Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2017, 12:35   #115
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
- Zapłacicie za to! Zapłacicie wszyscy! - Warknął w języku wspólnym przez zaciśnięte zęby. Chciał powiedzieć jeszcze jakąś złośliwość, lecz w tym samym momencie padł na niego cień piekielnego krzyżowca. Na jego widok oczy drowa niebezpiecznie się zwęziły.
- Nic ze mnie nie wydusicie! - Krzyknął w nadziei, że ktokolwiek mu przyjazny go usłyszy, chociaż bardzo wątpił w taką możliwość. Enklawa była daleko i prawdopodobnie nikt nie wiedział o losie wyprawy. Volgoth’drin szybko zrozumiał w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znalazł i po raz pierwszy w życiu zaczął przeklinać swój los...
- Nie rzucaj się.
Odezwała się do tej pory niewidoczna postać, skryta w kącie sali. Zrobiła kilka ciężkich kroków, stając w polu widzenia drowa, prowadząc jaszczurze bydlę za grzbiet pancerza. Jaszczur zasyczał groźnie i nastroszył się, kierując pysk w stronę jeńca.
- Nie no, czemu nie. Niech się rusza. - Dodał z wrednym uśmieszkiem Revalion, oparty o ścianę. - Tylko, drowie, upewnij się pierw że masz spisany testament, bo to będzie ostatnie co zrobisz w swoim nędznym życiu.
- Zanim zaczniemy poważną rozmowę, może się przedstawisz?
- zagadnął Cliff. Nie słychać było w jego głosie wrogości ani niechęci do jeńca.
Samwise zdążył poznać już imię Drowa, bowiem zapytał o to goblina, który podążał z nimi. Nie wyjawił jednak jeszcze tego faktu innym towarzyszom, zamiast tego teraz z zainteresowaniem odwrócił się w stronę członka rodu Xolarrin słuchając co ma do powiedzenia.
- Volgoth’drin Xolarrin - uniósł się z dumą mroczny elf, po czym splunął pod nogi zbliżającemu się mężczyźnie w masce.
- Oczywiście, że zapłacimy! Wszakże zawsze za dobry występ należy się zapłata! - odezwał się aktor, zaś za plecami pozostałych zapłonęła ognista wstęga oświetlając zamaskowanego. - Dajcie go mnie, a ujrzycie i usłyszycie, czymże jest prawdziwe aktorstwo, prawdziwy dramatyzm oraz nieopisywalny ból!
- Nawet nie wiecie z kim macie do czynienia!
- Wtrącił szybko drow, kiedy szaleniec zbliżył się niebezpiecznie blisko do niego. - Jestem PIERWSZYM synem Zeerith Xolarrin, matki opiekunki naszego rodu! Potężnej kapłanki, której moc jest dużo potężniejsza od was i tych, którzy was tu wysłali! Czeka was kara, zostaniecie złapani i poddani niewyobrażalnym torturom, jeśli ten typ chociażby mnie tknie! - Kontynuował Volgoth’drin, a w jego głosie wyraźnie słyszalna była duma i pycha, tak bardzo powszechna wśród wysoko urodzonych drowów. Nie wywarło to jednak na aktorze najmniejszego wrażenia, co wyraził krótkim śmiechem.
- A co nas to obchodzi czyim jesteś synem? - Zapytał bezczelnie Revalion. - Aktualnie to jesteś tylko kupą mięcha, która może wybrać jak zginie. Jeśli będziesz grzeczną kupą mięcha to szybko poderżniemy ci gardło. Jeśli nie to zobaczymy czy twoim rodowodem są zainteresowane rodziny krasnoludów, których tak chętnie ostatnio wymordowaliście. Co ty na to?
- Nic wam nie powiem
- mówił w zaparte mroczny elf. - Nie wydusicie ze mnie ani jednego wartościowego dla was słowa - przekonywał.
- Och, nie wiem czy twoja matka opiekunka będzie taka chętna by mścić się za krzywdy wyrządzone jej parszywemu zdrajcy. - brnął dalej zaklinacz, zmieniając front. - Widzisz, ja też mam pewne talenty. Talenty do przekazywania informacji na odległość, drogą magiczną. Nie chciałbyś chyba, żeby w otoczeniu twojej drogiej matki zaczęła rozpuszczać się plotka, że jej drogi synalek tak chętnie podzielił się wszystkim co wiedział? - Revalion zaczął wykonywać skomplikowane gesty prawą ręką. - To jak, wybieraj: parszywy zdrajca czy bohater rodu Xolarrin?
- Bredzisz
- odparł Volgoth’drin nie dając wiary słowom maga. - Nikt by nie uwierzył słowom jakiegoś tam podrzędnego maga z powierzchni, ale próbuj swoich sił… Im szybciej się z nimi skontaktujesz, tym łatwiej was wytropią i zabiją. Tracicie tylko czas... - Dodał po chwili - dopóki nie zaoferujecie mi czegoś w zamian, nic ode mnie się nie dowiecie.
Kiedy Volgoth'drin Xolarrin zasłaniał się swoimi wpływami, Samwise rozłożył na biurku nadzorcy swoje narzędzia, które wykorzystywał do sekcji zabitych potworów i pozyskiwania tkanek o przeznaczeniu alchemicznym.
Mroczny elf najwyraźniej spostrzegł działania arkanobiologa, bowiem roześmiał się na głos, a był to śmiech wręcz ociekający kpiną.
- Myślisze, że te śmieszne, maleńkie ostrza będą w stanie wydusić ze mnie cokolwiek? Nie było Cię na świecie, rivvil, kiedy przelewałem krew na arenach Menozberranzan. Czymś takim możesz mi co najwyżej wyczyścić brud spod paznokci - zadrwił sobie Volgoth’drin.
Kiedy arkanobiolog powyciągał wszystkie narzędzia, pozostawił je do ewentualnego użycia, sam zaś wyjął jeszcze sucharki i podgryzając je po drodze wyszedł z pomieszczenia.
- Najwyższy czas na przedstawienie! - rzekł Aravon chwytając drowa i ciągnąc ku wyjściu. - Zróbcie miejsce! Scena musi być odpowiednia dla tego rodzaju sztuk!
- Zaczekaj
- powiedział Cliff - pozwól mi, jestem tylko amatorem, jeśli zawiodę ty dokończysz.
Aktor spojrzał na niego nie powiedziawszy ani słowa. Najwidoczniej rozważał, czy przystać na propozycję Cliffa. Nie minęła nawet minuta, gdy tamten usłyszał odpowiedź.
- Absolutnie nie! Toż to pierwsza prawdziwa okazja, by ukazać wam czym jest prawdziwy teatr! - rzekł, po czym ciągnął drowa dalej.
- A cóż to? Zawiść o amatora? - zapytał Cliff - Nie daj się prosić. Tym bardziej, że na tym zyskasz. Poprzez kontrast, moje amatorstwo poprzedzające twój kunszt.
- By coś potrafić najpierw trzeba ujrzeć kogoś innego, zatem pozwól mistrzowi działać!
- Widziałem fachowca przy pracy, miałem miejsce lepsze niż pierwszy rząd
- warknął Cliff - Ale zaczekaj chwilę, nie od nas to zależy. Volgoth’drin może sprawić, że nasza sprzeczka jest bezcelowa. - spojrzał pytająco na więźnia.
- Rivvil, wy chędożone psy! - Krzyknął na nich jeniec. Próbował się rzucać na wszystkie strony, lecz nie dało to oczekiwanego efektu. - Dosięgnie was gniew pajęczej królowej! Zapłacicie za to, słyszycie?! Zapłacicie!
- No dobra, jak to planujesz zrobić?
- zapytał Cliff ignorując wrzaski i wpychając jeńcowi kawał szmaty w usta. Patrząc na te przepychanki Sherrin westchnęła i poszła stanąć na warcie. Nie zapowiadało się, by mężczyźni rychło ustalili kto torturuje drowa, a ona nie miała siły się z nimi wykłocać. Uśmiechnęła się mijając Skowyt i Liv, i poszła usadzić się przy koryatarzu prowadzącym do Enklawy.
- Strata czasu. Skończmy to. - Pół-orczyca przyłożyła maczugę do skroni drowa. Nie podobało się jej znęcanie nad jeńcem, dla niego też pewnie ulgą byłoby przejść do świata duchów.
Zakneblowany drow jedynie spojrzał na nią gniewnie, lecz nie wydał żadnego dźwięku. Wyglądało na to, że zdążył się pogodzić ze swoim losem i czekał już tylko na śmierć, która wyzwoliłaby go z okowów tego brutalnego świata.
- Być może, ale to nie on o tym decyduje! - odrzekł jej Aravon. - Teraz zaś nadszedł czas na przedstawienie!
- To nie jest przedstawienie
- Skowyt warknęła na Aravona. - a to jest wojownik, który zasługuje na śmierć.
- Zapewniam, iż nie ominie ona ani jego, ani…
- aktor zrobił dłuższą pauzę. - ...innych.
Następnie ruszył z drowem, by wreszcie wyciągnąć go z tego małego pomieszczenia niespełniającego wymogów, by być dobrym na występ. Na całe szczęście na zewnątrz już nie było tego problemu. Aravon wytargał jeńca mniej więcej na środek, by następnie zabrać się do dzieła.
W pierwszej kolejności należało tegoż ucharakteryzować, zaś, by tego dokonać trzeba było pozbyć się tych przeklętych włosów z jego głowy. Zebrał je w lewą dłoń i pociągnął w górę, tym samym unosząc włosy i przytwierdzonego do nich drowa. Następnie drugą ręką owinął wokół nich część swego łańcucha, by wreszcie zwieńczyć to zapłonem tegoż oraz błyskawicznym szarpnięciem, którego efektem było jednoczesne zrywanie i palenie włosów z głowy drowa.
- Stary, strasznie śmierdzą te spalone włosy - powiedział Cliff. - Weźmy się naprawdę do roboty. Sam ma dobre narzędzia, oprawiał nimi tego umbrowego kolosa co nas napadł przy wejściu. Zacznijmy od paznokci, potem idziemy po kolei w górę. Palce, kostki. Tu zadajemy pytania, jeśli nasz gość okaże się zbyt głupi by odpowiadać kontynuujemy. Potem piszczele i kolana. i kolejna przerwa na rozmowę. Jak dojdziemy do obdzierania jajek ze skóry to myślę, że będzie koniec. Jeśli nie, zajmiemy się rękami.

Kiedy krzyżowiec zobaczył co jego kompani wyprawiają z jeńcem, ręce mu opadły. Nie zwlekając podszedł do drowa odsuwając przy tym na bok Cliffa i Aravona, następnie wyszarpnął mrocznemu elfowi knebel z ust.
- Pamiętasz mnie - raczej stwierdził fakt niż zapytał, złapał przy tym jeńca za krępujące go sznury i ustawił do pionu pod ścianą. - Oszczędziłem Cię bo masz informacje które są dla nas przydatne… masz takie prawda?
Oszpecony drow zsunąłby się po krześle, gdyby nie podtrzymującego go łańcuchy. Z czubka jego głowy spływały strumyki krwi po tym jak Aravon zafundował mu przymusowe “strzyżenie”. Volgoth’drin uniósł głowę i obdarzył paladyna wzrokiem szukającym nici porozumienia. - Zakończ to… Na niewiele się wam zdam - powiedział słabym głosem.
A’arab Zaraq zmierzył jeńca wzrokiem twardym i na pozór bezlitosnym, w rzeczywistości jednak starał się ukryć wzbierającą w nim litość.
- I tylko tyle? Skamlesz o śmierć? - Pytał a jednocześnie uniósł opancerzoną dłoń i zacisnął ją w pięść. - Jeśli tylko tego chcesz… nie będziesz nam więcej potrzebny.
- Czekaj…
- Mruknął mroczny elf, choć zaraz po tym umilkł na chwilę jakby zastanawiał się nad pobudkami, które teraz nim kierowały. Skoro miał zginąć, to równie dobrze mógł wyjawić nieco swoich tajemnic. Te w zaświatach na niezbyt wiele by mu się zdały…
- Co chcesz usłyszeć? - Zapytał, po czym szybko dodał. - Są pewne rzeczy, których i tak ci nie wyjawię, ale może coś z tego co wiem przyda się w czekającym was starciu z moją rodziną… - odparł uśmiechając się złośliwie na samą myśl o wyrównaniu pewnych rachunków.
- Doskonale - rzekł paladyn opuszczając dłoń powoli - pierwsze pytanie: Krasnoludy z Bolfost-Tor ciągle żyją?
- Zatem oni was tu przysłali…
- zaciekawił się mroczny elf. - To w sumie było do przewidzenia. Żyją, ale nie potrwa to długo. Moja siostra, Quarra, przygotowuje rytuał specjalnie z myślą o nich. Niebawem skończą na ołtarzu.
- Kiedy?
- Tego sam nie wiem. Nie bardzo mnie to interesowało, prawdę mówiąc. Przygotowania kapłanek jednak zajmują im trochę czasu, zwłaszcza, że to leniwe dziwki są
- odparł nonszalancko, po czym splunął na ziemię ze wzgardą.
- Kolejne pytanie - paladyn szedł za ciosem - czarodziej który był z tobą to Amandracul?
- Nie. Ten skurwysyn, Amandracul, to niestety mój kuzyn, natomiast mag, który mi towarzyszył, to jeden z wielu “żołnierzy” domu Xolarrin.
- Znakomicie
- pochwalił drowa A’arab Zaraq - przejdźmy do czegoś naprawdę użytecznego. Ilu żołnierzy broni enklawy, jakie macie zabezpieczenia, i najważniejsze, czy jest tylne wejście?
Volgoth’drin uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi, po czym powiedział:
- Najpierw ty zrobisz coś dla mnie. Zabierz tych *dwóch* - wskazał ruchem głowy Aravona oraz Cliffa - z moich oczu. Nie mogę się skupić mając ich przed sobą - dodał fałszywie niewinnym głosem.
- Zapomniałeś już o co się targujesz?
- Zapytał spokojnie paladyn. - Odpowiedz lub spełnie twoją wcześniejszą prośbę, milczacy i tak jesteś bezużyteczny.
- Wątpię, abyś był w stanie dotrzymać swojej obietnicy mając ich obok
- odparł drow. - Dostrzegłem błysk w ich oczach, kiedy bliski byłeś zadać mi kończący cios.
- Twój bóg… jaką wieczność obiecuje swym wiernym?
- Paladyn uniósł prawicę, a jego ciało spowiły piekielne płomienie.
- Pytasz o pajęcze otchłanie? - Mroczny elf wydawał się nie zwracać uwagi na groźbę ukrytą w słowach rycerza. - Podobno nie jest to zbyt urocze miejsce, zaprojektowane jako świat wiecznych zmagań, zdrad i pięcia się po drabinie hierarchii. Nie wiele się to różni od świata drowów…
- Chyba rozsądek opuszcza drowa, odstąp paladynie na dłuższą chwilę.
- wtrącił się Cliff.
- Dość już czekaliśmy - krzyżowiec zbył prośbę kogucika. - Co do ciebie - zwrócił się teraz do drowa - to zapamiętaj imię Tyra, być może kiedy twa dusza zapragnie uwolnienia i wezwiesz go po imieniu, okaże Ci litość… być może, zawsze lepiej mieć nadzieję.
Po czym zadał jeden prosty, zabójczy cios. Cliff doskonale wyszkolony w walce bez użycia broni próbował powstrzymać zbrojne ramię, lecz zareagował odrobinę za późno, a może to wrodzony każdej żywej istocie strach przed ogniem spowolnił jego reakcję tak, że mimo wielkiej wprawy nie udało mu się powstrzymać śmiertelnego uderzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 18-02-2017 o 12:47.
Googolplex jest offline