Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2017, 23:21   #107
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave 2/2

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Rozmowa z Bran’em



- Hej Bran. - zagadnął brodacza krzątająca się w drugim krańcu pomieszczenia. - A z tymi szakalami… - wilkołak w ludzkiej formie zapytał niedźwiedziołaka w ludzkiej formie. Dawid zwrócił uwagę na jego wcześniejszą odpowiedź o Mark’u. Wskazał na wciąż nieprzytomnego mężczyznę w progu. - Ten zapach co od niego zalatuje to właśnie ta czarna magia? - zapytał nie do końca pewny czy tylko on i Summer to wyczuwają. Choć Nasza jakoś też od razu wiedziała o co chodzi, nawet z dość daleka. - I właściwie czym się by różnił od nas? - zapytał brodacza patrząc wciąż na nieruchomą sylwetkę. Na razie widział człowieka. Zwilczonego tak jak i oni z Summer i resztą wczoraj. O nieprzyjemnym zapachu który zalatywał tylko od niego. Ale nadal nie był pewny kim czy czym te szakale są i czego się po nich spodziewać. Sądząc po reakcji gospodarzy chyba były to dość ekstremalne i beznadziejne przypadki. Ale może nie? Może była jakaś odtrutka czy co?


Niedźwiedziołak, który właśnie zamierzał się ulotnić do kuchni, wstrzymał na chwilę swe zamiary i spojrzał na wilkołaka.

- Nie da się ukryć, że czarna magia nie pachnie jak fiołki, ten jednak - tu machnął mniej więcej we właściwym kierunku, gdzie Iresin coś tam kombinowała z nieprzytomnym Mark’iem. - Ten to całkiem nowa klasa. Takiego smrodu to już dawno nie czułem. Cokolwiek z niego wylezie, a mam nadzieję że moja mała pójdzie po rozum do głowy i tamtego uśmierci, nie będzie to nic dobrego. Dla nikogo.

Ostatnie słowa podkreślił, zarówno głosem jak i obnażonymi kłami. Zaraz jednak pohamował się i klepnąwszy Dawida w ramię, wskazał na kuchnię.

- Chodź. Nie lubię gadać o pustym żołądku - wyjaśnił.

Summer i Tom pomagali skrzydlatej przy najbardziej poszkodowanym członku ich grupy zatemjego osoba nie była tam już do niczego potrzebna. Równie dobrze mógł iść w ślady Bran’a, który nie czekając zaczął już buszować po kuchni. Jego działania skupiały się przede wszystkim na bulgoczącej zawartości kociołka.

- Co by z tego zasrańca wyszło - kontynuował - to na pierwszy rzut oka wyglądać powinien jak każdy wilk, tyle że może chudszy trochę. Taki… Upiorny. No, przynajmniej tak wyglądali ci, z którymi swego czasu miałem nieprzyjemność. Jeden z nich miał dwa ogony. Do tej pory mam na plecach pamiątkę po tej walce. Plugastwo nie dało się całkiem zaleczyć nawet takiej uzdrowicielce jak moja Iresin, a była wtedy w pełni swoich mocy… - Tu urwał gwałtownie i odwrócił się mierząc Dawida groźnym spojrzeniem. - Tego ostatniego toś nie słyszał - poinformował i ostrzegł jednocześnie.

Dawid wstał i ruszył za niedźwiedziołakiem. Słuchał rewelacji o czarnej magii i szakalach i coraz bardziej poważnie wszystko brzmiało. Nowa rasa spaczona złem. Coś miało z niego wyleźć. Coś złego. Coś co miało być zagrożeniem dla nich wszystkich. Oparł się o ścianę kuchni i obserwował krzątającego się brodacza. Myślał. O tym co mówił i o tym co tu robić dalej. Miotał się. Czuł, że ten szakal w gajerze może być tak groźny jak Bran mówił. Naprawdę stanowić dla nich zagrożenie. A jednocześnie ciążyła mu dotychczasowa hierarchia wartości i nawyków. Taka potępiająca zabijanie bliźniego. Sam uważał się za fajtera. Za wojownika. Dopuszczał myśl, że pobić czy może nawet zabić w walce, w samoobronie można. Może się zdarzyć. Ale tak by samemu dążyć to już jawna agresja. A zabicie nieprzytomnego to morderstwo. Nie chciał być mordercą. Nawet tutaj, w innym, nowym świecie. Ale nie chciał też by wypuścić złego ducha z butelki. Taki co najwyraźniej mógłby bardzo realnie zagrozić pozostałym czy to wilkom czy gospodarzom. Ciążył mu ten dylemat.

- Od Taminy właściwie to zwialiśmy. - powiedział by jakoś zmienić temat gdy przypomniał sobie wcześniejsze pytanie Brana. - Znaleźliśmy sposób by przejść przez barierę. Trochę chcieliśmy jej zrobić psikusa i sprawdzić czy damy radę. No ale jak się udało to już tam nie wracaliśmy. Ale spotkaliśmy kruczycę. Fey, namawiała nas do powrotu. Ale powiedziałem jej, że się trochę wolimy tu pokręcić na własną rękę. No i się rozstaliśmy. - powiedział skrót ich pożegnania z Taminą jak to było z tą ucieczką. - Coś chyba nie przepadasz za nią co? - zapytał gdy wraz z pytaniem przypomniał sobie nieco kąśliwy ton pod adresem demonicznej królowej magii. Zbierał się w sobie jak tak gadał. Dojrzał nóż w oprzyrządowaniu kuchennym. Właściwie już się zdecydował. Był alfą. Nie mógł wyręczać się innymi. A chodziło o zagrożenie dla niego i tych innych właśnie. Ale musiał jeszcze jakoś uspokoić wyrzuty sumienia bo na samą myśl o tym co już planował a nie rozważał zaczynało żreć go sumienie.

- Więc wysłałą za wami jedną z Fey? I nie żeby was zataszczyć za futro z powrotem? - Niedowierzanie w jego głosie było niezwykle wyraźne. Przerwał też na chwilę szperanie po szafkach po to, by spojrzeć Dawidowi w oczy.

- Fey to jej gwardia - zaczął wyjaśniać. - Te kruczyce są w stanie smoka zmusić do posłuszeństwa, a co dopiero wilka twojego pokroju. I nie oburzaj mi się tu bo taka jest prawda. Może i jesteście teraz lepsi niż tamta trójka, ale w porównaniu z rodzonym wilkołakiem to jesteście jak szczeniaki, które ktoś dopiero co od suki odciągnął. Tamina nigdy nie wypuszcza takich jak wy. Szkoli was sobie i układa pod swoją modę, a wypuszcza tylko gdy chce namieszać. Nie żeby ten drugi był lepszy - dodał, odwracając się żeby zgarnąć z szuflady nóż. - Oboje są na tym samym poziomie.

- A czy przepadam czy nie - dodał, biorąc także bochen chleba i zaczynając kroić go na grube kromki. - Nie lubię polityki. Nie lubię też tych, co wykorzystują innych do swoich celów. Spójrz na moją Iresin - machnął nożem mniej więcej we właściwym kierunku chociaż skrzydlatej widać z kuchni nie było. - Kiedyś była zupełnie inna. Potężna, pewna siebie, odważna. Teraz to jedynie cień dawnej uzdrowicielki. Zaleczenie tych waszych ranek kosztowało ją niemal całą esencję życia, jaką w sobie ma. Oczywiście słowa nie powie ale ślepy nie jestem. I przez kogo to wszystko? Po co?

Nóż wbił się głęboko w drewno stołu, bowiem z każdym kolejnym słowem niedźwiedziołak wyraźnie wpadał w coraz większy gniew.

- Po to żeby ta cała królowa mogła władać dłużej. Żeby w jej łapska wpadali kolejne, niczego nie podejrzewające ofiary. Więc tak, gdy pytasz czy jej nie lubię, to odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca - zakończył, wyrywając nóż i wracając do przerwanego zajęcia.

- O. To Fey to jest w sumie tytuł czy posada? O popatrz a się pytałem myślałem, że imię powiedziała. - Dawid uniósł nieco brwi do góry i zacisnął wargi w kreskę w wąską kreskę w ogólnej minie pt. “no co ja mogę?”. Znowu dotarło do niego jak bardzo jest zielony w tym świecie.

- Nie no spoko Bran. Dociera do mnie, że pewnie mówisz przez pryzmat doświadczenia i życzliwości a nie płytkich złośliwości. - uniósł uspokajająco dłonie gdy niedźwiedziołak w ludzkiej skórze poinformował go o możliwościach Fey, smoków i innych stworzeń z tego świata. Brzmiało przygnębiająco. Pewnie szczerze, może nawet brodacz trochę przerysował ale jednak nie było zbyt optymistyczne tak wiedzieć, że chyba co chwila są w okolicy jakieś istoty o tyle potężniejsze o ile byli oni do zwykłych ludzi. Zwłaszcza do boleśnie odczuwał po niedawnej euforii jaką i on i Summer odczuwali z potęgi i mocy swoich nowych i nowo odkrywanych ciał. A tu o…

Tak było dość przygnębiające. No ale postanowił wziąć się w garść. Przecież nie pierwszy raz nie najpłynniej śmigał w nowym języku, błądził po mieście, okładał się na macie czy nawet najbogatszy nigdy nie był. Zawsze było tylu lepszych i bardziej doświadczonych, mocniejszych od niego w danej dziedzinie. I jakoś sobie poradził. To teraz też sobie poradzi nie? No ba! Poradzą! Przecież nie był sam! Był z Summer. Tak, na pewno jakoś sobie poradzą tutaj jak nie tak to inaczej. Coś się wymyśli jak będzie trzeba. Na tych potężnych siłaczy też.

- Właściwie to Tamina nas nie wypuściła. Zwialiśmy. Przeszliśmy przez barierę. No ale faktycznie masz rację. Nie wiem czemu Fay nas nie wrzuciła z powrotem na właściwą stronę płotu skoro jest taka potężna jak mówisz to nie powinna mieć z tym kłopotu. - Polak zamilkł gdy zastanawiał się nad tą niezgodnością. Jeśli to było takie nietypowe dla Taminy to czemu ich puściła? Mimo wszystko nawet teraz byłby skłonny obstawiać, że zaskoczyli nawet ją tym śmignięciem przez barierę. No ale widocznie system alarmowy zadziałał i przysłała swoją gwardię. I co? Przesłała im pożegnanie. Zaproszenie na przyszłość. Zupełnie jakby jej zależało. By rozstali się w zgodzie by myśleli o powrocie i by im nie zrobić krzywdy. Dlaczego? Znowu wychodziło mu, że byli w jakiś sposób wyjątkowi. Może nawet unikalni. I to coś nawet jak na ten świat pełen stworzeń z ziemskich bajek i dziwnej magii. Było w nich coś takiego, że nawet połowa najważniejszego sładu ważniaków w tej krainie wolała rozstać się z nimi w zgodzie. Dlaczego?! Co to było?!

Główkował zadumany dalej oparty o ścianę kuchni. Chodziło o jakąś przepowiednie? Ze ktoś kto pasował do opisu jego i Summer ma coś ważnego do zrobienia czy co? A może no jak czarownica to chodowała w nich czy ich coś do magicznego gara? Ale wtedy nie powinna ich wypuszczać tym bardziej. A może przypływ mocy? Coś z nich dopiero wyrośnie. Coś potężnego. Co lepiej mieć po swojej stronie. Brzmiało dość ekscytująco, niepokojąco i groźnie w zależności od proporcji i uporu mieszania w jakieś barwy oczekiwań i faktów. Nawet nie był pewny czy chodzi o jego i Summer czy o całą ich grupkę.

No i właśnie brzmiało jakby Tamina szkoliła wilczych agentów i sabotażystów. I gdy są gotowi rzuca ich w świat. A tu nie, zwiali po pierwszym dzwonku. A może nie? Może coś im wgrała? Już i tak byli “gotowi” więc można było ich wypuścić? Choć wtedy po co wizyta Fay? Dla ściemy? Z zaskoczenia? Za mało wiedział. Znowu. Poruszał się po omacku zgadując i domniemując ale rzadko wiedząc coś na pewno.

- Ten drugi to ten król elfów? A on jaki jest? I dlaczego im obojgu zależy tak na kolejnych wilkach? Przecież chyba jest tu sporo miejscowych prawda? Po co im tacy jak my? Przybysze z innego świata? Czymś się różnimy od tutejszych wilków? - Nowakowski zapytał Brana o kolejne sprawy. Wciąż główkował nad tym co mówi i o co tu chodzi. Coś musiało być w świeżynkach skoro takie jazdy i podjazdy para ważniaków o nie robiła. Bo wilków coś chyba w tym świecie było sporo to co za szał, że przybyła kolejna sztuka, dwa czy parę? No chyba, że było w nich coś wyjątkowego.

- Aaa ten… A Iresin? Możesz powiedzieć co się jej stało? - na koniec zadał ostatnie pytanie. Z wahaniem i ostrożnie jak zdołał. Widział emocje w twarzy i głosie mężczyzny. Widział, że Iresin była mu bliska i jej los, chyba smutny czy nawet tragiczny, ciążył mu. Ale mimo to był z nią nadal i nadal mu zależało na niej. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Europolak. Po tych paru zdaniach wyjawiał się Dawidowi szkic upadku niegdyś potężnej kobiety, czarodziejki i osobistości. Coś co spowodowało, że znalazła się tutaj, w tej zagubionej w lesie chacie. Jakby się ukrywała. Ukrywała się! Przecież byli zdziwieni, że się tu znaleźli i dopiero jak wspomniał Naszę się uspokoiło. Brzmiało jakby niegdyś Iresin była bardzo blisko statusu Taminy albo jej zaufaną współpracownicą. I coś się bardzo, bardzo schrzaniło. I tamte decyzje chyba ciążyły przynajmniej Branowi do dziś a oboje z Iresin ponosili ich konsekwencje.

- Oboje są tacy sami - mruknął niedźwiedziołak, wzdychając przy tym jakby mu nagle ktoś zwalił na barki jakiś wielki ciężar. Odłożył ostrze, odsunął chleb i wsparł ręce o blat stołu.

- Wyrwaliście się stamtąd, dobra wasza - podjął, wbijając w Dawida zmęczone spojrzenie. - Nie interesuj się nimi więcej, poza tym jak ich unikać. Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Słyszałeś co Iresin powiedziała o tej twojej. Im dalej ją zabierzesz od tych pijawek, tym lepiej. Jak nie to przyjdzie ci przejść przez to co ja, a tego bracie nie chcesz. Wy… Nowi, wnosicie do tego świata energię, która jest w stanie napędzać tutejsze źródła. To dlatego tak się za wami uganiają. Ona, ta twoja samica, jest wyjątkowa. Tak jak ty, tego jestem pewien. Musicie mieć tego więcej, ale o sprawy magii to już musisz pytać Iresin. Ja wiem jedno. Nic nigdy dobrego nie wyszło z machlojek Taminy i Vellandrilla. Nic dobrego dla tych, których w nie wciągnęli.

Przerwał i jeszcze chwilę wpatrywał się w Dawida po czym odwrócił do niego plecami i zajął mieszaniem w garczku. Wydawało się, że więcej już nic nie powie, było to jednak błędne wrażenie.

- Była kiedyś jedną z nich - zaczął, nie przerywając mieszania ani nie patrząc na Dawida. - Jej moc… To było coś wyjątkowego. Była czysta, potężna i dobra. Po prostu dobra. Niosła radość, tak samo jak i sama Iresin. Nie można było się oprzeć gdy zaczynała się śmiać. Po prostu musiałeś do niej dołączyć. Miała też talent do gry. To co jej palce potrafiły wyczarować z prostej harfy… - Pokręcił głową, nakrył garnek pokrywką i dopiero wtedy odwrócił do wilkołaka. Jego twarz wyrażała ból tak wielki, że aż zaraźliwy.

- Tamina przekonała ją, że ta moc jest w stanie zapobiec zagładzie krainy. Że dzięki niej, będzie w stanie wzmocnić granice, wzmocnić chroniące nas bariery, że w Avalonie zapanuje ład i spokój. Iresin się zgodziła. Byłem wtedy młody, niewiele wiedziałem, niewiele mogłem zrobić. Po tym rytuale nikt już nie był w stanie zagrozić pozycji Taminy. Nikt, poza nową krwią, takimi jak wy.

- Zabrałem ją do swojego domu - podjął po krótkiej przerwie. - Do tej chaty. Użyłem jej krwi żeby zabezpieczyć teren. Pomogła mi Syris, smoczyca która niedługo po tym zginęła. Ponoć w trakcie burzy śnieżnej… Burzy śnieżnej w lecie. Królowa - tu niemal splunął - zajęła się wszystkimi, którzy cokolwiek wiedzieli o jej zbrodni. Tu jednak nie była w stanie dotrzeć. Co z tego jednak? Krzywda została wyrządzona, nic jej nie naprawi. Moja Iresin nigdy nie będzie taka jak wtedy. Nikt nie zwróci jej tej radości z życia. Nie odzyska mocy. Jedyne co jej zostało to wegetacja tu, w tej chacie, ze mną i tymi, którzy pozostali naszymi przyjaciółmi.

Wpatrywał się w Dawida, jakby chciał wzrokiem przebić się do jego duszy i sprawdzić do której grupy może go dodać. W końcu wzruszył ramionami i zaczął wyciągać miski z szafki i kłaść je na stole.

- Trza was nakarmić - stwierdził, a jego głos, mimo iż brzmiał w miarę normalnie to jednak wciąż zdradzał emocje, które nim targały. Nienawiść, smutek, żal i zniechęcenie.



Dawida zamurowało. Słuchał to smutnych to gniewnych, to nostalgicznych słów Brena i no cóż… Zrobiło to na nim wrażenie. Całą masę. Współczucie dla tych dwojga co tyle wycierpieli z rąk… No cóż, głównie Taminy. Z tej historii bardziej już zachowywała się jak królowa czy magii czy demonów. Więc mimo, że tam w chatce utkwiło w nim silnie takie pierwsze wrażenie “taka zwykła dziewczyna z domku w lesie” czy nawet krótki i i przyjemnie intensywny epizod w ogrodzie przy truskawkach to jednak teraz to wszystko zostało przywalone opowieścią i punktem patrzenia Brent’a. I przez pryzmat tragedii jego i Iresin.


Chociaż mimo to zabłysło mu w głowie taki impuls świetlny gdy niedźwiedziołak wspomniał o potencjale nowych przybyszy z innych światów. ~ A nie mówiłem!? ~ Czuł, zgadywał, główkował, analizował a jednak w końcu miał coś jakby rację! Jednak byli wyjątkowi wbrew temu co Tamina próbowała im wmówić. Jego podejrzenia potwierdziły się w słowach brodacza. Ale ten jeden przebłysk w tej raczej smutnej i tragicznej opowieści nie był jednak w stanie odmienić całościowego wrażenia.


- Przykro mi Bran. Za to co się wam obojgu przydarzyło. Nie powinno. - powiedział z wahaniem. Ale uznał, że lepiej powiedzieć niż przemilczeć. Nawet jeśli to nie brzmiało rewelacyjnie. Ale chciał jakoś wyrazić solidarność i współczucie w dla tych dwojga wciąż tak doświadczonych ciężko przez los a tak życzliwych ludzi. Nie mając innego pomysłu też zaczął pomagać przy przygotowaniu stołu. Znów jakoś wyszło, że przypomniało sobie, że jest głodny jak właśnie przysłowiowy wilk.


- A możesz mi powiedzieć o jakie zagrożenie chodziło? Wtedy z tym rytuałem. I te bariery to te przez które zwialiśmy z Summer czy jakieś inne? No i jak się tu ukrywacie to znaczy, że Tamina nie wie o Iresin? O was? Że żyjecie? - wilkołak spytał niedźwiedziołaka. O moc i magię postanowił posłuchać jego rady i porozmawiać z Iresin. Ale to co mówił Bran brzmiało niepokojąco. Jak jakaś opowieść kryminalna z morderstwem i zacieraniem śladów przez sprawcę. Tamina chyba nie była kiedyś taka kozacka ale za to cwana. Wyrolowała Iresin w rytuał który pozbawił ją mocy na rzecz jakiś barier. I od tamtej pory Tam jest tym kim jest teraz. No fajnie. Ale jednak czegoś musiała się nadal obawiać skoro tuszowała sprawę. Czegoś lub kogoś. Kogoś kto jest tutaj bo nie obcych co użyteczni ale zbyt mało wiedzieli o tym co się dzieje by choćby zorientować się z kim naprawdę gadają. Nie, chodziło o jakąś siłę tutaj. Na tyle potężną by zagrozić nawet królowej magii i demonów. Ciekawe. Bo miał wrażenie, że nie chodzi o elfy.


- To dawne dzieje - odburknął niedźwiedziołak, przyjmując pomoc wilkołaka.

Stół, na którym należało rozłożyć naczynia, znajdował się w salonie i był tym samym, przy którym Dave wcześniej siedział. Bran przez chwilę zajmował się tylko tym zajęciem, donosząc Dawidowi sztućce i kielichy, które ten rozkładał na miejsca. Przez to też musiał czekać na swoją odpowiedź dłużej, co zdawało się być na rękę gospodarzowi. Gdy jednak skończyli, kładąc na stół ostatni koszyk z chlebem, Bran przystanął w połowie drogi między kuchnią, a salonem i zapatrzywszy się na pracująca na zewnątrz skrzydlatą, zaczął mówić.

- Wie że żyjemy - potwierdził, z wyraźną niechęcią. - Iresin to w końcu jej siostra, chociaż pamięć o niej została wymazana. Wie gdzie jesteśmy, wie też że nie stanowimy dla niej żadnego zagrożenia. Moce Iresin zostały związane. Część z nich wchłonęła Tamina, część wniknęła w bariery, a część została. Niestety, ta ostatnia jest niewielka. Bariery zaś, jak widać, nadal są słabe i stają się słabsze z każdym rokiem. I nie, nie chodzi o te, które królowa wzniosła z okazji odnowienia konfliktu z tym jej elfim mężem. Nie, tu chodzi o główne bariery tej krainy. Te, które oddzielają ją od innych. Bez nich zostalibyśmy zalani przez mroczną magię, przez potwory o których nawet ci się nie śniło. Bez nich droga tam, skąd przybyliście, stałaby otworem. W obie strony - dodał, zapewne na wypadek gdyby ta informacja miała wilkołaka ucieszyć. - Wyobraź sobie kogoś takiego jak ja w twoim świecie. Lub takiego szakala albo taką Taminę. Co by się wtedy stało z twoimi ludźmi?

Odwrócił się by spojrzeć z powagą na Dawida. Widać było, że wizja ta nie napawa go radością, wręcz przeciwnie.

