Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2017, 19:03   #183
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Sand zmierzył podlizującego się Talomana obojętnym wzrokiem. Pamiętał takich osobników z czasów swej niewoli - potulnych, uprzejmych i posłusznych wobec swoich ciemiężycieli. Uczeni nazywali to syndromem egoriańskim - widzenie oprawców w pozytywnym świetle, tworzenie z nimi jakiejś dziwnej, jednostronnej emocjonalnej więzi. Wiedział też, że byli tacy którzy tylko udawali posłuszność - ci potrafili nienawidzić przełożonych bardziej, niż ci otwarcie okazujący krnąbrność. Do którejkolwiek grupy należał hobgoblin, a sądząc po jego kapitańskich ambicjach raczej do tej drugiej, jego przedstawienie wyglądało dla czarodzieja sztucznie i niesmacznie. Ale kto wie, może rozbuchane ego bosmana przysłoni mu obraz rzeczywistości?

Sand przetarł zmęczone oczy i westchnął ze zrezygnowaniem. Cały zeszły wieczór spędził konsultując się ze swoją księgą czarów, którą wyrwał ze szczęk pożaru trawiącego wieżę jego miestrza. Całe rozdziały były przepalone i nieczytelne, część zapisano kodem, a większość marginesów była zapchana różnokolorowymi notatkami w wielu językach i popełnionych różnym charakterem pisma. Podczas swojej tułaczki z Cheliax odcyfrował kilka podstawowych formuł, a kilka nawet dodał sam.

Jednym z takich czarów był niepokojący rytuał, który podpatrzył wśród diabelskich niewolników z faktorii materiałów alchemicznych. Biedne stworzenia często były obiektem fizycznych katuszy, czy to ze strony swoich nadzorców, czy też niebezpiecznych odczynników z którymi pracowali. Nie mogąc liczyć na zewnętrzną pomoc przy opatrywaniu ran, korzystali z tego co mieli pod ręką - diabelskiej krwi, której nigdy w Cheliax nie brakuje - i magii, która była jedną z niewielu broni którą można było ukryć przed czujnymi strażnikami. Powołując się na potęgę sił piekielnych, z którymi byli powiązani krwią, diabelstwa potrafiły leczyć nawet ciężko rannych pobratymców, chociaż niewiele miało to wspólnego z dobroczynną magią kapłańską albo przekraczającą granice między życiem i śmiercią nekromancją. W jakimś sensie był to miniaturowy, demoniczny pakt, w którym czarujący oddawał mały fragment swojej duszy w zamian za uzdrowienie krwi, mięsa i kości.

Ta przeklęta transakcja pozostawiała po sobie odczuwalne ślady na obiekcie zaklęcia, gdy linia jego życia na moment stykała się z rwącą rzeką piekielnych mocy. Nie było to przyjemne uczucie dla większości stworzeń, jednak w obecnej sytuacji Sand nie miał wielkiego wyboru. On i jego towarzysze odczuwali efekty niebezpiecznego życia na statku, nie mogąc liczyć ani na wątpliwą ekspertyzę Quarne'a, ani na kapłańskie umiejętności cenzurowanej przez oficerów Sandary. Przywoływacz musiał wziąć sprawy w swoje ręce, i odpowiedź na dylematy przymierza wydarł ze szponów piekielnych czartów.

Wraz z rankiem, czarodziej zaprosił trójkę kotów na seans, gdy reszta załogi rozeszła się ku swoim dziennym zadaniom. Po kolei, kreślił ja ich ciele niewielkie, zawiłe runy, maczając palec w słoiczku czarnoczerwonej cieczy i nucąc pod nosem inkantacje w piekielnym języku. Wraz z zawiązaniem czaru, niepokojące znaki zatańczyły nagle na skórze całej czwórki i roznosząc nagły zapach siarki, wsiąknęły w pory ich skóry, pozostawiając po sobie tylko zakrzepłe smugi. Balzacc obserwował wszystko z hamaka i pokiwał powoli dziobatą głową widząc efekt starań czarodzieja, upewniając się że wcześniej że ten jest skupiony na swej pracy.

Na pokładzie okazało się, że przyjdzie im penetrować rafę koralową w poszukiwaniu żywności, podczas gdy zasoby magii Sanda były na wykończeniu przez poranne ekscesy. Czarodziej czuł się z tym faktem wyjątkowo nieswojo, musząc polegać na zdolnościach swoich towarzyszy by poradzić sobie z jakimikolwiek niebezpieczeństwami które mogą na nich czyhać. Czarodziej nie był zbyt dobrym pływakiem, ale nie mogąc przewidzieć takiego stanu rzeczy, nie przygotował dla siebie żadnego zaklęcia ze starej księgi Zoraxa które mogłoby mu w tym pomóc. Musiał zwrócić się ku bardziej konwencjonalnym metodom ochrony osobistej.

-Pożyczysz mi kilka bełtów, rusałko?- Czarodziej podniósł do góry swoją smukłą kuszę i wskazał na kołczan dziewczyny. -Dwa lub trzy powinny wystarczyć. To tylko na wszelki wypadek.- Dodał szybko, obawiając się że przewrotne morskie stworzenie uzna to za jakąś próbę kradzieży.

-Poławiacz krabów, zaprawdę powiadam wam- Zaskrzeczał Balzacc z relingu, zerwał się do lotu i wylądował na ramieniu Sanda. -Za nic tego nie przepuszczę. W końcu zająłeś się uczciwą pracą, łysy?- Skrzecząc i charcząc, papuga rozpostarła skrzydła, nie omieszkając zamieść nimi po twarzy swojego mistrza, i ponownie wzbiła się do lotu, by stamtąd obserwować rozwój wydarzeń i z bezpiecznej odległości prawić swoje komentarze.
 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 16-02-2017 o 23:41.
Krieger jest offline