Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2017, 19:21   #31
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudziła się nagle. Coś huknęło. Rozejrzała się pospiesznie, gotowa działać... jednak owym czymś okazała się okiennica, którą zwykle miała uchyloną, by w pokoju nie było zaduchu, a która teraz strzęknęła, ponieważ na dworze najwyraźniej zanosiło się na burze i zerwał się porywisty wiatr.
Zegar na ścianie pokazywał godzinę 10:34. Sophie leżała naga na swoim łóżku, okryta tylko pierzyną. Drzwi do pokoju Martina były zamknięte. Kiedy spróbowała się podnieść, w głowie jej się zakręciło. Była totalnie słaba. Jednakże... nie musiało tak być. Na stoliku nocnym w szklance z lodem leżała fiolka krwi, a pod nią na serwetce ktoś zostawił wiadomość: WYPIJ MNIE <3.

- Cholerny wampir. - Sophie przetoczyła się na drugi bok.

Znów popełniła błąd. Była zła na siebie, bardzo zła. Zerknęła na lewą rękę, którą próbowała wyrwać z ust Martina. W skórze i mięśniu widać było rozcięcie, jednak jej organizm nawykły do obecności wampirzej krwi zaczął ładnie zregenerował ranę… ładnie jak na tak krótki czas.

Uniosła się powoli i usiadła na łóżku. Wzięła szklankę i patrzyła na zanurzoną w lodzie fiolkę. Czemu tak reagowała na Martina? Była pewna, że nie było jej go żal gdy umarł… gdy go zabiła. Czuła do niego co najwyżej niechęć, a jednak wystarczył niewielki impuls i dała się wziąć jak tania kurwa. Odkorkowała fiolkę i wypiła zawartość. Powoli w miarę jak organizm przyswajał vitae, odzyskiwała siły. Pustym wzrokiem patrzyła na drzwi od pokoju wampira. Z każdym piciem jej ciało, głowa wiązały się z tą cholerą. Jak tak dalej pójdzie nie będzie mogła wrócić do Andre, nie mogła stanowić dla niego zagrożenia, a… trochę obawiała się tego co Martin myśli o “jej” wampirze.

Czując, że jej ciało nabrało sił ruszyła do łazienki. Odkręciła lodowatą wodę. Gdyby zabiła swego partnera? Czy to rozwiązałoby jej problemy czy tylko przysporzyło kolejnych. Przestawiła wodę na cieplejszą i wzięła głębszy oddech. Nie odczuwała potrzeby zabijania, jeśli nie miała takiego rozkazu.
Miała czas do 13:00, raczej nikt nie wyda jej teraz posiłku. Spokojnie mogła poświęcić ten czas na lekki trening. Założyła sportowe ciuchy i opuściła pokój, chyba dwa razy upewniając się, że zamknęła drzwi. Po chwili namysłu nie ruszyła jednak do siłowni, tylko pod tablicę z nazwiskami. Powoli szła wzdłuż ściany, czytając kolejne nazwiska.

- Nie ma ich tutaj. - usłyszała czyjś głos. Gdy obejrzała się, zobaczyła służącego, który poprzedniego dnia odprowadził ją pod drzwi.

[MEDIA]http://orig10.deviantart.net/cb78/f/2010/235/7/e/claude_faustus_by_selfoblivion.jpg[/MEDIA]

Brunet uśmiechnął się smutno.
- Nie odsłużyli nawet roku, więc nie zostaną zapisani na tablicy. - wytłumaczył.
- Yhym… - Sophie zatrzymała wzrok na jakimś losowym nazwisku. - Niepotrzebnie umarli. - Chciała to komuś powiedzieć, ale w sumie nie miała komu. Ten facet był równie dobry, jak ktokolwiek inny.
- Ale ich naszywki wylądują u Pani Marii? - Czemu ją to interesowało… przetarła swoją twarz. Była na siebie zła. Najpierw seks z Martinem, a teraz robiła z siebie idiotkę. - Nieważne, idę potrenować.
- Z tego co wiem tak.
- odpowiedział mężczyzna uśmiechając się lekko. Nie zatrzymywał kobiety, a jednak gdy go wyminęła, dodał:
- Wy też powinniście swoje zrobić.

Sophie zatrzymała się przy mężczyźnie. Ich spojrzenia spotkały się. Miała się wyróżnić? Gdyby zabiła się tam w Paryżu, byłaby tylko kolejnym samobójcą. Nikim.

