Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2017, 15:01   #120
Szkuner
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację

Bębny zagrzmiały nad Jotónheimr!

[...] I wykuł On nas z zimnego kruszcu,
A stopić go największy ogień nie zdoła.

- Haggalóhven, 'Pieśni Najpotężniejszego'
--------------------------------------------------------------------------
Raz za razem, z wielkim grzmotem, z siłą tytaniczną, i znów, i znów. Trzaska łeb o łeb, aż góry drżą od potężnych razów, od łbów synów Olbrzymich. Ryki i bębny słychać wkoło, plemiona dopingują dzielnie - a każdy swemu ojcu oczywiście.
Kiedy młody Yngling, Orm Półrękim zwany, runął ostatni raz na łeb starszego Dondera, wygiął się Czarny i w zaspę poleciał, a nocne niebo mu niebiańskie iskry pokazało, utysięcznione w swej rzeczywistej liczbie.
Na tarczy unieśli Złotowłosego, kufel miodu mu podali i świerk w żywicy tłuściutki oraz w igłach sosny obtoczony, aby mógł Orm pierwszy kęs wziąć - już jako jar-tan Olbrzymiego rodu. Klęknęli przed nim wszyscy jak ojce przykazali, od starych Blindów po najmłodszych Jasmutów. A choć jeden i drugi w duchu szeptał, że Yngling ponownie rządzić będzie, to żaden nie odważył się na głos sprzeciwu swego wyrazić, gdyż przecież w słusznej on batalii pokonał wszystkich przeciwników. Zabrali Ola Silnego, ojca Donderów, aby go miodem i piersiami zacnej żonki obłożyć prędko, co by ten wrócił do biesiadników i zasiadł razem z resztą tanów po królewskiej prawicy.
Między setkami namiotów, szałasów i chatek z potężnych bali poustawianych, płonie ognisko mocarne, zaiste najpotężniejsze chyba, jakie ten stary świat kiedykolwiek nosił. Tańczą wokół niego młode olbrzymki, młodziki niewłochate i starsi też, kiedy mogąc laską się podpierając, lub o ramię swej lubej. Tanowie przez ogień skakać zaczęli, potem dziewki obmacywać i miód lać na wszystkie hen strony.
Bowiem Ulwyljii to jest początek! Radujmy się!
Zdarzyło się raz tego wietrznego poranka, że pochód Olbrzymiego rodu zatrzymał się nagle i podziwiał z wielkim szokiem co młody jar-tan czyni. Szedł on bowiem na czele i zatrzymał się niespodziewanie. Długą chwilę spoglądał a to na północ, a to na południe. Raz na wschód spojrzał i na zachód też nie omieszkał. Tupnął wielką nogawicą w lodową skałę pod nim rozpostartą i łupnął włócznią w nią, ile tylko miał sił w swym jedynym ramieniu. Rozpękła się skała na wszystkie strony świata i z uśmiechem do zdziwionych braci i sióstr tak powiedział:
- Koniec wędrówki, tu będzie nasza ziemia!
I tak też się stało, Jotónheimr powstał na lodowej skale, obwarowany mroźną pustką i nieprzebytymi puszczami, a plemię nagle osiadłe zaczęło życie, znajdując swój upragniony od wieków dom i rozpisują nową kartę w dziejach tego świata.
- Dosyć już tego! - uderzył Orm w oparcie lodowego tronu, które ułamało się od wzbierającej w nim wściekłości. Świat ten nie był pusty i spokojny jak mogło się zwyczajnie sądzić. Lecz problem, który napotkał wydał się o tyle zły, co niesłychanie mały w swej nikczemnej formie.
Zdarzyło się pewnego lodowego popołudnia, że na plac w Jotnónheimr zawitali obcy całkiem przybysze. Nic nie było w tym dziwnego, bo już wcześniej miasteczko gościło w swoich progach podróżników, którzy przywieźli wraz z sobą dobre słowo i szczodre dary. Ci jednak nowo poznani byli całkiem inni. Jak bardzo mali, tak też butni i zadufani w sobie malcy, co ośmielili się rozjuszyć dumę Olbrzymiego rodu! Zażądali absurdalnych rzeczy tłumacząc, że mroźne te ziemie im się należą, ich są własnością, a Jotunnowie powinni płacić nędzny haracz za osiedlanie się w obrębia tychże krain.
Jednego posła niefortunnie zdeptał Orm, a dwóch pozostałych tan Blindów zmiażdżył i śmiertelnie kopnął, bo tłumaczono później, że stary z niego olbrzym i zwyczajnie niedowidzi. To jeszcze bardziej rozjuszyło śmiesznych karzełków, którzy czego chcieli to zażądali i prędko w tchórzliwych podskokach opuścili miasto.
To jednak oznaczało tylko jedno. Jar-tan zwołał szybko wielką radę, w której skład weszli wszyscy tanowie i najstarsi przedstawiciele każdego z wielkich rodów. Ryczeli swoim głosem, chuchali, dmuchali długie słowa, aż doszli do wspólnego konsensusu.
- Musimy zmiażdżyć ich! Spalić, zdeptać, obedrzeć z miniaturowej skórki! – ryczał Olo Silny, najbardziej ze wszystkich tanów porywczy. Tym razem nie było pośród zgromadzonych żadnego przeciwnika, który na opak by twierdził. Duma i honor Olbrzymiego rodu zostały pohańbione, zatem nikczemnym przybyszom należy się jedno tylko – wojna!
Natychmiast zagrzmiały rogi w całym Jotnónheimr, oznajmiające wymarsz wojennej drużyny, na czele której stanął Orm Półręki, zaś dzielni tanowie poszli z nim ramię w ramię. Nawet młodziutkie dziewczę Alfia do ręki wzięło topór, drewnianą tarczę i z braćmi i z siostrami ruszyło tam, gdzie dom maluczkich wrogów!

Nie zdziwił żadnego z gigantów widok małego miasteczka Vene, stolicy Ulliari, bo tak zwali siebie przeciwnicy. Aby sforsować karykaturalnie mikre bramiszcze, dwóch wystarczyło olbrzymów, którzy pniem ogromnej sosny wyważyli słabe wrota. Wódz zadął w róg przepotężny, a stu dwudziestu bitnych wojowników wpadło do obcego miasta, bez słowa gotując rzeź wszystkiemu co żyło i ruszało się w obrębach jego murów! Topory rozcinały, maczugi miażdżyły, a nie tylko ciała ale i paskudne budynki, z których ledwie gruz pozostał. Tego dnia po ulicach osiedla Vene popłynęły rzeki majestatycznej krwi, malutkich wnętrzności i ciał pomordowanych Ulliari, którzy ośmielili się słowem zagrozić i zbezcześcić wielką dumę Olbrzymiego rodu. Wielu przedstawicieli małej rasy zakuto w kajdany lub pojmano w klatki, gdyż niewolnik – nawet tak malutki – jest przydatnym narzędziem w każdym szanującym się kraju.
Krótka potyczka nie nasyciła jednak żądzy krwi żadnego z gigantycznych wojowników. Ruszyli więc w krwawą pogoń za wycofującymi się w głąb miasta wojskami karzełków. Do największej batalii doszło zatem na głównym rynku cuchnącego śmiercią miasta. Tam, ku wielkiemu zdziwieniu olbrzymów, ruszał się i żył własnym życiem piękny las! Ucieszyli się niechybnie ci wojownicy, którym zaburczało w brzuszyskach, oni więc pierwsi rzucili się na maszerujące od gromkich rozkazów Ulliari drzewa! Jedni jęli gryźć wojownicze pnie, inni zaś rąbać ich siekierami, palić śmiercionośnym ogniem. Nieszczęśliwie jednak nie był to całkiem zwyczajny las. Bronił się, a bronią jego była niehonorowa magia! Okropnym widokiem stała się śmierć wielu chrobrych wojowników, którzy rażeni nienaturalnymi piorunami, kładki się śmiertelnie na splamionym bruku.
Jar-tan w żadnym razie nie chciał przerwać trwającej bitwy. Jednak śmierć Ola Silnego, tana Donderów, poruszyła go dotkliwe, zarządził on więc postawę bardzo defensywną. Nakazał ocalałym wycofać się do zdobytej części miasta, i tam drużyna Orma obwarowała się gęsto, posiliła i zaczęła wylizywać poniesione rany. Do Jotónheimr wysłano młodziutkiego gońca, który poinformować miał o wielkiej tragedii i prosić starszyznę, tymczasowych władyków rodzimego miasteczka, o zorganizowanie dodatkowych hufców, które wesprą jar-tana w wojnie, co przecież chyli się ku szczęśliwemu zakończeniu. Orm Półręki poprzysiągł wszystkim ocalałym, że nie spocznie, dopóki z miasta Vene nie zostaną jeno marne gruzy i pył, a ciała poległych sióstr i braci zostaną należycie spopielone, ku chwale Potężnego!
Zmęczony Orm usiadł na gruzach jednego z budynków i uśmiechnął się, mimo smutków targających jego myśli. Grymas powstał z powodu pięknego widoku jego świeżo odbudowanej kończyny, którą wykonali dlań najsprytniejsi w kowalskiej sztuce rzemieślnicy. Brązowe ramię, zakończone najeżoną kolcami maczugą sprawdziło się doskonale! Teraz kapie z niej krew i trzewia pokonanych wrogów, niczym ochrzczone berło w swym pierwszym starciu.
 
Szkuner jest offline