Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2017, 09:23   #4
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Carmen obwarowała sobą miejsce przy wazonie z winem... lub jakimś napojem na jego podstawie. Nektar był wszak gęstszy i bardziej słodki. Dziewczyna piła go ze smakiem, choć małymi łyczkami. Teraz miała już dwa ptaszki do obserwacji. Pozostawało czekać na trzeciego.
Chinka wędrowała od eksponatu do eksponatu każdemu poświęcając krótkie spojrzenie, oceniające zarówno samą wartość przedmiotu jak i żądaną cenę. Jak elegantka wybierająca błyskotkę, o którą poprosi swego adoratora. Nagle spojrzenia Yue i Carmen skrzyżowały się. Powłóczyste spojrzenie Si Chuan przesunęło się po całej sylwetce Carmen… po czym Chinka ruszyła w kierunku Carmen poruszając zmysłowo biodrami. Przyglądała się z zaciekawieniem lady Stone, jak okazowi rajskiego ptaka w prywatnej wolierze.

Mimochodem dziewczyna rzuciła ostatnie spojrzenie Orłowowi, by przekonać się, że jest tam, gdzie go ostatnio widziała. Po czym uśmiechnęła się ślicznie do Yue. W jednej ręce trzymała szklaneczkę napoju, drugą zaś odruchowo schowała za plecami, opierając się o stół.

- To nieoczekiwany tu widok. Piękna kobieta w Paryżu, przy której nie ma przystojnego mężczyzny podkreślający jej urok. A może… się mylę?- zapytała uprzejmym tonem Yue i zerknęła w kierunku Orłowa. Mylnie uznając iż Orłow jest jej opiekunem, skoro zerknęła na niego.
- Milady mogę się odwdzięczyć tą samą uwagą - powiedziała z uśmiechem, odstawiając pustą szklankę - I jednocześnie ośmielę się wysnuć przypuszczenie, że czasem mężczyźni po prostu nie są godni, by choćby stać w blasku gwiazd. A apropo gwiazd... Słyszałam, że będzie pani występować w Paryżu. To tak samo jak ja, choć pewnie mój występ będzie bardziej rozrywkowym aniżeli artystycznym doznaniem, jak w przypadku tak utalentowanej divy. Może więc w ramach wyrazów uwielbienia, wolno mi nalać też pani odrobinę tego specjału? Zapewniam, że jest wyśmienity. - rzekła lekkim tonem Carmen - specjalistka od wężowych trucizn.
- Oh… czyżby moja sława dotarła do Paryża?- zachichotała Yue zakrywając usta i dodała.- Tak… z chęcią się napiję.
Dziewczyna nalała nektaru najpierw Chince, potem sobie i podała jej szklaneczkę, patrząc głęboko w oczy.
- Owszem. - powiedziała, po czym uniosła swoją szklankę - Zdrowie prawdziwych artystek.
- Owszem…- odparła Chinka śmiało wpatrując się w oczy Carmen. I oblizując czubkiem języka swe usta tuż po wypiciu toastu.- Więc… niestety muszę cię rozczarować. Nie zaśpiewam niestety w paryskich operach. Mój pobyt w tym jakże pięknym mieście jest niestety bardzo krótki… z powodu przyczyn ode mnie niezależnych. Ale… zawsze można mnie posłuchać w Singapurze.-
- Co milady zatem sprowadza do tego miasta? Jeśli mogę sobie pozwolić na małą bezczelność i zapytać. - spojrzenie Carmen przesunęło się na dekolt Yue, sugerując, że o innych bezczelnościach również czasem myśli.
- Chęć przeżycia przygody… odrobiny… ryzyka.- Yue niby przypadkiem musnęła palcami swój dekolt, jak używając ich jako przewodników dla oczu Carmen.- Poza tym lubię błyskotki, więc jak mogłam zignorować ich aukcję? A ty moja droga artystko, co takiego już sobie upatrzyłaś?
- Rozglądam się właśnie. Szukam czegoś... co mnie porwie - potoczyła wzrokiem po twarzach wokół, starając się zarejestrować, gdzie jest Orłow.
- Albo kogoś… znajomy?- Yue przyłapała spojrzenie Carmen, gdy to skrzyżowało się z równie zaciekawionym spojrzeniem Jana Wisilijewicza. Sytuacja robiła się nawet zabawna. Orłow pewnie sądził, że Carmen coś knuje z Wężową Księżniczką, a sama Yue brała pannę Stone za rosyjską agentkę. Co bynajmniej jakoś nie łagodziło jej apetytu na niezobowiązujący flirt. Zwłaszcza że było jeszcze trochę czasu do zabicia zanim rozpocznie się aukcja.
- Raczej konkurencja, jeśli i milady zwróciła na niego uwagę. - nie było sensu zaprzeczać, że to Jan przykuł jej uwagę. Carmen starała się więc skupić zainteresowanie mafiozy na czymś innym - A co panią najbardziej interesuje tutaj?
- To co widzę z pewnością…- w tej chwili patrzyła akurat na Carmen rozbierając ją wzrokiem z bezczelnym uśmieszkiem i prowokująco uniesioną lewą brwią. Po czym gładko skłamała. - Po za tym… nie wiem jeszcze. Rozglądałam się, ale nic konkretnego nie przykuło mej uwagi wśród tych skarbów.-
W to Carmen nie wierzyła. Była pewna, że Chinka wybrała już przedmioty do zakupienia, zanim tu przybyła.
- A może ty mi coś polecisz? Co przykuło twoje oko?- zapytała z uśmiechem.
- Obawiam się, że to już należy do szanownej pani. - odparła gładko - I faktycznie nic nie przykuje mej uwagi, jeśli będę tu stać i patrzeć na najpiękniejszy klejnot tej wystawy. Dlatego proszę mi wybaczyć... - skłoniła się i ruszyła w kierunku gablot. Musiała znaleźć trzeciego ptaszka…
- Momencik…- zatrzymała ją tym słowem Yue i dodała z uśmiechem.- Gdybyś chciała moja droga później porozmawiać o klejnotach, to… zatrzymałam się w przy Rue Plantagenet 35, hotel “Rose Chinoise”. -
Carmen posłała jej powłóczyste spojrzenie i wiele obiecujący uśmiech, jednak nic nie odpowiedziała. Tylko wymijając kobietę, pozwoliła sobie zahaczyć dłonią o jej kibić.

Kolejne kilkanaście minut upłynęło Carmen na oglądaniu eksponatów przeznaczonych na aukcję i łapaniu ukradkowych spojrzeń Yue i Orłowa. On wręcz z trudem utrzymywał się w swej ciasnej roli, a ona… przyłapywana przez Carmen posylała jej zmysłowe uśmieszki. Mijał czas… nieznośnie długo. Aż w końcu zjawił się on. Trzecie nazwisko, wielce oczekiwane przez Lloyda. Na pannie Stone nie robiło jednak takiego wrażenie.
Ali ibn Aghraman. Naczelny Kadi osmańskiej Turcji.


Najwyższy sędzia religijny i sługa samego sułtana Omara. Osoba która ekstremalnie rzadko pojawiała się publicznie. A już w siedlisku rozpusty jakim był Paryż nie pojawiała się nigdy.

To właśnie jego obecność zainteresowała brytyjczyków. Po co niby pustelnik żyjący w wydzielonej dla niego części sułtańskiego pałacu przybył do Paryża osobiście? Dlaczego uczestniczył w aukcji przedmiotów należących do kultury, którą jego lud zniszczył wiele wieków temu?

Te pytania nurtowały sir Lloyda. Cokolwiek chciał zdobyć Kadi musiało być wyjątkowo ważne, skoro się pofatygował do kraju niewiernych po raz pierwszy w swym życiu.

Wiedząc, że i tak zwraca na siebie uwagę, Carmen zadbała o wianuszek wielbicieli, który skutecznie odciągał od niej uwagę osób uduchowionych i poważnych, jak sam Ali. Ona za to dyskretnie co jakiś czas zerkała w jego stronę, starając się ustalić, co też przyciągnęło uwagę tego człowieka na aukcji.

Oczywiście taka osobistość przyszła w towarzystwie licznych ochroniarzy i doradców, brodatych muzułmanów w turbanach. Cała ta grupka nie pasowała do tego miejsca… dzicz pomiędzy cywilizacją. Nie miało to znaczenia jednak dla panny Stone.

Szczebiocąc pomiędzy bogaczami przyglądała się temu co interesuje kadiego i Orłow czynił to samo.
Tylko jeden fragment biżuterii budził ich zainteresowanie. Bogato zdobiony naszyjnik w kształcie sokoła. Czemu akurat ten? Carmen nie miała pojęcia. Był ładny, ale i inne skarby tu zgromadzone, również były piękne. Wzrokiem poszukała Yue, by stwierdzić czy i ona interesuje się tym przedmiotem. Chinka jako jedyna wydawała się niezainteresowaną akurat tym naszyjnikiem, ale patrzyła z dezaprobatą na niespodziewaną turecką konkurencję. Najwyraźniej i jej marzył się ten naszyjnik, choć ten fakt maskowała kwaśnym uśmieszkiem. Carmen porzuciła na chwilę grono wielbicieli i prześlizgnęła się w kierunku Chinki. Nie szła jednak w linii prostej. Zagadywała po drodze tych, których znała... no i nie omieszkała znów przejść za plecami Orłowa, tym razem delikatnie zawadzając pazurkami o jego łopatkę. Poczuła jak mięśnie mężczyzny zagrały pod jej dotykiem.

- Uważaj… bo i ja cię podrapię…- Rosjanin wymruczał niczym wściekły tygrys, choć brzmiało to bardziej zmysłowo niż groźnie. Zważywszy, że nie mógł nic zrobić.
- Obiecanki... - rzuciła przez ramię, zmierzając w stronę Chinki. Kiedy do niej dotarła, stanęła obok i nawet nie patrząc na kobietę, zapytała:
- Co jest takiego w tym ptaszku, że nawet egzotyczne ptaszyska zleciały się tu, by go zobaczyć?
- Dobre pytanie. Pewnie urok, którego nie widać oczami.- rzekła w odpowiedzi Yue i spytała zaciekawiona.- Czyżby i ciebie zainteresował?
- Zastanawiam się po prostu czy to ja mam taki kiepski gust i czegoś nie widzę, czy to trochę... dziwne. - mrugnęła do niej porozumiewawczo.
- Starożytni przypisywali pewnym przedmiotom symbolikę, oraz moc do kontrolowania sił poza naszym zrozumieniem.- odparła zamyślona Yue.- Mój lud wierzy w potęgę Chi drzemiącą we wszystkim. Może brodacz liczy na to, że znajdzie w kawałku metalu potęgę? To chyba jakiś ważny Turek, prawda?- zapytała zerkając na dekolt Carmen, który wydawał się bardziej nią interesować niż ów skarb.
- Tak... na tyle ważny, że aż mam ochotę mu poprzeszkadzać. - powiedziała z westchnięciem, od którego zawartość jej gorsetu zafalowała.
- Jestem pewna, że nie ty jedna. - zerknęła znacząco w stronę Orłowa, który właśnie rozmawiał z Grigorijem Pieskowem, bogatym rosyjskim bankierem… którego ochroniarza zapewne Jan Wasilijewicz udawał.
- Co powiesz na zbliżenie… między nami?- zapytała nagle Chinka muskając opuszkami palców dłoń i przedramię Carmen. - Nie jestem pewna, czy stać mnie na przebicie oferty tego Turka, ale możemy połączyć fundusze, prawda? A potem rozkoszować się zakupem.-
Dziewczyna udała, że się zastanawia. Lloyd z pewnością nie będzie zadowolony pokryciem nawet części rachunku za tą błyskotkę. Z drugiej jednak strony skoro i carat i Turcy się nią interesowali - musiała być coś warta. Najwyżej podrzuci to do wglądu specjalistom a potem sprzedadzą na czarnym rynku.
- A jaką mogę mieć pewność, że nie zostanę z niczym i będę musiała tylko obejść się smakiem? - Carmen powoli zlustrowała ciało Yue.
- Wiesz gdzie mnie szukać, podczas gdy ja nie wiem nawet jak masz na imię artystko. - uśmiechnęła się łobuzersko Yue. Wzruszyła ramionami.- Poza tym… najpierw zdobądźmy ów drobiażdżek, a potem omówimy resztę, przy kieliszku szampana u mnie.-
- Byle nie w Singapurze... to bardzo daleko. - powiedziała, po czym nachyliła się nad uchem Chinki - Jestem Carmen, akrobatka - szepnęła, muskając wargami płatek jej ucha. O tresowaniu węży na razie postanowiła nie wspominać.
- Mogę się skusić na wieczór w Paryżu w towarzystwie uroczej akrobatki.- odparła z uśmiechem Yue splatając swą dłoń z dłonią Carmen.- To jak… mamy umowę wspólniczko? Szampan w moim apartamencie w “Rose Chinoise” najlepiej smakuje, gdy kosztuje się go w miłym towarzystwie.-
- Na to wygląda... - uśmiechnęła się ta druga słodko, ocierając biodrem o biodro azjatki. Jednocześnie nie umiała oprzeć się pokusie, by nie spojrzeć na Orłowa.
Tylko raz zerknął na obie kobiety… i widać było w jego oczach błysk pożądania. Bo wszak było co pożądać.
- Wygląda na to, że aukcja wkrótce się zacznie, to może poszukajmy sobie miejsca na jej obserwowanie i licytowanie.- zaproponowała Yue.
- Będę twym cieniem - Carmen skłoniła się dwornie i podążyła za kobietą.
- Kuszący pomysł… choć ja miałabym i bardziej śmiałe. Ale to może i przy innej okazji.- Chinka posadziła swą zgrabną pupę na krzesełku z dala od podium na którym zwykle stał prowadzący aukcję dżentelmen i poprosiła Carmen o przyniesie tabliczki do licytacji z “jakimś miłym oku numerkiem”... jak się wyraziła.

Kiedy dziewczyna się oddaliła, zaczęła rozglądać się za dwoma pozostałymi ptaszkami.
Gdy podchodziła do stolika z tabliczkami dostrzegła Orłowa z jedną z nich. Numerek osiem. Powinien się oddalić już, ale wyraźnie czekał… na nią. Kadi swoją tabliczkę już odebrał poprzez jednego ze swych sług.
Stanęła tuż obok, wzrokiem łowiąc tabliczkę, która będzie tą właściwą w jej odczuciu.
- Co ty planujesz Carmen? Sprzymierzyłaś się z tą Chinką? Myślisz że tej żmii z Singapuru możesz ufać?- rzekł Orłow wykorzystując sytuację i stając tuż za Carmen. Bardzo blisko.
- A tobie mogę zaufać? - obejrzała się do tyłu, patrząc na niego znacząco, po czym wróciła do wybierania tabliczki - Może po prostu chcę się zabawić... o, 69. Ten mi się dobrze kojarzy.
- Więc… to prywatny kaprys?- zapytał mężczyzna zerkając przez jej ramię,na numerek który wybrała i tym razem ocierając się o jej ciało. Ot… zapewne mała zemsta za jej zaczepki.- W takim razie radziłbym tobie, abyś ją ze sobą zabrała i poszła zabawić się gdzie indziej. W innym przypadku, sytuacja może rozwinąć się różnie i choć sprawi mi to niewielką satysfakcję, będę miał powód by cię tu zabić.-
Choć miała już swoja tabliczkę, nachyliła się głębiej nad urną, wypinając pośladki w stronę ocierającego się o nią mężczyzny. Niech teraz myśli kto kogo drażni.
- To miłe, że się martwisz. Przypomnę jednak, że jesteś na terenie należącym do korony. To nie jest wasz plac zabaw. - spojrzała na niego twardo, po czym odsunęła się, by wrócić do Yue.
- Jakieś kłopoty z rosyjskim pieskiem?- zapytała wesoło Yue przyglądając się wybranemu przez Carmen numerkowi. Przygryzła wargę lekko i klepnęła krzesełko obok dając znać lady Stone gdzie powinna usiąść. Zadowolonej z twardej reakcji Orłowa na swe wdzięki, którą wyczuła przed chwilą.
- Chyba rozbudzamy jego wyobraźnię. - uśmiechnęła się poufnie do towarzyszki, łapiąc ją pod ramię.
- Doprawdy? Biedaczek.- zachichotała Yue wykorzystując oczywiste braki sukni akrobatki i leniwie wodząc palcami po jej zgrabnym udzie. Nieśpiesznie i zmysłowo.

Na szczęście to nie była ta noga, na której miała podwiązkę z nożami do rzucania, toteż Carmen nie przeszkadzała jej. Zamiast tego rozglądała się od niechcenia, obmyślając ewentualną drogę ucieczki, gdyby faktycznie zrobiło się gorąco. Mogła drażnić się z Orłowem, ale z tych 3 ptaszków to on wydawał się najbardziej szczerym.

U góry dach był przeszklony roztaczając nad sobą nocne niebo Paryża. Uroczy widok, ale świetliki w nim były zamknięte, a dach trochę wysoko. Niemniej… była to potencjalna droga ucieczki. Poza tym były dwoje drzwi, którymi do tej sali się wchodziło, oraz drzwi obsługi technicznej aukcji naprzeciw nich. Z tego co pamiętała weszła do tej sali przez drzwi za swoimi plecami wchodząc po długich schodach ułożonych w lekki łuk. Miały one lustrzane odbicie w postaci identycznych schodów prowadzących do drugich drzwi, którymi goście mogli tu wejść. Wysokość od szczytu schodów do ich podstawy… Carmen oceniała na… hmm.. ryzykowną, ale w granicach jej akrobatycznych możliwości. Choć by skoczyć na dół, musiałaby poświęcić swoje buty. Lub zabrać je w dłoni. Nie było więc źle, zwłaszcza że tłum inny gości tej aukcji nadawał się na osłonę przed atakami.

- O czym rozmyślasz?- spytała Yue widząc rozkojarzenie Carmen.
- Zastanawiam się nad samą ideą biżuterii i tego jak astronomiczne kwoty osiąga. - skłamała gładko - Jesteśmy strasznie próżni.
- Ale jak nie zachwycać tymi skarbami. Jak nie cieszyć się wiedzą, że zakładasz na szyję to co przed tobą nosiła potężna władczyni starożytnego kraju. Poza tym… jakie to sekrety… może ona kryć. Zagadki dla potomnych.- palce Yue leniwie kręciły się po udzie Carmen czasami muskając rąbek jej sukni, czasami ostrożnie nurkując nieco głębiej. Prowokacyjnie… a co bawiło samą Carmen, Orłow też dostrzegał starając się zachować stoicko. Nie było to jednak łatwe przy takich widokach.
- No tak, sekrety zawsze są fascynujące. - spojrzała z uśmiechem na Chinkę. Po czym delikatnie poprawiła jej naszyjnik. - Myślę jednak, że biżuteria i odzież nie współgrają ze sobą w przypadku tych najbardziej... tajemniczych. Sam naszyjnik Kleopatry na nagim ciele... - zamruczała, po czym dodała z udawaną skruchą - Wybacz, poniosła mnie wyobraźnia.
- Niezupełnie poniosła. Te skarby nie należały do Kleopatry, ale kogoś równie ciekawego. Wedle tego co odczytali archeologowie, należały do…- Yue nachyliła się ku uchu Carmen i musnęła delikatnie językiem płatek uszny akrobatki.- … Hekesh… królowej wiedźmy z I dynastii. Drugiej żony faraona Ihmetepa I- go.-
Zerknęła na Orłowa dodając z uśmiechem.- Igrasz z drapieżnikami moja droga. Zarówno on, jak i ja mamy ostre pazurki. Co ma jednak swój urok, prawda?
Carmen westchnęła pod wpływem pieszczoty i odruchowo spojrzała w stronę Jana. Przygryzła zmysłowo wargę.
- Taki mój zawód... i pasja. W przeciwieństwie do niego jednak, ty masz w sobie też mądrość, która bardzo mi... imponuje. - uznała, że to jest dobry moment, by nieco posłodzić Chince - na tyle, żeby uwierzyła, że wygrała jakąś rywalizację z Rosjaninem o względy akrobatki.
- Wyzwanie... to lubię.- wymruczała Yue znów nachylając się by zmysłowym krążeniem czubka języka rozgrzewać sytuację i zabijać nudę czekania na aukcję. Carmen uśmiechnęła się pod nosem, odginając kark, by Chinka nie zbliżyła się do Barona. Jej spojrzenie znów uciekło w stronę Orłowa. Którego widok była taki uroczy… robił się bowiem taki czerwoniutki na twarzy, gdy zerkał w ich stronę. I to bynajmniej nie z powodu gniewu. A Yue wykorzystała sytuację, by żartobliwie wodzić czubkiem języka po szyi Carmen. Skandaliczne zachowanie, które wywołałoby powszechne oburzenia na salonach Londynu… w rozpustnym Paryżu jednak nie wywoływało tak ostrych reakcji.
- Kto więc prowadzi? Ja czy on?- zamruczała kocio Yue odrywając się od pieszczenia skóry Carmen. Dziewczyna zaśmiała się w odpowiedzi tylko, tuląc lekko do ramienia Chinki.
- Widzę, że bardzo lubisz wygrywać. - zauważyła.
- Oczywiście… choć jeszcze bardziej lubię dostawać to na co mam ochotę.- i tu znacząco zerknęła na piersi Carmen. Dalszą rozmowę przerwała pierwsza licytacja sprawiająca, że goście rozsiedli się na krzesełkach. Kolejne przedmioty szły pod młotek, przy czym ruski kupiec i turecki Kadi nie licytowali jeszcze w ogóle. A Yue… skusiła się na zakup starożytnej bransolety… ponieważ cena za nią była stosunkowo niewygórowana. Chinka poświęciła większość swej uwagi na aukcję, choć nadal prowokacyjnie wodziła palcami po skórze uda Carmen, a sama akrobatka… cóż… musiała czekać. Interesujący wszystkich przedmiot, miał być licytowany jako trzeci, ale od końca.

W tym czasie bawiła się naszyjnikiem Yue, wodząc palcem wokół jego kształtu oraz smakowitego zagłębienia między piersiami. Była słodka, ale nie nazbyt, aby Chinka wciąż odczuwała głód jej dotyku. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Pomyśleć, że tego wszystkiego nauczyła ją nie tyle praktyka - której wcale nie było zbyt wiele w życiu 20-latki - ale rozmowy tancerek cyrkowych i innych akrobatek. Te kobiety znały niemal każdą formę “urozmaicania” życia łóżkowego. Z tego co Carmen wiedziała, wielu bogaczy płaciło niejednokrotnie wartość ich półrocznych pensji, by spędzić noc z wyuzdanymi kochankami z cyrku.
I choć brakowało jej doświadczenia, to efekty osiągała imponujące. Czasem oddech Yue przyspieszał, czasem zamierał. Palce zamiast wodzić leniwie po udzie Carmen zmysłowo zaczęły skórę akrobatki masować. A na twarzy Chinki pojawił się lubieżny uśmieszek.
- Piękny... - skomentowała cicho Carmen, choć nie było do końca wiadomo, czy mówi o dekolcie czy naszyjniku.
- Cóż.. może będzie okazja… na zapoznanie się z nim bliżej.- wymruczała dwuznacznie Yue zerkając jednym okiem na aukcję. Uznała bowiem, że działania Carmen są bardziej interesujące. Może to i dobrze, bo aukcja wlokła się niemiłosiernie.

Dziewczyna odetchnęła ciężko, dając znać swojemu zniecierpliwieniu, po czym zerknęła ciekawie w stronę turków. Tym to musiało być dodatkowo gorąco w ich turbanach.
Ci siedzieli z przodu aukcji zgorszeni widokiem ciała kobiecego. Co prawda Carmen mając okazję do przebywania w Turcji nie zapamiętała tego narodu jako przesadnie pruderyjnego, ale Kadi i jego otoczenie byli świętoszkami.
- Tak.. aukcje bywają nudne, gdy nie licytujesz.- potwierdziła z uśmieszkiem na twarzy Yue.
- Niestety, tak już mam. Gdy sobie coś upatrzę... wszystko inne przestaje mnie obchodzić. - spojrzała głęboko w oczy kobiety, uśmiechając się przy tym samymi tylko koniuszkami warg.
- Dobrze wiedzieć… bo teraz.. zaczyna się najciekawsze.- wymruczała zmysłowo Yue prowokacyjnie oblizując wargi.- Za chwilę będzie nasz mały skarb na podeście.-
- Mrrr... - szepnęła Carmen, moszcząc się w swoim fotelu i wzrokiem omiatając salę. Chciała zobaczyć kto jeszcze wygląda na podekscytowanego tą chwilą.
Tych było całkiem sporo osób, więcej niż się Carmen spodziewała. Najwyraźniej naszyjnik z motywem sokoła był kolekcjonerską gratką. Wpierw jednak musiał ulec rozstrzygnięciu spór pomiędzy dwoma damulkami namiętnie licytującymi parę starożytnych kolczyków.
Dziewczyna odruchowo spojrzała w kierunku Orłowa. Ten dla odmiany zwracał uwagę właśnie na Carmen, a jego spojrzenie przypominało jej wzrok dzikiej bestii. Cóż… ona wszak lubiła układać takie dzikie bestie i poskramiać ich temperament.
Powoli, zmysłowym ruchem oblizała wargi, patrząc mężczyźnie prosto w oczy... po to, by po chwili złożyć nimi pocałunek na ramieniu Chinki.
- Powodzenia piękna... dla nas obu. - szepnęła.
- Przyda się…- wymruczała Yue i nachyliła się, by również pocałować Carmen, muskając końcówką języka kącik jej ust.
Licytacja kolczyków się zakończyła.
- Następny obiekt, naszyjnik koronacyjny należący do Hekesh, drugiej żony faraona Ihmetepa I- go z pierwszej dynastii.- zaprezentował skarb licytator.
Carmen, która bądź co bądź nie bardzo się znała na licytacjach, postanowiła oddać inicjatywę i strategię w ręce Yue. Sama bardziej skupiając się na obserwacji otoczenia.
Zaczynało bowiem być gorąco.
- Cena wywoławcza… - zanim licytator zdążył ją podać.
- Pięć tysięcy funtów.- Kadi podał swoją przebijając ją dwukrotnie. A to był dopiero początek…
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 15-02-2017 o 16:23.
Mira jest offline