Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 19:49   #36
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Sapiąc ciężko, Kendrick upadł na jedno kolano, całym ciałem podpierając się na włóczni. Przez chwilę nic nie mówił, mierząc przerażonym spojrzeniem elfy. Wyciągnął przed siebie pustą dłoń, w pokojowym geście, po czym wymamrotał, jąkając się przy tym ze strachu:
- C-c-co tu się dz-dzieje?! P-pomóżcie, błagam! U-upiory za-zabiły mo-moich t-towarzyszy, o-ostałem tylko j-ja! - Blefował Kendrick, licząc na to, że elfy go zrozumieją i opuszczą bronie. Nie miał zamiaru atakować ich znienacka, ale jeśli napastnicy wystrzeliliby swoje strzały, tedy dałby nura za pobliskie drzewo i wezwałby pomoc, mając nadzieję, że dał Dijanowi wystarczająco wiele czasu na oflankowanie nieświadomego jego obecności wroga.
- Nie strzelajcie! P-proszę! - Jęknął z wyimaginowanego bólu, który przeszył jego ciało, po czym chwycił się za "ranny" bok. - J-jestem ranny. Żebra p-połamali mi buzdyganem. Błagam was, p-pomóżcie mi!
Elfy wyglądały jakby zgłupiały. Opuściły lekko broń, widać głupio było im celować do bezbronnego. Coś pomiędzy sobą nawet zaczęły szeptać, jednak jeden z nich nagle chwycił towarzysza za ramię i wskazał za Kendrickiem. Aldona zrozumiała w tamtym momencie, że pagórek, który stał pomiędzy nią, a długouchymi nie ukrył jej tak dobrze, jak jej się wydawało.
- Odsuń się, głupcze! - Wrzasnęły elfy do Kendricka i rzuciły się do ataku na jego towarzyszy. Ich sojusznicy też już byli blisko…
- Pierdoleni amatorzy - mruknął wyraźnie rozgniewany niebianin, po czym podniósł się z kolan, odrzucając przy tym włócznię na bok. Elfy nie zwolniły biegu, a jeden z nich rzucił się w stronę Kendricka, widząc że ten daleki jest do bycia słabowitym. Niebieskowłosy mężczyzna z surowym wyrazem twarzy przyglądał się przez chwilę zbliżającemu się przeciwnikowi, po czym przyłożył dwa złożone ze sobą palce dłoni do skroni, koncentrując na nim moc swego umysłu. Elf zdążył przebiec ledwie kilka kroków, kiedy jego głowa dosłownie eksplodowała na oczach jego towarzyszy.
- Nie chciałem tego - powiedział Kendrick pozbawionym emocji głosem, po czym skupił się na następnym przeciwniku. - Ale nie dajecie mi innego wyboru…

Istotnie, dzikie elfy walczyły z wyraźną żądzą mordu w oczach. Do pierwszej trójki dołączyło jeszcze dwóch łuczników. Przemieszczali się szybko i starali się osaczyć członków drużyny, jednak ci nie pozostali im dłużni. Furia (schowana na drzewie) przywołała rój gryzących i zajadłych pająków, które oblazły długouche wybijając je z rytmu walki. W tym samym czasie padały już pierwsze trupy po stronie długouchych - były jednak na bieżąco uzupełniane posiłkami dobiegającymi wciąż z południowego-wschodu, gdzie elfy musiały mieć swój obóz.


Wraz z elfim czarownikiem na scenę wbiegły również dwa leśne wilki i sprowadzony został trzeci, czarci. Ze wschodu nadciągnął wielki elfi wojownik, który wyróżniał się na tle pobratymców większą krzepą i innymi barwami wojennymi na twarzy i ramionach. Zagrożenie z jego strony zostało potraktowane bardzo poważnie przez członków drużyny, bowiem został dosłownie zalany atakami ze wszystkich stron i stracił życie zanim zdołał cokolwiek zrobić. W tym samym czasie Furia zorientowała się, że jej rój pająków nie rozróżnia sojuszników od przeciwników i zaatakował Kobuza oraz Kendricka. Natychmiast je odwołała i resztę walki prowadziła w bardziej tradycyjny sposób.

Wisienką na torcie wrogich oddziałów okazał się być druid zakamuflowany przez cały ten czas jako drzewo. Momentalnie pojawił się tuż obok Kobuza i zaatakował go zaklęciem sprowadzającym błyskawice. Dodatkowo oszołomiony przez czarownika kowal zobaczył przed sobą niemalże własną śmierć i poważnie zaczął się zastanawiać czy przetrwa to spotkanie…

Dragomir w tym czasie starał się porozumieć z elfami, zwłaszcza w obliczu obecnego wśród nich druida:
- Głupcy! Druidzi nas tu wezwali! - Krzyknął we wspólnym, a potem dodał jeszcze w języku leśnym - wezwali nas druidzi! Stać!
Odpowiedział mu tylko drwiący śmiech i drwina elfiego powiernika natury.
- Sam jesteś głupcem! Zatkniemy twoją czaszkę na pal ku chwale władcy bestii! - Zaryczał druid przyzywając kolejnego potwora. Myśliwy postanowił prewencyjnie się cofnąć w krzaki słysząc groźbę, samemu zaś się odcinając:
- Spróbuj, ścierwojadzie!
- To ścierwo jest odporne na ogień i lód! - Wrzasnął Kobuz, mając na myśli przywołaną czarcią małpę. - Druid przyzywa błyskawice, Malaryta futrzasta jego mać!
W tamtym momencie walka przechylała swe szale już jednoznacznie na stronę drużyny z Bernetogh: na scenie zostali przy życiu jedynie elfi druid i czarownik wraz z przyzwanymi przez siebie wilkiem oraz małpą. Wtedy stało się to, czego towarzysze obawiali się najbardziej: czarownik dał znak druidowi, żeby ten uciekał i sprowadził “Przybysza”, na co ten przystał i zamienił się w wilka, pokonując pod nową postacią kilkanaście metrów zanim ktokolwiek zdołał się zorientować.

Furia jako pierwsza zareagowała różdżką oplatającą. Drzewa zatrzeszczały, gałęzie się wygięły, korzenie wyrwały się spod ziemi by na ogromnym obszarze (z druidem w wilczej postaci w centrum) opleść, zgnieść i zatrzymać wszystko, co miało czelność żyć i się ruszać. Kendrick dopilnował też, by umysł druida nie zdołał zbyt sprawnie pracować, chociażby przez chwilę - skoncentrowany ładunek psioniczny posłał zdolność druida do podejmowania decyzji na łopatki.
Elfi czarownik zdawał się wtedy stracić całą wolę walki. Dragomir krzyczał, żeby się poddał, a kiedy elf sięgnął po jakieś zawiniątko, strzelił żeby mu to wytrącić z ręki. Nie trafił - czarownik wyjął coś z sakwy i włożył sobie do ust. Po chwili zaczął się trząść spazmatycznie i padł na ziemię, zaś z jego ust zaczęła toczyć się piana.

Odniesione zwycięstwo zostało przypieczętowane związaniem i zatknięciem wilczemu druidowi na łeb worka na kilka minut, by ten nie mógł wzywać więcej błyskawic. Dopiero wtedy towarzysze mogli się zorientować w okolicy z której przybiegły elfy.

Obóz myśliwych, tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, a raczej jego pozostałości. Rozrzucone posłania, niedopalone ognisko, na wpół oskurowany niedźwiedź (zdaniem Dragomira: straszne partactwo), sterta już gotowych skór i innych zwierzęcych fantów: kości, kły, mięso. Wyglądały tak, jakby wcześniej były porządnie poukładane, jednak ktoś zepchnął je na wspólną stertę.
Byli też obecni sami myśliwi - a raczej kłusownicy. Elfy najwyraźniej wyrżnęły ich co do ostatniego i ułożyli ciała na osobną kupkę, być może po to by je spalić albo rytualnie złożyć w ofierze Malarowi.
Jedna z ofiar nie była jednak martwa i wyróżniała się znacząco na tle pozostałych. Młoda dziewczyna, ludzka, leżała przy zwłokach i wiła się na wszystkie strony - tylko tyle mogła zrobić, bo była całkowicie związana i zakneblowana. A także goła i cała we krwi, choć nie wyglądało na to, żeby była ranna.

Elfi czarownik wyglądał wtedy już koszmarnie. Policzki mu się zapadły, żyły powychodziły na wierzch i przybrały obrzydliwy, zielony kolor. Był zdecydowanie martwy.
Dragomir zajął się nim pobieżnie. Myśliwy nie był medykiem, jednak w obliczu reszty drużyny był najbliższą jednostką jaką mieli do doświadczonego cyrulika. Ostrożnie sięgnął do sakwy z której elf wyciągnął coś co go powaliło. Powąchał, obejrzał zawartość. Następnie zbadał pobieżnie samego elfa. Nic. Nic mu to nie mówiło. Na wszelki wypadek dokładnie umył po tym wszystkim ręce.

Odnalazł się również Afer. Psiak leżał na ściółce sczernionej od jego krwi. Dragomir rzucił się natychmiast w jego kierunku. Zwierzę żyło. Ledwo, ale żyło. Podbiegł do niego również Pieseł, który zaczął żałośnie zawodzić. Do oczu myśliwego napłynęły łzy radości i rozpaczy jednocześnie - jeśli Afer zginie tu i teraz, po tym jak już go odnalazł żywego...
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 12-02-2017 o 22:49.
Gettor jest offline