- Przyrzeknijcie, że go wpierw uratujecie i wszystko ku temu robić będziecie. - Rzekła wstając i patrząc uważnie na swych braci.
- Już to przyrzekłem, przyrzekając, iż Einara ku niemu sprowadzę lub pomszczę i o losie dziedzica doniosę. - uśmiechnął się Vsevolod z bezkresną melancholią wypisaną na zmasakrwanym obliczu. - Przysięga mnie ku niemu kieruje.
- Tak, ale jeden warunek mam. - Frey zamyślił się. - Jeżeli zbyt ciężkim zadanie się okaże, bez łamania słowa prawo przed wami będę miał by na dworze króla Franków, za jego zgoda, Agvindura na holmgang pozwać.
- A kto miałby decydować, czy zadanie za ciężkim? Wykpić się chcesz Freyvindzie. - odparła ze złością.
- Zaufanie Helleven. Każde z nas wykrzesać troche go musi, czyz nie?
- Przyrzekłbym znowuż, jeśli wpierw do Aros, Einara odnaleźć lub pomścić i o wrogach naszych więcej wywiedzieć się, jako rachunki wyruwnać, zamierzamy i przyrzekniemy. Lecz po prawdzie… jeśli zechcesz i zdołasz, nijak cię nie powstrzymamy przed takim zamiarem. - wzruszył ramionami Rusin.
- Na to przyrzeczenie i ja ci przyrzec mogę lecz coś więcej dla nas widzę. Coś, co ochroni nas przed ponownymspętaniem krwią… w razie ponownej niewoli u Franków udawać pozwolić możę. Zbiec. Zadanie mimo wszystko wypełnić… I zaufanie zapewni.
- Czyli nic nie mamy… Jeden chce się wykpić, drugi nie przyrzecze, bo już słowa przysięgi wypowiedział. - Westchnęła cicho i znowu na łoże siadła. - Na Asów i Wanów… Jak to dobrze, że większość czasu Elin z Wami nie ja była…
- Mamy krew. - skrócił wyjaśnienia Vsevolod.
Frey usiadł obok volvy, przez chwile milczał.
- Gdyby okazało sie, że zadanie za trudne będzie - powtórzył - poproszę króla Franków, by dał mi łaskę zabicia brata w holmgangu. Zażąda… to na kolanach to zrobię błagając. Nie odmówi. Agvindur najwiekszym wikingiem w historii, ja słynnym na całej północy. Nikt takiego widoku nie przegapi. Innego wyjścia by dwóch synów Eyjolfa z bronią w ręku przy samym królu i całej gromadzie tamtejszych przeklętych… I pewnie z Wami… nie będzie. Zabije go dopiero wtedy, gdy nawet to nie poskutkuje.
- Żeby to osiągnąć musiałbyś pójść do króla Franków, tym samym zdradzając nas, żeśmy tam… - Pokręciła lekko głową. - Wtedy wszystko już zupełnie na nic będzie… - Nie mogę się na coś takiego zgodzić.
- Nawet jak zwyciężę, ubiją. Lub co gorszego. W ostateczności zatem mi to czynić. W chwili, gdy nadziei na nic innego juz nie bedzie. Prawa do tego jednak przy przysiędzę chce, by do Walhalli wiarołomstwem bram sobie nie zatrzasnąć.
- Przysiąc mogę jedno. - wtrącił mu Pogrobiec - Twarz, którą tu widzisz… wnet ukryję, tak. Lecz jeśli, jakkolwiek by to było, kres naszego celu znajdziemy, jakeś mię poznał. Nie zdradziecko, nie w innym obliczu lecz naprzeciw siebie staniemy kim jesteśmy. Zwyciężysz - skinął głową - I nie mnie martwemu do cna ci czegokolwiek odmawiać…
Helleven zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Bogów chciałabym zapytać czy Wam zaufać. - Rzekła w końcu.
- Bogowie mądrzy. Odpowiedzą, że szaleńcom ufać nie należy - skald zażartował lekko rozluźniony. - A co do ciebie - spojrzał na Rusina. - Coś mi mówi, że i ta twarz nie Twoją prawdziwą. coś mówi mi, że prawdziwą ta, którą pokazałes na wilczej polanie.
Przez sekundę Rusin się nasrożył, nim usłyszał pełnię słów skalda.
- Kiedy potwory pustoszą cudze ziemie… bestie za nimi powracają. - odparł tylko - Twarz co widzicie… jesteście pierwszymi, którzy ją widzą odkąd przestałem być śmiertelnikiem. Pierwszymi poza boginią krwi i nocy, która dała mi szanse na pomstę. I nie z linii Canarla…
- Powiesz Elin prawdę? - Zapytała nagle Pogrobca. W pytaniu zwykła ciekawość się czaiła.
Na te słowa zastanowił się, mrużąc oczy.
- ...czy to da jej jakąkolwiek ulgę? Uczyni jej żywot łatwiejszym?
- Być może uczyni ostrożniejszą przy obdarzaniu zaufaniem. - Odparła spokojnie, po czym uśmiechnęła lekko. - Chyba wiem, czemuś mnie za prawdziwą uznał. - Wstała nagle. - Zatem pora sięgnąć boskiego wsparcia. - Stwierdziła i odeszła w kąt po przeciwnej stronie sali niż jej bracia byli.
- Pytanie mam jeszcze jedno… - Skald spojrzał na berserkera mówiąc cicho. - Jako Volunda Cie poznałem, jako Volunda uznałem druhem, jako Volunda bratem przez krew i z Volundem stawałem w Caern. Czy robiłoby ci róznice gdybym… - ni dokończył. - Vsevolod… - pokręcił głową. - Niby trzynaście lat minęło, acz nie wiem czemu jakby to wczoraj…
Nieco wyższy Rusin patrzył nań z góry. W spojrzeniu tym widać było wiele rzeczy wymieszanych.
Wrogość. Przyjaźń. Odrazę. Szacunek. Uznanie. Niechęć. Nade wszystko, braterstwo. Również nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się od brata, lecz ten widział, jak znów… dosłownie sięga ku sobie.
Nie minęła minuta, a zwrócił znów piękne lico, nieco przybroczone posoką, ogniskowało nań spojrzenie.
- Jeśli tak było wczoraj, dlaczego nie miałoby tak być jutro.
- O imię tylk… - nie dokończył. Bo nie było po co. Kiwnął jedynie głową i powstał, choć nie ruszał ku drzwiom, cierpliwie czekał az volva odczyni wieszczbę.
Kobieta wróciła do nich po dłuższej chwili z niezbyt zadowoloną miną ale głową skinęła.
- Niech Ci będzie Freyvindzie… Jeno ostrzeż mnie nim do króla Franków z prośbą iść będziesz, razem z Tobą w niewoli się znaleźć nie zamierzam.
- Dobrze, przyrzekam. - Skald skinął głową.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline