Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2017, 13:54   #44
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację

Psuja

Agatowe Wzgórze okazało się niewielkim, wzniesieniem położonym już poza granicami miasta. W miejscu jednak dostępnym, choć mało uczęszczanym. Psuja nie zauważyła nigdzie po drodze tabliczek z napisem w stylu “Teren prywatny” czy “Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Nie przybyła do tego epatującego spokojem miesja głównymi drogami. Nie mogła być zatem pewna, że tam ich nie był. Pewna za to mogła być, że trafiła we właściwe miejsce. Wszystko wokół, zwłaszcza bujna roślinność, jej o tym mówiło. I ten wszechogarniający spokój. Kojący niczym matczyne dotknięcie.
Miejsce to jednak wydawało się puste w obecnej chwili. Ale nie opuszczone. Wprawne oko dostrzegło ślady zebrań i odprawianych rytuałów.
Gdy Psuja miała już odejść, wszak próbował spełnić swój obowiązek, jak spod ziemi wyrosła tuż obok starsza kobieta. Siwe włosy z pewnością dodawały jej lat, ale i powagi. Na dostojnym obliczu malował się spokój.
- Louise poinformowała nas, że przyjdziesz. - Odezwała się






Jeremiah Ellsworth


Badanie wody z jeziora Swamp Lake, a także z jego dopływów dało doktorowi Ellsworthowi odpowiedź na kilka pytań. Po pierwsze, zanieczyszczona woda nie pochodziła z żadnego z dopływów. To była w pewnym sensie dobra wiadomość. Po drugie dała możliwość określenia kilku ognisk zakażenia. Kilku na terenie samego rezerwatu i kilku po drugie stronie symbolicznej granicy ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej.
Do wszystkich z tych miejsc był stosunkowo dobry dojazd. Ale też nie były to jakieś wyraźnie wyeksponowane miejsca.

Badając wodę przy granicy rezerwatu Jerry dostrzegł kilkoro ludzi kręcących się po okolicy. Starszy mężczyzna i kobieta pokazywali coś ubranemu w garnitur i kowbojski kapelusz mężczyźnie w średnim wieku.
- Tu go znalazłem. - Starszy mężczyzna pokazał jakieś zarośla w okolicy jeziora.- Wyglądał koszmarnie. Jakby go jakaś bestia zaatakowała. Wszędzie było pełno krwi i flaków.
- Bestia? - Zapytał mężczyzna w kowbojskim kapeluszu.
- Wilkołak. - Odparł staruszek.
- Wilkołak? - Ton głosu kowboja świadczył o tym, że ani trochę nie wierzy w opowieści o ludziach-wilkach. - Dobrze. Co było dalej?
- Zadzwoniłem po szeryfa. Złożyłem zeznania i tyle.
Kowboj skrzętnie notował wypowiedzi ludzi. Później zaczął oglądać wskazanie zarośla.
- Tu jest jeszcze pana ziemia, tak?
Starszy mężczyzna pokiwał głową.
- Ale Indianie tego nie respektują. - Wtrąciła się kobieta. - Przychodzą tutaj i niszczą naszą własność. I nie tylko naszą. Wielu okolicznych właścicieli ziemi skarży się na nich.
- Przykro mi to słyszeć. - Odparł kowboj. Ale wcale mu przykro nie było. Wyraźnie go to nie obchodziło.
- Ja to myślę, że te dzikusy go zabiły. - Powiedziała teatralnym szeptem kobieta.
- Cicho kobieto. - Starszy mężczyzna syknął na nią.
- A dlaczego pani tak myśli. - Mężczyzna w garniturze zainteresował się.
- Moja żona przesadza. - Powiedział zawstydzony staruszek.
- Wcale nie przesadzam. - Oburzyła się kobieta. - Rachel widziała go w samochodzie z jakąś małolatą z rezerwatu.
- Proszę liczyć się ze słowami. - Kowboj wydał się oburzony. - Pan Leinberer był szanowanym przedsiębiorcą i obywatelem.
- Ja tylko powtarzam co mi Rachel powiedziała. - Kobieta wydała się być zawstydzona.
- Rachel to plotkara. - Skwitował jej mąż.
Mężczyzna w garniturze jeszcze chwile pokręcił się po okolicy i cała trójka odeszła zostawiając jezioro za sobą.





Matthias Grant


Kapuś opuścił komisariat szybko. Wyszedł sam. Nikt też na niego nie czekał. Wykonał jeden telefon. Skorzystał z budki telefonicznej. Wynik rozmowy chyba go nie zadowoli. Próbował wyładować swoją frustrację na aparacie telefonicznym, ale pojawienie się dwóch zastępców szeryfa skutecznie go od tego odwiodło.
Taksówki z jakiegoś powodu nie wziął. Dwukrotnie próbował, ale za każdym razem kierowcy odjeżdżali. Odprowadzał ich wyzwiskami i obraźliwymi gestami.
Śledzenie pieszego było zadaniem łatwiejszym. Ale Szpecąca Bryza musiała zostawić Matthiasa. Miała rację, ona zbyt rzucałaby się w oczy w mieście.

Mężczyzna, któremu Grant spuścił łomot w klubie Leona, szedł prosto do dobrze znanej młodemu Garou części miasta. Sam tam mieszkał. Po drodze przywitał się z kilkoma drobnymi cwaniakami, co to za wielkich gangsterów chcieli uchodzić. Grant znał ich dobrze. Potrafili co najwyżej okraść dzieciaki ze szkoły lub pobić prostytutki. Śledzony mężczyzna nie zatrzymał się jednak na dłuższą pogawędkę.

W tej okolicy, grubasowi ciężko było się urwać, nawet gdyby wiedział, że ktoś go śledzi. Grant znał tutaj każdy zaułek. Każdy skrót. Matthiasowi nie trudno było ustalić do którego budynku wielorodzinnego kapuś wszedł od tyłu.
Kawałek dalej biło się jakiś dwóch mężczyzn. W zasadzie to jeden bił drugiego. Ofiara w żaden sposób nie mogła się uwolnić oprawcy ni zasłonić przed jego sparwnie i fachowo wyprowadzonymi ciosami.
Takie widoki były tu na porządku dziennym. Co nie było na porządku dziennym, to zapach jednego z nich. Zapach agenta DEA spod baru Leona. Zapach Olivii.







 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline