Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2017, 15:37   #24
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wieża


Czy obawy Arii były słuszne, czy nie, tego musieli się dopiero dowiedzieć. Póki co, zarówno wróżka, jak i elf, zajęli się przeszukiwaniem własności maga. A było w czym przebierać i wybierać. Tym, co mogło zainteresować dziewczynę, była kolekcja książek, w tym jeden tom, który traktował o możliwościach łączenia niektórych dziedzin magii. Był to traktat stary, o którym nigdy nie słyszała i w umyśle wróżki, brzmiący niemal jak bluźnierstwo. Każdy wszak wiedział, że dziedzin łączyć się nie powinno. Była to pierwsza lekcja, którą każdy uczeń magicznych akademii otrzymywał. “Jeżeli chcesz osiągnąć wyżyny, skup się na jednej drodze. Nie mieszaj ich, nie rozpraszaj swej uwagi bo to tylko do jednego prowadzi. Do klęski”. Było to wtłaczane w umysły młodych adeptów do momentu, w którym stawało się jedyną, niepodważalną prawdą. I miało rację, na co dowodów nie brakowało. Księga jednak, na której wzrok Arii się zatrzymał, najwyraźniej zawierała w sobie sposób by prawdę tą ominąć.

Melfis jeszcze przez chwilę stał w miejscu, jakby nie mogąc zdecydować się czy wyjść i poszukać reszty czy ruszyć na zwiedzanie wieży. Widać było, że powoli dochodzi do siebie po spotkaniu ze skrzydlatą. Jego palce rozluźniły się, a usta przestały tworzyć cienką kreskę na jego twarzy. W końcu ruszył on na poszukiwania maga, kierując swe kroki ku schodom prowadzącym na wyższe piętro.

Maelar z kolei skupił swe poszukiwania na sprawach przyziemnych. Co prawda zdarzało się niekiedy, że na statek i za piękne oczy brano, tyle że później trzeba było za te piękne oczy płacić. W naturze. Jakby nie spojrzeć rejsy bywały długie, a marynarze do śwątobliwych mnichów nie należeli. Dobrze zatem, że elfowi udało się znaleźć mieszek maga, a w nim sześć złotych riv’ów, dwa srebrne i garść miedzianych. Fortuna to nie była, gdy się do czynienia miało z bogactwami świata, jednak jak na tak niewielką wioskę, było to nie lada znalezisko.

Prócz wspomnianych rzeczy, wieża maga oferowała całą skarbnicę rzeczy dziwnych, chociaż nie magicznych, co bez dwóch zdań budziło zdziwienie. Nigdzie też nie było widać ciała Tarusa, które przecież powinno gdzieś się znajdować jeżeli, tak jak pozostali mieszkańcy wioski, został on ofiarą… Czymkolwiek było to, co zaatakowało wieśniaków. To z kolei zmuszało do wzięcia pod uwagę nieco innego losu, który mógł spotkać maga. Losu, który on sam wybrał.

Gdy oględziny wieży zostały zakończone, a Melfis ostrożnie wziął pierścień i wsadził do swojej sakiewki, przyszło im opuścić siedzibę Tarusa. Na zewnątrz czekała na nich cisza i pustka. Ich towarzyszy nigdzie nie było widać. Po chwili dopiero, gdy strach chwycić zdołał ich za gardło i zacisnąć na nim swoje palce, dostrzegli trzy ciała leżące przy ścieżce prowadzącej do wioski.


Grosh


Grosh nawoływał i nawoływał, jednak odpowiadała mu tylko cisza. Jego towarzyszka co chatę przystawała, wpatrywała się w nią chwilę, po czym kręciła głową. Jej humor z każdą kolejną, pogarszał się wyraźnie. Fira nigdy nie należała do szczególnie radosnych istot, podobnie jak nie była najodważniejszą dziewczyną jaką demon widział na oczy. Czy to ludzką, czy łaczą, czy będącą wolną czy też w niewoli. Wszystkich zatem dziwiło, co taka mysz robi w jego towarzystwie. Przecież nawet dzieci wieśniaków omijali go z daleka, przerażone jego wyglądem. W końcu uznano, a przynajmniej tak to wyglądało, że wilkołaczka po prostu, z jakiegoś powodu, gustuje w tych niebezpiecznych. W końcu z Nathanem, zwanym za jego plecami Bratobójcą, też ją często widziano. No i z tą Silli, co to podobno o mały włos nie zagryzła Syrii.

Teraz jednak, ci którzy za plecami plotkowali zarówno o dziewczynie, jak i o wilkołaku i ich przyjaźniach, siedzieli cicho. Ich usta zamknęła sama śmierć, a przynajmniej tak się zdawało, wbrew temu co twierdziła Fira. A jednak, jakby na potwierdzenie jej słów, widać było życie w wiosce. Życie tliło się w chatach, w obejściach i na głównym placu, do którego w końcu dotarli. Jego źródło pozostawało jednak niewidoczne, kryjąc się w zakamarkach, w cieniach i wszędzie tam, gdzie akurat demoni wzrok nie sięgał.
Od głównego placu odbili w ozdobioną dróżkę, która wyznaczała kierunek świątyni Areny. Budowla ta mieściła się na skraju wioski, głębiej nieco w las.


Otaczał ją święty gaj, przez który przepływała rzeczka, niosąca swe wody do morza. Wypływała ona ze źródła, które swój początek miało we wnętrzu świątyni. Woda w nim była krystalicznie czysta, przyjemnie chłodna i o lekkim, słodkawym posmaku. Wszyscy też wiedzieli, że ma w sobie lecznicze właściwości. Wróżka Tinder tylko z tego źródła czerpała wodę dla swoich ziół i mikstur, co w zupełności wystarczało aby przeświadczenie o jego magicznych właściwościach stało się najstarszą, wioskową prawdą.
Także jednak i tu panowała cisza. Jedynie szum strumienia, który w rzeczkę się przeradzał za murami świątyni, zakłócał tą ciszę.
- Nishan! - Zawołałą Fira, gdy tylko znaleźli się w środku, a następnie, nie uzyskawszy odpowiedzi, ruszyła w głąb świątyni. Z każdą chwilą jej krok zwalniał, do tego stopnia, że tuż przed drzwiami komnaty kapłana, Grosh zmuszony był ją wręcz lekko pchnąć w plecy by sięgnęła do klamki i je otworzyła.
W komnacie jednak nikogo nie było. Proste, oszczędnie urządzone pomieszczenie ziało pustką. Łóżko wyglądało na nietknięte, podobnie jak księga na małym stoliczku, które przy nim stało. Świeca w lichtarzu wypaliła się całkiem, tworząc kałużę, która podlała brzeg księgi.
Fira rozejrzała się, po czym wypadła z pokoju biegiem, zanim Grosh zdążył ją powstrzymać. W kilka sekund później usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi, a następnie długi, pełen bólu i skargi skowyt.


Roisin


Nieznajomy nie zaprzeczył, tylko odrzucił drewienko i wsunął nóż w pochwę, która to kryła się pod jego kurtą. Widać miał jakiś powód, by nie nosić jej na wierzchu, tak jak nosił swoje topory. Pytaniem było ile jeszcze takich ostrzy posiadał i gdzie się kryły. No i, rzecz jasna, po co wieśniakowi tyle broni. Do odganiania much? Raczej wątpliwe.

Ruszyli wreszcie, przy czym na Roisin czekała niespodzianka w postaci kasztanka, który czekał przywiązany do żerdzi. Obok niego stał drugi, kary wierzchowiec, podobnie jak pierwszy osiodłany i wyraźnie gotowy do drogi. Oba były znajomym widokiem. Podobnie jak łaciata klacz, która zarżała na widok dziewczyny. Konie te należały bowiem do trupy cyrkowej i wykorzystywane były w ich pokazach. Roisin nieraz czesała ich sierść i je karmiła, a także po nich sprzątała. Znali się więc całkiem dobrze, mogło ją zatem zdziwić, że dały się osiodłać obcemu facetowi. Zwykle bowiem takich chętnych do bliższego zapoznania się traktowały zębami, niekiedy dodając przy tym cios z kopyta, lub dwa, jak się nadarzyła okazja.
- Tamtym się już do niczego nie przydadzą - stwierdził jej towarzysz, podchodząc do karego i wyciągając w jego stronę dłoń. Wierzchowiec rzucił łbem raz i drugi, po czym podszedł i jakby nie do końca przekonany, dotknął chrapami dłoni.
- No już, już, nie ma powodów do nerwów - wyszeptał nieznajomy, gładząc pysk zwierzęcia drugą ręką, przechodząc powoli na jego szyję. - Wybierz sobie któregoś i idziemy.
Przez idziemy rozumiał dokładnie to, co powiedział, bowiem nie wyglądało na to by miał zamiar na grzbiet wierzchowca wsiadać. Zamiast tego złapał za uzdę karego i tego, którego dziewczyna nie wbyała, i ruszył w stronę wioski.

Wioska zaś okazała się niemal tak samo cicha i pusta, jak za pierwszym razem, gdy Roisin do niej zajrzała. Nigdzie nie było widać ludzi, nie było ich też słychać. Było za to widać ich obecność. Pranie wisiało, pierzyny się wietrzyły, czuć było pieczone przysmaki i woń kojarzącą się z potrawami typowo śniadaniowymi. Kury wesoło gdakały, dziobiąc ziarno, które ktoś im sypnął. Wioska, pomimo tego, że wyglądająca na martwą - żyła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline