Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2017, 09:23   #167
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
- Kawka, tak. - Odpowiedziała nowoprzybyłemu Pężyrka, biorąc do ręki kubek. Nieco parzył w palce, ale już dawno nauczyła się ignorować takie niewygody.


- Dziękujemy pięknie panie Cieciółka - krasnoludka przypomniała sobie o dobrych manierach. - Jestem Pężyrka, a ten mężczyzna to pan Gaspard - przedstawiła siebie oraz towarzysza.
Rzeczony Gaspard zaś wyglądał, mimo wszystkich okoliczności, po prostu lepiej. Jakby odzyskanie butów i reszty jego dobytku miało znaczący wpływ na jego psychikę. Co w sumie mogło być najzwyczajniejszą i najoczywistszą prawdą. Wiadome było, że jak człowiek miał cokolwiek swojego, to lepiej mu było. Pęzyrka osobiście bardzo nie lubiła nie mieć niczego swojego i polegać na dobroci innych. Lepiej mieć, niż nie mieć, choćby miały to być własne buty. Bo te, nie dość, że zazwyczaj drogie, to zdarzało się, że w trasie i niełatwe do kupienia.
Krasnoludka sapnęła z satysfakcją.
- Dobra kawusia - dodała. Choć w sumie nie wiedziała, jak kawa powinna smakować, ta była… nieco smolista, ale chyba gnolle inaczej nie umiały. Trochę kojarzył się jej ten smak z domem. - A ten o tu - wskazała palcem na nieprzytomnego mnicha - to kto to jest?
- A nie wiem - wzruszył ramionami gnoll. - Przytargali go z farmy, razem z wami. Nieprzytomny. Pani Hoe go opatrzyła, ale wciąż się nie obudził.
- Wygląda jak canard l'orange - Ucieszył się Gaspard. Jak słusznie podejrzewała krasnoludka, od chwili obudzenia, nawet pomimo względnego niewyspania, tryskał humorem. Na tyle, że czerpał radość nawet z niezbyt kunsztownych gierek słownych mających genezę w ludożerczych wybrykach Miętosiów. Przyjął zatem z uśmiechem kawę i ostrożnie zdmuchnął unoszącą się nad nią parę.
- Farma mówisz… - Zwrócił się do gnolla. - Jasne Teobald, jak trzeba, to pomogę wam nawet rozkręcić wszystkie te budy… Nie, żebyście częściowo już tego nie zrobili. - Zażartował przypominając sobie stan szopy z której wyciągnięto nieprzytomnego mnicha. - W tej chwili jestem bezrobotny i mam wobec całego tutejszego towarzystwa spory dług, zatem z chęcią co nieco odpracuję. - Wyciągnął się z rozkoszą, łapiąc promienie słońca i ziewając. - A i skoro o długach mowa, to, moja droga Pężyrko, proś o co chcesz. Na zachętę pozwól że zwrócę nóż. - Podał krasnoludce pożyczone tuż przed walką ostrze i klepnął ręką w ziemię, dając znak gnollowi aby przysiadł się póki nie zaczął się wymarsz.
- Ymm.. Ja muszę lecieć do obowiązków. Powoli zbieramy się z ojcem do wyjazdu naszą furmanką. Jedziemy do Bełtów…- Odrzekł nieśmiało Teobald.
Kranosludka schowała nóż do małej pochwy pod ramieniem i uśmiechnęła się do Gasparda.
- Ja tam o nic prosić nie będę, nic żem nie zrobiła takiego. Bitka w dobrej sprawie zawsze przydatna. - Pężyrka zawiesiła głos. - Chociaż… pozwól sobie na razie towarzyszyć. W kupie raźniej, a ja i tak nie mam co robić i nigdzie konkretnie nie zmierzam. Dzielić się obowiązkami możemy, a kiedy ty znajdziesz swój cel, to ja sobie pójdę dalej - zasugerowała.
Choć niespecjalnie wiedziała, co to znaczy “pójdę dalej”, zważając, że “dalej” było dla niej zupełnie obcym i niekoniecznie wyczekiwanym zjawiskiem. Ale co będzie, to będzie. Póki miała jakiegoś sojusznika, który wydawał się do tego bardziej obyty, to tego należało się trzymać.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline