Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2017, 19:21   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudziła się nagle. Coś huknęło. Rozejrzała się pospiesznie, gotowa działać... jednak owym czymś okazała się okiennica, którą zwykle miała uchyloną, by w pokoju nie było zaduchu, a która teraz strzęknęła, ponieważ na dworze najwyraźniej zanosiło się na burze i zerwał się porywisty wiatr.
Zegar na ścianie pokazywał godzinę 10:34. Sophie leżała naga na swoim łóżku, okryta tylko pierzyną. Drzwi do pokoju Martina były zamknięte. Kiedy spróbowała się podnieść, w głowie jej się zakręciło. Była totalnie słaba. Jednakże... nie musiało tak być. Na stoliku nocnym w szklance z lodem leżała fiolka krwi, a pod nią na serwetce ktoś zostawił wiadomość: WYPIJ MNIE <3.

- Cholerny wampir. - Sophie przetoczyła się na drugi bok.

Znów popełniła błąd. Była zła na siebie, bardzo zła. Zerknęła na lewą rękę, którą próbowała wyrwać z ust Martina. W skórze i mięśniu widać było rozcięcie, jednak jej organizm nawykły do obecności wampirzej krwi zaczął ładnie zregenerował ranę… ładnie jak na tak krótki czas.

Uniosła się powoli i usiadła na łóżku. Wzięła szklankę i patrzyła na zanurzoną w lodzie fiolkę. Czemu tak reagowała na Martina? Była pewna, że nie było jej go żal gdy umarł… gdy go zabiła. Czuła do niego co najwyżej niechęć, a jednak wystarczył niewielki impuls i dała się wziąć jak tania kurwa. Odkorkowała fiolkę i wypiła zawartość. Powoli w miarę jak organizm przyswajał vitae, odzyskiwała siły. Pustym wzrokiem patrzyła na drzwi od pokoju wampira. Z każdym piciem jej ciało, głowa wiązały się z tą cholerą. Jak tak dalej pójdzie nie będzie mogła wrócić do Andre, nie mogła stanowić dla niego zagrożenia, a… trochę obawiała się tego co Martin myśli o “jej” wampirze.

Czując, że jej ciało nabrało sił ruszyła do łazienki. Odkręciła lodowatą wodę. Gdyby zabiła swego partnera? Czy to rozwiązałoby jej problemy czy tylko przysporzyło kolejnych. Przestawiła wodę na cieplejszą i wzięła głębszy oddech. Nie odczuwała potrzeby zabijania, jeśli nie miała takiego rozkazu.
Miała czas do 13:00, raczej nikt nie wyda jej teraz posiłku. Spokojnie mogła poświęcić ten czas na lekki trening. Założyła sportowe ciuchy i opuściła pokój, chyba dwa razy upewniając się, że zamknęła drzwi. Po chwili namysłu nie ruszyła jednak do siłowni, tylko pod tablicę z nazwiskami. Powoli szła wzdłuż ściany, czytając kolejne nazwiska.

- Nie ma ich tutaj. - usłyszała czyjś głos. Gdy obejrzała się, zobaczyła służącego, który poprzedniego dnia odprowadził ją pod drzwi.

[MEDIA]http://orig10.deviantart.net/cb78/f/2010/235/7/e/claude_faustus_by_selfoblivion.jpg[/MEDIA]

Brunet uśmiechnął się smutno.
- Nie odsłużyli nawet roku, więc nie zostaną zapisani na tablicy. - wytłumaczył.
- Yhym… - Sophie zatrzymała wzrok na jakimś losowym nazwisku. - Niepotrzebnie umarli. - Chciała to komuś powiedzieć, ale w sumie nie miała komu. Ten facet był równie dobry, jak ktokolwiek inny.
- Ale ich naszywki wylądują u Pani Marii? - Czemu ją to interesowało… przetarła swoją twarz. Była na siebie zła. Najpierw seks z Martinem, a teraz robiła z siebie idiotkę. - Nieważne, idę potrenować.
- Z tego co wiem tak.
- odpowiedział mężczyzna uśmiechając się lekko. Nie zatrzymywał kobiety, a jednak gdy go wyminęła, dodał:
- Wy też powinniście swoje zrobić.

Sophie zatrzymała się przy mężczyźnie. Ich spojrzenia spotkały się. Miała się wyróżnić? Gdyby zabiła się tam w Paryżu, byłaby tylko kolejnym samobójcą. Nikim.

- Nie, dziękuję. - Ruszyła do siłowni.

Korytarze były opustoszałe, wszyscy byli teraz na treningu. Nawet ją to cieszyło. Nie chciała ich oglądać. Wybrała twardy worek treningowy i zaczęła go okładać wyobrażając sobie w jego miejscu spalone ciało Martina. Nawet nie zauważyła jak faktura spalonej pizzy wygładziła się i jej wyobraźnię wypełniło jego zgrabne ciało. Vitae… jego cholerne vitae. Przywarła do worka okładając go pięściami w miejsce gdzie znajdowałoby się podbrzusze wampira. Zgrzana zerknęła na wielki zegar. Była już 12:30. Wzięła prysznic w łazienkach przy siłowni i poszła na obiad. Usiadła z boku, jak zwykle. Teraz jednak bez notatek. Część porzuciła biegnąć ratować Martina i teraz nawet nie była pewna gdzie są. Wzięła sporo jedzenia. Prawdopodobnie kolacje zje lekką, z uwagi na tą misję, jakakolwiek by ona nie była. Nawet nie starała się zerkać na pozostałych. Nie patrzyła też w okno. Po prostu powtarzała w myślach informacje o dyscyplinach, starając się dotrzeć do tego czego mógł na niej użyć Martin by wywołać tamten sen.

Gdy już się najadła ruszyła do swego pokoju. Musiała się przespać, pełny brzuch i właśnie odbyty trening sprzyjał drzemce. Znów minęła tablicę z nazwiskami, teraz jednak nawet na nią nie zerknęła. Zamknęła się w pokoju i udała do łazienki. Zgarnęła przywiezioną ze sobą książkę, chyba po raz pierwszy od kiedy przyjechała do tego miejsca. Chwilę poczytała w wannie. Jej oczy przesuwały się po kolejnych wersach Hamleta. Nie tyle czytała co sprawdzała jak niemcom udało się przetłumaczyć sztukę… “głupia sikorka”. Zirytowana rzuciłą książkę na blat w łazience. Wytarła się szybko, założyła jakąś koszulkę i majtki i padła na łóżko. Ustawiła budzik na 19-tą i zasnęła, powtarzając do znudzenia nazwy dyscyplin.


Otworzyła powieki kilkanaście minut przed budzikiem. Właściwie to obudziły ją dźwięki muzyki, dochodzącej z łazienki. Wśród rockowych riffów i szumu wody spod prysznica dało się wychwycić też zawodzenie Martina.

I was made for lovin' you baby
You were made for lovin' me
And I can't get enough of you baby
Can you get enough of me


Wampir najwyraźniej był w świetnym humorze, skoro miał ochotę sobie podśpiewywać.

Sophie podniosła się i przeszła do łazienki. Skoro wampir puścił muzykę chyba nie liczył na to, że będzie spać dalej. Stanęła w progu przyglądając się kąpiącemu się Martinowi. Wampir był obrócony do niej tyłem, spłukiwał właśnie włosy pod prysznicem. Jego ciało zregenerowało się prawie zupełnie. Tylko w miejscach większych oparzeń pozostały jeszcze bledsze placki skóry. Wciąż podśpiewując, Martin po chwili zakręcił kurek i odwrócił się. Uśmiechnął się szeroko do Sophie.

- I co? Jak nowo narodzony, nie? - zagadał jakby nigdy nic.
- Wyglądasz ślicznie kanarku. - Sophie uśmiechnęła się do wampira. - Nie mogłeś sobie wczoraj darować, co?
- Ale czego?
- zapytał ze zdziwieniem, jednocześnie wycierając się ręcznikiem i przeglądając w lustrze.
- Wypicia ze mnie tyle. Dziękuję za fiolkę, przydała się. - Kobieta wycofała się z łazienki i ruszyła do szafy by wybrać jakieś ubrania. Nawet nie wiedziała na jaką misję jadą.

Martin wytarł się i z przewieszonym przez ramię ręcznikiem ruszył za nią. Stanął obok szafy.

- Wszystko było pod kontrolą. Niepotrzebnie się zdenerwowałaś, sikorko. Jeszcze trochę byś wytrzymała, a potem to ja bym ci dał swoją krew i doprowadził. Nie spodziewałem się, że zaczniesz szarpać ręką jak głupia.
- Ah… zapomniałeś. Nie chciałam pić twojej krwi kanarku.
- Zerknęła na niego ale szybko wróciła do wybierania rzeczy. Zgarnęła kilka czarnych ciuchów i zamknęła szafę. - Poza tym udało ci się mnie doprowadzić, dziękuję było bardzo przyjemnie.
Podeszła do łóżka i zaczęła się ubierać w bojówki itp.
- Ale i tak ją wypiłaś - rozłożył ręce w geście, który mówił “o co ci chodzi kobieto” - Mogłaś oczywiście odmówić, wtedy zadzwonilibyśmy do dyspozytora, że trzeba ci czegoś na wzmocnienie. Może przysłałby jakieś witaminki, albo nawet vitae rady? W końcu jesteś teraz pieprzoną bohaterką - wyszczerzył się w uśmiechu - Możesz trochę pogrymasić. Naprawdę za bardzo się uniosłaś. Nie chciałem cię ranić. - to ostatnie zdanie zabrzmiało o dziwo całkiem szczerze.
- Po pierwsze pomoc się wzywa gdy ktoś zemdleje, a nie rano, ale mogło ci to wylecieć z główki przy przemianie. Po drugie jedyną osobą która mnie tu pieprzy jesteś ty, więc dla reszty może nie być to argument do znoszenia mojego grymaszenia. - Nawet nie zerkała na niego, wiążąc wysokie buty. - No i… to już trzecia blizna na twoim koncie, ale cieszy mnie że nie robisz tego specjalnie. - Podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się.

Uważnie przyjrzała się jego ciału. Co by dużo nie mówić kanarek miał z czego być dumny.
On zaś świadomy tego lub nieświadomy, klepnął się w pośladki, kładąc na nich swoje dłonie i kołysząc biodrami w przód i w tył.

- Sam byłem ranny, a ty mi się położyłaś naga obok w łóżku! - powiedział z miną niewiniątka - Ale ma pani rację, generale sikorko, przy następnym rżnięciu postaram się być mądrzejszy! - wyprężył się (tam też!) i zasalutował jej.
- Starszy sierżant, kanarku - Sophie z uśmiechem obserwowała mężczyznę. Cóż przynajmniej widoki ma przyjemne, a skoro jest już tylko głupią ghulicą. Powoli podniosła się z łóżka. - Idziesz tak na to spotkanie? Nie żeby mi przeszkadzało, ale nasze zwierzchnictwo wydaje się być dosyć… sztywne?
- Sztywne, powiadasz?
- Matin złapał w dłoń swojego członka i potarł go kilka razy, przez co ten jeszcze bardziej się wyprężył - Spotkanie jest za godzinę. Jako że nie wyjawili żadnych szczegółów, pewnie dostaniemy czas na przebranie, może nawet jakieś ciuchy incognito. Myślę, że mamy jeszcze całkiem sporo wolnego czasu... - uśmiechnął się do niej łobuzersko.
Dziewczyna oparła głowę na dłoni i przyglądała się jego poczynaniom.
- Z tego co widzę, masz wobec siebie jakieś plany. Tym razem postaram ci się nie przeszkadzać.
- Wiesz, nawet najlepszy ster potrzebuje sternika...
- powiedział, patrząc na nią wyzywająco.
- Bądź sobie sterem, żeglarzem i okrętem, kanarku. - Sophie podniosła wzrok patrząc mu w oczy. Przez chwile poczuła jak wypite przez nią vitae woła do swego pana, jak zaczyna go pragnąć, ale wystarczyło przypomnieć sobie ból z wczorajszej nocy, by całe pożądanie znikło. - Ja niestety nie mam uprawnień sternika.
- No weź, nie bądź starą łajbą...
- Martin mrugnął do niej, dalej pieszcząc się na jej oczach.

Wtem w ich dialog wdarł się dźwięk telefonu Sophie. Ponieważ to wampir stał bliżej, mężczyzna schwycił aparat i spojrzał na wyświetlacz.

- Kto tam, kanarku? Dasz mi odebrać czy też cenzura partnerska? - Podniosła się i sięgnęła po telefon.

Podał go jej bez słowa i też nie komentując niczego, wyszedł do swojego pokoju. Sophie spojrzała na wyświetlacz aparatu. Dzwonił Andre.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-02-2017, 22:20   #32
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie odebrała, odprowadzając Martina wzrokiem.
- Część. - Ku swojemu zdziwieniu usłyszała, że jej głos nabrał ciepłego tonu. - Coś się stało?
- Dobrze cię słyszeć Sophie - usłyszała znajomy, głęboki głos - Znasz mnie. Lubię wszystko wiedzieć... Dowiedziałem się o tym, że wyruszasz na swoją pierwszą misję. Sąd chciałem ci szczerze pogratulować. Oczywiście, nie zawracałbym ci tym głowy, ale właśnie otrzymałem informację, że mały upominek z tej okazji, który dla ciebie przygotowałem, właśnie dotarł do zamku i pewnie czeka na ciebie na dole.

Dziewczyna uśmiechnęła się do słuchawki. Posłał jej upominek? Czuła jak jej serce uderza w szalonym tempie, prawie tak jak gdy czytała karteczki od niego.
- Twoje drogie childe zabije mnie za tą rozmowę, wiesz?
- Aż tak z nim źle? - wyczuła, że wampir również się uśmiechnął.
- Zaczekaj chwilkę, proszę.

Sophie podeszła do drzwi Martina. Przyłożyła słuchawkę do piersi, trochę wygłuszając to co mówi.
- Schodzę na dół, Andre wysłał mi prezent. Dołączysz?

Nie słysząc odpowiedzi, wyszła na korytarz i dopiero wtedy przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Nie wiem co sobie wyobrażałeś. Jak tak dalej pójdzie mogę nie dożyć ewentualnego powrotu do ciebie.. - nagle przypomniała sobie o wypitej krwi Martina. - ...albo wręcz nie będzie to dla ciebie zbyt bezpieczne.
- Myślałem, że ucieszysz się, że go nie zabiłaś. Szczególnie po twojej... reakcji tamtego wieczora.

Sophie spokojnie szła korytarzem. Cieszyła się głosem Andre.
- Tak jak mówiłam ci po przebudzeniu z gorączki, wolę go żywym niż martwym. Choć teraz jest raczej w stanie pół na pół. - Na chwilę przymknęła oczy przypominając sobie twarz wampira, ale szybko je otworzyła. To były koszary Ankh nie była tu bezpieczna. - Jeśli chodzi ci o mój pieszy powrót, to nie była reakcja na jego zabicie. Podczas wojny zdarzało mi się miewać większe rozterki.

Minęła tablicę z nazwiskami, nawet na nią nie zerkając.
- W wojsku uczą, że gdy jesteś ranny, i jest taka możliwość, powinieneś wrócić do okopów… w bezpieczne miejsce. Za pierwszym razem, musisz się zmusić by czołgać się mimo bólu i strzałów. Za drugim twój organizm robi to już na autopilocie. - Uśmiechnęła się do słuchawki. - Nie szkolono mnie, że mam wziąć taksówkę.
- Cóż, cieszę się więc, że chociaż nie masz mi za złe tego, że go przemieniłem. - zażartował Burth - A jak się czujesz przed misją?

Sophie powoli dotarła na parter.
- Jakbym jechała sama na wojnę. - Powiedziała to zanim pomyślała i po chwili tego pożałowała. Nie chciała mówić o swoich wątpliwościach, ale ten wampir już tak na nią działał. Pewnie nawet nieświadomie, wymuszał szczerość. Po dłuższej chwili dodała. - Jak zwykle gotowa.
- Wiesz, że dzwonię nie jako twój szef, ale jako przyjaciel? - zapytał po chwili, pozornie bez związku. Tymczasem napotkała młodego Edgara, który gestem zaczął ją przywoływać do leżącej obok wieszaka na parasole paczki. To był całkiem spory pakunek 30x50x50.
- Ja też rozmawiam z tobą jak… - zamyśliła się. Jakoś słowo przyjaciel nie było tu adekwatne. Nie po jej wyznaniu gdy sie widzieli po raz ostatni. - Na pewno nie jak z szefem, Andre.

Sophie uśmiechnęła się do Edgara i podeszła do pakunku.
- No, no spore to. Co żeś znów wykombinował? - Przysiadła na korytarzu. Było pusto. Ludzie po kolacji przygotowywali się do manewrów, miała więc cały korytarz dla siebie.
- Rozpakuj. Ustaw na głośnomówiący, to będę sobie wyobrażał, że patrz na twoją minę. - polecił wampir.

Kiedy Sophie uporała się z tekturowym kartonem, masą styropianu i folii, dotarła do zgrabnej, podłużnej walizki. Wieko odskoczyło z lekkim kliknięciem. Zawartość stanowiła mokry sen każdego żołnierza - 3 pistolety: Sig Mosquito, Glock G17 oraz złoty Desert Eagle.


- Ten złoty jest na srebrną amunicję. - podsunął wampir.
Sophie aż się zapowietrzyła. Wcześniej zrobiła tak jak polecił odkładając telefon na podłodze.
- Jesteś świrem. - Powoli przesunęła dłonią po kolejnych pistoletach, zatrzymując się na złotym. - Wspaniałym świrem.
- Ja? - udał zdziwienie - Ja bym ci kupił biżuterię, ale coś czuję, że z żadnej aż tak byś się nie ucieszyła. - dodał ciepło.

Sophie podniosła telefon z podłogi i przełączyła go na normalny tryb. Z zachwytem gładziła złote pokrycie na jednym z pistoletów. Desert Eagle… podobno były w stanie uszkodzić staw przy wystrzale. Uśmiechnęła się.
- Jesteś świrem… wiesz, że już twój telefon bardzo mnie ucieszył. - Powoli zamknęła wieko walizki.
- Dziękuję. Wiem, że nie jesteś materialistką. - znów wyczuła jego uśmiech - Nie będę cię już dłużej rozpraszał. Wiem, że sobie ze wszystkim świetnie poradzisz, ale jakby co, życzę ci powodzenia. Dbaj o siebie, Sophie.
- Ty też dbaj o siebie. - Sophie rozłączyła się i wstała z podłogi.

Powoli zaczęła zbierać resztki opakowania cały czas się uśmiechając, jak głupi do sera. Gdy posprzątała po sobie, zabrała wszystko do pokoju. Idąc korytarzem zdała sobie sprawę jak bardzo może tu nie pasować, do tej całej nienawiści do wampirów. Cały czas szczerząc się wróciła do pokoju.
Choć spodziewała się kolejnej dawki dogryzanek i prowokacji, o dziwo, nikt na nią nie czekał. Pokój Martina również był pusty. Miała apartament tylko dla siebie i pół godziny do zbiórki przed misją. Sophie wsunęła walizkę pod łóżko i przeszła do pokoju wampira. Padła na łóżko, przypominając sobie jak kochali się poprzedniej nocy.

Nie rozumiała… tak bardzo nie rozumiała zachowania Martina. Przygryzła wargę. Nie rozumiała tak jak nie rozumiała zachowania Eliotta nim jej po prostu wszystkiego nie wyjaśnił. Wiedziała, że mogła mu zrobić lekką sieczkę z mózgu, a nawet nie ona lecz sytuacja w jakiej się znalazł. Być partnerem kogoś, kto zabił cię bez mrugnięcia. Ona, czułaby się dziwnie. Do tego to jak reagował na Andre, zupełnie jakby był… zazdrosny. Sophie niechcący przegryzła wargę. Szybko zalizała rankę. Ta myśl była głupia więc ją wymazała. Zamknęła pokój i ruszyła na poszukiwanie swojego partnera. Wybrała jego numer telefonu.

Co ciekawe, był to numer, który dał jej zanim został przemieniony w wampira. Czy wciąż z niego korzystał? Jeśli nawet, to teraz nie odbierał.
Nie spieszyło się, mogła przez pół godziny przechadzać się po budynku by na końcu dotrzeć na spotkanie. Szła uśmiechnięta powtarzając cicho.
- Ćwir, ćwir kanaraku… gdzie jesteś? - Wsunęła dłonie do kieszeni. - Ćwir.. Ćwir…

O dziwo, spotkała go pod drzwiami sali wykładowej. Stał oparty o ścianę tuż przy ramie okiennej. Miał na sobie czarne, sportowe spodnie i obcisły golf w tym kolorze. Była tu też Emila z partnerem.

Sophie spoważniała. Lekko skłoniła głowę na powitanie parki i podeszła do wampira. Uważnie przyglądała się swemu partnerowi starając się ocenić w jakim jest stanie. Chciałaby umieć czytać ludzi… tak po prostu widzieć ich emocje. Oparła się o okno dotykając głową chłodnej szyby. Musiała wyczyścić głowę.
- Mogłeś chociaż zostawić wiadomość, wiesz?
- Przepraszam, mamo. Zapomniałem, że musisz o wszystkim wiedzieć, bo inaczej ci libido opada. - odparł bardzo poważnie.
- Po prostu to byłoby miłe. - Przymknęła oczy. Nie zamierzała kłócić się z wampirem. Miała dobry nastrój, Andre pod koniec jej pracy regularnie go wywoływał. Po dłuższej chwili spojrzała na Martina. Uśmiechnęła się do niego. A co tam pozgrywa wariatkę. - Wiesz… to ty jesteś tutaj, a nie on, kanarku.

Uniósł pytająco brew.
- Co?
- Nic wampirku. - Oparła się ponownie o szybę przymykając oczy. - Absolutnie nic. Wybacz mamusi odbija.
- Sikorka boi się wylecieć z gniazda? - zainteresował się w swoim stylu.
- A wyglądam jakbym się bała? - Odparła nawet nie otwierając oczu. Chłód szyby uspokajał, pozwalał się skupić na zbliżającej się myśli. Jej głowę powoli wypełniały informacje wpojone jej przez Ankh, wypierając twarz Andre.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-02-2017, 09:42   #33
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Punkt 20.00 drzwi sali otworzyły się od środka. Czekała na nich Sharka. Kobieta przywitała się z każdym z osobna, choć nie uciekło uwadze Sophie, że o ile z nią, Emilią i Tomem wymieniła uściski dłoni, o tyle Martinowi jedynie skinęła głową.

Kiedy rozsiedli się w ławkach, podała im cienkie teczki. Zaraz na pierwszej stronie zobaczyli zdjęcie grubego gościa w gaciach kąpielowych, z jakąś modelką u boku.

[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-WsSCcUwZf-k/TnGvZp2AbmI/AAAAAAAAAOs/61yOJOBAosE/s1600/strange-kisses-2.jpg[/MEDIA]

- To są materiały misji “Szum fal”. Waszym celem będzie sprawdzenie posiadłości magnata włoskiego Basilio Torenzza, czy nie przetrzymuje się w niej spokrewnionej Tovy z Nosferatu.

[MEDIA]http://pre14.deviantart.net/3552/th/pre/i/2015/010/5/8/nosferatu_by_ceciliagf-d6yviz6.jpg[/MEDIA]

- Wampirzyca zaginęła tydzień temu na Sycylii, a podejrzewa się, że ostatnim miejscem jej pobytu był jacht Torrenzzo. Jak się dowiedzieliśmy jacht został nad ranem odcumowany i ruszył na morze. Przybił dopiero na prywatnej greckiej wyspie Torenzza, która nazywa się... nie zgadniecie, Torenzzo Island - Sharka skrzywiła się.

[MEDIA]http://bi.gazeta.pl/im/1b/d6/12/z19754011Q,Najpierw-wodzy-oceanu-zaleja-najmniejsze-z-wysp--k.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/mapka---w_awnsshs.jpg[/MEDIA]

- Obserwowaliśmy wyspę i wiemy już, że Nosferatki nie ma w żadnych pomieszczeniach naziemnych. Zostaje tylko sprawdzenie piwnic. Są dwa wejścia. Na waszej mapie, zaznaczone kolorem niebieskim. Jak łatwo się domyślić, każdy team dostanie jedno wejście do sprawdzenia. Czerwoni to 11-L, żółci to 17-P. Kolory będą stanowić wasze kody rozpoznawcze. O czym jeszcze warto wiedzieć? Fioletowe punkty, to wyższe kondygnacje budowli niż pierwsze piętro. Zazwyczaj są to więc wieżyczki, gdzie stacjonują ochroniarze naszego Basila. Nocną wartę pełni 6 ochroniarzy, ale na wyspie jest ich aż 18, więc lepiej żebyście nie zaalarmowali ich swoją obecnością. Każda drużyna dostanie zestaw do nurkowania. Wyrzucimy Was na pobliskich wysepkach. 11-L, wy wylądujecie na Thrasumahos, gdzie znajduje się rezerwat żółwi i będziecie mieli do przepłynięcia 1100 metrów, 17-P, jako bardziej doświadczeni, dostaniecie niezagospodarowaną 283-KL i 2160 metrów do przepłynięcia. Wasz cel to sprawdzić podziemia, jeśli Nosferatka tam jest - uratować ją i do świtu wrócić na wyspy, gdzie zostaliście zrzuceni. Tam już załatwimy wam transport do domu. Wylot za pół godziny z dachu, broń i kombinezony macie przygotowane, ale oczywiście, jak zawsze możecie wziąć swój sprzęt. Tylko w razie czego nie zapomnijcie o przepięciu komunikatorów. Macie 2 częstotliwości: wewnętrzną drużynową na waszą czwórkę i zewnętrzną z tymczasowym sztabem dowodzenia, czyli samolotem. Dowództwo misji trzymam ja. Jakieś pytania?

Sophie uważnie przyglądała się mapie. Pytanie pewnie się pojawią ale na miejscu.
- Z mojej strony brak pytań. - Schowała materiały do teczki i czekała na deklaracje pozostałych. Była ciekawa czy dostaną krew przed misją… nie czuła, że jest w pełni sił. Do tego… nie ufała swojemu oddziałowi. Szybko wyrzuciła z głowy te myśli.
- Co ze statusem misji, jeśli będzie zbliżał się wschód słońca, a my z jakiegoś powodu nie damy rady sprawdzić w pełni podziemia? - zapytała Emilia, bawiąc się długopisem, kiedy jej partner w skupieniu studiował mapę.
- 11-L przerywają misję bezapelacyjnie, wy - w zależności od waszego uznania oraz sytuacji. - wyjaśniła Sharka.

Martin skrzywił usta, mając świadomość, że w tym akurat aspekcie to on ogranicza swoją drużynę. Postanowił więc błysnąć zaangażowaniem i również zadał pytanie.

- A co z monitoringiem?
- Wiemy o czujkach ruchu przy głównej posiadłości, jednak nie zauważyliśmy systemu kamer.
- odpowiedziała blondynka, po czym spojrzała na każdego z nich i dodała - Jeśli nie ma pytań, widzimy się za... 23 minuty na dachu. Zestawy ubrań i broni leżą w szafie - wskazała mebel, który otworzył się teraz automatycznie.

Sophie podniosła się i podeszła do szafy. Mieli mało czasu, trzeba było zebrać się i jak najszybciej wykonać misję, choćby mieli po prostu odwracać uwagę ile się da od drużyny 17-P. Tylko co z Nosferatu… po prostu muszą ją wyciągnąć przed świtem i tyle. Wydobyła rzeczy oznaczone ich numerami. Martin stanął za nią i pochylił się nad jej ramieniem, patrząc co robi.

- Pomożesz mi kanarku się z tym zabrać? Mamy mało czasu. - Podała mu poskładane kombinezony do nurkowania, z butlami i płetwami. - Niby nie oddychasz, ale może się przyda.
- Oszalałaś? To mnie tylko będzie obciążać. A pływać mogę na golasa. Nie wyziębię się, wiesz? Zabieraj co tam chcesz i idziemy. O... broń... to mnie bardziej jara.


Po chwili namysłu wampir wybrał 2 sztylety, miniaturową kuszę automatyczną i glocka, którego wsadził do specjalnego, nieprzemakalnego plecaka.

- Jak chcesz to mogę ci coś włożyć - powiedział uśmiechając się łobuzersko - do swojego plecaka, oczywiście.
- Nie pomyślałeś, że może lepiej by uznali cię od razu za wampira, jak już zobaczą, że wynurzasz się bez butli. Och, chyba że jak nasz Nosferatu potrafisz zniknąć
. - Odłożyła większe rzeczy i zaczęła zabierać sprzęt dla siebie. - Ale skoro ma ci być ciężko, to nie będę namawiać.

Sophie zgarnęła swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. Chciała się przebrać w pokoju, zostawić telefon i inne niepotrzebne rzeczy.
Martin tym razem nie szedł za nią. O dziwo został, by porozmawiać o czymś z Sharką.

Sophie zerknęła na nich. Martwiło ją zachowanie wampira, miała jednak mało czasu i w przeciwieństwie do niego musiała się ogarnąć. W pokoju, szybko zrzuciłą z siebie ciuchy, które miała na sobie i zaczęła się przebierać. Wcisnęła się w strój kąpielowy i zaczęła naciągać piankę. Pod spód wrzuciła, poza bronią otrzymaną od Sharki: dwoma nożami, pistoletem, jeszcze kaburę z sigiem, od Andre, na którego nakręciła tłumik. Wyłączyła telefon i wrzuciła go do szafki. Narzuciła coś na wierzch i ruszyła na dach. Naprawdę zaczynała mieć obawy, że to ona stanowi tu problem, ale uznała, że pomyśli o tym po misji. Uśmiechnęła się. Znów była w akcji, czas się tym nacieszyć,a nie przejmować głupotami.



Dokładnie o godzinie 23.54 zsunęli się po linie z helikoptera, by znaleźć się tylko we dwójkę na niewielkiej, rajskiej wyspie, gdzie żółwie miały swoje tereny lęgowe i normalnie zabraniano tu wstępu komukolwiek. Ankh miał jednak wpływy wszędzie.


[MEDIA]http://static.panoramio.com/photos/large/31647309.jpg[/MEDIA]

W efekcie Martin również się przebrał, miał jednak na sobie wyłącznie piankowy strój nurka - a i to niepełny. Do tego tylko plecak. Z takim wyekwipowaniem wyglądał bardziej jak turysta niż tajniak. Wampir rozsiadł się teraz na plaży i spojrzał wyczekująco na Sophie. Dziewczyna zrzuciła wierzchnie odzienie, wrzucając je w jakieś krzaki. Szybko założyła butle i sprzęt. Podeszła do wody i zaczęła zakładać płetwy.

- Całkiem romantycznie. - Uśmiechnęła się do wampira. Gdy już miała na nogach płetwy zaczęła wchodzić tyłem do wody.

Uśmiechnął się ze smutkiem w odpowiedzi i ruszył za nią, spacerując po dnie morza. Ten uśmiech już naprawdę ją zaniepokoił. Chciała wiedzieć co siedzi w głowie wampira… nie mogła się jednak na tym skupiać. Z płetwami płynęła dosyć szybko, zerkała czy wampir za nią nadąża.

On również zaczął płynąć, żeby przyspieszyć tempa. Nie wydawało się jednak, by miał z czymś problemy. Ciekawie przyglądał się rybom, których w wodnej toni było całkiem sporo. Raz na jakiś czas zerkała na niego, jednak widząc, że sobie radzi przyspieszyła tempa. Im szybciej tam będą tym więcej czasu będą mieli na znalezienie nosferatu. Płynęła tak szybko, jak pozwalał jej na to kostium i siła własnych mięśni. W pewnej chwili zorientowała się, że nie ma przy niej wampira. Rozejrzała się. W wodzie panował mrok jeszcze gęstszy niż pod gwiazdami. Wydawało się jednak, że Martin jest niedaleko - skulony na piasku. Nie poruszał się. Sophie podpłynęła do niego i wyciągnęła dłoń by zobaczyć co się stało. Chciała go dotknąć, ale on odtrącił ją. Po chwili pokazał jej to, co przyciągnęło jego uwagę.

[MEDIA]http://i.imgur.com/0jtdLe2.gif[/MEDIA]

Sophie tylko przewróciła oczami nie mogąc nic powiedzieć i ruszyła dalej. Kiedy niecałe sto metrów dzieliło ją od brzegu, wampir do niej dołączył. Wyszczerzył się radośnie, pokazując malutką, niesioną na ramieniu ośmiorniczkę. Dziewczyna wynurzyła się, by się rozejrzeć jak tam okolica, w której mieli wyjść. Woda była spokojna, nigdzie żywej duszy. Pomost, do którego mieli dopłynąć był zupełnie opustoszały. Dalej na plaży zobaczyła tylko boisko do siatkówki, kilkanaście złożonych leżaków i jakieś przykryte pokrowcami skutery.

Sophie podpłynęła pod wodą pod pomost. Wygramoliła się z wody i zaczęła zdejmować sprzęt do nurkowania. Zerkała na wodę czy Martin też wychodzi. Wampira nie było jednak nigdzie widać. Dziewczyna zdjęła szybko rzeczy, założyła normalne buty wyjęte z plecaka i ukryła sprzęt pod pomostem. Zerknęła w kierunku oznaczonego przez Sharkę wejścia. Co miała robić? Czy to było znowu jakieś testowanie, czy też Martin uznał, że lepiej zrobi to zadanie sam?

Rozpięła kostium by ułatwić sobie dostęp do broni i ruszyła w stronę oznaczonego wejścia. Wyglądała wieżyczek, z których mogłaby zostać zauważona i starała się przemieszczać zacienionymi miejscami. Czuła się jakby się podkradała do pilnie strzeżonego więzienia, a nie do prywatnej rezydencji. Czuła się tak cholernie samotna. Nie to, że nigdy nie wykonywała zadań w pojedynkę, ale cały czas z tyłu głowy, miała świadomość, że gdzieś był jej “partner”. Raz na jakiś czas zerkała, patrząc czy Martin się gdzieś nie materializuje. Przywarła do jednego z murków i wydobyła siga z nakręconym tłumikiem.

~Kiedy ten cholerny wampir zniknął?~


Dotarła do punktu, gdzie musiała przemknąć, by dostać się do wejścia piwnicznego, a miejsce to było odkryte przed wzrokiem ewentualnych strażników na pobliskiej wieżyczce. Jeśli tylko patrzyli w tę stronę, na pewno ją zauważą, gdy wyjdzie z ukrycia... Wtem Sophie zauważyła jak coś sporego wypada z posterunku. Potem drugie “coś” - ciała. Gdy przyłożyła do oka broń z luneta, zobaczyła na wieżyczce wesoło machającego do niej Martina. Na szczęście żaden alarm nie został uruchomiony.

Sophie nie wiedziała czy Martin to zauważy, ale uśmiechnęła się i skinęła mu głową. Uważnie się rozglądając czy nie ma jeszcze jakiegoś pieszego patrolu. Jeszcze 4 ochroniarzy jest teraz na zmianie, 16-tu na terenie. Ostrożnie przeszła na drzwi, przylegając do nich i lekko nacisnęła na klamkę, sprawdzając, czy nie są zamknięte. Ważne było to, że Martin grał w jej drużynie.. Będzie musiała się tylko nauczyć jak z nim współpracować.
Drzwi były zamknięte na kłódkę - wyglądały dość topornie, ale nie były pierwszej nowości. Po chwili koło Sophie pojawił się zadowolony z siebie wampir.

- Innych nie widziałem w pobliżu - powiedział.
- Jesteś też mistrzem otwierania kłódek? - rozejrzała się za innym wejściem, oknem lub lufcikiem. Wolała nie robić hałasu wywarzając kłódkę. - Albo może mieli przy sobie klucze?
- Zapomniałem sprawdzić. A co do kłódki... masz może spinkę? -
uśmiechnął się w swoim stylu bezczelnego szczeniaka, po czym dodał - Miałem trudne dzieciństwo.

Sophie wyjęła jedną z włosów wypuszczając blond kosmyk. Tak ostatnio dorobiła się spinek, gumek do włosów i całej reszty rzeczy, które bardzo długo jej nie dotyczyły. Podała ją Martinowi. Ten manewrował chwile przy zamku kłódki, po czym z triumfalnym uśmiechem zdjął ją. Otworzył ciężki, skrzypiące drzwi, ukazując tym samym schody prowadzące w głąb ciemności. Sophie rozpięła bardziej piankę i wydobyła przypiętą do pasa latarkę. Pierwsze stopnie najlepiej jak pokonają po ciemku, by nie było ich widać jakby ktoś zajrzał przez drzwi.

[MEDIA]http://spichlerz.eu.interiowo.pl/images/remont/7.jpg[/MEDIA]

- Panie przodem, czy też chcesz poprowadzić?

Wampir wyminął ją, przesuwając się w bok i ocierając o jej ciało jakoś tak zmysłowo... a może tylko jej się zdawało.

- Idę pierwszy. Mi jedna kulka nic nie zrobi. Aczkolwiek jakby co pamiętaj o nagrodzeniu swojego bohatera, gdy będziemy już na mieszkaniu. - szepnął i uśmiechnął się znacząco, po czym ruszył przodem.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 20-02-2017 o 09:54.
Mira jest offline  
Stary 21-02-2017, 20:06   #34
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Follow sweet children, I'll show thee the way
through all the pain and the sorrows.
Weep not poor children for life is this way
murdering beauty and passion.


Schody były dość długie, przez co najmniej dwie kondygnacje pięter. W końcu jednak znaleźli się w podłużnym korytarzu, który mógł być jakimś tunelem ewakuacyjnym albo zapasowym systemem odprowadzania wody w przypadku podniesienia jej poziomu wokół wyspy.


- To... lewo czy prawo? - zapytał Martin.

Sophie rozejrzała się na boki, szukając jakiegokolwiek śladu ludzkiej obecności.
- Pewnie najszybciej byłoby się rozdzielić. - Uśmiechnęła się do wampira. - Prawie jak w horrorach, teraz powinniśmy zacząć ginąć.
- Och, sikorko. Faktycznie jak w horrorach... nie myślisz. - wampir westchnął dramatycznie - Jak pójdziemy w prawo, to pewnie trafimy na ścianę albo korytarz łączący nas z pomieszczeniami, które sprawdza drugi team. W lewo natomiast nie wiadomo i oni tu raczej nie dojdą, więc ja bym poszedł w tę stronę.
- Prowadź kanarku. - Sophie nadal uśmiechała się lekko ale skupiła się już na nasłuchiwaniu. Musiała się skoncentrować, te kilka lat nic nierobienia ją rozleniwiły i nawet wampirek myślał logiczniej od niej. Gdzieś było jeszcze tych 4 strażników i dobrze by było gdyby ich nie zaalarmowali.
- Żółty ptaszek wylądował - dostali komunikat od drugiego teamu.

Byli więc piersi w podziemnym kompleksie. Zachwując maksymalną ostrożność, powoli przesuwali się na południe. Korytarz, choć czasem niski, nie był specjalnie poskręcany, toteż mieli dobrą widoczności przed sobą. Mimo to Sophie zauważyła, że jej partner spoważniał. Martin wyciągnął nawet broń. Ze słuchawki dotarł tymczasem szelest włączanego głośnika i... odgłos wystrzałów.
- Żółtek w opresji! - usłyszeli głos Emilii - Sytuacja trudna. Czerwona małpa jest sama. Niech nie przerywa drogi do gaju.

Sophie nachyliła się do mikrofonu nie przerywając marszu.
- Małpka przyjęła.
To teraz mieli na głowie całą ochronę.

Korytarz wydawał się nie mieć końca. Sophie aż zaczęła zastanawiać się czy czegoś nie przeoczyli. I wtedy za kolejnym zakrętem wreszcie zobaczyli w oddali jakieś metalowe drzwi. Kobieta ruszyła w ich stronę sprężystym krokiem. Nagle jednak wampir złapał ją i przycisnął do ściany. Jego oczy błyszczały w półmroku. Sophie zamarła. Ufała, dużo lepszym niż jej własne, zmysłom wampira. Nasłuchiwała czekając na sygnał od Martina.

Jego twarz zbliżyła się do jej twarzy. Policzki prawie się dotknęły, gdy szeptał do jej ucha:
- Tam jest krew... mnóstwo krwi. Nie wiem czy... się opanuję.
- To pilnuj mi pleców. - Sophie wyminęła wampira i powoli ruszyła w stronę drzwi. Skradając się dotarła do nich i nacisnęła klamkę. Pozwoliła im się samodzielnie otworzyć celując z broni do potencjalnego celu. Cały czas starała się wyczuć zapach krwi, o którym mówił Martin. Jej nozdrza jednak nie były tak wrażliwe. Klamka ustąpiła bez problemu. Znaleźli się w pomieszczeniu, które przypominało nieco starą łaźnię. Było tu kilka kadzi na wodę - teraz brudnych i pustych. Na ziemi walały się jakieś na pół zgniłe kartony, deski oraz metalowe części - głównie łańcuchy. Było też kilka narzędzi - jakieś kombinerki, młotek, spawarka, kilka dziwnych, ale zdecydowanie porządnych uchwytów...

Dalej zaś korytarz znów się ciągnął - tym razem wyłożony kafelkami. Uwagę Sophie przykuły ślady pazurów na ścianach, jakby jakaś bestia (już wampirzyca) ryła je, nie chcąc się przenosić dalej.
- To stamtąd tak cuchnie. - szepnął Martin, wskazując korytarz, który zakręcał ku zachodowi.
- Czujesz się na siłach iść, czy zostajesz tutaj? - Sophie uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. To nie wyglądało na podziemia prywatnej posiadłości. Zerknęła na wampira. Ciekawe czy nosferatka mogła mieć w tej chwili przebudzoną bestię.
- Idę za tobą. Ale nie zdziw się, jak nagle się wycofam. - odpowiedział, marszcząc brwi. Był tak skupiony, że sam zapomniał o jakichkolwiek uszczypliwościach.

Ruszyli dalej. Za załomem korytarza trafili do kolejnego pomieszczenia, ty razem opatrzonego nie tylko drzwiami, ale też kratami i to, jak zauważyła kobieta biegnący po ścianie kabel - pod napięciem. Teraz jednak przejście było otwarte, mogli więc spokojnie zajrzeć do pomieszczenia... pełnego zakrzepłej krwi i krwawych napisów na ścianach.


Większość przerażających graffiti była bez sensu - zdawało się, że są to przypadkowe ciągi liter. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Muszę wyjść - rzekł z trudem Martin - Poczekam dalej w korytarzu.
- Yhym. - Sophie ruszyła dalej z bronią w pogotowiu. Czuła jak jej głowa koncentruje się na obserwacji otoczenia, mięśnie napinają się do skoku. Okazało się jednak, że w pomieszczeniu nikogo nie ma. Nie było też żadnego przejścia dalej. Dziewczyna wycofała się powoli, zerkając tylko na napisy. Większość zdawała się pozbawionym sensu przypadkowym ciągiem, jednak Sophie zauważyła też w tych ciągach powtarzające się słowa: sama, człowiek, krew, dotyk, dawać, na zawsze.

Czy to wampirzyca je wykonała? Wyglądało zupełnie jak miejsce rzeźni. Czyja to była krew? Wampirza czy ludzka? Może Martin jej na to odpowie.
Powoli wychyliła się na korytarz.

Wampir stał odwrócony do niej plecami. Trzymał się dłonią, opierając o ścianę.
- To jej krew.- odpowiedział na niezadane pytanie - Tak wiele krwi... To nie mogło stać się jednorazowo...

Martin wyglądał, jakby mu było naprawdę niedobrze.
- Nawet jeśli, to jej tu nie ma. Musieli ją gdzieś przetransportować. - Sophie rozejrzała się szukając jakiegokolwiek znaku gdzie mogli przenieść wampirzycę. Po chwili dodała cicho. - To musiał być jakiś psychol.
- Człowiek. - warknął w odpowiedzi Martin.

Wtem komunikator znów zaszeleścił.
- Straciłam Toma. - usłyszeli zduszony głos Emilii - Jestem ranna. Szum czerwonych fal odwołany. Powtarzam: szum czerwonych fal odwołany. Nie udało nam się zejść.
- Wynoś się. - Sophie cicho szepnęła do mikrofonu. Spojrzała na Martina. - Też jestem człowiekiem, wiesz? Chodźmy ją znaleźć.
- Nie jest mądrym mi teraz o tym przypominać. - wymamrotał przez zaciśnięte zęby, jednak ruszył obok kobiety.
- Ufam ci kanarku, może to głupie ale… - Sophie wróciła już sprawniejszym krokiem do miejsca, w którym zeszli i ruszyła dalej. Miała nadzieję, że nie wynosili wampirzycy na powierzchnię. Gdy tylko minęła zejście zwolniła i ruszyła ostrożnym krokiem z lekko uniesioną bronią. Tak doszli do ślepego zaułka. Już mieli się cofać, gdy Martin znów zaczął węszyć.

- Znów czuje krew. To chyba ta sama. - podszedł do jednej ze ścian. - Za tą.

Sophie rozejrzała się. Czy było tu jakieś przejście, czy będą musieli obejść to górą. Powoli przesunęła dłonią po ścianie szukając choćby najmniejszego podmuchu, czegoś co mogłoby być przyciskiem.
~Niech będzie jak w filmach.~

Przygryzła wargę. Na górze mogła być cała zasrana ochrona tej wyspy. Bardzo nie chciała tam wychodzić. Tymczasem Martin zniknął na chwilę w głębi korytarza. Sophie, zła, że znów musi działać sama, obmacała ścianę centymetr po centymetrze, by stwierdzić, że... nic nie znalazła. I wtedy wrócił wampir, niosąc wielki, ciężki młot, który znaleźli w pierwszej sali za drzwiami.
- Odsuń się. - powiedział, a właściwie warknął.
- Martin usłyszą nas. - Wyszeptała ale zrobiła kilka kroków w tył. Wolała nie wchodzić w drogę wampirowi, który najwyraźniej był na skraju.
- Może tak, może nie. A na górze na pewno nas zobaczą. Jesteś pewna, że to lepsza opcja?
- Tylko uprzedzam. - Wycelowała broń w ścianę gotowa strzelić w to co pojawi się po drugiej stronie. - Wal śmiało kanarku.

Tego wampir chyba potrzebował - wyładować się na czymś. Po kilkudziesięciu uderzeniach, które wykonał z nieludzką szybkością, ściana pękła, a oni znaleźli się w pomieszczeniu, które było czyste i schludne - do momentu ich pojawienia. Wyglądało jak skrzyżowanie jakiegoś laboratorium z uwagi na wrażenie sterylności, jakie robiło, ze... spiżarnią. Na jednej ze ścian bowiem w równych odstępach na półkach stały słoiki... z częściami ciała.



Na przeciwnej ścianie dostrzegli kolejne - jedyne drzwi.
- Nie ruszaj się stąd, dobrze? - Sophie zerknęła na Martina i powoli przeszła przez wybity otwór w ścianie. Czuła jak w żołądku się jej coś przewraca. Z uniesioną bronią podeszła do metalowych drzwi i je uchyliła.

Przed sobą zobaczyła kolejne pomieszczenie - tym razem wyglądające jak na prędce przygotowana sala operacyjna. Było tu jednak coś znajomego - te same krwawe napisy na ścianach. Choć tutaj było ich mniej.


Na stole coś leżało - okrwawiony, całkiem spory ochłap mięsa - najwyraźniej w trakcie obróbki, bo nad nim pochylał się jakiś człowiek w masce chirurgicznej z pół-automatyczną piłą do kości w ręku.

Człowiek spojrzał ze strachem na Sophie. Dziewczyna strzeliła, nie mogła sobie pozwolić na to że mężczyzna podniesie alarm. Padł martwy nim zdążył cokolwiek powiedzieć czy zrobić.
- Tutaj jest kamera - nagle za plecami Sophie pojawił się Martin, wskazując urządzenie. Usłyszeli też jak z przeciwnej strony ktoś nadbiega korytarzem.
- To w nią nie właź. - Dziewczyna warknęła i strzeliła w urządzenie. Rozejrzała się za czymś czym mogłaby zablokować drzwi. W pomieszczeniu było wiele gratów, na dodatek obok wejścia stał regał, którym mogła zablokować przejście. Tymczasem Martin podszedł do stołu operacyjnego.
- Ona... żyje. - powiedział takim głosem, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
- To pakuj ją do czegoś. - Sophie wytężyła wszyskie siły starając się puścić w obieg resztki wampirzej krwi, które może jeszcze gdzieś płynęły w jej żyłach, próbując się przesunąć regał. Ten okazał się jednak potwornie ciężki. Już myślała, że sama nie da rady, gdy udało jej się przeważyć mebel. Zyskali tym trochę czasu.

Martin zaś stał nad stołem i patrzył na coś, co tylko przy dużej dozie wyobraźni wyglądało jak człowiek, głównie dzięki obdartym ze skóry, chuderlawym rękom w okowach. Nóg natomiast nie stwierdzono u tej istoty. Partner Sophie patrzył na pozbawione oczu oblicze o zmasakrowanym nosie, a z jego oczu płynęły krwawe łzy.

Sophie rozejrzała się za jakimś workiem, do którego mogłaby załadować korpus.
- Kanarku, proszę. - Jej głos był spokojny. - Jak jej stąd nie zabierzemy to na pewno jej nie uratujemy. Pomóż mi.

Pokiwał głową, rozmazując sobie niedbale czerwone smugi na twarzy, gdy starał się otrzeć łzy. Po chwili znalazł pod stołem coś, co wyglądało jak nosze - tylko że miało dodatkowo półprzeźroczystą kopułę. Ostrożnie włożył ciało wampirzycy do środka, choć nie dało się stwierdzić, czy sprawia jej przy tym ból, czy nie. Nosferatka poruszyła się lekko, ale chyba nie była w stanie się z nimi komunikować.

- Wszystko będzie dobrze, wracasz do domu - powiedział do niej Martin, nim zamknął kopułę. Następnie podniósł na próbę nosze.
- Nie są ciężkie. Mogę sam je nieść. Wezwij Sharkę.

Sophie skrzywiła się słysząc jego słowa. Tak ona też kiedyś usłyszała, że “wraca do domu”. Wcale nie było dobrze. Przysunęła mikrofon do ust.
- Czerwoni do orzełka, przechwyciliśmy brzy… - powstrzymała się od użycia ksywy nosferatu. Wolała nie pogarszać nastroju Martina - cel.

Dziewczyna nie czekając na odpowiedź podeszła do otworu, którym się tu dostali. Co by się nie działo musieli jeszcze wyjść z podziemi. Wyjrzała nie narażając się na bycie postrzeloną i nasłuchując czy ktoś nie nadchodzi.
Ile zajmie strażnikom przegrupowanie się i dotarcie do wejścia, którym tutaj dotarli? Ilu ich w ogóle zostało? Te pytania wisiały w głowie Sophie, gdy szybki i sprawnie przesuwali się do przodu. Niestety, szczęście opuściło ich tuż przy schodach. Najpierw było potężne dudnięcie w drzwi a potem odgłos kroków kilkunastu wojskowych butów. Ktoś coś krzyknął po włosku, a potem do piwnicy wrzucono jakiś przedmiot. Granat?!

Martin wypuścił nosze i błyskawicznie przycisnął Sophie do ściany, zakrywając ją własnym ciałem. Na szczęście, to był tylko granat dymny, który może i dusił kobietę, ale nie był w stanie jej zabić.
- Ja się tym zajmę. - powiedział wampir, wypuszczając ją z objęć, po czym wstał i ruszył na spotkanie zbiegających po schodach ludzi. Po chwili zniknął Sophie z oczu wśród smug dymu.

Dziewczyna osłaniając twarz w zagięciu łokcia wydobyła temblak z plecaka. Niestety nie miała chusty z ekwipunku wojskowego. Wycelowała broń w kłęby dymu. Ktoś strzelał... niejeden nawet. Agonalne krzyki, które temu towarzyszyły, nie należały jednak do Martina. Jego nie było słychać wcale. Sophie czekała gotowa strzelić gdy tylko jej oczom ukaże się kto inny niż wampir.

Był problem. Oni mogli mieć noktowizory więc zobaczą ją szybciej. Zerknęła na nosze i na korytarz którym tu przyszli. Miała nadzieję, że darowali atak od tamtej strony. Jej nadzieje były jednak płonne, choć... ocaliły jej życie. W porę dostrzegła nabiegających z drugiej strony strażników w maskach przeciwgazowych. Podczas gdy jeden uparł się widać na szturmowanie, drugi przyczaił się i strzelił. Na szczęście niecelnie - kula weszła w tynk jakieś 10cm od ramienia Sophie. Wtem zaszeleścił komunikator w jej uchu.

- Czerwoni, zgłoście się. Czerwoni, powtarzam, podajcie status misji. Podajcie status misji. - usłyszała głos Sharki.

Sophie oddała dwa strzały, najpierw w podbiegającego mężczyznę, drugi w tego, który w nią celował. Zostało 13 naboi.
- Czerwoni pod ostrzałem. - Szepnęła do mikrofonu, zerkając na wszelki wypadek za siebie.
- Mamy Tovę, zabierzcie nas stąd, kurwa! - dodał Martin, walcząc gdzieś w połowie schodów i najwyraźniej z mozołem przebijając się ku górze.

Tymczasem Sophie udało się zdjąć tego strażnika, który nadbiegał. Jednak jego towarzysz wydawał się mądrzejszy. I miał znacznie lepszą kryjówkę niż kobieta.
- Zrozumiałam. Zaraz tam będziemy. Trzymajcie się. - usłyszała głos Sharki, po czym jej ramię przeszył piekący ból.

Tym razem mężczyzna za osłoną nie spudłował. Zdecydowanie to Sophie była na gorszej pozycji strzeleckiej, szczególnie że dym powoli się ulatniał, odsłaniając ją.

Sophie zaczęła oddawać w stronę strzelającego do niej mężczyzny kolejne strzały. Sięgnęła ranną ręką po drugą broń. 12, 11, 10 naboi… Przesunęła się na drugą ścianę utrudniając mu celowanie do niej, jednocześnie zerkając mogła teraz zobaczyć co dzieje się na schodach. A te tonęły we krwi i ciałach. Wyglądały nie lepiej niż cela Nosferatki, przy czym tutaj było nawet gorzej - gdzieniegdzie walały się flaki i odcięte członki z ludzkich ciał. Wszystko wskazywało na to, że Martinowi udało się przebić na górę.
Kolejnych kilka strzałów padło w stronę rannej Sophie. Na szczęście tym razem żaden nie był celny. Dziewczyna wystawiła się, przyjmując czystą linię do strzału. Wystrzeliła w stronę strażnika, który ją atakował celując w serce. Skubaniec, zdążył się ukryć, lecz po cichym jęknięciu poznała, że został ranny. Na razie też nie wychylał się zza swojej osłony. Sophie zerknęła w stronę noszy. Nie wyniesie ich sama, szczególnie teraz gdy oberwała. Czuła jak z rany w ramieniu upływa krew. Ruszyła w stronę mężczyzny idąc tak by musiał się wychylić by do niej strzelić. Cały czas celowała, tylko kątem oka zerkając czy ktoś nie schodzi z góry. I tak właśnie go ustrzeliła. Centralnie w środek czoła.

- Oszalałaś?! - usłyszała za sobą głos Martina.
Wampir cały był upaprany krwią, a w jego ciele dało się zauważyć kilka ran. Lewe ramie zwisało też jakoś bezwładnie, lecz Martin wydawał się tym nie przejmować.
- Nie mogłaś zaczekać w ukryciu, durna sikorko? Mógł cię zastrzelić, jak się tak wystawiłaś! - warczał na nią, podchodząc do noszy.
- Wybacz kanarku, nie wiedziałam czy ci nie odwaliło od tej całej krwi i wolałam nie mieć kogoś na plecach. - Sophie zdjęła temblak z twarzy i docisnęła go do rany, tamując krwawienie.

Martin pomógł jej, choć miał sprawną tylko jedną rękę.
- Spoko, obżarłem się. - powiedział, po czym dodał - Wybiliśmy chyba wszystkich na tej jebanej wyspie.
- I tak ich nie lubiłam, strasznie bazgrolą. - Sophie ruszyła w stronę schodów w dłoni cały czas trzymając broń na wypadek gdyby wampir nie policzył dokładnie ciał. - Zabierajmy się stąd, zanim padnę.
 
Aiko jest offline  
Stary 22-02-2017, 17:22   #35
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Dziwnie było po tym wszystkim znaleźć się w spokojnej, angielskiej posiadłości. Dziwnie było wejść do pokoju razem z wampirem, który wciąż miał na sobie grubą warstwę zaschniętej krwi, przypominającej o masakrze, której dokonał. Zresztą Martin wciąż wydawał się być myślami przy okaleczonym ciele Tovy, która cudem przetrwała katusze, jakim ją poddano. Nawet w przypadku wampirzycy rekonwalescencja miała potrwać kilka tygodni, a może i miesięcy. Niemniej misja została wykonana.

Ramię Sophie praktycznie się zabliźniło, dzięki wampirzej vitae, którą jej podano jeszcze w helikopterze. Nie była więc osłabiona czy nawet zmęczona - przynajmniej fizycznie. Do świtu pozostało półtora godziny. Dziewczyna zsunęła z siebie górę pianki i zaczęła rozpinać kabury. Cały czas zerkała na Martina. Niepokoiła się tym jak wampir zachował się widząc porąbaną na kawałki Novę. Niby odrobił tą, zawiechę ale… co jeśli zrobi coś takiego w cięższej sytuacji.

- Jak tam twoje ramię? - rzuciła na fotel pierwszą kaburę z bronią i zaczęła odpinać drugą.
Wampir spojrzał ze zdziwieniem najpierw na nią, jakby nie spodziewał się, że u będzie, a potem na swoje ramię. Poruszał nim na próbę.
- Lepiej. - powiedział, po czym dodał - Podali mi krew.
- To dobrze.
- Sophie rzuciła resztę ekwipunku na fotel i zdjęła piankę. Po chwili jakby sobie o czymś przypomniała. - Może chcesz iść pierwszy się wymyć?
- Możesz iść
. - powiedział, po czym skierował się do swojej sypialni.
- Martin. - W głosie dziewczyny dało się usłyszeć niepokój. - Co się dzieje, kanarku?

Spojrzał na nią, choć jego twarz wyglądała teraz bardziej jak maska od zaskrzepłej juchy i brudu. Mimo to dostrzegła jakąś swoistą matowość jego oczu.
- Nie zaczynaj, bo cię znów zerżnę. - powiedział beznamiętnie, po czym zamknął za sobą drzwi - Zmykaj się myć, sikorko - rzucił jeszcze nim te się zatrzasnęły.
Sophie zamiast pójść się umyć podeszła do jego drzwi.
- Idź się wymyj i ogarnij. - Dziewczyna oparła się czołem o jego drzwi. To mogła być ciężka misja dla kogoś kto nigdy nie był na wojnie. Zachowanie wampira trochę przypominało jej zachowanie świeżych na froncie. Chwilę myślała co z tym zrobić. Po czym uznała, że co nie powie i tak będzie źle. - Najwyżej mnie zerżniesz, ale masz się otrząsnąć. Nie jesteś jakimś cholernym pięciolatkiem, tylko zabójcą wampirku.
- Taa, wiem. Po prostu idź pierwsza.
- usłyszała za drzwiami jego przytłumiony głos.

Sophie przygryzła wargę. Od kiedy się przejmuje takimi rzeczami? Od kiedy martwi się o kogokolwiek? Westchnęła ciężko. Może lepszy byłoby pytanie, kiedy znów zaczęła to robić. Andre i jego cholerne manipulacje, robił się z niej dzieciak a nie żołnierz.

- Wymyj się ze mną. - Jej głos był cichy. Czuła się głupio z tym co właśnie powiedziała, ale do cholery toż chciała to powiedzieć.
Usłyszała jego parsknięcie. Jednak nie było z nim tak źle.
- Sama sobie poradzisz. Nie mam dziś ochoty patrzeć na te twoje blizny. - powiedział, a właściwie burknął.
Po chwili do jej uszu dotarł jeszcze inny dźwięk - otwieranej okiennicy.
- Nie rób głupot wampirku. - Sophie weszła do środka. Ostatnio była zła na siebie, że na za dużo mu pozwalała, to chociaż teraz spróbuje zrobić inaczej. Nie miała jednak szans z wampirzą szybkością. Kiedy weszła do pomieszczenia, jego już tam nie było - musiał wyskoczyć przez otwarte okno. Niestety, gdy przez nie wyjrzała, również nikogo nie zauważyła. Została sama. Na chwile zatrzymała się wyglądając przez okno. Jakie szanse miałaby go znaleźć? Zmęczona oparła się o ościeżnicę. Co ma robić z tym wampirem? Nie ma na niego ochoty jest źle, ma - również. Chce z nim współpracować, to on nawet nie daje jej szansy. Zirytowana uderzyła pięścią w ścianę i wycofała się z pokoju wampira. Zgarnęła ubrania i wzięła długi ciepły prysznic, po którym ubrała się i ruszyła na spacer. Nie było opcji, że go znajdzie, ale zawsze mogła chociaż się przejść.

[MEDIA]http://img03.deviantart.net/087b/i/2011/097/6/3/in_the_dark_forest_new_serie_2_by_countessbloody-d3devhy.jpg[/MEDIA]

Spacerowała bez celu, odruchowo tylko kierując się do pobliskiego lasku. W końcu wampir musiał się gdzieś schronić, jeśli chciał przetrwać dzień poza pokojem. Czy da się jednak odnaleźć nadnaturalna istotę, jeśli ona sama nie chce być znaleziona? Sophie szczerze w to wątpiła.

No i to ona została odnaleziona. Właściwie już rozważała, by zawrócić, gdy wśród konarów drzew przemknął cień. Martin zeskoczył z góry tuż przed nią i brutalnie docisnął kobietę do pnia drzewa.
- Czy ty jesteś jakaś upośledzona? Po co za mną łazisz? - wysyczał. Wciąż był brudny i pokrwawiony, ale musiał gdzieś przemyć twarz oraz dłonie w międzyczasie.
- Za tobą? Wampirku troszkę mi brakuje do twoich zmysłów, nie było opcji bym cię chociaż zobaczyła. - Sophie oparła się o drzewo. - Martwiłam się to poszłam się przejść.
- Akurat tutaj... masz mnie za idiotę?
- dłoń Martina zacisnęła się ostrzegawczo wokół jej szyi.
Sophie przymknęła oczy.
- Miałam nadzieję, że cię znajdę, a musiałeś się gdzieś schować na dzień. - Jej głos był spokojny, czuła że ma lekkie problemy z oddychaniem. Jednak nie było po niej widać nawet odrobiny strachu czy niepewności. - Jednak jeśli byś się nie pokazał, bym ciebie nie znalazła. Co się dzieje Martin?
- Pytasz, bo jesteśmy partnerami, bo swoich się nie zostawia, co?
- warknął w odpowiedzi, zastygając - Cieszę się, że tak fantastycznie cię wyszkolili. Ta robota jest idealna dla ciebie. Jesteś gotowa dać mi dupy w imię dobra teamu, co nie? Naprawdę świetna z ciebie będzie suka na posyłki. Andre będzie zachwycony, mając taką wtykę. Może nawet dzięki tobie awansuje.
- Tylko partnerami byliśmy dwa picia twojej vitae temu.
- Sophie uśmiechnęła się i otworzyła oczy. - Teraz, jak już powiedziałam, się martwię. Nie mam zwyczaju oferowania swojej dupy i jeśli to robię to tylko dlatego, że mam na to ochotę.
Wampir wydawał się nieco stracić rezon.
- Jeszcze nie jesteś moim ghulem. W sumie to chyba cię nawet nie chcę - puścił ją i odsunął się - Już będę grzeczny, wracam do łóżka, mamo. Nie musisz się więcej martwić. - dodał, nie patrząc już na nią.
- Poważnie myślałam czy jej tam nie dobić, wampirku. - Sophie skrzyżowała ręce na piersi. - Osobiście żałuję, że ze mną ktoś czegoś takiego nie zrobił.
Odwróciła się od wampira.
- Wracaj do pokoju synku, ja się jeszcze przejdę.
Przystanął.
- To jej decyzja. Jeśli nie będzie umiała zapomnieć, wyjście w tamtą stronę zawsze jest. Dla ciebie także.
Sophie roześmiała się głośno. Jej głos poniósł się echem po lasku.
- Żartujesz sobie? Zapomnieć o tym, że cię poćwiartowano? - Obejrzała się na wampira. - Zgłaszałam się tam już kilka razy i najwyraźniej tam mnie też nie chcą. Teraz chcę odpracować pańszczyznę u pewnego wampirka, który raz temu zapobiegł.

Odwróciła się i ruszyła na spacer. Mogła się martwić, ale gadanie z dzieciakami nigdy nie było jej mocną stroną. Tylko dzięki wieloletniemu szkoleniu zdążyła się odwrócić, by zobaczyć jak wampir rozpędza się na nią z wystawionymi kłami. Przewrócił ją z pełnym impetem, przez co przekoziołkowali kilka razy. Gdy się zatrzymali Martin wbił kły w jej szyję. Zaczął łapczywie pić.

- Martin... debilu.
- Sophie czuła jak narasta w niej podniecenie. Jak pragnie by wampir z niej pił. - Mówiłeś, że się najadłeś. - jej głos powoli słabł.

On jednak nie reagował. Sączył jej krew bez oporów, brutalnie. Andre nigdy z niej tak nie pił. Nigdy wcześniej nie czuła się tak bardzo... penetrowana. Jednocześnie siły opuszczały ją, była bliska utraty przytomności, podczas gdy wampir wydawał się tylko bardziej rozochocony. Jedną ręką rozpiął jej bluzę i obnażył jej pierś, po to by miętosić ja w rytm łyków.

- Martin idioto, podobno już mnie nie chcesz.
- Sophie przymknęła oczy. Była potwornie słaba i teraz mogła się tylko poddać temu co robi z nią wampir.
Oderwał się, gdy ona miała już ciemne plamki przed oczami.
- A ty podobno chcesz umrzeć. Jeśli o mnie chodzi, nie ma problemu, wiesz? Śmierć za śmierć, sikorko.
- Jestem jeszcze trochę winna Andre, Martin.
- Sophie uśmiechnęła się do niego słabo. - Dlatego tu jestem i dlatego żyję. Jak poczuję, że się wywiązałam to się sama tym zajmę.
- Pierdolę twojego Andre!
- krzyknął jej w twarz, uderzając pięścią w ziemię. Z głuchym warknięciem znów wbił się w jej szyję.
- Kurwa Martin… przestań. Toż nie chcesz być taki sam jak ja. - Czuła, że zaraz odpłynie. W sumie pomysł na śmierć był całkiem ciekawy ale jakoś nie czuła, że powinno być to teraz. - Puść mnie cholero.
- Więc powiedz, że masz inny powód, by żyć niż ten zasrany Andre!
- wrzasnął jej do ucha.

Kobieta zamarła, że co innego ma mieć? Powód? Sophie skupiła spojrzenie na niebie które prześwitywało między drzewami i tak go nie widziała bo jej wzrok odpływał. Po co temu wampirkowi takie informacje… co za różnica?
- Chcę walczyć kanarku… walczyć uczyć się, stawać się coraz doskonalsza. - Zerknęła na znajdującą się przy jej uchu twarz. Wszystko było zamazane. - Po co ci to?
- Bo cię pokochałem, durna sikorko. Jeszcze jako człowiek. I dlatego... chcę ci zwrócić wolność. Ode mnie... od Ankh... i od Andre.
- to powiedziawszy, ponownie zaczął z niej pić, a jej świadomość powoli gasła, odpływając w niebyt.

~ Żegnaj, Sophie Lancaster ~

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-02-2017, 12:49   #36
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


Spała, lecz miała wrażenie, że trwa to już trochę za długo. Jednocześnie nie potrafiła się wybudzić. Co dziwne, nic jej się nie śniło, za to była w pełni świadoma dźwięków dookoła. Dlaczego wszyscy tak hałasowali? I jakim cudem jednocześnie mogła słyszeć jak Edgar podrywa przez telefon jakąś dziewczynę, jak Sharka krzyczy na rekrutów i jak kucharka biadoli nad małą ilością białego sera...?

Nagle poczuła straszliwy ból w piersi - coś tak nierealnego i paraliżującego, że sama nie wiedziała jak jej układ nerwowy znosi to. Co więcej, to dzięki temu cierpieniu wreszcie otworzyła oczy i usiadła gwałtownie na swoim łóżku.

- Spokojnie, spokojnie - usłyszała znajomy głos obok - Tylko spokojnie Sophie. Najpierw się zalecz. Musisz spalić krew. Robiłaś to już, więc potrafisz... o, widzisz, właśnie tak.

Kobieta poczuła jak rana na piersi zabliźnia się, a ból mija. Spojrzała w bok na mówiącego. To był Andre! Czyżby jednak śniła? Dlaczego Andre siedział przy jej łóżku w rezydencji Ankh i na dodatek trzymał w dłoni... pokryty JEJ KRWIĄ osikowy kołek?!
- Witaj Sophie. - uśmiechnął się tym swoim nieco smutnawym uśmiechem i choć był piękny... kobieta nie czuła takiej ekscytacji jak zazwyczaj, gdy to robił.

Nie ruszała się jej głowa pracowała na wysokich obrotach. Ból w piersi, kołek… Chciała przetrzeć twarz ale nie miała sił. Skupiła się na zaleczeniu ran tak jak jej polecił.
- Czy ten idiota mnie spokrewnił? - Jej głos był słaby, zachrypnięty… jakby dawno nie piła.
- Owszem. I... mamy z tym poważny problem. - powiedział Andre, po czym dodał - Ale najpierw skupmy się na tym, jak się czujesz?
- Doskonale jak na kogoś z kogo właśnie wyciągnięto kołek. - Sophie przetarła twarz. - Wiem czemu ja mam z tym problem, ale czemu wy go macie? Bardzo narozrabiałam?

Burth westchnął, mimo że przecież nie oddychał. Pogładził ją po dłoni. Mimochodem zauważyła, że teraz ich temperatura ciała nie różni się od siebie.
- Cóż... chyba ci mówiłem, że według naszych praw stworzenie potomka może zlecić tylko książę, któremu się podlega. Martin oczywiście z nikim się nie konsultował w tej sprawie i tym samym popełnił jedno z najcięższych przestępstw Camarilli. Teoretycznie więc powinniście być oboje straceni... - uścisnął dłoń Sophie mocniej - Na szczęście, udało mi się przekonać Radę, by uznała Cię jako mojego potomka, bo przecież niedawno dostałem pozwolenie na jego stworzenie. Tym samym stałaś się moją protegowaną. Niestety, jeszcze nie wiadomo co będzie z Ankh. Obawiam się jednak, że twoja przygoda tutaj już się skończyła... Przykro mi. - uśmiechnął się smutno, patrząc jej w oczy.

- Co z Martinem? - Sophie nie odrywała od niego spojrzenia. Czemu kanarek to zrobił… też na pewno sam znał konsekwencje.
- Zostanie stracony. Dziś rano. - odparł spokojnie Andre - Dla niego nic nie mogę zrobić.
- Ale to on jest twoim childe, a nie ja? - Dziewczyna podniosła się. - Gdzie on jest?
- I to on popełnił przestępstwo. Z pełną premedytacją. - odparł twardo wampir - Jest w lochach. Nad ranem zostanie wyprowadzony i przywiązany do pala na placu. Umrze, ostatni raz oglądając słońce. To jego własny wybór.
- Rozumiem Andre. Czy mimo to mogę go zobaczyć? - Sophie uśmiechnęła się smutno do wampira. - Ten głupek twierdził, że robi to bo mnie kocha.

Choć oblicze Burtha nawet nie drgnęło, wydawało się, że ta informacja zrobiła na nim jakieś wrażenie. Dziwne, Sophie była teraz wrażliwsza nie tylko na zmysłowe bodźce, ale także te... intuicyjne.
- Niestety, to niemożliwe. - powiedział, podnosząc się z krzesła.
- Andre zrobię jak mi rozkażesz, ale chcę wiedzieć czemu nie mogę go zobaczyć. - Sophie była spokojna jednak czuła, że coś ją męczy. Smutek? Przywiązała się do Martina, martwiła się… chciała go zobaczyć.
- To by nie było dobre ani dla niego, ani dla ciebie. - odparł z delikatnym uśmiechem - A teraz wybacz na moment. Przyleciałem najszybciej jak mogłem, jednak muszę przynajmniej telefonicznie dopilnować pewnych spraw w Wiedniu. Czekam też na pozwolenie od Rady, żeby cię stąd zabrać.

Sophie nie zatrzymywała go.
-Nie uważasz, że powinna sama to ocenić? - Która mogła być godzina… zerknęła na zegarek. Było sporo po 22-ej. Sporo czasy gdyby chciała...
Przystanął i popatrzył na nią z namysłem. Po raz pierwszy chyba czuła, że jest z niej niezadowolony.
- Ta decyzja i tak należy do Marii. Ja ci to po prostu odradzam. Ten facet cię zabił i przemienił wbrew twojej woli. Jeśli będziesz się z nim widzieć, może być to odczytane jako rodzaj spisku. I zacznie się gadanie, że jednak nie byłaś do końca ofiarą. Ja chcę cię tylko ochronić, Sophie. Ale nie jestem jak Martin, nie zrobię tego wbrew tobie.
Z tymi słowami Burth zostawił ją samą w pokoju.

Spisek? Sophie odprowadziła go wzrokiem do drzwi i przygryzła wargę. Momentalnie przecięła ją kłem. Szybko zalizała rankę i skupiła się na ukryciu wampirzych atrybutów. Przeszła do łazienki i przejrzała się w lustrze. Nie wiedziała co ma robić… coś było nie tak ale nie do końca rozumiała co.


Była blada, choć może lepsze by było słowo bledsza. Najciekawsze było to, że nawet nie miała pojęcia do jakiego klanu należy Andre, a co za tym idzie Martin. Zrzuciła przedziurawioną przez kołek koszulkę i przejechała palcem po bliźnie. To była pierwsza, której pewnie rano nie zobaczy.

Chyba Martinowi się udało. Nie czuła takiej bliskości, potrzeby kontaktu z Andre, jak wcześniej. Nadal go kochała. Gdy zobaczyła brak zadowolenia w jego oczach, poczuła jakby wszystko w niej pękało, ale… to nie było to samo. Ankh jej nie chciało, Martin miał umrzeć. Tak temu kanarkowi się udało. “Uwolnił” ją od wszystkiego. Pytanie tylko czy chciała tej wolności. Znów miała być ochroniarzem, ubierać się w ładne kiecki, towarzyszyć Andre na balach. Bawiłaby się z nim dobrze, ale ile 5-10 lat, nawet by się z niej nie napił bo wtedy związałby się z nią więzami krwi. Przemyła twarz i wróciła do pokoju. Założyła nową koszulkę i zaczęła zapinać kabury.

Była wariatką, jak to stwierdził Andre, masochistką i tak cholernie nie chciała dać wygrać temu kanarkowi. Upięła wysoko włosy i po tym co pokazał jej Martin wsunęła o kilka spinek do włosów więcej niż trzeba. Narzuciła kurtkę i ruszyła do lochów. Jak łatwo się domyślić, jej karta magnetyczna odmówiła jednak dostępu do poziomu niższego niż -1, a lochy znajdowały się na -2 lub -3 - w sumie nie wiedziała, bo nigdy tam nie była. Sophie zirytowana zaczęłą krążyć po korytarzu. Robiła głupotę, kolejną w tym życiu głupotę. Ale… może Maria pozwoliłaby jej się z nim spotkać, ale czy ją to będzie satysfakcjonować? Przeleciała wzrokiem po ścianach szukając kamer. Andre się dla niej poświęcał, był gotów zaryzykować i przyjąć ją mimo, że powinna zginąć, a ona co? Stanęła daleko od drzwi i zerknęła na zamek. Czy da radę go przestrzelić? Niestety, to było cudo najnowszej techniki. Pancerne cudo - należy dodać. Tak jak całe drzwi. Na dodatek nad sobą Sophie zauważyła zainteresowaną jej poczynaniami kamerę. Sophie wycofała się. Nic się nie dało poradzić i tak już spaliła dlatego że tu przyszła, dała się ponieść emocjom.

Zirytowana szła korytarzem myśląc co właściwie ma zrobić. Owszem Martin spokrewnił ją bez jej zgody, bez zgody Camarilli. Jednak wizja tego, że znów umrze i to znów przez nią, nagle zaczęła ją boleć. Skoro były tam kamery i tak ją widzieli, widzieli że chciała do niego pójść. Znów dała się ponieść emocjom. Przysiadła na jednej z ławek stojących na korytarzu. Nie chciała by go stracili, tylko nie za bardzo wiedziała jak mu ma pomóc.

- Panienko? - usłyszała głos niedaleko.
To był lokaj, którego spotkała wcześniej.
- Czy coś się stało? - zapytał, podchodząc bliżej. Dłonie trzymał za plecami, jak przystało na profesjonalnego sługę.

Sophie nie lubiła gdy ktoś ukrywał przed nią dłonie. Momentalnie napięła się i skupiła całą uwagę na mężczyźnie.
- Nie licząc tego, że mnie zabito… nie, nic się nie stało. - Była ciekawa czy lokaj ma kartę dostępu do lochów. Jak istotną osoba był, będąc tuż przy Marie? Lecz może ważniejsze byłoby tu pytanie, jak silną?
- Tak, to kłopotliwa sprawa. - przyznał uśmiechając się lekko.
- Tak się składa, że pojawiasz się zawsze gdy mam kłopotliwe przemyślenia. - Sophie przyglądała się mu uważnie. Był wampirem czy ghulem? Jak niby miała to rozpoznać? Nie… spotkali się podczas dnia przy tablicy. Martin spał… Przygryzła wargę. Tak odmierza czas tym czy Martin był na nogach czy nie. Powoli podniosła się z ławki. Cały czas biła się z myślami ile była gotowa zaryzykować dla tego kanarka. - Czemu, to robisz?
- Można winić przypadek lub przeznaczenie. Pytanie brzmi, czy mogę ci w czymś pomóc. W końcu to moja praca - służyć. - odparł z uśmiechem czarnowłosy mężczyzna.

Sophie patrzyła mu prosto w oczy.
- Zaprowadź mnie do niego... do mego partnera.

Przez chwilę patrzył na nią jakby z namysłem.
- W porządku. Aczkolwiek nie mogę ci gwarantować ochrony, jeśli się na ciebie rzuci. - powiedział mężczyzna i podszedł do czytnika. Po chwili kontaktu z jego... zegarkiem! Zapaliło się zielone światełko. Lokaj nacisnął klamkę i otworzył drzwi zapraszająco.

Sophie tylko przytaknęła ruchem głowy i ruszyła za nim. W sumie nie pomyślała o tym, ale Martina też mogli zakołkować… cóż i tak robi głupotę.

Służący otworzył kolejne drzwi - jedne z kilku w korytarzu i przepuścił Sophie przodem.
- Gdy będziesz gotowa, pomachaj do kamery. Jest nad wejściem. - powiedział z uprzejmym uśmiechem.

Kiedy dziewczyna minęła go znalazła się w kolejnym pomieszczeniu - dość dużym i jasno oświetlonym, pośrodku którego umieszczona była duża klatka jakieś 3x3x2 - idealna na wielkiego zwierza. Albo wampira.
Martin siedział na pryczy - jedynym wyposażeniu więzienia, nie licząc kostki rubika, którą bawił się w dłoniach.


- Sophie... - szepnął jej imię, podnosząc na nią wzrok.

Dziewczyna ruszyła w stronę wampira przyglądając się uważnie, gdzie są kamery, czy klatka jest pod napięciem. Podeszła tak blisko, że niemal jej dotykała, była bardzo poważna ale czuła jak cieszy się na widok kanarka.
- Martin… - Lata doświadczenia sprawiły, że jej głos zabrzmiał śmiertelnie poważnie, na twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. - Sama już nie wiem czy jesteś samobójcą czy po prostu idiotą.

Patrzyła na niego, a w jej głowie było tylko jedno pytanie. Jak go stąd wyciągnąć i to szybko. Była spokojna, traktowała tą wizytę jak misję i starała się wyłapać jak najwięcej szczegółów, które mogłyby jej pomóc.
W sali były 4 kamery - jedna na jednej ścianie. Pomieszczenie miało kształt niemal idealnego kwadratu. Część lamp na górze była zapalona - część nie. Łatwo było się domyślić, że prawdopodobnie są to lampy UV, które w razie problemów pozwolą szybko spacyfikować więźnia. W dodatki w ścianach na wysokości kolan co kilkadziesiąt centymetrów pojawiały się otwory - prawdopodobnie można było tędy wpuścić jakiś gaz. Na domiar złego, Martin potwierdził jej przypuszczenia...

- Też się cieszę, że cię widzę - powiedział z uśmiechem - Tylko nie rzucaj się na kraty, by mnie całować. Są pod napięciem.

Sophie wpatrując się w wampira wykonywała chłodne kalkulacje. Lampy można zestrzelić, ma w pistoletach łącznie 28 naboi i jeszcze dwa magazynki przy kaburach… pytanie czy uda się jej przeładować. Klatka musi gdzieś mieć zasilanie, ale niestety może się ono znajdować po posadzką. Pewnie przy wejściu jest przełącznik umożliwiający zdjęcia zasilania, prawdopodobnie zabezpieczony. Istniała możliwość, że odblokuje go zegarek, tak jak wejście do więzienia.

Ile osób mogło ich tu obserwować?
- Słyszałam, że to ty mozesz ewentualnie się na mnie rzucić. Nie dali ci tu żadnej kobiety? - Wpatrywała się w jego oczy ciekawa czy rozpozna co planuje. Zdobycie zegarka powinno być dosyć proste, brunet był co najwyżej ghulem, a ona sądząc po talentach Martina i Andre powinna móc się poruszyć bardzo szybko… powinna. Pytanie co dalej. Wyjdą na korytarz, mają się przesiepać przez całe Ankh? Co jeśli Andre i tamten wampir staną im na drodze?

Znów się uśmiechnął smutno. Wyglądał na zrezygnowanego.
- Nie potrzebuję żadnej innej. - odpowiedział spokojnie.
- Za tą rozmowę też mogę być stracona, mam nadzieję, że na to liczyłeś. - Skłamała, ale potrzebowała jego i jego motywacji jeśli choćby mieli spróbować się stąd wydostać.

Wstał i podszedł do krat. Przyjrzał jej się chwilę uważnie, po czym powiedział.
- Daj spokój, Sophie. To był mój wybór. I chociaż cię nie zmuszę, chciałbym, żebyś nie zawaliła tego, przez co wyślą mnie na solarium. Szkoda tylko, że zniszczyli wszystkie moje notatki i pliki. Chciałem zostawić ci swoją książkę do poczytania. Wiesz, tą o tym wampirze, za którym przyjechałem do Wiednia. Była w 2/3 gotowa. No ale... nie można mieć wszystkiego. - spojrzał jej prosto w oczy - Co narozrabiałem, to moje. I to jak na mnie teraz patrzysz... było tego warte.
- Nie zawaliła czego? Ostatnią rzeczą na jaką miałam w życiu ochotę, to zostać spokrewnionym. - Sophie nie odrywała od niego oczu. To było nawet ciekawe… jak szybko ich zabiją. Nagle uznała, że to może być całkiem ciekawe i pouczające doświadczenie.

- Weź na mnie nie krzycz w dniu mojej śmierci co? - zaśmiał się cicho - Powinnaś mi raczej powiedzieć coś romantycznego. Albo chociaż, że dobrze ci było... no wiesz.
Sophie uśmiechnęła się i pomachała do kamery.
- Och tatusiu… jak długo się znamy? - Ruszyła w stronę wyjścia rozglądając się za wyłącznikiem do kraty. Nigdzie go jednak nie dostrzegła, nawet panelu do sterowania.
- Co robisz? - zapytał Martin, gdy drzwi odskoczyły nagle, a Sophie mogła wyjść na zewnątrz.

Sophie otworzyła drzwi i stanęła w progu między celą, a korytarzem. Wyjrzała za wrota, sprawdzając czy ktoś po nią przyszedł.
Faktycznie, na korytarzu czekał już znajomy lokaj z rękami na plecach.
- Już? - zapytał z uśmiechem.

Sophie odsunęła się lekko od drzwi i poczuła, że wrota zaczynają się zamykać. Niedobrze, jeśli w stróżówce mieli możliwość ich zablokowania, to nawet po zdobyciu zegarka nie da rady ich otworzyć. Zatrzymała się w przejściu patrząc na lokaja.

- Prawie. - Sophie uśmiechnęła się słabo, trochę jakby była smutna. Jaka była szansa, że da radę użyć dyscypliny... Dziewczyna wydobyła broń. Pierwszy strzał poszedł w lokaja, musiała się zorientować czy ma kamizelkę, celowała w serce. Drugi i trzeci w kamery naprzeciwko drzwi. Jej ruchy były szybkie, szybsze niż kiedykolwiek. A jednak gdy nacisnęła na spust usłyszała tylko głuche “klik”, “klik”. Mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem.
- Chciałaś mnie zabić? - zapytał ze spokojem - Dlaczego?
- Ty idiotko! - usłyszała też głos Martina.

Sophie uśmiechnęła się szczerze. Taki błąd… Położyła broń w drzwiach tak by nie mogły się zamknąć i ruszyła w stronę lokaja.
- Sam słyszałeś, jestem idiotką. - Chwyciła meżczyznę za kołnierz.
- Tak... niemniej to chyba nie będzie konieczne. Możemy porozmawiać najpierw? - zapytał lokaj, który bynajmniej nie wydawał się spłoszony reakcją Sophie.

Wampirzyca spoważniała.
- Jak rozmawiać to tutaj, tak się składa, że opuszczanie tego miejsca jest mi wybitnie nie na rękę. - Zacisnęła pięść na kołnierzu.

- Debilka! - darł się tymczasem Martin za drzwiami, po czym krzyknął z bólu. Prawdopodobnie dotknął krat.

- Oczywiście. Wytłumacz mi więc dlaczego chcesz poświęcić wszystko dla swojego mordercy? Ten wampir cię zabił i przemienił wbrew twojej woli. A ty chcesz go ratować? Mimo... konsekwencji?
- Partnerów się nie zostawia. - Sophie wpatrywała się w lokaja gotowa na to, że ten w każdej sekundzie może ją zaatakować. - Po za tym nie dam temu idiocie satysfakcji, że wszystko będzie szło po jego myśli.
- Mhmmm załóżmy więc, że ci się uda. I co potem? Wiesz, że będziecie na listach gończych całej Camarilli?
- Zawsze lubiłam wyzwania, a jeszcze bardziej zwycięstwa. Wyjmę go stąd małe zwycięstwo, wyjdę z tego korytarza, kolejne, wyjdę z zamku… i tak w nieskończoność.
- To bardzo głupie. W pełni zgadzam się z twoim partnerem. - odparł czarnowłosy lokaj, po czym dodał - A teraz możesz mnie puścić? W tej pozycji chyba nie otworzę krat.
- Puszczę jeśli teraz ty mi na coś odpowiesz. Czemu? Czemu chcesz je otworzyć, czemu chcesz mi to ułatwić?
- O, miło, że się mną zainteresowałaś. Widzisz, warto. A nie zabijać... - uśmiechnął się, lecz widząc poważną minę Sophie, szybko spoważniał - Poznałaś moją siostrę Marię. Tak, jesteśmy bliźniakami. Oboje dziedziczymy rodową fortunę, aczkolwiek pozwoliłem jej zarządzać również moją częścią, by mogła wywiązać się ze zobowiązań wobec Camarilli. Widzisz, założycielka Ankh wcale nie kocha tej organizacji. Ona kocha wampira. I tylko dlatego to ciągnie. A ja lubię patrzeć na zakochanych... podobacie mi się z ... Martinem. Dlatego pomogę wam się wydostać. Niestety, dalej będziecie zdani na siebie.

Sophie puściła go.
- Jesteś świrem. - Zrobiła krok w tył robiąc mężczyźnie miejsce.
- Powiedziała idiotka. - uśmiechnął się do niej, po czym wystukał coś na ekranie swojego zegarka - Klatka otworzy się za minutę. Teraz jeśli pozwolisz, zadbam o siebie i ucieknę z krzykiem, co zarejestrują kamery. Choć w sumie... - zawahał się - w sumie możesz mnie ugryźć. Tak, to będzie lepsze. I wtedy swobodnie wyjdziecie. Kierujcie się do windy, a potem na poziom -4. Trzeba potwierdzić kodem 4832. Tam dotrzecie do podziemnego jeziora. Dalej sobie poradzicie sami.

Sophie podeszła do niego i delikatnie rozwiązała chustę ściskającą kołnierzyk i go rozchyliła. Czuła jak jej głód narasta gdy zobaczyła jego szyję.
- Jak masz na imię?
- Kolejne miłe pytanie. Raphael, moja droga.
Sophie nachyliła się do jego szyi, poczuła jak jej kły same się wysuwają. Nigdy nie czuła czegoś takiego, jego zapach był głównie zapachem krwi, która płynęła w jego żyłach.

- Wiem, że to niewiele warte, gdy mówi to wampir, zdrajca taki jak ja. Ale Raphaelu, obiecuję ci przysługę. - Wgryzła się w jego szyję i zaczęła pić, powoli, uważając by go nie zabić. Objęła go mocno, pilnując by nie upadł. To co czuła było niesamowite, dużo lepsze od wszystkiego czego doświadczyła do tej pory. Jej ciało spięło się jak przy seksie, ale bardziej. Poczuła gorąc gdy jego krew zaczęła płynąć w jej żyłach. Przyjemne drżenie gdy zaczęła pulsować jego rytmem. Dopiero gdy poczuła, że wiotczeje w jej ramionach, ułożyła go na ziemi i zalizała rany.

Spojrzała na zegarek i po namyśle zostawiła go na ręku mężczyzny. Podeszła do otwartych drzwi więzienia i podniosła swoją broń. Słysząc kliknięcie, gdy zwolniły się drzwi klatki uśmiechnęła się ciepło do Martina.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 26-02-2017 o 12:54.
Aiko jest offline  
Stary 01-03-2017, 18:35   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Jesteś szalona - warknął na nią, przypadając do niej błyskawicznie i całując, przyciskając do ściany korytarza. Sophie przez chwilę oddawała pocałunek, by po sekundzie lekko odsunąć wampira.
- Spróbujmy chociaż dożyć tego świtu, dobrze? - Zerknęła na kamery, ciekawa czy już się uruchomiły. - Ruszajmy się.
Martin skinął głową, niechętnie odsuwając się.
- Wiesz dokąd? - zapytał.
- Winda, poziom - 4, a dalej się zobaczy. - Sophie ruszyła w stronę szybu windowego.

