Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 16:38   #15
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Freyvind, Helleven, Vsevolod
Do głównej halli wkroczyli w trójkę pewni jeno co do osoby, której szukać będą. Na ich widok Sven brwi zmarszczył ale pytanie, które przedtem jeno dwójce zadał - powtórzył i teraz.
- Naradziliście się?
Helleven głową skinęła poważnie.
- Odnajdziemy go. Jeno pierw musimy więcej wiedzieć o tym co się działo. Z nim również. Gdzie ostatnio i z kim go widziano? Co planował? Kiedy do niewoli się dostał? - Volva wyliczyła wszystkie rzeczy, które jej się ważne zdały.
- Kilka miesięcy temu Agvindur wrócił z Anglii, którą splądrował z wojskami swoimi, po ostatnim ataku na Westminster, stolicę regionu Wessex. Spalił ją do ziemi. Ale przeliczył się i podzielił wojsko, wysyłając 62 łodzie z Bjornem Żelaznym, swym sługą krwi, w stronę Włoch i Hiszpanii. Przy wyjściu z Gibraltaru Bjorn został zaatakowany przez siły saraceńskich zabójców i stracił większość swych ludzi. Nie mógł zatem wesprzeć Agvindura w dalszych atakach. Obaj zrobili odwrót do Paryża.

Tam połączyli siły z Hasteinem, starszym bratem Bjorna Żelaznego, doświadczonym dowódcą i… szpiegiem Agvindura. Wciąż nie mogąc przedostać się do Paryża, który obecnie jest bardzo dobrze obwarowany i wzmocniony, próbowali plądrować i niszczyć Francję. Sam Hastein najął się do walki przeciwko Robertowi Mocnemu, panu Neustrii, zaufanemu Karola Łysego - króla Franków. Z wieści jakie przesyłał Agvindur jednak, zda się, że Robert jest sługą krwi Erika. W walce przeciwko Robertowi, którego ziemie plądrował Hastein, oddział Hasteina liczący dwunastu shipów został pokonany - Weland w międzyczasie plądrował dalej Francję wysyłając oddziały na ziemie Anglów i Sasów, to do Włoch. - całość relacji z wielką dumą opowiedziana była jednakże ostatnie słowa Svna pewności poprzednich nie miały:
- Ostatni raz widziano go kilka tygodni temu gdy na północy Francji został osaczony. Miał być przewieziony do Paryża i przymusem ochrzczony z całą armią.
Wieszczka skrzywiła się delikatnie na ostatnie wieści. Kilka tygodni? Jeśli to nie plotki… być może już nie mają kogo ratować.
- Co z Sighvartem, Gudrunn, Odgerem i Erikiem z Tisso? - Zapytała po chwili.
- Erik - po wydarzeniach w Aros, Erik wysłał negocjatorów by ułożyli się z Lasombra (klan, ród czy jak to nazwać…). Negocjacje trochę zajęły ale ostatecznie dokonał paktu z Lasombra, przywódczyni jakich zwie siebie Segovią. Jednak przeliczył się. Tisso zostało przejęte wkrótce po Aros, jego ludzie wybici a sam Erik podobno związany więzami krwi przez Lasombra. Uciekł do Paryża, zajmując rolę doradcy oraz znawcy wikingów na dworze Aleksandra, księcia Paryża. Współpracuje z Robertem Mocny i Karolem Łysym zawiadując odbudową miasta i nadzorując rozbudowę umocnień.
Helleven westchnęła bezgłośnie, gdyby jej się udało dopłynąć do Tisso… Gdyby… Zacisnęła pięści i słuchała w spokoju dalej.

Sighvart żyw i ma się dobrze, zawiaduje tą częścią armii, jaka przeprowadza viking na wschodzie, plądrując ziemie Słowian i idąc dalej. Przejął też tereny Szwecji,przywódcę wikingów Szwedzkich Rurika sługą krwi swym uczynił. Ostatnie wieści od niego świadczyły o sukcesach. Rurik otrzymał poselstwo od Słowian z prośbą o panowanie i zbudowanie wokół Nowogrodu państwa. Sighvart kontroluje ten proces, i nazwał nowe państwo Gardariką.

Gudrunn - ostatnie wieści były od niej gdy ranna była w wojnie bratobójczej z niejakim Rorikiem, wodzem co z vikingu wracając przejął Dorestat - mieście bogatym i znanym z bycia mennicą i handlującym głównie winami z Francii. Jeden z punktów newralgicznych cesarstwa Franków.
Poszerzał swoją dziedzinę i w końcu został nawet uznany za władcę regionu i ziemie te mu darował Karol Łysy. Rorik jednak połakomił się i na ziemie w domu, chcąc i w Danii zostać uznany za króla. Powrócił, zaatakował Hedeby, zmuszając Eryka Dziecko do uznania go jako króla po czym go zabił. Norsmani walczyli przeciwko Rorikowi w tym Gudrunn. Agvindur w zemście zorganizował pierwszą Wielką Armię, najechał Fryzję - tereny Rorika we Francii rozgramiając połączoną armię Rorika i Karola. Zniewolił Rorika i ustanowił Dorestat miejscem przerzutowym dla kolejnych oddziałów Wielkiej Armii Północy. W ten sposób drzwi do Francii stanęły otworem.

A Rudowłosy wciąż uśpiony. - Dodał na koniec.

Volva z każdą kolejną wieścią na temat podbojów Agvindura czuła się coraz mniej znacząca. Było to dla niej zupełnie nowe uczucie, z którym jednak próbowała sobie poradzić z godnością. Zaufanych rozpuścił po świecie, by jego sprawie służyli. Jego? Nie… Helleven widziała teraz, że tu się o coś znacznie więcej rozchodziło niż o ambicje jednego człowieka. Na koniec zadała pytanie, które dręczyło ją nie mniej niż wieści ze świata:
- Wiecie kto mnie zaatakował? I jak się tu znalazłam?
- Ci, których Agvindur nago przegnał wrócili i wkradli się na łódź. Gdy sneka odpłynęła z Ribe zaatakowali załogę nie chcąc dopuścić do płynięcia nigdzie indziej niż do kraju Franków. Dwójka ludzi z załogi przyniosła cię myśląc, iż zabita i pogrzeb należy ci właściwy wyprawić, by bogów nie zdenerwować.
Helleven cieszyła się, iż nie umie się czerwienić, gdyż pewnie ze wstydu, iż coś takiego uniemożliwiło jej wykonanie misji, zrobiłaby się czerwona niczym rak. Słowa nie wyrzekła wzrokiem ku śpiącej Thorze na chwilę podążając.
- A co z Aros, co z Hedeby i kultem białego? - odezwał się w końcu Freyvind.
- Kilka miast, posiada ośrodki chrześcijan, chociaż np świątynia w Hedeby została spalona. - Sven zaczął od drugiej ze spraw. - Główny sługa Białego, Ansvar wędruje i po skandynawii głosząc słowo boże. Wygnanym został z Danii, więc ruszył ku Birce w kraju Svedów i na ziemie Północnej Drogi. Tam jednak ludność na thingu nie wyraziła zgody na chrześcijaństwo. - Skald słysząc to uśmiechnął się. - Ostatnie wieści o nim mówiły, że w Norwegii pomniejszy karl przyjął chrzest wraz z całą wioską bo mu Biały syna jedynego uratował od śmierci. Zazwyczaj jednak tak jak w Ribe, Aros, Viborgu, Hedeby chrześcijanie mogą się modlić, ale świątyń nie budować czy innych nie nawracać.
- Miasto wzięte lecz za cenę wielką. - Sven wahał się mocno przez kilka chwil nim w końcu odpowiedział. - Agvindur wraz z Gudrunn życie narażając swoje z kimś jeszcze zwołali thing w Jelling.
- Z kim? - Jakieś przeczucie targnęło skaldem, jakby domyślał się kim był przybysz.
- Nie wiem, to ich tajemnica. - Sven wzruszył ramionami jakby był pogodzony z niewiedzą. - Rozgłaszali wszędzie, że zjazd aftergangerów tam organizują. Wszerz i wzdłuż Skanii posłańców posłali. Agvindur liczył, że słowo o tym thingu dotrze do ulfedinn, a uczestnicy thingu uprzedzeni byli o ryzyku. Stało się jak przewidywał, gdy wilki się zjawiły rządne krwi i pomsty, ten kto Agvindurowi towarzyszył i Gudrunn z przywódcą ich rozmów zażądali wśród walki.
Sven przerwał na chwilę jakby przypominając sobie szczegóły.
- O dziwo szaleńczy plan się powiódł - podjął w końcu. - Trzy noce radzili Agvindur i przywódca wilków by kruchy pakt zawrzeć. Aros pomogli Agvindurowi odbić. Za dnia obstawili miasto, znaleźli siedliska przybyszów z południa i bramy otworzyli. Na koniec wraz z Agvindurem atak przypuścili. Nijakiego Vsevoloda nie znaleziono, lecz dwie kobiety: Saracenkę i ciemnowłosą, co się Segovią zwała. Walkę stoczyli ciężką z ludzką ochroną tych niewiast i wielu wilkołaków i wojów Agvindur padło w tym boju z rąk kruczowłosej i smagłolicej… Ceną za układ ze zmiennokształtnymi było samo Aros. Obecnie nadal w łapach wilków.
- Znaleźli tam przy nich mych ludzi? - Domyślił się skald.
- Ulfhedinny odłowiły ich za dnia. Wielki szacunek Karinie okazywały z jakiegoś powodu. - Sven zmarszczył brwi na dowód tego, że sam nie wiedział czemu. - A Bjarkiego ona leczyła i ukojenie mu niosła gdy godi udręczon był. Potem jednak pomoc otrzymał od wiedzącej ichniej. Pomogła mu by głodu nie czuł… - potomek skalda spojrzał na niego z uwagą. Wyglądał jakby wahał się by mówić dalej.
- Skończ - Freyvind uniósł głowę spoglądając na potomka.
- To przez niego… a może dzięki niemu w uśpieniu was trzymalim. - mruknął jakoś niechętnie. Sprawdzając co z przebudzającą się Thorą działo, bo ta stęknięcie bólu wydała z ust.
- Co?! - Na obliczu skalda zdumienie wykwitło.
- Mhm… - mruknął Sven ale już na poły uważnie, więcej uwagi poświęcając starej klucznicy. Podszedł do niej i pochylił zaglądając w oczy pytająco. Pytanie zapewne to samo powtarzali wiele razy, bo Thora jedynie głową drżącą pokręciła przecząco. - No tak. Bjarki w niewoli będąc jeszcze wywiedział się, podsłuchał, - Sven wzruszył ramionami - Że Segovia, nie, nie Segovia. Ta Saracenka. Każdego z was krew zebrała. Podobno mając ją, zabezpieczenie miała. Na wszelki wypadek. Gdybyście problem jakowy sprawiali. Wela...Agvindur i Bjorn uganiali się za nią przez pół świata, by krew odzyskać lub zniszczyć. - wypowiedź swą ponownie skwitował wzruszeniem ramion. - Ot i cała prawda.
Helleven Freyvindowi rzuciła jedynie krótkie spojrzenie, w którym mógł dostrzec pytanie ‘A nie mówiłam?’.
- Mam w to uwierzyć? - Na twarzy Freya wykwitł szyderczy uśmiech. - Dwie były otoczone przez wilkołaki i ludzi. Nie dość, że uciekła, to krew zdążyła zabrać. Krew, którą hojnie po kraju Danów broczyłem.
- Ostaw, to teraz. - Odezwała się cicho wieszczka. - jednakże nas obudziliście… - Zwróciła się do potomka skalda. - Kilka tygodni od wieści o wpadnięciu Agvindura w niewolę. Czego oczekujecie?
Gdy volva mówiła, Sven z wolna zbliżył się do skalda i wprost w twarz w jego szyderczo wykrzywioną spojrzał:
- Wiesz w co chcesz - rzekł z gniewem buzującym w oczach - Ale jeśli kłamstwo mi chcesz zadać to powiedz wprost by bogowie osądzili. - spoglądał przy tym na skalda jak na robaka obrzydliwego choć z jednoczesnym politowaniem. - Nie było Cię tam, więc świadectwa dać nie możesz. Ostatnie świadectwo zaś wiele mówi o tobie…ciekawe kogo bogowie usłyszą… - wydał lekkie kpiące prychnięcie.
- Niczego nie oczekuję od was. - odparł volvie - Niczego. - zajrzał jej w oczy - bo niczego się po was nie spodziewam. Agvindura życzenie jeno spełniam. I z jego woli przekazać mam byście dzieło jego kontynuowali - naśladował szyderczą minę skalda - zbudowali armię, i przeciw krześcijanom broni naszego kraju. Myślicie, że dacie radę podjąć się tego? Powiem co dalej. Jeśli nie, wolna wam droga.
- Wpierw powiem ci o czym nie wiesz i komu służysz, jako i połowa wojów północy. Skald nic sobie nie robił z min Svena dość nieudolnie go małpujących. - Bo tego, twój nowy pan Ci zapewne nie rzekł. W Chlothild drzemie demon, zły duch potężny z południa nienawiścią ziejący do krzescijan. Oferował mi pomoc za cenę… Cenę abym władcą północy został. Agvindur Franke na służkę wziął. Władcą północy go zwą, miano nawet zmienił. Gnębi chrześcijan gdzie pójdzie. Albo paktu dobił z demonem, albo zły duch opętał go opuszczając ciało Chlothild i jego biorąc za skorupę skąd prowadzi naszych wojów. Jeno ja mogłem nie dopuścic odbierając mu Frankę i demona. Nie jest to powód by mnie z kołkiem trzymać? Jeno Bjarki mnie przekona, że tu o krew chodziło, a nie o jego ambicje. Wiedz jeszcze i to, że ci, co drogą służby Asom i Vanom ida, może wodzenie się za nos demonowi by zaakceptowali, skoro tyle dobrego z tego przyszło. Ale ci co czystość drogi einherjar cenią… - Skald spojrzał na potomka. - Dzika furia, że demonom się wysługiwali.
- A Ty dalej nic poza czubkiem własnego nie widzisz... - Rzekła ze smutkiem Helleven. - Zebrać armię powiadasz? A nie lepiej wpierw jednak spróbować odbić Agvindura?
