Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2017, 11:10   #126
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Słysząc i widząc swoją przyjaciółkę Leenę przy boku, pilotka postarała się o uśmiech, ale wszystko ją bolało więc wyszło jej to dość niemrawo i bez przekonania... mimo iż był on jak najbardziej szczery.
- ... Pić... - wydusiła z siebie z trudem, przemęczonym i chropowatym głosem.
Leena dała jej się napić, pomagając nieco przy tej prostej czynności, podtrzymując nieco głowę pilotki. Po chwili zwilżyła nawet jej twarz odrobinę zmoczoną szmatką.
- Jeszcze raz mnie tak nastraszysz, to przyleję po gołej dupie - Kapitan pogroziła Becky palcem przed nosem.
Ciężki stan pilotki nie pozwolił jej się pośmiać, samopoczucie niestety też jej nie sprzyjało.
- Ostatnio tyle oberwała... że nawet tego nie odczuję - odpowiedziała ranna, gdy już napiła się porządnie wody. Wydoiła naprawdę sporo i o dziwo, ten najprostszy możliwy napitek smakował jej jak najbardziej wyszukane wino, przy okazji przywracając także mowę.
- Czuję się jak przepalony rdzeń napędu - zdradziła z żalem i wyraźnym cierpieniem w głosie. - Jak inni? - spytała, spoglądając na Leenę kątem oka... póki co, nie miała sił nawet, aby przekręcić odpowiednio głowę.
- Nom... przypaliło Cię... i... tego... przepaliło też... - Leena zrobiła dosyć niemrawą minę, drapiąc się po policzku - Słuchaj, nie będę ściemniała, masz braki w ciele. Ale to się da naprawić i będziesz jak nowa. Czasem się tak przytrafia...
- To nie pierwsza moja kraksa - zauważyła Becky. Co prawda wypadek z trasy podczas wyścigu to co innego niż granat wybuchający obok głowy. Nie mniej jednak - przeżyła.
- Jak da się naprawić, to dobrze... To kwestia czasu i stanę na nogi... - ranna starała się przekonać zarówno Leenę jak i samą siebie. Dotychczas tak właśnie było, gdy lądowała w szpitalu i tak musiało być tym razem.
- No a co z innymi? Unikasz tej kwestii? - Zagadała, przygotowując się psychicznie na złe wieści.
- A, ok... to TRX rozpieprzyli, został z niego złom, może Vis będzie umiała naprawić, cholera wie - Wypaliła jednym tchem pani kapitan - A co do stanięcia na nogi... to tak, wstaniesz, bo MASZ DWIE... - Podkreśliła ostatnie słowa Leena.
Becky żałowała z powodu Arhona, którego co prawda dopiero poznała, ale ewidentnie zdążyła już polubić.
- No... A ile mam mieć? - zagadała lekko rozkojarzona pilotka. W końcu, podobno nie miały już z Leeną nanitów, aby miała jej wyrosnąć trzecia noga... No i nie wyrosła skoro ma dwie. O co więc chodzi? Co się stało?! O jakich brakach w ciele wspomniała Leena!?! Czy na pewno da się je naprawić?!
- Co jest? - rzuciła Becky, podczas gdy aparatura medyczna, utrzymująca i naprawiająca stan pacjentki, wskazała lekko podwyższone ciśnienie.
- Przykro mi mała, straciłaś rękę... ale załatwimy Ci jak najszybciej nową, będzie dobrze, słowo - Powiedziała Leena, wpatrując się w kikuta pilotki.
Na twarzy poszkodowanej zagościł wyraz przerażenia, a monitoring pacjentki wskazał podwyższone ciśnienie. Nie mogła w to uwierzyć, nie chciała, musiała sama zobaczyć! Starała się unieść głowę i ręce, ale nie przyszło jej to łatwo i udało się dopiero z pomocą Leeny, która szybko pospieszyła z pomocą bezradnej pilotce. Becky zobaczyła, że jej prawa ręka kończyła się mniej więcej na wysokości łokcia. Dokładnie nie dało się tego określić, gdyż kikut był zakończony sporym, profesjonalnym opatrunkiem, ale zdecydowanie miała urwaną rękę.
- K**a mać - podsumowała krótko Becky, gdy przyszło jej zmierzyć się z okropieństwem rzeczywistości... a do tego aparatury wokół niej zaczęły piszczeć jakimiś bezsensownymi alarmami.
- Skąd załatwisz mi nową rękę? Jak? Da się w ogóle? - Becky zarzuciła Leenę pytaniami, spoglądając na nią z wyraźnym strachem, ale i nutą nadziei.
- Jest na to kilka sposobów, spokojnie. Może pożyczymy od TRX, albo ludzie ślimaka co mają, gdzieś kupimy albo ukradniemy, nie powinno być problemu - Pani kapitan uśmiechnęła się przelotnie - Są takie modele, że nic nie widać, wyglądają niczym prawdziwa ręka i jedynie skanerami idzie je rozpoznać.
- Czyli nie mówimy o nowej ręce, tylko o protezie - sprostowała z zawodem Becky, a łzy szybko zgromadziły się w jej oczach i zaczęły spływać po policzkach.
- E... - Leena zamrugała oczkami na słowa pilotki.

Nagle do ambulatorium wpadła spora grupka ludzi ślimaka, taszcząc ze sobą jakąś zakrwawioną kobietę.
- Był mały wypadek, może ją obejrzeć jakiś lekarz? - Odezwał się jeden z mężczyzn. Kapitan Fenixa odetchnęła głęboko, po czym przytknęła palec do ucha, odzywając się przez komunikator:
- Doc, rusz się do ambulatorium, Becky się obudziła... chyba są spieprzone alarmy medyczne, skoro Cię jeszcze komputer nie powiadomił. Mamy tu też jeszcze mały wypadek, jeden z ludzi Crazass’a potrzebuje opatrunku.
- Bo ja zostawiłem komunikator w innym ubraniu - wyjaśnił po chwili Doc i zjawił się po paru minutach wyraźnie pospiesznie ubrany i z rozczochraną czupryną.
- To niech sam nałoży, jestem lekarzem nie pielęgniarką. Nie będę chuchał na każde kuku na paluszkach.
Spojrzał na Becky, potem na jej odczyty i uśmiechnął do pacjentki. - Nooo... wszystko w porządku. Za godzinkę lub dwie będziesz mogła spokojnie udać się do swej kwatery. Szybko odzyskujesz siły.
- Przyznaj się, że po prostu potrzebujesz tego sarkofagu dla innych pacjentów - powiedziała Becky. Po tym wszystkim co ją spotkało, czuła się jak przeżuty kawałek mięsa.
- Niekoniecznie, ale leżeć lepiej we własnym łóżku niż na zimnym blacie.

Po tej krótkiej wymianie zdań Bullit ruszył do grupki ze zranioną kobietą pytając ich. - No co tu się stało?
- Przyjebała gębą o stół! - Powiedział jeden z mężczyzn.
- Może odgryzła sobie język?! - Dodał kolejny.
- Albo zęby straciła?? - Wtrącił następny.
- Trochę dużo też wypiła - Dodała spokojnym tonem towarzysząca im kobieta. Sama poszkodowana z kolei, podtrzymywana przez pomagierów, stała na chwiejnych nogach, trzymając obie dłonie przy swoich ustach, a wszędzie było dosyć sporo krwi... Na widok lekarza odsunęła dłonie i spojrzała na Bullita swymi hipnotycznymi oczami, prosząc go o pomoc.


- Dobra... dobra...- Doc najpierw sprawdził drożność dróg oddechowych, co by się bidulka nie udusiła. To było najważniejsze, następnie walnął jej dawkę środków uśmierzających ból i usypiających, po czym obmył twarz dziewczyny z krwi...
- Zostawcie ją tutaj.- rzekł Doc zaczynając oględziny twarzy dziewczyny. A po ich obejrzeniu wydał wyrok. - Nałoży się jej maseczką z wkładką nano, to jej buźkę wykuruje bez pozostawiania paskudnych blizn. Na szczęście kości nienaruszone i mięśnie oraz nerwy też.
Spojrzał na towarzyszy dziewczyny. - No.. won stąd. Tu gabinet lekarski, a nie bar. Tylko jedna osoba może tu być zalana w trupa. Ja.

Gdy już wyszli, wrócił do Becky i przygotowując skręta mówił. - Utrata ręki to mały pikuś wobec twojego poprzedniego stanu, więc nie masz się czym martwić. To nie witalny organ, w dodatku łatwy do odtworzenia i transplantacji... w szpitalu pewnie zajęłoby to kilka tygodni maks. Tu mamy gorzej. Statek nie ma ani odpowiedniego sprzętu, ani zasobów energetycznych i nadal nie jest w najlepszym stanie. Tu raczej chodzi o kilka miesięcy hodowania klona twojej kończyny.. i przyda się ci tymczasowa lub stała proteza mechaniczno-elektroniczna. Tylko ta kosztuje ponoć trzy tysiaki plus.
- To aż tak źle ze mną było? - zagadała Becky i szybko przypomniała sobie groźbę Leeny, która najwidoczniej musiała mieć konkretny powód. - Wolę już klon, prawdziwą tkankę - powiedziała Becky, nadal starając się poskładać wszystkie myśli razem. - A trzy tysie to noszę w kieszeni - dodała.
- Więc zrobimy ustawienia na protezę tymczasową... bo na statku nie ma po prostu szans na szybkie wyhodowanie zdrowej kopii. Przykro mi... No chyba że znajdziemy jakiś szpital z odpowiednim sprzętem, ale z tego co pamiętam, nadal jesteśmy ścigani przez Unię. Mogą być więc problemy w takich szpitalach z rejestracją. - wyjaśnił Doc zapalając papierosa. - I nos do góry. Utrata ręki to jeszcze nie koniec świata. Przy technologii jaką dysponujemy to tylko tymczasowa niewygoda.
- To skoro masz pełne ręce roboty, i jeszcze słaby poziom krwi w alko... znaczy, na odwrót, to się nie wtrącam - Leena wyszczerzyła ząbki, po czym mrugnęła do Becky - Jak wyjdziesz, to Ci coś pokażę, co na pewno poprawi Ci humor...
- Coś z alkoholem? - zgadała pilotka spoglądając na przyjaciółkę, ale zdawała sobie sprawę, że nie o to chodzi. - Dobra. Doc da znać kiedy. Nie wiem tylko, czy sama dojdę do swojej kajuty - zauważyła.

Night przeciskał się przez tłumek, wyższy o Fluffiego siedzącego mu na głowie. Wyglądał na nim jak wielka futrzana czapka, z tym że z oczami, lustrującymi wszystko wokół i jęzorem wywalonym na wierzch.
- Tylko jedna... - strzelec powtórzył niepocieszony za Doc'iem. - Od kiedy to wprowadzono tak okrutne limity? Poratujcie flaszką, to ze Snifem upijemy się pod drzwiami... Snif, bo biały jak metakoka, a poza tym lubi niuchać - wyjaśnił zadowolony z bystrego pomysłu. - Jak się trzyma Becky?
- Moja salka, moje reguły... nie mam nic przeciwko chlaniu na korytarzu lub w innych częściach statku. - przypomniał Doc i ruszył do pobliskiej szafki, bo “środki przeciwbólowe”. - Co my tu mamy, bimber, jakieś whiskacze, rum?
- Widzisz Sniffy, mówiłem, że na Dave można liczyć - Night uśmiechnął się szeroko, choć wyraźnie był przybity. - To nie czas na bycie wybrednym Doc, dzisiejszego dnia od smaku i bukietu wschodnich równin planety Elizjum, gdzie w doskonałych warunkach dojrzewają niemodyfikowane genetycznie zboża, a trunki wiele lat leżakują w beczkach z drewna z prawdziwego zdarzenia, istotniejsze są procenty - zdradził preferencje.
Bulllit nie był może barmanem, ale doświadczenie z barów zebrał. Zapytał podając butelkę żótawej barwy i podejrzanego pochodzenia. - Kłopoty w raju?
- Taa, coś w ten deseń - strzelec potwierdził, przejmując cenny eliksir. - Pomyślałem, że jak wprowadzę umysł w alternatywny stan świadomości, może zrozumiem o co jej chodzi... Sniff z kolei nie może przeboleć, że mu się Arhon rozsypał, tragedie większe i mniejsze, ale nie zapomnimy też wypić zdrowia Becky. - powodów do picia nigdy nie brakowało, wystarczyło się dobrze rozejrzeć.
- Nie zrozumiesz... nie łudź się. To całkiem inna gospodarka hormonami. - wzruszył ramionami Doc.
- Więc nawet nie próbować myśleć - Night zbliżył się do łóżka z dochodzącą do siebie pilotką, odkorkował zębami flaszkę i pociągnął łyk. - Brzmi jak Bix. On dzisiaj bawi się z nas najlepiej. Sięgnę doskonałości jego umysłu, błogosławionego darem błogiej ignorancji - jak powiedział tak zrobił, nie odrywając się długo od butelki.
- Becky, Becky... ty musisz rozumieć, bo też masz ten, całkiem powaloną gospodarkę hormonami, ale nie będę pytał, powoli zbliżam się do doskonałości, jestem blisko.
- Powodzenia - mruknęła dość beznamiętnie kobieta, udając że wie o co chodzi Nightowi... Ona tu o mało nie wykitowała(!), straciła rękę(!), a ten po pijaku pierdzielił jej nad uchem coś o hormonach! Pod wpływem alkoholu robi się różne dziwne i głupie rzeczy, ale były chyba pewne granice... Swoją drogą, Becky sama by się teraz chętnie upiła. Czy Night też oberwał? Leena mówiła tylko o TRX... No, przynajmniej był jeden punkt dla Nighta, że wcześniej spytał o jej zdrowie - tylko albo olali jego pytanie, albo odpowiedzieli mu na migi żeby nie poruszał tego tematu. Różnie mogło być, ale Becky nie miała sił prowadzić dochodzenia.
- Dobra... koniec tego dobrego. Wszyscy którzy nie są ranni, wychodzić. Becky potrzebuje odpoczynku. Ta nowa też, a nie ciągłego gderania nad uchem. - burknął Bullit wyganiając resztę towarzystwa po tym jak wywalił klub ślimaka. Zresztą, sprawdziwszy parametry i ustawiwszy alarmy sam zamierzał opuścić ambulatorium.
- Eye, eye - Zasalutowała Bullitowi Leena, opuszczając ambulatorium...
- Skoro idziecie, to zapuśćcie mi muzę, ok? - rzuciła Becky. W tym całym bałaganie, przy tylu szkodach i cierpieniach, niewiele mogło poprawić jej samopoczucie, ale muzyka Billego była jedną z tych rzeczy - skromną w tych okolicznościach, ale zawsze to coś. Becky nie wiedziała kto ją włączył, ale była wdzięczna za sam fakt. Teraz czas spędzony w "sarkofagu" mijał... nie tak źle. Zdecydowanie miała o czym myśleć... nie wiedziała tylko co, w końcu o mało nie zginęła.

* * *

Becky odzyskiwała powoli siły, ale nadal była na prochach. Nie pamiętała kto odprowadził ją do kajuty - ktoś obcy, spoza ich załogi, przypuszczalnie randomowo wyznaczony bo był pod ręką. Dobrze jednak kojarzyła samą drogę - w końcu musiała robić za nawigatora. Była jednak zadowolona, że obeszło się też bez noszy czy wózka inwalidzkiego. Szła na własnych nogach - w końcu miała dwie, obie sprawne.
U siebie, w pierwszej kolejności padła na łóżko. Potem włączyła muzykę, ale mimo to nie było jej lekko... Została sam na sam z własnymi myślami... Poleżała kilka minut, po czym sięgnęła po flaszkę. Niestety po dwóch skromnych łykach butelka okazała się pusta... Becky nie miała jak oderwać się od rzeczywistości i musiała się z nią zmierzyć. Nie było jej łatwo. Jej myśli biegały jak oszalałe. O tym co się jej stało i o konsekwencjach na przyszłość.
Becky dość szybko się rozpłakała, przeklinając w myślach.
Po pokoju nadal walały się ciuchy, których nie miała czasu posprzątać odkąd robiły z Isabell przegląd. W gniewie złapała jedną z bluzek - normalną bluzkę z dwoma rękawami, która zupełnie już do niej nie pasowała. Chciała urwać prawy rękaw ale materiał był zbyt mocny, szczególnie że Becky była osłabiona... i miała tylko lewą rękę do dyspozycji! Zdenerwowała się jeszcze bardziej... Dorwała nożyczki i obcięła ten zbędny już rękaw. Tak wyglądało bardziej odpowiednio.


Potem zaczęła obcinać prawe rękawy kolejnych ciuchów. Jedna bluzka, druga koszula, trzecie... coś. Potem trafiła na coś co lubi - czarną skórzaną kurtkę, którą dostała dawno temu od Harrego. Nie chciała, nie mogła jej uszkodzić. Nie celowo... Odłożyła ją na bok i rozejrzała się dostrzegając co wyprawia... Jej wzrok padł na lustro i zanim zdążyła pomyśleć zarzuciła na nie jeden z ciuchów - nie mogła patrzeć na swoje odbicie... Usiadła na łóżku, zdruzgotana. Otarła policzki z łez, zbierając myśli do kupy... Pomiędzy utratą ręki, a wyrośniętym ogonem, sama już nie wiedziała co było gorsze... Ale z ogonem sobie poradzili, może więc z ręką też jakoś pójdzie? I z tą myślą, położyła się do łóżka i zdołała się spokojnie zdrzemnąć.

* * *

Doc zapukał do drzwi dziewczyny i gdy padło pozwolenie wkroczył do środka mówiąc:
- No i ? Jak humorek? Jak samopoczucie?
- Fatalnie. Prochy przestają działać - narzekała pacjentka, zadowolona że zdążyła ogarnąć zrobiony przez siebie burdel. - Powiedz, że coś mi przyniosłeś - dodała od razu, z nadzieją w głosie.
- Parę zestawów nanów w związku z twoim wyborem. I wieści... otóż, skoro masz pieniądze to ludzie od ślimaka mogą ci z miejsca załatwić tymczasową protezę. To nie organik, ale na razie wystarczy. Rozpocząłem już produkcję klona, na podstawie twego dna i komórek macierzystych... i idzie to stabilnie do przodu. - zaczął mówić szybko Bullit. - Przeciwbólowe przyniosłem, ale używają je z rozwagą. Nadmiar cię uśpi. Twoje ciało zdrowieje bez problemów, więc z nanami w żyłach szybko do siebie.
- Więc zdaje się na ciebie jeśli chodzi o dawkę - odpowiedziała Becky, nie pozwalając aby dolegliwości wpłynęły na jej poczucie zdrowego rozsądku. - Rozpocząłeś “klonowanie”? To mamy taki sprzęt na Feniksie? - spytała.
- Taaa... tyle że nie do klonowania całych ciał, czy nawet tak dużych fragmentów. Tylko zwykle mniejszych tkanek. Ręka... to już ekstremum. Maszyna służy do tworzenia mniejszych tkanek do przeszczepów chirurgicznych, więc za wydajna nie jest. Ale da radę, choć zajmie to jej sporo czasu. - wyjaśnił Bullit drapiąc się po brodzie.
- Brzmi dobrze, dzięki - odpowiedziała Becky. - Ale co do protezy, to może by tak ten “szalony tyłek” to podarował? Podobno miał nam pomóc, a tu same szkody i cierpienia. Sorka, ale mój limit się wyczerpał... Zresztą zdaje się teraz to my jego ratujemy, co nie? - dodała, nie chcąc na dokładkę po ostatnich katastrofach jeszcze się wykosztować, zwłaszcza na rozwiązania tymczasowe.
- Ślimak to... znajomek Leeny. Nie wiem jak on miał nam pomóc. I czy pomoże w czymkolwiek. Wiem natomiast, że nie chcę mieć u niego długów. - ocenił Bullit. - Śmierdzi mi jakąś mafią od niego. Oślizgłą bardzo.
- Nie znam gościa to się nie wypowiem - odpowiedziała krótko Becky. - To, że znają się z Lenną może świadczyć zarówno za nim jak i przeciwko. Trzeba jej spytać, z kim mamy do czynienia, jaki jest i co może zrobić. Zajmę się tym, ale ty też możesz - dodała. I tak musiała pogadać z kapitan, więc przy okazji postara się dowiedzieć więcej.
- Nie jestem zainteresowany. Ufam że Leena wie co robi i nie chcę się jej wpychać w robotę. Liczę tylko na to, że sprawę załatwimy szybko i się pożegnamy. - stwierdził krótko Doc.
- Masz dobre podejście. W innych okolicznościach postąpiłabym podobnie, ale muszę zagadać z Leeną - odpowiedziała Becky. - Chcesz mi zbadać rękę, albo zmienić opatrunek? - spokojnie zmieniła temat.
- Przyniosłem leki. - przypomniał Bullit i uśmiechnął się. -Na zmianę opatrunków jeszcze za wcześnie. Ale za dobę zjawię się u ciebie w tej sprawie. Powiedz... jak się czujesz? Siły powinny ci już powoli wracać. Nie miałaś też chyba zawrotów głowy?
- Czuję?... - zaczęła Becky. - Mam doła. Ale fizycznie nie tak źle. Odpoczywam, nie dostaję zawrotów głowy, ani nic... Chyba będzie w porządku - odpowiedziała, odbierając podane przez mężczyznę lekarstwa.


- To przejdzie. No cóż. Mnie obowiązki gonią. Muszę jeszcze zajrzeć do pacjentki co ją przynieśli i dopilnować paru innych spraw. Trzymaj się... eee... głowa do góry? - po tych słowach Doc wyszedł.
- Dzięki - odpowiedziała Becky, łykając jedną tabletkę.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 17-02-2017 o 11:14.
Mekow jest offline