|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-02-2017, 17:26 | #111 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Tunel prowadzący do Enklawy, Podmrok 1372 DR, Rok Dzikiej Magii 13 Uktar, Wieczór Volgoth’drin Xolarrin miał w życiu wiele szczęścia, można by rzec - zbyt wiele. Urodził się jako drugi w męskiej linii swego rodzeństwa i nie nosił żadnych oznak deformacji, a to w nieznającym litości świecie mrocznych elfów oznaczało, że prawdopodobnie będzie dane mu przeżyć te kilka pierwszych lat burzliwego dzieciństwa, a może nawet wkroczyć w dorosłość. Szczęście dopisało mu już na samym starcie, bowiem trzeci syn i każdy następny, póki dwaj najstarsi bracia żyli, składany był w ofierze Lloth, aby utrzymać matriarchalną strukturę drowiej społeczności. Co więcej; przyszedł na świat w jednym z najwyżej stojących w hierarchii domów Menzoberranzan, a jakby tego było mało - jego rodzicielką nie była pomniejsza kapłanka, lecz sama Matka Opiekunka rodu Xolarrin. W przeciwieństwie jednak do swego licznego kuzynostwa, Volgoth’drin nie przejawiał magicznych zdolności, natomiast stworzony był do walk, o czym świadczyła pokaźna jak na mrocznego elfa muskulatura. W znanym z potężnych magów domu Xolarrin był on zatem prawdziwym wyjątkiem, a to oraz wrodzona bezwzględność i spory łut szczęścia sprawiło, że zaczął szybko piąć się w rodzinnej hierarchii.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
15-02-2017, 00:56 | #112 |
Reputacja: 1 | — Skowyt jest brudna, powinna się umyć. Pomożesz? |
16-02-2017, 16:38 | #113 |
Reputacja: 1 | Dotarłszy na miejsce przyszłego obozowiska A’arab Zaraq pozbył się swego bagażu. Ostatnio edytowane przez Googolplex : 16-02-2017 o 16:54. |
16-02-2017, 16:47 | #114 |
INNA Reputacja: 1 | Livenshyia & A'arab Zaraq w zaciszu pokoju
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 16-02-2017 o 16:50. |
18-02-2017, 12:35 | #115 |
Reputacja: 1 | - Zapłacicie za to! Zapłacicie wszyscy! - Warknął w języku wspólnym przez zaciśnięte zęby. Chciał powiedzieć jeszcze jakąś złośliwość, lecz w tym samym momencie padł na niego cień piekielnego krzyżowca. Na jego widok oczy drowa niebezpiecznie się zwęziły. Ostatnio edytowane przez Googolplex : 18-02-2017 o 12:47. |
18-02-2017, 12:50 | #116 |
Reputacja: 1 | Po udanej zasadzce udali się z powrotem w sporne miejsce – do kopalni. Choć Samwise uważał to za stratę czasu i zwiększenie ryzyka zaobserwowania zbliżającego się zagrożenia do enklawy, to miało to także swoje plusy. Prawdą było, że potrzebowali czasu na odpoczynek i dokładniejsze przygotowanie się do chyba najtrudniejszego punktu ich misji, jakim było zniszczenie enklawy. Mieli także jeńca, z którym należało coś zrobić. Jedna z dostępnych opcji było dostarczenie go krasnoludom jako cennego jeńca. |
18-02-2017, 14:14 | #117 |
INNA Reputacja: 1 | Livenshyia & Revalion nocne rozmowy
__________________ Discord podany w profilu |
19-02-2017, 22:19 | #118 |
Reputacja: 1 | Położył zbroję delikatnie na skałach jaskini, na co ta brzdęknęła dźwięcznie. Mimo całego niepokoju, czy po prostu szaleństwa otaczającego jego osobę, nie można było powiedzieć, iż jego napierśnik był byle jakim kawałkiem metalu. Nawet niewprawne oko dostrzegało, iż nie jest wykonany on z byle czego, o czym świadczył srebrny kolor oraz niezwykła wytrzymałość. Aravon zaczął czyszczenie, zwłaszcza skupiając się na ciemnym fragmencie po uderzeniu błyskawicą. Z czasem odsłaniał fragment wręcz efemerycznej płaskorzeźby, która pokrywała całą blachę. Składały się na nią przeróżne ciernie, ostrza, łańcuchy, malutkie maski oraz coś co było zapewne przedstawieniem płynu, krwi. Kiedy skończył czyścić swoją zbroję oraz resztę ekwipunku sięgnął po coś do jedzenia. Pochwycił jednego suchara w dłoń i patrzył na niego. Ci, którzy na niego patrzyli mogliby przysiąc, iż ten zniknął z jego dłoni gdy tylko mrugnęli, zaś usta Aravona były już zajęte przeżuwaniem. Był on chyba jedynym, który nie włączał się do rozmów. Wyjątkiem była sprawa tortur drowa z których to nic nie wyszło przez przeklętego płonącego człeka. Dziwiło więc wszystkich zapewne dlaczego od razu odpuścił i nie zaczął się bić z nim. Trzeba rzec, iż korciło go i to bardzo, aczkolwiek wiedział doskonale, że teraz, gdy oparł się samej śmierci nic nie jest w stanie zanegować tego, co ma nadejść, a czego on będzie reżyserem. Zaś jak na tego przystała planował i to planował intensywnie. Wiedział również, iż będzie miał jeszcze lepsze okazje, by je wykorzystać i prawdziwie zdeklasować tego dziwnego człeka. Było to tylko kwestią czasu, zaś tego miał pod dostatkiem. W tej jednak chwili jego głowę zaprzątały myśli o zgoła innym nurcie, a dotyczyły one tego, co wydarzyło się, gdy oparł się objęciom śmierci... Kiedy Aravon gwałtownie ją pochwycił, z dłoni kobiety wypadła fiolka z resztkami mikstury leczenia i rozbiła się o kamienne podłoże z charakterystycznym odgłosem. Oczy elfki otworzyły się szeroko, patrząc na mężczyznę, a jej ciało owładnięte zostało tymczasowym paraliżem. Nie drgnęła, nie ruszyła się, nie wyrywała. Jego słowa były dla niej jak czyste szaleństwo, bez logiki, bez żadnych wątpliwości, bez innych możliwych myśli, niż tych negatywnych. - Puść, to boli... - jęknęła cicho, nie mając zamiaru zwracać uwagi innych, z obawy przed ich reakcją w stronę Maski. Wystarczyło jej, żeby on to usłyszał i cokolwiek z tym zrobił, otworzył umysł, zrozumiał, poszerzył perspektywę widzenia. Zapewne nie zdawała sobie sprawy z tego, że oczekuje zbyt wiele. Mimo to w końcu zaciśnięte wokół wątłych, kobiecych nadgarstków, ręce zwolniły swój uścisk, choć towarzyszyło temu coś innego, niż przemyślenie sytuacji. Livenshyia niemal błyskawicznie położyła dłonie na ramieniu i boku mężczyzny, nachylając się nad nim. W jej głosie i mimice dostrzegalna była troska oraz zmartwienie, wyzbyta była za to złości lub innych podobnych, negatywnych emocji. - Jest już dobrze, wszystko w porządku. Jeśli chcesz, to dam ci jeszcze jedną miksturę. Chcesz? Poczujesz się lepiej, daj tylko ranom czas, aby się zagoić - powiedziała bardzo spokojnie i niezbyt głośno, aby słowa te trafiały jedynie do Aravona. Czuła wewnętrzny niepokój, ale mimo to nie wycofała się. Usilnie próbowała pomóc mężczyźnie, którego inni zdawali się nie zauważać. Aravon słyszał jej słowa jak przez mgłę, tak było nawet lepiej, bowiem i tak nie zamierzał jej słuchać. Na pewno udaje. Udaje taką niewinną i troskliwą. Ból ustępował, zaś on odzyskiwał władzę nad swoim ciałem. Dość nieporadnym ruchem odsunął się od elfki. Z wysiłkiem usiadł i sięgnął do paska, gdzie powinna znajdować się jego mikstura. Namacał ją, po czym odpiął i chwycił. Szarpnięciem odkorkował ją, po czym szybko wypił duszkiem, na koniec odkaszlnął. Czuł jak przyjemny chłód rozchodzi się po ciele, jak otula kolejne jego partie rozpalone bólem. Wreszcie spojrzał znowu na elfkę, lecz z jego oczu nie zniknęła podejrzliwość wobec niej. - Myślałam, że naprawdę umierasz. Zmartwiłam się - zaczęła nie odrywając od niego spojrzenia - To było naprawdę realne, ale cieszę się, że tylko grałeś. Nie odróżniam twojego kunsztu od rzeczywistości, najwyraźniej. - uśmiechnęła się lekko i wyprostowała plecy, wciąż jednak klęcząc. Cofnęła głowę, aby nie pochylać się i nie wchodzić w przestrzeń osobistą Aravona. Pośladki spoczęły na jej piętach, dzięki czemu mogła siedzieć w miarę wygodnie. Nie miała jednak zamiaru szybko się od niego oddalić. Mężczyzna spojrzał na nią, po czym odwrócił wzrok kierując go na siebie. Zaczął sprawdzać pancerz w poszukiwaniu uszkodzeń, czy innych niepokojących oznak zużycia. Na pierwszy rzut oka napierśnik był cały, aczkolwiek w okolicach brzucha widoczne było lekko osmolone miejsce. Poza tym dostrzegł tylko klika postrzępionych i przypalonych końcówek ubrania. Mimo wszystko nie skupiał się na tym, bowiem jego myśli krążyły wokół czegoś innego, a mianowicie wokół śmierci, własnej śmierci. Czyżby rzeczywiście oparł się samej śmierci? ON oparł się? Tak! Nie ma co do tego wątpliwości! Nie ma mowy o żadnych wątpliwościach, iż to właśnie on jest tym, który zagra największą rolę. Śmierć się mnie nie ima, a skoro tak… To bogowie również nie mogą zagrozić MEJ roli! To JA tutaj jestem tym, który układa scenariusz w któremu nawet bogowie nie mogę się opierać, bowiem ich śmierć może dopaść! Przyglądając się z boku elfka mogła dostrzec, iż początkowo spięte ciało Aravona rozluźnia się, zaś jego usta i oczy wręcz idealnie wpasowały się w kształt maski. Uniósł głowę do góry, po czym zaniósł się krótkim śmiechem pełnym radości, wręcz fanatycznej radości. Jak nagle się roześmiał tak też i skończył, po czym powoli powstał i błyskawicznym ruchem zmienił maskę na tę wyrażającą lekkie zadowolenie. - To na czym skończyliśmy? - rzekł do elfki z dawką wielkiej pewności siebie w głosie. Livenshyia odetchnęła z ulgą na te słowa. Dla niej Aravon był nieprzewidywalny i trzeba by trzymać się od niego z daleka, jednak to co ujrzała pod maską sprawiło, że miałaby wyrzuty sumienia, zostawiając go samego sobie. Wątpiła, aby ktoś z drużyny traktował go choć odrobinę poważnie bądź w ogóle pomyślał o tym, że mężczyzna jest zwyczajnie “trudny”. Mimo tego elfka uważała, że jest częścią całej ekipy. - Mieliśmy iść… - spauzowała na chwilę podnosząc się i rozglądając za tymi, co się już zdążyli rozejść - … o w tamtą stronę - dokończyła wskazując ręką kierunek. - To najważniejsze z miejsc, które trzeba zbadać - dodała po chwili, stojąc już na równych nogach. Czekała tylko na reakcję Aravona, była już gotowa by ostrożnie tam ruszyć. Mężczyzna podniósł upuszczony przez siebie łańcuch. Ten w chwili znalezienia się w jego rękach zaczął płonąć, lecz elf ugasił go siłą woli. To nie był czas na to. To nie była jeszcze ta scena. Umieścił żelastwo na swoim miejscu i czekał cóż też ona pocznie. Kobieta zaś ruszyła w stronę niezbadanej części jaskini. Jej krok był lekki, cichy oraz płynny, zdecydowanie nie spieszyło jej się. - Jak to się stało, że zostałeś aktorem? - zagaiła próbując odgadnąć język, w jakim należałoby rozmawiać z mężczyzną. - Zostałem? Aktorstwo to ja! - odrzekł elfce, gdy ruszył za nią. Otrzymane rany nadal doskwierały, lecz działanie magicznych napitków utrwalało się, a