- Nic na temat demona nijakiego nie wiem. Wiem jeno, że ta dziewka przydatna mocno. I sama zemstę jakowąś czyni. Podobno na rodzinie swej. - wzruszył ramionami Sven na skaldowe rewelacje. - A nawet jeśli, z demonem pakt zawarł to cóże? Tyś mnie na zatracenie zostawił. Też demona wina? Różnica takowa, że on działa na chwałę bogom. Ty na swoją. I jeno swoją. - machnął ręką na skalda.
- On świadomość miał, że wolą bogów celu dokona. A jeśli Norny inaczej zadecydują, to taka widać ma być jego saga. Ważne by jego dziedzictwo na zatracenie nie poszło. Z jakiegoś powodu wciąż wierzył w was, mimo tego co o was ludzie powiadają.
- Pięknie widzę przez tuzin lat obyczaje upadły, gdy się plwa na to, że w służbie demonów pozostaje. Świt… - Na twarzy Freya przebłysk bólu zagościł. - Świt mi przeszkodził by cię uratować, nie demon. Sól rosząca niebo na wschodzie po bitwie na wilczej polanie. I wielce bolało. wrócilim, ale śladów nawet nie znaleźlim. I… - pokręcił głową. - Co ludzie powiadają?
- Zatem plwać na ciebie nam trzeba skoroś służki-demona nie ubił? - Sven rzucił kpiąco, i na powrót ze swoim humorem. - Powiadają wiele. Że Loki towarzyszy waszym krokom, żeście we dwójkę we władzę jej wzięci... - wskazał na volvę - ...żeście niszczyciele i brutale. I że tradycjom naszym się nie kłaniacie, a kto wie może i samiście winni, że Aros nie pod władzą einherjar, boście na usługach Białego, bo miejsca święte niszczycie.
- Zaiste… nie dziwota, że się niczego po nas nie spodziewasz, gdyż kto będzie chciał dołączyć do takich jak my… - Helleven uśmiechnęła się niezbyt przyjemnie po tym co usłyszała, Skald odsunął sie od swena i oparł miecz ostrzem o klepisko zaciskając mocniej dłoń na rękojeści.. - Swoją drogą, gdyby oni w mej mocy byli… W Aros zupełnie inaczej by się zadziało… - Wzruszyła lekko ramionami. - Dobrego imienia Ci trzeba, bracie. - Zwróciła się do Freyvinda.
- Czekam zatem. Tu i teraz. W twarz pluń i rzeknij swymi słowy, że i Twa to opinia, a nie jeno, że ludzie mówią.
- Idź i sam posłuchaj. Jeśli się odważysz stanąć twarzą w twarz ze swym dziedzictwem.
- Pójdę, posłucham, łby się posypią. Ciebie proszę byś sam wyraził swe zdanie.
- Posypią, nie posypią - zdanie ludzi potwierdzisz. - Sven pokiwał głową z politowaniem - A jak chcesz na holmgang wyzywać, to wyzwij a nie przyczynku szukaj.
- Czynami możesz potwierdzić, bądź zaprzeczyć to co powiadają… A już ustaliliśmy co nam przychodzi uczynić, Freyvindzie. - Niby bez związku odezwała się volva. - I Bogom ten pomysł miły…
- Potwierdzę lub zaprzeczę - skinął głową skald spokojnie. - Na razie czekam Svenie, obyczaj każe na holmgang powód mieć. Godnym wedle ciebie w twarz splunięcia i łgarstwom ucha dajesz opinie tę sam szerząc. Rzeknij to.
- Nie mam zwyczaju mówić o nieobecnych. Mówię Tobie - zbliżył się do skalda ponownie - co ludzie mówią. Agvindurowi życie zawdzięczam i jego wolę spełniam. Przeto nie będę wypowiadał się na temat ciebie, coś mu bratem krwi podobno. Co prywatnie sądzę? Żeś rozpuszczony dzieciak, co szacunku dla nikogo nie ma, jeno dla siebie. Cała reszta to kwestia języka sprawnego i odpowiedniego czasu i miejsca.
- Ustaliliśmy zatem. Nie należy mi się splunięcie, zdanie panujące wśród ludzi nie Twoim, bo wszak nie strach przed wypowiedzeniem słów Cię trzyma. Do Francji nam trzeba - spojrzał na wieszczkę i berserkera.
- Droga wam wolna zatem. Z bogami. - Sven odwrócił się od Freyvinda i ruszył ku Thorze.
- Droga szerszą by być mogła… - odezwał się po raz pierwszy bogatyr - ...gdyby wojów przyszło prowadzić. W sukurs armię nieść. Prawdziwą groźbę czynić.
- A kto z nami ruszy, jeśli to prawda co ludzie powiadają? - Odrzekła zrezygnowana wieszczka. - Potrzeba nam pierw sukcesu, by ludzie chcieli z nami iść się bić… Bądź chociaż czegoś szalonego co ich serca poruszy… Jak ratowanie ich wodza wielkiego.
- Istotnie. W uśpieniu łatwo by mówili, lecz gdyby przyszło Jarlowi Bezdroży zwołać w imię bogów każdego, komu dziś, za wojny, bezdroża domem… na ratowanie Agvindura się udać… - pięknolicy zwrócił się do Freyvinda - Kiedy przemawiasz, inni słuchają. Często o holmgang rzecz rzucasz… - uśmiechnął się krzywo do Svena - ...lecz wielokrotniem widzieli wszyscy, jak łatwo Ci powieść innych za sobą. Nie ma znaczenie cel. Caern to czy Aros, czy nakaz posłuszeństwa bogom, czy hirdmani spijają słowa z twych ust. Nie podważy nikt twego celu, jak na ratunek brata i największego wodza Danii byś chciał skrzyknąć. Sagę kazać ponieść o bracie twym… którego ocalisz, z woli Asów i Wanów.
- Tak… - Skald roześmiał się. - Gdy w sercu chęć by ni jednego woja więcej na szaleństwo rozpętane przez demona nie słać. Gdy chęć urwać dzieło nie je kontynuować. - Spojrzał na Svena. - Do Paryża go wzięto mówisz?
Helleven z niechętnym uznaniem w błękitnych oczach na Pogrobca patrzyła, gdy ten przemawiał i iskierka nadziei się w nich pojawiła, którą jednakże słowa Freyvinda zaraz zdmuchnęły bezlitośnie jeno chłodny uśmiech na jej obliczu pozostawiając.
Sven głową skinął pomagając Thorze zejść z krzesła.
- Na dwór Karola podobno.
- Aros jest w panowaniu wilków. Co z Tisso, skoro Eryk u Franków zasiada? - dopytywał Pogrobiec, wzrok natychmiast ze skalda na namiestnika Agvindura przenosząc.
- Tisso splądrowane i spalone zostało. Dlatego Erik uciekał, popleczników straciwszy i z tego co wiem i żonę.
Helleven przez chwilę dłuższą we własnych myślach, po przemowie Volunda była i nagle wzrok na swych braci podniosła.
- Zróbmy to… - Rzekła. - Zbierzmy armię… Dajmy szansę, tym, których nikt nie chciał… Tym, którzy jak my pragną pokazać, że jeszcze się nie skończyli…
- A mnie się zarzuca, że czubek nosa swego widzę jeno - Frey wymruczał kręcąc głową. - Widziałas Jelling, gdyśmy na caern szli. Pół Danii tak teraz wygląda gdy moc wojów pociągnęła za “Welandem” - szyderczo zaakcentował to słowo. - Kraje zamorskie Sasów i Anglów, Iberia, ciągłe walki na Franków ziemi. Już teraz gdyby król kraju Germanów z południa uderzył tysiące prowadząc, jeno krew i zgliszcza by zostawić mógł. Wy chcecie by pociągnąć resztę wojów, ostatnich co Danię mogliby bronić, by wspomóc Agvindurowe szaleństwo.
- Dlatego i w kraju działania podjęte… wielkie mury obronne Agvindur kazał ciągnąć dalej. Budowa ich postępuje niedaleko Hedeby. A Jelling… Jelling nową siedzibą ludzkiego króla naszego stało się. - rzucił Sven prowadzący do tej pory Thorę ku łóżku na tyłach halli.
- I z tych murów niewiasty, dzieci i starcy odpęd dadzą Germanom. - Skald pokręcił głową. - Chwałą dla bogów i dobrobytem dla ludzi były wikingi, szybkie ataki na wybrzeża. Sianie strachu, grozy, zniszczenia. Nie wikłanie się na lata w walki we Francji przez ambicje wodza i słanie mu posiłków by domy zostawiać na lata na pastwę wroga.
- On jeno Franków wyprzedził, którzy by pewnie prędzej czy później na nas ruszyli niosąc tu swój krzyż Białego, a tak obie fale wstrzymane. Nie pora teraz się o to wykłócać. Rzekłeś, że mi pomożesz. - Pojrzała na skalda.
- Pomogę - zgodził się Frey zmęczonym głosem. - Niechaj i wieści pójdą, że Freyvind ku Francji rusza. Niechaj i - uśmiechnął się kpiąco - mówią, że Agvindurowi na ratunek, choć to łeż przecie. Kto szalony i głupi ruszy. Ja namawiać do tego nie będę. - Spojrzał na Rusina odnosząc się do jego wcześniejszych słów.
Wieszczka do Svena i Thory podeszła.
- Mogę? - Zapytała chcąc pomóc starowince.
- Zależy co zrobić chcesz… - rzekł jarl.
- Jeno pomóc jej się wygodnie położyć i coś powiedzieć na osobności. - Odparła spokojnie.
Miejsca jej ustąpił i prywatności dał by się mogła ze starowinką rozmówić.
Skinęła mu głową w podzięce i pomogła delikatnie Thorze na łóżku się położyć. Ludzie ją znający za dawnych lat dziwiliby się pewnie skąd u wieszczki nagłe pokłady delikatności. Helleven uścisnęła ostrożnie dłonie klucznicy.
- Sprowadzę go. - Rzekła jej do ucha. - A przynajmniej zrobię co w mej mocy.
Thora po policzku volve poklepała powykręcanymi palcami suchej dłoni:
- Jeśli go ujrzysz, powiedz mu, że czekać na niego będę po drugiej stronie mostu. - opadła z cichym jękiem na łoże i skóry. - Nakryj mnie - zagderała już zwykłym swym tonem - ciągnie tu chłodem ciągle. - próbowała sama się otulić też wciąż nie chcąc być na łasce innych.
- Powiem. - Skinęła poważnie głową i zaraz otulać ostrożnie klucznicę zaczęła. Korciło ją by zapytać ale skoro nie przyjęła krwi od Svena, który z takim oddaniem skakał w około niej, to należało uszanować jej decyzję. Zresztą co ona mogła jej zaoferować? Szaleństwo jeno. Pogłaskała delikatnie powykręcane dłonie staruszki. - Odpoczywaj. - Rzekła niezwykle miękko jak na nią i powróciła do swych braci odpędzając z myśli wizję Chlothild i świadomość, że na nią nikt czekać nie będzie i ona na nikogo.

Berserker zaś chwilę rozmyślał nad słowami Freya.
- Może zamiaru takiego w sercu nie masz, ale jedyna to nadzieja Agvindura na ocalenie… nasze słowa biorąc pod uwagę. - w zawoalowany sposób podkreślił ich wcześniejsze ustalenia… jeśliby zdołali odnaleźć Jarla - Leczli rozumiem. Jednak myślałem, że i na tym Ci zależy. Na Ragnarok. Albowiem jeśli Germany nie pójdą dziś i za pięć lat, ni Frankowie, ni Iberowie, ni Sasi… ktoś prędzej czy później pójdzie, a Dania o tę wojnę już uboższa będzie.
- Czy za rok, czy za pięć, czy za dziesięć… furda to jak bronic domów kim nie będzie. Wrócić nam trzeba armię z Francji, choćby i za rok w nowy wielki wiking ruszyć miała. Miast pozwolić wytracić wojów w walkach na Franków ziemi. Tak czy owak iść trzeba, czy jednego ratować, czy tysiące.
- Nigdym boju takiego nie widział. Ciężko mi pojąć nawet co Sven rzekł o tym co Agvindur czyni, ponad to, że krew połowie świata niesie, jak też tym co za nim poszli. - przymknął oczy Pogrobiec - Jeno jego sprowadzić chcę, w sposób jakikolwiek. Skoro armię i sprowadzić, łatwiej z nią jego, i z nim ją. Jeszcze tylko jednego moje serce pragnie. - odwrócił się do Svena.
- Gdy Aros odbite… co stało się z tę Segovią i tę drugą?
- Uciec zdołały. Wilki nawet znaleźć nie mogły.
- Pewnie we Francji je spotkamy… - Odezwała się volva podchodząc do nich.
- A… ten… Vsevolod? - dopytał jeszcze pięknolicy.
- Uposażysz nas jakoś, czy z niczego mamy odsiecz tworzyć? - Skald spojrzał na Svena.
Chwilę jeszcze krótkie ustalenia ze Svenem trwały, nim hallę opuścili raz jeszcze pomówić sami. Jasnym było, że namiestnik Agvindura pomocy im wielkiej nie udzieli gdy drogę własną obierają...

Ribe o tej porze było jeszcze pełne życia, widno Sven wybudził ich niedługo po zapadnięciu zmroku. Chłód i zalegający gdzieniegdzie brudny śnieg mógł świadczyć o tym, że była to krańcowa jesień lub przednówek wiosny. Albo, że zima tego roku nie była zbyt mocna.
- Bo bogowie pobłogosławili odganiając mrozy za chwałę wielkiego Welanda - mruknął z przekąsem skald na głos kończąc to co jawiło mu się w myślach. - Gdzie idziemy? - spytał odwracając się do berserkera i volvy.
- Targ? Ludzi posłuchać co mówią, więcej informacji zebrać… - Helleven szła rozglądając się z lekkim podziwem. - Bądź schronienia na dzień szukać… Nie wiem czy w halli nam coś zorganizują. - Uśmiechnęła się z przekąsem.
- Ludzi posłuchać… - zamyślił się nieobecnie Rusin - Myślicie, że pusta jeszcze ta ziemianka, w której po halli spłonięciu żeśmy dni spędzali?
- Patrząc jak się miasto rozrosło… - Frey wyglądał na sceptycznego. - A potem? O Francję mi idzie, nie o dzień, transport… Ech… źle to widzę.
- Jak zadbacie o ludzi, dacie im nadzieję, trening, to może z tego wyjść całkiem dobra armia. Ale to już od Was zależy… Ja się na wojence nie znam… A potem? - Westchnęła cicho. - Potem zanieść chaos na ziemie Franków…
- Jest jeszcze jedna możliwość, jak ludzi pociągnąć by armię z pól Frankońskich zabrać… - zaczął Vsevolod - ...lecz ni jedno ni drugie z was nie umiłuje mej propozycji.
- Nie będę powtarzał tego co w halli rzekłem. Chcesz armię zwoływać Hellven? Nie będę przeszkadzał. Jaka to możliwość? - Frey zwrócił się do Volunda.
- Dla cię to zapewne coś godne Lokiego. - spokojnie mówił bogatyr, rozcierając kciuk o sękaty palec wskazujący - Lecz mogę ci dać twarz kogokolwiek kogo widziałem. - dokończył niewinnie, pozwalając by implikacje same poczęły grać w ich myślach.
Wieszczka wzdrygnęła się na samo wspomnienie jak dawanie twarzy wygląda ale stanęła i ostrzej spojrzała na Vsevoloda.
- Masz kogoś konkretnego na myśli, prawda?
- Agvindura? - Skald uśmiechnął się dołączając do Helleven w pytaniu. - Zaiste, Lokiego. Tak czy owak do Francji dotrzeć nam trzeba.
- Aby to osiągnąć, potrzeba nam śmiertelnych sojuszników, kogoś kto w nas uwierzy. W jedno z nas, tak. - bogatyr pokiwał głową na własne słowa - Jeśli mię o zdanie pytacie, ktoś też kto mógłby być znaczną siłą a nie żal go zabierać to Úlfhéðnar, lecz im oczywiście nie możemy zaufać… - westchnął.
- Agvindur jakoś zdołał się z nimi porozumieć… Poza tym wśród nich ciągle Bjarki… i Karina… - Zerknęła na Freya. - którą oddać całemu miastu obiecałeś… - Westchnęła volva zrezygnowana. - Szans nie mamy…
- Przesadnie prawisz. - zauważył Vsevolod, tuż ponad ich głowy wypatrując nocne niebo - Jakoś nie oddał, a i zrozumienia nabrali. A Bjarkemu, Chlo, jej i Jorikowiśmy wszyscy troje bez baczenia na wszystkośmy pomóc ruszyli, dla nich te trzynaście lat utracone.
- I tej samej nocy Karina wiedziała czemum to rzekł i krzywa nie była. Poza tym - w oczach skalda coś błysnęło, kiwnął głową Rusinowi jego pomysł odnajdując świetnym - mamy dwa argumenty. Pierwszy… Nie my splugawiliśmy caern. Odpowiedzialna we Francji. Agvindur zaś też tam i jest obok naszego ojca strażnikiem i gwarantem porozumienia i pokoju w Danii między einherjar i ulfhedinn.
- Prawda to. - zmrużył brwi pięknolicy - Zanieśliśmy krew i odwet… odwet za hallę w thing. Nie ma co jednak waśni zgłębiać. Demon spaczył święte miejsce, widzieliśmy wynaturzenie, które zrodził caern na jej życzenie. - skinął głową - Lecz to co po prawdzie rzecz upieczętuje to dzieło Elin, która uzdrowienie miejscu nieść chciała, która z przywódcą ich rozmawiała… doprawdy gdy mówić z nimi będzie i błagać bez własnego interesu na wszystko co dobre i godne posłuchają. Jej posłuchają…
Wieszczka zamrugała lekko zdziwiona, gdy bogatyr o Elin rozmawiającej z przywódcą zmiennokształtnych powiedział.
- Doprawdy? Uczyniła coś tak… - Zacisnęła wargi nie kończąc, gdyż wszak Agvindurowi się to udało. - Jeszcze trzynaście lat temu mieliśmy i Styggra… - Dodała zamiast tego. - I obietnicę odrodzenia Caernu lecz słuchając wszystkich historii o Agvindurze nie zdziwiłabym się, gdyby i temu zaradził. - Uśmiechnęła się leciutko. - Ale pomysł jest na tyle szalony, że może się udać… O ile pozwolą nam się w ogóle odezwać.
- Może i na splugawiony caern zaradził. Dobrze, że Agvindura śmierć dosięgła i przebudzenie w einherjar. Strach co mógłby jako śmiertelnik jednym pierdnięciem uczynić, a martwe ciało z rzyci szczęścia nie snuje. - Skald zdawał się być poirytowany ciągłym wychwalaniem Agvindura. - Ryzyko wielkie, ale podoba mi się ten szalony pomysł. W Bjarkim i Karinie nadzieję mieć możemy na to, że gdyby nie wyszło, to może choć nie ubiją.
- Pierwszy to sukces, który ogłosić można, że Einherjar wraz z Úlfhéðnar nienawiść powściągają, by ramię w ramię ruszyć. Czy śmiertelnych zabierać… - wzruszył ramionami - Może nie ma potrzeby. Kilku jeno rzeczy chciałbym się wywiedzieć… jeśli zdołamy.
- Czyli do Aros. - Stwierdziła spokojnie. - Prosić Úlfhéðnar o pomoc… - Zerknęła na Freyvinda. - Jesteś pewien, że zdołasz w razie czego swój gniew powściągnąć, gdyby celowo zdenerwować Cię próbowali?
- Czy kiedykolwiek nie powścięgałem? - spytał uprzejmie z nieruchoma twarzą.
- Cały czas, bracie. Cały czas. - Odpowiedziała równie uprzejmie.
- I. - pociągnął Rusin, nie chcąc pozwolić na pytanie czy cały czas powściąga czy nie - A nuże dowiedzieć się czyli co z alfką się stało… i przede wszystkim z Einarem. - skwitował spokojnie, choć w oczach tuż za powierzchnią szkarłatu na samą myśl miał szalejący żywioł.
- Einara Segovia przeraziła podczas ataku tak, iż niemal zmysły postradał.. A potem.. - Volva zmarszczyła lekko brwi próbując wizję z pierścienia sobie dobrze przypomnieć. - A potem rzuciła go gdzieś w inne miejsce… Jak podobnie z Freyvindem raz uczyniła… Tyle, że Einar nie znał tego miejsca… I już nim więcej zdawała się nie interesować… - Tyle wiem… co było.
- ...trzynaście lat temu. Wiem. Powiedziała mi. - stwierdził Vsevolod - W stuporze musiał zalec… gdziekolwiek się znalazł. Lecz to było… trzynaście lat temu. - łudził się Rusin.
- Jeżeli Segovia z Aros uszła, to jeno ona wie gdzie on jest. - Frey dyplomatycznie przemilczał temat swego gniewu widząc furtke by od niego czmychnąć w rozmowie. - A gdzież mogłaby nasza kochana Segovia czmychnąć z Danii, gdy z kraju Franków tu przybyła?
- Jeśli tak się okaże… - Rusin wyciągnął przed sobą palce dłoni - Sprowadzi go dla mnie. Jak już wiedzieć będę, czy w przytomności afterganger znieść może krwawego orła… - wyrzekł miękko tonem, jakby się rozmarzył. - Starczy marzeń. Potrzebujem krwi, rynsztunku i wyruszyć.
- Zapewne u tego Karolusa Rexa się schowała… - Zamyśliła na moment. - Choć Sven nic o nim nie
wspominał… Może rzeczywiście martwy.- Machnęła lekko ręką.
- NIE! - wykrzyknął w nagłym przypływie gniewu Vsevolod, nim się uspokoił - Nie jest martwy, o nie. Jest zapomniany. Przez wszystkich poza mną…
- Mówiłam o dawnym królu Franków… a nie o Einarze… - Odrzekła uspokajająco.
- Też wierzę, że żyje. A Carolus… Którz to wie. Może śmiertelnik zmarły, może potomek tegoż Alexandra co w cień się usunął, bo na południu ludzie podobnych nam nie tolerują. - Skald zastanowił się. - Tyle w tym widzę, że czy wspomnieniem Carolus czy południowym przeklętym nie on we Francji pierwszy a ten Alexander skoro Paryżem włada.
- To pewien u niego… Pytanie czy dalej coś mogą z naszą krwią uczynić…
- Nie wierzę w tę Saracenke i krew - skald pokręcił głową - w chacie to co zabiłem szybkie było jak Ulfhedinn, z żadnym aftergangerem nie walczyłem co by tak się ruszał. Ty mówiłaś o dwóch… Jedną zabiłem. Krew jawi mi się jako fałsz Agvindura, by przed innymi wskazać potrzebę trzymania nas z kołkami. Tylko Bjarkiemu uwierzę, że inaczej było.
- On nie musiał nikomu się tłumaczyć, Freyvindzie… - Machnęła lekko ręką. - Ale z plotkami prawda być może… Agvindur wspominał, iż Erik posłańców do niego przysłał i twierdzili, żeśmy go wszyscy zaatakowali. Kto wie cóż jeszcze rozpowiadał.
- Nie ma to znaczenia, wszyscy wiedzą że sługą Franków on. - spostrzegł Rusin - Ważniejszym, że Agvindur nie miał skąd wiedzieć o Saracence, jeśli martwa a Segovia zbiegła… ni o mocy ich krwi zda mi się. Pewnym, nie wszystek wiemy. Na miejscu poznamy prawdę.
- Mówcie co chcecie… nie uwierzę, że bez ważkiej przyczyny trzymał nas w śnie… - Zacisnęła pięść. - Że mnie trzymał, choć nawet krew jego piłam…
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline