Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2017, 22:20   #32
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie odebrała, odprowadzając Martina wzrokiem.
- Część. - Ku swojemu zdziwieniu usłyszała, że jej głos nabrał ciepłego tonu. - Coś się stało?
- Dobrze cię słyszeć Sophie - usłyszała znajomy, głęboki głos - Znasz mnie. Lubię wszystko wiedzieć... Dowiedziałem się o tym, że wyruszasz na swoją pierwszą misję. Sąd chciałem ci szczerze pogratulować. Oczywiście, nie zawracałbym ci tym głowy, ale właśnie otrzymałem informację, że mały upominek z tej okazji, który dla ciebie przygotowałem, właśnie dotarł do zamku i pewnie czeka na ciebie na dole.

Dziewczyna uśmiechnęła się do słuchawki. Posłał jej upominek? Czuła jak jej serce uderza w szalonym tempie, prawie tak jak gdy czytała karteczki od niego.
- Twoje drogie childe zabije mnie za tą rozmowę, wiesz?
- Aż tak z nim źle? - wyczuła, że wampir również się uśmiechnął.
- Zaczekaj chwilkę, proszę.

Sophie podeszła do drzwi Martina. Przyłożyła słuchawkę do piersi, trochę wygłuszając to co mówi.
- Schodzę na dół, Andre wysłał mi prezent. Dołączysz?

Nie słysząc odpowiedzi, wyszła na korytarz i dopiero wtedy przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Nie wiem co sobie wyobrażałeś. Jak tak dalej pójdzie mogę nie dożyć ewentualnego powrotu do ciebie.. - nagle przypomniała sobie o wypitej krwi Martina. - ...albo wręcz nie będzie to dla ciebie zbyt bezpieczne.
- Myślałem, że ucieszysz się, że go nie zabiłaś. Szczególnie po twojej... reakcji tamtego wieczora.

Sophie spokojnie szła korytarzem. Cieszyła się głosem Andre.
- Tak jak mówiłam ci po przebudzeniu z gorączki, wolę go żywym niż martwym. Choć teraz jest raczej w stanie pół na pół. - Na chwilę przymknęła oczy przypominając sobie twarz wampira, ale szybko je otworzyła. To były koszary Ankh nie była tu bezpieczna. - Jeśli chodzi ci o mój pieszy powrót, to nie była reakcja na jego zabicie. Podczas wojny zdarzało mi się miewać większe rozterki.

Minęła tablicę z nazwiskami, nawet na nią nie zerkając.
- W wojsku uczą, że gdy jesteś ranny, i jest taka możliwość, powinieneś wrócić do okopów… w bezpieczne miejsce. Za pierwszym razem, musisz się zmusić by czołgać się mimo bólu i strzałów. Za drugim twój organizm robi to już na autopilocie. - Uśmiechnęła się do słuchawki. - Nie szkolono mnie, że mam wziąć taksówkę.
- Cóż, cieszę się więc, że chociaż nie masz mi za złe tego, że go przemieniłem. - zażartował Burth - A jak się czujesz przed misją?

Sophie powoli dotarła na parter.
- Jakbym jechała sama na wojnę. - Powiedziała to zanim pomyślała i po chwili tego pożałowała. Nie chciała mówić o swoich wątpliwościach, ale ten wampir już tak na nią działał. Pewnie nawet nieświadomie, wymuszał szczerość. Po dłuższej chwili dodała. - Jak zwykle gotowa.
- Wiesz, że dzwonię nie jako twój szef, ale jako przyjaciel? - zapytał po chwili, pozornie bez związku. Tymczasem napotkała młodego Edgara, który gestem zaczął ją przywoływać do leżącej obok wieszaka na parasole paczki. To był całkiem spory pakunek 30x50x50.
- Ja też rozmawiam z tobą jak… - zamyśliła się. Jakoś słowo przyjaciel nie było tu adekwatne. Nie po jej wyznaniu gdy sie widzieli po raz ostatni. - Na pewno nie jak z szefem, Andre.

Sophie uśmiechnęła się do Edgara i podeszła do pakunku.
- No, no spore to. Co żeś znów wykombinował? - Przysiadła na korytarzu. Było pusto. Ludzie po kolacji przygotowywali się do manewrów, miała więc cały korytarz dla siebie.
- Rozpakuj. Ustaw na głośnomówiący, to będę sobie wyobrażał, że patrz na twoją minę. - polecił wampir.

Kiedy Sophie uporała się z tekturowym kartonem, masą styropianu i folii, dotarła do zgrabnej, podłużnej walizki. Wieko odskoczyło z lekkim kliknięciem. Zawartość stanowiła mokry sen każdego żołnierza - 3 pistolety: Sig Mosquito, Glock G17 oraz złoty Desert Eagle.


- Ten złoty jest na srebrną amunicję. - podsunął wampir.
Sophie aż się zapowietrzyła. Wcześniej zrobiła tak jak polecił odkładając telefon na podłodze.
- Jesteś świrem. - Powoli przesunęła dłonią po kolejnych pistoletach, zatrzymując się na złotym. - Wspaniałym świrem.
- Ja? - udał zdziwienie - Ja bym ci kupił biżuterię, ale coś czuję, że z żadnej aż tak byś się nie ucieszyła. - dodał ciepło.

Sophie podniosła telefon z podłogi i przełączyła go na normalny tryb. Z zachwytem gładziła złote pokrycie na jednym z pistoletów. Desert Eagle… podobno były w stanie uszkodzić staw przy wystrzale. Uśmiechnęła się.
- Jesteś świrem… wiesz, że już twój telefon bardzo mnie ucieszył. - Powoli zamknęła wieko walizki.
- Dziękuję. Wiem, że nie jesteś materialistką. - znów wyczuła jego uśmiech - Nie będę cię już dłużej rozpraszał. Wiem, że sobie ze wszystkim świetnie poradzisz, ale jakby co, życzę ci powodzenia. Dbaj o siebie, Sophie.
- Ty też dbaj o siebie. - Sophie rozłączyła się i wstała z podłogi.

Powoli zaczęła zbierać resztki opakowania cały czas się uśmiechając, jak głupi do sera. Gdy posprzątała po sobie, zabrała wszystko do pokoju. Idąc korytarzem zdała sobie sprawę jak bardzo może tu nie pasować, do tej całej nienawiści do wampirów. Cały czas szczerząc się wróciła do pokoju.
Choć spodziewała się kolejnej dawki dogryzanek i prowokacji, o dziwo, nikt na nią nie czekał. Pokój Martina również był pusty. Miała apartament tylko dla siebie i pół godziny do zbiórki przed misją. Sophie wsunęła walizkę pod łóżko i przeszła do pokoju wampira. Padła na łóżko, przypominając sobie jak kochali się poprzedniej nocy.

Nie rozumiała… tak bardzo nie rozumiała zachowania Martina. Przygryzła wargę. Nie rozumiała tak jak nie rozumiała zachowania Eliotta nim jej po prostu wszystkiego nie wyjaśnił. Wiedziała, że mogła mu zrobić lekką sieczkę z mózgu, a nawet nie ona lecz sytuacja w jakiej się znalazł. Być partnerem kogoś, kto zabił cię bez mrugnięcia. Ona, czułaby się dziwnie. Do tego to jak reagował na Andre, zupełnie jakby był… zazdrosny. Sophie niechcący przegryzła wargę. Szybko zalizała rankę. Ta myśl była głupia więc ją wymazała. Zamknęła pokój i ruszyła na poszukiwanie swojego partnera. Wybrała jego numer telefonu.

Co ciekawe, był to numer, który dał jej zanim został przemieniony w wampira. Czy wciąż z niego korzystał? Jeśli nawet, to teraz nie odbierał.
Nie spieszyło się, mogła przez pół godziny przechadzać się po budynku by na końcu dotrzeć na spotkanie. Szła uśmiechnięta powtarzając cicho.
- Ćwir, ćwir kanaraku… gdzie jesteś? - Wsunęła dłonie do kieszeni. - Ćwir.. Ćwir…

O dziwo, spotkała go pod drzwiami sali wykładowej. Stał oparty o ścianę tuż przy ramie okiennej. Miał na sobie czarne, sportowe spodnie i obcisły golf w tym kolorze. Była tu też Emila z partnerem.

Sophie spoważniała. Lekko skłoniła głowę na powitanie parki i podeszła do wampira. Uważnie przyglądała się swemu partnerowi starając się ocenić w jakim jest stanie. Chciałaby umieć czytać ludzi… tak po prostu widzieć ich emocje. Oparła się o okno dotykając głową chłodnej szyby. Musiała wyczyścić głowę.
- Mogłeś chociaż zostawić wiadomość, wiesz?
- Przepraszam, mamo. Zapomniałem, że musisz o wszystkim wiedzieć, bo inaczej ci libido opada. - odparł bardzo poważnie.
- Po prostu to byłoby miłe. - Przymknęła oczy. Nie zamierzała kłócić się z wampirem. Miała dobry nastrój, Andre pod koniec jej pracy regularnie go wywoływał. Po dłuższej chwili spojrzała na Martina. Uśmiechnęła się do niego. A co tam pozgrywa wariatkę. - Wiesz… to ty jesteś tutaj, a nie on, kanarku.

Uniósł pytająco brew.
- Co?
- Nic wampirku. - Oparła się ponownie o szybę przymykając oczy. - Absolutnie nic. Wybacz mamusi odbija.
- Sikorka boi się wylecieć z gniazda? - zainteresował się w swoim stylu.
- A wyglądam jakbym się bała? - Odparła nawet nie otwierając oczu. Chłód szyby uspokajał, pozwalał się skupić na zbliżającej się myśli. Jej głowę powoli wypełniały informacje wpojone jej przez Ankh, wypierając twarz Andre.
 
Aiko jest offline