Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2017, 23:43   #29
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Świątynia nie było szczególnie duża, za to przestronna. Wysokie okna rzucały szerokie snopy światła na kamienną posadzkę, na której jej kroki brzmiały nieznośnie głośno, przynajmniej w jej uszach. Także i tu panowała cisza i coś jeszcze. Jakaś woń, kojarząca się ze świeżo rozkopaną ziemią. Zanim zdołała dojść do tego skąd ona dociera, usłyszała za sobą kroki. Nat nie starał się zachowywać cicho, pewnie idąc głównym korytarzem i nie wyglądając na chętnego by zwiedzać arkady, które od niego odchodziły. Zresztą gołym okiem widac było, że nikt po nich nie spaceruje. Wszystko tkwiło bowiem w bezruchu.
W końcu, po nie tak znowu długim spacerku, który jednak zdawał się przeciągać w nieskończoność, dotarli do okrągłej sali, na której środku stał podłużny ołtarz. Z sufitu opadał na niego snop złocistego blasku, przenikający do wnętrza przez okrągłe okno. Sala była pusta i cicha, Roisin zauważyła jednak że wokół ołtarza unoszą się delikatnie lśniące drobinki niewiadomego pochodzenia. Biorąc jednak pod uwagę, że było to miejsce w którym, ponoć, przebywałą bogini, zjawisko to mogło wcale nie być takim niezwykłym czy podejrzanym.
Roisin poruszała się ostrożnie i rozglądała się z zainteresowaniem. Atmosfera świątyni robiła swoje. Poza tym uważała, że z bogami lepiej nie zadzierać, nawet z tymi, do których wznosiło się modły rzadko lub wcale.
- I gdzie są ci twoi znajomi? - zapytała przyciszonym głosem Nata.
Mężczyzna wskazał dłonią wąski korytarz na prawo od wejścia do głównej sali.
- Tam - dorzucił i zaraz też skierował się we wskazanym przez siebie kierunku.
Ten korytarz, w przeciwieństwie do jasno oświetlonego, którym do świątyni weszli, pogrążony był w półmroku. Jedyne światło padało z niewielkich, witrażowych okien, które znajdowały się na łukowo zakończonym suficie. Nat jednak poruszał się tu jakby wcale światła nie potrzebował, jakby był u siebie. Bez zwalniania kroku przeszedł obok trzech kolejnych, zamkniętych drzwi. Przystanął dopiero przy czwartych.
- Co tu się do cholery wyprawia? - Zapytał też po chwili, wkraczając do pokoju i rzucając gniewne spojrzenie na potężnego demona, do którego tuliła się drobna, rudowłosa dziewczyna, mniej więcej w wieku Roisin.
Demon szybkim ruchem wyplótł się z uścisku i gwałtownie się obrócił, a w jego dłoni nie wiadomo skąd pojawił się jego ogromny nóż. Grosh zastygł w pozie jakby chciał rzucić się na dwójkę przybyszów i widać było, że jego druga dłoń już szukała leżących obok niego toporów ale gdy tylko zorientował się kto stoi w progu zatrzymała się ona w pół ruchu. Mięśnie demona przed chwilą jeszcze napięte niczym stalowe powrozy rozluźniły się, a on sam wstał już spokojnie i powiedział, chowając ostrze znów do pochwy.
- Zmiłuj się nade mną Nat, ale żeś mnie wystraszył - po chwili jednak na jego twarzy zagościł uśmiech - Cieszę się, że chociaż ty cały - powiedział wyciągając dłoń by uścisnąć przedramię kolegi ,wypowiadając jednak kolejne słowa jego wzrok znów spoważniał- Widziałeś wieś ? -
Ten jednak wzrok swój utkwił w leżącej na posłaniu dziewczynie, która powitała go radosnym uśmiechem, zaraz jednak uśmiech ten zgasł.
- Nishan nie żyje - wypaliła, nieco łamiącym się głosem. - On naprawdę nie żyje…
Dalsze słowa zostały jednak zagłuszone bowiem Nat, po tym jak lekko klepnął demona w ramię, ruszył wprost w jej stronę i wziął w ramiona. Uspokajające “ciiii” wydobyło się z jego ust niosąc ze sobą czułość i pocieszenie.
- Będzie dobrze, mała. Zajmiemy się tobą - obiecał, po czym przeniósł spojrzenie na wejście do pokoju. - No i proszę, masz moich znajomych - poinformował stojąca w półmroku dziewczynę. - To Roisin, znalazłem ją jak myszkowała przy karczmie.
Gdyby wzrok mógł zabijać, z pewnością w pomieszczeniu byłby o jedną osobę mniej. Roisin, która najpierw przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy nóż demona przebije na wylot Nata, teraz zwróciła całą swoją uwagę na na łowcę.
- To jest Nat, wzór uprzejmości, ale jego pewnie już znacie. - rzuciła do nikogo. - Cieszę się, żeście się wszyscy znaleźli. Skoro nie masz już więcej znajomych, naszą umowę uważam za załatwioną.
Odetchnęła głębiej, wykonała ruch jakby chciała wyjść, ale ostatecznie oparła się o ścianę i wlepiła oczy w jakiś punkt, który znajdował się mniej więcej zaraz nad głową Nata i jakieś kilkanaście metrów za nim.
Grosh nie wiedział, co myśleć o nowo przybyłej, Nat mówił coś o myszkowaniu ona o umowie, a on nic nie wiedział ani o jednym ani o drugim. Nie pozostało mu więc nic innego jak się przedstawić.
- Grosh jestem - powiedział i skinął noszącą cztery rogi głową dziewczynie - A to Fira - dodał wskazując na wilczycę. Następnie zwrócił swoje spojrzenie na mężczyznę - Widziałeś ? - powtórzył pytanie
- Aha. - Roisin oderwała się od własnych emocji. Popatrzyła na demona trochę jakby pojawił się tutaj przed sekundą z nikąd. - Roisin. - spojrzała ponownie na Nata i dziewczynę, do której się tulił. ‘Kuriozalna sytuacja.’ Krew ponownie uderzyła jej do głowy. Odetchnęła, a potem uśmiechnęłą się szeroko. - Może jednak będę mogła wam jeszcze jakoś pomóc?
- Widziałem - odpowiedział wreszcie, mierząc przy tym Roisin złośliwym spojrzeniem. - Wszyscy wydają się być martwi, ale jakby nie byli. Nie mam pojęcia co się tam dzieje i gówno mnie to obchodzi. Grunt że wy jesteście cali.
- Oni żyją - zaprzeczyła Fira, gwałtownie unosząc głowę przez co Nat o mały włos nie zaliczył ciosu w brodę. - Czułam ich esencję życiową. Oni nie odeszli…
- Znowu bawiłaś się swoimi mocami? Pamiętasz co mówił Nishan? Masz z nimi uważać - zwrócił jej uwagę Nat, powracając do roli opiekuna.
- Nie jestem dzieckiem, Nat, wiem że mam uważać, czasami jednak to po prostu czuć. Tak jak od niej - wskazała na Roisin. Zaraz też wstała, jakby zachowanie przyjaciela zbytnio jej na nerwy działało i podeszła do demona. - Teraz on jest moim opiekunem - poinformowała, na co twarz Nata wyraźnie stężała, a usta zacisnęły się w bardzo wąską linię.
- Co czuć? - Roisin wykonała nieokreślony ruch głową. ‘Matko. Przecież się myłam.’ - Będziemy się teraz obwąchiwać? O czym wy w ogóle mówicie?
- Śmierć - odpowiedziała Fira, robiąc jeszcze krok w stronę demona, przez co w tej chwili sprawiała wrażenie jakby miała ochotę zlać się z nim w jedno. - Czuć od ciebie śmiercią.
- No, no… Ciekawych rzeczy się człowiek dowiaduje - odezwał się Nat, wstając i uśmiechając paskudnie. - Grosh, nie obrazisz się jak ci w tym opiekowaniu się pomogę, co nie? Szczególnie że do tego naszego stadka chyba właśnie kolejna osoba z krwią na rękach dołączy - tu obrzucił Roisin nieco rozbawionym spojrzeniem, chociaż nawet przyjaznym.
Demon złapał delikatnie bark Firy i postawił ją po swojej prawicy tak, że ta musiała się zwrócić znów twarzą do Nata, a gdy ta dwójka spotkała się spojrzeniem powiedział.
- Nie mnie pytaj -
- A ty co jesteś? Jakieś… - kontrolowała się już tylko resztką siły woli - jakieś… zwierzę Tahary? Potem spojrzała na rozbawionego wyraźnie Nata - Agrrrr. Szpital dla obłąkanych bogini Oren - założyła ręce na piersiach i popatrzyła nerwowo - Dobra, mów o co ci chodzi. - powiedziała w kierunku Firy. - Jestem nie mniej żywa niż ten tutaj. - ruszyła twarzą w kierunku Nata, ale nie obdarzyła go już spojrzeniem.
- Nie nazywaj jej tak - warknął Nat, tym razem sprawiając wrażenie poważnie wkurzonego. Jego dłoń spoczęła na trzonku topora, chociaż nie sięgnął po broń. - Ona ma imię, jakbyś nie zauważyła.
- Jesteś żywa, ale odebrałaś życie. Wokół ciebie unosi się aura zadanej śmierci - wyjaśniła rudo włosa, sprawiając wrażenie wyraźnie zaniepokojonej słowami i zachowaniem Roisin. Wyraźnie też nie była zadowolona, że decyzja odnośnie Nat’a została przerzucona na nią. - Przecież cię nie przegonimy - odburknęła w jego kierunku.
Roisin spłonęła czerwienią, a w jej oczach najpierw pojawiło się przerażenie, a potem łzy. Zrobiła krok do tyłu i zacisnęła rękę na nożu przy pasie. - To… to… nie było tak. Niczego nie rozumiesz. - Zrobiła jeszcze krok do tyłu i wybiegła korytarzem w kierunku głównej sali.
- Głupcy - powiedział tylko Demon do dwójki która własnymi słowami doprowadziła nowo przybyłą do takiego stanu.
- Ale… - zająknęła się Fira, patrząc w stronę korytarza z wyraźnym zaskoczeniem malującym się na jej twarzy, zaraz też skuliła się słysząc demona i spojrzała na niego z wyrzutem. - Chciała wiedzieć…
- Dokładnie - podjął Nat. - Przestań się czepiać Firy, ona tylko odpowiedziała na pytanie tej małej.
- I to co zmieniło ? - powiedział spokojnie i dał dwójce chwilę by pojęli o czym mówi - Chodźmy trzeba ją znaleźć, my mamy siebie ona jest sama. Nie winię cię Fira, postarajmy się tylko trochę uspokoić. Zwłaszcza ty Nat, bo warczysz jak zagłodzony kundel. nie jesteśmy tu razem dłużej niż parę chwil, a już mnie wkurwiasz -
- Taki już mój urok - odpowiedział na to, całkiem spokojnie, Nat. - Ty i ta twoja skłonność do niańczenia wszystkiego co sobie nie daje rady z życiem też bywa wkurwiające. Chodź mała, poszukamy tej panienki - dodał, wyciągając dłoń do Firy, która to podała mu ją po krótkiej chwili wahania.
- Ja naprawdę nie chciałam - jęknęła, na wpół płacząc i ruszyła posłusznie za Nat’em, który najwyraźniej nie miał ochoty czekać.
- Wiem Fira, wiem - odparł demon.

Cała trójka ruszyła korytarzem na przodzie Nat i Fira, a zaraz za nimi Grosh. Nie szukali dziewczyny długo sama świątynia nie była przecież duża, a jako, że drzwi prowadzące do innych pokoi korytarza wciąż były zamknięte do sprawdzenia pozostała tylko główna sala. Roisin znaleźli siedzącą na ławie w głównej sali świątyni. Siedziała z dłońmi założonymi pod udami wpatrując się w ołtarz. Miała zaciśnięte usta, a po twarzy płynęły jej łzy.
Nat ruszył prosto w jej kierunku, ciągnąc za sobą Firę, która nieco niechętnie dreptała za nim. Jakoś tak zawsze się składało, że był w stanie namówić ją na wszystko, co nie zawsze było bezpieczne czy dobre dla dziewczyny. Tym jednak razem najwyraźniej współgrało z życzeniem Grosha, więc nawet nie miała do kogo zwrócić się o pomoc.
- No już, wstawaj i przestań zachowywać jak dziecko - mężczyzna rozpoczął bez ceregieli, kucając przed Roisin i zmuszając ją do tego żeby na niego spojrzała. - Zabiłaś kogoś, też mi wielka rzecz. Ludzie co chwilę kogoś mordują, taki świat. Płacz i jęczenie niczego tu nie zmienią i im prędzej się z tym pogodzisz tym dłużej pożyjesz. Nikt cię tu nie będzie oceniał za to co zrobiłaś ani nie będzie pytał dlaczego. Biorąc pod uwagę to że jesteś dziewczyną to nawet idzie się domyślić. Jak chcesz to mogę cię nauczyć jak uciszać takich szybko i sprawnie bo nie wyglądasz mi na taką, która zna się na tej robocie skoro ryczysz tylko dlatego, że jakiś kmiotek przez ciebie odszedł do Ogrodów. No już, mała, wytrzyj nos bo ci z niego cieknie - dodał, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Fira, stojąca nieco za nim aż sapnęła.
- Nat, nie sądzisz że to za ostro? - zapytała nieśmiałym głosem, wtrącając się w jego “uspokajanie” Roisin. - I przepraszam, myślałam, że Nat wie i… - urwała jednak, najwyraźniej bojąc się pogorszyć sytuację.
Roisin najpierw niechętnie spojrzała na Nata, potem zaczęła sprawiać wrażenie jakby zaczęła go słuchać.
- Ty, najwyraźniej zagadujesz swoje ofiary na śmierć. - powiedziała przez zaciśnięte zęby i bez cienia uśmiechu, czy życzliwości. - zawahała się i spojrzała na Firę. Kompletnie nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić. - Chciał… - zwróciła się do niej, ale popatrzyła na Nata. Zacisnęła ręce w pięści. Wstała i skierowała się do wyjścia. - Pomyślę o tym... jutro. - powiedziała przed siebie, ale wyraźnie do Nata. I wyszła.
- I tez zostały nam już tylko nasze problemy - powiedział Grosh odprowadzając dziewczynę wzrokiem do bram świątyni. - Jeżeli ty i ona nie padliście to może ktoś jeszcze jest we wsi albo okolicach - powiedział patrząc na Nata, a następnie zwrócił się do całości - Idziemy szukać ? Tu już wszystko się dokonało -
- Inni też przeżyli - poinformował go Nat, wstając i odprowadzając Roisin wzrokiem. - Widziałem ich ślady, nieco późniejsze od waszych. Poszli do wieży maga. I co masz na myśli, że się wszystko dokonało? - zainteresował się, przenosząc wzrok na demona.
Fira zaś sprawiała wrażenie jakby nie była pewna czy ruszyć za oddalająca się dziewczyną czy zostać ze swoimi towarzyszami. Gdy jednak Nat zaczął zadawać pytania, ruszyła pospiesznie za Roisin, wyraźnie nie chcąc być w pobliżu gdy Grosh zacznie wyjaśniać człowiekowi co też kryło się za jego słowami.
- Poczekaj - Roisin usłyszała jej głos za swoimi plecami. Najwyraźniej nie zamierzano zostawić jej w spokoju.Grosh jednak nie miał w planie wtajemniczać Nat’a w szczegóły, jak by na to nie patrzeć była to tajemnica Firy, a Demon nie chciał tak poprostu paplać o niej wszystkim napotkanym.
- Nishan nie żyje, tu pomocy nie znajdziemy - powiedział krótko i ruszył za dziewczynami.
- Taa… Powiedz mi coś czego jeszcze nie wiem - mruknął Nat, podobnie jak demon, ruszając do wyjścia ze światyni.
Roisin wyszła ze świątyni nie odwracając się.
- Gdzie chcesz się zatrzymać na noc? - Fira wypaliła pytanie, najwyraźniej pierwsze które jej przyszło do głowy bo wyraźnie nie brzmiała na szczególnie pewną siebie w tej chwili. Zdecydowanie jednak uparła się by porozmawiać z Roisin, co dla idących za nimi mężczyzn było nieco nowym widokiem. Fira zwykle wolała się bowiem chować za ich plecami.
- Chyba ją polubiła - mruknął Nat do Grosha, ściszając głos tak żeby idące przed nimi go nie usłyszały. Na próżno jednak, jakby nie spojrzeć wilkołaki miały wyjątkowo czuły słuch.
- Najpierw… najpierw okradnę to drzewo wróżek. - mówiła coraz głośniej - Potem poszukam kogoś, kogo jeszcze mogłabym zabić, a na koniec stanę na środku wioski - odwróciła głowę w stronę Firy - i będziesz mogła sobie mnie… - rzuciła na nią okiem i straciła zapał do tej tyrady. Spuściła wzrok i wychrypała do Firy niemal bezgłośnym szeptem - Nie mam gdzie iść.
Uparcie idąca za nią dziewczyna sprawiała właśnie wrażenie jakby miała ochotę zawrócić i uciec z powrotem do swoich przyjaciół. Ostatnie słowa Roisin wyraźnie ją jednak przed tym powstrzymały.
- W świątyni jest kilka pokoi, które są przeznaczone dla wiernych - poinformowała, podobnie jak Roisin ściszając swój głos. - Gdybyś chciała to… No wiesz, przynajmniej nie ma tam żadnych… - Lecz tu urwała bo słowo trup, jakoś nie chciało się przedrzeć przez jej gardło, chociaż wyraźnie zawisło w powietrzu.
- Podejrzanych łowców z lasu - dokończyła Rosin. - Powiedz mi... - popatrzyła na Firę, - o co chodzi z tym zapachem. Ja na prawdę czymś śmierdzę? - Fira wydawała się jej w tym momencie najbardziej przyjazną osobą, a potrzebowała normalnej rozmowy bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
- Tak i nie - odpowiedziała jej dziewczyna, spoglądając na nią nieco niepewnie. - Tylko nie reaguj zbyt gwałtownie, Grosh już jest na mnie zły o to wcześniej - poprosiła, a następnie kontynuowała. - Nie… śmierdzisz, nie w normalnym pojęciu. To wszystko wina daru bogini, który mi ofiarowała. Czuję życie, ale czuję też śmierć. Wiem kiedy ktoś zbliża się do niej, potrafię też wyczuć nowe życie, które dopiero co powstało. No i jeżeli ktoś kogoś zabił to wyczuwam też śmierć, która zostawiła na tej osobie ślad. To jak… Jak taka ulotna woń, którą czasem przynosi wiatr. Wiesz że to placek z jabłkami, nawet jeżeli nie pochylasz się nad nim i nie wąchasz… Nie umiem tego inaczej opisać - dodała przepraszającym tonem.
- Och. - słuchała uważnie - A myślałam, że to ja… Nie chciałam tego.. Nie wiedziałam nawet… Musiałam się bronić. - Roisin prawie się zatrzymała i obróciła się w kierunku i dotknęła Firę w ramię. Dziewczyna drgnęła, ale nie odsunęła się. Roisin spojrzała jej na krótką chwilę w oczy - Słuchaj. - opuściła rękę - dla nas obu to jest chyba trudny dzień. Muszę jakoś odpocząć. - ruszyła ponownie powoli w kierunku koni. - Niesamowity dar. Dlatego mieszkasz w świątyni?
- Nishan był moim opiekunem i nauczycielem - odpowiedziała na ostatnie pytanie. Pozostałe słowa Roisin pominęła, jakby nie chciała ryzykować kolejnego wybuchu dziewczyny. Widać faktycznie obawiała się tego co mógł powiedzieć idący za nimi demon.
- No i tylko on zgodził się przygarnąć kogoś takiego - dorzuciła. - Naprawdę myszkowałaś przy karczmie? - zapytała zaraz, a w jej głosie brzmiała faktyczna ciekawość. - No i co Nat tam robił? Zwykle trzyma się z daleka…
Roisin po pierwszym zdaniu Firy, obrzuciła ją dokładnym spojrzeniem. Dopiero teraz tak na prawdę przyswoiła sobie fakt, że dziewczyna ma bliznę na twarzy i jedno sprawne oko. Westchnęła. - Zgubiłam się w lesie i trafiłam tutaj, do waszej wioski. Byłam zaskoczona tym... - ruszyła głową - wszystkim. Przy karczmie spotkałam Nata, skradał się za mną… nie wiem… nie wiem skąd się tam wziął. ‘To może być sprawa jakiegoś wyjątkowo wrednego bóstwa’ pomyślała.
- Pewnie wracał z wyrębu lub z jednej z tych swoich wypraw - odpowiedziała, niejako sama sobie, Fira. - Zwykle jednak omija tamtą część wioski i przychodzi prosto do świątyni. Widać natrafił na twoje ślady.
Zanim jednak Roisin zdołała cokolwiek odpowiedzieć, dotarły do wierzchowców, które spokojnie skubały sobie trawę. Ów spokój nie trwał jednak długo.
- Lepiej będzie jak pójdę nieco za wami - rzuciła Fira, widząc jak zwierzęta rzucają łbami i przebierają nerwowo kopytami, rozgrzebując ziemię.
Roisin rzuciła okiem jeszcze raz na Firę. - O… nie. - podeszła do konia, którego wcześniej prowadziła, odpięła plecak i założyła go. - Wy, - rzuciła w kierunku demona i łowcy - macie cztery ręce, a konie są trzy - i podeszła z powrotem do Firy.
- Jak on jest drwalem, to ja jestem burmistrzem Vilsen.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, zerkając przy tym pospiesznie na obiekt rozmowy.
- W takim razie gratuluję pozycji - odparła. - Nat to jeden z lepszych drwali w naszej wiosce. Grosh go przebija ze względu na siłę ale to Nat zawsze wie, które drzewa się nadają na ścięcie. Czasami… - Jednak urwała, najwyraźniej łapiąc się na tym, że przecież Roisin w ogóle nie znała. - Nat, to jednak Nat, ma wiele sekretów - dokończyła.
- Mówisz, że twój już ci się znudził? - prychnął obgadywany mężczyzna, w odpowiedzi na słowa Roisin, podchodząc do swojego konia. - Świetnie. Potresuję się go trochę i będzie w sam raz na Firy.
- Wolę własne łapy - odparła ruda, na co Nat tylko pokiwał głową, wyraźnie nie biorąc sobie jej słów do serca.
- Może, znajdzie się jakiś uprzejmy demon, który mógłby służyć swoją pomocą… - zaczęła Roisin.
- Chodźmy… Tamci mogli już wrócić z wieży, a ciekawi mnie czy Silli jest wśród nich. No i którzy z tych debili jeszcze ocaleli. Oby nie Zamir bo mnie szlag trafi - dorzucił, prowadząc już swojego wierzchowca i tego, który należał do Roisin, w stronę wioski. Najwyraźniej nie dosłyszał, lub postanowił zignorować jej słowa kierowane do Grosha, bowiem wyraźnie widać było, że spodobał mu się pomysł nauczenia Firy jazdy konnej.
- Myszkowała przy karczmie... - Roisin powtórzyła głośno, coś co usłyszała nie tak dawno temu. - Zawsze uważałam, że to ja mam trudny charakter. - wciągnęła głęboko powietrze, uśmiechnęła się do Firy, popatrzyła w górę na niebo i zaczęła uroczym głosem śpiewać pierwszą zwrotkę ballady o góralu-wilkołaku, który zakochał się w przepięknej szlachciance. Była to na wpół żartobliwa pieśń, o zupełnie nieprawdopodobnym, ale szczęśliwym zakończeniu.
 
druidh jest offline