- To samo może spotkać nas, gdy bariery upadną. Wszystko zaś leży w rękach Taminy i Vellandrilla. Dlatego skupiają przy sobie najpotężniejsze istoty jakie można spotkać w Avalonie. Dlatego dziwię się, że was wypuściła. Zupełnie jakby chciała byście się znaleźli w rękach jej przeciwników. U jej konkurencji… - Pokręcił głową, po czym jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. - Nigdy nie byłem specjalnie dobry w tych politycznych gierkach. Iresin mogłaby ci to lepiej wytłumaczyć ale to może po obiedzie. Ja się zajmę potrawką, a ty może weź i przenieś tego śmiecia w jakieś zacienione miejsce. Bo progu tego domu nie przekroczy, to pewne - dodał stanowczo.


Dawid wybałuszył oczy w słup gdy się okazało, że goszczą u taminowej siostry. Co prawda od piewrwszego rzutu oka skrzydła Iresin jakoś skojarzyły mu się z tymi co widział u Taminy ale jednak przemknęło mu przez głowę, że to mogło być jakaś wspólnota rasy czy gatunku. Przecież Nasza też miała skrzydła. Ale nie spodziewał się absolutnie, że może chodzić o siostrę Taminy. O w mordę…


Potem było jeszcze lepiej. Bariery, słabnące bariery, zalew i tego i ich świata przez spaczmocą jakiej nie rozumiał ale brzmiała groźnie no i w ogóle wyglądało, że tylko ten spokój i ład w okolicy to tylko stan przejściowy. Choć nie był pewny czy w ich skali pojmowania czasu. A jeszcze okazało się że elfior i demonetka to skłócone małżeństwo. O w mordę…


- Chyba tak… Chyba nas jednak wypuściła. Może nie dokładnie jak i kiedy chciała ale widocznie jednak wypuściła. - przyznał w końcu Polak siadając ciężko na krześle. Czuł się przytłoczony tym wszystkim. Taki zalew informacji i to tego kalibru. Zagłada obydwu światów? Albo zniekształcenie? No nie był pewny co to by zmieniło tutaj ale u nich w Warszawie, Londynie, Sydney no na całym świecie jakby zaczęła się pojawiać ta wielorasowa bajkowa menażeria no to w głowie jawił mu się wyobrażalny chaos i stan kompletnego szoku. A to musiałoby nawet samo w sobie zaowocować wstrząsem dla całej planety. A jak taki planetarny wstrząs i szok to i pewnie wiele osób i rzeczy by się bardzo potłukło. Nawet krajów i regionów. Może nawet i planeta. No nie, to nie byłoby dobre. Wiedział po sobie i po tej garstce z ich świata jakie widział jak się reaguje. Nie, Ziemia nie była na pewno przygotowana na taki szok. Bo co? Inwazja wilkołaków, elfów i skrzatów? No bez jaj…

- Dobra słuchaj Bran, pogadamy później. Ja muszę to przemyśleć, przetrawić bo no… No nie wiem co powiedzieć teraz. - przyznał w końcu wstając z krzesła. - Słuchaj Bran pożyczę ten nóż dobra? - powiedział biorąc nie tak mały nóż z blatu. - Jaa… eee… hmm… Pójdę przenieść tego szakala. Wiesz szkoda Iresin. I no ja… eee… no próbuję się tym zająć. A ty możesz zawołać Iresin? Summer i Tom popilnują Tracy no a ja… przeniosę tam gdzieś dalej tego szakala. - wahał się bo jakoś już zdecydował się i wiedział co chce zrobić. Ale tyle lat wychowania i wpajania wartości różnych nie szło o sobie tak łatwo zapomnieć. Nie mógł powiedzieć, że idzie zabić drugiego człowieka. Nawet jak się zdecydował jakoś nie potrafił tego powiedzieć na głos. Schował nóż za pasek spodni z tyłu tak, że raczej nie powinien być widoczny pod opadającą koszulą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline