Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2017, 20:06   #34
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Follow sweet children, I'll show thee the way
through all the pain and the sorrows.
Weep not poor children for life is this way
murdering beauty and passion.


Schody były dość długie, przez co najmniej dwie kondygnacje pięter. W końcu jednak znaleźli się w podłużnym korytarzu, który mógł być jakimś tunelem ewakuacyjnym albo zapasowym systemem odprowadzania wody w przypadku podniesienia jej poziomu wokół wyspy.


- To... lewo czy prawo? - zapytał Martin.

Sophie rozejrzała się na boki, szukając jakiegokolwiek śladu ludzkiej obecności.
- Pewnie najszybciej byłoby się rozdzielić. - Uśmiechnęła się do wampira. - Prawie jak w horrorach, teraz powinniśmy zacząć ginąć.
- Och, sikorko. Faktycznie jak w horrorach... nie myślisz. - wampir westchnął dramatycznie - Jak pójdziemy w prawo, to pewnie trafimy na ścianę albo korytarz łączący nas z pomieszczeniami, które sprawdza drugi team. W lewo natomiast nie wiadomo i oni tu raczej nie dojdą, więc ja bym poszedł w tę stronę.
- Prowadź kanarku. - Sophie nadal uśmiechała się lekko ale skupiła się już na nasłuchiwaniu. Musiała się skoncentrować, te kilka lat nic nierobienia ją rozleniwiły i nawet wampirek myślał logiczniej od niej. Gdzieś było jeszcze tych 4 strażników i dobrze by było gdyby ich nie zaalarmowali.
- Żółty ptaszek wylądował - dostali komunikat od drugiego teamu.

Byli więc piersi w podziemnym kompleksie. Zachwując maksymalną ostrożność, powoli przesuwali się na południe. Korytarz, choć czasem niski, nie był specjalnie poskręcany, toteż mieli dobrą widoczności przed sobą. Mimo to Sophie zauważyła, że jej partner spoważniał. Martin wyciągnął nawet broń. Ze słuchawki dotarł tymczasem szelest włączanego głośnika i... odgłos wystrzałów.
- Żółtek w opresji! - usłyszeli głos Emilii - Sytuacja trudna. Czerwona małpa jest sama. Niech nie przerywa drogi do gaju.

Sophie nachyliła się do mikrofonu nie przerywając marszu.
- Małpka przyjęła.
To teraz mieli na głowie całą ochronę.

Korytarz wydawał się nie mieć końca. Sophie aż zaczęła zastanawiać się czy czegoś nie przeoczyli. I wtedy za kolejnym zakrętem wreszcie zobaczyli w oddali jakieś metalowe drzwi. Kobieta ruszyła w ich stronę sprężystym krokiem. Nagle jednak wampir złapał ją i przycisnął do ściany. Jego oczy błyszczały w półmroku. Sophie zamarła. Ufała, dużo lepszym niż jej własne, zmysłom wampira. Nasłuchiwała czekając na sygnał od Martina.

Jego twarz zbliżyła się do jej twarzy. Policzki prawie się dotknęły, gdy szeptał do jej ucha:
- Tam jest krew... mnóstwo krwi. Nie wiem czy... się opanuję.
- To pilnuj mi pleców. - Sophie wyminęła wampira i powoli ruszyła w stronę drzwi. Skradając się dotarła do nich i nacisnęła klamkę. Pozwoliła im się samodzielnie otworzyć celując z broni do potencjalnego celu. Cały czas starała się wyczuć zapach krwi, o którym mówił Martin. Jej nozdrza jednak nie były tak wrażliwe. Klamka ustąpiła bez problemu. Znaleźli się w pomieszczeniu, które przypominało nieco starą łaźnię. Było tu kilka kadzi na wodę - teraz brudnych i pustych. Na ziemi walały się jakieś na pół zgniłe kartony, deski oraz metalowe części - głównie łańcuchy. Było też kilka narzędzi - jakieś kombinerki, młotek, spawarka, kilka dziwnych, ale zdecydowanie porządnych uchwytów...

Dalej zaś korytarz znów się ciągnął - tym razem wyłożony kafelkami. Uwagę Sophie przykuły ślady pazurów na ścianach, jakby jakaś bestia (już wampirzyca) ryła je, nie chcąc się przenosić dalej.
- To stamtąd tak cuchnie. - szepnął Martin, wskazując korytarz, który zakręcał ku zachodowi.
- Czujesz się na siłach iść, czy zostajesz tutaj? - Sophie uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. To nie wyglądało na podziemia prywatnej posiadłości. Zerknęła na wampira. Ciekawe czy nosferatka mogła mieć w tej chwili przebudzoną bestię.
- Idę za tobą. Ale nie zdziw się, jak nagle się wycofam. - odpowiedział, marszcząc brwi. Był tak skupiony, że sam zapomniał o jakichkolwiek uszczypliwościach.

Ruszyli dalej. Za załomem korytarza trafili do kolejnego pomieszczenia, ty razem opatrzonego nie tylko drzwiami, ale też kratami i to, jak zauważyła kobieta biegnący po ścianie kabel - pod napięciem. Teraz jednak przejście było otwarte, mogli więc spokojnie zajrzeć do pomieszczenia... pełnego zakrzepłej krwi i krwawych napisów na ścianach.


Większość przerażających graffiti była bez sensu - zdawało się, że są to przypadkowe ciągi liter. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Muszę wyjść - rzekł z trudem Martin - Poczekam dalej w korytarzu.
- Yhym. - Sophie ruszyła dalej z bronią w pogotowiu. Czuła jak jej głowa koncentruje się na obserwacji otoczenia, mięśnie napinają się do skoku. Okazało się jednak, że w pomieszczeniu nikogo nie ma. Nie było też żadnego przejścia dalej. Dziewczyna wycofała się powoli, zerkając tylko na napisy. Większość zdawała się pozbawionym sensu przypadkowym ciągiem, jednak Sophie zauważyła też w tych ciągach powtarzające się słowa: sama, człowiek, krew, dotyk, dawać, na zawsze.

Czy to wampirzyca je wykonała? Wyglądało zupełnie jak miejsce rzeźni. Czyja to była krew? Wampirza czy ludzka? Może Martin jej na to odpowie.
Powoli wychyliła się na korytarz.

Wampir stał odwrócony do niej plecami. Trzymał się dłonią, opierając o ścianę.
- To jej krew.- odpowiedział na niezadane pytanie - Tak wiele krwi... To nie mogło stać się jednorazowo...

Martin wyglądał, jakby mu było naprawdę niedobrze.
- Nawet jeśli, to jej tu nie ma. Musieli ją gdzieś przetransportować. - Sophie rozejrzała się szukając jakiegokolwiek znaku gdzie mogli przenieść wampirzycę. Po chwili dodała cicho. - To musiał być jakiś psychol.
- Człowiek. - warknął w odpowiedzi Martin.

Wtem komunikator znów zaszeleścił.
- Straciłam Toma. - usłyszeli zduszony głos Emilii - Jestem ranna. Szum czerwonych fal odwołany. Powtarzam: szum czerwonych fal odwołany. Nie udało nam się zejść.
- Wynoś się. - Sophie cicho szepnęła do mikrofonu. Spojrzała na Martina. - Też jestem człowiekiem, wiesz? Chodźmy ją znaleźć.
- Nie jest mądrym mi teraz o tym przypominać. - wymamrotał przez zaciśnięte zęby, jednak ruszył obok kobiety.
- Ufam ci kanarku, może to głupie ale… - Sophie wróciła już sprawniejszym krokiem do miejsca, w którym zeszli i ruszyła dalej. Miała nadzieję, że nie wynosili wampirzycy na powierzchnię. Gdy tylko minęła zejście zwolniła i ruszyła ostrożnym krokiem z lekko uniesioną bronią. Tak doszli do ślepego zaułka. Już mieli się cofać, gdy Martin znów zaczął węszyć.

- Znów czuje krew. To chyba ta sama. - podszedł do jednej ze ścian. - Za tą.

Sophie rozejrzała się. Czy było tu jakieś przejście, czy będą musieli obejść to górą. Powoli przesunęła dłonią po ścianie szukając choćby najmniejszego podmuchu, czegoś co mogłoby być przyciskiem.
~Niech będzie jak w filmach.~

Przygryzła wargę. Na górze mogła być cała zasrana ochrona tej wyspy. Bardzo nie chciała tam wychodzić. Tymczasem Martin zniknął na chwilę w głębi korytarza. Sophie, zła, że znów musi działać sama, obmacała ścianę centymetr po centymetrze, by stwierdzić, że... nic nie znalazła. I wtedy wrócił wampir, niosąc wielki, ciężki młot, który znaleźli w pierwszej sali za drzwiami.
- Odsuń się. - powiedział, a właściwie warknął.
- Martin usłyszą nas. - Wyszeptała ale zrobiła kilka kroków w tył. Wolała nie wchodzić w drogę wampirowi, który najwyraźniej był na skraju.
- Może tak, może nie. A na górze na pewno nas zobaczą. Jesteś pewna, że to lepsza opcja?
- Tylko uprzedzam. - Wycelowała broń w ścianę gotowa strzelić w to co pojawi się po drugiej stronie. - Wal śmiało kanarku.

Tego wampir chyba potrzebował - wyładować się na czymś. Po kilkudziesięciu uderzeniach, które wykonał z nieludzką szybkością, ściana pękła, a oni znaleźli się w pomieszczeniu, które było czyste i schludne - do momentu ich pojawienia. Wyglądało jak skrzyżowanie jakiegoś laboratorium z uwagi na wrażenie sterylności, jakie robiło, ze... spiżarnią. Na jednej ze ścian bowiem w równych odstępach na półkach stały słoiki... z częściami ciała.



Na przeciwnej ścianie dostrzegli kolejne - jedyne drzwi.
- Nie ruszaj się stąd, dobrze? - Sophie zerknęła na Martina i powoli przeszła przez wybity otwór w ścianie. Czuła jak w żołądku się jej coś przewraca. Z uniesioną bronią podeszła do metalowych drzwi i je uchyliła.

Przed sobą zobaczyła kolejne pomieszczenie - tym razem wyglądające jak na prędce przygotowana sala operacyjna. Było tu jednak coś znajomego - te same krwawe napisy na ścianach. Choć tutaj było ich mniej.


Na stole coś leżało - okrwawiony, całkiem spory ochłap mięsa - najwyraźniej w trakcie obróbki, bo nad nim pochylał się jakiś człowiek w masce chirurgicznej z pół-automatyczną piłą do kości w ręku.

Człowiek spojrzał ze strachem na Sophie. Dziewczyna strzeliła, nie mogła sobie pozwolić na to że mężczyzna podniesie alarm. Padł martwy nim zdążył cokolwiek powiedzieć czy zrobić.
- Tutaj jest kamera - nagle za plecami Sophie pojawił się Martin, wskazując urządzenie. Usłyszeli też jak z przeciwnej strony ktoś nadbiega korytarzem.
- To w nią nie właź. - Dziewczyna warknęła i strzeliła w urządzenie. Rozejrzała się za czymś czym mogłaby zablokować drzwi. W pomieszczeniu było wiele gratów, na dodatek obok wejścia stał regał, którym mogła zablokować przejście. Tymczasem Martin podszedł do stołu operacyjnego.
- Ona... żyje. - powiedział takim głosem, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
- To pakuj ją do czegoś. - Sophie wytężyła wszyskie siły starając się puścić w obieg resztki wampirzej krwi, które może jeszcze gdzieś płynęły w jej żyłach, próbując się przesunąć regał. Ten okazał się jednak potwornie ciężki. Już myślała, że sama nie da rady, gdy udało jej się przeważyć mebel. Zyskali tym trochę czasu.

Martin zaś stał nad stołem i patrzył na coś, co tylko przy dużej dozie wyobraźni wyglądało jak człowiek, głównie dzięki obdartym ze skóry, chuderlawym rękom w okowach. Nóg natomiast nie stwierdzono u tej istoty. Partner Sophie patrzył na pozbawione oczu oblicze o zmasakrowanym nosie, a z jego oczu płynęły krwawe łzy.

Sophie rozejrzała się za jakimś workiem, do którego mogłaby załadować korpus.
- Kanarku, proszę. - Jej głos był spokojny. - Jak jej stąd nie zabierzemy to na pewno jej nie uratujemy. Pomóż mi.

Pokiwał głową, rozmazując sobie niedbale czerwone smugi na twarzy, gdy starał się otrzeć łzy. Po chwili znalazł pod stołem coś, co wyglądało jak nosze - tylko że miało dodatkowo półprzeźroczystą kopułę. Ostrożnie włożył ciało wampirzycy do środka, choć nie dało się stwierdzić, czy sprawia jej przy tym ból, czy nie. Nosferatka poruszyła się lekko, ale chyba nie była w stanie się z nimi komunikować.

- Wszystko będzie dobrze, wracasz do domu - powiedział do niej Martin, nim zamknął kopułę. Następnie podniósł na próbę nosze.
- Nie są ciężkie. Mogę sam je nieść. Wezwij Sharkę.

Sophie skrzywiła się słysząc jego słowa. Tak ona też kiedyś usłyszała, że “wraca do domu”. Wcale nie było dobrze. Przysunęła mikrofon do ust.
- Czerwoni do orzełka, przechwyciliśmy brzy… - powstrzymała się od użycia ksywy nosferatu. Wolała nie pogarszać nastroju Martina - cel.

Dziewczyna nie czekając na odpowiedź podeszła do otworu, którym się tu dostali. Co by się nie działo musieli jeszcze wyjść z podziemi. Wyjrzała nie narażając się na bycie postrzeloną i nasłuchując czy ktoś nie nadchodzi.
Ile zajmie strażnikom przegrupowanie się i dotarcie do wejścia, którym tutaj dotarli? Ilu ich w ogóle zostało? Te pytania wisiały w głowie Sophie, gdy szybki i sprawnie przesuwali się do przodu. Niestety, szczęście opuściło ich tuż przy schodach. Najpierw było potężne dudnięcie w drzwi a potem odgłos kroków kilkunastu wojskowych butów. Ktoś coś krzyknął po włosku, a potem do piwnicy wrzucono jakiś przedmiot. Granat?!

Martin wypuścił nosze i błyskawicznie przycisnął Sophie do ściany, zakrywając ją własnym ciałem. Na szczęście, to był tylko granat dymny, który może i dusił kobietę, ale nie był w stanie jej zabić.
- Ja się tym zajmę. - powiedział wampir, wypuszczając ją z objęć, po czym wstał i ruszył na spotkanie zbiegających po schodach ludzi. Po chwili zniknął Sophie z oczu wśród smug dymu.

Dziewczyna osłaniając twarz w zagięciu łokcia wydobyła temblak z plecaka. Niestety nie miała chusty z ekwipunku wojskowego. Wycelowała broń w kłęby dymu. Ktoś strzelał... niejeden nawet. Agonalne krzyki, które temu towarzyszyły, nie należały jednak do Martina. Jego nie było słychać wcale. Sophie czekała gotowa strzelić gdy tylko jej oczom ukaże się kto inny niż wampir.

Był problem. Oni mogli mieć noktowizory więc zobaczą ją szybciej. Zerknęła na nosze i na korytarz którym tu przyszli. Miała nadzieję, że darowali atak od tamtej strony. Jej nadzieje były jednak płonne, choć... ocaliły jej życie. W porę dostrzegła nabiegających z drugiej strony strażników w maskach przeciwgazowych. Podczas gdy jeden uparł się widać na szturmowanie, drugi przyczaił się i strzelił. Na szczęście niecelnie - kula weszła w tynk jakieś 10cm od ramienia Sophie. Wtem zaszeleścił komunikator w jej uchu.

- Czerwoni, zgłoście się. Czerwoni, powtarzam, podajcie status misji. Podajcie status misji. - usłyszała głos Sharki.

Sophie oddała dwa strzały, najpierw w podbiegającego mężczyznę, drugi w tego, który w nią celował. Zostało 13 naboi.
- Czerwoni pod ostrzałem. - Szepnęła do mikrofonu, zerkając na wszelki wypadek za siebie.
- Mamy Tovę, zabierzcie nas stąd, kurwa! - dodał Martin, walcząc gdzieś w połowie schodów i najwyraźniej z mozołem przebijając się ku górze.

Tymczasem Sophie udało się zdjąć tego strażnika, który nadbiegał. Jednak jego towarzysz wydawał się mądrzejszy. I miał znacznie lepszą kryjówkę niż kobieta.
- Zrozumiałam. Zaraz tam będziemy. Trzymajcie się. - usłyszała głos Sharki, po czym jej ramię przeszył piekący ból.

Tym razem mężczyzna za osłoną nie spudłował. Zdecydowanie to Sophie była na gorszej pozycji strzeleckiej, szczególnie że dym powoli się ulatniał, odsłaniając ją.

Sophie zaczęła oddawać w stronę strzelającego do niej mężczyzny kolejne strzały. Sięgnęła ranną ręką po drugą broń. 12, 11, 10 naboi… Przesunęła się na drugą ścianę utrudniając mu celowanie do niej, jednocześnie zerkając mogła teraz zobaczyć co dzieje się na schodach. A te tonęły we krwi i ciałach. Wyglądały nie lepiej niż cela Nosferatki, przy czym tutaj było nawet gorzej - gdzieniegdzie walały się flaki i odcięte członki z ludzkich ciał. Wszystko wskazywało na to, że Martinowi udało się przebić na górę.
Kolejnych kilka strzałów padło w stronę rannej Sophie. Na szczęście tym razem żaden nie był celny. Dziewczyna wystawiła się, przyjmując czystą linię do strzału. Wystrzeliła w stronę strażnika, który ją atakował celując w serce. Skubaniec, zdążył się ukryć, lecz po cichym jęknięciu poznała, że został ranny. Na razie też nie wychylał się zza swojej osłony. Sophie zerknęła w stronę noszy. Nie wyniesie ich sama, szczególnie teraz gdy oberwała. Czuła jak z rany w ramieniu upływa krew. Ruszyła w stronę mężczyzny idąc tak by musiał się wychylić by do niej strzelić. Cały czas celowała, tylko kątem oka zerkając czy ktoś nie schodzi z góry. I tak właśnie go ustrzeliła. Centralnie w środek czoła.

- Oszalałaś?! - usłyszała za sobą głos Martina.
Wampir cały był upaprany krwią, a w jego ciele dało się zauważyć kilka ran. Lewe ramie zwisało też jakoś bezwładnie, lecz Martin wydawał się tym nie przejmować.
- Nie mogłaś zaczekać w ukryciu, durna sikorko? Mógł cię zastrzelić, jak się tak wystawiłaś! - warczał na nią, podchodząc do noszy.
- Wybacz kanarku, nie wiedziałam czy ci nie odwaliło od tej całej krwi i wolałam nie mieć kogoś na plecach. - Sophie zdjęła temblak z twarzy i docisnęła go do rany, tamując krwawienie.

Martin pomógł jej, choć miał sprawną tylko jedną rękę.
- Spoko, obżarłem się. - powiedział, po czym dodał - Wybiliśmy chyba wszystkich na tej jebanej wyspie.
- I tak ich nie lubiłam, strasznie bazgrolą. - Sophie ruszyła w stronę schodów w dłoni cały czas trzymając broń na wypadek gdyby wampir nie policzył dokładnie ciał. - Zabierajmy się stąd, zanim padnę.
 
Aiko jest offline