tym samym jego stan poprawiał się. - Jedno nie istnieje bez drugiego. - No tak… ale pamiętasz może ten moment przełomu, powstania? Chwilę, w której twoje oczy dostrzegły więcej? - próbowała kontynuować podjęty temat. - Nie ma czegoś takiego jak wcześniej! Nie ma przełomów, są tylko nowe akty! Gdybym nie dostrzegał tego, iż świat jest teatrem nie byłbym sobą, więc nie byłoby mnie, a to jest niemożliwe! Liv nie rozumiała. Starała się bardzo i chciała, ale nie potrafiła. Długi czas kiedy tak szli obok siebie, zastanawiała się jak z nim rozmawiać. Jak dobierać słowa, by ich metafora przełożyła się na stan rzeczywisty, na to co jest tu i teraz oraz co było niegdyś. Zdawało się jednak, że Aravon nie bierze pod uwagę żadnego “dawniej”. Przez umysł elfki przeszła myśl, że być może w wyniku jakiegoś nieszczęśliwego wypadku, po prostu zapomniał. - A odgrywałeś już wcześniej jakąś bardzo dramatyczną scenę? Wiesz, pożar, oblanie kwasem, gdzieś gdzie główna gwiazda sceny doznaje urazu i uszczerbku, musi się poświęcić dla dobra ogółu, a potem widzowie wręcz pałają do niej miłością. Wiesz co mam na myśli? Trochę dramatu i heroizmu. Podziwiam twoją pracę, dlatego pytam. Lubię… patrzeć na ciebie, obserwować. Skradasz całą uwagę - uśmiechnęła się lekko spoglądając na niego z nadzieją, że nie zmieni maski na jakąś straszną. W jej słowach nie dało wyczuć się blefu tylko dlatego, że mówiła ukrytymi znaczeniami. W dużej mierze wcale nie kłamała. - Oczywiście, że tak! Zrozum jednak jedno. Miłość, czy heroizm są zdławione i splugawione przez wszystkie marne aktorzyny, które nosiła kiedykolwiek scena! Są przewidywalne i błahe, bez głębi, czy wewnętrznego przekonania! To JA jako pierwszy pojąłem prawdę! Istotę teatru oraz najwspanialszego występu! To BÓL jest drogą do prawdziwego aktorstwa! Tylko poprzez BÓL można obudzić w człowieku niewyczerpane pokłady pasji, by wedrzeć się tym samym do umysłu widza! Tylko bowiem BÓL potrafi na wieczność odcisnąć swe piętno na umyśle widza! Miłość, szczęście, strach są niczym wobec BÓLU! Pamięć o nich blednie z czasem, ale to właśnie BÓL i CIERPIENIE są tym, czego nie da się zapomnieć, a występ z nich złożony nigdy nie zostanie zapomniany! Będzie trwać w pamięci widzów po wsze czasy! Tak oto osiągnę NIEŚMIERTELNOŚĆ! - wygłosił swą tyradę z ogniem pasji w oczach. Na ten czas zapomniał całkowicie o swych ranach i pogrążył się w rozpalającej się w nim na nowo pasji, która to momentami wzbudzała w kobiecie przerażenie. Nie mniej jednak wciąż czuła magnetyzm. Być może ta niepewność, nieprzewidywalność i niebezpieczeństwo, tak bardzo ją przyciągały? Musiała przyznać, że naprawdę skradł jej uwagę. - Mówisz o bólu fizycznym, wyłącznie? - dopytała, kiedy doszli już do nieodkrytej wcześniej części podziemi. Zbliżyła się najpierw do łóżka, wbijając wskazujący palec w jego materac, jakby chcąc sprawdzić miękkość i ilość kurzu. - Ból fizyczny jest jedynie prologiem do sztuki właściwej. - odrzekł obserwując jej poczynania. Ona zaś zabrała rękę i wytarła palec o płaszcz, a następnie podeszła do biurka. Zaczęła je przeszukiwać, zastanawiając się równocześnie nad dalszym doborem słów. Z Revalionem zdecydowanie łatwiej jej się rozmawiało. - Straciłeś bliskich? - wypaliła dość bezpośrednio, a jej wzrok skupiony był na szufladach, które to wysuwała, w celu przegrzebania zawartości. W międzyczasie zdążyła zaczesać rude włosy za