Noc o dziwo minęła Wam spokojnie. Owszem mgła pod lasem gęstniała, raz czy dwa było widać też na przedpolu jakiś ruch, jednak rozświetlenie wioski, załatanie przerw w palisadzie oraz wyznaczenia wartowników zapewniło osadzie względny spokój. Chłopi też zachwali spokój, jeszcze za dnia zorganizowali beczkę smoły zgodnie z pleceniem Lennarta, jednak nikt nie zdążył wykopać żadnego rowu więc wartownicy wstrzymali się z dalszym działaniem.
Jedynie Otto Widdenstein lekko rzucał się przez sen i coś niezrozumiale mamrotał.
O brzasku nie budzą was promienie słońca,
lecz głuche uderzenia BUM BUM BUM jak by bębnów... w osadzie się przez chwilę lekko zakotłowało, panuje drobny chaos. Chłopi zbiegli się na plac przed oberżą. W karczmie na dole, w izbie, gdzie wieśniaczka przygotowuje już stoły do śniadania, rajtar mówi do Was, gdy tylko się zebraliście:
- Sytuacja taka, że chłopy bitne są, ale to zasrańce w słomianych łapciach, rozdzielić trzeba ich po posterunkach i dowodzić, pilnować, żeby nie uciekli.
Po chwili zaczyna dziać się więcej - dostrzegliście, że po schodach schodzi powoli szlachcic, po chwili jest już podtrzymywany przez rajtara, i oskarża i wydziera się na staruszka oraz obsługę karczmy.
- Wy psie syny! Kurwy bretońskie, świniarze kislevscy! Okradliście mnie, natychmiast oddawajcie butelkę! Oćwiczyć i zamęczyć każę, wybatożyć na placu, rozumiesz kmiocie?!
Chłopi uzbrojeni na tyle na ile potrafili też to musieli słyszeć, gdyż drzwi gwałtownie się rozwarły, a ich miny świadczą, że kto inny zaraz może trafić na plac. Rajtar chwycił za pistolet i odciągnął kurek, ale widać, że nie wie co ma zrobić. W tym czasie wasz były pracodawca zobaczył i Was, przerwał więc na chwilę obrażanie dziadygi i zmienił adresatów swoich słów:
- Te kmioty w nocy mnie okradli! MNIE! Odzyskajcie ładunek, wypłacę Wam resztę złota, co Wam potrąciłem za robotę! - powiedział, a chłopi i na Was zaczęli patrzeć podejrzliwie. Dziadyga kręcił głową milcząc przerażony. Wielmoża jednak kontynuował:
Utnijcie mu kolejny palec, jak nie będzie chciał gadać. I kolejny i kolejny, aż nie zacznie! To on, a jak nie on, to i tak jego wina. A jak nie pomoże, to go powieście i zadajcie pytania następnemu, zaraz zobaczycie, że się gadatliwi bardziej zrobią - kończy wyczerpany przemową. Tymczasem chłopi przestępują z nogi na nogę, nie wiedząc co powinni zrobić. Wygląda na to, że los dziadygi zależy od Was.