10-02-2017, 16:39 | #161 |
Reputacja: 1 | Eldritch u pana Trouve. Karczmarz stał przed drzwiami do wierzy pana Trouve zastanawiając się krótko czegóż ten chciał od niego. Nie namyślając się długo zapukał głośno parę razy. Dowie się już za chwilę i miał nadzieję, że będą to pozytywne wieści… a jeśli nie to może chociaż neutralne? - O. Widzę, że pan tutaj - Kobold zaszedł od tyłu karczmarza. Dźwigał księgi i papiery, jak zwykle zresztą - Zapewne pani Radegondre pana przysłała. To dobrze… -Skomentował wizytę i wydobył klucz do drzwi, rozpoczynając gmeranie w zamku. - Rzucę tylko rzeczy… - Powiedział, ale trudno było mu manipulować jedną ręką. Drugą miał zajętą. - Chodzi o podatek. Niebawem do naszych Szuwar przyjeżdża poborca i musimy jak najwięcej zebrać pieniędzy. Nie tylko dlatego, że musimy zapłacić do Matrice daninę, ale też dlatego, że potrzebujemy opłacić nowego Mera i Szeryfa. Zamek w końcu ustąpił i głośno mlasnął. Kobold dbał o zamki i kłódki w całym mieście. Rzadko któraś podchodziła rdzą. Drzwi się otworzyły i urzędnik odłożył tam to co dźwigał po czym wyszedł do gościa. - Ile ma pan w kasie? A właściwie, kiedy karczma jest w stanie opłacić te $65,00? Powinniśmy dla prowadzonych biznesów ustalić wyższe podatki niż dla domów, ale jest jak jest. Co zrobić… Tak więc? Kobold zadarł głowę wpatrując się w Ocaleńca. Eldritch ujął podbródek w dłoń i zaczął się wyraźnie zastanawiać. Ile miał? Parę groszy, a wciąż czekały go zakupy coby podźwignąć stan magazynowy, który.... no cóż, był mizerny. - W kwestii mera nie byłoby większego problemu gdybym to ja się nim stał, ale bądźmy szczerzy… jakie miałbym szanse? - zapytał opuszczając dłoń, która tak niedawno zdobiła jego twarz i skupił się na koboldzie. - Co do stanu kasy… ile mniej więcej mamy czasu do przyjazdu poborcy? Przyznam, że byłem zmuszony podjąć pewne zakupy. Stan magazynowy nie rozpieszcza, a jeszcze daleko bym był ukontentowany… - uśmiechnął się tutaj szeroko - ...ale to moje zmartwienia są. Kobold spojrzał na karczmarza z lekkim politowaniem i poklepał go po przedramieniu. - Nie martw się tak bardzo, panie Eldritch. Sprawy karczmy nie są tylko twoim zmartwieniem. Tylko ją prowadzisz i o nią dbasz. Na spółkę z panią DeVillepin. Nic na siłę… - Starszy urzędnik uśmiechnął się ciepło. - Poborca będzie w tym miesiącu, a ja muszę się zorientować kto może zasilić miejską kasę. “Bury Kocur” jest naszym flagowym i najbardziej dochodowym interesem. Bez presji, ale liczymy na was. Podatki będę zbierał ratalnie, póki co. $16,25 tygodniowo. Od poniedziałku… - Rozumiem, ale co zrobić, że traktuje “Kocura” jak moje własne dziecko? - zapytał Eldritch i się roześmiał lekko - Stanę na głowie by coś wyciągnąć z tego interesu, choć nie ukrywam, że lwią częścią dochodu jest wizyta dyliżansu. Tak czy inaczej, coś wymyślę. - To świetnie, panie Eldritch - Trouve otworzył szerzej drzwi swojego domu i szykował się do zniknięcia w jego głębi - Niech pan próbuje. Do końca tygodnia proszę wpłacić jak najwięcej. Nie zatrzymuję już pana. Ocaleniec uśmiechnął się szeroko. - Zapewne jest pan bardzo zajęty i ja nie zatrzymuję, a teraz pan wybaczy “Kocur” mnie wzywa.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
10-02-2017, 17:41 | #162 |
Reputacja: 1 | Karczma, piwnica i rozmowa z panią Poulin. Piwnica była miejscem które Ocaleniec znał i pamiętał bardzo dobrze. Ty razem był jednak przygotowany zrobić tam porządek i przeprowadzić czystkę wszelkich nieszczęśliwych pozostałości. Miał miotłę, szufelkę, zmiotkę i wiadro, oraz lampę oliwną coby oświetlić to ponure miejsce solidnie. Cokolwiek skrywało to miejsce miał zamiar wynieść na widoczność. Piwnica śmierdziała stęchłymi szmatami i butwiejącymi beczkami. Grzyb, pajęczyny i wilgoć od podmokłych terenów, to na pierwszy rzut oka jedyne, na co mógł liczyć tutaj karczmarz. Sporo rzeczy było do wyrzucenia. Szczególnie połamane skrzynki na warzywa i pełno pobitych naczyń. Eldritch musiał również przerzucać stare worki i kosze wiklinowe, drepcząc butami po rozkładających się ziemniakach. O dziwo, nie musiał odblokować dojścia do półki na której w kurzu stał baniak wina i leżało kilka butelek. Tak, jakby tam zawsze ktoś łaził. Nie to jednak przykuło uwagę karczmarza. Gdy bardziej poświecił lampą, to na ścianie za półką, na wysokości pasa, dostrzegł sporą dziurę. Ziemi tu więcej było, jakby kto ją usypał. Pobitych butelek też sporo, jakby pospadały z pułki. Ktoś odsuwał tę półkę tam i z powrotem kilka razy, szorując po ziemi i zostawiając widoczne znaki. - Panie Eldritch?! Jest tam pan? - Z góry dobiegło wołanie pani DeVillepin. - Jestem! - zakrzyknął gospodarz - W czym mogę pomóc? - Pani Poulin przyszła i chce rozmawiać! - Wykrzyczała kobieta. - Już, już idę! Eldritch nie był zadowolony. Miał w końcu pracę w piwnicy, ale skoro ktoś przychodził, to może coś się ugra. Wspiął się po schodach i zamknął piwnicę. Następnie udał się do głównej sali. Było tu pusto na razie a w powietrzu unosił się zapach ryb. Ich ostatni dzień świeżości, był naprawdę ostatni. Bardzo dobrze to wymyślił Wielko Budowniczy by niektórych rzeczy czas, liczyć nie zegarem tylko gromadzącym się fetorem. Powiedzmy, że tym rybkom nie wiele brakowało. - Piękne zapachy! - Rozpromieniła się pani Marie-Claire. Kobieta miała ładną, zadbaną fryzurę i mętne, zielone oczy. Towarzyszył jej śmiertelnie poważny elf, a przy drzwiach ustawił się półogr. Jak widać, smak dojrzałych rybek w tych okolicach były bardzo ceniony… “...albo kobieta była zepsutą do szpiku kości manipulantką” pomyślał gospodarz odwzajemniając uśmiech, a mentalnie dał sobie notatkę by otworzyć wszystkie drzwi i okna i przewietrzyć miejsce nim się zejdą goście. - Pani Poulin jak mniemam... - powiedział ciepło - ...w czym mogę pomóc w tej wczesnej godzinie? - Otóż chciałabym wpłacić niewielką sumę tutaj i otworzyć rachunek. Chcę by każdy z mieszkańców Szuwarów mógł na mój koszt bawić się tutaj przednio. Pić dobre trunki i jeść co mu się spodoba. W zamian powiesiłabym tu tkaninę na ścianie, gdzie ogłaszam swoją kandydaturę na radną no i wynajęłabym pokój numer pięć, by móc przyjmować gości i petentów. Czy byłby pan zainteresowany? Ocaleniec pokiwał powoli głową szacując opcje. Mógł zgodzić się na propozycję kobiety, której to najwyraźniej bardzo zależało na staniu się radną… zapewne do własnych celów, lub odmówić. Bądźmy jednak szczerzy, czasy były ciężkie, klientów mało i ogólnie gospodarka kiepska… - Rozumiem. - powiedział krótko z ciepłym uśmiechem - Klient nasz pan. Jeśli chce pani zostać radną myślę, że mogę w tym pomóc na powyższych warunkach. Proszę jednak pamiętać o mnie w momencie osiągnięcia swojego celu, a ja szepnę dobre słówko bywalcom. - Ależ oczywiście panie… Jak pan właściwie się nazywa, sir? - Kobieta kokieteryjnie dotknęła obluzowanego guzika w kamizelce Oceleńca, poprawiając go nieco. - Eldritch… proszę mi mówić Eldritch… - powiedział miłym dla ucha lekko ściszonym głosem - ... jak powinienem się zwracać do pani, pani Poulin? - Mów mi Marie-Claire. Przyjacie mówią mi Claire, bo tak właściwie wolę… - Claire… piękne imię. Jestem niemalże pewny, że zostanie pani radą… w końcu, czy to imię nie znaczy “sławna”? - ciepłe słowa opuściły usta mężczyzny po czym powiedział już trzeźwiej. - Przejdźmy jednak do kwestii wynajmu. Ile dni jest pani skłonna wynajmować pokój nr. 5? - Chciałabym od dzisiaj do końca niedzieli. Czyli dwie, niecałe doby, razem... Co do wpłaty na rachunek.. - Poulin wskazała na elfa i kiwnęła na niego dłonią. Mężczyzna ruszył do lady, wyjął pokaźną sakwę i położył na blacie. - Tam jest $300,00. Mam nadzieję, że to wystarczy. Całą resztę może pan zachować dla siebie. Doskonale wiem, jak trudno jest być tu nowym i na niepewnej służbie u pana Trouve. Marie-Claire Poulin nachyliła się do karczmarza i szepnęła do ucha - Proszę się nie martwić. Ode mnie nie dowie się o tej transakcji na pewno. Kobieta zajrzała głęboko w oczy Ocaleńcowi. - Niech pan się postara panie… Eldritch. Niech ten ‘Kocur’ ożyje! - Pani Claire, może mi pani wierzyć… - odparł z zawadiackim uśmiechem odwzajemniając spojrzenie - ...ten ‘Kocur’ nie tylko ożyje… - Tak czy inaczej, sprawę rachunku mamy omówioną. Pozostaje kwestia wynajmu, ale tym zajmiemy się później. Sprawy karczmy nieszczęśliwie mnie wzywają. Impreza sponsorowana przez panią Marie-Claire Poulin Po wymianie pożegnań i uprzejmości Eldritch wrócił do porządkowania piwnicy. Niepokoiła go wilgoć, którą to miał zamiar zająć się później. Teraz jednak sprzątał, a kiedy to było zrobione przystąpił do odsuwania półki przyświecając sobie przy tym lampą. Co się tam kryło, nie wiedział, ale miał zamiar się dowiedzieć. Zazgrzytała półka po ziemi, a nieliczne naczynia na niej zatańczyły gdy Eldritch odsunął ją od ściany. Lampa oblała żółtawym światłem brudną, pochlapaną wapnem ścianę. Tam gdzie łączyła się ona z klepiskiem widniała spora dziura. Akurat na dorosłego człowieka, który mógł na czworakach przecisnąć się przez nią. Lub coś schować. Gdy ocaleniec przykucnął i zajrzał do środka, jego oczom ukazała się wnęka. Było to mnóstwo ziemi i kamieni oraz narzędzia do kopania. Kilofy, łopaty, a nawet taczka. Ciemnościom w głębi nie było końca, ale karczmarz domyślał się już, że to korytarz. I chyba szybko się on nie kończy… Ocaleniec wiedział, że eksploracja może zająć więcej niż miał teraz czasu. Zdecydował, że powróci w to miejsce po zamknięciu karczmy. To była logiczna droga postępowania. Tym bardziej, że nawet jeśli by wrócił przed otwarciem, to pewnie byłby brudny jak nieboskie stworzenie, a nie o to w końcu chodziło. Trzeba było się prezentować… i kupić w końcu grzebień, lub szczotkę do włosów i nająć jakiegoś grajka… chyba nawet słyszał gdzieś muzykę w tej mieścinie… ale to zaraz po tym jak zje danie dnia poprzedniego i popije sikaczem. Z tą myślą zasunął z powrotem półkę by ukryć tunel.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
10-02-2017, 23:08 | #163 | |
Reputacja: 1 |
__________________ | |
17-02-2017, 14:12 | #164 | |||||
Reputacja: 1 | Tura 16
SZUWARY Ostatnio edytowane przez Martinez : 17-02-2017 o 14:47. | |||||
21-02-2017, 18:15 | #165 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
21-02-2017, 19:44 | #166 |
Reputacja: 1 | Na widok szczura kapłan Wielkiego Budowniczego nie zareagował gwałtownie - tak jak poprzednim razem. Mruknął, niezadowolony tylko i odrzucił od siebie pościel, zsuwając gołe nogi na podłogę i przysiadając na skraju łóżka. Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach, pocierając zaspane oczy. Najwidoczniej nie miał problemu z tym, iż znany mu już szczur zobaczy go w samej bieliźnie, albo odkryje jego blizny na plecach.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" Ostatnio edytowane przez MTM : 23-02-2017 o 17:34. |
22-02-2017, 09:23 | #167 |
Reputacja: 1 |
__________________ "First in, last out." Bridgeburners |
22-02-2017, 22:30 | #168 |
Reputacja: 1 | Pogoda na zewnątrz zachęcała by wybrać się na długi spacer, jednak najpierw trzeba było zająć się tym co ważniejsze. Czyli postarać się by spotkanie pana Trottiera z nowym pracownikiem świątyni przebiegło pomyślnie i zakończyło urazę jaką jeden żywił do drugiego. Gosposia wiedziała, że przy niej Diego przynajmniej da szansę by Rodolphe wytłumaczył się z tego co go trapiło. Panna Vergest stanęła pod wielkimi drzwiami świątyni. Tak jak się spodziewała, zastali tam pracującego mężczyznę, którego poszukiwali. Dziewczyna ruszyła przodem przez salę i zatrzymała się dopiero, gdy stanęła pod drabiną. - Już wróciłam panie Diego - odezwała się w końcu Chloe z rozbawieniem, ale też i zadowoleniem, widząc jak nowy kościelny z zapałem zabrał się za szykowanie sali modlitewnej. - I przyprowadziłam do pana gościa - i po tych słowach odwróciła się w kierunku pana Trottiera, spoglądając na niego, skinieniem głowy zachęciła go by mówił. - Dzień dobry, panie De LaChristo. Cieszę się, że widzę pana w dobrym zdrowiu. Przyszedłem zamienić z panem kilka zdań. Miał nadzieję, że Diego nie spadnie z drabiny, jak usłyszy kto go odwiedził. Nowy kościelny zmrużył oczy i wbił wzrok w dwójkę gości. - Aaaa… Si! Panienka Chloe i senior Rodophe!.. Mężczyzna zaczął schodzić z chyboczącej się drabiny. - Pardon za te słowa przed chwilą. Co i rusz ktoś tu przychodzi i pyta o ojca Glaive. Byłem dość grzeczny, więc niepotrzebnie chyba się pan fatygował… - Diego rzucił krótkie, pełne niepokoju spojrzenie gosposi. - Na zdrowie nie narzekam. Jeszczem nieco osłabiony, ale się staram odłabić, senior… Chloe posłała pokrzepiający uśmiech do Diega. - Opowiadałam panu Trottierowi jak pomocny jest pan tu w świątyni - powiedziała by dodać pewności nowemu kościelnemu. Zaraz też spojrzała na zielarza, lekkim gestem ręki zachęcając go do mówienia, ale zaraz się zorientowała, że głos w sali modlitewnej niesie się wszędzie. - Ach gdzie moje maniery! Zapraszam do kuchni - odparła radośnie i nie czekając na reakcję mężczyzn, ruszyła przodem. Diego dociągnął kąciki ust do swoich uszu. Zależało mu by być w miarę sympatycznym i nie drażnić byłego mera. Mógł przecież mieć jeszcze odrobinę władzy. - Pan przodem, seniore - Wskazał dłonią za Chloe. Rodolphe wciąż nie czuł się zbyt dobrze mając za plecami bandytę, ale nie chciał być niepotrzebnie nieuprzejmy, więc ruszył za Chloe w stronę kuchni. - Panie De LaChristo… Zdaje się, że dość niefortunnie naszą znajomość rozpoczęliśmy, ale mam nadzieję, że rozumiesz, że musiałem się zachować w taki sposób. Słyszałeś zapewne o tej dziwacznej katastrofie, która całe Szuwary doprowadziła do nieprzytomności i na dodatek parę osób w tym zamieszaniu zginęło.. - Że co? - Diego nastawił ucha, bo niby słyszał, ale nie wiedział czy dobrze... Daleko do kuchni nie mieli. Przekroczyli drzwi, przeszli krótkim korytarzem i znaleźli się w niewielkiej świątynnej kuchni. Panna Vergest wskazała obu panom by zasiedli na krzesłach - znajdujących się po przeciwnych stronach stołu - a sama zaczęła przeglądać szafki w poszukiwaniu herbaty. - Odrobinę trzeba będzie poczekać na wrzątek, bo muszę rozpalić w kuchni - stwierdziła Chloe, spoglądając na drwa, które zapewne to Diego musiał przynieść. Zaraz też zabrała się za szykowanie ognia. De LaChristo stanął na środku kuchni nie wiedząc, czy pomóc gosposi czy też zająć się jakoś gościem. Po prawdzie, czuł się tu gościem w największym stopniu, ale nie zamierzał dać temu uczuciu zwyciężyć. - Tak. Tu są krzesła, seniore - wskazał na meble przy stole - Zechce pan usiąść, panie merze? - Panie Trottier, Rodolphe, zielarzu. Nie jestem już merem, na szczęście. I nie będę już musiał podejmować decyzji, które zagrażają życiu innych - wypowiedział na głos swoje myśli, gdy siadał. Gdy zdał sobie z tego sprawę zaczerwienił się lekko. - Nie jestem merem, panie De LaChristo. Przyszedłem tutaj, żeby z tobą porozmawiać o tym, co zaszło. Nie będę przepraszał, postąpiłem tak, jak musiałem. Ale chcę, żebyś wiedział, że jest mi z tego powodu niezwykle przykro. I jeżeli cokolwiek ci jeszcze doskwiera, to chętnie ci we wszystkim pomogę. Oczywiście w miarę moich możliwości. Mężczyzna spojrzał na uwijającą się przy kuchence Chloe, a potem znów na byłego mera. - Rozumiem - odpowiedział z powagą - Przemyślałem pańskie postępowanie i … - Diego pokiwał głową w zamyśleniu - Chcę panu oznajmić, że żadnej zwady między nami nie ma, seniore. Nie miał pan pełnej wiedzy o mnie… natomiast, jeśli mógłbym prosić o jakieś leki, to coś na mdłości i wzmocnienie. Nadal nie czuję się najlepiej i czasem oblewają mnie zimne poty. Diego dopiero teraz usiadł na trzeszczącym krzesełku. Panna Vergest była bardzo zadowolona, że panowie zaczynają się dogadywać. W międzyczasie ogień został rozpalony i po odsunięciu fajerka, gosposia postawiła czajnik na płycie kuchni. Wyciągnęła kubeczki i nasypała suszonych ziół. Wtedy też odwróciła się przodem do mężczyzn. - Cieszę się że udało się dojść do zgody - stwierdziła radośnie. - I nawet nie doszło do rękoczynów - dodała żartobliwie i mrugnęła do panów. Rodolphe z przyzwyczajenia postarał się odgadnąć z zapachu, jakie zioła przygotowuje im Chloe. - Przygotuję coś dla ciebie, panie De LaChristo, i przyniosę po południu. Polecałbym ci także spożywać sporo długo gotowanych rosołów. To najłatwiejszy sposób na odzyskanie sił. - Zielarz spojrzał na Chloe z dziwnym uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie spodziewałaś się po mnie takiego zachowania, panno Chloe. Gosposia zalała w końcu wrzątkiem naczynka. W kuchni zaczęła unosić się przyjemna woń melisy, mięty pieprzowej, goździków oraz chyba drobnej nuty anyżu. - Po panie, panie Rodolphe spodziewam się samych dobrych rzeczy - odparła z rozbawieniem. - Tak, nawet pomimo tego co się wydarzyło… - nie dokończyła, a jedynie lekko skinęła na Diega. - Wierzę panu, że czasem obowiązki potrafią człowieka przytłoczyć tak bardzo... że sam nawet nie wie jak się nazywa - uśmiechnęła się do zielarza ciepło. - Skoro uważa pan, że odstąpienie ze stanowiska mera będzie dla pana dobre to powinien pan to zrobić - dodała i odwróciła się, biorąc w dłonie dwa kubki. Lekkim krokiem zbliżyła się do stołu i postawiła ziółka przed panami. - To prawda - Diego przytaknął gosposi i chwycił za ciepły kubek - Choć znajomości pewnie zostają, co bardzo może się przydać - De LaChristo napił się wrzątku i skrzywił, choć zaraz posłał Chloe pełen uznania uśmiech. - Padre Theseus przyjął mnie pod dach świątyni z pewnymi obawami, ale mam nadzieję, że za każdym dniem, są one coraz mniejsze. Jestem jednak ciekaw, co ze mną dalej? - Postanowił zmienić temat Diego. Rodolphe ukrył przerażenie, gdy poczuł anyż. Jak on nie znosił anyżu, kopru i innych podobnych im przypraw. Miał nadzieję, że goździki zabiją ten okrutny smak. Upił drobny łyczek dla poznania przeciwnika. Udało mu się zachować kamienną twarz, jednak był bliski skrzywienia się. Cóż za okropna mikstura! - Zdaje się, że chyba wszyscy o panu zapomnieli. Widząc zaufanie, którym obdarza cię panna Chloe i pan Glaive też zapewne… zapomnę. Teraz już mogę. - Byłbym naprawdę ukontentowany - Odpowiedział z nieukrywanym zaskoczeniem Diego i spojrzał na Chloe. To była bardzo dobra wiadomość. Chloe badawczo przyglądała się reakcji zielarza jaką ten miał po upiciu ziółek. Chwilę tak na niego patrzyła, aż w końcu chyba musiała zrezygnować z zadania pytania jakie pewnie jej przyszło na język. Ucieszyła się za to widząc pogodzonych ze sobą mężczyzn, a krzyżując spojrzenie z Diegiem skinęła do niego głową. - Miejmy tylko nadzieję, że Chlupocice sobie nie przypomną - odparła z powagą panna Vergest. Westchnęła cicho, ale zaraz przywołała uśmiech na swoją buźkę. - Ale myślę, że na razie to zmartwienie możemy sobie odpuścić. - dodała. - No, i pięknie. Dziękuję bardzo za herbatkę, panno Chloe. I dziękuję, panie De LaChristo, za zrozumienie. Niestety - zielarz obrzucił zwycięskim spojrzeniem niedopity napój - będę musiał już wychodzić. Nadrabiam zaległości w pracy. Miłego dnia życzę. Rodolphe ukłonił się lekko, poczekał aż reszta się pożegna i wyszedł ze świątyni. Panienka Chloe, po odprowadzeniu pana Trottiera do drzwi, wróciła do kuchni. Wzięła do ręki swój kubek i usiadła obok Diega, któremu wcześniej dyskretnym gestem poprosiła by został na swoim miejscu. Gosposia chwilę milczała w zamyśleniu po czym upiła już lekko przestudzony napar. Smak tego musiał jej pasować, bo lekko się uśmiechnęła. Na mężczyznę spojrzała dopiero gdy wypiła do połowy zawartość kubka. - Trzeba będzie się dziś wybrać do przybytku, w którym przebywa teraz nasz żywy-nieżywy - odezwała się w końcu, a jej mina zrobiła poważna. - Ale nie śpieszy nam się. Przynajmniej nie pali nas ten temat na razie - stwierdziła i pogrążyła się we własnych rozmyślaniach o problemach, które mogą się pojawić. Jak choćby reakcja duchownego ... Chloe powoli zaczynała się niepokoić tym, że dziś jeszcze nie miała okazji spotkać się z cicerone. "No przecież nie uciekł przede mną w popłochu..." po tej myśli spojrzała w kierunku gdzie znajdował się pokój ojca Glaive i uniosła lekko jedną brew. |
23-02-2017, 15:28 | #169 |
Reputacja: 1 | Poranna Pężyrka i Gaspard cz. 2 - To ja już pójdę, dobra? - Zagaił gnoll, ale tak bardzo cicho, że w zasadzie nikt go nie słyszał. Ostatnio edytowane przez Gzyms : 23-02-2017 o 17:52. |
23-02-2017, 15:46 | #170 |
Reputacja: 1 | Remi skinął głową, zgadzając się ze słowami orczycy. Im szybciej z powrotem znajdą się w Szuwarach tym lepiej, ale mieli jeszcze kilka spraw do załatwienia na Wzgórzu.
__________________ Hmmm? Ostatnio edytowane przez Kostka : 24-02-2017 o 22:45. |