spiczaste, elfie ucho. Coś go tknęło, gdy usłyszał to pytanie. W jego głowie zrodziła się nowa myśl. To miało być jakieś przesłuchanie? Tak… to by się zgadzało. Ciągłe pytania o to co nie powinno istnieć. Z jednej strony chciał rzucić się na nią i odbyć próbę, lecz powstrzymał się. Uznał, iż dla dobra sztuki będzie kontynuował tą rozmowę, zaczeka cóż z niej wyniknie, by potem podjąć decyzję co dalej począć. - Bliscy, jakże nieodzowny element wszelkiej tragedii, zapalnik dla miłości, nienawiści… cierpienia. Bliscy to wszyscy, którzy biorą udział w mym przedstawieniu, jednych pochłania, drugich niszczy, innych stawia na piedestale. Nikt nie jest mi bliski, prawdziwy aktor bowiem jest i nie jest, posiada bliskich i ich nie posiada! Są tylko aktorzy, scena i sztuka! Na te słowa Liv westchnęła wyraźnie i głośno zatrzasnęła szufladę. Spojrzenie jej zielonych oczu powędrowała na zamaskowanego mężczyznę. Chwilę się mu przyglądała, ale nie potrafiła już wykrzesać z siebie więcej pomysłów. Uśmiechnęła się więc do Aravona i schowała znalezione w biurku notatki. Następnie kucnęła przy skrzyni, próbując podnieść jej wieko. - Uch, zamknięte - stwierdziła, podnosząc się do wyprostu. Mieszane uczucia względem Aktora jakoś nie mijały, podobnie jak ciekawość, pomimo zmęczenia tak wyczerpującą dla niej rozmową. - Umm… - mruknęła niepewnie, znowu patrząc na mężczyznę - Umiałbyś może… Potrafisz… Otworzyć to? - spytała stojąc z nim twarzą w twarz. - To nie moja rola. - odrzekł. Ta elfka go intrygowała, gdyż czasami zdawała się pojmować, czym jest sztuka, by zaraz mówić jak ktoś, kto nigdy nie lizną choćby marnej wersji aktorstwa. Z innej strony przedstawiała się jako ciekawska, a wręcz pochłaniana przez prawdziwą sztukę. Może to właściwy moment na zdobycie... asystentki? Wprawdzie większość tych, których scena jest domem posiada asystentów i asystentki, lecz czy to właśnie ON również ich potrzebuje? Gdy zastanowił się dłużej okazywało się, iż tak, lecz nie do końca. Nie jest bowiem możliwe, iż od strony technicznej zdoła przygotować samemu największy występ jaki widział świat. Do tego potrzebuje statystów, pachołków, pomagierów i asystentki... |
21-02-2017, 00:25 | #119 |
Reputacja: 1 | Listek zadrżał pod ciężarem kropli, która po nim spłynęła. Kropla spadła na kolejny i kolejny, kierując się zielonymi piętrami ku dołowi. Wreszcie spadła z ostatniego liścia, rozpryskując się na policzku pół-orczycy, budząc ją ze snu. |
22-02-2017, 18:40 | #120 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Kopalnia Mithralu, Podmrok 1372 DR, Rok Dzikiej Magii 14 Uktar, Świt Wraz z pierwszymi promieniami słońca, do Zapomnianych Krain zawitał nowy dzień, który niósł zapowiedź kolejnych ekscytujących wydarzeń w całym znanym śmiertelnikom świecie. Jednakże tego mroźnego w północnych rubieżach Faerunu poranka, pewna grupa awanturników nie mogła cieszyć się promieniami słońca, ni obietnicą nastania lepszych czasów. Nie było im nawet dane porządnie odpocząć, albowiem świt zastał ich w podmroku; w krainie wiecznych ciemności, ukrytej tysiące metrów pod powierzchnią ziemi, gdzie uczucie klaustrofobicznej ciasnoty i milionów ton wiszących ponad głową skał było wręcz przygniatające. W miejscu, gdzie nie ma miejsca na błędy, choćby te najdrobniejsze. Tu bowiem nawet najlżejszy szelest zwykł oznaczać zbliżającą się śmierć…
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |