Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2017, 23:47   #107
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Po związaniu drowa i krótkiej wymianie zdań z resztą, Livenshyia podskoczyła szybkim susem do Revaliona. Na jej elfiej twarzyczce widoczny był lekki uśmiech, a zielone oczy błyszczały wpatrując się w zaklinacza.
- Cześć Rev! - przywitała się przymilnie, zupełnie jakby nie widziała go co najmniej przez dobę. Ręce miała tuż za plecami, co sprawiło, że jej sylwetka była bardziej niż zwykle wyprostowana, a pierś jakby dumnie wypięta. Elfka odczekała chwilę, wpatrując się w mężczyznę bez skrępowania. Sprawiała wrażenie osoby wyczekującej na reakcję, choć była dziwnie… Podekscytowana?
- O… cześć. - Zaklinacz zdawał się nieobecny, pot perlił się na jego twarzy. Zgarnął go wierzchem dłoni i wysilił się na odwzajemnienie uśmiechu. - Wybacz, nieco dużo czarowania w krótkim czasie. No i w życiu nie widziałem czegoś… takiego. - Tu wskazał na martwego dridera, na którego elfce nie chciało się patrzeć. Gdy tylko przelotnie rzuciła nań okiem, jej usta wykrzywiły się w mieszance obrzydzenia i lęku, a to w połączeniu z uroczą twarzyczką dawało interesujący i niecodzienny efekt mimiki. Kobieta szybko jednak otrząsnęła się ze swojego stanu, czym prędzej przestając patrzeć na dridera.

- Nie znoszę pająków - skwitowała, ponownie uśmiechając się, gdyż patrząc na zaklinacza nie musiała już czuć wstrętu. Ręce schowane do tej pory za plecami, wysunęły się przed nią, ukazując tym samym trzymane w dłoni zawiniątko zrobione z jej własnego, zielonego płaszcza.
- Zobacz co znalazłam! - pochwaliła się radośnie, rozwierając poły materiału. W środku miała całą masę przeróżnych mikstur oraz zwojów, a nawet i dwa inne magiczne przedmioty tam się znalazły.
- To dla ciebie - szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy, póki utrzymywała z mężczyzną kontakt wzrokowy, który patrzył oniemiały to na zawartość zawiniątka, to na elfkę.
- Łał… - Powiedział w końcu, wreszcie się uśmiechając ciepło. - Cóż za wspaniałości, dziękuję! Znalazłaś to wszystko wśród tych… co to ich właśnie pobiliśmy? Został mi tylko jeden zwój identyfikacji, ale same zwoje mogę i bez niego odcyfrować.
- Ja… łał!
- Zaklinacz cieszył się jak dziecko i zaczął mamrotać pod nosem wszystkie możliwości, jakie dawały te skarby. W pewnym momencie po prostu uścisnął elfkę, z radości. Oczy wyszły jej na wierzch zupełnie, jakby jego uścisk miał być zbyt silny dla tak kruchego ciała, w rzeczywistości jednak po prostu nastąpił element zaskoczenia. Coś, czego elfka się nie spodziewała i na co nawet nie zdążyła zareagować, gdyż to co przyszło, ustało równie szybko.
- Ja… ee, przepraszam. - Odsunął się po chwili i postanowił zabrać się za to w czym (tak dla odmiany) był dobry.

Livenshyia stała tak, jak ją zostawił w chwili zwolnienia uścisku. Zdziwiony manekin, któremu owe zaskoczenie dosyć sprawnie mijało. Kobieta miała w sobie duże pokłady empatii oraz tolerancji, więc uznała po prostu, że każdy przeżywa inaczej chwile nadmiernego entuzjazmu. Na nowo a jej twarzy zakwitł szeroki uśmiech. Nawet była z siebie dumna.
- Nic nie szkodzi, przeżyłam! - zażartowała krótko, sugerując, że mógł ją udusić
- Cieszę się, że mogłam pomóc… Choć tak. Niestety, ale nie znam się na tych przedmiotach, więc tyle mogę… - wzruszyła nieśmiało jednym ramieniem, przekrzywiając głowę na bok.
- Przesadzasz, jesteś niesamowita. - Odparł zaklinacz przeglądając pobieżnie jeden z nowych, magicznych zwojów. Zwinął go jednak z powrotem w rulon i spojrzał elfce prosto w oczy uśmiechając się ciepło. Było mu trochę gorąco, ale to pewnie wciąż po walce (albo z ekscytacji po znalezionych łupach).
- Przecież gdyby nie ty, zamarzlibyśmy wczoraj na śmierć, bo nikt inny nie wiedział co w tym przeklętym miejscu nadaje się na opał. - Powiedział. - No i nikt wcześniej nie powiedział, że Paskud jest “uroczy”. W najlepszym wypadku był nazywany “przerośniętą myszą ze skrzydłami”.
- Jest cudowny!
- Liv niemal zaczerwieniła się, kiedy usłyszała tyle komplementów pod rząd. Nie chciała ich komentować, ponieważ zawstydziłaby się jeszcze bardziej, a wiedziała, że Revalion ma racje! Przynajmniej po części na pewno ją miał, nie powinna więc czuć się tak skrępowana, jak się poczuła. Nie mogło ujść uwadze to, jak mocno zadziałały na nią te miłe słowa. Zmieniła temat, aby nie zapaść się pod ziemię.
- A w ogóle, to gdzie on teraz jest? - spytała wciąż się ciesząc na myśl o tym, co jej powiedział. Niemal zaczęła kołysać się ze szczęścia
- Nie chcesz… wiedzieć. - Revalion wymienił kilka słów z (wydawałoby się) powietrzem w niezrozumiałym dialekcie, czego skutkiem było przybycie małego nietoperka. - W sumie to dość zabawne. Zastanawiał się jak duże są nietoperze zdolne zjadać takie wielkie pająki… - na te słowa Liv jakby zbladła
- Teraz z kolei się pyta, czy nie chciałabyś… PASKUD! Nie powiem jej tego! Weź sam się miziaj, co? Echh…

Ciężko było elfce zrozumieć rozmowę zaklinacza ze swoim chowańcem, jednak nie trzeba było geniusza, żeby stwierdzić, że na koniec tej wymiany zdań nietoperz zaczął chichotać.
Kobieta zamrugała szybko oczami, co sugerowało, że nie do końca rozumie. Mimo to już po sekundzie skalkulowała co trzeba i wszystko stało się dla niej jasne. Jak to miała w zwyczaju, zaśmiała się cicho pod nosem. Ręce niemal świerzbiły, aby móc zmacać nietoperza i wyczochrać mu ten mały łepek. Uwielbiała go dotykać, bo z jednej strony powinien wzbudzić w niej wstręt, a z drugiej był przeuroczym stworzonkiem. Jeszcze odkąd zaczął tak dosłownie porozumiewać się z Revalionem, stał się dla niej bardziej interesujący.
- Kto kogo ma “miziać”? - spytała rozbawiona monologiem zaklinacza, mimo iż domyślała się o co chodzi, tak sformułowane pytanie zadała z premedytacją.
Revalion oblał się rumieńcem, co było niespotykane, bo powszechnie było wiadomym, że zaklinacz jest zawsze blady i nieco chłodny w dotyku.
- Eee… - Zamotał się. - “Miziać” to jego ulubione słowo i użył go do wymyślenia własnej obelgi skierowanej do mnie. Dosłownie powiedział “a weź się miziaj”. Musisz jednak wiedzieć, że wciąż ma do ciebie żal, bo wcześniej jak do ciebie przyszliśmy to chciał, żebyś go pomiziała. Nie wiedziałem jednak jeszcze wtedy, że tylko ja rozumiem co on mówi. … Tak mały, masz rację, nawet ona cię nie lubiła jak Liv. Nie wiem… BOGOWIE, PASKUD. Co za małe, bezczelne zwierze…
Zaklinacz jeszcze bardziej oblał się rumieńcem w wyniku rozmowy, której Liv nawet nie rozumiała, ale która nadmiernie ją interesowała.
- Co powiedział?! - spytała błyskawicznie, zbliżając się do zaklinacza, jakby zmniejszenie odległości miało jej pomóc w zrozumieniu pisków nietoperza. Jej ciekawskość wygrała.
Zaklinacz spojrzał nienawistnie na Paskuda, na co ten poleciał do Livenshyi i schował się za nią.
- Zapytał… czy będziesz naszą nową Elmorą. - Wymamrotał w końcu. - To nasza stara, dobra przyjaciółka, którą straciliśmy tuż przed przyłączeniem się do Gwiazdy. Ja… nie wiem po co o tym mówię, przepraszam.

- Bo spytałam - odparła mu z lekkością, jakby nie stanowiło to dla niej żadnego problemu.
- Przykro mi, że straciłeś kogoś bliskiego. Choć jeśli o mnie chodzi, wolałabym być Livenshyią, tak po prostu. - subtelny i pocieszycielski uśmiech zagościł na jej elfiej twarzy.
- Nie przejmuj się - dodała po krótkiej pauzie i posmyrała Revaliona pod brodą, tak samo jak robiło Paskudowi. Był to gest bardziej żartobliwy, niż mający na celu wzbudzenie w nim zawstydzenia. Wyrwało to zaklinacza z lekkiego zamyślenia spowodowanego po części wspomnieniami, a po części niezręcznością sytuacji. Gdyby zrobił to ktoś inny niż Liv, Revalion nie ręczyłby za siebie. W tym wypdku jednak było to dość przyjemne.
- Cho no Paskudniku! - zawołała zwierza, wyciągając palec do uwieszenia i oczekiwała z rozwartą buzią pełną ekscytacji, aż ten się podczepi.
Zmęczony uśmiech znów zagościł na twarzy zaklinacza. Nietoperzowi zaś nie trzeba było dwa razy mówić - momentalnie przemieścił się na zadane miejsce i zaczął się kołysać w oczekiwaniu na “mizianie”.
- Ja też bym wolał, żebyś była Livenshyią - Wypalił z siebie jeszcze Revalion i zabrał się na powrót za czytanie zwojów. Kobieta nie przeszkadzała mu w tym, starannie zajmując się zapotrzebowaniami nietoperza. Niedopieszczony zwierz wiercił się podstawiając pod paznokcie różne lokacje w okolicy szyi, łebka i brzucha. Rudowłosa długo milczała, pozwalając Revalionowi skupić się na swojej robocie. Czuła jednak, lub wydawało jej się, że mężczyzna jest przygnębiony, a to sprawiało, że miała silną potrzebę poprawić mu nastrój. Nie wiedziała tylko jak. Co by sprawiło mu radość? Zdała sobie sprawę, że mało go zna.

- I co, fajne jakieś? - spytała w końcu nie przestając smyrać Paskuda.
- Jesteś zmęczony? - dodała szybko, przypominając sobie o konieczności znalezienia miejsca na obóz. Jej wzrok ukradkiem powędrował też na stojącego gdzieś niedaleko Paladyna.
Napełnione magią oczy zaklinacza wypełniała lekka poświata, natomiast jeśli ktoś przyjrzałby się im uważniej, dostrzegłby mistyczne wzorki utkane z tajemnych nici przebijające jego źrenice. Cały efekt magicznej mocy psuł fakt, że Revalion pogwizdywał sobie pod nosem.
- Zmęczony, trochę. - Zgodził się. - Z pewnością nie przydam się dzisiaj już na zbyt wiele, ale jutro będę mógł na nowo miotać lodem na prawo i lewo. - przez umysł elfki przeszły dziwne myśli na temat przydatności.
- Fajne… chociaż jestem zawiedziony. - Westchnął. - Dwie mikstury średniego leczenia, jedna ochrony przed strzałami, pozostałe dwie pozostają dla mnie zagadką. Początkowo myślałem, że to Shyssne’ar, znaczy zaklęcie Tarczy jest w nich zawarte, ale jak nimi potrząsnąłem to płyn w środku zmienił zabarwienie z bladego błękitu na fiolet. No to stwierdziłem, że nie wiem i tyle. Jednak na pewno nie są to trucizny, sprawdziłem innym czarem. - Livenshiya pokiwała głową, dając znać, że słucha i rozumie. W sumie, z jednej strony to szkoda, bo trucizny mogłyby być przydatne. Jak mówi przysłowie “kto mieczem wojuje ten od miecza ginie”.
- Dwa zwoje zbroi maga, jeden do przyzywania wierzchowca. Po co drowom ten drugi, nie pytaj mnie. To przyzywa dosłownie konia, nie lubiane przez nich jaszczurki czy pająki.
- Może inny koń w zamyśle - wtrąciła elfka bardzo cicho, niemal niesłyszalnie.
- Jakbyśmy znaleźli kupca to ta księga magiczna sprzeda się za przyzwoite pieniądze. Trzydzieści jeden zapisanych stronnic pełnych zaklęć, niewątpliwie odzwierciedla to to co ten drowi mag potrafił rzucać. Szczerze mówiąc spodziewałem się po nim jakichś zaklęć do torturowania czy zadawania bólu, a tu proszę: jasnowidzenie, wykrycie nieumarłych, tarcza…
- Może sam komuś ukradł? - zamyśliła się.
- No i to w zasadzie tyle. - Wziął głęboki oddech. - Pierścień i peleryna wymagają specjalnej analizy, warunki polowe na to nie wystarczą. Znaczy jakbym miał więcej zwojów identyfikacji to by było fajnie, ale został mi już ostatni.

- Cholera, nie wiem jak ty, ale ja idę po całej tej wyprawie się porządnie upić. Jeszcze w Bolfost-Tor. Idziesz ze mną? - po tych słowach jej zielone oczy stały się większe niż zazwyczaj, a soczystość koloru niezwykle nabrała barwy. Mogłoby się zdawać, że na myśl o alkoholu zaświeciły jej się oczy, jednak dalsze słowa nie pasowały do tej tezy.
- Oj ja to nie jestem w tym dobra - zamachała przecząco dłońmi, jakby panicznie chcąc uchronić się przed zgubnym efektem wysokoprocentowych trunków.
- No ale… Skoro mnie zapraszasz - uśmiechnęła się radośnie. W końcu ktoś ją gdzieś zaprosił, to i było z czego się cieszyć! Być może człowiek ją polubił? Zazwyczaj jej relacje z tą rasą kończyły się źle, a tutaj iskra nadziei. Liv była przyjaznym, długouchym rudzielcem. Nierzadko naiwnym, jeśli ktoś był dla niej miły.
- Wiesz, o lód do drinków nie musisz się martwić! - Dodał z rozbawieniem zaklinacz, migocząc na chwilę mroźną magią między palcami.
- Co do tych przedmiotów - potrząsnęła głową wracając myślami na ziemię i wskazała pelerynę jak i pierścień - Są podobne do moich, spójrz - zdjęła z ramion ciężki płaszcz, podając mu go i odsłaniając przy tym swoją sylwetkę. Bez tego nakrycia była znacznie mniejsza i szczuplejsza, zgrabna; choć to nie dziwiło, zważywszy na rasę. Następnie wyciągnęła w jego kierunku dłoń, pokazując pierścionek na serdecznym palcu.
- Piękny. - Stwierdził zaklinacz podziwiając błyskotkę na dłoni Liv. - I pasuje ci jak ulał, podkreśla twój kolor oczu. Obawiam się jednak, że ich podobieństwo może się przydać tylko w jeden sposób: zaryzykować założenie tego nowego pierścienia i peleryny i zobaczyć, czy dają te same efekty co twoje cudeńka.
- Trochę ryzykowne, opłaca się? Co prawda artefakty dają ochronę, ale gorzej, jeśli są przeklęte, bo kto wie… - cofnęła rękę z niewielkim westchnięciem. Rozejrzała się wokół i odsunęła się o krok, gdy jej spojrzenie natknęło się na truchło dridera.
- Rany, ale to obleśne! - skomentowała krzywiąc się z niesmakiem. Może nie powinna się przyznawać do tego, że się lęka pająków, no ale już trudno. Nie mogła po prostu powstrzymać odruchu.
- Potrafię ubić najbrzydsze wynaturzenia świata, ale pająków nie ścierpię!

- Nie, raczej nie opłaca się. - Stwierdził zaklinacz, badając świecidełko wzrokiem raz jeszcze. - Jeśli faktycznie są przeklęte to odczynianie uroku będzie najprawdopodobniej uciążliwe, czasochłonne i drogie. Zwłaszcza jeśli zostały znalezione na drowie. Nie zdziwiłbym się, gdyby magia w nim zwarta miała pozytywne działanie tylko dla przedstawiciela tej rasy, a wszystkim innym by na przykład ten pierścień palec ucinał.
Revalion ziewnął przeciągle.
- Pomóc ci z tym obozem? Jaki w ogóle teraz mamy plan na życie?
Elfka mruknęła w zastanowieniu, odbierając płaszcz i na nowo zakrywając swoje chudości.
- Za… - chciała już coś powiedzieć, ale jednak w ostateczności machnęła ręką.
- Odpocząć trzeba. Warty ustawić. No i muszę zająć się ranami naszego znajomego - tutaj kiwnęła głową wskazując na A’Arab Zaraq.
- Hmm, tak myślę jak mógłbyś mi pomóc - postukała szczupłym palcem o kość jarzmową, rozglądając się uważnie wokół.
- Chyba nie umiem zagarniać ludzi do pomocy - rozłożyła ręce w ostateczności, ale i tak się uśmiechała - Dziękuję, że miałeś chęci.
- Jak potrzebujesz pachołka do rozdzielania zadań i motywowania ludzi do działania to jestem do dyspozycji. - Roześmiał się zaklinacz. - Wezmę tylko jakiś gruby kij, albo pożyczę pałkę od Skowyt. - na te słowa Liv zaśmiała się cicho.
- Tylko różdżką nie machaj, bo znowu kogoś przerazisz - rzuciła luźno w odpowiedzi, przypominając sobie niedawne poczynania na polu bitwy. Trzeba jednak było przyznać, że pałka półorczycy niemal zabiła Dridera, więc coś w tym było.
- No to chodźmy, poszukamy w pobliżu materiałów na ognisko. Z tym zawsze jest najtrudniej, ale z drugiej strony, często się zdarza, że ktoś kto był tu przed nami, po prostu coś zostawił
- Tak. Trzeba innym też pokazać co znaleźliśmy. Te miksturki lecznicze to się chyba najbardziej A’arab Zaraq przydadzą albo Sam’owi. Żeby miał w kieszeni następnym razem jak padnie i ktoś będzie musiał mu ją wlać do gardła…

- Nie rozumiem czemu inni nie uważają, przecież mówiłam… - westchnęła elfka.
- A paladynem się zajmę, moje zdolności są wystarczające, by w prosty sposób złagodzić jego rany. Trochę będę musiała przy nim posiedzieć, trochę maści rozprowadzić, zabandażować tu i ówdzie. Kilka godzin to potrwa, mam nadzieję, że jest normalny, nie to co Aravon.
Przez chwilę zaklinacz analizował to co właśnie usłyszał.
- No ja rozumiem, że Aravon jest szurnięty, ale anatomicznie to chyba leczy się go tak samo jak każdego innego? - Zapytał z rozbudzoną na nowo ciekawością.
- No tamten się na mnie rzucił zarzucając, że chciałam go czegoś pozbawić, więc mimo wszystko, trochę jest różnica między pomocą normalnemu a czubkowi.
- Czegoś… pozbawić… - Revalionowi przyszło do głowy kilka teoretycznych scen przez które się roześmiał. - Ale nie skrzywdził cię? Bo jak się dowiem, że coś ci zrobił to ja go zaraz czegoś pozbawię.
- Głównej roli? - dopytała poprzez zwykłą ciekawość, bo myśl o Aravonie kojarzyła jej się wyłącznie z odgrywaniem ról.
- Nie no, żyję. Nawet z nim rozmawiałam, a przynajmniej się starałam. Nie rozumiem czemu go z nami wysłali, zagraża nam w podobnym stopniu, co wrogom.
- Coś w tym jest… jak chcesz to mu dupsko przypadkiem przypalę następnym razem, może przynajmniej w komedii groteskowej mu będzie wychodzić. - Zaklinacz uśmiechnął się wrednie, zaś elfka szczerze zaśmiała. Wbrew pozorom, była to miła propozycja, choć podana w niemiły sposób.
- Nie no, nie bądźmy tacy. Jeszcze spróbuję z nim kiedyś porozmawiać, coś musi do niego docierać. Ale już nieważne, po co o nim mówić. Miło mi, że chcesz mnie bronić, będę czuła się bezpieczniejsza następnym razem - zmrużyła wesoło oczy.
- Może spróbuj się przebrać za jakąś damę w opresji. - Revalion pogładził się po brodzie. - Albo inną teatralną jednostkę. Może do niego trzeba wierszem mówić, jak myślisz? O czekaj, chyba znaleźli resztę fantów, chyba warto by tam do nich wracać.
- Lubisz przebieranki, co? - rzuciła żartem, przenosząc spojrzenie na bazar rozkładany przez paladyna. Przytaknęła kiwnięciem głowy i ruszyła w stronę reszty.
 
Gettor jest offline