Adrenalina po strzelaniu do elfów, oberwaniu jedną niespodziewaną strzałą i unikaniu ugryzienia czarciego wilka nie zdążyła jeszcze opaść, gdy nagle pojawił się jej drastyczny skok.
- AFER!!! - zawołał Dragomir na widok dogorywającego psa, ruszając do niego biegiem. Natychmiast zajął się wstępnym opatrywaniem zwierzęcia. Nie był w tym może ekspertem, ale wiedział, że potrafi przy tym przynajmniej nie zaszkodzić. Myśliwemu udało się zatamować krwawienie - jednak stan ogara był wciąż fatalny.
- Furia! - zawołał do towarzyszki z błagalnym wzrokiem. - Różdżka, szybko!
- No i co się drzesz, nie jestem psem! - zaczęła bezczelnie, podchodząc bliżej i zakładając ręce krzyżem na piersiach. Obleciała nienawistnym wzrokiem psa oraz jego właściciela. “Jaka różdżka, jeszcze pchły mi przeniesie na sprzęt!”, pomyślała, jednak ugryzła się w język. Z jej gardła wydobyło się ciche syknięcie bólu. Popatrzyła jeszcze chwilę na cierpienie Łowcy, po czym westchnęła ostentacyjnie. Nie podchodząc do psa, wyciągnęła daleko rękę w której dzierżyła różdżkę i pacnęła kundla po sierści aż dwa razy. Szybko odskoczyła, żeby pies jej nie dotknął. Myśliwy odetchnął z ulgą i powiedział cicho:
- Dziękuję… Bardzo ci dziękuję…
Psiak w pierwszej chwili zaczął machać ogonem. Dopiero potem ostrożnie otworzył ślepka. Zamrugał kilka razy i rozejrzał się. Widząc swojego Pana przy sobie zerwał się na równe łapy i zaatakował Dragomira lizaniem i radosnym obszczekiwaniem. Próbował też podejść do Furii i ją obwąchać, ta jednak nie dała do siebie podejść.
Pieseł, który dotąd żałośnie zawodził, również zaczął szczekać swoim niskim, psiakowym basem. Naskoczył na Afera i zaczął mu oblizywać pysk. Nastąpiła też tradycyjna wymiana obwąchań pomiędzy sierściuchami.
Rogata kobieta odsunęła się jak najdalej, nie chcąc by psy ją pobrudziły czy w ogóle do niej podeszły. I tak uważała, że jej wyczyn był heroiczny, gdyż odważyła się podejść do jednego z nich. Teraz było trzeba tylko wytrzeć koniec różdżki o jakiś materiał… Wzrok rudej powędrował na skrawek materiału ubrań łowcy. Jej oczy zwęziły się na kształt wąskich szparek, a kąciki ust pognały wysoko.
Z jednego z posłań w resztkach obozowiska z kolei dobiegało ciche przeklinanie. Niezbyt głośne, bo najwyraźniej kowal nie miał siły na wiele więcej niż leżenie w obecnej chwili, nie mniej jednak, nie można było pomylić tego tonu z niczym innym. Kowal żył i mimo że wyglądał jakby miał zamiar się przewrócić na nice, ale z tego co było słychać, mogło to jeszcze poczekać jakąś miarkę świecy. |