Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2017, 08:54   #127
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
KOLONIA ARGIANS, PO BITWIE

- Poszebujem pomoszy... - Wycedziła kapitan przez zęby, Night przemierzył wzrokiem pogorzelisko, szukając źródła problemu. Znalazł. Miało wysokie insygnia i uskrzydloną czaszkę na otoku, przyjemniaczek.
- Zaproponuj panu generałowi herbatkę na statku, w razie co zrobimy se z niego zakładnika, tam będzie łatwiej - poradził szyfrowanym kanałem. - Zaraz będę.

Przejrzał ekwipunek. Karabin z tłumikiem, który wcześniej się na niego wypiął, teraz ponownie wśród żywych i trzy plazmowe. Idealny zestaw do porwań. Nic tylko wyciągnąć zawleczkę i bawić się tuż przy głowie trzymanego w objęciach oficera. Z tego co pamiętał Leena też miała kilka. Noo.. lepiej być nie mogło. Uniósł się z ziemi, ze swojego posterunku pośród tańczących płomieni i ruszył w stronę kapitan. Towarzyszyły mu ślizgające się po zmęczonej ziemi długie, chwiejne cienie. Przygotowany na różne warianty dialogu, choć z drwiącym uśmieszkiem przyznawał, bardziej na siłowe.

[MEDIA]http://img07.deviantart.net/c92f/i/2013/054/4/f/gabesdown_final_by_mohzart-d5w0hyc.jpg[/MEDIA]

- Vice admirał Wilburn Shails, kapitan krążownika uderzeniowego “Posejdon” - Przedstawił się koleś, wyciągając dłoń w kierunku Leeny. Ta zaś, robiąc dobrą minę do złej gry, po niecałej sekundzie wahania, uścisnęła prawicę oficera Unii.

- Kapitan Thalia James - Kłamała jak z nut Leena - A to mój pierwszy oficer, Johnston Jung - Przedstawiła Nightfalla, który również dostał zaszczytu uściśnięcia dłoni Shailsa pod okiem jego ciężkozbrojnej obstawy.

- Zjawiliśmy się w samą porę, dając wycisk Napavans - Admirał uśmiechnął się zadziornie.

- A tak, tak, chociaż pierwszy atak odparliśmy sami - Odpowiedziała Leena… znaczy się, Thalia, wysilając się na wyjątkowo sztuczny uśmiech - Było ciężko.

- A jeśli mogę spytać, pani kapitan… stara corvetta wojskowa, zarejestrowana jako statek transportowy, dosyć nietypowe - Shails przeszedł od razu do konkretów, prosto w sedno sprawy, jednak zachowując pozory wielkiej uprzejmości i koleżeństwa po fachu.

- No… tak, tak. Odsłużyła swoje, odkupiona, wszystko jak najbardziej legalne - Leena zamugała oczkami.

- No przecież nie twierdzę inaczej... - Sukinkot Shails uśmiechnął się od ucha do ucha - I tak tu przypadkiem, w trakcie ataku jaszczurek na kolonię?

- Nie całkiem przypadkiem, wyłapaliśmy sygnał alarmowy z księżyca i postanowiliśmy na coś się przydać. Jaszczury ostatnio zbyt śmiało sobie poczynają. Uważają się za rasę wielkich, pierdolonych wojowników, a jedyne co im dobrze idzie to mordowanie nieuzbrojonych kobiet i dzieci - Night, alias Jonston Jung, gniewnie wyraził swoją dezaprobatę. - Mamy dość ich panoszenia się po kosmosie.

- Aha... - Przytaknął admirał, jakoś chyba jednak nie wierząc w wielce chwalebne motywacje pierwszego oficera - ...w każdym bądź razie, cieszymy się, że mogliśmy pomóc w potrzebie, jednocześnie oczywiście ubolewając poległych bohaterów. Czy możemy jeszcze jakoś pomóc? Zająć się rannymi, naprawić to i owo… wystarczy powiedzieć.

Leena zrobiła dziwną minę. Z całą pewnością Shails chciał wepchnąć swój nos, gdzie go nikt z obecnych nie chciał widzieć… jednak cała ta banda Unii była pokaźna, i mogli w ciągu pewnie i minuty poradzić sobie z obecnym składem i nie-składem “Fenixa”.
- Nie jest chyba konieczna dalsza pomoc, radzimy sobie dobrze, statek wkrótce będzie całkowicie zdolny do odlotu, także... - Pani kapitan spojrzała wymownie na Nightfalla, jakby szukając w nim wsparcia odnośnie swych słów. Zdecydowanie Leena miała zamiar jak najszybciej wynosić się z wielce braterskich i pomocnych ramion rządzących niemal w całym wszechświecie upierdliwców…

- Tak jak mówi kapitan, poradzimy sobie, a są dużo bardziej potrzebujący od nas, na nich lepiej skoncentrować wysiłki - strzelec nie miał problemu z odgrywaniem wielce praworządnego. Po prawdzie to wcale nie musiał za wiele udawać, służyć i chronić, tak kiedyś przysięgał. A, że służył i chronił za dobrze, zamieniając się w ultra twardogłowego sędziego Dredda, jak postać z tych starych projekcji, znalazł się tam gdzie stał właśnie teraz. W drobne kłamstwo, które starał się przemycić, admirał nie chciał uwierzyć, cóż nie miał zamiaru z tego powodu płakać.
- Lepiej przywrócić do działania infrastrukturę kolonii. Wodę, energię, sieć ciepłowniczą, inaczej mieszkańcy mogą nie przetrwać chłodu nocy.

- Tym się zajmą technicy i inżynierowie, gdy ostatecznie przepędzimy Napavans z miasta - Shails uśmiechnął się kuresko-perfidnie, dając tym samym do zrozumienia, że nie pozbędą się go tak szybko w trakcie tej rozmowy, jak i z otaczającego ich sektora? Chyba trafili na naprawdę cwanego skurczybyka.
- W końcu jak nieść pomoc cywilom, gdy nadal istnieje zagrożenie? Ale tymi w kopalni już się zajmujemy... - Dodał, po czym dziwacznie odchrząknął, przytykając pięść do ust - A wy nie potrzebujecie pomocy? Medycznej, technicznej?

- No taaak... - Night przytaknął, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z kilku faktów. - Z aglomeracji ciężko będzie ich wykurzyć. Dużo przeszkód terenowych, cywile, infrastruktura, którą lepiej oszczędzić i nie można tak po prostu wszystkiego zbombardować.
Również się uśmiechnął, tymczasowo niezainteresowany drugim z poruszanych wątków.
- No to przydaliśmy się podwójnie, że udało się część z nich wywabić na pustkowia... Uważam, że nie ma sensu wdrażać kolejnych ludzi, gdy zespoły zostały już ustalone, a zadania rozdysponowane. Niepotrzebne powtarzanie procedur i wprowadzanie zamieszania. Mogę skontaktować się z inżynierem pokładowym, czy przyda mu się jeszcze parę rąk do pracy - od niechcenia w końcu wrócił do tematu, tak forsowanego przez admirała, a miał na myśli pracę ciężką, brudną i gdzieś na poszyciu w największym wypizgowie, z dala od wnętrza okrętu.

Admirał zmierzył Johnstona Junga dziwnym spojrzeniem, po czym to samo uczynił z kapitan Thalią James.
- W razie czego, możecie porozmawiać z moim pierwszym. Ja się tu będę kręcił, roboty dużo… pani kapitan, panie Jung - Shails kiwnął głową, żegnając się z obojgiem, po czym odszedł od nich, zostawiając już samych.

Leena wyraźnie odetchnęła z ulgą, odczekała chwilę, po czym zwróciła się ściszonym głosem do Nightfalla:
- Musimy stąd wiać jak najszybciej. On jest jakiś dziwny… chyba coś wie.

- Nie musisz nic mówić. Chociaż wygląda na kogoś kto ma obecnie inne zadania i na nich się koncentruje - Night podzielił się spostrzeżeniem, ruszając w stronę Feniksa. Odczekał, czy Leena idzie za nim. - Nic dziwnego, z nich będzie rozliczany, a do wiadomej sprawy możliwe, że przydzielono kogoś innego, komu admirał Shails wcale nie zamierza pomagać, nawet jakby czekał na jego potknięcie. Jak dla mnie opuścimy to miejsce w jednym kawałku. Choć z panem czacha na czapce wejdziemy jeszcze w bliższą zażyłość. Jeszcze nie teraz, ale to nieuniknione.

- Nie podoba mi się to wszystko, zachowywał się, jakby się z nami bawił… a może ten sukinkot to jakiś ten… telepata, jak ślimak? - Odpowiedziała, idąc ze strzelcem na pokład Fenixa. Zajęci rozmową, rozmyślaniem, i wypatrywaniem oddalenia się Shailsa, oboje nie zauważyli przyglądającej im się postaci, znajdującej się kilkadziesiąt metrów od nich.

[MEDIA]http://p.gg.pl/thumb/p/d/81zgtd5BTZCj8lzgtd5BF_M/67bzb6zrgbjh.png[/MEDIA]


CORVETTA FENIKS, W DRODZE NA EREBUS

Jak się sypało to hurtem. Najpierw chcieli trzymać się z dala od Unii, a wpadli wprost w wu.ce. klozetnika uderzeniowego z mrocznej czeluści Posejdona. Potem Isabell wzięło się na dzieci. Przeeeebiegłe, jako ciężarna dostanie bardziej komfortową celę, łagodniej będą się z nią w osadzeniu obchodzić. Night wykrzywił się ironicznie. Nie mógł tak dłużej siedzieć. Siedzenie prowokowało do myślenia, a tego nie chciał. Musiał czymś się zająć. Wstał z łóżka i ruszył na korytarz. Z resztą, kogo obchodzi walona Unia? Kosmos jest niezmierzony, wystarczy, że polecą w rejony, gdzie każdy statek przymierza na starcie dostaje rakietę z wyrazami miłości i znika w przepięknym rozbłysku. Mały krok w bok. Autonomiczne układy Coalition of Planets, czy coś tam jeszcze innego. Do tego mieli dane o nielegalnych badaniach, które mogli w każdej chwili upublicznić, wywołując niemałą burzę i dyplomatyczny skandal, gdyby wspomnieć o porwaniach prominentów. Gdyby tylko ktoś im zagroził, posiadali narzędzia i sposoby. W żadnym razie nie byli bezbronni.

Analizując sytuację Night przemierzał dolny pokład. Z jednej dziury lecieli do kolejnej. Erebus... nazwa dobra by określić jakiś wielki, śmierdzący deephole, nic innego. W trakcie swojej wędrówki zauważył białego kudłacza, którego Arhon zabrał z Bellateera z sobie tylko znanych powodów. Zwierzak wyglądał na zdezorientowanego i zagubionego. Leżał pod drzwiami pomieszczenia, w którym... prawdę mówiąc, strzelec nigdy nie był. Czyżby blaszak wybrał se na kwaterę schowek na szczotki? Weź tu zrozum roboty. Futrzak podniósł na chwilę łepek, jednak rozczarowany widokiem, ponownie tęsknie oparł pyszczek na łapach, przymknął powieki. Czekał na droida, czy jak? Mała tragedia w cieniu tych wielkich. Mężczyzna zbliżył się do czworonoga i przykucnął.

- Czekasz na Arhona, koleżko? Przykro mi to mówić, ale uległ poważnym uszkodzeniom i z wizytą nie wpadnie. Głodny? - Night wyciągnął rękę i pieszczotliwie potarmosił zwierzaka po głowie. - Chodź, skoczymy do Leeny, napijemy się wódki. Lubisz wódkę?


~*~*~


- Ta flaszka to z jakiejś specjalnej okazji? - Zagadnęła Leena na korytarzu przed ambulatorium, tuż po tym jak Doc wyprosił ich z pomieszczenia.

Night uśmiechał się pod nosem. Miał wszystko czego potrzebował, częściowo opróżnioną flaszkę, która najwidoczniej już poprawiła mu humor i futrzanego, przyjemnego w mizianiu kompana na głowie, transferującego pozytywną energię swej kudłatej istoty. Zawartość nie była tym co widniało na etykiecie. Szkło stanowiło jedynie nośnik do przechowywania tajemniczej zawartości o równie podejrzanej proweniencji. Mocnej i zalatującej jakąś dziwną chemią, która wystrzeliła jego umysł w kosmos. Po minięciu progu zawahał się nad kierunkiem dalszych podbojów. Z przedłużającej się próby wybrania właściwej drogi wyrwał go głos kapitan.

[MEDIA]http://drinksfeed.com/wp-content/blogs.dir/1/files/2015/08/this-whiskey-is-being-shot-into-outer-space-for-science.jpg[/MEDIA]

- Nawet, nawet. Pewnie są lepsze, ale moja też niczego sobie - odpowiedział niezbyt mądrze, to go upewniło, że idzie w bardzo dobrą stronę.

- Pieprzysz jak potłuczony - Kapitan uśmiechnęła się pod nosem, odpalając fajka.

- Niiiice, ludzie nie używający mózgu są szczęśliwsi - strzelec miał teorię, którą planował zgłębić. W sumie już był jej pewien, ale dalszym badaniom nie chciał odmawiać z sobie tylko znanych powodów. - Masz ochotę wstąpić na drogę ku oświeceniu? - uniósł pytająco flaszkę.

Kapitan wzięła butelkę, pociągnęła solidnego łyka, po czym ją oddała. Spojrzała na strzelca mrużąc oczy.
- Normalnie to bym spytała, czy u Ciebie, czy u mnie… ale nie będę się wpierniczała między wódkę a zakąskę - Wzruszyła ramionami.

- Wiedziałem, że czegoś brakuje. Jednak nie od czapy jesteś tu kapitanem... zakąska - Night nie za bardzo chciał wysilać zwojów, aby nie zstąpić z ścieżki ku doskonałości, jednak pomysł mu się podobał. Zmarszczył lekko czoło. - Kantyna jest terenem neutralnym. Chodźmy tam, zrobimy se stolik z nietomnego Bixa.

Jako odpowiedź, kobieta zmarszczyła brewki, po czym samowolnie odebrała flaszkę od Nightfalla, pociągając zdrowo kolejny raz.
- Żeby go ruszyć, będzie potrzebny podnośnik? - Powiedziała, ruszając we wspomniane miejsce.

- Nie wydaje ci się, że lęk do dominujących kobiet i gabaryty jakie osiągnął, świadczą o posiadaniu despotycznej babci, wciskającej kaszkę z mleczkiem, aż do porzygania? - wniosek wydał się słuszny, a teza niepodważalna, jednak nadmierne myślenie odciągnęło Nighta od stanu nirvany. Droga okazała się trudna. Wyboista i pełna pułapek. Musiał odpokutować, poczuł jednak nieprzyjemną pustkę w dłoni. Spojrzał tęsknie na butelkę, którą Leena mu zabrała.

- Z tego co wiem, Bixa wyhodowano w laboratorium - Kobieta oddała flaszkę - Tylko mordka w kubeł, te informacje nie powinny być powszechne. No i duży mnie za taką gadkę nie zleje, gorzej by było z Tobą... - Uśmiechnęła się odrobinę złośliwie.

- Taa? - Night się zaciekawił. - Musi nam kiedyś opowiedzieć o przechytrzeniu strażników i ucieczce ze słojów wraz z pozostałymi kumplami Bixami przy radosnym rozwalaniu wszystkiego po drodze... - strzelec przyssał się do butelki i nie oderwał od niej aż do samej kantyny. - To byłaby wspaniała opowieść.
Otarł usta i rozejrzał się krytycznie po pomieszczeniu.
- Ja się pytam, gdzie jest kurwa muzyka?!
 
Cai jest offline