W tym czasie Sasha, która przestała nagle być w centrum uwagi, przewróciła teatralnie oczami wydając z siebie pełne niezadowolenia “Ugh…”, po czym zwyczajnie wstała i zaczęła iść w - wydawałoby się - losowym kierunku, którym okazał się być zachód.
- Gdzie idziesz, siadaj, nie odpowiedziałaś czy wiesz ile masz lat. - Powiedział kowal chłodno.
Dziewczyna ostentacyjnie odwróciła się i zrobiła naburmuszoną minę, po czym tupiąc gołymi stopami o leśną ściółkę wróciła na miejsce i usiadła obrażona.
- Nie wiem. - Powiedziała krótko. - Zresztą co was to obchodzi? I po co wam to wiedzieć?
-Bo może znajdą się twoi prawdziwi rodzice, może dowiedzielibyśmy się kim byłaś i takie tam. Poczekaj, umorusałaś się.- Powiedział Kobuz i koncentrując się na zaklęciu, zaczął zdejmować z dziewczyny brud i zaschłą krew.
- Ej, co ty mi tu!? - Sasha zaczęła wymachiwać rękami na wszystkie strony, zwłaszcza tam skąd akurat wtedy odchodziło zabrudzenie. - To ty to robisz?! Goń się leszczu, sama się umiem umyć!!
- Nie marudź. - Odparł tylko kowal nie przerywając, na co dziewczyna warknęła na niego i - zdecydowanie na złość - wzięła garść ziemi i zaczęła się zabrudzać na nowo.
- Chcesz to się brudź, ale krew przyciąga, co prawda tutaj jej pełno, ale ty powinnaś wiedzieć lepiej, niż chodzić nią wysmarowana. - Odparł niewzruszony mężczyzna.
Dziewczyna zamarła niemalże w pół ruchu, powoli odwracając głowę w stronę Kobuza. Westchnęła znów z niezadowoleniem i rzuciła na ziemię trzymaną akurat grudkę gleby.
- Dobra, byle szybko… - Znów usiadła. Aldonie nie umknął uwadze fakt, że całe ubranie, które Sasha dopiero co od niej otrzymała było już całe w ziemi i popiole.
- To co robimy? - spytała Aldona, starając się nie widzieć perspektywy prania i zwracając się głównie do Kobuza. - Chcesz wrócić z nią do miasta, poszukać rodziców, powiadomić komendanta o tych… głosach? - W sumie była to ważna informacja, choć nadal nie dawała odpowiedzi, czy to druidzi mieszają zwierzętom w głowach, czy nie. - Ten tu druid i elfy nie byli z tego kręgu, do którego idziemy? - rzuciła pytanie w przestrzeń. Im dłużej myślała, tym miała ich więcej. - Twoje stado.... rodzina była duża? Daleko polowaliście? Wiesz, nie chcielibyśmy niepotrzebnie się z nimi zetrzeć gdyby głosy im kazały… to znaczy zasugerowały mordobicie - dyplomatycznie (w swoim mniemaniu) spytała Sashy.
- Było nas w sumie trzech z wilczą krwią. Ja, Tatulek i Bella. Oprócz tego jeszcze tuzin wilków… Wulf i Zgrzyt pobiegli za mną, ale ten przeklęty elfi druid coś im zrobił, że stały mu się posłuszne. W sumie to niedawno widziałam jak biegły tam gdzie te elfy… - westchnęła dziewczyna, dodając jeszcze pod nosem “ciekawe czy wrócą”.
- Jak myślisz, co zrobią w mieście ze zmiennokształtnym? O głosach trzeba, bo to by nieco wyjaśniało, przynajmniej niektóre zwłoki. Co do szpiczastouchych, hmm. - Kobuz zastanowił się chwilę, wiedział że miał jakąś myśl jeszcze w trakcie walki, która całkiem mu wyleciała z głowy w międzyczasie. - Myślę, że to byli malaryci, jeszcze w mieście ktoś opowiadał coś o nich, czczą pana bestii, czy jak tam się zwał, za wiele o nich nie wiem, ale to chyba inny odłam niż ci, z kręgu. Jeśli czegoś nie popieprzyłem oczywiście. - Rzucił z zastanowieniem.
- Szukanie rodziny to był twój pomysł, głupi jak widać - oceniła Aldona. Zresztą jak dziewczyna mieszkała miesiace czy lata w lesie to jej rodziną były już wilkołaki. Nawet jej nie spytali, czy chce. Strażniczka popatrzyła w stronę stosu trupów. - No to co się ci tutaj tak rządzą? Hm… może to od nich był ten list w niby-druidzkim, a nie od tych z ‘naszego’ kręgu? - podzieliła się z innymi wiekopomnnym odkryciem.
- Ale kto każe ujawniać wszem i wobec zmiennokształtność? - zaoponował Dragomir. - Gdyby Sasha chciała, to można popróbować dyskretnie, na przykład z tym kapłanem, co sierociniec prowadzi. A co do malarytów, to oni się nienawidzą z wyznawcami Sylvanusa, a nawet wyrzynają… ba, żeby tylko z nimi. A krąg druidów czci właśnie Sylvanusa. Jestem ciekaw, czy wiedzą, że część dzikich elfów czci Malara…
- To może sami się powybijają, a my przyjdziemy na gotowe? - westchnęła z nadzieją Aldona, której łażenie po lesie i tłuczenie się z kim popadnie zaczęło już nieco dawać w kość. - Sasha, wiesz coś o tym? W końcu mieszkasz w tym lesie, nie to co my…
Sasha zrobiła wielkie oczy, po czym zmarszczyła brwi.
- Ale o czym ty do mnie… - Zapowietrzyła się. - Ja nic nie wiem! Jak się powybijali to bardzo dobrze, bo te elfy nieznośne są. I wredne. I paskudne! Wiecie, że im ważniejszy elf, tym grubszą skórę zwierza nosi? Przeciętni ważniacy noszą sobie skóry wilków, a więksi ważniacy to futro z niedźwiedzi sobie robią! I żeby dopełnić upokorzenia to zostawiają łeb i kły na miejscu takiego zwierza i noszą jego pysk wraz z kłami jak czapkę! Czapkę!
-No to trzeba sprawdzić, jakie skóry zostały po tych elfach, które teraz ubiliśmy. - Stwierdził Kobuz, szybko sobie jednak uświadomił że futro tak rzucające się w oczy jak opisywała to dziewczyna rzucałoby się w oczy i byłoby pamiętliwe. Elfy, które spotkali nie mieli takiego “odzienia”.
- Ojej, straszne - rzuciła ironicznie Furia, udając, że ją to obchodzi. Jak dla niej to i odbytem do przodu mogliby to nosić, choć nie wiedziała, po co futra zakładać. Prócz tego, że ciepło, to było to co najmniej obleśne.
- Chyba do niczego nie dojdziemy… - westchneła Aldona i spojrzała na Sashę. - Może po prostu wyprowadzisz się do innego lasu, gdzie ten krwiożerczy głos nie sięga? - zaproponowała. - Nie chcemy cię zabijać, ale nie możesz też łazić tu i polować na byle kogo, bo w końcu ktoś zapoluje na ciebie. Skutecznie. I nadymanie się jaka to ty sprytna i wolne nie jesteś w niczym tutaj nie pomoże.
- Do innego lasu…? - Odezwała się wreszcie Sasha, która przez chwilę rozmyślała nad propozycją Aldony. - Ale co, w innych lasach nie ma ludzi, łowczych, można żyć wolno z silną sforą? - Podrapała się po brodzie.
- W sumie mogłabym to chyba przemyśleć… masz jakiś konkretny las na myśli, czy chcesz się mnie stąd po prostu pozbyć? ‘Mój las, idź w cholerę’, czy tak?
- Kobuz, nie chciałbyś zobaczyć czegoś ciekawego? Mogłabym pokazać, ale wiesz… Nie tak przy wszystkich - rogata zagaiła z cwanym uśmieszkiem na twarzy, spoglądając na mężczyznę.
- No jak nie przy wszystkich, to móóógłbym. - Odpowiedział przeciągle kowal, zastanawiając się co rogatej chodzi po głowie.
- To rusz dupsko - warknęła wulgarnie, podnosząc się z siedzenia i odchodząc na bok. Nie oglądała się nawet za siebie, a jej pośladki kołysały się z każdym kolejnym krokiem. Cała jej sylwetka była niezwykle hipnotyzująca, co dla obeznanych mogło sugerować konkretne, demoniczne geny
- Aldona dobrze mówi, inni prędzej ci poderżną gardło, niż podzielą się koszulą. - Stwierdził Kobuz, zbierając się i idąc za Furią.