Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 21:25   #33
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Oczy na świat materialny otworzyła o piątej trzydzieści. Z chęcią pospałaby dłużej, ale zdawała sobie sprawę, że tona papierokracji, którą właśnie stworzyła, nie załatwi się sama. Tak, Róża miała masę ludzi do obdzwonienia i równie wielką ilość złych wieści do przekazania. Szczęśliwym trafem napatoczył się jej pod rękę babciny notatnik zawierający numery telefonów wszystkich członków rodziny, więc mogła przynajmniej usystematycznić jakoś podjęte działania. No i tak zrobiła. Po dziesiątym nazwisku wprawiła się tak bardzo we wszelkie „wielka szkoda”, „ogromna strata” i „serce pęka mi z żalu”, że wybąkiwała je praktycznie z automatu, skrobiąc na boku korespondencję elektroniczną do swojego znajomego zaopatrzyciela w rzeczy dziwne i cudowne. Owy handlarz wszystkim, co szykowne, pozwolił jej nawet wybrać model zamawianego produktu. Rozważając dostępne opcje, wybrała tę retro, rezerwując przyciemniane lenonki w złotych obramówkach.

Lekarz, do którego jakby nie było zadzwoniła najpierw, zjawił się ponad godzinę po zawiadomieniu, kiedy dziewczyna przetrzebiła już połowę zawartości notesu. Specjalista z zakresu profesji medycznej podawał tanimi podróbkami Marlboro i chyba był odrobinę wczorajszy, ale diagnozę wystawił jak należy, wpisując w odpowiednią rubrykę słowa „zawał z wylewem” i podbijając akt zgonu. Wyraził swoje jakże głębokie współczucie i stwierdzi, że jeśli Róża będzie potrzebowała z kimś porozmawiać, zawsze może zgłosić się do niego. Dziewczyna podziękowała zdawkowo i odprowadziła pana doktora do drzwi, tłumacząc, że musi jeszcze dostarczyć smutne wieści dalszej rodzinie. Kiedy drzwi się zamknęły, mogła w końcu wyciągnąć z pod paznokcia kawałek cebuli, przestać szlochać jak przedstawicielka pokolenia umarłych romantyków i wrócić do maltretowania przycisków aparatu.

Rozmowa z tatem i mamem była najbardziej kolorową ze wszystkich odbytych – tylu inwektyw i zarzutów pod swoim adresem dziewczyna nie usłyszała od czasu, kiedy wspólnie z licealną koleżanką zgubiły się po zmroku na warszawskiej Pradze. Ojciec zarzucał jej morderstwo, groził przeprowadzeniem sekcji zwłok i zarzekał się, ze przyjedzie i wywróci mieszkanie do góry nogami w poszukiwaniu używek. Róża wykorzystała przerwę w litanii taty, żeby powiedzieć mu, że zakład pogrzebowy „Oaza” oszacował wstępne koszty pogrzebu na cztery tysiące złotych. Co prawda w odpowiedzi usłyszała tylko ryk bezsilnej frustracji, ale był on dość dobrym potwierdzeniem tego, że ojciec odebrał zawiadomienie jasno i wyraźnie. Po chwili ciszy słuchawkę podniosła matka i, postępując zgodnie ze tradycją, zaczęła usprawiedliwiać zachowanie męża. Dziewczyna miała już w tym momencie dość całej tej błazenady i przed zakończeniem rozmowy powiedziała tylko, że zobaczy się z rodzicami za dwie doby, czyli w dzień pochówku. W sumie to była nawet ciekawa, jaki tor obiorą dalsze działania ojca…

Z sądem spadkowym bić się na razie nie miała ochoty. Poza tym, lepiej było nie dawać tatowi pretekstów i poczekać aż babcine ciało otuli drewno i zasypie ziemia. Do jedenastej zdążyła za to obrobić całą listę numerów zawartych w kajecie oraz skończyć i puścić w obieg jeden ze zleconych szkiców. Kiedy odkładała tablet i rysik na stół, przez pokój gościnny przetoczył się jej tabun niematerialnych bytów w kolorze jadeitu. Szeleściły potępieńczo liśćmi i trzaskały gałązkami. Zdawały się za czymś gonić, ale czarnowłosa nie mogła dojrzeć za czym. Jedna z biorących udział w pościgu istot, wyglądająca jak humanoidalny zlepek chwastów z dodatkiem jarzębinowych oczu, zatrzymała się przed Różą i przyklękła na jedno pseudo kolano.



– On już nie będzie panienki niepokoił! Szast-prast! Przepędziliśmy go, gdzie pieprz rośnie! Nie pozwolimy nikomu szpiegować członków naszego stada! Szast! – przemawiający kawałek zieleniny wręcz piał dumą z powodu dokonania swojej grupy pościgowej.
– Jego. Hmm… A kim „on” właściwie był? Musisz zrozumieć, mój Chwastivalu, że zwyczajnie nie jestem w stanie zobaczyć duchów, z którymi nie zostałam związana. Przynajmniej jeszcze nie… – wyjawiła pomocnie „panienka”, delikatnie gładząc swojego rozmówcę po skołtunionej głowie w ramach podzięki. Szelest, jaki humanoid wydał w odpowiedzi, przywodząc na myśl mruczenie zadowolonego kota, który właśnie skonsumował kanarka.

– Toż to był jakiś pomiot technologii, moja pani! Szast! Plugawa kreatura o elektronicznych trzewiach i złych zamiarach! Prast! Chyba ktoś przy nim jeszcze majstrował! – wyjawił niewielki humanoid z zajadłością zarezerwowaną dla najgorszych wrogów Królestwa Arkadii.

– Rozumiem. W takim razie bardzo dziękuję za interwencję w moim imieniu. Gdybyście napotkali jego albo jakiegokolwiek innego ducha, który węszyłby w pobliżu bez pozwolenia, daj mi proszę znać, Zielony Rycerzu. Czy chciałbyś może coś w ramach wynagrodzenia?

Róża spytała go o to w wyniku nagłego napadu sumienia, ale jej obrońca tylko pokręcił przecząco głową. Smagnął się w pierś podobnym do ręki liściem i odrzekł:
– Prast! Ależ w żadnym wypadku, pani! To był mój obowiązek!
Chciała zaciągnąć jeszcze trochę chwastowego języka, ale waleczny kawałek flory tylko się jej ukłonił i pobiegł za resztą zielonego towarzystwa. Czarnowłosa została pozostawiona samej sobie. Zamierzała niebawem wrócić do spraw związanych z pochówkiem. Tyle tylko, że przedtem musiała dopracować jeden szczegół wieczornego spotkania. W końcu do wizyty w pobliskiej placówce „Oazy” i wyboru modelu trumny miała jeszcze ponad dwie godziny…

***


Sporządzenie godnie wyglądającego rysunku zajęło Róży godzinę, ale proporcje, perspektywa i cieniowanie wyszły wzorowo. Osoby pokroju lodziarza i jego nadgniłej koleżanki łatwo było przywołać z pamięci. Przy przenoszeniu reszty potencjalnych gości z umysłu na papier artystka sugerowała się zeznaniami swojego nowego stada. Zdecydowanym ruchem machnęła podpis w lewym dolnym rogu kartki. Papier błysnął mieszanką srebra i błękitu, czubek ołówka pokrył się szronem, a temperatura w pomieszczeniu poleciała na łeb na szyję. Przed siedzącą w kręgu trocin i grafitu dziewczyną pojawiły się trzy sylwetki widoczne i słyszalne tylko dla niej. Ich obecność nie była jednak objawem nowopowstałej choroby psychicznej, a efektem końcowym rzuconego właśnie zaklęcia. Dwie persony znane ze snu i jeden sierściuch, którego nadwaga zmusiłaby do refleksji nawet najbardziej zagorzałych miłośników fast foodów.
– Witam was w mojej skromnej domenie. Ufam, że zaklęcie wyjawiło wam już powód tego wezwania, więc przejdźmy od razu do działania nie tracąc czasu na zbędne…

Tłusta kotka zmrużyła ślepia na magiczkę, nie dając jej dokończyć.
~ Byłam wspaniałe kocię... Wszyscy mnie kochali i podziwiali. Masz szczęście, że chcę zapolować na twoją zdobycz. Nic więcej mi nie potrzeba nad wspólny cel ~ rzuciła z namacalną wyższością zwierzęca zjawa, nie stawiając jednak żadnych dodatkowych żądań. Lodziarz zaśmiał się jak szaleniec i, bez zważania na swoja sytuację, zaczął bredzić:

– Hahaha! Głupi, głupi… głupi kot! A ja coś chcę, oj taaak! – wygładził poplamiony biały strój i spokojniej dodał – Weźmiesz takiego słodkiego cukieraska. Albo lepiej kilka... Roztopisz i wsuniesz tam żyletki. Takie malutkie, żeby była słodko ostra niespodzianeczka! Potem rozrzuć to gdzieś na ulicy. Albo na placu zabaw żeby dzieciaczki znalazły! Możesz też, jeżeli chcesz, zamiast żyleteczek wrzucić tam LSD! Będzie zabawa! – ucieszył się dziko, zacierając ręce.
Zombica zdzieliła go po łysiejącej głowie. Sama wyglądała jak jakaś fanka Amy Winehouse albo stylistyka Americano. Włosy upięła w wysoki kok. Mocny makijaż nie dał rady zamaskować gnicia skóry, a w oczy rzucała się biała kość wystająca ze złamanej pod dziwnym kątem prawej ręki. Sycący oczy widok. Bez wątpienia.

– Nie słuchaj tego powalonego psychola moja droga, jestem Betty Bones – przedstawiła się grzecznie i pomachała Róży kością przedramienia. Brakowało tylko dygnięcia.

– Chciałabym żebyś znalazła jakiegoś wstrętnego szowinistę i ukarała go za jego postępki, żeby już więcej tak się nie zachowywał– poprosiła grzecznie.
Czarnowłosa nekomantka przesłoniła twarz lewą ręką. Nawet ona miała swoje granice wytrzymałości psychicznej, a nieżywy sprzedawca przysmaków właśnie jedną przekroczył. Róża uniosła prawą dłoń i wycelowała palcem wskazującym w zjawę łysiejącego mężczyzny. Ten otworzył szerzej oczy, kiedy jakaś niewidzialna siła przecięła pomieszczenie. Rozdął się jak balon, a następnie doznał nagłego ataku wklęsłości i runął płasko na podłogę, rzygając ektoplazmą. Sama prowodyrka zignorowała barwne efekty dźwiękowe.

– Wasz potencjał negocjacyjny jest… chwiejny, ujmując sprawę delikatnie - powiedziała magini, wstając. Podeszła do leżącego na podłodze widma i opuściła mu na kark podeszwę.

- A teraz posłuchaj mnie uważnie, ty żałosna imitacjo Kapitana Spauldinga. Zrobisz to, co ci powiem, albo wywlokę cię na drugą stronę i puszczę z dymem wszystkie twoje pęta. Natomiast jeśli spróbujesz się chociażby zbliżyć na pięć metrów do jednego z lokalnych dzieci, to niebyt będzie wydawał ci się rajem w porównaniu z atrakcjami, jakie Ci zafunduję. Staniesz się moim małym hobby, projektem artystycznym, nad którym będę pracować, kiedy ogarnie mnie znudzenie. Jasne?- za pytaniem podążyło zwiększenie nacisku buta.

Usłyszawszy spanikowaną mamrotaninę o twierdzącym brzmieniu dobiegającą z parkietu, czarnowłosa zrobiła krok do tyłu i wypuściła powietrze z płuc. Musiała przyznać, że trochę ją poniosło. Toteż nie chcąc wyglądać jak dozorca niewolników na plantacji bawełny, ujawniła słuchaczom marchewkę tam, gdzie wcześniej ulokowany był kijek.

– Bardzo chętnie stworzę dla was efemeryczne przedmioty w ramach rekompensaty. Mogę też wzmocnić wasze niematerialne formy lub zmienić ich wygląd. Ale o tym, że zostanę dziewczynką na posyłki z miejsca zapomnijcie… – ucięła ostrzegawczo, spoglądając na poturbowanego psychopatę próbującego właśnie powrócić do pozycji pionowej.

– Mnie tam ta pokazówka wystarczy jako nagroda – wtrąciła Betty, nie mogąc zamaskować trupiego uśmiechu wywołanego widokiem korzącego się kolegi.

– Świetnie. Przejdźmy w takim razie do omawiania szczegółów. Za niecałą godzinę jestem umówiona w sprawie wyboru trumny, a nie chciałabym się spóźnić… – podsumowała nekromantka, sięgając po przygotowaną wcześniej rozpiskę z podziałem pośmiertnych ról.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 21-02-2017 o 20:22.
Highlander jest offline