Mieli do pokonania kilka korytarzy, a w każdym z nich co najmniej jedna kamera, nic dziwnego, że już po chwili rozległ się alarm przed nimi zaczęła opadać wielka grodź. Oni jednak nie byli zwykłymi ludźmi, lecz wampirami. Przyspieszyli dzięki mocy akceleracji i popisowym ślizgiem oboje przemknęli pod zbrojoną przegrodą, która oddzieliła od nich pościg. Mieli więc szczęście. Niestety, plan podziemi był prosty i bez trudu można było się domyśleć, że dwójka zbiegów zmierza właśnie w kierunku wind. Tam też czekała zasadzka - jakichś 10 żołnierzy Ankh powitało ich siłą ognia, która może nie zabiłaby ich od razu, ale na pewno unieruchomiła. Musieli schować się za rogiem i obmyślić plan. Sophie zerknęła na zabrane z sobą magazynki - były puste. Jednocześnie rozejrzała się jak oświetlony jest korytarz i czy żołnierzom dano noktowizory. Na suficie dostrzegła rzędy świetlówek - gdyby je wszystkie rozbić... tak, to mogło się udać. Szkoda tylko, że nie miała broni. Nie była też pewna co do noktowizorów. Żołnierze chowali się za osłonami. Wydawało się jednak, że większość nie ma pełnego uzbrojenia - w końcu zostali wezwani “na szybko”.

[MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/PLANIKpng_awqpxra.png[/MEDIA]

Sophie roześmiała się, patrząc na puste magazynki i wsunęła je do odpowiednich kieszonek. Zawsze to szczątkowa kamizelka kuloodporna, jak będzie miała farta to trafią w nie. Odeszła trochę by przyjrzeć się drzwiom do pomieszczenia, które zawężało korytarz. Z tego co widziała miało drugie drzwi. Ciekawe czy jak wpadnie w nie z rozpędem to uda się jej je wyważyć.
- Nie jestem najlepszą ekipą ratunkową. - Uśmiechnęła się do Martina. Zaczynało wyglądać na to, że zamiast go uratować co najwyżej przyspieszy egzekucję.
- Nie bardzo miałem, co tracić, a tak jestem jednego buziaka do przodu. Dasz mi drugiego i uznam to za czysty zysk. - zażartował.
Sophie podeszła i pocałowała go. Przysunęła się do jego ucha i szepnęła cicho.
- No to masz, zanim zrobię z siebie idiotkę. Chcę wyważyć drzwi od tej kanciapy i poszukać nam jakiejś osłony nim postanowią tu podejść. - Sophie wskazała drzwi. - Chyba że masz lepszy plan.
- Owszem.
- powiedział z uśmiechem, delikatnie głaszcząc jej policzek - Ja to zrobię.
I nie czekając na jej reakcję z nadludzką szybkością wpadł do pomieszczenia. Rozległo się kilka strzałów, ale za późno. Wampir nie miał wszak problemu ze sforsowaniem drzwi.

- Poddajcie się. Inaczej włączymy lampy UV! - rozległ się głos któregoś z żołnierzy.
Sophie przygryzła wargę. Mieli ten badziew też na korytarzach. Rozejrzała się… rzeczywiście część lamp była wyłączona, jednak bez broni raczej będzie ciężko je porozbijać. Musieli działać szybko. Wbiegła do pomieszczenia za Martinem.
- Jest tu coś? Musimy się szybko dostać do windy. - Szybko zlustrowała pomieszczenie.

Najwyraźniej pomieszczenie pełniło rolę składziku od... wszystkiego co niepotrzebne. Były tu stare monitory, biurka, krzesła, jakieś metalowe regały oraz urządzenia biurowe i techniczne... zazwyczaj niekompletne. Sophie powstrzymała przekleństwo. Nie to, że spodziewała się tu znaleźć broń, ale... Zerknęła na metalowy regał nie było opcji by perforowana stal wytrzymała nawet pierwszą salwę, podobnie wspaniałe biurko rodem z IKEA. Tu był taki plus, że kula może chociaż nie przeleci przez jedną z dziurek. Sprawnym ruchem wyrwała biurko spod sterty biurowych śmieci i dwoma kopnięciami pozbawiła je ledwo co przykręconych nóżek.
- Wiedziałam, że zarobię kilka kulek… - Szepnęła to cicho do siebie i zerknęła czy drugie drzwi otwierają się do wewnątrz czy na zewnątrz. Wszystko wskazywało na to, że otwierały się na zewnątrz i chyba nawet nie były zamknięte na zamek.
- Zawsze to jakieś przygotowanie przed cięższym ładunkiem - powiedział Martin z poważną miną... głaszcząc się znacząco po kroczu.
- Na taki ładunek nie da się przygotować. - Sophie stanęła za ścianą obok drzwi, po stronie z klamką. - Schowaj się, dobrze… - Na chwilę zamyśliła się i po chwili dodała szeptem - Jakby co kod to 4832.
- Widzisz? Po przeminie zaczęłaś gadać z sensem
- zaśmiał się wampir. - No dobra sikorko, widzę do czego zmierzasz. Zróbmy tak... ja polecę pierwszy i poskaczę trochę jak ta małpka, bo chyba lepiej panuję nad mocami... przynajmniej na razie - dodał żeby ją uładzić - Ty w tym czasie skaczesz za murek i odbierasz dwóm pedałkom broń. Wołamy windę i strzelamy wokoło. Brzmi jak plan, co nie? - zapytał wesoło.
- Jasne tatusiu. - Sophie na chwilę oparła się o ścianę zerkając przez otwarte drzwi czy światło się jeszcze nie zmieniło.
- Otwieram drzwi, potem albo jest pierwsza salwa i ruszamy po niej albo ruszamy po prostu, ok? Zacznę od zestrzelenia lamp nim nas zbytnio opalą. - Dziewczyna uśmiechnęła się słabo. - Nie daj się zabić, dobrze?
- Jeśli już, to tylko tobie, sikorko. -
mrugnął do niej zawadiacko.
Sophie odłożyła blat… w tym momencie to Martin będzie jej tarczą. Posłała mu buziaka i gwałtownie nacisnęła na klamkę otwierając jednocześnie drzwi. Cofnęła się za ściankę, gotowa na salwę.

Wszystko, co się potem zjawiło w ciągu najbliższych 2 minut przypominało jej film akcji, który nagle przechodzi do zwolnionego tempa, by widz mógł nadążyć za rozwojem wydarzeń i wyłapać smaczki, prezentowanych mu scen. Tylko że tym razem to nie reżyser stał za tym spowolnieniem, a wampirza akceleracja. Wszyscy żołnierze, mimo że doskonale wyszkoleni, ruszali się jak muchy w smole, toteż posiadająca nie gorsze doświadczenie Sophie bez trudu unikała ich kul, a nawet przewidywała ruchy.
Podobnie miał chyba Martin, choć on raczej bawił się jak dzieciak, który dostał super wypasioną zabawkę pod choinkę, choć tak naprawdę nie do końca na nią zasłużył. Wampir skakał po ścianach, a nawet suficie, odwracając uwagę ludzi z Ankh od Sophie.

Kobieta przeskoczyła jedną z barier i dopadła pierwszego żołnierza, który postanowił odwrócić się ma Martinem. Uderzyła w głowę, chwytając jednocześnie za jego broń. Usłyszała cichy, powolny chrzęst i postać opadła bezwładnie, oddając pistolet w ręce wampirzycy. Pierwszy strzał poszedł w jedną z niezapalonych lamp. Sophie chciała się upewnić czy nie mają szkła pancernego. Nim jednak kula doleciała, kopnęła kolejnego stojącego obok żołnierza, by po chwili oddać kolejny strzał w jedną z kamer. Zgarnęła drugą broń i ruszyła w stronę windy, przeskakując nad drugą barierą i wdeptując w twarz kolejnemu żołnierzowi. Wtedy kątem oka zobaczyła kogoś chowającego się za załomem muru i strzeliła w rękę z bronią.

Nawet żołnierze Ankh nie mieli szans z dwoma, współpracujcymi wampirami. I choć podziurawili nieco Martina, nie byli w stanie ich zatrzymać. Kiedy jednak dwójka Kainitów rozprawiła się z przeciwnikami, stanęli przed kolejnym problemem. Otóż winda była uruchamiana przez kartę magnetyczną.

Wtem lampy nad ich głowami zabłysły. I choć było ich znacznie mniej, Sophie poczuła, jak promienie UV wypalają jej skórę.

- Wracamy do tego pokoju! - krzyknął Martin i wciągnął ją do pomieszczenia nim zaczerwieniona skóra zaczęła pękać.
- No to mamy problem - powiedział.
- Ktoś z nich musi mieć kartę by tu się dostać. Chyba, że wpuszczono ich na misję samobójczą. - Sophie czuła jak przypalona skóra potwornie ją pali. Szybko zerknęła na ilość naboi w magazynkach, nasłuchując czy ktoś nie przywołuje windy. - Chyba udam się w razie czego zestrzelić jeszcze kilka lamp.
- To ja ich przeszukam. Życie skwarki jest mi poniekąd znane
- powiedział Martin, choć widziała czający się w jego oczach strach - Życz mi, żeby to był ten pierwszy a nie ostatni.
- Miałeś przeżyć idioto, a ja lubię zdobywać nowe doświadczenia.
- Sophie podeszła do drzwi, były raczej z cienkiej blachy. Da rade je przestrzelić… tylko czy trafi lampy przez taki otworek. - Zabiliśmy wszystkich?
- Starałem się nie zabijać, jednak... tak, wyłączyliśmy ich z gry.


Sophie uchyliła drzwi nim Martin zdążył zareagować i ostrzelała sufit, wystawiając przez szparę samą rękę. W głowie odtwarzała jak były rozlokowane lampy. Czuła jak ręka potwornie pali, trochę jakby wsadziła ją we wrzątek… albo do ogniska. Zaraz za nią ból rozprzestrzeniał się na cały bok, szyję i docierał do głowy, mimo, że ta ukryta była za drzwiami.
Gdy skończyły się naboje cofnęła rękę. Puściła w obieg trochę krwi by podleczyć rany. Ból troszkę przypominał przypalenia od papierosów tylko był bardziej, jakby dotykający podstaw jej wampirzej natury. Gdy poczuła, że odzyskuje jako taką władzę w palcach chwyciła drugi pistolet. Zdrowszą ręką otworzyła magazynek by sprawdzić jego zawartość.
Powtórzyła ostrzał i tym samym pozbyła się wszystkich lamp UV.

- Jesteś niesamowita - powiedział Martin i skoczył do przodu, by obszukać martwych i rannych żołnierzy Ankh. Magnetyczny klucz do windy znaleźli przy tym człowieku, który czaił się na nich w stróżówce. Teraz pozostało już tylko pytanie czy winda zareaguje, czy już udało się ją zatrzymać naziemnym oddziałom... Tak, ruszyła się! Słyszeli jak zjeżdża do nich! Dzięki podglądowi kamerki na monitorze stróżówki, Sophie widziała, że winda jest pusta. Uważnie przejrzała dobytek żołnierzy ankh. Potrzebowała kamizelki najlepiej dla siebie i Martina - na szczęście wśród pokonanych była też jedna kobieta, chyba miała na imię Teresa. Cóż, teraz kamizelka już nie była jej potrzebna. Od któregoś Sophie zgarnęła wojskowy nóż, a do pistoletów, które już miała dobrała po dwa magazynki. Przez chwilę przyglądała się, czy któryś zabrał z sobą broń na dłuższe dystanse. Nie miała co liczyć na snajperkę, ale jakiś mały karabin by nie zawadził. I choć nie znalazła takiej broni przy żołnierzach, zauważyła nieduży karabinek w szafie, w stróżówce. Wraz z pudełkiem amunicji. Kiedy pomachała wesoło Martinowi swoim znaleziskiem, ten odmachał jej dwoma granatami dymnymi. Naprawdę mieli szczęście.

Wtem usłyszeli znajomy dźwięk dzwonka. Winda przybyła na ich piętro. Sophie ubrana już w kamizelkę, wojskową kurtkę i hełm, ustawiła się obok drzwi windy i wycelowała w nią pistolet. Szkolenie w Ankh nauczyło ją między innymi, to że czegoś nie widać, nie znaczy, że tego tam nie ma. Gdzieś w zamku były co najmniej dwa wampiry, a nie wiedziała jakimi talentami dysponuje Wilhelm.

Skinęła Martinowi, by stanął za nią i nacisnęła przycisk otwierania drzwi.
Tym razem nie czekały na nich żadne niespodzianki. Szybko wsiedli do windy i dzięki informacjom uzyskanym od Raphaela, skierowali się w dół, na poziom -4. Wszystko szło aż za dobrze i pewnie dlatego nagle z głośników rozległ się znajomy głos.

- Sophie? - to był głos Andre - Sophie, słyszysz mnie?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 02-03-2017, 20:44   #38
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie westchnęła i zerknęła na Martina.
- Głośno i wyraźnie Andre. - Dziewczyna oparła się o ścianę windy i na spokojnie uzupełniała magazynek. Wampirze ciało nie reagowało już tak jak żywe. Nie czuła tego przyjemnego drżenia gdy słyszała jego głos, tego ciepła, które rozlewało się po jej ciele. Mimo wszystko leko się uśmiechnęła. - Co tam?
- Wiesz, że robisz bardzo głupią rzecz? - zapytał - Będą na was polować. Wszystkie wampiry w okolicy... zawsze, gdziekolwiek się znajdziecie. Jak zamierzasz w ogóle się stąd wydostać? Za kilka godzin wasze twarze trafią na wszystkie posterunki i lotniska jako najbardziej poszukiwani przestępcy. Proszę, nie rób tego... Dopiero co cię odzyskałem. Sophie…
- Znasz mnie, nigdy się nie zastanawiałam nad takimi rzeczami. - Przewiesiła przez ramię karabinek i oparła się o Martina. - Jakoś to będzie.
Wampir obok pogłaskał ją lekko po policzku.
- Moja prośba nic już nie znaczy? - mówił dalej Andre - Nawet po tym jak wiele razy mówiłaś, że mnie kochasz? Jak... uratowałem ci życie? Pomyśl Sophie. To nie jest zabawa! To nie wyzwanie! To po prostu głupota, zrozum to!
- Andre… - Sophie uśmiechnęła się smutno. Kochała go, nadal bardzo mocno. - … dziękuję, że mnie o to prosisz, ale już podjęłam decyzję. Ty pokazałeś mi jak być samolubną, jak czegoś pragnąć, więc idę tą drogą. - Chciała mu powiedzieć, że nadal jest jego dłużnikiem, że w każdej chwili odda za niego życie. Nagle sobie przypomniała… przysługa. - Trzymaj się, ok? - Strzeliła w głośnik nim zdążył odpowiedzieć.

- Nieźle sikorko - podsumował z uśmiechem Martin, a winda obwieściła koniec podróży. Drzwi zaraz miały się rozsunąć i ich uwolnić.

Sophie spojrzała na niego smutno.
- Powiedzmy, że nieźle, kanarku. - Sophie stanęła tak by osłonić się ścianką windy, gdy drzwi się otworzą. - Schowaj się, dobrze?
- Niby gdzie? Wiesz, z boku też nas mogą ustrzelić za tymi ściankami. Chociaż... mam pomysł.

I wskoczył na sufit, łapiąc się niewielkiej kamerki i zapierając nogami po bokach.

Gdy drzwi rozsunęły się ujrzeli zupełnie naturalną jaskinię z jeziorem.


Gdyby nie oświetlenie, można by ją uznać za nietkniętą przez człowieka.
Dziewczyna rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś ruchu, jednocześnie zastawiając nogą drzwi windy by się nie zamknęły. Chwilę nasłuchiwała jakiegokolwiek dźwięku by w końcu opuścić windę i ukryć się za najbliższym załomem.

Jej myśli nadal krążyły wokół Andre, ale szybko kawałek po kawałku wypierała je skupiając się na tym co ma zrobić. Musieli się jeszcze wydostać z tej jaskini przed świtem i przebić przez ludzi, którzy prawdopodobnie będą czatować na nich przy każdym wyjściu.
Niestety, tym razem problemy spotkały ich znacznie wcześniej.


- Piękną mamy noc, nieprawdaż? - usłyszeli, a z cienia wyłonił się wampirzy towarzysz Marii - Wilhelm.

Sophie wyprostowała się, stając naprzeciwko wampira. Jak stary mógł być… i przede wszystkim jakim repertuarem dysponował…
- Wierzę na słowo, jeszcze nie dotarłam na zewnątrz. - Uśmiechnęła się do wampira, a poparzoną dłoń zacisnęła na pistolecie.

Martin obnażył kły i zeskoczył z sufitu windy. On również dobył broni.
- Niestety, nie mogę wam na to pozwolić, byście sami się przekonali. - powiedział z dostojeństwem Wilhelm.
- To całkiem zrozumiałe. - Sophie wycelowała w niego pistolet. Nie bała się, była wręcz… zniecierpliwiona. Nie miała jeszcze okazji walczyć z wampirem i była bardzo ciekawa jaka jest proporcja sił. Po jakim czasie uda się mu ją dopaść, minuta… dwie? Andre mógł stwierdzić co chciał, to jednak było wyzwanie. Bardzo pociągające i warte ryzykowania życia. - Pierwszeństwo dla starszych, czy też ustępujemy damom?

Wilhelm uśmiechnął się, po czym... zniknął. Po prostu rozwiał się w powietrzu.
- Gdzie on jest? - syknął wściekle Martin, rozglądając się z dezorientacją.
- Cicho… - Sophie nasłuchiwała starając się wytężyć swoje zmysły. Miała kilka pomysłów co mógł zrobić. Powoli zaczęła iść w kierunku jeziora, dając znak Martinowi by ruszył za nią. Szła bardzo cicho, nie chcąc niczego zagłuszyć. Jej wzrok wędrował po otoczeniu, starając się wyłapać cokolwiek, ruch cienia, drgnienie wody… jednak przede wszystkim obserwowała kanarka upewniajac się, że nic go nie atakuje.

W ten sposób nie pomyślała o własnych plecach. Straszliwe szpony bestii rozdarły zarówno kamizelkę, jak i skórę dziewczyny, raniąc ją do krwi. Aż strach pomyśleć co by z nią zrobiły, gdyby nie wojskowe odzienie. Rozległy się strzały z broni Martina. Wydawało się nawet, że wampir trafił Wilhelma w ramię. Tamten bowiem zamiast machnąć drugą łapą, zatoczył się i... znów rozwiał w dym.

Sophie skupiła się na zaleczeniu ran. Nawet na sekundę nie oderwała wzroku od Martina. Coś musiało zdradzać tego wampira, dźwięk, ruch… choćby zapach cholernego vitae. Na samą myśl o krwi poczuła niewielkie widmo głodu. Czuła, że jej zmysły pracują na najwyższych obrotach. Tym razem też udało jej się dostrzec Wilhelma. Wampir, który zamiast rąk miał teraz ogromne szpony, zmaterializował się za plecami Martina i przymierzał do ataku. Sophie oddała strzał powyżej ramienia Martina i ruszyła w stronę swego towarzysza, pozwalając ciału przyspieszyć. Musiała go dopaść nim znów zniknie. Udało jej się, choć poprzez atak też się wystawiła. Dopadła Wilhelma i przewróciła go na plecy, jednak jedna ze szponiastych rąk wampira wbiła się przy tym rozpędzie w jej brzuch. Zaledwie kilka centymetrów poniżej serca. To była straszna udręka dla ciała! Sophie chciała się wyrwać, lecz druga łapa objęła ją w pasie i przycisnęła w śmiertelnym uścisku. Wampirzyca czuła, jak szpony, które w niej tkwią powoli wbijają się głębiej, wędrując w stronę... serca. Sophie jęknęła z bólu, Chwyciła jego rękę swoją, starają się powstrzymać ruch szponów. Czuła jak wykończone utratą krwi i poparzeniami ciało, staje się słabsze. Wypuściła broń i sięgnęła po nóż. Używając akceleracji zamachnęła się na serce Wilhelma. Spudłowała jednak, gdy szpony, które w niej były, zaczęły szarpać jej trzewia. I wciąż napierały w kierunku serca.

- Przykro mi, panno Lancaster - powiedział Wilhelm, najwyraźniej zbierając siły, by wykonać ostatnie pchnięcie. Nim to jednak nastąpiło, Sophie zobaczyła nad sobą cień, który opadł z niesamowitą szybkością na szyję wampira. To był miecz Martina - tak ostry, że jednym ciosem odrąbał Wilhelmowi prawie całkiem głowę. Ciało zatrzęsło się konwulsyjnie, zwalniając uścisk wokół Sophie. Kobieta wyrwała się, a wraz ze szponami bestii z jej ciała buchnęła krew. Tak wiele krwi... Poczuła, jak coś w jej głowie zawyło z głodu.

Coś szarpało i gryzło jej umysł od środka, po czym kolejnym skowytem obwieściło, że rusza na łowy. To było ostatnie wspomnienie Sophie z tej nocy. Ostatnie nim po raz pierwszy przebudziła się jej Bestia.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-03-2017, 07:27   #39
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Otworzyła oczy. Czuła się... dobrze. Właściwie nadzwyczaj dobrze. Rany z jej ciała zniknęły zupełnie. Nadal byli w jaskini, jednak różnica polegała na tym, że nie było z nimi Wilhelma. Był jednak Martin. Sophie uniosła głowę, by spojrzeć na niego. Drgnął i... wycelował do niej z pistoletu. Na jego twarzy widziała prawdziwy strach. Mężczyzna stał też w pewnym oddaleniu, na półce skalnej.

- Nie ruszaj się! - ostrzegł ją.

Sophie wpatrywała się w niego. Głód zniknął… ból zniknął. Tylko co właściwie się stało? Sądząc po minie Martina musiała zrobić coś przerażającego. Odcięło jej świadomość… jaka była szansa, że przejęła nad nią kontrolę bestia?
Nagle przypomniała sobie tamtą myśl, że rusza na łowy. Tak to na pewno była bestia.

- Też się cieszę, że cię widzę kanarku. - Nawet nie drgnęła.
Chociaż nie oddychał, to wyraźnie odetchnął z ulgą. Opuścił broń.
- Musimy uciekać, teraz jeszcze bardziej będą chcieli nas złapać. Nurkujemy? - zapytał, schodząc niżej. Po chwili spojrzał na Sophie z jakimś takim wahaniem - Ty... wiesz co się stało? Pamiętasz?
Sophie pokręciła przecząco głową.
- Podejrzewam, że przejęła nade mną kontrolę bestia. - Podniosła się i przyjrzała sobie starając się ocenić w jakim stanie jest ona i jej ubranie. O ile spodnie miała całe i tylko zakrwawione, o tyle góra przypominała raczej narzutę z wycięciem na szyję. Była cała porwana - nawet kamizelka kuloodporna wisiała tylko na jednym ramieniu.
- Tak... - powiedział z jakimś dziwnym zmieszaniem Martin - Zeżarłaś go. Wilhelma. Wiesz, wypiłaś go do cna... aż się rozsypał. Potem chciałaś rzucić się na mnie, ale chyba zaczęłaś odzyskiwać wtedy kontrolę, bo tylko skakałaś i warczałaś na mnie. Potem... się obudziłaś.

Sophie zdjęła resztki kurtki i zaczęła pakować do rękawów pistolety. W kaburach. Była zła na siebie… na to że uległa bestii.
- Doskonale… - w jej głosie pojawiła się złość. - Teraz już chyba wszystko co się rusza będzie na nas polować.
Wysunęła pasek ze spodni i spięła pakunek. Przez chwilę obserwowała Martina. Po czym zaczęła zdejmować resztki ubrań.
- Przepraszam, kanarku.
- W obliczu uratowania mi życia, skazania siebie i odmówienia tatusiowi... lodzik i jesteśmy kwita.
- powiedział z uśmiechem, zdejmując z siebie czarną, sportową bluzę, pod którą miał biały t-shirt i podając ją Sophie.
- Załóż to, jeśli mam się skupić, sikorko. - rzekł. Nagle usłyszeli jak winda podrywa się.
- Oho, zaraz będą tu goście, musimy spadać.
Sophie szybko narzuciła bluzę.
- Spadajmy stąd. - Dziewczyna chwyciła pakunek i ruszyła w stronę wody. - “lodzik” będzie musiał poczekać.

Martin podążył za nią bez protestu. Woda była potwornie zimna, ale na wampiry to nie miało wpływu. Jezioro okazało się całkiem głębokie i... mroczne. Tutaj pod wodą nie byli w stanie niczego zobaczyć. Czy powinni więc decydować się na pełne zanurzenie? Sophie chwyciła dłoń Martina. Zerknęła jaki kształt ma jeziorko. Po chwili zanurkowała. Musieli odpłynąć nie zdradzając swojej pozycji.

To nie była łatwa przeprawa. Brnęli do przodu wodnym tunelem, w którym praktycznie nic nie widzieli i raz za razem któreś z nich potykało się o przeszkody lub nawet raniło. Byli jednak nieumarłymi, ich ciała goiły się za każdym razem. I tylko ciche dudnienie w środku głowy przypominało, że im więcej ran, tym szybciej pojawi się głód.

Narzucone przez Sophie tempo okazało się też całkiem uzasadnione. Gdy przebyli dobrych sto metrów, żołnierze wrzucili coś do wody przy brzegu, co wybuchło, tworząc ogromną falę. Ktoś, kto zaplanował ten manewr, nie przewidział jednak ewentualnych konsekwencji. Fala porwała Martina i Sophie i uniosła gwałtownie ze sobą, oddalając ich od siedziby Ankh. Choć nie był to bynajmniej spokojny środek transportu, lecz rwisty i bolesny, dość szybko udało im się trafić do rzeki, z którą połączony był podziemny strumień. Tutaj, w cieniu lasu wypłynęli na powierzchnię.

[MEDIA]https://cdn.shutterstock.com/shutterstock/videos/20720416/thumb/1.jpg[/MEDIA]

Stracili niemal całe wyposażenie - jej pozostał tylko jeden pistolet, jemu karabela, w dodatku teraz oboje mieli na sobie porwane od licznych otarć o skały ubrania i wyglądali w najlepszym razie jak para włóczęgów. Byli jednak... wolni. Choć sami nie wiedzieli jak daleko zaprowadził ich tunel, okolica, w której się znaleźli, tchnęła nocnym spokojem.
Sophie obejrzała się na Martina, zobaczyć w jakim jest stanie. Sama przed chwilą wypiła i to sporo.

- Musimy znaleźć jakieś schronienie.
- Rozejrzała się po brzegu. Była ciekawa jaka jest szansa, że trafią tu na wilkołaki. Jaka była szansa, że ktoś już za nimi leci lub płynie. Odruchowo zerknęła na kierunek, z którego przypłynęli.
- Pewnie to ten las, gdzie nas wywozili na ćwiczenia. Nie zdziwię się jak mają tu monitoring - powiedział Martin - Co powiesz na ostatni szybki bieg? Do pierwszej drogi lub zabudowań? Najlepiej to drugie... robię się głodny. - przytulił ją i pocałował nagle w usta, pieszcząc jej wargi językiem. Sophie objęła go mocno i oddała pocałunek. Cieszyła się, że może znów go mieć. Powoli docierało do niej jak bardzo samolubny to był akt. Jak bardzo chciała mieć go dla siebie.
- Mogę dać ci trochę swojej krwi. - Uśmiechnęła się, ale nie odsunęła się od wampira.
- Chcesz mnie uzależnić, mała szelmo? - pogładził jej policzek, po czym palcem zjechał na jej wargi i delikatnie je rozchylając, dotknął jej kiełka - Jesteś szalona... naprawdę szalona. Wciąż czuję, jakbym śnił. W końcu należałaś do... niego.
- Boisz się ode mnie uzależnić, kanarku?
- Sophie ucałowała palec, którym wampir rozchylał jej usta. - Nadal boję się, że trochę do niego należę. Ale raczej nie będzie chciał mnie z powrotem… Cieszę się, że tu jestem.
- Nie mów tak. Nie rozumiesz... Nie znałaś Andre w pełni. Ten gad pnie się po trupach i... tylko zagarnia, nigdy nie traci. A ty byłaś jego własnością. Porażka jest dla niego nie do zaakceptowania. No i wiesz... męskie ego... Szlag by cię, sikorko, nie rób tak... - jęknął, gdy ucałowała jego palec, po czym wsunął go głębiej. Właściwie zaczął nim wodzić w przód i w tyłu, ocierając się o wargi Sophie.
Ta chwilę possała jego palec, po czym odchyliła się wypuszczając go z ust.

- “Nie rób tak”, a potem sam kontynuujesz. - Pocałowała go znowu w usta czując jak coraz bardziej ma na niego ochotę. Zaczynała odnosić wrażenie, że jej wampirza egzystencja będzie się składała głównie z pragnień. Pragnienia krwi, pragnienia bliskości… - Z tego co pamiętam, tak Andre kochał dominować. Być panem na czubku świata. Wiem jak działał na mnie i co robił z moją głową… Nic się na to nie poradzi.

Martin przyparł ją nagle do drzewa, jedną dłoń trzymając na jego pniu, a drugą na jej biodrze.

- Mogę ci go wybić... z głowy. Mogę ci go wybijać kiedy tylko poczujesz, że możesz być pod jego wpływem.
Pochylił się nad jej uchem.
- To byłoby bardzo nierozsądnie zacząć się tu pieprzyć, prawdaaa? - jego język smagnął niczym pejcz płatek ucha.
- Zdradź mi, w którym miejscu, to co zrobiłam tej nocy, było rozsądne. - Sophie ucałowała jego ramię, przytulając się do niego swym ciałem i poczuła coś dziwnego - głód. Zaciągnęła się jego zapachem, zapachem rzeki. Jej głowa zaczynała się odłączać, świat zawężał się do tego jednego mężczyzny przed nią. To tak bardzo nie było bezpieczne. - Martin… zabierajmy się stąd. Chcę się móc wydrzeć, gdy w końcu będziesz we mnie.
Na to nic nie powiedział, spojrzał jednak na nią tak, że poczuła iż tę deklarację traktuje bardzo serio.
- Chodźmy..
. - powiedział, lecz nie ruszył się ani o krok, wisząc nad nią jak sęp.

Sophie chwyciła jego rękę, spoczywającą na jej biodrze i ruszyła w kierunku przeciwnym do tego, z którego przypłynęli. Czuła jak chłodne powietrze atakuje odsłoniętą skórę, jednak nie było jej zimno. Cały czas uważnie przyglądała się otoczeniu, nasłuchując pościgu i wyglądając kamer. Po chwili użyła akceleracji.

Martin postąpił za jej przykładem. Ich wyczulone zmysły wyłapywały odgłosy samochodów terenowych, nadjeżdżających z dwóch kierunków - jednak nie z tego, gdzie oni sami się kierowali. Dzięki niezwykłej szybkości niedługo zostawili pościg w tyle i po godzinie intensywnego biegu dotarli do dwupasmówki pośrodku lasu. Ruch o tej porze był raczej skromny, niemniej co jakiś czas mijały ich światła reflektorów.

[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/71742816/superthumb.jpg[/MEDIA]

- Co teraz? - zapytał Martin - Prawo, lewo?

Droga na prawo zakręcała, ale był też na niej znak z informacją, że za 2km znajdą stację z prysznicami i jadłodajnią. Droga w lewo była prosta i ginęła gdzieś za pagórkiem, nie dając żadnych wskazówek dokąd prowadzi.

- Wolałabym unikać ludzi, szczególnie jeśli w wiadomościach, zaraz pewnie wyświetlą nasze twarze… ale musisz się posilić, prawda? - Sophie zerknęła na Martina, dopiero teraz dokładnie była w stanie zobaczyć w jakim stanie są ich ciuchy. - Może znajdziemy też coś do przebrania się.
- Tylko że na stacji benzynowej ich raczej nie znajdziemy.
- mruknął marudnie muskularny blondyn - No nic, sikorko, ty wybierasz. Ja jestem bardzo prosty w obsłudze. Chcę jeść i cię przelecieć.
Sophie ruszyła trzymając się linii drzew.
- A już myślałam, że trafiłam na romantyka, który po prostu chcę się ze mną ożenić i spędzić spokojnie życie. - W jej głosie dało się wyczuć ironię. - Może trafi nam się jakieś auto. Zobaczymy.
- Taa seks na tylnym siedzeniu to też dobry pomysł
- powiedział Martin w ogóle nie zbity z tropu. Nim ruszyła uszczypnął ją też w pośladek.

Przebiegli może pół kilometra w kierunku stacji, gdy za ich plecami pojawiły się dwa światła reflektorów. Nadjeżdżał samochód, prawdopodobnie zwykła osobówka, lecz nie byli w stanie tego ustalić z takiej odległości. Sophie wyszła na jezdnię i pomachała. Cóż… jak dobrze pójdzie to się im poszczęści i to jakiś samotny facet, który weźmie ją za kurwę. Wychodząc ogarnęła lekko włosy i rozpięła mocno suwak bluzy Martina. Na jej twarz wypłynął szczery, acz nieśmiały uśmiech.

- Zaczekaj.

Samochód faktycznie się zatrzymał, a drzwi kierowcy otworzyły się. Wtedy też w środku zapaliło się światło, oświetlając twarze około 40-letniego małżeństwa i śpiących na tylnym siedzeniu dwóch ich pociech. Mężczyzna wychylił się z auta.

- Wszystko w porządku? Miała pani wypadek? - zapytał, patrząc na jej ubranie i ślady krwi na nim.

Sophie powstrzymała się by nie zawiesić wzroku na dzieciakach. Nie… nie mogła. Nawet jeśli sporo w tej chwili ryzykowała.

- Nie, jestem na biegu przełajowym i chyba się pogubiłam. Już nie mówiąc o zaliczeniu kilku gleb. - uśmiechnęła się ciepło - Czy wiedzą państwo gdzie jestem i gdzie jest najbliższy przystanek autobusowy?
- Oh, to chyba daleko. Na pewno był w tej małej wiosce, co ją mijaliśmy jakieś pięć minut temu. Nie pamiętam nazwy... Ale pewnie też niedługo przy stacji coś będzie. Da pani radę? Bo jak trzeba, to my podwieziemy, ale wie pani, dzieci by trzeba budzić...
- westchnął mężczyzna.
- Chociaż tyle spróbuję dać radę, skoro i tak już się pogubiłam. - Uśmiechnęła się i cofnęła. - Dziękuję za pomoc. Stacja brzmi dobrze.

Cofnęła się do brzegu lasu i pomachała nadjeżdżającemu autu. Wsunęła dłonie do kieszeni i wróciła między drzewa. Nie spodziewała się tego po sobie, ale… tak nadal miała słabość do gówniarzy, tak jak przed wojną. Zaczęła się cofać idąc w kierunku wioski. Nawet nie wołała Martina.
Wtem za plecami usłyszała pisk opon i zobaczyła jak samochód skręca gwałtownie, wpadając do rowu. Zerwała się i ruszyła w tamtym kierunku.

- Nie, nie, nie… - Szeptała cicho, cały czas przyspieszając.
Kiedy dobiegła, zobaczyła jak Martin wbił się właśnie w szyję jednego z dzieciaków - chłopca, może 10 letniego. Jego siostra i rodzice byli nieprzytomni. Kobieta obficie krwawiła z łuku brwiowego. Tymczasem wampir na jej widok oderwał się i uśmiechnął.
- Chciałem zostawić dzieciaki, ale ten małolat był przytomny. Częstuj się, sikorko.
- Martin ty debilu…
- Sophie nie ruszyła się z miejsca. Przygryzła wargę i odwróciła się.- najedz się i zabierajmy się stąd.

Czemu to wszystko musiało wychodzić właśnie teraz? Wszystkie te cholerne słabości sprzed czasów wojny. Z czasów gdy była jeszcze normalna.

- Pięć minut temu minęli wioskę, może uda nam się gdzieś tam przespać dzień. - Powiedziała to spokojnym głosem, ale jej mózg szalał od emocji. Zapach krwi pobudzał apetyt, podobnie widok pijącego wampira. A jednak nie mogła. Dzieci, rodzice… jej rodzice, dzieciaki, których nigdy nie będzie miała. W ciszy czekała aż Martin skończy.

Musiała jednak przyznać, że dobrze się wywiązał ze swojej roli. Nie tylko zalizał ranki po ugryzieniach, ale też podał kobiecie nieco swojej krwi, by nie wykrwawiła się. Zadzwonił też z telefonu mężczyzny na telefon alarmowy i położył przed matką, która zaczynała się budzić. Potem używając mocy akceleracji, chwycił Sophie za rękę i pociągnął, zwracając się w kierunku, gdzie miała być wioska. Podążyła za nim nie odzywając się, szybko sama użyła akceleracji. Starała się znów skupić na obserwacji i nasłuchiwaniu, odganiając myśli.

Nawet cieszyła się, że wampir chwycił ją za rękę… chyba tego potrzebowała. Tak jak potrzebowała poukładać sobie to wszystko w głowie, a raczej nie będzie na to czasu.
Nie miała za złe Martinowi tego co zrobił, tylko pretensje do siebie, że nie była w stanie zrobić tego samego... że nie pomyślała.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 06-03-2017, 20:22   #40
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Widzieli już zabudowę wioski - kilkanaście dachów niewysokich domów i jedna wieżyczka, która mogła być kościołem, szkołą lub innym budynkiem użytku publicznego. Była też na wjeździe jakaś podłużna buda z blachy przeciwsztormowej - wyglądająca na magazyn albo garaż.

Wtem za plecami znów usłyszeli warkot silników. Czułe, wampirze zmysły rozpoznały dwa wozy terenowe, które zapewne zaraz wyłonią się zza zakrętu. Sophie szybko zlustrowała otoczenie szukając dla nich jakiegoś schronienia. Szybko pociągnęła Martina między drzewa by za drugą ich linią przypaść do ziemi między krzakami. Starała się jak najdokładniej upewnić, że w okolicy nie ma kamer.


Samochody przejechały dalej, nawet nie zwalniając koło nich. Musieli jednak zastanowić się nad celem podróży - oba wszak kierowały się do wioski. Do świtu pozostały jakieś dwie godziny, czas więc zaczynał deptać im po piętach.

Sophie ułożyła się plecami na ziemi. Musiała się zastanowić. Jej wzrok skupił się na leżącym obok wampirze.
Czuła, że świt jest blisko. Tak samo jak wiedziała, że utrafienie na kolejną wieś w tym kraju może graniczyć z cudem. Trafienie na wioskę, w której nie będzie Ankh było niewykonalne.
Jej dłoń powędrowała do ramienia wampira i zaczęła bezwolnie się po nim przesuwać. Mogli przenocować w lesie ale nie było gwarancji, że o świcie nie zaczną go przeczesywać. Już nie mówiąc o cholernych sierściuchach.
Dłoń wysunęła się po rękawek koszulki. Pewnie w okolicy mogliby trafić na jakieś ruiny, a tam np na nosferatu. ..
-Sprawdziłabym jak sytuacja w tej wiosce. - Szept Sophie w końcu przerwał ciszę.

Martin przewrócił się na bok i pstryknął ją delikatnie w nos, po czym pocałował to samo miejsce.
- Obawiam się tylko, że z tym wydzieraniem, będziesz musiała się jeszcze trochę powstrzymać.
Sophie uśmiechnęła się.
- Obawiam się, że będę musiała czekać całą wieczność. - Podniosła się. - Sprawdźmy kogo za nami wysłali.

Kiedy dotarli do obrzeży wioski, nie zauważyli tu jednak żadnych żołnierzy.
- Może tylko przejechali, szukając nas i się nie zatrzymywali - podsunął Martin, po czym dodał - Albo się przyczaili.

Obie opcje wydawały się tak samo prawdopodobne. Pozostawała też kwestia noclegu. Żadnego hotelu we wsi oczywiście nie było. Kilkanaście domów i zabudowań gospodarczych, nieduży sklep z artykułami spożywczymi, remiza strażacka (to tutaj była wieżyczka) i bar. Nie było szkoły, poczty, kościoła, nawet cmentarza.
- Zakładam, że się przyczaili, albo nawet przeszukują już okolicę. - Sophie rozglądała się szukając aut, które ich mijały. Patrzyła czy może w okolicy jest jakiś dom, wyglądający na opustoszały. - Najlepiej by było władować się w miejsce, które już przeszukali.

Zapowiadało się słabo, jeśli nawet się zatrzymali, musieli gdzieś ukryć swoje auta. Sophie uważniej przyjrzała się wieżyce strażackiej. Jeśli ktoś miał nadzorować teren to była doskonała pozycja. Musieli zejść do miasta od strony, która byłaby niewidoczna.
- No nic… będzie trzeba tam zejść i się rozejrzeć.

Sophie wycofała się do lasu i powoli zaczęła obchodzić wioskę, szukając miejsca, w którym można by zejść, będąc odsłoniętym od widoku z wieżyczki. Idąc cały czas uważnie obserwowała zabudowania, szukając żołnierzy, osób kryjących się w cieniach. Niestety, gdzie nie stanęli, wieżyczka była zawsze widoczna. Na dodatek stracili pół godziny na to rozpoznanie. Wschód słońca wciąż się przybliżał nieuchronnie. Sophie wybrała jakieś miejsce, w którym było dosyć dużo zarośli, a nie było gęsto od budynków.


- Pójdę pierwsza, ok? - Nie czekając na odpowiedź wampira, pochyliła się nisko i ruszyła w kierunku budynków. Starała zlać się z cieniami, stopić z otoczeniem. Puściła w obieg więcej krwi starając się sobie pomóc i nagle odkryła, że stało się coś dziwnego, a raczej z jej perspektywy nie stało się zupełnie nic. O ile zawsze była w stanie podkręcić swoje umiejętności za pomocą vitae, teraz… powstrzymała się by nie przeklnąć. Wiedziała jednak co potrafił Wilhelm, a skoro ona wypiła go do cna, czy nie powinna przejąć części jego talentów? Skupiła się. Jak najszybciej dopadła pierwszych zabudowań i ukryła się w ich cieniu. Pospiesznie zlustrowała okolicę, w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia, ewentualnie schronienia. Okolica była wyjątkowa spokojna, lecz to wszystko. Nie widziała miejsc idealnych na schronienie. Każde wiązało się z jakimś ryzykiem. Sophie wyszła z niewidzialności, stojąc w cieniu budynku i i dała znak Martinowi by do niej dołączył.

Sama rozejrzała się jakie budynki gospodarcze mają w okolicy do wyboru. Żeby chociaż się na tym znała do cholery… Cóż będzie musiało być po prostu coś dużego, im budynek jest większy tym większa szansa na kryjówkę, albo coś zaniedbanego. Żeby chociaż mogła mieć pewność, że w okolicy nie ma żołnierzy Ankh. Gdy wampir do niej dołączył skierowali swoje kroki w stronę magazynu. Jak się okazało, blaszak był podzielony na kilka garaży - prawdopodobnie należących do różnych właścicieli. Jeden był nawet otwarty. W środku poza kilkoma śmieciami nic się nie znajdowało.


Miejsce idealne... pod warunkiem, że uda im się je zabezpieczyć przed ewentualnymi gośćmi za dnia.
Sophie obejrzała się na Martina. Próbowała przypomnieć sobie czy mijali cokolwiek, co pomogłoby im się tu zabunkrować.
- Próbujemy tutaj uwić sobie gniazdko, czy szukamy dalej?
- Ty decydujesz, sikorko.
- Marzy mi się łóżko. - Sophie wyszeptała to cicho. Nie miała zwyczaju marudzić na takie rzeczy, ale ta noc powoli ją wykańczała.

Podeszła do drzwi. Kimkolwiek był właściciel tego garażu musiał odwalać jakieś rzeczy w tym garażu, bo od środka nawiercono otwory. Pewnie kiedyś była tu zasuwa, ale najwyraźniej ktoś uznał, że mu się przyda i ją zakosił. Sophie wyciągnęła z włosów jedną z nielicznych pozostałych wsuwek i podała ją Martinowi.
- Kanarku skołowałbyś nam jakąś kłódkę? - Uważnie przyjrzała się otworom i pokazała palcami jakąś wielkość. - Mniej więcej tej długości. Widziałam niedaleko jakieś gabaryty, zerknę czy coś się nada.
Martin wyszedł z garażu. Po 15 minutach wrócił uśmiechnięty do ucha do ucha z kłódką i saperką.
- Niezbędny zestaw na randkę - powiedział - Tylko kajdanek brak.

Rzucił Sophie kłódkę, po czym sam zaczął kopać po drugiej stronie blaszanego lokum. Sophie zawiesiła kłódkę, na jednym z otworków.
- Pewnie była tam jakaś linka. Zaraz wracam. - Dziewczyna chwilę wpatrywała się w pracującego wampira, po czym użyła niewidzialności i ponownie opuściła blaszak by się rozejrzeć.

Jakoś nie wierzyła w to, że żołnierze tak po prostu opuścili wioskę. Przeszła za róg budynku, gdzie widziała idąc w tą stronę pojemnik na gabaryty. I choć nic tam nie znalazła, zauważyła na jednym z prywatnych podwórek domków jednorodzinnych znajomo wyglądającego terenowca. A jednak, byli gdzieś tutaj! Sophie zbliżyła się do niego. Była ciekawa czy udałoby się jej odciągnąć ich uwagę od Martina. Ostrożnie podeszła do auta, zerkając czy w okolicy nie ma jakichś żołnierzy, zajrzała czy w środku nie ma kluczyków.
Samochód był otwarty, jednak kluczyków nie znalazła. W okolicy nikogo nie było. Może jednak to inny wóz? Ale była niemal pewna…

Nie miała talentów Martina, a nawet nie wiedziała czy on odpaliłby auto na styki. Fakt, faktem jeśli gdzieś tu kręcili się żołnierze lepiej by wróciła do wampirka. W sumie logiczne było, że jakby co zaczną przeczesywać teren w ciągu dnia gdy będą bezbronni. Przyspieszyła kroku, wracała jednak trochę inną drogą, cały czas używając niewidzialności, rozglądając się za żołnierzami.

Wróciła do garażu ledwo pół godziny przed świtem. Na horyzoncie można było już nawet dostrzec łunę od zapowiadającego wschód słońca. W środku było wszystko tak, jak zapamiętała. Tylko wampira nie było. Martin zniknął. Sophie weszła do środka i spojrzała na miejsce w którym wampir kopał, nim wyszła. Szukała jakiegokolwiek śladu walki. Nic jednak nie zauważyła. Śladu kopania też nie było, choć ziemia wydawała się spulchniona. Dziewczyna rozejrzała się za saperką. Miała nadzieję, że wampir się zakopał. Czuła jak powoli ogarnia ją zmęczenie. Narzędzia nigdzie nie było i już miała wyjść z garażu, gdy ziemia poruszyła się...
- Pssssyt dziewczynko, chcesz kupić narkotyki? - zapytał konspiracyjnie Martin, wychylając się spod wielkiej metalowej płyty, którą sprytnie przysypał ziemią. Okazało się, że wampir nieźle ich okopał - stworzył bowiem nie tylko spory dół na jakieś 2,5x1,5x1metra, ale też obłożył go kawałkami blachy, które walały się gdzieniegdzie, dzięki czemu ziemia nie usypywała się do ich prowizorycznego łoża.

Sophie zamknęła drzwi od garażu na kłódkę i już prawie śpiąc doczołgała się do wampira. Dziewczyna położyła się na nim.
- Są tutaj. - Wyszeptała ziewając. - Widziałam ich auto.
- Musisz więc być cichutko - ostrzegł ją, przyciągając do siebie i całując namiętnie.
- Yhym… - Sophie tylko zamruczała przy pocałunku. Mocno objęła wampira. - Czuję, że zaraz usnę.
- Powodzenia - powiedział niezrażony, obłapiając jej pośladki. Chłodne dłonie wampira wsunęły się pod resztki materiału spodni i teraz dość brutalnie ugniatały jej pupę. Sophie pocałowała go namiętnie. Unosząc się lekko nie przerywając pocałunku, rozpięła bluzę, w której zamek był chyba jedynym całym elementem. Ułożyła się ponownie na wampirze, czując jak jej piersi raz po raz trafiają na odsłonięte miejscami ciało Martina. Nachyliła się do jego ucha.

- Jak myślisz kanarku, które z nas pierwsze zaśnie? - Delikatnie ugryzła płatek jego ucha.

Zamruczał.
- Na pewno nie ja, a jeśli zasnę, to już wiem w jakiej pozycji... - mówiąc to chwilę manewrował przy swoich spodniach, po czym nawet nie patrząc w dół, Sophie poczuła przez materiał, że jest gotowy by w nią wejść - Pobawimy się w wujka Vlada Palownika? - zachichotał, całując ją wygłodniale.

- Jeśli masz ochotę na zabawy. - Sophie naparła na niego swoim wciąż zabezpieczonym bielizną i spodniami kroczem. - Tylko przez to się chyba nie przebijesz.
- A ty nie masz? - przyjrzał się jej badawczo, nagle zastygając.

Sophie wpatrywała się w niego. To było takie dziwne raz zachowywał się jak szalone dziecko innym razem, potrafił być jakiś dziwnie poważny. Najgorsze, że nie mogła przestać porównywac go do Andre. Miała wrażenie, że obaj równie chcą mieć nad nią kontrolę. Przysunęła swoją twarz do jego podsuwając się do góry. Ich nosy spotkały się.
- Jestem prosta w obsłudze, chcę byś mnie przeleciał, kanarku. - Wyszeptała i uśmiechnęła się.
- Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem, wyzwolicielko... - szepnął jej czule do uszka, po czym mocnym szarpnięciem rozdarł odzież na jej kroczu - Te ciuszki i tak były do wyrzucenia. - powiedział jakby na usprawiedliwienie, po czym z błyskiem w oku ścisnął w dłoniach jej pośladki i nakierował ją na swój pal. Nabijał ją powoli, ale nieustępliwie, nie pozwalając jej się ani wycofać, ani przyspieszyć. Delektując się wyraźnie torturą i... przyglądając z uwagą jej twarzy.

Sophie przygryzła wargę powstrzymując jęknięcie. Znów zapomniała, znów zapomniała o tych cholernych kłach. Krople krwi zaczęły się sączyć z jej ust jednak nawet na sekundę nie oderwała spojrzenia od Martina. Czuła jak toruje sobie w niej drogę, jak jej piersi przesuwają się po jego porozdzieranej koszulce, raz po raz zahaczając o jakiś otworek.

Widząc krew na jej wargach, jego oczy zalśniły jeszcze bardziej w ciemności. On również przeciął swoje usta, po czym wpił się w jej wargi drapieżnym pocałunkiem. Ich krew mieszała się ze sobą. Sophie poczuła jak pal wampira przeszywa jej wnętrze raz po raz, coraz szybciej i mocniej. Chwyciła mocno jego twarz dociskając jego usta do swoich. Jakoś udawało się jej w ten sposób powstrzymywać jęk rozkoszy, za każdym razem gdy Martin się w nią wbijał. Ze smakiem spijała ich wymieszaną krew, pozwalając by jej kły zahaczyły raz o jej, raz o jego język. Po chwili zdała sobie sprawę, że pomaga mu, że sama ruchami bioder coraz bardziej przyspiesza. On dla odmiany lizał jej i swoje rany, by znów mogła rozrywać kłami skórę warg. Poczuła jak Martin zdecydowanie chwyta jej pośladki i.... Spowalnia swoje ruchy. Delektując się głodem w jej oczach, powolutku opuszcza ją na swój pal... by z pełnym lubości pomrukiem docisnąć lędźwia. Śmiejąc się łobuzersko, kontroluje jej ruchy i znów wyjątkowo opieszale unosi jej biodra do góry tak, że lanca, na którą ją nadział niemal z niej wypada. Niemal.

Martin zatrzymuje się na chwilę w tej pozycji i szepcze:
- Co tam sikorko? Coś byś... chciała?

Sophie nachyliła się do jego ucha. Czuła, że jej ciało drży, że nadal jest w stanie drżeć mimo, że była martwa.
- Tak Martin jest coś czego chcę. Wybij mi go z głowy. - Jej wargi delikatnie przesuwały się po jego uchu. - Ugryź mnie i spraw bym zapomniała o jego ugryzieniach.

Uniosła się lekko by spojrzeć mu w oczy. Nie był w stanie tego zrobić.
I nagle zobaczyła w jego oczach lód. Wampir puścił ją.
- Serio? W takiej chwili o nim myślisz? Kurwa! - wrzasnął, a jego zaciśnięta w pięść dłoń walnęła w blachę. Ziemia posypała się z lewego boku. Nie zasypało ich całkiem ale podsypało z boku. Jeszcze jedno takie uderzenie i faktycznie spoczną tu jak w grobowcu.

Sophie chwyciła jego ręce. I docisnęła je do ziemi.
- Uspokój się. - Jej głos był nadal szeptem. - Masz w ogóle świadomość z czego mnie wyrwałeś kanarku? “Wyzwoliłeś”. Obiecałeś mi, że wybijesz mi go z głowy, gdy cię o to poproszę, więc cię o to proszę. Nie rób mi tu cholernych scen. Nie gdy wiem, że jeśli Andre cię dorwie urwie ci twoje cudowne przyrodzenie. - Jej głos zaczął lekko drżeć. Oparła się o niego nie puszczając jego rąk. Poczuła jak z jej oczu płyną cholerne łzy. Znała Andre, wiedziała do czego może ją zmusić. Pamiętała jak kazał jej zabić Caspra. Bała się o tego idiotę, który leżał pod nią. Powoli puściła jego dłonie. - Martin cholero, toż jestem tu z tobą. Czego ty ode mnie jeszcze chcesz?
- Żebyś o nim nie gadała, durna! - wpił się w jej usta brutalnym pocałunkiem. Po chwili też znów był w niej, lecz w tym już nie było zabawy. Karał ją, a może odreagowywał, rżnąc mocno aż płyta nad ich głowami unosiła się raz po raz.
- Nigdy więcej... - warczał Martin, którego opanował jakiś amok. Pieprzył ją i tulił jednocześnie. Jego język sięgnął krwawych łez na jej twarzy - Odgryzę ci język, jeśli znów o nim powiesz w takiej chwili, rozumiesz? Odgryzę i połknę!

Gdy ponownie w nią wszedł ledwo udało się jej stłumić krzyk. Ugryzła jego ramię obejmując go mocno. Jej kły przebiły jego skórę, ale nie piła. Przytulała się mocno starając się nie dotykać plecami blachy. Nie rozumiała… tak bardzo nie rozumiała o co temu idiocie chodzi.

Brał ją długo, niezmordowanie. Raz był brutalny, by zaraz potem okazać jej czułość i wręcz uwielbienie. Sophie czuła, że świt już nastał i sama była półprzytomna. Zasnęła, mając go w sobie i jego twarz wtuloną w swoją szyję. Tak zasnęli oboje.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 06-03-2017 o 20:58.
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172