Garidan powstrzymał szyderczy uśmiech, jaki mu się pchał na usta po mądrościach, jakie wygłosił gnom.
- Na twoim miejscu również bym udawał, że się obudziłem jako ostatni - powiedział - i bym zapewniał o swej niewinności. Skąd mamy wiedzieć, że to nie ty stałeś za tym wszystkim, co się stało na pokładzie szkunera, a teraz udajesz niewinną ofiarę? A jeśli uważasz, że to my jesteśmy 'ci źli', to najlepiej biegnij w las za wspomnianą przez ciebie półelfką.
Nie czekając na odpowiedź (nie do końca fachowym okiem) ocenił, gdzie można by się schować przed nadmiarem słońca, by tam skonstruować kolejne ognisko - mniej dymiące i bardziej nadajace się do przerobienia niedawnych napastników na pożywne śniadanie.
- Chodź, pomóż mi - rzucił w stronę Sandera, zabierając się za przenosiny rannej dziewczyny. - W cieniu przynajmniej słońce jej nie zabije. A potem zabierzemy tego specjalnego więźnia - zaproponował.
- Potem musimy się zastanowić, co dalej - dodał. - Pownniśmy tu zostać tak długo, aż się nie upiecze całe mięso. No i dziewczyna musi odzyskać przytomność. W międzyczasie ktoś by mógł zrobić mała wyprawę do tego lasu. A nuż gdzieś są jakieś owoce. Trzeba by zdobyć jakąś prowizoryczną broń, choćby kije czy pałki. Później bym proponował obejść klify i iść wzdłuż brzegu. Rzeki zwykle wpadają do morza, a nuż i nam się uda na jakąś trafić.
Teoretycznie powinni tu zostać i poczekać na odpływ - kto wie, co odsłoniłyby cofające się fale, ale pogoda zdecydowanie nie sprzyjała wylegiwaniu się na plaży. Wodę co prawda mieli, ale nie taką, jaka by się nadawała do picia. |