Magowie to mieli do siebie, że nie lubowali się w stosowaniu siły. Fizycznej, rzecz jasna. Po to była magia, by rozwiązywała przeróżne problemy. Mimo wszystko każdy, najbardziej nawet początkujący mag, a przede wszystkim początkujący, miał w głowie zapisane powiedzenie "Tęga pała cuda zdziała". A gdy mowa była o lasce maga, to nie chodziło bynajmniej o (przywołaną czarami) urodziwą panienkę, tylko o kawał drąga, który mógł służyć nie tylko do odpędzania wioskowych kundli, ale i, w razie konieczności, trzymać na dystans niektórych co mniej przyjaznych osobników.
Z wyrzuconych na brzeg szczątków nie dało się zrobić nic sensownego, więc Garidan zrobił kilka kroków w głąb dżungli, by wyszukać i wyłamać lub wyciąć odpowiednią laskę, który można by wykorzystać jako oręż.
Po kilkunastu długich i pracowitych minutach wrócił do kompanów, wspierając się - dla szpanu raczej, niż z konieczności - na długim, solidnym, poręcznym kiju.
- Jestem gotowy - oznajmił. |