Spacerek przez śniegi. Przyjemna wycieczka, można by rzec, nawet jeśli na plecach, prócz plecaka, siedziało parę kilogramów żywego kota, zachwyconego podróżą, co chwila dmuchającego w ucho 'nosiciela' lub łaskoczącego go długimi wąsami.
Las był piękny, śnieg wspaniały, pogoda... Tu Ellisar był równocześnie i zły, i zadowolony. Sypiący w oczy śnieg nigdy ułatwiał wędrówki, chata chyba się oddalała, zamiast być coraz bliżej, ale za to ślady, jakie pozostawiał za sobą elf, były coraz mniej widoczne, a to znaczyło, że ewentualny pościg prędzej czy później straci tropy.
Nadzieja...
W końcu okazało się, że Dusza miała rację - nie dość, że chata stała, to jeszcze z komina unosił się dym. Na dodatek wokół chaty unosił się całkiem przyjemny zapach. Nic więc dziwnego, że moonria natychmiast zapomniała o swym towarzyszu i popędziła na spotkanie pysznego jedzenia.
Ellisar ruszył nieco wolniej, rozglądając się na boki, a złośliwa pamięć podsuwała mu opowiastki dla dzieci, w których lokatorka samotnej chaty w środku lasu odgrywała niepoślednią, acz niezbyt pozytywną rolę. Po pierwsze jednak, nikt w te opowieści nie wierzył, a po drugie - niezbyt wielki mieli wybór, jeśli nie chcieli na wieki spocząć pod jakąś zaspą.
Choć może nie ma wieki, a do wiosny... co dla zainteresowanych stanowiłoby niewielką różnicę.
Gospodarz chaty wzbudził w Ellisarze mieszane uczucia. Co prawda między elfami a wilkołakami nigdy nie było konfliktów, to jednak bard wolałby, by w chacie mieszkał ktoś bardziej opanowany, niż przedstawiciel takiej pobudliwej rasy.
Ale mogło być i gorzej.
- Dusza, Ellisar - przedstawił swą towarzyszkę i siebie. - Szukamy schronienia przed burzą, a za gościnę możemy się odwdzięczyć opowieściami i balladami.
Miał co prawda garść rivów w sakiewce, ale miał wrażenie, że gdyby chciał płacić brzęczącą monetą, to wilkołak pokazałby im drzwi.