Znowu miała ochotę krzyczeć. Zamiast tego jednak wzdrygnęła się, nie wiedziała ile z tego spowodował szok, a ile zimno. Jej zęby obiły się o siebie, zdradzając, że na ten moment najgorsze jednak było zimno. Choć w tej krainie na pewno mogło przydarzyć się wiele i to dużo gorszych rzeczy.
Odwróciła się zdecydowanie od dźwięków, które przypominały bzyczenie i stwierdziła, że mimo wszystko minimalnie lepiej zapowiadają się ludzkie wrzaski. Dźwięki przypominające owady i rój - to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Choć mówiąc o wróżbach, w tym świecie raczej nie było sensu spodziewać się, że spotka ją jakieś dobro.
Patricia ruszyła ku ludzkim odgłosom, stąpając ostrożnie i uważnie patrząc pod nogi - bose stopy nieprzyjemnie grzęzły w wydeptanej ścieżce. Ba - "ścieżka" - umowne określenie na nieco mniej obrośniętą trasę pomiędzy drzewami i krzakami, dzięki której minimalnie mniej tkwiło się w błocie. Ale tylko minimalnie.
Kobieta poślizgnęła się, i prawie upadłaby, gdyby nie uratowała się podparciem dłonią. Z obrzydzeniem uniosła rękę, patrząc na oblepiające jej palce gliniaste błoto. Znowu nie wiedziała, czy bardziej drży z zimna, czy obrzydzenia. Jeszcze bardziej zniechęcona przyspieszyła nieco kroku, ocierając brudną rękę o swoje nagie udo. Brnęła w stronę ludzkich głosów, nie wiedząc nawet na co liczy. Najchętniej położyłaby się po prostu na ziemi, zwinęła w kłębek i zasnęła, zostawiając za sobą cały ten świat.
__________________ "First in, last out." Bridgeburners |