- Nie, dziękuję. - Ruszyła do siłowni.

Korytarze były opustoszałe, wszyscy byli teraz na treningu. Nawet ją to cieszyło. Nie chciała ich oglądać. Wybrała twardy worek treningowy i zaczęła go okładać wyobrażając sobie w jego miejscu spalone ciało Martina. Nawet nie zauważyła jak faktura spalonej pizzy wygładziła się i jej wyobraźnię wypełniło jego zgrabne ciało. Vitae… jego cholerne vitae. Przywarła do worka okładając go pięściami w miejsce gdzie znajdowałoby się podbrzusze wampira. Zgrzana zerknęła na wielki zegar. Była już 12:30. Wzięła prysznic w łazienkach przy siłowni i poszła na obiad. Usiadła z boku, jak zwykle. Teraz jednak bez notatek. Część porzuciła biegnąć ratować Martina i teraz nawet nie była pewna gdzie są. Wzięła sporo jedzenia. Prawdopodobnie kolacje zje lekką, z uwagi na tą misję, jakakolwiek by ona nie była. Nawet nie starała się zerkać na pozostałych. Nie patrzyła też w okno. Po prostu powtarzała w myślach informacje o dyscyplinach, starając się dotrzeć do tego czego mógł na niej użyć Martin by wywołać tamten sen.

Gdy już się najadła ruszyła do swego pokoju. Musiała się przespać, pełny brzuch i właśnie odbyty trening sprzyjał drzemce. Znów minęła tablicę z nazwiskami, teraz jednak nawet na nią nie zerknęła. Zamknęła się w pokoju i udała do łazienki. Zgarnęła przywiezioną ze sobą książkę, chyba po raz pierwszy od kiedy przyjechała do tego miejsca. Chwilę poczytała w wannie. Jej oczy przesuwały się po kolejnych wersach Hamleta. Nie tyle czytała co sprawdzała jak niemcom udało się przetłumaczyć sztukę… “głupia sikorka”. Zirytowana rzuciłą książkę na blat w łazience. Wytarła się szybko, założyła jakąś koszulkę i majtki i padła na łóżko. Ustawiła budzik na 19-tą i zasnęła, powtarzając do znudzenia nazwy dyscyplin.


Otworzyła powieki kilkanaście minut przed budzikiem. Właściwie to obudziły ją dźwięki muzyki, dochodzącej z łazienki. Wśród rockowych riffów i szumu wody spod prysznica dało się wychwycić też zawodzenie Martina.

I was made for lovin' you baby
You were made for lovin' me
And I can't get enough of you baby
Can you get enough of me


Wampir najwyraźniej był w świetnym humorze, skoro miał ochotę sobie podśpiewywać.

Sophie podniosła się i przeszła do łazienki. Skoro wampir puścił muzykę chyba nie liczył na to, że będzie spać dalej. Stanęła w progu przyglądając się kąpiącemu się Martinowi. Wampir był obrócony do niej tyłem, spłukiwał właśnie włosy pod prysznicem. Jego ciało zregenerowało się prawie zupełnie. Tylko w miejscach większych oparzeń pozostały jeszcze bledsze placki skóry. Wciąż podśpiewując, Martin po chwili zakręcił kurek i odwrócił się. Uśmiechnął się szeroko do Sophie.

- I co? Jak nowo narodzony, nie? - zagadał jakby nigdy nic.
- Wyglądasz ślicznie kanarku. - Sophie uśmiechnęła się do wampira. - Nie mogłeś sobie wczoraj darować, co?
- Ale czego?
- zapytał ze zdziwieniem, jednocześnie wycierając się ręcznikiem i przeglądając w lustrze.
- Wypicia ze mnie tyle. Dziękuję za fiolkę, przydała się. - Kobieta wycofała się z łazienki i ruszyła do szafy by wybrać jakieś ubrania. Nawet nie wiedziała na jaką misję jadą.

Martin wytarł się i z przewieszonym przez ramię ręcznikiem ruszył za nią. Stanął obok szafy.

- Wszystko było pod kontrolą. Niepotrzebnie się zdenerwowałaś, sikorko. Jeszcze trochę byś wytrzymała, a potem to ja bym ci dał swoją krew i doprowadził. Nie spodziewałem się, że zaczniesz szarpać ręką jak głupia.
- Ah… zapomniałeś. Nie chciałam pić twojej krwi kanarku.
- Zerknęła na niego ale szybko wróciła do wybierania rzeczy. Zgarnęła kilka czarnych ciuchów i zamknęła szafę. - Poza tym udało ci się mnie doprowadzić, dziękuję było bardzo przyjemnie.
Podeszła do łóżka i zaczęła się ubierać w bojówki itp.
- Ale i tak ją wypiłaś - rozłożył ręce w geście, który mówił “o co ci chodzi kobieto” - Mogłaś oczywiście odmówić, wtedy zadzwonilibyśmy do dyspozytora, że trzeba ci czegoś na wzmocnienie. Może przysłałby jakieś witaminki, albo nawet vitae rady? W końcu jesteś teraz pieprzoną bohaterką - wyszczerzył się w uśmiechu - Możesz trochę pogrymasić. Naprawdę za bardzo się uniosłaś. Nie chciałem cię ranić. - to ostatnie zdanie zabrzmiało o dziwo całkiem szczerze.
- Po pierwsze pomoc się wzywa gdy ktoś zemdleje, a nie rano, ale mogło ci to wylecieć z główki przy przemianie. Po drugie jedyną osobą która mnie tu pieprzy jesteś ty, więc dla reszty może nie być to argument do znoszenia mojego grymaszenia. - Nawet nie zerkała na niego, wiążąc wysokie buty. - No i… to już trzecia blizna na twoim koncie, ale cieszy mnie że nie robisz tego specjalnie. - Podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się.

Uważnie przyjrzała się jego ciału. Co by dużo nie mówić kanarek miał z czego być dumny.
On zaś świadomy tego lub nieświadomy, klepnął się w pośladki, kładąc na nich swoje dłonie i kołysząc biodrami w przód i w tył.

- Sam byłem ranny, a ty mi się położyłaś naga obok w łóżku! - powiedział z miną niewiniątka - Ale ma pani rację, generale sikorko, przy następnym rżnięciu postaram się być mądrzejszy! - wyprężył się (tam też!) i zasalutował jej.
- Starszy sierżant, kanarku - Sophie z uśmiechem obserwowała mężczyznę. Cóż przynajmniej widoki ma przyjemne, a skoro jest już tylko głupią ghulicą. Powoli podniosła się z łóżka. - Idziesz tak na to spotkanie? Nie żeby mi przeszkadzało, ale nasze zwierzchnictwo wydaje się być dosyć… sztywne?
- Sztywne, powiadasz?
- Matin złapał w dłoń swojego członka i potarł go kilka razy, przez co ten jeszcze bardziej się wyprężył - Spotkanie jest za godzinę. Jako że nie wyjawili żadnych szczegółów, pewnie dostaniemy czas na przebranie, może nawet jakieś ciuchy incognito. Myślę, że mamy jeszcze całkiem sporo wolnego czasu... - uśmiechnął się do niej łobuzersko.
Dziewczyna oparła głowę na dłoni i przyglądała się jego poczynaniom.
- Z tego co widzę, masz wobec siebie jakieś plany. Tym razem postaram ci się nie przeszkadzać.
- Wiesz, nawet najlepszy ster potrzebuje sternika...
- powiedział, patrząc na nią wyzywająco.
- Bądź sobie sterem, żeglarzem i okrętem, kanarku. - Sophie podniosła wzrok patrząc mu w oczy. Przez chwile poczuła jak wypite przez nią vitae woła do swego pana, jak zaczyna go pragnąć, ale wystarczyło przypomnieć sobie ból z wczorajszej nocy, by całe pożądanie znikło. - Ja niestety nie mam uprawnień sternika.
- No weź, nie bądź starą łajbą...
- Martin mrugnął do niej, dalej pieszcząc się na jej oczach.

Wtem w ich dialog wdarł się dźwięk telefonu Sophie. Ponieważ to wampir stał bliżej, mężczyzna schwycił aparat i spojrzał na wyświetlacz.

- Kto tam, kanarku? Dasz mi odebrać czy też cenzura partnerska? - Podniosła się i sięgnęła po telefon.

Podał go jej bez słowa i też nie komentując niczego, wyszedł do swojego pokoju. Sophie spojrzała na wyświetlacz aparatu. Dzwonił Andre.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline