- Myślę, że zanim Grimm dojdzie do siebie minie jakiś czas. - powiedział Wagner nachylając się nad przyjacielem. - Mam jedną robotę do wykonania, ale poza nią cały czas poświęcę na jego powrót do zdrowia. - dodał przy okazji mając nadzieję, że będzie to powodem aby nie pić. - Może kuracja potrwa krócej i będzie bardziej skuteczna jeżeli zajmę się nim z pomocą Sióstr Bogini Miłosierdzia w klasztorze? - zapytał Moritz wątpiąc aby sam zdziałał wiele więcej niż opatrzenie głowy brodacza.
- Zapewne. - zgodził się Aldric. - Ma coś złamane, czy można go nieść tak, o? Noszy za bardzo z czego zrobić teraz nie ma…
- Najdotkliwsze obrażenia widać po stanie hełmu. Nieść go można, ale zalecałbym dalece idącą ostrożność. - powiedział Moritz. - Najlepiej od razu udać się do klasztoru, o ile nas o tej porze przyjmą.
- Czterech chłopa potrzeba, żeby krasnoluda do Sióstr zanieść. Poświęcił się dla was, pomożecie? - spytał Aldric czterech dość postawnych mężczyzn.
- Pomożemy. - odpowiedzieli miejscowi od razu biorąc się do roboty.
U bram opactwa nie było nikogo poza Moritzem, czterema miejscowymi i Grimmem. Ten ostatni niesiony przez chłopów pogrążony był w ciemności. Wagner nie był medykiem, ale znał przypadki kiedy ktoś uderzony w głowę tracił rozum albo stawał się nieporadny niczym odurzony narkotykami ćpun. Czeladnik miał nadzieję, że jego przyjacielowi nic nie będzie i uda się go całkowicie uzdrowić. Z nadzieją na przyjęcie Wagner uderzał kołatką o potężne bramy.
- Siostry Błogosławione proszę o pomoc dla mojego przyjaciela. - zawołał pokornie Moritz gdzieś między kołataniem.
Czekał jakiś czas, aż w końcu usłyszał kroki. Otworzyło się okienko na wysokości głowy. Zobaczył za kratami twarz krótko ostrzyżonej kobiety w wieku średnim.
- Kto po nocy spokój zakłóca chorym i służkom bożym? - niewiasta zapytała mocnym, żołnierskim tonem.
- Nazywam się Moritz Wagner, moja Pani. Jestem czeladnikiem. Przybywam wraz z miejscowymi bohaterami oraz moim przyjacielem. - wskazał na niesionego krasnoluda. - Został on ranny podczas boju z bestią potworną, moja Pani. Wiem, że nie powinienem przybywać tak późno w nocy, ale boję się o krasnoluda. Starałem się opatrzyć jego głowę, ale nie mam dość umiejętności aby coś więcej poradzić. Jego stan jest poważny. - na potwierdzenie swych słów Moritz pokazał wgnieciony od ciosu minotaura hełm Grimma.
Kobieta uważnie przyjrzała się twarzom miejscowych.
- Proszę czekać. - powiedziała po czym zamknęła okienko.
Po kilku długich minutach oczekiwania w wielkich wrotach otwarły się ze zgrzytem drzwi dla piechurów.
- Jestem siostra Honorata. Za mną. - poleciła.
Siostra zaprowadziła mężczyzn przez zasypany śniegiem dziedziniec do przedsionka budynku, gdzie czekało już kilka kolejnych sióstr z noszami.
- Proszę przyjść jutro rano, a rannego położyć na noszach. - powiedziała a zakonnice poniosły krasnoluda w głąb budynku.