Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 22:30   #171
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Jednooki długo milczał. Nie spodziewał się, że Wilhelm zapyta go o radę. Czyżby stracił zaufanie do innych doradców? A może teraz, gdy Gryfita uzyskał pozycję szeryf Wilhelm postanowił mu się przypodobać?
Jakikolwiek był powód owego wypływu szczerości, to nie miało to teraz znaczenia.
- Rację prawisz. Rzecz to Księcia, co by swą wolę innym narzucać, miast się oblubienicą mienić i świecić golizną przed każdym. Zacząłeś naradę od uznania książęcego tytułu Gangrela. Mnie to zaniepokoiło. Owszem, jesteśmy w jego domenie i tutaj on rządzi. Dobrze o tym pamiętać. Jednak nie powinniście nigdy gdy jesteśmy na osobności mówić o nim jak o księciu.
Jaksa stał oparty o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jedno oko miał zamknięte, jakby starając się nie patrzeć na rozmówcę.
- Odpowiadając zaś na twoje pytanie, tak. Miałem żonę. Gdy ruszałem na krucjatę była brzemienna. W domu zostawiłem też córkę. Nie dorobiłem się męskiego potomka niestety. Tym większe szczęście, że herb gryfa brat nosił i po mieczu przekazał. Na krucjacie poznałem świętego Regisa. To on uznał, że w imię Boże warto powołać mnie do służby. Toteż spod Jerozolimy wróciłem odmieniony. Wróciłżem jako wampir. Na wpół błogosławiony, żeby sławić Pana, na wpół przeklęty i krwi ludzkiej łaknący.
Po twarzy rycerza przebiegł grymas. Ciężkie wspomnienia musiało przywołać pytanie “księcia”.
- Wybacz… ale widzisz jak mam… Czuje się jakbym był małżonkiem Marty, a ona… - uśmiechnął się kwaśno Wilhelm.-... robiła mi scenę przy towarzyszach broni. Czy z boku… też to tak wygląda?-
- Z boku wygląda to tak, jakby waść nie miał pomysłu na rządy. I niczym tonący brzytwy się chwytał. A Marta jest sprytna. Potrafi to wykorzystać.. Milos zaś jest kwintesencją ambitnych Ventrue. Widzisz, demokracja upadła. Wszystkim nam trza silnej ręki. Co zaś do realizacji planów pamiętaj, że jesteśmy wampirami. Nie musisz osiągać celów jutro. Możesz osiągnąć je i za sto lat. Masz być liderem. Ty rozkazujesz, my rozkazy wykonujemy.-
Pięść rycerza zacisnęła się mimowolnie.
- Masz waść rację. Ale łatwiej jest dowodzić w polu, niż naradzie gdy posłuch bazuje na dobrowolności.- ocenił sytuację Wilhelm i znowu spojrzał na Jaksę.- Mogę liczyć na twoje wsparcie… czy też już widzisz w Milosu lepszego przywódcę?
- Nie przywykłem do dworskich intryg. Przewrotów. Byłem i jestem prostym żołnierzem. Daleko mi do zdolności manipulacji Olgi.
Jaksa w końcu odszedł od ściany, sięgnął po proste krzesło przygotowane w “komnacie księcia” dla gości. Zapowiadała się dłuższa rozmowa.
- Pewnie wiesz już, że wolę stać na uboczu i obserwować, niż brać czynny udział w tych jakże - jednooki wykonał gest dłonią podobny nieco do gustownego zawijasu poprzedzającego ukłon - dworskich knowaniach. Niemniej, widzę wiele i z chęcią posłużę ci radą.
Jaksa pochylił się w krześle i oparł podbródek na dłoni.
- Mamy tutaj odwieczny konflikt. Więc powinieneś się poczuć dobrze, jako dowódca. W każdym razie w ciągu najbliższych miesięcy, a może lat nastąpią zmiany. Zmiany, w których tak czy inaczej jesteśmy wygranymi. Z jednej strony mamy Miszę i jego synów. Możemy uznać go za księcia i stanąć przeciw Kościejowi. Ktoś zginie, ale w sumie wygramy. Pod rządami Miszki.
Jaksa przejechał palcami po swojej brodzie, po czym kontynuował.
- Możemy zrobić dokładnie odwrotnie. Dołączyć do Kościeja i wybić synów miszkowych. Tedy okazalibyśmy zaiste wdzięczność za gościnę.
Rycerz znów zamilkł wykrzywiając głowę. Trzask kręgów w szyi był niemal równie głośny jak wcześniej zbroja płytowa Wilhelma.
- Was zaś nie powinno satysfakcjonować ni jedno, ni drugie rozwiązanie. Chyba, żeś taki Ventrue, jak ja Brujah. Znaczy to, że mamy możliwości ledwie dwie.
Jednooki oparł się wygodnie i ze zwiniętej pięści wyciągnął kciuk.
- Doprowadzić do zgody między Miszką i Kościejem. Tedy liczyć można na to, że obaj uznają waszą mądrość i ugną karki. Albo… - Jaksa rozprostował palec wskazujący.
- uzyskamy przewagę nad obydwoma “książętami” i siłą zmusimy obu do posłuszeństwa. A w ramach posłuszeństwa wymusimy pokój między nimi. Nie odpowiem wam, czy upatruję w Milosu przywódcę, póki wy nie odpowiecie mi jak zamierzacie sprawy w Smoleńsku rozegrać.
- Nie ma co udawać… jeśli plan nasz zrealizować musimy, to oba wampiry muszą położyć głowy. Ale sam wiesz, że to odwieczny konflikt między starymi Spokrewnionymi. Rzucając się na oślep zostaniemy zgnieceni w ich wspólnych szrankach. Owszem zobaczyliśmy co ma pod sobą Miszka… ale warto wywiedzieć co ma i Kościej. I wybrać rozsądnie dalszą drogę.- ocenił Wilhelm i pokiwał głową dodając.- To nie to samo… to bardziej partia szachów niż pole bitwy. Niby wszystko podobne, a reguły inne… Zresztą obaczym. Silni jesteśmy razem i liczę na wasze wsparcie. Twoje wsparcie w tej materii. A nade wszystko twoją szczerość Jakso.-
Splótł ramiona razem.- Może i tak jak ty… nie jestem biegły w dworskich gierkach, a natury niewieściej nie zgłębiłem ponad powierzchowne dworskie romanse, to nie jestem głupcem. Nie poradzę sobie, jeśli z tyłu będziecie szykować sztylet. Jestem rycerzem, potrafię uznać czyjeś zwycięstwo.
- Z mej strony nie spotka was atak. Nawykłem do wykonywania rozkazów. Czy głowy położyć muszą? Najpewniej tak. Czy te szachy różnią się od pola bitwy? Nie. Musimy myśleć o wielu ruchach na przód. Tedy rad jestem z funkcji szeryfa, bo przysłużyć się nam może. Jednak Kościej we mnie wroga najprędzej zobaczy.

Kolejnym powolnym ruchem Jaksa pogładził swoją brodę i dodał:
- Rozegraj tę partię roztropnie. Kielich z krwią, który w lesie jest będzie naszą przewagą. Marta jest Gangrelem, który pozostaje wierny naszej kompaniji. I przysłużyć się może.Tedy musicie jej dać do zrozumienia, że liczy się i nagroda jej nie ominie. Ale nie możecie pozwolić, żeby na głowę wam weszła.
- Miszka traktuje pozycję szeryfa instrumentalnie, a kniaziowski tytuł jako znak swej władzy. Za nic ma reguły Camarilli. Przypuszczam więc, że Kościej jest w tym jego odpiciem. Dla obu tytuł szeryfa jest jeno listkiem figowym Jakso.-
uśmiechnął się kwaśno Wilhelm.- Nie zdziwiłbym się, gdyby i Tzimisce nie zaoferował ci tej samej roli, tylko u siebie jako księcia. Nie ma się co łudzić, to dzicz jeno pozory cywilizacji przyjmująca jak na maskę na czas karnawału. Sam żeś zresztą tego doświadczył na arenie walcząc.-
Jednooki skinął głową.
- A ja nie zdziwiłbym się, gdyby wojewoda na znak swojej władzy i wyższości nad miszkowym prawem kazał ściąć jego szeryfa. Ot tak. Dla kaprysu w czasie karnawału.
Gryfita splótł dłonie i pochylił się w krześle.
- Wy zaś, jako książe musicie być zdecydowani. Nieustępliwi. Niech Misza zobaczy, że jesteście pewni swych ludzi. Niech wie, że stoimy za wami murem. Nie możecie przy nim okazać wahania. Choćby na chwilę.
- I na odwrót. Musi wiedzieć i jeden i drugi, że atak na jednego z nas… to atak na nas wszystkich. Myśmy między wilki weszli i tylko siebie nawzajem możemy być pewni.-
rzekł stanowczo Wilhelm.- Więc żadnego ścinania dla kaprysu… nie będzie.-
- A z tym Leszym, uważajcie, co by Misza nie wziął próśb waszych, za dzielenie skóry na niedźwiedziu. Wszak najpierw trza bestyję ubić. I nie powiem, liczę w tej kwestii przede wszystkim na wasze doświadczenie. Sam nigdy nie stawałem przeciw takim bestiom.
- Akurat nim się nie martwię. W czym tutejsi przeciw niemu stawali? W skórzniach, kolczugach? Ja w grubej płycie idę, niełatwo taką przebić za pomocą… zębów minoga.- Wilhelm się rozpogodził wyraźnie lepiej czując się w tym temacie.
- Czy ludzie wasi mają zbroję jakąś, którą ja mógłbym przywdziać? Wszak w dole mój napierśnik zmiażdżył miecz Bora.
- Nie tak grubą jak moja. Ja potrafię udźwignąć więcej niż zwykły śmiertelnik. Ale jakaś pasująca się… znajdzie.-
ocenił Wilhelm przyglądając się Jaksie.
- To polowanie może być świetną okazją, żeby się przyjrzeć naszemu gospodarzowi. Ileż jest w nim bohaterskiego wojownika, który na czele swych ludzi na Leszego poszarżuje, a ileż sprytnego manipulatora, który pola w tejże kwestii nam ustąpi. - Skomentował jednooki, ponownie kierując tory rozmowy na obowiązki przyszłego księcia.
- To prawda… ale to miecz obosieczny. On też może poznać bliżej nasze sposoby walki.- stwierdził Wilhelm pocierając podbródek.- Ale jeśli jednak przyjdzie nam się sprzymierzyć z nim w kolejnych bitwach, to dobrze już teraz wyrobić w sobie odpowiednie nawyki.-
- Jako wasz poddany i jako jego szeryf będę blisko was obu. - Jednooki wstał z krzesłą - a obserwatorem jestem z pewnością lepszym niźli dyplomatą. A co do bestii - Gryfita wziął oparty o ścianę dwuręczny miecz - to niech Bóg prowadzi nasze ostrza.
Jaksa pochylił się i z prawą dłonią na klatce piersiowej oddał hołd Koenitzowi.
- I ja powinienem się przygotować.- pożegnał się z nim Wilhelm.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline