I znowu. Ledwie mu się coś zaczynało zgadzać i zaraz pojawia się coś nowego. W tym świecie jednak nie ma pewników. Chwila, przecież niedługa, zanim wyciągnął w odpowiedzi rękę, rozgalopowała mu się w korowodzie pytań bez odpowiedzi. Tu i teraz chciałby wiedzieć czemu miałby być zły na olbrzyma, co znaczy założyć porcelanową skórę i co do kurwy nędzy miałoby zostać wybaczone. Czy był zięciem tego człowieka? Czy jego córka była siostrą, o której jego szwagier mówił? Co się stało w tej zamierzchłej przeszłości gdy nie był jeszcze sobą? Oddychał głęboko wchłaniając powietrze o dziwnym, tak innym od miejskiego zapachu, wciąż licząc, że pomiędzy lakonicznymi słowami pojawi się coś, co obudzi pamięć. Ta, choć tak usłużnie wcześniej przywoływała wspomnienia krwi, bólu i dzikiej radości, teraz z uporem maniaka na twarz Var Nar Vara nakładała oblicze trenera. Spasłego i tak wrednego, że niejeden z drużyny rozryczał się w szatni po tym jak został przez niego przeczołgany. Zamrugał marszcząc nos i tak mocno zaciskając powieki aż zamigotały pod nimi gwiazdy i zaraz wiedział. Musiał iść do przodu. Nie wiedziałby dokąd wrócić.
Wahanie z jakim wyciągał do uścisku rękę nie brało się jednak z wątpliwości suszących mu głowę. Wciąż miał na skórze mokre wspomnienie spotkania z Heleną, a nie chciał by wilgoć na dłoni została odebrana jako oznaka słabości.
- To było jak w innym, życiu. Nie ma do tego powrotu - wychrypiał i z całej siły przybił piątkę olbrzymowi.
- Nie pozwolę by to co się już stało, stanęło na drodze do pobicia Maski - zauważył, że coraz swobodniej zaczyna żonglować znaczeniami, o których wciąż miał niewielkie pojęcie. - Jeśli nie uda nam się naprawić tego co już spieprzyliśmy, to przynajmniej będziemy wiedzieć, że próbowaliśmy - trener zniknął, gdy tylko jego zadanie się skończyło. |